Brainwavz M4 to ostatni już model z serii M, jaki gości na łamach Audiofanatyka, kompletując tym samym aktualną ofertę tego producenta, a przynajmniej do czasu, aż nie wpadną mi w ręce bardzo ciekawie się zapowiadające R3. Póki co jednak jesteśmy tu i teraz, mając przed sobą po raz kolejny podejście panów od fal mózgowych do dokanałowego dźwięku.

 

Dane techniczne

Specyfikacja prezentuje się następująco:
– przetworniki: dynamiczne 10 mm
– impedancja: 16 Ohm
– skuteczność: 101 dB przy 1 mW
– pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz
– nominalna moc wejściowa: 4 mW
– maksymalna moc wejściowa: 20 mW
– długość kabla: 1,2 m
– gwarancja: 1 rok

 

Jakość wykonania i konstrukcja

M4 przychodzą do nas w takim samym opakowaniu, jak pozostałe ich produkty, zwłaszcza z tej serii. Pamiętajcie jednak, że numeracja u Brainwavz nie oznacza modeli postępujących jeden po drugim, a jedynie brzmieniowe wydania. Każde słuchawki cechują się inną charakterystyką i np. M3 wcale nie jest gorszym modelem od M4, po prostu brzmi i wygląda inaczej.

 

Brainwavz M4Brainwavz M4Brainwavz M4Brainwavz M4Brainwavz M4Brainwavz M4Brainwavz M4Brainwavz M4

 

Słuchawki są jakościowo naprawdę dobrze zaprojektowane, choć nie wszystko jest takie różowe, jak byśmy chcieli. I tak np.:

– korpusy
Świetnie zaprojektowane, aluminiowe korpusy są w tych słuchawkach z jednej strony gwarancją wytrzymałości, ale każde uderzenie będzie na nich widoczne w taki sam sposób, jak chociażby na SoundMagic’ach E10, M5, NE-700X/M etc. Niestety takie są uroki takich konstrukcji. Do tego lakierowana powierzchnia utrudnia wyciągnięcie tych drobnych słuchawek z kanałów słuchowych w szybki sposób. Oznaczenie kanałów jest tylko na korpusach, co najwyżej można sobie pomóc zapamiętując, że na prawej słuchawce wisi pilot. Duży otwór na tyłach korpusów pełni rolę szczeliny dyfuzyjnej przetwornika.

– wygoda i izolacja
Zauważcie specyficznie wysunięte szyjki korpusów – dzięki nim i małym ogólnie rozmiarom słuchawki siedzą pewnie i głęboko, jednocześnie nie powodując najmniejszych problemów natury wygody. Przekłada się to też na wysoką izolację od otoczenia, dzięki czemu M4 świetnie sprawdzą, biorąc też pod uwagę ich charakterystykę, w miejskich warunkach bojowych.

– okablowanie i wtyki
Mieszane uczucia. Kątowy jack jest bardzo dobry, tak samo wszelkie newralgiczne punkty, ale słabo niestety wypada wytrzymałość kabla od łącznika do korpusów, wliczając w to też jego w nich osadzenie, gdzie otuliny są po prostu zbyt luźne. Łapanie za kabel w tamtym rejonie przy wyciąganiu jest odruchem w dużej mierze automatycznym, co może wyraźnie zwiększyć ryzyko uszkodzenia.

– pilot
Bardzo prosty, wręcz prymitywny, jest moim zdaniem tutaj dodatkiem zbędnym i całe szczęście, że można nabyć M4 bez niego. Nie dość bowiem, że wymusza stosowanie jacka TRRS, gdzie oczywiście przejściówki na zwykłego w zestawie nie uraczymy, to jeszcze przycisk do obierania rozmów jest zbyt mały i bardzo opornie się wciska.

– wyposażenie
Tu jest bardzo dobrze. Wraz ze słuchawkami dostaniemy do naszych rąk standardowe czerwone etui Brainwavz, komplet zapasowych tipsów, dodatkową parę pianek Comply oraz klips do kabla, także można uznać siebie, jako ich posiadacza, za usatysfakcjonowanego.

 

Brzmienie

Słuchawki grają klasycznym uśmiechniętym modelem „V”, dzięki czemu otrzymujemy tu w zasadzie to samo, co w SHE3590 / R1, choć definitywnie nie w aż tak agresywny sposób. I choć M4 z wymienionej dwójki bliżej jednak do sposobu grania SHE na tyle, że można nazwać je ich „starszym bratem”, to jednak nie robią już takiego wrażenia na słuchaczu, ale może wszystko po kolei.

Bas. Znów kropka. Nie jest aż tak nadmuchany jak w M5 czy NE-700M, ale równie mocny co w SHE. To, za co mogę go pochwalić to równość i brak wywoływania jakichś dziwnych ekscesów oraz przebarwień w ramach i tak swojego zauważalnego wybicia. Jest on zarówno mocny jak i głęboki, ale przydałoby mu się trochę więcej kontroli oraz szybkości, bo stąd bierze się trochę jego problemów oraz pewna jednostajność – granie na jedną nutę w każdych warunkach i brak zróżnicowania w stosunku do charakteru odtwarzanego utworu, nie mówiąc o dominacji nad słabą średnicą.

Dlaczego słabą? Bo średnica jest w nich wycofana i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w takim samym stopniu, jak miało to miejsce w M5, chyba nawet bardziej niż w SHE, ale wciąż tylko o mały margines. Oddalona i przyciemniona średnica nadaje im specyficznego poczuwania muzyki za trochę wyrzuconą z siodła, co jest dosyć normalnym zjawiskiem w takiej sytuacji. Nie tryska muzykalnością, jest raczej obojętna i powściągliwa, czego nawet uDAC 2, którego z przyzwyczajenia już biorę jako główną kostkę odsłuchową ze względu na subiektywnie najlepsze właściwości brzmieniowe i synergię z takimi słuchawkami, nie był w stanie podbudować.

Dziwi mnie trochę napis na pudełku głoszący, że M4 są idealne pod wokal – nieprawda, po raz kolejny Brainwavz po prostu kłamie użytkownikowi w żywe oczy, a czego dowodem była Kalafina. Zazwyczaj przepiękne, bezpośrednie i wręcz przybijające do ściany niczym gwoździe wokale z kraju kwitnącej wiśni brzmiały tutaj tak, jakby to orkiestra stała przede mną, a wokalistki czarowały głosem zupełnie inny fragment widowni niż mój, jakbym był mało ważny w tym wszystkim, jakbym siedział krzywo względem sceny, mając w ręku bilet kupiony pod sam koniec, kiedy wszystkie lepsze miejsca były już zajęte. Bezpośrednio brzmiały tylko bębny, tylko podkład, reszta utworu mnie mijała i o ile w innych słuchawkach mimo wszystko dawało się to przełknąć, to w kosztujących ponad 200zł M4 już tak łatwo mi nie jest, a w czym swój duży udział ma góra.

Ta w niczym nie przypomina mi tego, co miałem na R1 i SHE, ponieważ mimo pewnej dozy wyczuwalności w jej pierwszych zakresach usłyszeć można wyraźny regres w dalszych. W efekcie spadek notowany jest w sposób nagły i drastyczny, powodując wrażenie niekompletności i gubienia części informacji zawartych w utworze, choć w ten sposób zabezpieczono się przed sybilacją, która niestety towarzyszyła obu wymienionym modelom.
Sprawa z nierównością góry przeszkadza także w wyciąganiu drobniuteńkich detali i smaczków ukrytych tu i ówdzie, a którym przecież w naturalny sposób sprzyja bardzo dobra izolacja od otoczenia. M4 pozostawiają tutaj naprawdę wyraźne wrażenie niedosytu, przynajmniej u mnie. Z jednej strony ciemniejsza góra komponuje się niejako z charakterem tych słuchawek jako całość, ale z drugiej jej fragmentaryczność jest irytująca.

Sytuacja uspokaja się dopiero wtedy, gdy bas dostanie ode mnie po głowie korekcją. Nagle Yuki przypomina sobie, że po mojej stronie też jest scena i zwraca się wreszcie w moją stronę, a w ramach góry pojawiają się wreszcie jakieś konkretniejsze detale, które do tej pory bawiły się ze mną w kotka i myszkę, raz się pokazując a raz niknąć. Brzmienie nabiera jednocześnie dużej naturalności i w staje się o wiele łatwiejsze do zaakceptowania.

Analizując górę bezpośrednio między NE-700M a M4 potwierdziło mi się jak na dłoni, że w M4 faktycznie może i jest jaśniejsza, ale dosyć szybko łapie przyciemnienie i spadek o którym pisałem wcześniej. Z kolei w NU jest na pierwszy rzut ucha ciemniejsza, ale jednocześnie równiejsza i pełniejsza, co łatwo daje się usłyszeć po odjęciu basu w obu przypadkach w jakikolwiek dostępny dla nich sposób.

Na pozytywną uwagę zasługuje za to scena oraz stereofonia, które są wyraźnie lepsze niż miało to miejsce chociażby w SHE, głównie wychylenie przód-tył. W tych słuchawkach nie ma się aż takiego wrażenia klaustrofobii, jak typowo dzieje się w dokanałówkach z tego przedziału cenowego i choć przyciemnienie nie pozwala tego od razu wyczuć, to po paru zabiegach można się do sedna w nich dokopać. Scena jest renderowana mimo wszystko rzetelnie i przypomina mi w tym względzie skutecznie model M1, w którym w ramach ich ceny miałem o niej również pozytywne zdanie. To świadczy najlepiej o ukrytych możliwościach tkwiących w tych słuchawkach, które ujawniają się dopiero w odpowiednich rękach.

Wprost z pudełka te słuchawki niczym nie powalają, nie są w stanie zrobić tego samego, co SHE3590, które zwalały z nóg współczynnikiem ceny do brzmienia. Dopiero po chociażby zwykłym odjęciu basu pojawia się trochę więcej wyważenia, jasności czy bezpośredniości, których im brakuje niemal jak powietrza, przez co mimo sporej dozy brzmieniowego bezpieczeństwa potrafią sporo wymagającej muzyki pokaleczyć. Te słuchawki mają po prostu dwie twarze, które z różnych perspektyw na zmianę potrafią się prezentować, ale sam fakt, że M4 potrafią zagrać inaczej, lepiej, że nie zamykają użytkownika w pułapce własnego wyboru, dodaje im sporo do oceny końcowej i to właśnie ta druga – nieco odbasowiona i w konsekwencji równiejsza jest w nich tym, czym słuchawki te powinny być od samego moim zdaniem początku.

Jak więc jednoznacznie opisać M4? Wydają mi się one w najlepszym wypadku połączeniem brzmienia SHE3590 z cechami NE-700M, takimi jak izolacja, mikrofon, cena oraz scena dźwiękowa. To dobre słuchawki potrafiące się podobać i mające w sobie sporo potencjału do wykorzystania, ale za kwotę w jakiej są oferowane chyba jednak osobiście wciąż brałbym NE-700X lub 700M, które chociażby z perspektywy lepszej korelacji średnicy z górą są od nich nieco bardziej „poukładane”. Blueme, z którym rozmawiałem zaraz po otrzymaniu słuchawek do testów, ma tutaj rację – Brainwavz chyba sam nie jest do końca pewien ile pieniędzy powinien za M4 żądać.

 

Zastosowanie

Tym słuchawkom do szczęścia potrzebne są przede wszystkim słabe źródła o niskiej ilości mW na wyjściu, a także wszystko to, co odejmuje basu i dodaje więcej średnicy. Najlepiej jednak M4 poczują się na tym, co pozwoli zredukować nieco najniższych zakresów i w ten sposób wydobyć z nich większy potencjał.
Ze swoim funowym graniem sprawdzą się najlepiej z wszelkiej maści elektroniką i każdym gatunkiem faworyzującym brzmienie typu „V”. Po korekcjach jednak tego typu obostrzenia znikają i M4 robią się całkiem uniwersalnym modelem.

 

Podsumowanie

Znów okazało się, że Brainwavz wypisuje na pudełku swojego produktu rzeczy, z którymi ich produkt wiele wspólnego nie ma. Wprost z niego otrzymujemy do rąk słuchawki grające na planie „V” z mocnym basem, cofniętą średnicą oraz nierówną górą, która mimo podkreślenia bardzo szybko zaczyna się chować powodując różne wrażenia akustyczne w różnych utworach. Dopiero po zneutralizowaniu basu okazuje się, że M4 grają interesująco i całkiem szeroko, pokazując zupełnie inne oblicze i wycierając spowodowane sobą do tej pory negatywne wrażenie na tyle, żeby podnieść się w ocenie końcowej do widocznego poniżej poziomu. Gdyby tylko cena była niższa…

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Jeden komentarz

  1. Nie polecam. W ciągu roku zepsuły się dwa razy (drugi raz tydzień po gwarancji) pomimo tego, że o nie dbałem. Za drugim razem serwis audiomagic polecił mi wymianę kabli na własną rękę. Dowiedziałem się, że są jak klocki hamulcowe 0_0. Co z tego, że grają pięknie, skoro są tak awaryjne?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *