Choć egzemplarz jaki trafił na recenzję nie jest modelem w pełni fabrycznym, a do tego nosi wyraźne ślady tejże modyfikacji i normalnego użytkowania, postanowiłem go jednak przetestować i opisać, aby skonfrontować go z legendą „najjaśniejszych T90”, zwłaszcza w kontekście faktu oczywistego, jakim jest posiadanie przeze mnie HD800. Toteż jest nadarzyła się okazja upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu i możliwości wykonania porównań A-B dwóch par uchodzących za subiektywnie (albo wprost obiektywnie) jasne, jeśli nie przejaskrawione. I to wokół tego też oprę swoją recenzję. Zawsze to też dodatkowe doświadczenie i dodatkowe dane pomiarowe do kolekcji. Za taką okoliczność i bez względu na werdykt bardzo serdecznie dziękuję p. Damianowi, którego to właśnie słuchawki będą tu prezentowane.
Dane techniczne
- Konstrukcja: półotwarta
- Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 40 kHz
- Czułość: 102 dB/mW
- Impedancja: 250 Ohm
- Waga: ok. 330 g
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki są konstrukcją na tyle znaną i obecną na rynku od tylu lat, że nie ma specjalnego sensu moim zdaniem opisywać ich konstrukcję po raz n-ty. Dość jednak powiedzieć, że są bardzo wygodne i zostawiają zarówno dużo miejsca na uszy, jak i mają wysoce delikatny docisk do głowy.
Podesłany egzemplarz posiadał niefabryczną przeróbkę polegającą na usunięciu kabla jednostronnego i zastąpieniu go podwójnym gniazdem jack 3,5 mm. Umożliwiło to przetestowanie na nim zarówno dołączonego do zestawu okablowania konfekcjonowanego na chińskiej miedzi, niezbyt przypadłej mi do gustu użytkowo, jak i na moich własnych kablach AC3 oraz kablu fabrycznym Audeze poprzez zastosowanie specjalnych adapterów jednoczęściowych. Nie powinno to jednak wpływać na clou brzmieniowe recenzowanego egzemplarza.
Prezentowane na zdjęciach stojaki Fanatum Statera Evo i Fanatum Statera Duo, jak również kabel AC3 do słuchawek Beyerdynamic, nie wchodzą w skład wyposażenia recenzowanych słuchawek. Są do kupienia osobno na zamówienie.
Przygotowanie do odsłuchów
Testy uwzględniały tor jasny, muzykalny, muzykalny z dodatkową mocą. W tych rolach wystąpiły standardowo:
- Asus Xonar Essence STX (2x MUSES 8820) via Native ASIO
- Pathos Converto MK2 via ASIO + Lucarto LPS
- Pathos Converto MK2 + Pathos Aurium (2x 6N23P-EW OC) + Lucarto LPS
Porównania głównie wykonywane były z Sennheiserami HD800, ponieważ to one zostały tu przywołane do tablicy i dały początek chęci stworzenia tejże recenzji w charakterze właśnie porównawczym, jak również z racji faktu, że są to najjaśniejsze słuchawki znajdujące się w moim posiadaniu.
Do wyresetowania ośrodka słuchu służyły zmodyfikowane Audeze LCD-XC (MCE 2018).
Tutaj przeczytasz o sposobach w jaki testuję sprzęt audio oraz o całym posiadanym przeze mnie asortymencie w ramach platform testowych.
Tutaj natomiast przeczytasz o metodologii pomiarowej oraz jak odczytywać pomiary publikowane w tej i innych moich recenzjach.
Jakość dźwięku
Zaczynając od pomiarów, podstawowym jest wykres właściwy T90:
Jak widać, na starcie mamy zaserwowany bardzo fajny i przyjemny bas, którego ilościowo jest tu naprawdę rozsądnie i w dobrej jakości, a także o właściwościach wysoce pożądanych, zwłaszcza w dynamikach. Mam na myśli specyficzne połączenie jego sprężystości z wydźwiękiem, jakby wszystko było perfekcyjnie zestrojone ze sobą i dobrane niemalże do linijki, odlewając menzurką przy kątowniku i jeszcze na koniec sprawdzając wszystko poziomicą. Ale ponieważ recenzja ma mieć charakter pisania w kontrze, od razu chciałbym przytoczyć wykres porównawczy z HD800:
Jak widać w teorii mamy tu dwie bardzo podobne do siebie pary. Ale tylko w teorii. T90 szybciej się wzbudzają i mają mocniejszy bas od HD800. Można uznać to za zaletę. Różnica nie jest jakaś kolosalna, ale słyszalna od razu. T90 są mocniejsze basowo, lepiej potrafią zejść, mają również stosunkowo równy bas, podczas gdy w HD800 jest określony obszar, w którym słuchawki notują delikatny rezonans akustyczny. W kategoriach obiektywnych bas w T90 jest w zupełności normalny i wystarczający ilościowo do wszystkiego. Trudno jest mi się do niego w jakikolwiek sposób przyczepić.
Wokale są prezentowane bardzo czysto i schludnie, należycie portretowane, z delikatnym odstępem od słuchacza, dając mu ten komfortowy margines, żeby nikogo nie znokautować łokciem. Nie ucieka nam w siną dal, trzyma się bohatersko punktu optymalnego. Tutaj przyznam także mam problem aby się do czegoś przyczepić. Efekt komfortowości o którym mówiłem to rezultat lekko wgniecionego punktu 930 Hz. Czyli znów wszystko to, co opisuję, znajduje w tym wypadku absolutnie pełne pokrycie na pomiarach, co mnie bardzo cieszy. Do tego ani słyszalnie, ani pomiarowo, nie udało mi się stwierdzić też jakichś krytycznych defektów parowania przetworników lub innych konsekwencji wprowadzenia modyfikacji kablowej, aczkolwiek lewy przetwornik lubi delikatnie mocniej akcentować środek. Brać trzeba pod uwagę jednak ogromną wrażliwość tych słuchawek na nauszniki i fakt, że większość rzeczy potrafi wynikać właśnie z tegoż aspektu konstrukcyjnego.
Średnica teoretycznie jest więc znów po stronie T90. Lepiej wychodzi im utrzymanie środka sceny, nie ma efektu mgiełki dookoła źródeł pozornych jak w HD800, choć też nadaje to tym drugim bardzo specyficznego uroku i jest jakkolwiek w razie czego do skorygowania za pomocą toru. W kategoriach obiektywnych – znów – jest to zakres zupełnie moim zdaniem normalny i nie czuć w nim niczego negatywnego. Delikatnie więcej obecności w przedziale 800-1000 Hz by nie zaszkodziło, ale nic co powodowałoby jakieś ekscesy odsłuchowe.
Sopran jednak, to sytuacja w której dzieje się źle i gdybym nie znał ATH-SR9, to powiedziałbym, że gorzej być by nie mogło. Nie mam nic przeciwko większej obecności w zakresie 1-4 kHz, ale mamy tu potężny spadek przy progu 5 kHz, po czym ekstremalne wdrapanie się na punkt szczytowy przy ok. 7 kHz, co powoduje sumarycznie nie dość, że wrażenie całościowo mocniej podbitej góry od HD800 (i w praktyce w kwestii natężeń tak właśnie jest), to jeszcze dzieje się to obszarowo. Gdybyśmy zaczęli uśredniać pomiar i wygładzać go, byłoby to widać jak na dłoni.
Bazujmy jeszcze trochę na wartościach dokładniejszych i powtórzmy sobie to jeszcze raz. T90 to bardzo duży nacisk na punkt 6,7 kHz poprzedzony bardzo agresywnym wzrostem tonalności o prawie ~22 dB w punkcie 4,7 kHz, który powoduje wyjątkowo nieprzyjemne odczucia, potęgowane też rozlanie się energii sopranu w zakresie 7,7 kHz i dalej. Ciekawostka obserwacyjna, że słuchawki te notorycznie mają swój ogonek w postaci 0,7. Trend ten kończy się wraz z osiągnięciem punktu szczytowego w niemal dokładnie 12 kHz i potem energia jest już sukcesywnie wytracana i równie gwałtownie jak wtedy, gdy pojawiała się wcześniej w eterze. Problemem T90 jest więc ich sławna już góra, która podkreślona jest praktycznie tak samo, jeśli nie bardziej, niż w SR9, a do tego rozlana bardziej agresywnie niż w HD800 i z ubytkiem tonalnym dodatkowo działającym na wybicie sopranowe w 6,7 kHz niczym katapulta. Do tej pory SR9 były najjaśniejszymi, najbardziej nieprzyjemnymi słuchawkami jakie testowałem. Jednak T90 przebiły ten poziom.
T90 grają tak niesamowicie jasno dlatego, że punkt wybicia sopranu jest agresywny i gwałtowny także w skali natężenia dźwięku. Jeśli większość przebiegu uśrednia się nam na pułapie np. 86 dB, to punkt szczytowy sopranu znajduje się na ok. 102 dB. Mamy tu więc +16 dB na sopranie w najjaśniejszym punkcie. Efekt jest porównywalny z tym, jakby ktoś podłączył nam dodatkowy wzmacniacz pod kolumny i skierował całą jego moc wyłącznie do zasilenia przetwornika wysokotonowego. Rodzi się w głowie myśl, że nie dałoby się tego słuchać, zwłaszcza na dłuższą metę? Tak samo jest tutaj, choć mówimy o słuchawkach, nie wieloprzetwornikowym zespole głośnikowym.
Scenicznie jest przynajmniej dobrze, z mocnym wychyleniem na boki, trochę mniej w głąb. Pomaga efekt braku „zdzielenia z łokcia” w średnicy, dając w efekcie komfortową mieszankę wszystkich zakresów tonalnych. No właśnie, poza górą. Aczkolwiek nie jest ona jedyną rzeczą, jaką zanotowałem przy tych słuchawkach. Bo to, że istnieje, jest faktem niezbitym i niepodważalnym. Powstaje jednak pytanie co z tym fantem zrobić. Wszak jest to element wysoce odpychający od tego modelu z punktu widzenia marketingowego. I tu dochodzimy do problemu głębszego, związanego w tym wypadku z T90, ale co do zasady z chyba każdymi słuchawkami, które mają jakieś wady, a kosztują więcej niż 1000 zł (tutaj dokładnie 2 tysiące) i wymagają jakiejkolwiek dobrej prasy. Mimo, że T90 mają wyżej poprowadzony przebieg w sekcji harmonicznych, scenicznie są za HD800 i grają typową dla wielu słuchawek elipsą. Nie pozwalają się skupić jednakże na cechach scenicznych, ponieważ zawsze zwracają na siebie uwagę sopranem, psując całościowy odbiór.
Rozdzielczości i gry słów
Przyznam się, że bardzo cieszę się z obecności na warsztacie tych słuchawek. T90 uważam za parę demaskatorską, ale nie w kontekście sprzętu audio czy porównań z czymkolwiek innym, ale innych treści publikowanych na ich temat w innych miejscach. Choć generalnie nie czytam takowych, ponieważ każdy ma święte prawo do własnego zdania, przeklikiwałem się chcąc czy nie chcąc przez informacje o dostępności i cenach, w jakich słuchawki były oferowane. Trafiłem oczywiście też na różnego rodzaju opinie i prasę, z których konkretne wypowiedzi i publikacje zwróciły moją uwagę i stały się przyczynkiem do tego akapitu.
W jednej z takich bowiem publikacji dowiedzieć mogłem się na przykład, że sopran w T90 jest: bardzo dobry, szybki, iskrzący, rozdzielczy, precyzyjny, dynamiczny i selektywny. Wszystkie te przymiotniki wystąpiły w ramach jednego opisu, jednocześnie. Tak, jakby łączyły się ze sobą i to w kontekście bezwzględnie pozytywnym. Posłużono się później też porównaniem do konkretnej pary słuchawek, stwierdzając iż góra jest spokojniejsza i mniej połyskliwa niż w HiFiMANach HE-4, a także skrytykowano bas. Tak się akurat składa, że te słuchawki były przeze mnie przesłuchiwane i już na tym etapie mogę powiedzieć, że są modelem cieplejszym od T90. Pochylmy się zatem nad tym i rozbijmy ją sobie dokładnie na części pierwsze w kolejnych akapitach.
Przede wszystkim wydaje mi się, że dochodzi tu do nieporozumienia i zamiany jasności słuchawek z ich rozdzielczością, a co zostało z tego co widziałem później powielone z publikacji na wypowiedzi po forach, budując przeświadczenie, że słuchawki jasne = rozdzielcze. Nie jest to prawda. Słuchawki jasne nie muszą być rozdzielcze, zaś rozdzielcze słuchawki nie muszą być jasne. I w tym wypadku w istocie jasność nie równa się rozdzielczości. Czytelnik poprzez specyficzną grę słów jest wprowadzany w błąd, ponieważ stawia sobie znak równości w miejscach, w których nie musi on w ogóle funkcjonować oraz uczy się nieprecyzyjnego znaczenia konkretnych pojęć. Słuchawki z rozlanym natężeniem danego zakresu nie są rozdzielcze. Rozdzielczość – przynajmniej w moim rozumieniu tego słowa – oznacza nie tylko odzwierciedlenie jak największego zakresu częstotliwości, ale uwzględnienie przy tym zadaniu także odpowiedniej czystości, dynamiki, niekiedy też i dokładności. Słowem – jak najmniejsza ilość zniekształceń i zbijania się dźwięku, jak najmniej chropowatości i „analogowego brudu”. HD800 nie do końca wywiązują się z tego zadania przez wybicie w punkcie sopranowym, które również potrafi popsuć efekt końcowy, ale w formule fabrycznej robią to moim zdaniem nadal lepiej niż Beyerdynamic.
Wyraźniejsze to zjawisko miało miejsce w K812 PRO i to też jest powodem, dla którego – przy całych moich pochwałach tego modelu – nie stał się on elementem mojej kolekcji i zamiast nich kupiłem iSine 20 (ciekawa swoją drogą alternatywa, prawda?). W HD800 jest ono mniejsze i dodatkowo można je korygować za pomocą modyfikacji komory odsłuchowej (eliminacja refleksów) oraz doboru toru i okablowania, dlatego też stwierdzałem swego czasu, że co jak co, ale K812 nie są w stanie przebić potencjału 800-tek, niemniej T90 zupełnie nie leżą w tym gronie.
Mamy więc trzy pary słuchawek, wszystkie jasne i walące w bębenek okolic 6-7 kHz. Dlaczego jedne są lepsze od drugich i czemu jedne mają lepszą rozdzielczość mimo wspomnianego wybicia, a drugie nie. Odpowiedź na to pytanie leży nie tylko w fakcie ulokowania się punktu szczytowego, ale i THD.
Aż do trzeciej harmonicznej T90 notują wyraźny wzrost w rejonie wybicia sopranowego, wskazujące na problemy czy to z tłumieniem komory, czy wysoką refleksyjnością (czyli de facto znów tłumieniem). Moim zdaniem to jest nadrzędny powód uczucia chropowatości i nieprzyjemności tych słuchawek.
Ponieważ powołano się przy tej okazji na HE-4, więc wrzućmy sobie na wokandę i HE-4:
Jeśli miałbym wskazać na wykresie wybuchowość i błyszczenie, to raczej rzekłbym, iż to na T90 są one większe. HE-4 owszem mają jasną górę, ale nie jest ona tak ofensywna jak w T90, nawet jeśli zaczniemy podkręcać głośność i równać się do średnicy, a nie standardowego punktu 1 kHz (przyjmuje się go za bezpieczny i uniwersalny punkt zbiegu przy porównaniach wykresów nakładanych na siebie).
Przy wyrównaniu poziomów do pułapu średnicy, np. na przykładzie utworów wokalnych, nadal nie jestem w stanie doszukać się mocniej zaznaczonej góry w HE-4, nawet z uwzględnieniem szczytu w 4,5 kHz. Na wykresach między absolutnym punktem szczytowym w HE-4 i T90 jest różnica przynajmniej ok. 3 dB. Przy poprzednim wykresie z punktem zbiegu w 1 kHz było to min. 5 dB. Na zboczu w 7,6 kHz różnica poziomów wynosiła wtedy już 6-7 dB. W przedsionku, tj. na punkcie 2 kHz, mamy jeszcze więcej, bo aż ok. 12 dB. Są to bardzo duże różnice i nie może być mowy o pomyłce, bardzo podobnym graniu itd. HE-4 nie zostały tam też przywołane z pamięci, były porównywane bezpośrednio. Jedyne co można tu dopuścić, to ogromny rozstrzał w sposobie grania dwóch różnych egzemplarzy tego samego modelu słuchawek, ale nie posiadam żadnych informacji ani podejrzeń wskazujących na to, aby HE-4 albo T90 były ciężko zmodyfikowane akustycznie. HE-4 były z tego co pamiętam w pełni fabryczne, a T90 miały dorobione tylko gniazdka na wymienne okablowanie symetrycznie.
Dynamika jest faktycznie całkiem w porządku w T90, choć głównie ma swoje umocowanie w sekcji nisko-średniotonowej. Jak tylko pojawia się sopran, wszystko rozlatuje się jak domek z kart. Precyzja jest tu wtedy tylko wrażeniem, które opiera się na wspomnianych iskrach. To zaś określenie jest tu użyte w pozytywnym kontekście, tymczasem jest to – przy fakcie grubego przejaskrawienia tego modelu – przynajmniej niedopowiedzeniem. Stąd też tak wiele miejsca poświęcam tu teraz tymże zagadnieniom, aby sytuację wyklarować.
Na wypadek gdyby ktoś się zastanawiał nad tym czemu HE-4 mają wykres zaczynający się i kończący na 20 Hz – 20 kHz, to już odpowiadam: ponieważ gdy były u mnie na recenzji, nie wykonywałem wtedy jeszcze pomiarów w wymiarze rozszerzonym i skupiałem się wyłącznie na przedziale ludzkiego słuchu. Dopiero później okazało się, że pomija się w ten sposób nieco dodatkowych danych, które mogą czasami powiedzieć nam jeszcze to i owo o recenzowanym modelu. Z basem nie stwierdziłem żadnych problemów w T90, także nie szukałbym w nim żadnych punktów zaczepienia do krytycznych analiz.
Mam nadzieję, że powyższa analiza opisowa i pomiarowa nie pozostawiają wątpliwości w temacie dywagacji o rozdzielczości, a także pokazują dlaczego tak często omija się tematykę danych pomiarowych. Bo jest po prostu demaskatorska, jeśli tyko przeprowadzona dobrze i poprawnie w wymiarze metodologicznym. Oczywiście nawet surowe, obiektywne dane pomiarowe nie negują niczyjego świętego prawa do bycia zadowolonym, ale tak jak czytałem już o „Superluxach bijących na głowę słuchawki za 1000-2000 zł”, tak również i tutaj więcej zdroworozsądkowego podejścia by nie zaszkodziło.
Kontrowersyjny model
Sprowadza nas to do prostej i w sumie dosyć oczywistej konkluzji na temat kontrowersyjności tych słuchawek. Niektórym osobom będą się one podobały. Niektórym nie. Nie ma w tym nic złego, nawet mimo bycia potencjalnie sytuacją konfliktową jednej grupy z drugą. Niektórym słuchawki te podobają się dopiero po modyfikacjach i to do tego stopnia, że nie uznają ich istnienia bez nich. To również jest na swój sposób słuszne podejście, ale i smutne zarazem. Jest to bowiem nic innego jak poprawianie producenta, który powinien mieć nieporównywalnie większe kompetencje do stworzenia dobrych słuchawek, aniżeli jakiś tam użytkownik, który nic nie znaczy poza tym, że płaci potem za coś, co sam musi poprawiać, gdyż jest wprost z pudełka niesłuchalne. Przynajmniej dla mnie i względem innych produktów Beyerdynamica, których jakoś słuchać mogłem i nadal bym mógł.
Bardzo rzadko używam określenia o niesłuchalności, ponieważ staram się wyszukiwać i wybierać taki sprzęt na testy, aby nie marnować go na rzeczy kiepskie. Tu jednak – mimo surowości oceny – czas ten moim zdaniem zmarnowany nie był. Wręcz przeciwnie. Jak pisałem słuchawki te traktuję jako czynnik demaskatorski. Im więcej słuchawek mających określone defekty przesłucham i przede wszystkim zmierzę, tym łatwiej będzie mi trafić na osoby lub miejsca, przy których naciąganie faktów i opisów będzie działaniem ewidentnym. Jeśli jako konsument lub po prostu czytelnik trafię na jakąś inną recenzję T90, w której przeczytam takie rzeczy jak opisywałem wcześniej, będące toną pudru i szminki poprawiającymi stan faktyczny niemalże do jego odwrotności, to od razu mogę mieć szansę na wyrobienie sobie zdania. Zwłaszcza, gdy nie ma tam danych pomiarowych. A tych udowodniłem już dlaczego nie ma.
Obojętnie na jak bujne słowotwórstwo by się nie pokusić, w większości utworów sopran jest zbyt jasny, zbyt drażniący, zbyt natarczywy, a ponad wszystkim niesamowicie męczący. Narzekałem na to troszkę w Aryach, jako sporadyczne i kwalifikowalne do korekcji torem i okablowaniem, ale tutaj jest to po prostu perfidne i nachalne, na co pomóc mogą moim zdaniem tylko albo bardzo ciemne tory audio z tendencją do korygowania tylko określonych podzakresów, albo konkretna equalizacja, tudzież konkretne modyfikacje przeprowadzane przez zapaleńców i fanów tej marki, którzy próbowali ratować je niczym jakoby pożar w kurniku.
Te ostatnie cieszyły się nawet sporą popularnością i były powszechnie stosowane z tymi słuchawkami. Polegały m.in. na przełożeniu wkładek akustycznych do środka muszli, zwiększając damping akustyczny, a to tylko jedna z wielu opcji na radzenie sobie z ich bolączkami, z takim czy innym skutkiem. Prawdopodobnie sztuka, która została mi użyczona, takowych modyfikacji nie posiadała. Czy przekreśla to więc niniejszą recenzję? W żadnym wypadku i myślę, że taka sytuacja nie powinna mieć w ogóle miejsca przy tak doświadczonej manufakturze i słuchawkach za ok. 2000 zł, nota bene już nieprodukowanych. Tak samo jak wiele innych rzeczy w wielu innych słuchawkach u wielu innych producentów, w tym tych posiadanych przeze mnie (a może w szczególności, skoro patrzę i widzę w nich to i owo codziennie). Kwestia tylko czy można z tym żyć i konieczność rozwiązania problemu producentowi wybaczyć w zamian za to, co sobą dany model zaoferuje po tymże rozwiązaniu.
T90, mimo wszystkich swoich walorów, po prostu nie przekonują mnie do tego, żeby przy tak poważnych korektach, jakie należałoby wprowadzić w sopran, poświęcony na nie czas (i środki) się zwróciły. Chyba, że faktycznie cały problem leży wyłącznie w wytłumieniu komory, a jeśli tak, to producentowi należy się wielka bura za taki stan rzeczy. Choć skoro słuchawki nie są już produkowane, a i też jakoś dziwnie długo produkowane nie były, można mówić o nich trochę już w formie przeszłej. Niemniej definiuje to w moim odczuciu ich tytułową kontrowersyjność, a więc bycie zbyt jasnymi, może wręcz na granicy tolerancji na ból, zwłaszcza w nocy, dla części odbiorców, albo idealnym modelem po modyfikacjach u „majsterkowiczów”.
Niemniej za 2000 zł jednak wolałbym bawić się z inną parą słuchawek. Z bardzo prostego powodu: można przedobrzyć. Przy tak specyficznie grających słuchawkach, w których wszystko jest w porządku poza sopranem, jego redukowanie, tłumienie, zbijanie itd. musi być na tle punktowe lub obszarowe, aby nie popsuć tego, co słuchawki robią od startu bez większych problemów. Śmiem mieć głębokie w tym względzie wątpliwości. Choć oczywiście testowanego egzemplarza nie mogłem zmodyfikować we własnym zakresie, to nawet jeśli mógłbym, to bym nie chciał. Nie jest to mój sprzęt i tak jak przyjechał, tak chciałbym aby odjechał. Taką mam dewizę. Bazując jednak na swoich doświadczeniach z np. T1 v2 czy HD800, im większe ingerencje w słuchawki tym większe ryzyko, że robiąc z nich przysłowiowe drugie HD650, więcej zepsujemy niż naprawimy, a słuchawki stracą swój pierwotny blask i przymiotniki. Dodanie tłumienia do T1 powodowało np., że traciły swoją super detaliczność i dokładność, robiły się troszkę nieporadne, pospolite w niektórych aspektach. Maksymalnie stłumione HD800 również robią się przeraźliwie zwyczajne, z brakami w kunszcie i scenie. Do tych par/przetworników trzeba umieć podejść, nie jest to bułka z serem i modyfikacje jedną ręką. Dlatego choć opcja modyfikowania T90 wydaje się kusząca, miałbym spore co do tego obawy i na pewno nie zdecydował się na zakup tylko w tym celu. Zbyt duże ryzyko że zostanę się ze słuchawkami, których po prostu nie jestem później w stanie słuchać.
Równie kontrowersyjny następca
Wieść gminna niesie, że następcą T90 były później Amiron Home. Słuchawki których nie testowałem, a raczej nie doczekałem się na testy (ponoć awaria egzemplarza testowego), toteż nie zabiegałem później o jego pozyskanie. Jak wiadomo, jestem bardzo powściągliwy w swoich osądach w sytuacji, gdy ze sprzętem nie miałem styczności, ale w tym wypadku głośno robi się o troszkę innych aspektach niż dźwiękowe. Mianowicie o obiciach pałąka. Na forum head-fi krążą chociażby takie zdjęcia.
Nie dość, że wykonanie nie jest idealne, to jeszcze producent milczy na ten temat. Pierwsza myśl: nie ma sprawy, wystarczy dostać takie obicie i sami sobie problem załatwimy. I właśnie tu kryje się kolejny: plastikowe okucia z numerami seryjnymi i polaryzacją, w których znajduje się obicie pałąka, są… nierozbieralne. A przynajmniej ja kompletnie nie widzę takiej możliwości. Powiedzieć, że jest to troszkę rozczarowujące, to jak nic nie powiedzieć. Zwłaszcza, że przecież DT770, DT880 i DT990 słynęły ze swojej naprawialności, tak samo zresztą jak K240 MKII czy K271 MKII. Tam się dało, a tu się nie da? Interesujące.
Może więc i dobrze, że tego modelu nie recenzowałem, bo takie podejście do nas, jako użytkowników, jest w moim odczuciu nieuczciwe i zalatujące troszkę praktykami antykonsumenckimi. Oczywiście przy założeniu, że wszystko to ma swoje realne potwierdzenie w rzeczywistości. Jeśli producent wprowadzi nową rewizję i zrezygnuje z takich pomysłów – wtedy wszystko w porządku.
Podsumowanie
Przygoda z Beyerdynamic T90 była krótka, ale bardzo pouczająca. Pozwoliła zapoznać się z legendą tych słuchawek, ich sławną już niesłuchalnością, ale też przypomnieć sobie problematykę nomenklatury w zakresie słowa „rozdzielczość” i otrzeć się w formie mini-śledztwa o źródło wprowadzania ludzi w błąd w tym zakresie. Naturalnie nie musi to wychodzić poza ramy mojej subiektywnej opinii, z którą nikt nie musi się zgadzać.
Co do samych słuchawek, definitywnie nie są to słuchawki idealne, ale choć mają swoje zalety, ich wady moim zdaniem przyćmiewają pozostałe atuty, powodując bezwzględną konieczność ich modyfikowania lub po prostu szukania czegoś innego. Gdyby tylko góra była spokojniejsza, to naprawdę byłyby bardzo sympatyczne słuchawki. A tak zrobiono po prostu „coś” tylko dlatego, że można było zrobić. Wzięto przetwornik z niego innej założeniowo konstrukcji i zaimplementowano go na siłę w środowisko, w którym pracować nie do końca powinien. W efekcie wykreowało to konieczność pudrowania rzeczywistości tu i ówdzie, ale chyba też ostatecznie zakończenia produkcji tego modelu, przynajmniej pośrednio.
Pasować będą w swojej fabrycznej formie raczej tylko osobom, które albo preferują konkretnie przejaskrawiony sopran, albo posiadają wady słuchu, w które te słuchawki są w stanie się wstrzelić. I nie ma tu z mojej strony absolutnie nawet cienia złośliwości lub osobistych przytyków do kogokolwiek, ponieważ tak samo mówiono swego czasu o AKG K701. Rozmawiałem z audiologiem i faktycznie gdy powiedziałem mu o częstotliwościach, na które te słuchawki kładą nacisk, potwierdził iż są to miejsca najszybciej podlegające destrukcji na osi czasu w ramach naszego słuchu. Po prostu im jesteśmy starsi, tym „lepiej” te słuchawki wpasowują się w nasze aktualne wtedy uwarunkowania zdrowotne. Również i ja nie ucieknę zapewne od tego problemu, choć na słuch, możliwe że z racji cichego słuchania, nie narzekam. Zresztą, o HD800 również mówiło się tu i tam że to „słuchawki dla głuchych” i mimo wszystko też jest w tym ziarnko prawdy.
Nie mogę niemniej wyzbyć się przekonania, że może i z T90 coś być na rzeczy, dziwiąc się z jednej strony dużym czasopismom audio, że bez mrugnięcia okiem są w stanie opisać czarne jako białe, ale szanując jednocześnie gust właściciela podesłanego egzemplarza oraz wszystkich tych, którzy T90 na co dzień z przyjemnością używają po odpowiednim przygotowaniu. Niestety kochani, te słuchawki po prostu nie są przeznaczone dla mnie i nie mieszczą się w moich granicach tolerancji. Są zbyt jasne, zbyt agresywne, a także obawiam się zbyt czasochłonne i trudne w ustawieniu i skonfigurowaniu tak, aby modyfikacjami udało się nadgonić ich wady bez psucia zalet, które też są tu obecne. W tej cenie, gdyby dano mi wybór pośród produktów Beyerdynamica, osobiście bez wahania sięgałbym po DT1990 PRO, ew. szukał używanych T1 v1 w tymże budżecie, może T5p v2. Ale nie T90.
Słuchawki były swego czasu dostępne na rynku w cenie 2000 zł. Nie śledziłem w jakiej cenie są sprzedawane na rynku wtórnym i nie chcę sugerować konkretnych kwot. Natomiast zwyczajowego podsumowania nie będę zawierał z racji poważnych ingerencji w konstrukcję słuchawek i ich zmodyfikowania oraz faktu nieprodukowania. Jeszcze raz przy tej okazji dziękuję p. Damianowi za ich wypożyczenie i możliwość przychylenia im ucha.
faktycznie w wprost z pudełka to podbicie góry zabija, mid bas jest bardzo dobry. Po modyfikacji Majkela, zmiana padów i wytłumienie wewnętrzne kopułek grają lepiej niż T1 :), chodzi mi o uniwersalność. Trochę słabo, że trzeba poprawiać producenta.
Pozdrawiam, Jacek