Recenzja Brainwavz R3

To właśnie za sprawą firmy Brainwavz światło dzienne ujrzał model R1, który był jednym z najtańszych modeli dynamicznych i jednocześnie wieloprzetwornikowych (precyzując – dwu). Od tamtej pory dla wielu stały się one słuchawkami ulubionymi i tak samo na pierwszy plan od czasu do czasu wysuwała się ciekawość, czy BW połakomi się na wypuszczenie ich następców, albo przynajmniej kontynuatorów koncepcji. Owocem takich poszukiwań przez twórców stał się kolejny dwuprzetwornikowy model dynamiczny – R3 (ciekawe gdzie zgubili R2).

 

Dane techniczne

– przetworniki: 2 x 10 mm, dynamiczne
– opór: 32 Ohmy
– czułość: 95 dB dla 1 mW
– pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 KHz
– maksymalna moc wejściowa: 2 mW
– długość kabla: 1,4 m z wtykiem kątowym 45′
– 2 lata gwarancji

W zestawie:
– 1 x pianki Comply z serii T400
– 6 x tipsy silikonowe
– 1 x tipsy Bi-Flage
– 1 x tipsyu Tri-Flange
– przelotka 6,3 mm do 3,5 mm
– adapter samolotowy
– etui
– instrukcja

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Ulubione zdaje się słuchawki Kapitana Bomby (stąd dalsze używanie w recenzji od czasu do czasu takiego określenia) to iście pancerne wykonanie o sporej wytrzymałości, ale też i toporności.

– korpusy i wygoda
Wykonane z aluminium masywne bojlery są kształtem, które z jednej strony zostały prawdopodobnie wymuszone przez projekt dwóch skierowanych naprzeciwko siebie przetworników, a z drugiej sprawiający spore problemy natury wygody, zwłaszcza w przypadku gdy posiadamy głębsze ucho albo korpus ulegnie uszkodzeniu (zadrapaniu), które może zacząć nas kłuć w małżowinę. Dochodzi do tego bardzo duża średnica kanału dolotowego, spotykaną przeze mnie do tej pory jedynie w seriach dokanałowych AKG K/Q3xx. Sumarycznie więc przykro mi, ale wygoda jest tu kwestią dyskusyjną i szalenie ryzykowną.

Słuchawki są zależne od zbyt wielu czynników, abym mógł o nich wypowiedzieć się pozytywnie i przede wszystkim jednoznacznie. Dla mnie osobiście były w szczycie najwyżej średnio wygodne po dłuższej chwili, zazwyczaj po prostu zaś niewygodne, a długie odcinki memory wire’ów wcale mi sprawy tu nie ułatwiały i całość skutecznie serwowała mi dłuższe przerwy w odsłuchach.

Swoistą zagadką pozostanie dla mnie powód wyprowadzenia przewodów na zewnątrz korpusu. Jeśli było to podyktowane względami estetyki – obawiam się, że cokolwiek by tu nie pomogło. Jeśli z powodów natury technicznej brakuje miejsca w korpusie na puszczenie połączeń w środku – gratulacje dla projektanta, niech kupi sobie gumowy młotek i rąbnie się nim w łeb za brak przewidzenia miejsca na kable wewnętrzne oraz wyciągnięcie ich na wierzch, gdzie sporo łatwiej o ich uszkodzenie (cieniutkie oploty w których się znajdują w niektórych sytuacjach mało dadzą). Nie podoba mi się takie coś.

– izolacja
Tutaj też ciężko coś powiedzieć na sto procent, ponieważ wiele zależeć będzie od w ogóle sposobu układania się tych słuchawek w Waszych kanałach. Po złapaniu odpowiedniego usadowienia się w nim, wykazują całkiem przyzwoitą izolację.

– okablowanie i wyposażenie
Jedyny twardy pozytyw R3. Kabel mocno przypomina rozwiązania stosowane już i w tańszych Deltach, a o których miło się zdążyłem w poprzedniej recenzji wypowiedzieć. Przewody są wytrzymałe, jack solidny, do tego dochodzi bogate wyposażenie. Jedyny problem jest z pokrowcem, który słuchawki o takich gabarytach z trudem w sobie mieści i najwyżej na przenoszenie kabla by się tu nadawał. Z żadnymi innymi słuchawkami nigdy nie było z nim problemu, jedynie tutaj się on pojawia i znów w połączeniu z wymienionymi wcześniej odcinkami „memory wire”.

 

Brainwavz R3Brainwavz R3Brainwavz R3Brainwavz R3Brainwavz R3Brainwavz R3

 

No niestety, pod względem ergonomii BW się „nieco” nie udało, spróbujmy zatem sprawdzić jak grają, bo może się okazać, że to mimo wszystko ukryty skarb…

 

Brzmienie

Niestety tu także nic z tych rzeczy, a przynajmniej nie do końca. Od razu na wstępie mogę powiedzieć Wam jedną rzecz: to nie są następcy R1, ciężko nawet stwierdzić czy kiedykolwiek miały nimi być. Zagadką pozostaje też pominięcie w notacji modelu R2, ale być może projekt był po prostu kiepski, albo to właśnie im rezerwuje się na taki tytuł miejsce. „Bomby” tymczasem grają od R1 zupełnie innym brzmieniem, które miejscami ciężko będzie zaliczyć do ogólnie od nich „ciekawszego” przez niektóre osoby.

Bas to całkowity odwrót od sygnatury brzmieniowej poprzedniego modelu R. Tym razem do dyspozycji użytkownika oddany zostaje lekki i szybki bas o odchudzonej formie. I choć jest dosyć wyrównany, to jednak ubytki w wybrzmiewaniu będą dla Was prawdopodobnie zbyt mocne i na dłuższą metę niepraktyczne, żeby nie powiedzieć uciążliwe. Wystarczy wrzucić na ruszt coś gitarowego, mocnego, operującego na mocy i wydźwięku, aby się o tym przekonać. Gitary basowe brzmią tu na równi z elektrycznymi, a w czym „pomaga” utrzymywanie neutralnego i odsączonego charakteru także i na tony średnie.

A skoro już o średnicy mowa, jej neutralność jak zawsze może być poczytana zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Z jednej strony to dobrze, że pokazuje wszystko klarownie na talerzu i nie trąca przesadną gęstością, nawet jak na dynamiki. Z drugiej nie angażuje słuchacza tak jak byśmy sobie tego prawdopodobnie życzyli, nie daje od siebie zbyt wiele w zamian, nie nadaje tonu, a wokalom nie przyprawia ciężkości. Jest podawana lekkostrawnie i przez to niestety również może czasami nie pasować do tego, co chcemy puścić w „bombach”, czyniąc brzmienie wysoce syntetycznym. Śmiesznym jest tu fakt, że ponad 4-krotnie tańsze Delty, również od Brainwavz, pokazały również neutralną średnicę, ale na poziomie bardziej akceptowalnym od R3 i przede wszystkim – znacznie lepiej wycenionym.

Podejrzewam, że taki stan rzeczy ma miejsce ze względu na zastosowanie specyficznej komory akustycznej, w której oba przetworniki są zmuszane do pracy. Bez jasnego strojenia i oszczędności wyszedłby tu jeden wielki kocioł. Oddałbym jednak średnicy trochę uznania za poprawienie się względem poprzednika – zamiast brzmienia typu „V”, gdzie bas był wyraźnie mocniejszy niż średnica, a co miało swoje podłoże w nie do końca udanym strojeniu obu driverów, mamy wyrównanie basu ze średnicą, ale dzieląc moc na dwoje. Jest zatem równiej, ale i słabiej.

Góra jest w tych słuchawkach już zupełnie inna od pozostałych zakresów, bardzo ciekawa, nie nudzi, prezentuje dosyć dobrą jakość mimo ukrycia części detali i ukazania lekko ciemnawego charakteru, zwłaszcza na swoim dalekim krańcu. Ma się wrażenie, że „chce a nie może”, jakby ponad pewnym punktem nie mogła się już wznieść i zaczynała tracić oddech, ale i to nie przeszkadza przy wskazaniu jej jako jednego z lepszych elementów brzmienia R3.

Scena to już klasyczny punkt, nad którym się pastwię do upadłego i nie inaczej będzie także w tym wypadku. R3 prezentują całkiem napowietrzoną przestrzeń, w której będziemy mogli poczuć się dosyć swobodnie i jakże odmiennie od charakteru, jakim w ogóle ta konstrukcja z różnych względów emanuje. Szerokość jest wyraźnie zaznaczona i wszelkie wychylenia lewo-prawo są bardzo dobrze zaznaczone. No i tu znów następuje zgrzyt – szerokość szerokością, ale głębokość pozostawia jednak trochę do życzenia. Słuchawki słabo różnicują to, co znajduje się za i przed nami, dając całościowo raz brzmienie sprawiające bardzo pozytywne wrażenia sceniczne, a innym już nienaturalnie spłaszczone. Przy tak wysokiej cenie słuchawek uważam, że nie powinno takich rzeczy w nich być, zwłaszcza jeśli miałaby być to konstrukcja dwuprzetwornikowa, ale porządnie przemyślana.

Ciężko jest podsumować te słuchawki, więc może skupmy się po kolei na plusach, których trochę jednak mają, oraz minusach, których też im nie brakuje, aby w ten sposób dojść do jakichś konstruktywnych wniosków. Przede wszystkim podoba mi się występująca przez większą część zakresów neutralność, która sama w sobie potrafi mieć swoją cenę. Podoba mi się także wrażenie oddechu, jakie ma się w tych słuchawkach, a także całkiem szerokie granie. Na plus wskazałbym także tendencyjność góry do błyszczenia mimo częściowego jej przyciemnienia.

Co zatem można w nich uznać za rzeczy złe? Jako główny problem w R3 wskazywałbym nadmiernie odchudzony bas, który w cięższych brzmieniach jest miejscami po prostu za słaby i dosłownie błaga o użycie korektora graficznego. Jest szybki i całkiem dynamiczny, ale brak mu dociążenia, nie pasuje zupełnie do jakiegokolwiek brzmienia gitarowego na ten przykład. Tak samo przyczepić można się do niedostatecznej głębi sceny, przez co czasami można się R3 nawet zachwycić, a czasami mocno rozczarować. Sumarycznie nie jest to mieszanka, która brzmi specjalnie realistycznie.

Słuchawki łączą w sobie jak widzicie zarówno cechy pozytywne, jak i negatywne, przy wszystkim można postawić jakieś „ale”, znak zapytania, warunkowość. Przykłady? Szybki i detaliczny bas potrafi przydawać się w lekkiej elektronice, ale już w metalu będzie można zapomnieć o uczuciu potęgi, jaka towarzyszyć będzie muzyce. Neutralna średnica ładnie i klarownie pokaże clou utworu, ale nie będzie specjalnie angażować słuchacza swoją trochę zbyt dużą suchością, co niektórym się na pewno nie spodoba. Scena jest szeroka ale nie pozostawia zbyt dużo miejsca na wyciągnięcie nóg. Jak więc widać przy każdym elemencie mogę z łatwością postawić „ale” i jedynie góra stara się w nich trzymać w miarę spójną gardę. Definitywnie nie jest to brzmienie R1, dlatego dla ich użytkowników mam smutną wiadomość – R3 nie może być rozpatrywany jako ich bezpośredni „upgrade”. Przykro mi.

 

Zastosowanie

Basowe, ciepłe i przestrzenne to chyba najlepsza rekomendacja, jaką można wysunąć w kierunku R3 względem potencjalnego źródła. Warto też rozważać wszystko, co ma w sobie korektor, aby podbić chociażby ten ich nieszczęsny bas i wstrzyknąć w nie trochę więcej życia, dzięki czemu staną się bardziej uniwersalne w świetle różnych gatunków. W tych zaś będą sprawdzać się wprost z pudełka w ramach głównie tych lekkich i omijających bazowanie na niskich tonach lub ogólnie pojętej mocy i energii.

 

Podsumowanie

W dużym skrócie – „tyle przegrać”. Brainwavz R3, opisywane przeze mnie całkiem trafnie jako „bomby”, to niestety bardzo kontrowersyjny model. Słuchawki nie powaliły mnie sobą na kolana ani pod względem brzmienia, ani pod względem konstrukcji, która ma swoje ograniczenia i mankamenty. Są duże, toporne, średnio wygodne na dłuższą metę i reprezentujące nieproporcjonalny stosunek gabarytów (i spodziewanej ceny) do brzmienia. Te zaś jest zimne, neutralne i odchudzone, zupełnie do ich wyglądu nie przystające. Dwa przetworniki dynamiczne to zawsze podejście w pewnym względzie nowatorskie, ale tutaj sprawy potoczyły się trochę za daleko, zagalopowano się i starano się uratować to, czego nie było sensu ratować. W tej cenie bardziej bezpiecznym i wygodnym jest jednak szukanie u konkurencji, albo dopłata do czegoś, co faktycznie jest w stanie zagwarantować wysoki komfort i przyjemne brzmienie bez zbędnego mnożenia kolejnych „ale”. Jednym słowem trochę przerost innowacji nad praktycznością i większą część oceny końcowej zajmuje jakość wykonania oraz użytych materiałów aniżeli brzmienie, zaś największą dla niej ujmę stanowi spodziewana zbyt wygórowana cena. Może dystrybutor zaskoczy nas wszystkich pozytywnie – gdyby tak było, spokojnie możecie dopisać do oceny pół gwiazdki, może nawet całą.

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *