Jestem nie ukrywam bardzo zadowolony, że w tym roku udało się przywitać ponownie coś z oferty tego konkretnego producenta. Mimo różnych zastrzeżeń, jakie narosły wokół niego na przestrzeni lat, bardzo go lubię i styl większości jego słuchawek niesamowicie celnie trafia w mój gust, jak również wymogi jakościowe jako takie. Sine DX, a w tym momencie także i zwykłe Sine, nigdy jednak przez moje podwoje nie przeszły. Na szczęście pierwsze udało się już przesłuchać, a i też okazja nadarzyła się na model zwykły, za którego wypożyczenie bardzo dziękuję panu Mateuszowi Baranowi.

Dane techniczne

  • Konstrukcja: kompaktowa-obrotowa, nauszna
  • Przetworniki: 80 x 70 mm, magnetostatyczne, zamknięte
  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 50 kHz
  • Impedancja: 18 Ω
  • Czułość: 102 dB / mW
  • THD: < 0.2 % @ 100 dB
  • Moc maksymalna sygnału wejściowego: 6 W
  • Zalecana moc sygnału wejściowego: 500 mW – 1 W
  • Złącza: 3,5 mm mono
  • Waga: 290 g

 

Zawartość zestawu

  • słuchawki Audeze Sine
  • dokumentacja i certyfikat autentyczności
  • kabel symetryczny flat-wire 1,2 m
  • adapter nasadkowy na jack 6,3 mm

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Słuchawki praktycznie nie różnią się od tego, co otrzymujemy w pakiecie modelu DX. Zarówno ich wykonanie, jak i konstrukcja, są dokładnie takie same. Identycznie sprawa ma się z wyposażeniem, czy nawet pakowaniem. Opisując Sine, czyniłbym dwukrotnie to samo, tym samym odsyłać będę do ich recenzji po więcej informacji.

Niemniej jest jedna rzecz, w której Sine różnią się od Sine DX i jest to oczywiście fakt zamkniętości. Z niego wynika natomiast więcej, niż tylko izolacja i inne brzmienie.

 

Wygoda i ergonomia

Sine to mieszanka dobra ze złem, a raczej możliwości z dyskomfortem wynikającym z umiarkowanie twardych nausznic, formatu nausznego, takiego a nie innego docisku. Sytuacja jest tu praktycznie na tym samym poziomie, co w DX, a więc tendencja do szybkiego odczuwania dyskomfortu.

Tu także rozwiązania problemu są dwa: wymiana nausznic na pełnowymiarowe (z odpowiednimi adapterami) oferowane przez firmy trzecie, albo coś, co nie kosztuje nas ani złotówki, czyli rozginanie pałąka. W trakcie użytkowania i tak będzie się on rozchodził na naszej głowie, ale nie stoi to na przeszkodzie, aby mu trochę w tym pomóc.

Ponieważ jest to model zamknięty, izolacja od otoczenia jest na poziomie przynajmniej dostatecznym z tendencją do dobrego, w zależności od naszej anatomii i sprawności przylegania nausznic do głowy. Jednakże zamkniętość powoduje bardzo interesujące zachowanie się przetworników tych słuchawek: wrażenia „przytkania ucha” podczas ruchu słuchawek na głowie. Wynika to z faktu „dławienia się” przetwornika pod wpływem ciśnienia wewnątrz komory odsłuchowej i świadczy o tym chociażby to, że Sine potrzebują znacznie większej mocy na wyjściu, aby zagrać tak głośno jak Sine DX, zaś podczas próby zatkania otworów dyfuzyjnych DX’ów następuje zmiana ich charakterystyki oraz głośności dokładnie w tą samą stronę, co w zwykłych Sine. Oznacza to, że między jedną a drugą parą nie ma żadnych różnic co do samych przetworników i wszystkie kontrasty wynikają tylko i wyłącznie z zamknięcia komór po stronie zewnętrznej.

W praktyce jedyną rzeczą, na którą zwracałem uwagę podczas korzystania z Sine, było wspomniane dławienie się od ciśnienia i ruchów głową. To dla tych konstrukcji normalne zjawisko i chyba nawet przypominam sobie je przy modelu XC. Trudno powiedzieć, aby przeszkadzało mi ono podczas użytkowania, możliwe że to kwestia po prostu przyzwyczajenia do tego iż „ten typ tak ma”.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści. Ponieważ na testach była sztuka pochodząca od osoby prywatnej, o procesie wygrzewania nie jestem w stanie nic powiedzieć.

 

Pomiary

Słuchawki na wykresach prezentują się następująco:

Umiejscowienie ich na uszach ma bezpośrednie przełożenie na odtwarzany dźwięk, zwłaszcza bas, który w niskich partiach waha się w zależności od szczelności i przylegania do małżowiny. Koherencja pomiarowa przy kilku położeniach na obu kanałach wygląda tak:

Optymalnym położeniem jest opieranie się nausznicy na zewnętrznej, skrajnej części małżowiny, podczas gdy chrząstka powinna wypadać na wysokości otworu nausznicy. Wpadania tylnej części małżowiny w całości w komorę odsłuchową należy unikać. Raz że jest to nieprawidłowe, dwa że niewygodne (małżowina dotyka fazora).

 

Jakość dźwięku

Bas jest równy, stosunkowo gładki, z wyrazem, bardzo celnie trafiający w mój gust oraz oczekiwania jakościowe. Ma zarówno bardzo fajne wybrzmiewanie, należyte zejście (przy poprawnym założeniu) oraz niezgorsze szybkość i precyzję. Trzymany jest w ciaśniejszych ryzach niż ten znany mi z PM3, jest też trochę słabszy od TH610 i o oczko mniej dźwięczny od znacznie większych i otwartych LCD-2F, ale naprawdę można się zdziwić jak wiele Audeze wycisnęło z drzemiących w nich przetworników. Dzieje się tu wszystko to, czego byśmy w zasadzie chcieli, aby się działo, więc pewnym krokiem można przejść myślę dalej.

Środek znajduje się bliżej słuchacza i jest doskonale wyważony w stosunku do nasycenia, a co jest wskazywane również przez przebieg tonalny. Słuchawki od 150 Hz notują pewne osłabienie i dopiero w punkcie 1 kHz po raz pierwszy realnie zrównują się z większym i starszym bratem. Wokale brzmią tu mimo wszystko bardzo realistycznie, mają faktyczną moc i nośność, ale jednocześnie są bardzo intymne, jeszcze nie domózgowe jak w STAXach, ani też tak plastyczne i przybliżone jak w Sine DX, ale każdy głos słyszymy jakoby śpiewany wprost do nas i dla nas, a więc z zachowanym wektorem. W LCD-2F uderza nas od razu po założeniu to, że średnica jest bardziej odsunięta i przestronna, zaś w Sine jakoby bardziej skomasowana i rozgrywana wciąż czytelnie, ale na mniejszym boisku.

Średnica przez owe mniejsze rozsunięcie powoduje, że wszystko w środku ma swoją odpowiednią koherencję. Nie jest zbita i po raz kolejny przewyższa pod tym względem technicznie PM3, ale słychać też, że ma przyjemną garść dowiązań i łączników. Słuchacz odbiera to jako płynne przechodzenie utworu z kompozycji czy to basowej na średnicową, czy z sopranowej. Jakakolwiek po prostu mieszanka podzakresów, która uwzględniałaby przeniesienie energii z jednego fragmentu pasma na drugi, nie powoduje w Sine żadnych niepokojących objawów i wrażenia, że coś jest tu dobrane nie ze swojej parafii. Zawsze jednak dźwięk jest średnicowo faworyzowany tak czy inaczej, a co nie zawsze musi być (i o dziwo faktycznie nie zawsze jest) przez użytkownika akceptowane.

Sopran to pokaz całkiem przyjemnej i jednocześnie lekko nosowej, jak i nieco ciepławo zabarwionej sekcji tonalnej, w której powodem takiego stanu rzeczy są na tle LCD-2F trzy aspekty:

  • mniejszy nacisk na 5-6 kHz,
  • istnieje dołka w ok. 10 kHz,
  • mniejsza górka w punkcie 12 kHz.

Wszystkie te trzy elementy zebrane razem powodują, że siła sopranowa przenosi się z zakresów granicznych, na których opierały się 2F, a skupia na mocniej zaznaczonym fragmencie 7-9 kHz. To dlatego w pierwszych wrażeniach Sine wydają się delikatnie ciemniejsze od Dwójek. Zmienić może to głównie equalizacja, czy to ręczna, czy za pomocą wtyczki Reveal, o której powiem jeszcze kilka słów później. Najważniejsze jednak, że sopran jest tylko trochę przyciemniony i nie są to słuchawki faktycznie ciemne, a co najwyżej przygładzone, cały czas zachowujące go w typowym dla słuchawek zamkniętym, nieco nosowym charakterze, który jest przez owe przygładzenie skutecznie maskowany. Taki to trochę paradoks ciągnięcia góry w dwie różne strony. Nie są przy tym ani tak ocieplone jak Sine DX, ani też jak one gardłowe w barwie.

Sam sopran jest ogólnie świetnej jakości i wątpię, żeby ktokolwiek spodziewał się aż takiej czystości z tak małych słuchawek. Tu naprawdę Audeze się udało i jestem pełen podziwu. Słuchawki mimo gładszego podejścia do dźwięku obfitują w detal i dynamikę, nigdy nie nudzą, cały czas są w stanie czymś nas zaskoczyć i nie dopuszczają do wtargnięcia marazmu do odsłuchów. Ale też mówiąc o pomiarach, w ich kontekście przechodząc do sceny – jestem trochę zdziwiony tym, że mimo teoretycznie lepiej wyglądających harmonicznych Sine nie mają zbyt dużej sceny. Chociaż gdyby uwzględnić fakt, że to przecież słuchawki kompaktowe, a więc mamy tu styczność z małymi komorami, do tego zamkniętymi dla samego przetwornika, to i zaczyna moje zdziwienie ustępować.

Sine grają całkiem dobrze poukładanym teatrem dźwiękowym, rozbudowanym przede wszystkim na szerokość, bo na głębokość już po zachowaniu się średnicy można zgadnąć co będzie. To jest niestety ich największa wada, choć też potrafi się ona przewijać przy opisach LCD-2. Sęk w tym, że jedna para założona po drugiej to wyraźna różnica sceniczna w zakresie holografii. Oczywiście zasługa to konstrukcji otwartej, ale wiele osób styczność z marką Audeze miała bądź planuje realizować przez pryzmat ich słuchawek wokółusznych i wtedy dopiero rozważać Sine jako słuchawki dodatkowe, pomocnicze. Jeśli więc przy LCD pojawiać się będzie uwaga o małej scenie, nie ma szans, aby nie był to problem przy modelu kompaktowym. Tak jak przy LCD na myśl przychodzą mi z własnego doświadczenia Lambdy z powodu zbliżonych możliwości holograficznych (choć wciąż rysowanych na trochę mniejszym planie), tak przy Sine mam sporo skojarzeń ze słuchawkami dokanałowymi.

Zbierając wszystko razem nie da się ukryć, że Sine mają w sobie duży ładunek emocjonalny i to on trzyma ich dźwięk tak blisko słuchacza. Naturalne brzmienie z przyjemnym sopranem, dużą rozdzielczością i bliską średnicą, ale też i wyrównanym, wyczuwalnym basem. Strojone jak coś pomiędzy LCD-2F a LCD-XC, oferują wszystko naraz, niemalże kipiąc energią i cechami, które do tej pory spotykaliśmy – zwłaszcza w takich słuchawkach – wybiórczo. A to był bas, ale brakowało tego „czegoś”, a to sopran za mocny, a to jeszcze tu coś z czystością nie tak. Co robi Audeze? Macha ręką i pokazuje. że można zaserwować wiele z tych rzeczy w ramach jednego, małego pakietu.

W tym wszystkim OPPO PM3 zajmują miejsce z tyłu. Słuchawki te są bardzo przyjemne, ale zwłaszcza po odsłuchu Sine mam wrażenie, że bliżej jest im do konstrukcji dynamicznych właśnie pokroju MSR7 w kategoriach czystej jakości dźwięku, aniżeli rozwiązań magnetostatycznych. Sine są bardziej energiczne, żywsze, dające się lepiej i żwawiej poprowadzić. PM3 z kolei sprawiają wrażenie wiecznie niewyspanych (skądś to znam), apatycznych, wolnych. Największą różnicę jednak, a co może być dla niektórych zaskoczeniem, zaobserwować można w czystości i jakości dźwięku. Sine nie mają na ich tle dwóch tendencji: do grania jak słuchawki dynamiczne, a więc z typową dla takich modeli delikatną ciężkością i ziarnistością, ale też bez uczucia, że efekt ten zawdzięcza się dampingowi akustycznemu. Zachowują się jak OPPO PM3 wyciągnięte do klasy Bowersów P7 Wireless. To trochę inne granie też na tle DSR7BT, a także znacznie jaśniejsze i równiejsze od produktów Master & Dynamic.

Sine (oraz Sine DX) podobają mi się z wielu powodów, najczęściej występujących także w analogii z K270 Studio jako ogólne pryncypia dźwiękowe: ogólna jakość dźwięku oraz jego charakter. Sine czynią to konwencjonalnie za pomocą jednego tylko przetwornika i w zakresie bardziej kontroli basu oraz sopranu grającego podobną nutę, podczas gdy Sine DX głównie za sprawą sposobu podawania średnicy. Studio owszem próbują ścigać się z obydwoma modelami ze wszystkich sił, ale i tak są skazane na porażkę z tytułu technologii, nawet mimo dosyć innowacyjnej konfiguracji przetworników. Dlatego K270 Studio rozpatrywałbym co najwyżej jako starą i nieprodukowaną już alternatywę dla Sine dla oszczędnych i upartych, którym chce się w razie czego bawić w ich odnawianie oraz godzić na kompromisy brzmieniowe. Studio to bowiem przy wszystkich ich zaletach ani nie ta czystość, ani te rozciągnięcie basu. Patrząc dodatkowo na to, że Sine można dostać czasami nawet za 1000 zł w formie używanej i jedynym zabiegiem wymaganym z naszej strony będzie względem nich zamaskowanie uszkodzeń anodyzowanego na czarno szkieletu, przy kosztujących często 500 zł Studio jest to planarna gra definitywnie warta świeczki, zaś zabawa z AKG dla zwykłego użytkownika traci trochę sens.

Pozostawiając jednak na boku porównanie do tych słuchawek, które zresztą i tak z racji bycia swego rodzaju rarytasem wielu osobom nic nie powie, w obiektywnym postrzeganiu brzmienia Sine, pasuje mi wspomniana ta sama cecha charakteru: umiejętność mieszania ze sobą kompleksowo lub niemal kompleksowo renderowanego brzmienia z energicznością i jednoczesną muzykalnością. Słuchawki są wysoce eufoniczne, magnetyzują średnicą, czarują jakością. Dźwięk jest nasycony i dociążony, ale nie zamulony i byle jaki. Ma w sobie wszystkie przymiotniki, za które lubię Audeze po dziś dzień, a przede wszystkim ten ich „smak”, swobodę w kreowaniu naturalnego (mimo konstrukcji zamkniętej i nausznej) i przyjemnego przekazu, który podaje muzykę zarówno w dosyć skrupulatny, ale i ciekawy sposób. Ponad punktem równości trochę zbyt nasączony średnicowo i lekko ciemnawy w modelu DX, a co od razu da się w nich odczuć po założeniu. Ale to właśnie te rzeczy nadają im tego przyjemnego kolorytu i promieniuje on także na model zwykły.

 

Sine + Reveal

O ile przy 2F kręciłem nosem, tak tutaj jestem zaskoczony jak dobrze producent zestroił ustawienie wtyczki z tym modelem. Audeze kapitalnie dostroiło sobie ustawienie pod ten model poprzez odjęcie nadmiaru średnicy i przekierowanie go na wyższe partie sopranowe. W efekcie słuchawki mocno się wyrównują i grają większą sceną, mniej co prawda wysuniętą na boki, ale za to z lepszą głębokością, udając się tym razem jeszcze bardziej w stronę strojenia LCD-2F.

Od razu jednak podetnę skrzydła: o ile z Reveal efekty są naprawdę warte przetestowania i stosowania, tak nie będzie to sekretny przepis na zrobienie sobie z Sine potanionych, nausznych LCD-XC. Ani też 2F. Sine to granie oczko niżej, przenośne, zamknięte, ale wciągające mimo wszystko. Niemniej z Revealem sytuacja, zwłaszcza sceniczno-średnicowa, ulega poprawie i nie można tego nie usłyszeć. Nagle ich przywary zaczynają zanikać, a same słuchawki wyważać się w sposób przewidywalny i uzupełniający własne niedobory i naddatki.

Z ciekawszych obserwacji, skala zmian wprowadzanych przez Reveal jest mniejsza niż w przypadku iSine 20 i LCD-2F, ale jako że odrzuciłem jego zastosowanie przy tym drugim, skupmy się na tym pierwszym. Efekty w Sine są słyszalne przede wszystkim przy ustawieniu 100% i nawet wówczas skala zmian potrafi być mniejsza niż przy preferowanym przeze mnie ustawieniu 60% dla iSine. Dlatego o ile przy najmniejszych dokanałowych Audeze mamy spore możliwości manewru między różnymi sygnaturami, z Sine sprawa wydaje się znacznie prostsza: albo włączamy wtyczkę (domyślnie i tak ustawia się na 100%), albo nie. Ostatecznie każdy użytkownik będzie musiał sam znaleźć sobie własne rozwiązanie, niemniej nawet w sytuacji, gdy użycie Reveal nie byłoby możliwe, to Sine prezentują brzmienie wprost z pudełka bardziej kompleksowo niż iSine. Z Revealem można już debatować, czy ta tendencja się utrzymuje i na moje uszy jednak przyznałbym pałeczkę pierwszeństwa maluchom.

 

Podsumowanie

Audeze Sine spodobały mi się głównie przez analogie do K270 Studio, które grają dokładnie tak jak lubię: w naturalny, lekko ciepławy i dociążony sposób. Znacznie ciekawsze od PM3, lepiej definiujące dźwięk od Momentum M2, bardziej melodyjne i koloryzujące od MSR7/DSR7BT, klasowo stojące na jednej półce z P7 Wireless. Brzmieniowo jedynie do dwóch rzeczy można się u nich przyczepić: jednej obiektywnej i drugiej subiektywnej. W zakresie tej pierwszej będzie to stosunkowo mała scena. W zakresie drugiej – trochę zbyt mokra średnica, która lubi czasami dominować w treści, ale nadaje im przez to właśnie tego wyjątkowego smaku i powabu. Stąd jej subiektywność, bo równie dobrze może być to zaleta. Obie te cechy w razie czego załatwia jednak darmowa wtyczka Reveal, a co już kompletnie wyczerpuje moim zdaniem ich możliwości brzmieniowe przed nawet wymagającym użytkownikiem.

Jedyne z czym tak naprawdę trzeba z nimi walczyć to kwestie związane z ich wygodą oraz faktem zamkniętości przetworników, a dokładniej podatności na ciśnienie wewnątrz komory odsłuchowej. Przez to słuchawki potrafią już po 30 minutach dać się we znaki, a podczas szybkich ruchów głową lub zmian w docisku przyciszać się i podgłaszać. Można wymienić jeszcze podatność aluminiowego szkieletu na zadrapania i uszkodzenia farby przy nieuważnym odkładaniu i trochę sztywny kabel sygnałowy, ale przynajmniej to pierwsze jest już w gestii użytkownika i tego jak się z nimi obchodzi. Wygodę można poprawić poprzez rozginanie pałąka i wymianę nausznic na wariant wokółuszny, a co pozwala tak jak przy brzmieniu zwiększyć ostatecznie ich atrakcyjność także i w tym zakresie. Ostatecznie więc choć mają swoje wady, uważam je za bardzo fajne słuchawki, naprawdę warte posłuchania.

 

 

Recenzowane słuchawki są na dzień pisania recenzji dostępne w cenach 1600-1800 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)

 

Zalety:

  • świetna jakość wykonania i użytych materiałów
  • praktyczna, obrotowa, kompaktowa konstrukcja
  • wymienne okablowanie typu flat-wire
  • metalowy pałąk podatny na odkształcanie i zmniejszanie w ten sposób nacisku
  • bardzo solidny system regulacji wysunięcia muszli
  • wyważone, muzykalne granie z naciskiem na bliskość brzmienia i dokładność
  • angażują kompleksowością, nigdy nie nudzą swojego słuchacza
  • całkiem dobre scenicznie na szerokość
  • łatwość w wysterowaniu
  • bardzo wysoka jakość ogólna dźwięku i rozdzielczość, zwłaszcza jak na konstrukcję kompaktową
  • duża podatność na equalizację
  • dodatkowe możliwości płynące z zastosowania autorskiej wtyczki Reveal
  • możliwość niefabrycznej modyfikacji do modelu wokółusznego
  • całkiem spora opłacalność, zwłaszcza na rynku wtórnym i przy okazjonalnych promocjach

Wady:

  • mała rozmiarowo scena, zwłaszcza na głębokość
  • wymagają większego poziomu wzmocnienia niż Sine DX
  • efekt „dławienia się” przetworników podczas gwałtowniejszych ruchów głową i zmian ciśnienia wewnątrz muszli
  • nauszna konstrukcja daje się we znaki przy dłuższych odsłuchach
  • ułożenie słuchawek na głowie może przekładać się na odbiór basu
  • anodyzowane aluminium podatne na uszkodzenia malowania przy niedbałym traktowaniu
  • szkoda że nie dostajemy twardego etui zamiast woreczka

 

Raz jeszcze serdeczne podziękowania dla pana Mateusza za użyczenie swojego prywatnego sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

4 komentarze

  1. Podobno ten model jest strasznie wymagający prądowo jeśli chodzi o źródło. Czy byłby mi Pan w stanie powiedzieć czy testował Pan te słuchawki na odtwarzaczach przenośnych i czy mają one jakąkolwiek szansę sensownie zagrać na np. samym Shanlingu m3s bez żadnego dodatkowego wzmacniacza?

    • To przez przydławione przetworniki z racji zamkniętości. Tak, słuchawki były testowane także na odtwarzaczach Shanlinga, głównie M1 i M3s. Tylko z tym ostatnim mają szansę.

  2. W obudowie SINE jest filtr .Równoległy obwód LC włączony szeregowo z cewką membrany. Jest to pasmowo zaporowy filtr nastrojony na 2,5kHz .Po usunięciu go – zwarciu przewodem – według mnie słuchawki brzmią lepiej. Dźwięk jest wprawdzie mniej dociążony, ale wyższa średnica otwiera się. Przede wszystkim scena nie jest już tak klaustrofobiczna. Zamiast przewodu można wstawić rezystor z zakresu ok. 4 – 20 Ohm. Będzie to kompromis między strojeniem oryginalnym (z filtrem) a modyfikowanym (bez filtra).
    Słuchawki są świetne. Do użytku nadają się po solidnym rozgięciu pałąka i adaptacji małżowin , co u mnie trwało ok. tygodnia. Bardzo dobrze dogadują się z moim Shanlingiem M5.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *