Recenzja słuchawek Cooler Master MasterPulse MH750

Niestety mimo wielu starań, doba ma wciąż tylko 24 godziny. Choćbym się dwoił i troił, czasu tego nie wydłużę i nie zrobię więcej, niż pozwala mi na to organizm oraz ogólnie inne zajęcia, których w ciągu dnia mam multum. Dlatego z reguły staram się niektóre czynności w miarę możliwości optymalizować, aby nie marnować czasu na te mniej ważne lub wprost zbędne. W przypadku bloga taki stan rzeczy ma się np. w typowaniu sprzętu na recenzje. To jest też powodem, dla którego na AF dominują te pozytywne, ale testowane np. nie w formie serii produktów danego producenta, a bardzo wybiórczo, często na bazie intuicji albo wskazówek forumowiczów i czytelników. Czasami podsuwają mi oni takie propozycje na bazie pozytywnych recenzji z innych miejsc i tak samo było poniekąd przy słuchawkach Cooler Master MH750, które potrafiły tu i tam nawet zdobyć rekomendację testującego. Z reguły nie testuję takich słuchawek, bowiem wspomniana intuicja podpowiada mi, że niczego ciekawego tam nie znajdę i ostatecznie szkoda mi na nie poświęcać czas. Ale w tym przypadku nie mogę przejść obok tego do porządku dziennego. Nie po przeczytaniu na ich temat wspomnianych rekomendacji i pochwał, które delikatnie mówiąc mijają się z jakimikolwiek faktami. Jakimikolwiek. Uchylając więc rąbka tajemnicy co do werdyktu, oto jedna z najbardziej negatywnych recenzji od naprawdę długiego czasu.

Za ich wypożyczenie serdecznie dziękuję p. Marcinowi i jednocześnie zapewniam wszystkich, że ma pełną świadomość ich wad (i zerowy problem z wydźwiękiem niniejszej recenzji).

Dane techniczne

W ich przypadku nieistotne. Ale dla upartych:

  • Przetworniki: dynamiczne, zamknięte/półotwarte,
  • Format: wokółuszny
  • Impedancja: 50 Ω
  • Pasmo przenoszenia:  20 Hz – 20 kHz
  • Czułość: 118 dB/mW
  • Wtyk: USB
  • Długość kabla: 2 m
  • Waga (bez kabla): 368 g

 

Jakość wykonania i konstrukcja

W tym zakresie jest przyznam nawet nieźle. Konstrukcja plastikowo-metalowa, pady też nawet niezgorsze, kabel typu płaskiego na USB i z pilotem, podświetlenie RGB, całkiem dobra izolacja od otoczenia i możliwość konwersji do wersji (pół)otwartej… teoretycznie nie ma co narzekać.

Teoretycznie. Wymieniłem praktycznie wszystkie zalety tych słuchawek. Od tej pory wszystko będzie leciało z górki na łeb. Wyposażenie to pierwsza rzecz, bowiem słuchawki praktycznie nie istnieją pod tym względem. Nie dostajemy niczego, kompletnie.

Będę bardzo się streszczał, więc idąc dalej: wygoda niestety pozostawia sporo do życzenia. Przede wszystkim docisk jest męczący po dłuższym czasie, pady są stosunkowo twarde i także nie ułatwiają nam roboty, kabel typu płaskiego jest w porządku, ale jego pilot jest stanowczo za duży i nieporęczny, a do tego nagrzewa się podczas pracy. System naciągu opaski także jest ustawiony dosyć sztywno, więc docisk na czubek głowy również tu występuje.

Ilość metalu też powoduje wzrost masy. Do tego bardzo prosta regulacja sprzętowa oświetlenia RGB, czy regulacja głośności zaczynająca się od bardzo wysokich poziomów do tego stopnia, że nie jest możliwe normalne jej wyregulowanie i słuchawki wręcz drą się do ucha już na pierwszej kresce. Nie ma też żadnej opcji na odpięcie kabla USB i/lub używanie ich w trybie analogowym.

Słuchawki Cooler Mastera na początku zrobiły na mnie nawet pozytywne wrażenie swoją konstrukcją, ale im dalej w las, tym odkrywały coraz słabsze swoje karty. Oczywiście zawsze można spróbować to sobie wyjaśnić argumentem o niedopasowaniu konstrukcji do anatomii, jeśli komuś z tym wygodnie, niech i tak będzie. Zwróćmy zatem uwagę na coś, co powinno liczyć się najbardziej, a więc dźwięk.

 

Przygotowania do odsłuchów

Jak zawsze wszystkie procedury związane z metodologią, pomiarami, preferencjami oraz cały posiadany przeze mnie sprzęt, pełniący w recenzji rolę punktów odniesienia, można znaleźć na tej stronie.

 

Jakość dźwięku

Opis podzielić musimy na dwie części, ponieważ słuchawki można przekonwertować jak pisałem do wersji otwartej (technicznie: półotwartej). Już teraz zapowiem jednak, że niestety moje wnioski z odsłuchów są dla słuchawek CM dosyć bezlitosne i dawno już nie wystawiłem tak niskich not, a właściwie jednej całościowej.

 

Tryb zamknięty

Cooler Master, przy całym szacunku do tej marki, albo nie powinien brać się w ogóle za słuchawki, jeśli brakuje mu w tym zakresie doświadczenia, albo przynajmniej nie robić tego z marszu, czyli bez żadnego przygotowania. Z reguły odrzucam tak grający sprzęt na etapie wstępnej weryfikacji i nie recenzuję go, ponieważ szkoda mi na niego czasu, ale tym razem naprawdę nie mogłem tego co miałem w rękach i na uszach przemilczeć i przejść jak gdyby nigdy nic do porządku dziennego.

Aby nie było, że jestem po tych wszystkich latach testowania sprzętu bezwzględny, postaram się znaleźć mimo wszystko jakieś pozytywy w brzmieniu. I tak, na upartego pochwalić można co najwyżej linię basową, za to że jest i jeszcze nie dominuje jak szalona, albo próbuje silić się na „magię audiofilską” przypominającą niesmaczny żart lub generować „wrażenia jak w kinie”. Sprawia za to wrażenie, że był to jedyny element, który jakkolwiek przyświecał projektantowi tego modelu. W końcu „bas musi być”.

Dalej jest już niestety trochę równia pochyła. Zaraz z basu wychodzimy na skraj dalszych zakresów i oczom naszym ukazuje się legendarny już las. Krzyży. Średnica jest zamglona i o pudełkowatym charakterze, natomiast sopran zaznacza dosyć szybko albo problemy ze strojeniem i utrzymaniem należytej barwy, albo kompresję. Nie ma sensu rozwodzić się ani nad jednym, ani drugim, ponieważ po prostu szkoda czasu. Jest źle i tyle.

Zwieńczeniem jest bardzo skromna scena, która nie jest ani duża, ani selektywna, ledwo zdając egzamin w trybie stereo i to z koniecznością wspomagania się equalizerem wbudowanym w słuchawki.

Modele dla graczy mają konkretny cel do zrealizowania i jeśli nie jest nim granie jakkolwiek realnie, to przynajmniej niech scena będzie należyta, aby w grach można byłoby – karykaturalnie bo karykaturalnie – wykorzystać właśnie ten jeden element i próbować ratować sytuację.

 

Tryb otwarty

Po zdjęciu bocznych paneli akustyka słuchawek się poprawia. Redukuje się trochę efekt pudełka, żwawiej wzbudza się bas (zwłaszcza środkowy), izolacja oczywiście nieco maleje. Słuchawki próbują faktycznie odżyć w takim środowisku, nawet jeśli ich otwartość to tak naprawdę 4 malutkie otwory ukryte pod metalowym grillem.

Istotą będzie tu tak naprawdę to, że o ile MH750 uciekają od swoich wad, o tyle wciąż są ich nosicielami i mimo poprawy sytuacji, nie jest ona idealna. Grają lepiej, ale wciąż mają duży problem z osiągnięciem dobrych wyników na tyle, aby rywalizować z czymkolwiek sensowniejszym z tego przedziału cenowego (250-300 zł). Tym samym moja sugestia, aby słuchawki przed skreśleniem sprawdzić także i w konfiguracji otwartej. I dopiero potem skreślić, mając pełnię obrazu, bo raczej nie spodziewam się innego werdyktu po stronie użytkownika.

M220 PRO (niemodyfikowane) wciąż grają od nich lepiej, tym razem jako równy z równym, bo w tej samej konfiguracji otwartości. A ponieważ robią to nawet z układu zintegrowanego (trochę więcej opowiem o tym w dalszej części recenzji), nie można się wybronić argumentem o posiadaniu wbudowanego układu w MH750 i pracy po kablu USB. Co nam zresztą po nim, skoro słuchawki i tak wymiotują w kluczowych momentach artefaktami? Nie oczekuję tu poziomu audiofilskiego, bo to świadczyłoby tylko o moim kompletnym niezrozumieniu tematu tańszych słuchawek, ale po prostu poziomu solidnego, poprawnego, adekwatnego do ceny.

Dlatego też słuchawek tych później używałem tylko w formie otwartej i jako ich posiadacz również bym tak czynił. Ale cieszę się, że nim nie jestem i mam ten przywilej, że nie muszę być.

 

Dźwięk sumarycznie

Choć słuchawkom troszkę jeszcze brakuje do miana niesłuchalnych, mimo to awansowały do niezbyt chlubnego tytułu najgorzej brzmiącej pary 2018 roku, jaką miałem na głowie. Nie jest to literówka w dacie, ponieważ odsłuchy i pomiary wykonywane były jeszcze w roku poprzednim, a później dopiero przy znalezieniu od czasu do czasu wolnej chwili, aby recenzję tak nieposuwającą bagażu doświadczenia do przodu móc stworzyć. Przy okazji udowadniają, dlaczego słuchawki typowo dla graczy cieszą się taką a nie inną renomą, przez którą trzeba się innym producentom przebijać, zaś recenzenci audio, zwłaszcza od strony tematyki gamingowej, mają u nas w kraju taką a nie inną opinię.

Jeśli mówić o samych słuchawkach, trudno jest jednoznacznie określić gdzie tkwi realny problem, czy w przetwornikach, czy w puszkach, czy samym przetworniku C/A. Gotów byłbym jednak uznać, że we wszystkim. Słuchawki dostarczają przeciętny jak na swoją cenę dźwięk, limitowany do trybu 16/48, zaznaczający kompresję na sopranie, a przede wszystkim sztuczność (zwłaszcza w trybie zamkniętym) i szum w tle. Słuchawki są idiotycznie głośne i praktycznie nieregulowalne z poziomu zasobnika systemowego/sterownika na pilocie, tryb 7.1 to jakaś karykatura pozycjonowania, a scena w praktycznie dowolnym trybie, czy to equalizowanym, czy to zwykłym stereo, jest jedynie udawana, aby sprawiać wrażenie dużej. W rzeczywistości jest zbyt mała i skomasowana, aby móc zrobić z niej użytek w grach.

Aby być wobec nich jakkolwiek w porządku, nie porównywałem ich z jakimiś cudami audiofilskimi, co to ziemię trzeba całować na której pudełko z nimi stało, tylko z najprostszym modelem „nie dla graczy” i jednocześnie na każdą kieszeń, jaki przychodzi mi w pierwszej kolejności do głowy: z M220 PRO. Podpiąłem je do tego pod układ zintegrowany na płycie głównej (ALC892), aby miały dosłownie „jak najgorzej”. Nienapędzone, ze słyszalnym dampingiem, z „integry”, poradziły sobie lepiej z muzyką, z pozycjonowaniem, z wciągnięciem mnie w przekaz.

MH750 są doskonałym przykładem na wiele rzeczy. Np. na to, że nie wystarczy wkleić w kiepskie słuchawki RGB, aby stały się sensowną propozycją dla kogokolwiek. Ale też na to, że to właśnie takie konstrukcje zapracowały przez lata, jeśli nie dekady, na niezbyt pochlebną opinię wobec większości słuchawek dla graczy. Jeśli słuchawki mają mi świecić po oczach światełkami i tylko męczyć każdym swoim aspektem, od wygody po brzmienie, to naprawdę nie widzę żadnego powodu, aby taki produkt istniał. Oczywiście, jest to pewne akcesorium „do zestawu” dla fanów marki, ale naprawdę – choć staram się znaleźć w nich jakieś pozytywy i zrozumieć ich dźwięk, zastosowania, atuty – mam z tym spory problem.

Praktycznie jedyna rzecz, która w tych słuchawkach próbuje ratować sytuację, to predefiniowany equalizer i to tylko w jednym trybie – podnoszącym sopran i redukującym trochę wrażenie pudełkowatego, sztucznego brzmienia. Nie jest to jednak nic mistycznie odwracającego sytuację o 180 stopni. Jest lepiej, ale kiepskie słuchawki pozostaną kiepskimi słuchawkami.

Przy wyłączonym wszystkim, co może być, słuchawki renderują chociażby dialogi w grach jako przytłumione. Stereofonia jest tylko podstawowa, scena nie ma w sobie żadnej większej holografii, częściej dezorientuje niż pozycjonuje, umieszczając dźwięki w dziwnym kształcie i dziwnych miejscach. Ani nie słuchało mi się na tym przyjemnie muzyki, ani nie grało komfortowo. Filmy – również odpadają. Po prostu wszędobylska sztuczność rujnuje jakąkolwiek przyjemność z użytkowania.

M220 PRO, mimo pewnych swoich wad, są wygodniejsze, lepiej pozycjonują, nie mają kompresji i artefaktów, a także nie sypią sztucznością nawet na nausznikach skóropodobnych. Nie mają pudełkowatego grania niczym dyskoteka rozkręcana przez króla cyganów w budce z kebabem, bo dokładnie tak czuję się w 750-tkach. Przy całym szacunku do cyganów i kebabu. No i ponad wszystkim nie próbują udawać czegoś, czym nie są, a mimo to i tak sobie radzą spokojnie w zastosowaniach, w których MH750 powinny się sprawdzać bez żadnej łaski, czyli w grach. To tak jakby kupić komputer z GT730 i twierdzić, że to sprzęt dla graczy. Albo wsadzić komputer do akwarium z olejem mineralnym i chwalić się, że zrobiło się chłodzenie wodne. Albo wsadzić łeb do ula i krzyczeć, że jest się pszczelarzem…

Wyciągając coś jeszcze wyższego, dajmy na to K270 Studio, MH750 już kompletnie kapitulują na każdym polu, zarówno muzycznym, jak i rozrywkowym. Założone po nich MH750 brzmią tak, że już klocki hamulcowe w swoim samochodzie podejrzewałbym o większą ambicję, a już na pewno lepszy dźwięk na wyższych częstotliwościach, gdy ich używam po dłuższym postoju. A założyć Studio musiałem, ponieważ akurat konserwowałem bloczki stykowe mechanizmu wyciszania.

Aby zyskać jakąkolwiek moją sympatię, Cooler Mastery powinny mieć rozwiązane problemy w obrębie następujących aspektów:

  • Fizycznie – przede wszystkim miększe pady oraz pozbycie się jednego wielkiego pilota na rzecz np. dwóch mniejszych w dwóch lokalizacjach – poręczny sterownik pod ręką oraz układ dźwiękowy przy wtyku lub jego okolicach, ew. w samych słuchawkach.
  • Brzmieniowo – na gwałt wyższa jakość sopranu i jego lepsze przełożenie na scenę, popracowanie nad akustyką, która kuleje, zlikwidowanie sztuczności i pudełkowatości, zwiększenie jakości ogólnej dźwięku poprzez lepsze przetworniki i układ dźwiękowy, a nie zbędne bajery, które nie mają nawet na czym pracować, bo podstawa dźwiękowa szwankuje.

Tak więc się sprawy w przypadku MH750 mają. Są lepiej wykonane niż grają, gdzie jedynie bas można jeszcze jakkolwiek zaakceptować. Reszta – do repety.

 

Alternatywy

Wracając jeszcze może na chwilę do M220, ale też innych w miarę sensownych konstrukcji z niższego przedziału cenowego, bardzo łatwo da się znaleźć dla MH750 lepiej brzmiącą i wygodniejszą alternatywę zamkniętą. Chcę o tym powiedzieć parę słów, by było uczciwiej dla Cooler Masterów także i na polu podobnych im modeli konstrukcyjnie.

Ustawienie EQ w tryb muzyczny (ale w dużej mierze i na ustawieniach fabrycznych) nie jest w stanie zagrozić temu, co serwują np. JVC RX700, które są gorzej wykonane i mają znacznie gorszej jakości pady. Dźwięk jest tam muzykalny i niepozbawiony jakości, a nie zamulony i stłumiony jak w Cooler Masterach.

Z kolei tryb EQ na największą jasność i pozorne wyrównanie, choć korzystny dla samych słuchawek bez dwóch zdań, także kapituluje moim zdaniem z tanimi ISK HP2011, które są wygodniejsze i mają większą scenę.

W obu przypadkach podałem modele w podobnej cenie co CM, również tak jak one zamknięte i izolujące w pewnym stopniu od otoczenia. „Ale Cooler Mastery mają RGB i są na USB”… ok, tylko że RGB nie gra i jest zbędnym dodatkiem wpływającym co najwyżej na nasz zmysł estetyczny, zaś jak wyżej zademonstrowałem, M220 PRO, nawet z ALC892, jakoś nie mają problemu żeby zagrać lepiej. A przecież to model droższy i bardziej wymagający od RX700 czy HP2011, przy którym ludzie często pytają o dodatkowe źródła, karty dźwiękowe itd.

 

Podsumowanie

Na początku zapowiadały się ciekawie, ale im dłużej je testowałem, tym niestety gorsze miałem o nich zdanie. Z racji podświetlenia RGB, powiedzenie „nie wszystko złoto co się świeci” staje się tu tak bardzo prawdziwe, że aż boli. Poza ogólną konstrukcją i materiałami, MH750 nie pokazały nic na tyle ciekawego, aby przekonać mnie do siebie i skłonić do zakupu, jako ich potencjalnego nabywcę.

Jakość wykonania i wyposażenie – choć nie dostajemy tu dosłownie niczego, słuchawkom nie można zarzucić, że są wykonane jakoś elementarnie źle. Konstrukcja jest prostsza niż zdradzałaby cena, ale przynajmniej sprawia wrażenie wytrzymałej i zbudowanej z materiałów odpornych na przedwczesne zużycie.

Jakość dźwięku – grubo poniżej przeciętnej. W trybie zamkniętym pudełkowe granie o dużej sztuczności, małej scenie i ze słyszalną kompresją. W trybie otwartym trochę lepiej akustycznie, mocniejszy i bardziej pulchny bas, ale w tej cenie za mało, aby odwrócić losy wojny. Tak naprawdę to właśnie tryb otwarty jakkolwiek ratowałby ich ocenę w tej kategorii.

Ergonomia i możliwości – słuchawki bronią się w miarę dobrą izolacją w trybie zamkniętym i możliwością konwersji do modelu otwartego, ale ogólna obsługa jest utrudniona. Rażą nieprzydatne ustawienia i wysoka głośność regulowana cyfrowo, a także bulwiasty pilot, który się grzeje.

Opłacalność – słuchawki są moim zdaniem kompletnie nieopłacalne. W tej cenie dostaniemy lepiej grające rozwiązania analogowe, zarówno otwarte, jak i zamknięte. Kupią je prawdopodobnie tylko fani marki lub osoby chcące mieć słuchawki wytrzymałe, stosunkowo izolujące i z RGB, dla których jakość dźwięku się mało co liczy, a co przeczy jakiemukolwiek zdrowemu rozsądkowi. Wracamy więc do punktu wyjścia.

Sumarycznie mamy więc ocenę 3,3/10. Super, prawda? Pozostaje mieć nadzieję, że może ich droższe propozycje zagrają lepiej, może pokażą jeszcze jakiś zamysł, ale gdyby ograniczyć się jedynie do recenzowanych słuchawek, naprawdę radziłbym poszukać gdzieś indziej. Nie kupiłbym tych słuchawek za katalogowe 300 zł, zwłaszcza za nawet najniższą kwotę, za którą można je znaleźć w sklepach (sprawdź dostępność i najniższą cenę).

 

Zalety:

  • prosta konstrukcja rokująca sporą żywotność
  • całkiem nawet dobra jakość wykonania
  • sensowna izolacja od otoczenia w trybie zamkniętym
  • możliwość konwersji do konstrukcji półotwartej
  • podświetlenie RGB
  • wbudowany układ dźwiękowy z DSP

Wady:

  • stosunkowo twarde pady
  • nadmierny docisk do głowy
  • metalowa obudowa rzutuje na masywność konstrukcji
  • bulwiasty i grzejący się pilot
  • bardzo głośne i trudne przez to w wyregulowaniu
  • dramatycznie niska jakość dźwięku z zaznaczoną kompresją i fatalnie zrealizowanym strojeniem
  • skandalicznie mała scena
  • nieprzydatność w nadrzędnych zastosowaniach: grach
  • brak możliwości pracy analogowej
  • praktycznie nieprzydatne ustawienia EQ/DSP

 

Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla p. Marcina za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

9 komentarzy

    • Test MH750 był okazyjnym testem egzemplarza od osoby prywatnej, toteż o ile planów co do testu MH751 jako takich nie ma, aby doszedł do skutku również musiałby odbyć się w takiej formule. MH751 musiałyby zagrać nieporównywalnie lepiej od MH750, a sam producent musiałby wykonać tytaniczną pracę względem poprzedniego modelu. Dlatego sam osobiście niczego nie przekreślam z góry.

    • https://www.youtube.com/watch?v=3mPXMTeiw1A – ten kanał (mający ciekawe porównania głośników) również je chwalił, w budżecie poniżej 300 USD. Sam je posiadam i jestem zadowolony. Mógłbym je użyczyć, ale były już trochę używane i delikatnie to widać…

    • Recenzja MH751 lub 752(te drugie mają w zestawie dac/amp usb) mogła by być naprawdę ciekawa bo o ile MH750 to radosny wytwór „inżynierów dźwiękowców” Cooler Mastera, o tyle MH751 to konstrukcja oparta o słuchawki Takstar Pro82 na podobnej zasadzie jak Kingston oparł HyperX Cloud na Takstar Pro80.

  1. Chyba szkoda czasu i uszu na słuchawki pozycjonowane hasłem „dla graczy” , producentom tego przyświeca tu głównie i tylko zysk, dorzucają świecące ledy a takie słuchawki mogą mieć negatywny wpływ na słuch , i o zgrozo są czesto kupowane przez bardzo młodych nieświadomych i podatnych na marketing uzytkownikow co jest wręcz szkodliwe, bo jak ma budować się wrażliwość człowieka, jeśli kupując sprzęt od rozpoznawalnego producenta sprzęt ” kaleczy” ucho to uczy się że tak ma być.
    Generalnie często polecam AKG 240 STUDIO których cena bardzo spadła z racji produkcji w Chinach, a zagrają na przyzwoitej integrze i tak na tyle dobrze że może być to krok w kierunku bardzo świadomego słuchania i słyszenia.

  2. No cóż, panie Audiofanatyk. Jestem panu winien podziękowania, dzięki panu sprawiłem sobie wspomniane M220 Pro, i to najlepsze słuchawki jakie do tej pory miałem na uszach! Dziękuje bardzo za solidne i bardzo dobre prowadzenie bloga z recenzjami. Jako ciekawostkę dodam, że też miałem wrażenie że grając z ALC892 (integra, sprawdziłem) brzmią… nie tak. I o proszę miałem racje! Teraz jadę na starym stereo z 1999 roku jako wzmacniacz słuchawkowy, i brzmią fenomenalnie. Jeszcze raz dziękuje za rekomendacje na tym blogu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *