Recenzja Panasonic RP-BTS50

Na łamach Audiofanatyka na przestrzeni czasu było już kilka ciekawych produktów, przy których można było zrobić sobie pewną odskocznię od sprzętu konwencjonalnego. Miło jest się tak oderwać i spróbować czasami czegoś nowego, czego nie testuje się codziennie. Z jednej strony wynika to z braku potrzeby, ale też pobudza do myślenia i postawienia się w zupełnie innym miejscu z kompletnie odmiennymi oczekiwaniami i wymaganiami. Przed Państwem interesujące konstrukcyjnie słuchawki bezprzewodowe dla sportowców: Panasonic RP-BTS50, za których podesłanie serdecznie dziękuję bezpośrednio firmie Panasonic Polska.

Na całe wyposażenie (kabel USB jest w etui), pliczek instrukcji robi największe wrażenie.

 

Dane techniczne

– Typ przetwornika: dynamiczny, 12 mm, z magnesem neodymowym
– Impedancja: 32 Ohm
– Pasmo przenoszenia: 8 Hz – 20 kHz
– Długość kabla łącznikowego: ok. 40 cm
– Maksymalny czas pracy na baterii: ok. 6 godzin
– Czas całkowitego ładowania baterii 1,5 godziny
– Waga: 23 g
– Komunikacja: Bluetooth 4.1 (microUSB tylko do ładowania)
– Maksymalny zasięg: do 10 m
– Obsługiwane profile: A2DP, AVRCP, HSP, HFP
– Obsługiwane kodeki: SBC, aptX, AAC
– Norma wodoszczelności: porównywalna z IPX5
– Wersje kolorystyczne: czarno-srebrna, biało-srebrna

 

Cena:
– ok. 600 zł

 

Zawartość zestawu:
– słuchawki
– pakiet instrukcji na praktycznie każdy znaczący język
– zestaw tipsów (S, M (już założone) oraz L)
– sztywne duże etui
– krótki (10 cm) kabel ładowania microUSB

Strona produktu: LINK

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Do firmy Panasonic mam ogromny sentyment. Był to pierwszy „poważny” sprzęt audio w moim rodzinnym domu, gdy ojciec kupił radiomagnetofon RX-CT820. Sprzęt był wyposażony jak na tamte czasy na bogato, oferował regulowane podbicie basu czy też analogowy korektor graficzny. Miał też wbudowany mikrofon. To na nim jako małe dziecko miałem okazję poznać jak działają te dziwy wszelakie i jak przekładają się bezpośrednio na dźwięk. Moja własna przygoda nastąpiła lata potem pod postacią przenośnego odtwarzacza RQ-V65. Później różnie to już bywało, a kontakt z marką miałem przy zupełnie innych urządzeniach. Za sprawą recenzowanych słuchawek tamte wspomnienia wróciły. To właśnie owa przyjemność oderwania się od dotychczas otaczającej mnie rzeczywistości, o której pisałem we wstępie. Ale może dość o mnie i nostalgii, a więcej o samych słuchawkach.

RP-BTS50 przychodzą do nas w ładnym i estetycznym pudełku z zamykaną magnetycznie okładką-przesłoną, pod którą okiem rzucić można na same słuchawki przez wyprofilowaną na kształt okna sztywną folię. W pierwszej kolejności wrażenie zrobiło na mnie bogactwo instrukcji w formie całego pliku w różnych językach. Gdyby to były banknoty, na stole mielibyśmy na oko z 10 tys. zł. Wyposażenie można powiedzieć jest całkiem standardowe, ale wystarczy wziąć do ręki tipsy lub etui, aby przekonać się o wysokiej jakości odlewów i użytych materiałów. Niektórych końcówek w nowych słuchawkach bałbym się włożyć do ucha – nowych! Tymczasem u Panasonica dbałość o akcesoria faktycznie może zrobić wrażenie.

 

Yurbuds także były dziwną konstrukcją, ale Panasonic są znacznie bardziej od nich dopracowane.

Słuchawki posiadają dwa korpusy: "fałszywy" i "prawdziwy". Inaczej nie bylibyśmy w stanie ich używać.

 

Same słuchawki będziemy musieli na początku wydłubać z blistra i radziłbym mimo wszystko się z tym nie spieszyć. Konstrukcyjnie są to bardzo nietypowo wyglądające dokanałówki typu OTE. Nie da się ich założyć w inny sposób, ale też jakoby ze względu na przeznaczenie – Over The Ear to jedyne w ich przypadku słuszne wyjście. Tym przeznaczeniem jest zastosowanie w warunkach aktywności fizycznej. W ten sposób mimo gabarytów większość siły lokuje się na naszych małżowinach. Nie mówię tu tylko o grawitacji i wadze słuchawek, ale właśnie o ruchu naszego działa, wstrząsach, uderzeniach itd. Aczkolwiek nie polecam uczestniczenia w Panasonicach w bójkach ulicznych – szkoda słuchawek.

Producent nieprzypadkowo ochrzcił BTS50 nazwą własną „Wings”. Odcinki pamięciowe są na stałe zintegrowane ze słuchawkami i nie jest to materiał elastyczny, który po prostu wraca do punktu wyjścia, a prawdziwa pamięciowość trzymająca żądany kształt. Z każdego „fałszywego” korpusu wychodzi pomniejszy korpus „właściwy”, który skrywa w sobie duży 12 mm przetwornik. Tym samym słuchawki zostawiają nam dużo miejsca na małżowinę i nie powodują dyskomfortu. Cieszy mnie zatem, że projektant miał na tyle oleju w głowie, że nie poświęcił ergonomii ponad stylistyką. Nie zmienia to jednak faktu, że słuchawki zakłada się bardzo dziwnie i tak samo dziwnie obsługuje za pomocą znajdującego się praktycznie z tyłu głowy pilota. W orientacji pomaga na szczęście umieszczony na wysokości środkowego przycisku. Wbrew pozorom słuchawki wcale nie są ciężkie – to głównie guma i plastik.

Wraz z modelem BTS50 w ofercie znajdują się również słuchawki BTS30, w których na poczet mniejszej ceny zrezygnowano z podświetlenia LED, jak też zastosowano przetworniki o mniejszej średnicy (9 mm), a co za tym idzie o innych parametrach. Jakich? Niestety nie wiem. Sprzęt okrojono także z obsługi aptX i AAC, zaś na normie wodoszczelności ograniczono się do standardu IPX4. Cechy fizyczne oraz czas pracy na baterii pozostały niezmienione.

Wracając do recenzowanego modelu i do samej jego stylistyki – słuchawki raczą nas nie tylko efektami dźwiękowymi, ale i wizualnymi. W erze wszędobylskiej mody na LEDy, nie zabrakło ich także w BTS50. Niebieskie oświetlenie można aktywować na półtorej godziny pracy. Choć pierwotnie uznałem to za zwykły gadżet i stylizacyjny zabieg mający uatrakcyjnić sprzęt w oczach osób postronnych oraz samego nabywcy, tak okazało się, że późnym wieczorem i w nocy jest to bardzo praktyczne rozwiązanie ułatwiające szybką lokalizację słuchawek w przypadku zgubienia w trawie podczas nocnych wypadów do parku, ale i w domu, jeśli nieporządek wokół nas przekracza wszelkie dopuszczalne normy.

 

Słuchawki nosimy jako OTE, ale odcinki pamięciowe możemy dowolnie kształtować.

 

Obie słuchawki dzięki powiększonym korpusom skrywają w sobie większą baterię, pozwalającą na ok. 6 godzin pracy. Przypomnę, że tańsze BLU-100 testowane przeze mnie jakiś czas temu pozwalały maksymalnie na 4 godziny pracy, choć przy mniejszych naturalnie gabarytach. Mam jednak wrażenie, że gdyby Panasonic się postarał, sprzęt mógłby mieć jeszcze dłuższy czas pracy. Wedle instrukcji bateria powinna pozwalać na 300 bezproblemowych cykli ładowania. Gniazdo ładowania (microUSB) znajduje się w jednym ze „skrzydeł”, tuż obok diody sygnalizującej stan pracy. Na tym samym skrzydle umieszczono mikrofon. Drugie posiada co prawda otwór, ale jest on przeznaczony do rozebrania i wyciągnięcia baterii. Pozytywnym aspektem jest funkcja błyskawicznego ładowania. Już pierwsze 15 minut pozwala na ok. godzinną pracę słuchawek.

 

Podświetlenie wbrew pozorom ma też swoje praktyczne zastosowanie. Zwłaszcza w nocy.

 

Zarówno prawa jak i lewa strona są połączone ze sobą krótkim odcinkiem płaskiego kabla z przyczepionym na stałe ściągaczem oraz pilotem. Działa on jednocześnie jako włącznik i sterownik pracy słuchawek: odbierania rozmów, odtwarzania, pauzowania i włączania oświetlenia LED.

Słuchawki niestety nie pracują z nadajnikami Bluetooth jakie posiadam przy swoich komputerach, jak też nie ma możliwości używania ich po kablu USB tak jak np. Sound Blasterów Jam. Nie posiadają również konwencjonalnego gniazda jack, przez co ogranicza się ich zastosowanie na dzień dzisiejszy tylko do smartfonów i tabletów. Szkoda że słuchawki nie posiadają NFC, ale póki co spotykałem się z tą technologią głównie w większych słuchawkach.

Na koniec warto wspomnieć o fakcie, że słuchawki spełniają standard wodoszczelności IPX5. Wedle instrukcji na pudełku jest nawet możliwe… przepłukanie ich pod kranem w celu usunięcia brudu i potu. Osobiście jednak bym tego nie rekomendował.

 

Jakość dźwięku

Sekretem dźwięku lepszego od konkurencyjnych modeli Brainwavz czy Jabra jest u Panasoniców paradoksalnie rzecz, na którą często uczulam jako coś, co niekoniecznie musi przekładać się na konkretne pozytywne efekty – wielkość przetworników. W każdej słuchawce siedzi bowiem 12 mm przetwornik dynamiczny, dzięki czemu wraz z połączeniem z odpowiednio wyprofilowaną komorą akustyczną, BTS50 grają w sposób chyba wręcz można powiedzieć typowy dla tego producenta: wyraźnie basowy.

Słuchawki jednakże pod wieloma względami zachowują się jak NuForce NE700X/M, toteż mimo niespecjalnego trafienia w mój gust sekcji basowej, starałem się skupić także i na pozostałych zakresach. Okazało się, że sprzęt gra naprawdę fajną jakością oraz wyrównaniem w sekcji średnio-wysokotonowej. Ale może wszystko po kolei…

 

Bas

Jak już pisałem wcześniej, Panasonic grają naprawdę bardzo mocnym basem z wyjątkowo niskim zejściem i jednocześnie wyraźnym wyższym basem. Ciekawa to więc konstrukcja tonalna na tle tego, do czego często przyzwyczaja nas multum innych słuchawek. Wyrównany na ich tle środkowy podzakres basowy nie dominuje, ani też nie kurczy się raptownie. Pozwala to zachować subtelne wyważenie całej sekcji basowej, ale nie zmienia też faktu, że ilościowo Panasonic troszkę przesadził.

Bardzo możliwe, że spowodowane było to chęcią kompensacji niskich częstotliwości z otoczenia. Jest to częsty zabieg producentów słuchawek dokanałowych i kompaktowych o cechach izolacyjnych, ponieważ w komunikacji miejskiej czy podczas aktywności fizycznej to właśnie bas dostaje najmocniej po uszach. I tak też jest z testowanym egzemplarzem, który właśnie w takich warunkach sprawdzał mi się najlepiej.

Wychodzi to bokiem dopiero przy odsłuchach stacjonarnych, gdy chcemy używać BTS50, ale też i pozostałych tego typu konstrukcji, jako zwykłych słuchawek bezprzewodowych w cichym, domowym zaciszu. BLU100 grały na dokładnie takiej samej zasadzie, ale przyznać muszę, że w kategorii czystej jakości definitywnie lepszy jest bas Panasoniców. Przede wszystkim bardziej rytmiczny i szybszy, choć jednocześnie mocniejszy. Dlatego pewną solucją w moim przypadku okazał się delikatnie luźniejszy seal, zachowujący cechy zarówno brzmienia pierwotnego, jak i poluzowanego basu. Warunek był jednak jeden – minimum ruchu twarzą i żuchwą.

 

Średnica

W pierwszej chwili może być trudna do wyczucia, jako że stara się ją niestety przykryć swoją mocą bas i nie pozwala tym samym poznać do końca wszelkich walorów z niej płynących. A te w niej drzemią na takiej samej zasadzie, jak w przytaczanych NuForce’ach.

Jest to więc pełna, trochę przybliżona średnica o dużej płynności połączenia z sekcją sopranową. Bardzo podoba mi się nasycenie i konkretyzacja przekazu w jej przypadku. Ma się wrażenie, że jest dokładnie tam gdzie powinna, czytelna, ale nie za blisko, jednocześnie nie za daleko. Gdy pojawia się bas, mamy jednak wrażenie, że słuchawki grają cofniętą i mało konkretną średnicą. Nawet góra może wydawać się na jego tle ciemna. Niestety więc choć bas nie jest w BTS50 bezwzględnie ogłuszający, jak w niektórych słuchawkach dokanałowych, jego moc dokładnie tak jak w NU jest w stanie przykryć sporo dobra siedzącego ponad nim i dalej od niego.

 

Może i słuchawki są nietypowe, ale tipsy i tulejki to sprawdzony standard.

 

O ile jednak w konwencjonalnych słuchawkach możemy sobie pozwolić na spokojną equalizację, tak BTS50 z racji ponownie mojej niemożności podłączenia do komputera, często będziemy zmuszeni odbierać je nie inaczej jak w pełnym pakiecie i regulację tonalną przeprowadzać metodami fizycznymi, np. innymi tipsami. Dlatego też o ile ponownie w zakresie zastosowania w komunikacji miejskiej (albo ogólnie zgiełku i okoliczności ubywających nam co rusz niskich tonów) nie powinno stanowić problemu takie ułożenie proporcji między średnią i basem, o tyle warto BTS50 sprawdzać zwłaszcza tam, gdzie możemy w naszym telefonie wykonać podstawowe manewry korekcyjne i dokopać się do średnicy. Osobiście posłużyłem się do tego celu darmową (adware) aplikacją Music Volume EQ, a której regulacja na zakresie 60 Hz już pozwoliła na odjęcie bardzo pulchnego basu.

 

Góra

Jest przesuwająca się spadkowo poniżej linii domyślnej, ale jeśli odjąć ponownie bas – całkiem czytelna, przyjemna w odbiorze, unikająca woalu i nadmiernego przyciemnienia. Wraz z pozostałymi podzakresami tonalnymi pracuje definitywnie na bardzo naturalny charakter sekcji średnio-wysokotonowej i sumarycznie oba te zakresy poczytuję za największy atut recenzowanych słuchawek.

To, co podoba mi się akurat zwłaszcza w sopranie, to jego ogólne bezpieczeństwo. Nawet utwory, które należą do grupy tzw. „podwyższonego ryzyka”, nie powodują na BTS50 wrażenia dosłownie rżnięcia nam uszu nożami i mieczami, jeśli używać wyegzaltowanych określeń. Ale też i muzyka nie cierpi w żaden sposób z tego tytułu, nie ma wrażenia, że słuchawki są sztucznie spowolnione, dociążone jakoby kilogramem watoliny czy filcu. Tu również jest podobnie, jak swego czasu było przy NU.

Sopran sprawnie przemieszcza się z utworu na utwór między różnorodnymi ilościami detali i tam, gdzie jest ich mnogość, potrafi przygładzić co bardziej wyrywne detale, a tam, gdzie jest ich mało, unika wrażenia przytłumienia. W każdych warunkach zachowanie się więc góry oceniam jako bardzo fajne i kulturalne. Gdyby tylko nie ten nieszczęsny na ilości bas, który nie pozwala mi się na niej w pełni skupić bez zastosowania EQ, strojenie całościowe uznałbym w nich za rewelacyjne. A tak musimy niestety troszeczkę w tym kierunku popracować samodzielnie.

 

Scena

Ma tu dwojaką naturę w zależności od głębokości aplikacji i użytych tipsów. Przy płytszej aplikacji i z nie do końca poprawnym uszczelnieniem słuchawki wyraźnie zyskują na zarówno nosowości, jak i sceniczności. Sopran jest bowiem prowadzony wtedy wyżej i śmielej, dłużej utrzymując smaczki i detaliki na scenie. Przy pełnym uszczelnieniu i głębokiej penetracji scena robi się bardziej umiarkowana i zwarta. Dokładnie tak samo reaguje konkurencja, aczkolwiek w przypadku BTS50, jako że sprzęt jakoby wymusza na nas wręcz noszenie ich jako OTE, większość chwytu każdej słuchawki przypada na naszą małżowinę i manewrowanie poziomem uszczelnienia jest dzięki temu łatwiejsze.

Panasonic nie poszedł kierunkiem JVC w ich KX100, gdzie sprzęt grał wyraźnie większą sceną, ale za cenę jaśniejszego sopranu, dla niektórych użytkowników wręcz nieprzyjemnego. Nie poszedł jednak też do końca tropem pozostałych produktów z bezprzewodowej konkurencji, które ponad wszystko starają się prezentować przyciemnione brzmienie o małej scenie.

 

Całokształt

Choć tonalnie Panasonic RP-BTS50 nie należą do słuchawek znajdujących się w gronie modeli przeze mnie preferowanych, to jednak mają w sobie całkiem sporą dozę elementarnej jakości dźwięku, którą doceni każdy z nas. Bas mimo swojej dużej mocy jest bardzo ładnie wyrównany lokalnie, średnica stara się być muzykalna i bez efektu zamulenia, a góra na tyle czytelna i jednocześnie wygładzona, żeby sprawnie tańczyć między różnymi w sopranowej intonacji utworami. Scena jak na słuchawki dokanałowe jest dosyć standardowa i tak jak pisałem wyżej: „umiarkowana i zwarta” przy pełnej aplikacji. Poprawia się wyraźnie, gdy odejmujemy basu lub decydujemy się na niepełne uszczelnienie kanału słuchowego, tak samo jak zresztą nadmiar niskich tonów.

Ale właśnie, dla mnie jest to nadmiar, bowiem jestem osobiście przyzwyczajony do słuchawek z umiarkowanym ale kompetentnym basem (np. K500, K1000), tudzież wielkim fanem basu planarnego a’la Audeze LCD-3, które chwalę w tym względzie praktycznie po dziś dzień. Dla Państwa niekoniecznie już musi takim być i jeśli ktoś lubi albo faktycznie ładniej jakości bas w dużej ilości i z mocnym niskim zejściem, albo po prostu chce w słuchawkach wypadowych na miast mieć celowo nadmiar basu na poczet jego kompensacji przez hałas otoczenia (coś na wzór K518 DJ), to Panasonici definitywnie wpiszą się myślę w te oczekiwania. Tu naprawdę wiele dobrej roboty robi większa średnica przetworników i wychodzi na to, że każdy milimetr membrany ma duże znaczenie. Sumarycznie uzyskana dzięki temu solidna rozdzielczość odtwarzanego dźwięku ma z tymże aspektem uważam spore powiązanie.

 

Po prawej otwór mikrofonu, po lewej... otwór otwierania korpusu w celu demontażu baterii.

 

Prowadzenie rozmów nie odbywa się tak, jakbyśmy słuchali nagrania na surowo z mikrofonu pojemnościowego bez żadnych koszyków czy filtrów. Słuchawki bardziej skupiają się na głosie w sposób średnicowy i troszkę przyciemniony. Dzięki temu nasz rozmówca nigdy nie wydaje się sykliwy, nawet jeśli krzyczy do słuchawki telefonu.

Ogólnie dźwięk uważam za całkiem adekwatny do ceny i same słuchawki za dosyć udane. Bez żadnych korekcji nadają się bardziej dla umiarkowanych bassheadów lub rasowych outdoorerów chcących mieć albo pożądane oddolne masowanko, którego obiektywnie jeszcze da się słuchać pod kątem ilości, albo zapas niskich częstotliwości do radzenia sobie z hałasem w autobusie lub w ruchu ulicznym. Po drobnych korekcjach na zakresie 60 Hz są to jednak bardzo przyjemne, muzykalne i naturalnie brzmiące słuchawki z należytą jakością w sekcji średnio-wysokotonową, odpowiednim nasyceniem, uchwyconą barwą, intonacją oraz detalem i przede wszystkim płynnym przejściem z jednego zakresu do drugiego.

 

Podsumowanie

Ostatecznie na koniec dnia spoglądam na nie i myślę, jak je najlepiej podsumować. Panasonic to zaiste specyficzne w ergonomii słuchawki, głównie dla sportowców i osób podróżujących w dużym hałasie, jak również preferujących na pierwszym miejscu dobry jakościowo bas w dużej ilości. Choć sprzęt nie jest najtańszy i dziwnie się go trochę zakłada, potrafi być bardzo wygodny. Gdyby producent postanowił wyposażyć BTS50 w możliwość komunikacji ze zwykłym komputerem PC, przełącznik bass boostu (oczywiście abym mógł mu zrobić OFF) i zrezygnowałby z płaskiego kabla, byłbym naprawdę w pełni zadowolony, choć i tak nie jest źle, zwłaszcza po zainstalowaniu prostego korektora w naszym telefonie. Bo i właśnie do telefonu będziemy tu ograniczeni, tudzież tabletu, jeśli tylko ma w sobie nadajnik BT. Tym samym jeśli tylko jesteśmy w gronie tych użytkowników, którzy są w stanie docenić ich zalety, ale też szukają wyraźnie lepszego sprzętu od (w sumie też nie głupich) słuchawek bezprzewodowych pokroju Jabry czy Brainwavz, mogą spokojnie BTS50 wpisać sobie na listę sprzętu do zweryfikowania.

 

Zalety:

  • bardzo fajnie wykonane i o równie dobrej jakości akcesoriach
  • sprawiają wrażenie solidnych doków o dużej trwałości
  • efektownie wyglądające podświetlenie LED oraz stylowe zintegrowane odcinki pamięciowe
  • spełnianie standardu wodoszczelności IPX2
  • obsługa aptX i AAC
  • mimo gabarytów są bardzo lekkie i całkiem wygodne
  • pełne sterowanie pilotem w ramach zarówno obsługi multimediów, jak i rozmów telefonicznych
  • pełnobasowe brzmienie o ładnym wyrównaniu lokalnym i przyjemnym strojeniu w sekcji mid-high
  • 6 godzin pracy na baterii z opcją szybkiego ładowania
  • faktycznie bardzo dobry produkt dla sportowców i osób aktywnych fizycznie

Wady:

  • dziwne zakładanie i tym bardziej dziwna obsługa pilotem po omacku z tyłu głowy
  • na mój gust mają trochę za dużo w sobie tej ich pełnobasowości
  • odrobinę większą sceną także bym nie pogardził
  • kabel typu Flat Wire często lubi się plątać
  • brak możliwości sparowania z konwencjonalnymi nadajnikami Bluetooth (przynajmniej w moim przypadku)
  • brak opcji korzystania ze słuchawek po jakimkolwiek kablu
  • szkoda że nie podają głosowo precyzyjnego stanu naładowania baterii

 

Serdeczne podziękowania dla firmy Panasonic Polska za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

10 komentarzy

  1. Panie Jakubie muszę nieco pana skarcić, w tym magnetofonie był regulowany BIAS anie BAS. To prąd podkładu głowicy magnetofonowej. A po za tym dziękuję za kolejną ciekawą recenzję

    • Zdjęcia oraz manual mówią o XBS (Extra Bass System), który to właśnie jest regulowany? 🙂

    • Tu mowa o BIAS-ie ze starego magnetofonu. Czytaj ze zrozumieniem tekstu.

  2. No to słuchawki idealne dla mnie. Już na pierwszy rzut oka wydawały się mieć „to coś”. Ja już mam wieloletnie doświadczenie ze zwykłymi modelami, pora na coś innego 😉

    • Tym czymś na pewno będzie mocny bas. Niestety do basolubów nie należę, ale też bezbasowia także nie lubię, także choć doceniałem jego jakość, to obok ilości już znacznie trudniej było mi już przejść obojętnie. Mam więc jedynie nadzieję, że nie okażą się zbyt basowe, bo jako że jest to rzecz de gustibus, to nie sposób jest ich odbioru w tym aspekcie mi przewidzieć :).

  3. Naczytałam się o tych panasonicach dosyć sporo przez ostatni czas i muszę powiedzieć że bardzo mnie zaciekawiły. Planowałam wypróbować ich przy ćwiczeniach, bardzo mi zależy na tym, żeby nie wypadały z uszu…sprawdzą się? 🙂

    • Witam Pani Magdo,

      Myślę że tak. Bardzo fajnie można je dostosowywać za pomocą wyginanych ramion pod swoją anatomię, właśnie po to aby nie wypadały podczas ćwiczeń. Choć nie wynika to bezpośrednio z mojej recenzji, Panasonic dosyć mocno przemyślał projekt tego modelu.

      Pozdrawiam.

  4. Panie Jakubie,
    zastanawiam się nad kupnem tych sluchawek. Czytalem ze, testował Pan Nuforcy NE-770, dzieki Panu je kupilem(sluchalem na Comply T400, te sluchawki miały coś w sobie), miałem nawet 2 pary ale skonczyly życie i szukam alternatyw. W ostatnim czasie sluchalem wielu modeli – KZ ZS10, RHA-750i, FinalAudio E1000, Supelux HD330, Phillips SHE-3900, ISK HD9999, Marshall Major ii no i nadal szukam. Czy Panasonic to będzie dobra alternatywa? Wykorzystanie to 100% miasto. Jakie inne sluchawki dokanalowe moglby Pan polecić o podobnej sygnaturze do Nuforce?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *