Słuchawki miejskie to temat nieskończony tak samo, jak argumenty ludzi twierdzących, że ziemia jest płaska. Powiedziano o nich już wiele, napisano jeszcze więcej, a także udowodniono proste zjawiska fizyczne odpowiadające na pytanie dlaczego takie modele grają tak, a nie inaczej. Z takimi modelami jednoznacznie kojarzy się również i Bluedio, których słuchawki w zasadzie regularnie witam na łamach mojego bloga. I choć modele te z reguły nie oscylują w ramach mojego własnego gustu, dla typowego użytkownika to właśnie one stanowią bardzo łakomy kąsek (zwłaszcza dla fanów basu i ciepłego strojenia). Bluedio UFO 2 nie są od tego odstępstwem, a wręcz przeciwnie – to sól kanonu takich konstrukcji, choć ponownie nietypowo w ramach drzemiących w nich przetworników.
Dane techniczne
- Format słuchawek: nauszne, składane
- Przetworniki: 50 mm + 3x 20 mm na każdą stronę, dynamiczne, zamknięte
- Wersja Bluetooth: 5.0
- Zasięg działania Bluetooth: do 10 metrów (na wolnej przestrzeni)
- Obsługiwane profile: A2DP, AVRCP, HSP, HFP
- Maksymalna rozdzielczość dźwięku: 24bit / 48kHz
- Impedancja: 32 Ohm
- SPL: 120 dB
- Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 25 kHz
- Czas czuwania: do 1300 godz.
- Czas odtwarzania muzyki/rozmów: ok. 25 godz.
- Czas pełnego ładowania: ok. 3 godz.
- Waga słuchawek: 343 g
Zawartość zestawu:
- słuchawki Bluedio UFO 2
- etui na słuchawki
- kabel jack-jack 3,5 mm
- kabel ładowania USB
- instrukcja obsługi
Jakość wykonania i konstrukcja
UFO 2 nie jest już tak dużym i masywnym modelem jak poprzednik, model UFO Plus. Słuchawki wyraźnie schudły, uprościły się, aczkolwiek zachowały trochę kluczowych dla tej serii elementów.
Słuchawki nadal – przynajmniej patrząc z boku – zachowały swój przypominający UFO kształt muszli, aczkolwiek tym razem już nie w formie okrągłej i wokółusznej, a owalnej i nausznej. Pałąk pozostawiono bez zmian, tak samo i mechanizm obrotowych dulek w których zawierają się muszle, ale zrezygnowano z braku oznaczeń na kółku przyciskowym (co odbiera trochę urody, ale korzystnie wpływa na obsługę), dwustronnych gniazd jack (jest już tylko z jednej strony i to bez systemu blokującego) oraz obrotowego mechanizmu widełek.
Zmiany zaszły też poniekąd w konstrukcji przetworników, ale producent wciąż trzyma się topologii wieloprzetwornikowej. Jest ich po prostu mniej. Na środku znajduje się duży przetwornik dynamiczny, który ukryty w niecce, posiada do towarzystwa trzy znacznie mniejsze przetworniki osadzone na krawędzi w formie łuku. Producent nazwał sobie tą technologię PPS8 Sound Effect, ale tak naprawdę jest to nic innego jak po prostu ułożenie przetworników tak, aby ich położenie synchronizowało się akustycznie z głównym, największym. Ważniejszą dla użytkownika technologią będzie raczej zaimplementowany moduł Bluetooth w standardzie 5.0, oferujący teoretycznie względem standardu 4.2 zwiększony transfer do 2 Mb/s większymi pakietami, a także 4-krotnie większy zasięg (kosztem transferu, a więc nie jest to suma obu cech, a raczej wybór między transferem, a zasięgiem). Słuchawki naturalnie są wstecznie kompatybilne z nadajnikami pracującymi w technologii w wersji 4.0, 4.1 i 4.2.
W zasadzie jedynymi wadami, jakie rzuciłby mi się w oczy w U2, są tradycyjne już klekotanie plastikowych muszli o metalowe dulki widełek oraz gniazdo jack ukryte w zagłębieniu, utrudniające nam konfekcję okablowania analogowego i zmuszające do stosowania bardzo wąskich wtyków typu slim.
To by było jednak na tyle. Słuchawki nie wywołują żadnych negatywnych emocji i przyznam, że jak na konstrukcję nauszną, są całkiem w porządku, naprawdę. Najwyżej zalecałbym w przypadku chęci korzystania z nich stacjonarnie jakikolwiek stojak, nawet najprostszy, albo poduszkę. Nawet ściereczka z mikrofibry na stole będzie dobrym zabezpieczeniem podczas odkładania. Czemu? Słuchawki zachowają przez to dłużej nowy wygląd bez skaz. Oczywiście możemy je składać i przechowywać w dołączonym etui.
Przewidywałbym najszybsze pojawienie się uszkodzeń przy niechlujnym odkładaniu. Plastikowe kapsle muszli mogą ulec porysowaniu, a co będzie szczególnie widoczne na oznaczeniach oraz logo producenta, zaś metalowe dulki mogą nabawić się odprysków czarnej farby od uderzeń i uszkodzeń mechanicznych. Myślę że coraz częściej będę starał się przy okazji recenzji przewidywać takie rzeczy i wskazywać te elementy, które moim zdaniem w danych słuchawkach będą najbardziej podatne na zużycie. Choć oczywiście i tak nie da się przewidzieć wszystkiego przez ten czas, jaki sprzęt spędza na recenzji i dopiero faktyczne długotrwałe użytkowanie będzie miało największe szanse na pokazanie mocnych i słabych stron użytkowych i konstrukcyjnych danego modelu.
Wygoda i izolacja
Słuchawki można założyć na dwa sposoby i już samo to jest w sobie ciekawe. Bluedio zastosowało tu konstrukcję nauszną o wyraźnie powiększonych padach owalnych, ale pozostawiają w środku na tyle dużo miejsca, aby dać się założyć dwojako:
- na małżowinie (czyli klasycznie),
- z małżowiną „wsadzoną” do środka.
Ten drugi, teoretycznie nieprawidłowy sposób, okazywał się być jednak dokładnie tym, który winien być stosowanym. W ten sposób słuchawki nie tylko lepiej mi grały, ale też były znacznie wygodniejsze i to do tego stopnia, że przebijały nawet wokółuszne T5, gdyż nauszniki U2 są od nich głębsze, montowane w konwencjonalny dla Bluedio sposób (na zatrzaski wystające z plastikowych stelaży nauszników, choć stosunkowo łatwych do połamania). Jedyne na co możemy ponarzekać, to ponownie twarde obicie pałąka. Przy ich masie, która wynosi dokładnie 343 g, o 3g mniej niż T5, ale też i mniej od 400 g UFO Plus. Wiadomo – mniejszy format to mniej materiału.
Izolacja jest natomiast na umiarkowanym jak na takie modele poziomie – nie za słaba, ale też nie tak mocna, aby odciąć nas kompletnie. Z jednej strony to źle, bo jak znam życie część osób będzie próbowała zagłuszyć otoczenie po prostu głośniejszą muzyką, ale z drugiej strony mniejsze jest też ryzyko wpadnięcia pod tramwaj czy inne tego typu niebezpieczeństwo. Może się to wydać głupie na pozór, ale piechurzy miejscy mają na ten temat zapewne odmienne zdanie. Choć oczy z tyłu głowy przydają się na chodniku zawsze.
Balans, szumy, przebicia, lagi
Żadnych problemów z przebiciami czy lagami nie stwierdziłem, choć słuchawki bardzo subtelnie szumią w tle, gdy nie jest odtwarzana muzyka (dosłownie delikatnie bardziej niż T5, aczkolwiek wciąż jest to mniejszy poziom niż np. w F2). Tym razem – i chyba z racji zastosowania innego sterownika Bluetooth – nie notowałem dziwnego zachowania się w postaci łączenia po włączeniu jedynie w trybie HS, a nie Stereo. Od startu więc wszędzie mogłem korzystać z ich trybu muzycznego od razu po włączeniu i nawiązaniu połączenia z nadajnikiem.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.
Słuchawki przyjechały jako nowe, ale nie stwierdziłem, aby podlegały procesowi wygrzewania. Dla pewności zawsze zostawiam sobie 24-48h z tytułu profilaktyki.
Sprzęt sprawdzany był bezprzewodowo na komputerze PC oraz w komunikacji ze smartfonem i odtwarzaczem Shanling M1. Standardowo też, z racji wysokiej wydajności, słuchawki były sprawdzane po kablu z zestawu Aune S6 + S7.
Pomiary
Na wykresie dominuje nieco jeden z kanałów, ale w odsłuchach nie doszukałem się tego jako czegoś, co byłoby dla mnie czynnikiem rzucającym się w uszy.
Koherencja w ramach różnego ułożenia na głowie ma bezpośrednie przełożenie na praktycznie całą tonalność, z największym naciskiem na bas oraz część średnicy:
Scenicznie słuchawki wypadają bardzo podobnie do T4s i T5:
Jakość dźwięku
Bas jest w U2 konkretny, mocny, pulchny i (po kablu głównie) nieco utwardzony. Przez cieplejszą i trochę cichszą resztę zakresów wydaje się, że jest go więcej, jednakże natężeniem pokrywa się z poziomem prezentowanym przez model T4S. Gdy użytkownik preferencjami kieruje się wobec niego, powinien być naprawdę zadowolony przy głośniejszych odsłuchach oraz na mieście, gdzie jego nadmiar będzie kompensowany przez otoczenie. To częsty zabieg w słuchawkach tego typu, także też nie jest to nic nadzwyczajnego i niespotykanego. Jednocześnie każdy kto lubi bas, myślę spokojnie się tutaj odnajdzie i poczyta go za plus, może nawet jako główny punkt programu.
Średnica nastawiona jest bardziej na barwną ekspresję, niż techniczną doskonałość. Z jednej strony bliska i bardzo nasycona, wokaliści śpiewają cięższym głosem, słowa mają sporą masę i wydźwięk. Z drugiej strony ich ciepły charakter powoduje, że wokal jest trochę przygaszony. Miękki i przyjemny, bo mniej sykliwy już na przełomie z cieplejszym sopranem, ale posuwając względy bezpieczeństwa dalej niż bym sobie tego osobiście życzył. Przynajmniej w odsłuchu domowym, w którym nie potrzeba nam ani kompensacji, ani specjalnych taryf ulgowych.
W mieście robi się zgoła inaczej. Tam brak sykliwości zarówno na przełomie z wokalem, jak i sopranem właściwym, staje się dobrym polem do manewru, gdy trafiamy na większy hałas. On to bowiem ujmuje niższych częstotliwości, premiując te wyższe i zapełniając w naturalny sposób to, co wcześniej było dla nas ubytkiem. Dlatego uważam dużym błędem jest ocenianie słuchawek nie biorąc pod uwagę ich predyspozycji, jakie producent nadał im od samego początku. I dlatego Bluedio na mieście pokazują się z lepszej strony, niż w domowym zaciszu. Po prostu były właśnie tam projektowane. To też powód, czemu np. nie używam Aune E1 zbyt często poza domem, jeśli nie mam pewności, że odsłuch nie będzie przypadkiem wykonywany w głośnym otoczeniu. To są cały czas te same obostrzenia i te same zjawiska akustyczne, które producent stara się uwzględnić. U2 stawiają większość pieniędzy po prostu na jedną kartę na stole i liczą, że uda się trafić. I uda się, dokładnie z tą częścią odbiorców, którzy szukają słuchawek na miasto, a dokładniej do środków transportu masowego (rozklekotane pociągi, jakieś stare autobusy z silnikami bez tłumików niemalże pod naszymi stopami itd.). Brak sykliwości w sopranie zawdzięczamy mocno wycofanemu zakresowi 6-7 kHz, w którym to najczęściej rodzą się wszelkiej maści sybilanty. Słuchawki brzmią przez to bardzo gładko, miękko, ale przed kompletnym zagęszczeniem ratują się wyraźnymi punktami 3 i 5 kHz.
Scena to przysłowiowe „parno, ale gwarno”. Teatr działań akustycznych rysowany jest na planie typowej elipsy, zarówno typowej dla samego Bluedio, jak i ogromnej większości słuchawek. Bliższy pierwszy plan i umiarkowana selektywność powodują, że dźwięki mają mocne dowiązanie i grają jednym tchem w szeregu, bez specjalnej zabawy w pozycjonowanie się na scenie. Jednym słowem standardowo jak w takich konstrukcjach. Fani wielkich scen muzycznych będą definitywnie odczuwali niedosyt, ale im pisane byłyby myślę modele o zupełnie innym strojeniu. Poza tym rzadko zdarza się, że modele muzykalne są w stanie zaoferować nam faktycznie przepastną scenę i jeśli już się pojawia taki ewenement, to przy konstrukcjach z wyższej półki (np. W1000Z), do których Bluedio nigdy nie aspirowały i nie aspirują. Aczkolwiek należy pamiętać, że to model nauszny, a więc też nie dający nam sporo miejsca w środku w zakresie komory akustycznej. To często ignorowana okoliczność łagodząca, bowiem kompakty i modele nauszne mają trudniej w kreowaniu sceny niż ich pełnowymiarowe odpowiedniki. U2 stawiają na pewno bardziej na słyszalność dźwięków w miejskim zgiełku jako taką, niż walory przestrzenne.
Zbierając wszystkie te obserwacje razem wychodzi nam, że Bluedio U2 to słuchawki z typowego, popularnego nurtu ciepłych bezprzewodówek. W momencie testów były to jedne z najcieplejszych słuchawek jakie posiadałem, może obok Audictusów Explorer, jeśli brać pod uwagę także i konstrukcje dokanałowe. Ich brzmienie jest bardzo proste w sensie takim, że nie musimy specjalnie zagłębiać się w konstrukcję dźwiękową. Jedynym miejscem, w którym będziemy musieli się zastanowić nad nimi trochę dłużej, będzie sposób ich założenia. W moim przypadku były to dwie konfiguracje dające różne brzmienie, ale też i różną wygodę. Osobiście pod koniec dnia preferowałem je w tej „nieprawidłowej”, ponieważ wtedy słuchawki były dla mnie najwygodniejsze i prawdopodobnie mieszczące się w granicach najwygodniejszych rozwiązań nausznych, jakie kiedykolwiek testowałem, a których sam osobiście nie lubię właśnie ze względów anatomicznych uwidaczniających się przy długotrwałych odsłuchach. Oczywiście pomijając troszkę skąpe obicie opaski, które tak jak w modelu T5 mogłoby być lepsze.
Same słuchawki zaprezentowały się jednak jako ciepłe i gładkie, z mocnym basem i zagęszczoną prezentacją. Sybilanty w tych słuchawkach nie istnieją i nie ma szans, aby U2 psioczyły nam nawet z gorzej zrobionymi utworami lubiącymi się kolokwialnie „wysypać” na takich modelach, jak Sennheisery HD800 czy AKG K401, które uważam za najbardziej „światłoczułe” w ramach całej rodziny tych słuchawek. Przykład takiej muzyki? Nie ma problemu: Dulcet – Everything Has Changed (Original Mix). Tyczy się to również i takiej, która nie ma w sobie oznak słabszego masteringu, a jedynie natywnego nacisku na sekcję sopranową, jak np. Data Rebel – Topaz. To tak aby mieć pewność, że pracuję zawsze na konkretnym materiale muzycznym.
Słuchawki z racji swojej wysokiej przenośności i strojenia moim zdaniem zostały stworzone tak, aby móc poradzić sobie w środkach transportu publicznego tylko i wyłącznie opierając się o swoje natywne właściwości tłumiące i kompensację wynikającą z tonalności ciepłobasowej. Jeśli ktokolwiek spotkał mnie w Elblągu maszerującego z dziwnym plecakiem na plecach, w koszulce z logo Audiofanatyka oraz czarnych słuchawkach – tak, to były właśnie Bluedio U2.
Zastosowania i synergiczność
Z perspektywy słuchawek miejskich można więc je zaakceptować, choć w odsłuchach domowych sprawdzą się tylko wówczas, gdy jesteśmy fanami gładszej prezentacji, głośniejszego odsłuchu i równie gładkiego, pulchnego basu. O tak, to ich żywioł i najlepszy możliwy użytkownik. W odsłuchach domowych – tu już temat pozostaje otwarty. Dość powiedzieć, że muzykalne i przechylające się w podobną stronę K240 Monitor były po Bluedio bardzo wyrównane, jaśniejsze, z oszczędniejszym wypełnieniem oraz basem. A co nie jest przecież prawdą. Tak samo ich sopran wydawał się bardziej zadziorny, surowszy, jednoznacznie gorszy. Tu natomiast wyszła na wierzch zdolność U2 do prezentacji gładkiego, miękkiego sopranu. Z K270 S było bardzo podobnie, może nawet bardziej, ale jako że wziąłem je w drugiej kolejności, mój ośrodek słuchu zdążył się już trochę wyresetować. Następnie zrobiłem sobie przerwę od odsłuchów, aby móc wrócić całkowicie do punktu wyjściowego. Po niej, U2 od startu emanowały swoimi przymiotnikami ze zdwojoną siłą, toteż znów cały proces adaptacji, choć daleki od gwałtowności, trzeba było przechodzić ponownie.
Dlatego w przypadku nawet nie samych UFO 2, a ogólnie słuchawek tego typu, zawsze trzeba dać sobie trochę czasu na ocenę. Może bowiem się okazać, że słuchawki mimo nie mieszczenia się dokładnie w ramach naszych preferencji brzmieniowych, w konkretnych zastosowaniach (nota bene przewidzianych tu od początku przez producenta) wypadną całkiem dobrze, zwłaszcza z chudszymi źródłami, telefonami, czymś pokroju Shanlinga M1, zintegrowanymi komputerowymi kartami dźwiękowymi, gdzie wydajność po kablu i cieplejsze strojenie mogą premiować.
Podsumowanie
Finalnie więc są to ciekawe słuchawki na miasto, dobre w głośniejszych odsłuchach i przy kompensacji basu, praktyczne, wygodne przy odpowiednim założeniu na uszy. Mocny bas, cieplejsze strojenie, gładki i w pełni wolny od sybilantów sopran to mocne punkty programu, które na pewno spodobają się fanom takiego grania.
Jako słuchawki domowe sprawdzają się już gorzej, jeśli ktoś nie lubi takiej sygnatury, gdzie doskwierać będzie zapewne wszystko to, co na mieście (i jeszcze raptem w zdaniu wcześniejszym) punktowalibyśmy jako zaletę, z umiarkowaną i trochę parną sceną włącznie. Dlatego też zainteresować się nimi powinny osoby głównie poszukujące czegoś mobilnego i niespecjalnie chcące opierać się na systemach ANC. Mobilność to największy żywioł tych słuchawek.
Słuchawki Bluedio UFO 2 można nabyć cena na dzień pisania recenzji w cenie 330 zł. (sprawdź aktualną cenę i dostępność)
Zalety:
- kompaktowy, składany do środka format
- solidna konstrukcja nośna
- twarde etui w zestawie
- możliwość pracy w trybie kablowym i bezprzewodowym
- wysoka wygoda mimo formatu nausznego (przy odpowiednim założeniu na uszy)
- długi czas pracy w trybie bezprzewodowym wynoszący ok. 25 godzin
- bardzo ciepłe i muzykalne granie z mocnym basem
- wyjątkowo gładki sopran bez cienia sybilacji
- wysoka kompensacja pasywna w zastosowaniach miejskich
- bardzo łatwe w napędzeniu, ale też podatne na ewentualne korekcje
- niski poziom szumów w trybie BT, a także brak przebić czy lagów
Wady:
- brzmienie zbyt ciemne i gęste dla mojego gustu, ale na mieście nie jest to wada
- stosunkowo zwarta scena
- klekoczące muszle
- konsternacja co do prawidłowego ich zakładania
- plastikowe pokrywy boczne muszli mogą być podatne na zarysowania
- lakier metalowych elementów konstrukcyjnych też nietrudno uszkodzić
- głęboko osadzone gniazdo jack może utrudniać konfekcję okablowania
- mimo wszystko troszkę szkoda, że zabrakło systemu ANC
Serdeczne podziękowania dla dystrybutora marki Bluedio za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Dzień dobry, po przeczytaniu Pana recenzji są to kolejne słuchawki, które utrudniły moje poszukiwania. Mam mały dylemat. Posiadam Shanlinga M1 i już prawie byłem zdecydowany na Audictus Achiver, ale po przeczytaniu Pana recenzji na ich temat i tego jak radzi sobie z nimi Shanling M1 trochę zwątpiłem. Zacząłem poszukiwania od nowa i wpadły mi w oko słuchawki Bluedio – F2 i właśnie ten model. Może mógłby Pan jakoś doradzić? Nie szukam na siłę słuchawek bezprzewodowych, ważne tylko żeby przyzwoicie grały z Shanlingiem M1. Muzyki słucham głównie poza domem, więc wielkość, możliwość złożenia, dodatkowy case, wymienny kabel itd. były dla mnie wielkim plusem, dlatego też tak bardzo spodobały mi się słuchawki Audictus. Czy wypadają one aż tak słabo ze wspomnianym Shanlingiem? Myśli Pan, że lepiej byłoby zainteresować się Bluedio? A może jeszcze czymś innym w podobnej kategorii cenowej? Nie potrzebuje słuchawek bezprzewodowych, więc ten Audictus bardzo mi się spodobał – z Shanlingiem M1 brzmi on aż tak bardzo źle? Odtwarzacz kupiłem po przeczytaniu Pana recenzji i jestem z niego bardzo zadowolony, tak samo jak przeczytałem wiele recenzji słuchawek i prześledziłem kilka wątków na forum. Dalej jednak mam ambaras i liczę na rozwianie wątpliwości. Z góry bardzo dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam serdecznie.
Mam pytanko- czy ten model ma wbudowany korektor jak Turbine TM oraz czy posiada aptx. Spotkalem się z różnymi informacjami na ten temat i już nie wiem
Nie polecam, po niecałym roku użytkowania pękł plastikowy element przez co słuchawki już nie trzymają się tak dobrze głowy. Niestety producent nie uwzględnił naprawy tego elementu.
Sam mikrofon też pozostawia wiele do życzenia, bardzo wiele.
Jakie słuchawki polecacie 8ohm w miarę niskiej cenie do 350 pln