Recenzja słuchawek Edifier TWS6 (True Wireless)

Edifier stara się jak wszyscy producenci wejść na rynek coraz bardziej popularnych słuchawek TWS i być może też uczyć się na błędach innych konstrukcji. Dlatego też być może zdecydowano się na zastosowanie droższych/lepszych technologii, takich jak płytki dotykowe, ładowanie bezprzewodowe oraz przetworniki armaturowe. Tak oto właśnie wyglądają ich TWS6.

Słuchawki przychodzą do nas w estetycznym opakowaniu otwieranym niczym książka.

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Słuchawki przychodzą do nas bardzo dobrze wyposażone. Prócz standardowego etui i kabelka ładowania USB-C, mamy jeszcze silikonowe skrzydełka ergonomiczne w trzech różnych rozmiarach, 3 pary silikonowych nakładek, a także 2 rodzaje pianek pamięciowych w stylu Westone True Fit. Etui posiada na sobie przycisk ręcznego dostrajania oraz może być ładowane bezprzewodowo, jeśli zostanie położone czołem na płytce ładowania.

Po otwarciu ukazują się nam wszystkie akcesoria i same słuchawki.

Przetwornikami są tym razem nie dynamiki, ale armatury zbalansowane marki Knowles. Dzięki temu korpusy mogą zachować bardzo małe gabaryty. Do tego wykonano je naprawdę rewelacyjnie. Absolutnie nie mogę powiedzieć o nich złego słowa co do jakości wykonania. Powierzchnie zewnętrzne są połyskliwe, ale w rzeczywistości są to panele dotykowe. Etui w całości wykonano z połyskliwego plastiku i tu już poziom wrażeń jest mniejszy, ale o tym powiem trochę za moment. Bardzo cieszy obsługa asystentów głosowych i wsparcie dla Bluetooth 5.0 i aptX, a także wodoszczelność w ramach normy IPX5.

Po wyjęciu mamy w rękach komplet tipsów oraz kapturków silikonowych robiących za wsporniki.

Izolacja jest na dostatecznym poziomie, ale tylko na nim. Nie są to słuchawki mocno izolujące i wyraźnie większą izolacją (np. porównując pianki) cieszyłem się na CK3TW, które także będą miały swoją recenzję. Biorąc pod uwagę brak jednoznacznej kompensacji (o tym za moment), nie są to słuchawki przeznaczone na outdoor w głośnych otoczeniach. Wygoda jest za to na bardzo dobrym poziomie, żeby nie powiedzieć więcej. Słuchawki w moich kanałach siedziały pewnie i solidnie, bez żadnej penalizacji od potliwości kanałów, ich asymetrii czy aplikacyjności. Nie sprawdziły się u mnie dołączane do zestawu skrzydełka uszne. Ich kształt jest – przynajmniej dla moich uszu – zbyt specyficzny. Słuchawki najmniej problematyczne ergonomicznie były dla mnie w sytuacji, gdy nie posiadały na sobie kompletnie żadnych dodatkowych nakładek.

Etui jest fajne i świetny jest też wskaźnik naładowań, ale konstrukcja raczej preferuje leżenie niż stanie.

Z parowaniem na cały test zdarzył mi się tylko raz – na samym początku – problem z parowaniem prawej słuchawki z lewą (gubienie co jakiś czas sygnału na chwilkę). Zdarzyło mi się to w sytuacji, gdy mocno oddaliłem się od nadajnika (PC) i słuchawki miały wtedy problem aby wrócić do normalnej pracy. Innym razem problem w identycznej sytuacji nie wystąpił, więc może to być zwyczajna „czkawka” z tytułu nowości.

Wyjęcie musi następować w powietrzu, słuchawka po słuchawce.

Słuchawki nie wykazują się żadnymi ułomnościami podczas odtwarzania materiału, tj. lagami czy przebiciami. Słychać jedynie delikatny, jednostajny szum w tle, ale w żadnym razie mi to nie przeszkadzało. Delikatne przebicie ma miejsce jedynie podczas etapu parowania i negocjacji. Później – grobowa cisza.

Całkiem nieźle wypadł wbudowany z Edifiery mikrofon, a raczej mikrofony, ponieważ słuchawki mają dwa – po jednym na stronę. Jakość dźwięku jest dobra, słuchawki nie zniekształcają głosu jakoś przesadnie i zbierają go też na sensownym poziomie, choć nie z taką jakością i nie tak głośno jak CK3TW. Różnica nie jest jednak kolosalna i ogólny poziom jakości o galaktyki przebija bardzo popularne QCY T2C oraz inne tanie modele TWS na rynku:

Czas pracy na baterii jest mocną stroną Edifierów i powodem tego jest zastosowanie przetworników Knowles, albo może ogólniej: nie wymagających zbyt dużej ilości energii. 8 godzin na takie maleństwa to naprawdę sporo. Jest to o 2 godziny więcej niż w CK3TW. W słuchawkach producent upchnął po jednym ogniwie, zaś w etui znalazło się pojedyncze większe ogniwo pozwalające na dodatkowe 3 doładowania (24 godziny), dając sumarycznie 32 godziny pracy. To o 2 godziny więcej i jednocześnie o jedno ładowanie mniej niż CK3TW. Co miłe, etui pokazuje po otwarciu liczbę potencjalnych pełnych ładowań jakie może zrealizować (liczba błyśnięć diody ładowania). Niestety słuchawki jako takie nie podają dokładnego stanu naładowania.

Czas pełnego ładowania ustalono na 1,5 godziny, a więc znów krócej o pół godziny niż w CK3TW, choć podczas testów Audio-Techniki naładować się potrafiły w czasie lekko ponad godzinę, także to też nie jest tak, że są to wartości absolutne, a jedynie estymowane. Zaletą jest też zagłębienie pinów kontaktowych w korpusach, co utrudnia ich zaśniedzenie od kontaktu ze skórą.

Korpusy są bardzo drobne, ale to dobrze.

Lista uwag krytycznych wobec Edifierów nie będzie długa i w dużej mierze dotyczy głównie etui, choć nie tylko. Zacznijmy może od tego, że zaskakująco dla mnie panele dotykowe nie pozwalają na sterowanie głośnością. Do tego działają bardzo topornie i sterowanie słuchawkami za ich pomocą jest u osób nie stosujących siły prawie niemożliwe. Przykładowo prawa słuchawka winna sterować odtwarzaniem i pauzowaniem poprzez podwójne dotknięcie. Skuteczność w moim przypadku wynosiła w szczycie 25% przy próbach delikatnego dotykania panelu. Czyli na cztery podwójne dotknięcia działało tylko jedno. Problemem okazała się czułość paneli. Aby panel w istocie zarejestrował nasz palec, trzeba nim wręcz uderzyć w korpus, co powoduje bardzo nieprzyjemny dźwięk głuchego uderzenia, gdy słuchawka jest szczelnie w uchu. Trochę podważa to zastosowanie paneli dotykowych, bo nie różni się niczym od sytuacji, gdybyśmy mieli tutaj głośne, klikające przyciski tradycyjne.

Istnieje możliwość założenia im wsporników silikonowych, ale przyznaję bez bicia, że nie umiałem ich założyć do uszu.

Najbardziej jednak nie rozumiem braku sterowania głośnością. Jej implementacja nie powinna być tu problemem, choć na osłodę słuchawki mają kapitalne sterowanie głośnością co 2%, dając płynne i pełne dostrajanie natężenia dźwięku. Wiele słuchawek może się (i powinno!) od TWS6 uczyć.

Idąc dalej, trochę niepotrzebny jest przycisk dostrajania, bo w Audio-Technikach dzieje się to automatycznie i wciąż bezproblemowo, ale w sumie jeśli miałbym traktować go jako taki „reset”, to może faktycznie lepiej że jest. Ale już wypukłego dna etui nie rozumiem. Etui jest przez to w pozycji pionowej niestabilne, a po otwarciu po prostu się przewraca. Jedyna możliwość to wyciąganie słuchawek trzymając etui w rękach albo w pozycji leżącej. Niepotrzebnie zastosowano na nim plastik połyskujący, ponieważ piekielnie łatwo zbiera wszelkie paluchy i rysy. W żaden inny sposób, niż fabryczną naklejką z folii konieczną do zerwania przed pierwszym użyciem, nie opisano także obszaru ładowania bezprzewodowego. Ostatnia uwaga to fakt, że w etui słuchawki są trzymane wyłącznie przez magnesy i przy mocnym potrząsaniu czuć ich luz w pudełeczku. Nawet 4x tańsze QCY nie mają tego efektu. Producent mógł o tym pomyśleć, nawet z czystej profilaktyki.

Silikonowe wsporniki nie blokują jednak ładowania i umieszczania w etui.

Ostatnia rzecz to multiparowanie. Słuchawki są w stanie zapamiętać swoje urządzenia, ale połączone jednocześnie mogą być tylko z jednym. Sytuacja jest więc analogiczna jak w CK3TW. Ze wszystkich par jakie miałem w danej chwili pod ręką, ponownie tylko Byrony BT (Beyerdynamic) wyszły z zadania obronną ręką.

Czy są to elementy i uwagi faktycznie krytyczne? W zasadzie nie lub nie do końca. Da się z tym wszystkim żyć, wystarczy zapamiętać to i owo oraz nauczyć się pewnego rygoru użytkowego. Największym dla mnie osobiście problemem, poza niską czułością paneli dotykowych i brakiem sterowania głośnością za pomocą słuchawek, była rzecz zdawałoby się prozaiczna, ale jednak: nieoczywista orientacja korpusów. O ile są należycie opisane literkami L/R, to jednak mogą być założone naprawdę dowolnie i nawet kończąc pisanie recenzji nie jestem do końca pewien czy poprawnie je zakładałem. Być może jednak tak miało być, a najważniejszym wskaźnikiem będzie tu najzwyczajniej w świecie nasza wygoda i samopoczucie. Ostatecznie starałem się zakładać je tak, aby mikrofony były orientacją skierowane w stronę moich ust i chyba tak właśnie być powinno. Znów: przydałoby się mieć to ujęte jakoś w bardziej oczywisty sposób. Na szczęście nie miało to żadnego przełożenia na dźwięk.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem, który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.

Sprzęt dla pewności zawsze zostawiam sobie włączony na 24-48h z tytułu profilaktyki przed krytycznymi odsłuchami (tzw. wygrzewanie), aby uspokoić co bardziej wyczulonych i doszukujących się w tym powodów dla których miała miejsce różnica w odbiorze słuchawek. TWS6 sprawdzane były bezprzewodowo na komputerze PC z modułem UGO CSR 4.0 oraz w komunikacji ze smartfonem Redmi Note 4 MTK. W ramach pozostałego sprzętu testowego:

  • Konwertery C/A: Pathos Converto MK2
  • Wzmacniacze: Pathos Aurium
  • Karty dźwiękowe: Asus Essence STX (2x MUSES8820 + TPA6120A2), AudioQuest DragonFly Cobalt
  • Słuchawki testowe: Audeze iSine 20 (ear finy + Groovy Tips), Audictus Explorer 2.0, Audio-Technica ATH-CK3TW, Beyerdynamic Byron BT (filtry DIY), Etymotic HF2 (szare tri-flange), QCY T2C.

 

Jakość dźwięku

Edifiery zaskakują od pierwszego kontaktu… liniowością. Nie wiem co się stało, że producent zdecydował się na takie a nie inne strojenie swoich słuchawek, ale prawdopodobnie znalazłem w tym momencie najlżej i najrówniej grające TWSy, jakie moje uszy gościć możliwość miały.

Słuchawki są bardzo neutralne, poprawne i ostrożnie wyważone na dosłownie wszystkich swoich fragmentach oraz aspektach. Bas, średnica, góra, a nawet scena są tu ze sobą koherentnie połączone w wysoce uniwersalnym, bezpiecznym połączeniu, które kompletnie odrywa się od nie tylko innych produktów tego producenta, ale też np. bardzo przeze mnie chwalonych Audio-Technik CK3TW.

Przede wszystkim o takim basie jak tam możemy zapomnieć. Dostaniemy tu bardzo liniową odpowiedź i bas, choć nie będzie oczywiście anemiczny, bo do tego też jeszcze tym słuchawkom sporo brakuje, odbierzemy jako skrócony, szybki, dosyć dokładny, umiarkowanie wypełniony. Jest „prawie na styk” ilościowo, nie kondycyjnie na szczęście. I tej ilości – jak rzadko chyba w moich recenzjach – tym razem będę chciał ciut więcej. Ale tylko ciut. Bo jak mi się z tego zrobią drugie Explorery 2.0 na pełnej aplikacji, to będzie z kolei w drugą stronę przesada.

W rzeczywistości w TWS6 naprawdę nie jest źle z basem, jest i ma się dobrze, a jedynie tejże kropki nad i nie stawia, głównie w niskim podzakresie. Dla mnie jest to w porządku, bo przynajmniej mnie nie morduje, daje odpocząć, a też nie gubi się gdzieś w tle i jest go wciąż więcej niż na HF2, ale zakładam, że komuś nieprzyzwyczajonemu do przetworników armaturowych po prostu może to doskwierać.

Średnica jest neutralnie zaakcentowana, bardziej po stronie czytelniejszej, nie aż tak mocno dociążonej i nie pogrubiającej głosu, a wręcz przeciwnie – czyniącej go bardziej lekkim i zwiewnym. Ale przez to świetnie słyszalnym, jednocześnie nie mającym pokręconej głębi scenicznej. Dookoła wokalisty jest odpowiednia ilość powietrza, aby nie czuć się jak w puszce sardynek. Swoją drogą polecam z bułkami żytnimi i miseczką sałaty z rana, byle nie w oleju, a sosie własnym, może od biedy pomidorowym/paprykowym.

Sopran sprawia wrażenie podkreślonego, ale takim nie jest. Niższy sopran owszem, lubi zaznaczać swoją obecność bardziej, ale najwyższe oktawy nie są mocno wyeksponowane lub zwinięte. Słuchawki zachowują świetny balans w ramach neutralności i cały czas mam wrażenie, że tak jak FA1, starają się być takimi „TWSami w stylu poprawionego Etymotica”. To chyba najlepsze określenie pasujące do tego, co serwują TWS6.

Jednocześnie można spokojnie zapomnieć o wszystkich słuchawkach tego producenta które testowałem do tej pory jeśli chodzi o analogie sopranowe. Ale nawet i ogólnie tonalne. Nie jest to ani ciepłe granie W820, W830 i W860, ani też V-kowe granie W855, ani mocno V-kowe H880. To coś zupełnie nowego i mogę tylko podejrzewać, że więcej wspólnego będzie miało to z W800, ale to tylko ślepy strzał.

Scenicznie będzie natomiast zaskoczeniem, ale te maleństwa radzą sobie naprawdę nieźle we wszystkich osiach, żeby nie powiedzieć świetnie. Zarówno oś lewo-prawo jak i przód-tył jest tu zachowana w bardzo ładny sposób, kreując oczywiście wciąż typową dla konstrukcji dokanałowych elipsę, ale niech dużym komplementem będzie tu fakt, iż na osi przód-tył sprawdziły się lepiej od CK3TW, czyli słuchawek jakby nie patrzeć bardziej renomowanych, choć też Azja jakby nie patrzeć.

Najważniejszą konkluzją będzie w tym wszystkim ta ogólna:

To naprawdę przyjemne słuchawki jeśli zależy nam na czymś łagodnym, wyważonym, bez koloryzowania przekazu, z lekkością i zwinnością armatury zbalansowanej.

Słuchawki robią na mnie wrażenie swoim bezpieczeństwem, nienatarczywością, uniwersalnością i takim po prostu elementarnym spokojem. Jakbym słuchał FiiO FA1 w formie jeszcze spokojniejszej, ale może nie do poziomu relaksu, bowiem brakuje mi jednak do tego określenia trochę masywności, dociążenia. Słuchawki nie są na szczęście w żaden sposób anemiczne, nie są to moje Etymotici HF2, tym bardziej nie przypominają MK5, aczkolwiek o ile grają od nich naturalniej, to jednak jakościowo trzymają się bardziej poziomu FA1 właśnie. Co prawda z pamięci, ale może to być bardzo ciekawa informacja dla wielu użytkowników tych słuchawek. Prawdopodobnie nadal będzie tutaj przechył taki, że to FA1 będą miały więcej basu i mniej sopranu (jako nawet wprost jedno wynikające z drugiego), ale fakt faktem będzie to prawdopodobnie jeden z najbliższych tropów co do TWSowej sygnatury w tym właśnie stylu.

 

TWS6 i pianki Comply T500

Właściwie to Comply T500 (choć raczej powinniśmy tu dobrać T400) także zamontujemy na TWS6, uzyskując lepszą wygodę względem pianek fabrycznych, jeśli komuś się krótkie pianki nie sprawdzają, ale za cenę o kapkę cieplejszego brzmienia i nieco mniejszego dociążenia na basie. Pojawia się tu minimalny, bardzo minimalny efekt zamglenia i zmatowienia, ale nie przekreśla to rezultatów końcowych. Wrażenie mocniejszego basu wynika tu z lepszej izolacji i wspomnianego ocieplenia.

Czy gra jest warta świeczki? Moim zdaniem nie. Słuchawki są na tyle dobrze wyposażone standardowo, że nie powinniśmy mieć żadnych problemów z doborem odpowiednich końcówek dla siebie, a opisane wyżej efekty końcowe są zbyt skromne aby usprawiedliwiały dodatkowe inwestycje. Znacznie większe zmiany notowałem na CK3TW i tam sens pianek Comply jest znacznie większy. W TWS6 preferowałem jednak ostatecznie silikony mimo wszystko lub fabryczne pianki.

 

Dla kogo TWS6?

Słuchawki Edifiera są bardzo wygodne i pozwalają na naprawdę długą pracę zarówno przez pryzmat malutkich gabarytów, jak i niemalże bezkarnej pracy na piankach, dlatego biorąc pod uwagę ich uniwersalne, bezpieczne i neutralne strojenie, widziałbym je najbardziej jako domowe TWSy do po prostu najzwyklejszego słuchania muzyki, głównie przy PC. Nie ma tu specyfikacji co do gatunków, bo jeśli tylko taka sygnatura sprzętu nam się spodoba i tego właśnie szukamy, to wszystko nam zagrać powinny.

Jeśli szukamy większej energii, ekspresji na górze i przede wszystkim porządnego basu, tu jednak będziemy musieli pomyśleć bardziej nad chociażby CK3TW. Zwłaszcza jeśli tylko on będzie nam doskwierał, gdyż CK3 ocieplają się i wygładzają właśnie na piankach Comply. TWS6 też to robią, choć zmiany są znacznie mniejsze. Tak samo jeśli wiele rzeczy robimy za sprawą słuchawek od strony ich obsługi bez sięgania po telefon lub posiadania klawiatury ze sterowaniem multimediami, słuchawki sprawdzą się gorzej przez ich panele dotykowe o niskiej czułości i braku regulowanej głośności. Poza PC nie wykorzystamy też zalety w postaci dużej ilości płynnych stopni regulacji głośności. To wszystko pcha nas w stronę #homeoffice jeszcze mocniej.

Nie mogę jednak polecić TWS6 osobom chcącym iść na miasto w głośne otoczenie. Słuchawki oferują pasywnie trochę gorszą izolację od CK3, ale nie to jest tu problemem, a brak kompensacji. Po prostu będzie nam wszystko brzmiało płasko i rachitycznie. Kręcenie głośnością nie ma sensu. Po prostu TWS6 mają przeznaczenie bardziej domowo-biurowo-biznesowe, a nie wypadowo-podróżniczo-transportowo-izolacyjne.

Jednocześnie przy całej swojej uniwersalności nie będą to słuchawki dla wszystkich i tutaj wspomnieć można osoby mające awersję do produktów Etymotica, do FiiO FA1, słuchawek jakkolwiek neutralnych i bardzo wyrównanych. Tutaj ponownie lepsze mogą okazać się CK3TW albo po prostu inne słuchawki, nawet taniutkie QCY T2C, które schodzą po serwisach aukcyjnych wiadrami mimo fatalnego mikrofonu czy boleśnie plastikowego etui. Należy pamiętać, że TWS6 to armatury, a więc określone właściwości przetworników tego typu będą miały  (i mają) swoje tu zastosowanie. Osobiście słuchawek z takimi przetwornikami używam od wielu lat (dawniej Westone, dziś Etymotic właśnie), więc łatwiej jest mi takie konstrukcje docenić i sprawdzić w konkretnych zastosowaniach. Większości ludzi starczy w zupełności natomiast zwykły dynamik.

 

Podsumowanie

Edifiery bardzo mi się podobają i choć brakuje mi tu oddolnego wygaru jak w CK3 albo innych słuchawkach dokanałowych z ostatnich miesięcy jakie słuchałem (poza Explorerami 2.0, które na pełnej głębokiej aplikacji serwowały konkretny basior), naprawdę nie spotkałem się z tak przyjaznym modelem o zastosowaniu po prostu do domu dla wszystkich tych, którzy chcą normalnych słuchawek do normalnego słuchania muzyki bez kabli. To jest tak proste, że aż smutne. Nikt bowiem nie wpadł na pomysł, że może zamiast walenia basem po garach, ktoś może chcieć zwykłych, neutralnych słuchawek do wielogodzinnych odsłuchów. I Edifier dowozi właśnie taki model, który wskazać mogę jako chyba najbardziej przyjazne słuchawki pod #homeoffice jakie do tej pory testowałem.

Czułość paneli dotykowych to największa wada tego modelu.

TWS6 są bajecznie wygodne, lekkie, świetnie wyposażone, spokojne i neutralnie strojone bez żadnych ekscesów i nadmiernych ekspresji, z bardzo dobrą sceną oraz z przyzwoitym czasem pracy na baterii. Cena także jest tu do przełknięcia, a dodatkowym i to sporym nawet plusem jest fakt, że piankowe tipsy można tu stosować praktycznie bez znaczących kar i przerzutów na dźwięk. Wielką zaletą jest dla mnie spotkana po raz chyba pierwszy płynna regulacja głośności. Mikrofon także nie jest najgorszy i rozmowy telefoniczne są w pełni możliwe.

Z wad wymienić mogę czasami troszkę za słaby dla mnie osobiście bas (rzadko odnotowuję taką uwagę, ale tu naprawdę nieco więcej niskich tonów by nikogo myślę nie zabiło, głównie w mocno basowych utworach znanych z bardziej basowych słuchawek), brak możliwości sterowania głośnością dotykowo oraz trochę nieprzemyślane etui ładujące. Wspomnieć też można o niskiej czułości paneli dotykowych, wątpliwej przydatności w głośnych środkach transportu, ale ich przeznaczenie jakoby niweluje tą wadę. Być może to już moja własna kwestia, ale nie byłem w stanie dopasować sobie dołączonych do zestawu silikonowych wsporników. Na szczęście bez nich też spokojnie dało się słuchawek używać.

Sumarycznie słuchawki robią fajnie wrażenie i bronią się dobrym, bezpiecznym strojeniem oraz kompletnym wyposażeniem i mogę je polecić zwłaszcza tym użytkownikom, którzy czują „to coś” w Etymoticach, FA1 i innych słuchawkach opartych o przetworniki armaturowe – to prawdopodobnie TWSy dla Was. Jeśli tylko przeżyjecie brak sterowania głośnością i nieprzemyślane nieco etui.

 

 

Słuchawki Edifier TWS6 można nabyć na dzień pisania recenzji w cenie 450 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • solidna konstrukcja korpusów
  • przetworniki armaturowe Knowles
  • wodoszczelność certyfikowana standardem IPX5
  • w zestawie etui z funkcją power banku
  • elastyczny pakiet tipsów i nakładek ergonomicznych
  • panele dotykowe zamiast przycisków
  • płynna regulacja głośności ze skokiem co 2%
  • świetna wygoda i sprawdzanie się w zastosowaniach #homeoffice
  • łączny czas pracy do 32 godzin
  • pokazywanie liczby potencjalnych pełnych ładowań przez etui
  • funkcja ładowania bezprzewodowego
  • bardzo bezpieczne, neutralne i niemęczące strojenie
  • niemal nie mające przełożenia na dźwięk pianki
  • zadziwiająco dobra scena w różnych kierunkach
  • brak przebić (poza etapem negocjacji) czy lagów
  • wystarczająco dobra jakość nagrywanego głosu
  • wsparcie dla aptX i Bluetooth 5.0
  • wsparcie dla Asystenta Google
  • całkiem atrakcyjna cena

Wady:

  • nie pogardziłbym nieco mocniejszym basem, ale nie jest to uwaga jakkolwiek tu krytyczna
  • brak regulacji głośności za pośrednictwem słuchawek
  • niska czułość paneli dotykowych
  • trochę nieprzemyślane etui
  • problemy z jednoczesnym sparowaniem (w moim przypadku przynajmniej) z kilkoma aktywnymi urządzeniami (zapamiętywana jest historia i kolejność)
  • przydałoby się jakkolwiek dokładniejsze wskazywanie poziomu naładowania

 

Serdeczne podziękowania dla EDIFIER POLSKA za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Jeden komentarz

  1. Panie Jakubie moje pytanie to czy słuchawki posiadają po przez uruchomienie Asystenta Google sterowanie głośnością, po komendzie np.zrób głośniej, puść kolejny utwór?
    Spotykam się z słuchawkami które dawały taką możliwość np. Xiaomi Mi Air 2S ale jestem zainteresowany w/w modelem Edifier.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *