Recenzja słuchawek Audeze LCD-4z

Recenzja LCD-4 miała miejsce jakieś dwa i pół roku temu i skłamałbym, jeśli bym powiedział, że od tamtego czasu o nich zapomniałem. Wręcz przeciwnie – słuchawki utkwiły mi w głowie na dobre. Można powiedzieć, że mnie zauroczyły, ale potrafiły to zrobić prawie każde LCD. Niemniej tym razem było to na tyle mocne uczucie, że pozwoliłem sobie w międzyczasie na skorzystanie z okazji zakupowej za LCD-2F Rosewood, które są ze mną do dziś i przeszły po drodze kilkukrotne doinwestowanie. Wszystko miało za cel tylko jedno: zbliżyć się prezentacją brzmieniową maksymalnie w stronę LCD-4. Wciąż jednak bez względu na wszystkie moje starania (i oczywistą prawdę, że poziomu Czwórek nigdy nie osiągną) pozostawała mimo wszystko konieczność odnoszenia się do mojej pamięci oraz ewentualnie wskazówek zawartych we własnej recenzji i sprzętu, który wtedy służył mi za punkt odniesienia. Ale oto nadarzyła się okazja na recenzję LCD-4z, a więc „łatwopędliwego” wariantu LCD-4. Tym samym nie będzie to tylko i wyłącznie recenzja tylko i wyłącznie tych słuchawek. To będzie recenzja osobista i demaskatorska, obnażająca sens moich starań, dystans jaki pokonałem, dystans jaki muszę (o ile w ogóle cokolwiek muszę) jeszcze pokonać, jednym słowem prawdziwą wartość tego, czego używam na co dzień i miejsce, w którym znajduję się ze słuchawkami używanych na co dzień. Jednym słowem – „sprawdzam”.

W takim teraz kufrze przychodzą do nas najwyższe LCD.

Dane techniczne

  • Konstrukcja: wokółuszna, magnezowo-karbonowa
  • Przetworniki: 106 mm, magnetostatyczne, otwarte
  • Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 20 kHz
  • Impedancja: 15 Ω
  • Czułość: 98 dB / 1 mW
  • THD: < 0.1 % @ 100 dB
  • Moc minimalna sygnału wejściowego: > 100 mW
  • Moc zalecana sygnału wejściowego: 250 mW
  • Moc maksymalna sygnału wejściowego: 5 W szczytowo
  • Maksymalny SPL: > 130 dB
  • Złącza: mXLR 4-pin
  • Waga: ok. 600 g

 

Opakowanie i wyposażenie

Słuchawki przychodzą do nas bardzo, naprawdę bardzo dobrze zabezpieczone. Niby niepozorny karton z piankowym rusztowaniem, w którym znajduje się robiony na zamówienie dla Audeze kufer pancerny Gemstar Sentinel 912 z gąbkowym wyściełaniem w odpowiedniej ilości.

Standardowo zabezpieczenie słuchawek jest na najwyższym poziomie.

W skład wyposażenia, prócz kufra, wchodzą tu:

  • kabel pleciony 2,5 m, stosowany obecnie ze wszystkimi modelami LCD-4 (tzw. „Premium Braided”),
  • adapter z dużego jacka ma mały,
  • certyfikat z numerem seryjnym,
  • pendrive z instrukcją

Może jest to detal, ale ta ostatnia jest przestarzała i nie uwzględnia ani modelu MX4, ani 4z, jeśli chodzi o dane techniczne.

Niestety po wyjęciu zawartości - prócz nieprzydatnego certyfikatu i pendrive'a - mamy do dyspozycji tylko to.

Na pewno przy flagowcu pokusiłbym się też o dodatkowe okablowanie, zwłaszcza zbalansowane. Brak takiego kabla trochę dziwi, choć jeśli w tle mieliśmy historię ze zbyt dużą mocą i awariami, w sumie dziwi mniej. Więcej w tym temacie powiem za moment przy nausznikach.

 

Jakość wykonania i konstrukcja

LCD-4z widziałem na zdjęciach z Japonii w wersji na niebieskim drewnie. Przyznam że bardzo wpadły mi w oko. Niestety o ile były z tego co mi wiadomo plany wprowadzenia takiej wersji wraz z wariantem magnezowym, z jakiegoś powodu dostępne są tylko i wyłącznie właśnie te drugie.

Źródło: u-headphone.com

Wariant magnezowy oczywiście oznacza zastosowanie tej samej konstrukcji, jaką spotkaliśmy już w MX4, a więc jednorodnych korpusów odlanych ze stopu magnezu. Słuchawki są przez to niesamowicie zwarte i sprawiają bardzo dobre wrażenie, solidne i trwałe. Do tego stopnia, że tak samo jak MX4, są nierozbieralne tak łatwo i aby się do nich dostać do środka, musiałoby się to odbyć od strony padów, nie od strony zewnętrznej. Wizualnie doszły nam tu pozłacane elementy, takie jak pręty regulacyjne, logotypy na bloczkach opaski, żółty kolor siatki maskującej oraz pozostałych elementów metalowych. Doszły także wytrawione napisy na widełkach muszli.

Słuchawki co do budowy nie różnią się nic a nic od MX4 poza kolorem.

LCD-4z wykorzystują naturalnie wszelkie zdobycze poprzedniego modelu, a raczej po prostu zwykłego wariantu nie-zet. Oznacza to przetworniki pracujące pod kontrolą m.in. podwójnych matryc magnetycznych Fluxor. Swoją drogą Audeze ma na swojej stronie błąd, bowiem podaje w danych technicznych, że 4z wykorzystują zwykłe magnesy w klasycznej konfiguracji, jak np. w LCD-2. Tymczasem MX4 i 4 posiadają prawidłowe w tym względzie dane.

Audeze postanowiło nadać im złoty kolor elementów, co może przywodzić na myśl np. SR-007.

Ogólna jakość słuchawek jest bardzo wysoka i podczas ich użytkowania nic nie rzuciło mi się negatywnie w oczy. Znacznie bardziej pasuje tu też karbonowy pałąk, niż jak miało to miejsce w zwykłych Czwórkach, niemniej przez magnezową obudowę LCD-4z tracą swój ekskluzywny status na rzecz znacznie bardziej industrialnego wyglądu, ale i większej praktyczności w życiu codziennym. Nie jest nam już „szkoda” ich używać na co dzień i nie spędzają swojego czasu w przeszklonej gablocie tylko dlatego, że żal je sterać w odsłuchach. Z tej perspektywy przyznam, że owszem, LCD-4z mają naprawdę sporo sensu, tak samo jak MX4.

 

Waga i rozkład masy

Magnezowa obudowa miała swoje przełożenie także na wagę. Słuchawki odnotowują u mnie 604 g i są jednymi z lżejszych Audeze, jakie producent ma w swojej ofercie. Dla porównania, moje LCD-2F z wymienionym pałąkiem są minimalnie lżejsze, ważąc ostatecznie 592 g w obecnej konfiguracji, zaś LCD-XC to już konkretne 721 g.

Korpusy zaprojektowano jako odlewy jednoczęściowe.

Jak to się ma do wagi bardziej konwencjonalnych słuchawek? Audictus Winner ważą tylko 216 g, AKG M220 PRO są tuż za nimi z bardzo akceptowalnym wynikiem 236 g, HD800 wskazują 370 g, zaś wieloprzetwornikowe K340 to już waga 403 g.

Duży zakres regulacyjny to niewątpliwy plus tego modelu.

Ciekawe jest, że np. MX4 ważyły u mnie 550 g, a zdarzało się, że na cudzych pomiarach (np. wariantu z opaską bez otworów wentylacyjnych) waga wynosiła niemalże tyle samo co LCD-4z (dokładnie 605 g). Na tej samej wadze ważone były także LCD-2F Bamboo, również w wersji z nową opaską (tym razem perforowaną), odnotowując wagę 510 g. Tu już może jednak w grę wchodzić inny, lżejszy rodzaj drewna (a raczej na pewno). W każdym bądź razie wszystkie pary ważyłem na tej samej wadze i w tych samych warunkach, także przyjmuję, że LCD-4z są 54g cięższe od MX4 i 12 g od moich 2F. A to musi oznaczać, że producent w coś te 54 g zainwestował.

Zainaugurowany w modelu LCD-4 karbonowy pałąk oczywiście musiał tu znaleźć swoje zastosowanie.

Niemniej siedzenie w LCD-4z jest bardzo przyjemne i zasługa jest tu przede wszystkim w opasce, która ładnie rozkłada masę na głowie. Poprzednie LCD-4 zapamiętałem faktycznie jako cięższe i mniej wygodne, ale jak to bywało już w latach wcześniejszych i przy poprzednich modelach LCD, człowiek wybacza im takie rzeczy w zamian za jakość dźwięku, o której oczywiście powiem później. Niemniej LCD-4z należą do lżejszych konstrukcji, jeśli nie najlżejszych w obecnej ofercie tego producenta. Jakkolwiek zauważalnie lepiej prezentują się pod tym względem praktycznie tylko LCD-2C.

 

Powrót Fazorów

Odpowiedź na ostatnie zdania poprzedniego akapitu znajduje się praktycznie od razu, a przynajmniej można przyjść, że jest to jedna z potencjalnego ich pakietu: Fazory. Coś, czego MX4 były pozbawione, tu jest już na pełnym wyposażeniu. Stąd też tytułowa nazwa. Ale to nie jedyna zmiana względem MX4. W 4z bowiem producent ponownie stosuje kołnierze powietrzne identyczne, jak w oryginalnym pierwowzorze. Dlaczego? Mogę się tylko domyślać. Jeśli chodzi o dawną awaryjność LCD-4, to egzemplarz, który otrzymałem na testy, był w pełni sprawny i kompletnie nie przejawiał żadnych, nawet najmniejszych oznak problemów technicznych. W zasadzie poprzedni egzemplarz także takowych nie pokazywał. Ale co do powodu znalezienia się tu kołnierzy powietrznych, mam dwie tezy: albo producent po prostu stosuje dokładnie te same materiały eksploatacyjne, co w normalnych czwórkach, aby zachować rozróżnienie dostaw w ramach serii nr 4, albo jest to rozwiązanie dziedziczone i stosowane w LCD-4/4z po dziś dzień z powodu nie tyle profilaktyki, co chęci zachowania brzmienia. A tak, nauszniki to przecież niemal to samo, co pomieszczenie w kolumnach – one ustalają gro zasad akustycznych jakie zachodzą wewnątrz słuchawek na linii przetwornik – ucho.

Na tle MX4 wróciły także sławne Fazory.

Moje myślenie jest tu oparte troszkę o historię, a mianowicie aferę z recenzją LCD-4 i Focal Utopia na łamach InnerFidelity, gdzie okazało się, że egzemplarze wysłane na testy różniły się od tych finalnych i nie były to próbki reprezentatywne. Ponieważ sam również testowałem LCD-4, ale tylko w formie jednego egzemplarza, nie jestem niestety w stanie zdiagnozować po swojej stronie podobnej sytuacji. Mniemam jednak, że Audeze ostatnią rzecz, jaką chciałoby mieć na głowie, to ponowne zarzuty o zmiany i manipulowanie dźwiękiem. De facto już samo wprowadzenie innych padów skutecznie wprowadza czynnik zmienny do wcześniej opisanego i udokumentowanego przeze mnie ustroju. Stwierdzono zapewne wobec tego, że nie ma sensu podejmować ryzyka w przypadku modelu flagowego i pozostawiono to rozwiązanie w myśl zasady „co nas nie zabije, to nas wzmocni”. W ten sposób producent jest spokojniejszy, że ich najwyższy produkt ma dodatkowe zabezpieczenie „na wszelki wypadek”, a i użytkownik ma pewność, że sprzęt będzie grał identyczne lub bardzo podobnie do egzemplarza sprzed zmian.

 

Pady

Tu warto od razu poruszyć jeszcze temat wygody. Nie czynię tego w formie osobnego akapitu tym razem, ponieważ raz, że operujemy na doskonale znanych już rozwiązaniach, obszernie opisanych w recenzji MX4 (nie ma więc potrzeby się powtarzać), a dwa, że w przypadku tej konstrukcji wszystko zazębia się ze sobą, przynajmniej w moim odczuciu. Suma summarum, chodzi o nauszniki same w sobie, więc stąd osobny akapit o takiej właśnie nazwie, poza wygodą.

Audeze stosuje teraz inny rodzaj padów, niż stosowało kiedyś. Zmienił się nie tylko sposób montażu i od teraz znacznie trudniej jest je w ogóle ściągnąć. W przypadku LCD-4 również taka zmiana zaszła i jest obecna także w LCD-4z. Zdjęcie padów oczywiście jest możliwe, ale będzie skutkowało uszkodzeniem kołnierzy. Na co innego jednak chciałem zwrócić uwagę. Pady tego typu, jakie zastosowano w LCD-4z, powinienem mieć także na LCD-XC. Nie mam.

Mniejszy profil magnezowych obudów i porzucenie metalu oraz drewna wpływają sumarycznie na większą wygodę i mniejszą wagę.

Moje są nieco płytsze i miększe, przez co ucho łatwiej się w nie zapada. W LCD-4z natomiast zastosowano pady z wewnętrznym usztywnieniem i prawdopodobnie bardziej obficie nabite gąbką, która nota bene jest materiałem termoreagującym. Im cieplej, tym pady są miększe i wygodniejsze, premiując zwłaszcza odsłuchy w lecie oraz te bardziej „długodystansowe”, trwające nawet po kilkanaście godzin. O ile ładnie utrzymują ucho w należytej odległości od Fazora, o tyle należy po prostu mieć baczenie, że w chłodnym pomieszczeniu lub bezpośrednio po transporcie mogą być twardsze niż faktycznie są/będą. Opiszę jeszcze nieco tenże aspekt przy okazji porównań z LCD-4, ale na razie wygląda na to, że Audeze chciało ujednolicić sposób zachowania się kształtu i pojemności nauszników w kontekście różnych anatomicznie par uszu i głów.

 

Okablowanie

Ostatnią rzeczą, o której warto powiedzieć, jest kabel. Poprzednim razem podczas testów LCD-4 miałem do dyspozycji niebieski (szpetny) kabel, ale jednak jakościowo była to muszę przyznać ekstraklasa. W obecnie oferowanych modelach LCD-4 i 4z jest to kabel Premium Braided, który bazując na fabrycznym, różni się dodaną wiązką kabla ze srebra. Wtyki wymieniono na Neutrika i poczciwe Reany.

Niebieski wąż uległ niestety zwykłemu kablowi 4-żyłowemu.

Zabieg ten uczyniono po to, aby wyrównać słuchawki tonalnie, ale jednak teraz konieczność jego wymiany – mimo bycia lepszym od fabrycznego, dodawanego do tańszych modeli – przestaje być dyskusyjna, a staje się po prostu realną opcją na stole. W teście korzystałem bardzo często jednak z kabla fabrycznego, ponieważ w moim odczuciu przy trochę gorszych parametrach od mojej hybrydy, której jako konfekcji nie polecę z racji dużych problemów z jej realizacją u pierwotnego wykonawcy, kabel fabryczny jest tu tonalnie mądrze dobrany i trzymający słuchawki tonalnie w punkcie dosyć optymalnym, a przede wszystkim jaśniejszym. Warto też mieć na uwadze, że opcja opcją, ale w dłuższej perspektywie zmiana kabla to, obok odpowiedniego źródła, klucz do wyciągnięcia z LCD-4z maksimum potencjału. Żałuję, że nie mam możliwości sprawdzenia ich z Heimdallem 2, a także że w zakresie własnych kabli dopiero nabieram doświadczenia i minie trochę czasu, zanim będę w stanie stworzyć odpowiedni jakościowo kabel samodzielnie. Wbrew pozorom nie jest to wcale taka prosta sprawa.

 

Pomiary i przygotowania do odsłuchów

Standardowo całe modus operandi, a więc procedury i szczegóły dot. sprzętu testowego, znaleźć można w tym osobnym artykule.

Pomiary z uśrednionych przebiegów tonalnych dla każdego kanału przy 5 różnych pozycjach słuchawek:

Pod względem sceny natomiast sprawy mają się następująco:

Oczywiście na temat wszystkiego sobie jeszcze porozmawiamy, zwłaszcza w kontekście innych słuchawek, do których tradycyjnie będziemy odnosili się również z perspektywy pomiarowej.

 

Jakość dźwięku

Miło jest mi zakomunikować, że poziom jakościowy w dużej mierze nie uległ zmianie względem „poprzednich” LCD-4 i producent cały czas trzyma gardę. Niemniej, troszkę zmian jednak ma tu miejsce i jest to suma różnych pomniejszych czynników, a których rozpisania krok po kroku na czynniki pierwsze śmiem się w tej chwili podjąć. Będzie więc długo, ale wnikliwie i od serca. Zresztą chyba już do takiej formuły zdążyłem przyzwyczaić.

Ale do rzeczy i zaczynając od samego dołu, dosłownie. Bas. Linia basowa nie jest dla mnie zaskoczeniem z perspektywy przesłuchania praktycznie wszystkich modeli tego producenta i zakres ten można byłoby opisać w sposób odnośnikowy, bo jako podobny, co w MX4, ale też niemal identyczny, jak w nowych XC. Słychać, że po 2016 roku Audeze dążyło do jakkolwiek zunifikowania linii basowej w swoich słuchawkach.

Troszkę wychodząc z ogólnymi stwierdzeniami poza wymienioną dwójkę, bas jest bardziej donośny na tle tego z LCD-2 i dokładnie tak samo, jak miało to miejsce w MX4. Zwłaszcza niskiego i średniego podzakresu jest więcej, bardziej sugestywne jest wrażenie mocy i potęgi, ale też nie przemożne. Słabiej bowiem bas sobie tu pozwala niż w starych LCD-3 czy XC, zanim – zwłaszcza ten drugi model – doświadczył zmian przetworników i wyrównał. LCD-XC mają jak pisałem wspólnie z LCD-4z bardzo podobny do siebie bas, z tym że w XC jest on mocniejszy na swoich najniższych partiach. Zakładając je zaraz po nich od razu słyszę, że bas ma trochę lepszą rytmikę i lepsze zejście, ale ilościowo i konstrukcyjnie jest w zasadzie taki sam.

Mam świadomość, że dla osoby nie mającej żadnej styczności z którymkolwiek z wymienionych tu modeli może być trudno to sobie wyobrazić i nadal nie wiedzieć jak grają w ramach basu LCD-4z, więc porzucając perspektywę porównawczą można powiedzieć, że jest to bardzo równy bas, co zresztą widać na wykresie – równy niczym tafla jeziora, gdzie coś się zaczyna dziać dopiero od 500 Hz, wcześniej legitymując się bezwzględną liniowością. Wszystkiego jest tu idealnie: niski, średni i wyższy bas są dokładnie w takich proporcjach dobrane, aby nie emanować ani przemożnym dudnieniem, ani stukaniem. Nie przeciąga i nie wyje, nie uderza jak opętany i przede wszystkim nie jest spowolniony. Zamiast tego jest nasycony, po prostu smaczny i co do wykonania właściwie nienaganny.

Swoją drogą słuchawki o dziwo znacznie lepiej kontrolują zachowanie się przetworników w zakresie super-niskiego basu, do 10 Hz trzymając wykres w garści. I choć bas bardzo mi przypomina wydźwiękiem MX4, nie jest to ta sama linia basowa. MX4 nie są w stanie wzbudzić się do rzeczonego progu 10 Hz i dopiero po nim wykres momentalnie się prostuje. Dlatego – pomiarowo i odsłuchowo – znajduję cały czas większe analogie w basie XC, żeby nie powiedzieć, że niemal klon i to o tyle interesujący, że dokładniejszy, bardziej zgodny z charakterem tych zamkniętych monitorów. To ciekawa obserwacja i zastanawiam się cały czas, nawet w tej chwili pisząc to, czym może to być spowodowane w kontekście MX4. Na pewno względem MX-ów pewien wpływ może mieć obecność Fazora w LCD-4z, ale niewykluczone, że zaszły też jakieś zmiany w strukturze magnetycznej samych przetworników, nawet mimo często czytanych zapewnień, że MX4 wykorzystują tą samą technologię co Czwórki. Owszem, mogą, ale nie muszą jej wykorzystywać w pełni lub w takim samym kształcie przecież. Moje uszy i mikrofony pomiarowe w sztucznej głowie są bardzo mocno co do tego zgodne. I zdaje się, że słusznie, ponieważ MX4 mimo wielu analogii wykorzystują inną membranę niż 4/4z, jeśli wierzyć danym technicznym producenta.

W każdym razie bas jest w „Czwórkach Zet” równy, ze świetnym zejściem, należytym wybrzmiewaniem, bardzo dobrą rytmiką, umiejętnością operowania w sposób wysoce kontrolowany mocą i ogólnym swoim zachowaniem. Mocny, ale nieprzesadnie. Na pewno nie zaliczyłbym go do słabszych, ale zaklasyfikował na równi z XC i poniżej poziomu ilościowego LCD-3 pre-2016 czy np. takich modeli innych producentów jak TH900, D1000 czy niesławnych D7100. Jako że sporo osób zdążyło przesłuchać przynajmniej Fostexy, powinno móc sobie wyobrazić jakiej granicy 4z nawet nie mają aspiracji przekraczać. I bardzo dobrze, bo w ten sposób linia basowa LCD-4z jest fantastycznie wyważona między bardzo różnymi kierunkami i gatunkami muzycznymi.

Kolejna nowość na tle MX4 - naniesione z boku etykiety wprost na widełki.

Średnicę w pierwszej chwili chciałoby się opisać jako optimum, ale tak nie jest. Wokal nosi w sobie sporo pierwiastków, jakie spotkać możemy np. w HE1000, a więc lekkie oddalenie, przestronność, ale połączone z konkretną wagą każdego dźwięku. To tak, jakby zrobić profesjonalne zdjęcie kilkunastu osób rozmieszczonych w sposób bardzo naturalny i w żadnym wypadku wyglądający sztucznie.

Zakres średni od zawsze był mocną stroną praktycznie każdych słuchawek z serii LCD. Nawet najtańsze LCD-2C robiły w tym zakresie świetną robotę. Nie można było się też specjalnie przyczepić do średnicy LCD-2CB. W LCD-2 bardzo portretowo i jednocześnie z należytym powietrzem. W LCD-3 z dodatkową głębią, która nadaje przekazowi trójwymiarowości. W LCD-4 również. I także 4z nie odstają od tego obrazu.

Wokal nie jest tu niczym pokalany, nie posiada w sobie ani błędów stricte technicznych: rezonansów, nierówności tonalnych, ani też nie jest w żaden sposób przysłonięty lub spowolniony, co często zdarza się przy próbach zbudowania przez producenta sprzętu wrażenia muzykalności za pomocą dampingu akustycznego. Nie jest również przemożnie wyeksponowany, że podczas śpiewu słyszymy jak na wąsach wokalisty zbierają się kropelki wody od potu. Troszkę można byłoby tu przyłożyć LCD-XC, choć oczywiście przykład jest mocno przeze mnie przerysowany na potrzebę pokazania detaliczności i analizy tak mocnej, że odrealnionej. Jak również nie jest odsunięty od nas na tyle, aby tworzyć efekt studni lub pudełka. Tu z kolei na myśl przychodzą mi LCD-X, ale w tym starym, nieprodukowanym już od lat wydaniu i również z mocnym przerysowaniem takiego stylu grania.

LCD-4z są w tym wszystkim tam, gdzie być powinny, grają tak jak trzeba, we właściwym miejscu i o właściwym czasie. Stwarzały podczas odsłuchów wielokrotnie wrażenie, że średnica jest bardzo przyjemna i jednocześnie bardzo uniwersalna, że na dobrą sprawę nie wiadomo nawet gdzie by ją ewentualnie poprawić. A skoro nie wiadomo od pierwszej chwili, to znaczy, że byłoby to życzenie wykreowane przez chwilowy przypływ kaprysu i niestałości w preferencjach. Choć naprawdę nie miałem nic przeciwko przybliżonej średnicy w MX4 i to między tymi dwoma modelami chyba największa ogólnie różnica. Obie prezentacje środka są jednak mieszczące się w granicach mojego gustu i doceniam zarówno nacisk na bliskość z wokalistą, jak i dodatkowe powietrze dookoła niego. Co najwyżej chciałoby się mieć jedno i drugie, ale w obu można to i owo zmodyfikować torem. MX4 również to pokazały.

Może trochę nie przystoi powoływać się na tak banalne przykłady w recenzji słuchawek takiego formatu, ale lubię proste i namacalne porównania. LCD-4z za każdym razem, gdy odsłuchiwałem, przypominały mi aromatyczną, mocną herbatę. Nie żeby od razu „siekierę”, ale po prostu napar o mocnym, intensywnym smaku i zapachu, który da się wypić, jeśli ma się akurat ochotę na taką mieszankę. Założone zaraz po nich LCD-2 z kolei sprawiały wrażenie, jakbym parzył tą samą herbatę, ale krócej, przez to napitek jest jaśniejszy, łagodniejszy, o mniejszym nasyceniu smakiem i zapachem. Przystępniejszy może, owszem, ale bez takiego wyrazu, czy nawet sugestywności samym kolorem. Ciemny brąz kontra jasny brąz. Piszę o tym dlatego, że może da to jakieś troszkę lepsze wyobrażenie o tej parze, a właściwie obu parach. Takie po prostu miałem skojarzenia w tamtej chwili i możliwe, że uzupełnią one zarówno opis wrażeń, jak i bezpośrednio cech, jakimi średnica legitymowała się podczas odsłuchów i co zapisałem kilka akapitów wyżej. Aczkolwiek kryje się za tym jeszcze jeden powód, o którym napiszę później przy podsumowaniu.

Metalowe kostki to standardowy system regulacji pałąka w każdych LCD.

Pod względem sopranu w LCD-4z powiem natomiast wprost, że jeśli MX4 były tu podobne strojeniem do moich K270 Studio, to LCD-4z są już bardzo podobne. Z naciskiem na bardzo. Aż pogrubię to słowo, aby było czuć z jak mocnym. Strojenie strojeniem jednak, ale realizacja jakościowo o kilka oczek wędruje w górę. Efekt? Są piekielnie naturalne i przyjemnie zawieszone między jasnością, a ciepłotą. To właśnie uwielbiam w Studio i nie mogło inaczej być, abym nie polubił jeszcze lepszego wydania takiej filozofii w LCD-4z. Co więcej, powiem nawet tak, że jeśli MX4 były bardzo podobne do K270 S w rejonie basu i średnicy, tak 4z są bardzo podobne jako całokształt i najbardziej na sopranie. MX4 plasują się więc zaraz po nich. Od strony jakości kształtować się więc będzie to wszystko tak, że wychodzimy od K270 S i jeśli chcemy coś, co jest identyczne względem nich tonalnie, ale po prostu na wszystkim lepsze, czeka nas albo skok w stronę MX4, aby mieć bas i średnicę oraz specyfikę sceny zabezpieczone + delikatnie cieplej i gładziej, albo dopłata do 4z, jako maksymalnego rozwinięcia tematu w zakresie sceny.

Oczywiście z perspektywy horrendalnej różnicy w cenie porównywanie takich słuchawek do topowych Audeze może wydać się śmieszne, czy wręcz idiotyczne, ale najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że zakładając każdą parę jedną po drugiej, niesamowicie płynnie się skalują. Już nie jest tak śmiesznie, prawda? Słychać, że AKG są słabsze jakościowo i właśnie w sopranie daje się to odczuć najszybciej. Wszystkiego jest tam mniej, prościej, płyciej, ale nie ma się wrażenia, że wszystko to jest z różnych parafii. I to przy fakcie, że Studio są modelem zamkniętym.

Porównania te są mi również na rękę z tego tytułu, o czym mówiłem przy MX4. Czyli że Audeze odjadą do dystrybutora i raczej nie wrócą już poza sytuacją, że podrapię je po pudełku portfelem, ale K270 S nadal się ze mną zostaną i mogą służyć za mocne uproszczenie LCD-4z. Właśnie z faktu ogromnie podobnego strojenia. I na pewno skrzętnie to wykorzystam, ponieważ na marzec planuję dodatkowe prace przy LCD-2, już ostateczne. Nie mogąc już więcej kontrolować barwy i strojenia względem 4z, Studio zostaną się moim jedynym orężem, dając poglądowy obraz sytuacji.

Ale wracając do tematu – sopran w LCD-4z jest jaśniejszy niż w MX4 i tu znów zasługa faktu, że punktem porównawczym były Studio. W MX4 troszkę trzeba było pracować z sopranem, aby tor był w stanie ich bardziej sugestywną ciepłotę nadgonić. Tego z 4z nie ma. Różnica nie jest między tymi słuchawkami duża, aby nie było, ale na przykład MX4 preferowałem bardziej po balansie z jaśniejszym, podczas gdy 4z, wzorem zwykłych czwórek, nie mają już aż takich w tą stronę przechyłów, czyli tak jak powinno być. Właśnie przez ich subtelne zawieszenie na granicy ciepła, bycie „nad kreską” graniczną, podczas gdy MX4 były tuż pod.

Z perspektywy bardziej ogólnej, pozbawionej konkretnego punktu odniesienia w innych słuchawkach, zakres ten jest po prostu ciepławy, nie ciepły, bo mający w sobie dość przebłysków detaliczności i rozciągnięcia. Lekkie przygaszenie sopranu LCD-4z sprawia, że jest to punkt niesamowicie wygodny, z którego można udać się w różnych kierunkach. Ten domyślny, czyli zachowanie fabrycznego stanu rzeczy na sprzęcie grającym dosyć podobnie, co one, przejawia się w 4z sopranem gładkim i nieco zmiękczonym, ale kompletnie niepozbawionym detaliczności. Słuchawki są w stanie łatwo zaatakować, pokazać zarówno skomplikowane partie sopranowe, jak też i należycie oddać klimat tym wolniejszym. Nie gubią się, nie zamulają, nie naprzykrzają. Robią dokładnie to, co powinny, ale ponad wszystkim szanują muzykę i nie dają się sprowokować do przeostrzeń czy suchości, przy całej ich wrażliwości na jakość toru. Ta przejawia się nie nerwowym rozedrganiem, a skalarnością wrażeń odsłuchowych, angażu i eufoniczności. To właśnie zaleta tak strojonych słuchawek jak 4z, MX4, 2F czy K270 S (a nawet iSine), że przy całej swojej kompetencji i zdolności do pokazania utworu należycie bez kokieterii, pajacowania czy podkręcania rzeczywistości ponad jakikolwiek zdrowy rozsądek, szacunek do muzyki i jej płynność zawsze stoją na pierwszym miejscu. To namacalna manifestacja porzekadła „jeśli nie wiesz jak się zachować, zachowaj się przyzwoicie” i rzecz, którą bardzo sobie cenię w słuchawkach nie nastawionych na żelazną kontrolę, ścisły monitoring i chirurgiczną precyzję w analizie. Jednocześnie punkt optymalny, do którego wolniejsze słuchawki (vide Sonorous III, OPPO PM3, K240 Monitor itd.) mogą co najwyżej próbować dążyć, nawet mimo mojej sympatii do wymienionych tu Sonorousów czy posiadanych Monitorów. Tam po prostu walczy się o powietrze i światło, które dla opisywanych słuchawek nie stanowią problemu. Zwłaszcza że nie muszą one wybierać między jedną i drugą prezentacją. Na tym polega ich geniusz.

To zresztą powinno dać się odczuć w bezpośrednich odsłuchach. LCD-4 i 4z mogą wydać się jaśniejsze, gdy podchodzimy do nich od strony słuchawek cieplejszych, ale też gładsze i potulniejsze, gdy czynimy to od strony modeli jasnych. Co ciekawe, barwa sopranu jest tu tak kapitalnie dobrana, że po chwili, gdy nasz ośrodek słuchu się do nich przyzwyczai, modele cieplejsze wydadzą się nam powolne niczym muchy w smole, duszące, parne i nieznośne, zaś te jaśniejsze staną się jakieś takie chropowate, anemiczne, nieprzyjemne, jazgotliwe. Dlatego nawet nie konfrontuję 4z z np. HD800, bo nie ma to najmniejszego sensu – to kompletne przeciwieństwa, słuchawki praktycznie nieporównywalne, bowiem w rozsądzeniu bardzo zależne od gustu słuchacza. Są osoby, które uwielbiają HD800 za ich obłędne rezultaty w muzyce elektronicznej, ba, nawet i grach komputerowych. Sam byłem pod wielkim zachwytem tego, jak sprawdzały się w ostatnim Mass Effect’cie. Niemniej będą też takie, które dadzą się pokroić za klimat i muzykalność LCD-4z. Słowem, każdemu wg potrzeb.

Sam osobiście uważam, że 4z zostały tu pięknie wymodelowane na sopranie i praktycznie nie mam słuchawek, które mogłyby je pod tym względem przebić. W każdych słychać, że to sprzęt po prostu z niższej klasy, choć niekoniecznie musi to być dla niego ujmą (kwestia ceny). Barwowo jednak, to LCD-4 są dla mnie wyznacznikiem w tym zakresie, przez swoją płynność i naturalność bez efektu kocyka, zamulenia czy odcięcia czegokolwiek (tudzież wrażenia overdampingu, jak w OPPO PM3). Cały czas słyszymy że mamy tu na tapecie rasowy sopran pod względem wszystkiego – od strojenia po szybkość i rozdzielczość. Jeśli szukałbym czegoś podobnego, do głowy przychodzi mi tylko STAX. A skoro już o nim mowa…

Opaskę można w razie czego łatwo wymienić - wystarczy odkręcić śruby.

Użyję słuchawek tego producenta jako pewnej perspektywy, jako że chciałbym przejść do opisu scenicznego. Scena jest kreowana w LCD-4z właściwie jak w STAXach, a to z moich ust proszę wierzyć najwyższa pochwała, aczkolwiek mająca swoje obostrzenia i implikacje. Swego czasu rozsmakowywałem się w modyfikowanych STAX SRS-3010, a więc właściwie najtańszymi Lambdami z wymienioną taśmą oraz padami. Okazało się, że ich sprzedaż z perspektywy czasu była z mojej strony błędem, bowiem długo nie mogłem znaleźć takiej sceny w żadnych słuchawkach. Blisko było w LCD-2F, ale za czasów wcześniejszych modeli, na tle których jednak nowszy wariant gra troszkę inaczej.

Niemniej w Lambdach scena była kreowana bardzo sferycznie, trójwymiarowo, ale na stosunkowo małym planie obszarowym, który można było zwiększyć odpowiednio dobranymi nausznikami. To był właśnie mój przepis na sukces i wyborność tamtych wrażeń. Powtarzają je w piękny sposób LCD-4, ale w tej chwili LCD-4z, grając we wszystkie strony z wyśmienitą gradacją planów, jak też optymalnie co do wychylenia – tak do przodu, jak i do tyłu, a nawet w górę i w dół. Wciąż pozostaje subtelne wrażenie niedoścignięcia tamtego wzorca, ale nie da się ukryć, że mam w rękach prawdopodobnie największego spadkobiercę tych wrażeń. Zwłaszcza, że np. SRS-3100 to już nie było to samo, a SR-507 uważam za model tylko w niektórych aspektach lepszy od ówcześnie posiadanych SR-202.

Słuchawki nie wymuszają na utworach sceniczności, jeśli jej nie ma. Pomagają w małym zakresie, ale nagradzają z wielkim przepychem te, które są w ramach realizacji wykonane wzorowo lub po prostu dobrze scenicznie. Nie ma tu więc usceniczniania na siłę, jak robią to HD800, ADX5000, DSR9BT czy HE1000, choć każda para robi to na swój sposób i wciąż dosyć kompetentnie. Takie są zresztą przywileje słuchawek uznawanych – przeze mnie subiektywnie – za wyborne do muzyki elektronicznej, jeśli nie jedne z najlepszych.

LCD-4 i 4z to sprzęt przede wszystkim dla kogoś, kto bardzo ceni sobie wyważenie przekazu muzycznego, ale też postawienie samej muzyki na pierwszym miejscu i łączenia ze sobą dźwięku kompleksowego z kameralnym w wydaniu maksymalnie entuzjastycznym, nieprzeznaczonym dla normalnego słuchacza, dla którego muzyka po prostu „ma być” i lecieć sobie gdzieś tam w tle. To inna prezentacja niż napowietrzone, ale wyraźnie mniej dociążone STAXy lub bardzo sceniczne, ale też trochę sztuczne HD800. Inaczej też prezentują się K1000, także należące do słuchawek o lżejszym brzmieniu. Każdy, kto kupuje Czwórki, ceni sobie ich cechy bardziej, niż elementy wymienione w powyższych modelach i nie szuka w nich akustycznego absolutu, choć tak właśnie widywałem je opisywane.

Aby zachować zdrowe, symetryczne proporcje, za akustyczny absolut nie uważam żadnej z posiadanych przez siebie par, bo zawsze, nawet przy największych staraniach, może być lepiej, dalej, głębiej, mocniej. I drożej. Nie jest to jednak absolutnie żaden powód, aby nie podejmować się wyzwania wyciągnięcia wszystkiego co najlepsze z LCD-4z. Słuchawki cały czas zachowują dużą skalarność względem elektroniki towarzyszącej. Mam to niesamowite szczęście, że posiadam dodatkowy tor, na którym dystans brzmieniowy na LCD-4/4z względem chociażby LCD-2, które moim zdaniem obok MX4 będą wobec nich najbliższe kierunkowo, nie pozostawia wątpliwości.

Jednocześnie jest to moje przekleństwo, bowiem ze słyszaną różnicą nie da się na dłuższą metę polemizować. Choćbym ziemię jadł i na rzęsach biegał, Dwójki nie staną się Czwórkami, choć Czwórki to sprzęt dla entuzjastów i opłacalność należy oceniać wyłącznie z takiej perspektywy. Podchodząc do tematu od strony realistycznej, paradoksalnie LCD-2 są znacznie bardziej przystępne cenowo i oferują naprawdę świetny dźwięk, który może się nam wydawać równie ostatecznym co ten z LCD-4, ale dopiero porównanie obu daje świadomość nie tyle różnic, co braków po stronie Dwójek i pewnych ich ograniczeń.

LCD-4 i 4z za każdym razem, zarówno z perspektywy faktu epizodyczności testów, jak i po prostu założenia ich w trakcie trwania takowego, rzucały się w uszy bardzo dużą czystością, rozdzielczością, poprawnością, przyjemnością, basem. Zawsze jawiły się jako nie za ciemne, nie za jasne, dobrze wyważone, ale z muzykalnością na pierwszym miejscu. Tak samo jak Lambdy, a także kilka innych par, w tym z tej samej stajni, mają w sobie „to coś”, co po prostu wciąga. Nawet jeśli jakimś cudem nie robi tego od pierwszych chwil, to jest to moim zdaniem taki sam gatunek słuchawek, jak np. D8000, a przynajmniej sądząc po ich opisach. Tam również bowiem słuchawki nie mają wszystkich przymiotników, nie są absolutem, ba, są nawet cieplejsze i z mniejszą sceną niż LCD-4. A jednak ich posiadacze są oczarowani, niewiele słychać tam głosów krytyki.

LCD-4z to sprzęt, w którym można się zakochać, odurzyć, a co jak na ironię sprowadza się do tego, że tak naprawdę nie o niego tu chodzi, tj. o sprzęt, a o muzykę. To odróżnia np. audiofila od melomana w tym najbardziej uproszczonym rozumieniu ze strony osób postronnych, że jeden słucha sprzętu na muzyce, a drugi muzyki na sprzęcie. W jej ramach zdaje się, że należę do tej drugiej grupy, bowiem LCD-4z, mimo braku dzierżenia bezwzględnie wszystkich słuchawkowych atutów na każdym możliwym polu, samych asów w rękawie i jokerów w rękach, są dla mnie drogim, ale obłędnie eufonicznym medium, za pośrednictwem którego mogę muzykę chłonąć pełnią słuchu. W pierwszej chwili zawsze słyszę, że po przesiadce na LCD-4 robi się np. ciemniej i czyściej niż na LCD-2, mniej równo, wchodzi koloryt, ale po etapie kontrastu następuje etap akceptacji, dostosowania się słuchu niemal błyskawicznie do nowej sytuacji dźwiękowej i przyjęcia jej za punkt właściwy, za wzór tego, jak faktycznie dany utwór powinien brzmieć.

Sekretem tego jest nie tylko bardzo wysoka jakość sygnału dźwiękowego płynąca z tych słuchawek, ale przede wszystkim zachowanie zarówno poprawności scenicznej i optymalnego rozmieszczenia dźwięku na odległość, jak też coś, na co rzadko zwraca się uwagę, lub nie potrafi się tego należycie opisać: barwy głosu, dźwięku jako takiego. Obojętnie jak LCD-4z nie byłyby strojone i jak byśmy je odebrali z perspektywy tonalności, to z perspektywy barwy słuchawki są naprawdę wspaniałe.

W utrzymaniu poprawności okazuje się, że wcale nie taką małą rolę odgrywa także okablowanie. O ile będę o nim jeszcze wspominał w zakresie samego doboru, jak i eksperymentów na polu celowej degradacji toru, o tyle należy wspomnieć, że mieszanka dobrana przez Audeze jest bardzo mądra, bo próbująca utrzymać słuchawki w ramach stosunkowo optymalnego punktu tonalnego, zawieszonego właśnie między ciut cieplejszymi MX4, LCD-X, tudzież ew. LCD-2 z padami od Dekoni, które ku mojemu zaskoczeniu okazały się cieplejsze nawet od 4z, a jaśniejszymi, normalnymi LCD-2 bez modyfikacji. Celowo nie wymieniam tu LCD-3, ponieważ egzemplarz który testowałem dawno temu pochodził z nieprodukowanej obecnie serii i jego przytaczanie może nie do końca odzwierciedlać współczesne różnice i proporcje.

Przy ich dużej responsywności na tor i wrażliwości na jego jakość, zmontowanie sobie toru tylko pod nie wcale nie musi być sztuką trudną, a do tego dającą multum subtelnych opcji modyfikacji ich clou brzmieniowego. Niemniej nie można tego elementu zignorować i wciąż jest to bardzo ważny element na polu wymagań stawianych przed ich przyszłym użytkownikiem. Dla osób ceniących sobie mniejszy rygor i ogólnie operujących na niższych cenach, prawdopodobnie LCD-2 będą jedyną opcją na stole, przy której będą mogli poczuć się w dużej mierze jak w „budżetowym” wydaniu LCD-4, przy czym tak jak pisałem: choćby na głowie skakać i stosować różne cudowne zabiegi, LCD-2 nigdy nie będą grały na takim poziomie jak LCD-4 i o ile da się w ten sposób jakkolwiek wykpić z tematu tęsknoty za takim dźwiękiem bez kosztowania się czy to na LCD-4, czy LCD-MX4, o tyle gdybym kiedyś miał możliwość wymienić Dwójki na Czwórki, zapewne zrobiłbym to. Moje osobiste zdanie na temat brzmienia LCD-4z jest więc takie, że mimo, iż nie posiadają obiektywnie takiej otwartości jak K1000, ani też tak wielkiej sceny jak HD800, to jednak subiektywnie jest to dla mnie sukcesor pary, której używam najczęściej.

Dopiero na tym ujęciu widać jak wielkie są moje XC na tle znacznie od siebie droższych 4z.

Bo to właśnie w LCD-2, a zaraz potem w LCD-XC, łapię się najczęściej na odsłuchach w ciągu dnia, jeśli interesuje mnie jakość i maksymalna przyjemność. Te drugie są przeze mnie mocno hołubione w odsłuchach krytycznych, zwłaszcza po ręcznym dostrajaniu na bazie wykresów spersonalizowanych, toteż ich pozycja nie byłaby zagrożona (w końcu to słuchawki zamknięte). W LCD-2 przesiaduję natomiast dla czystej przyjemności jak pisałem, mając na uszach mniej monitorowe tym razem strojenie, mniej krytyczne, a bardziej pokolorowane, z lepszą sceną, nastawione na odsłuch tego, co wcześniej XC pozytywnie zweryfikowały. LCD-4z są ewolucją takiego dźwięku, trochę ciemniejszą, ale czystszą i bardziej klimatyczną, jednocześnie na tle LCD-3 jakie zapamiętałem – bardziej poprawną. Choć wciąż jak przypomnę sobie bas LCD-3… to było coś. To naprawdę było coś.

Niemniej jeśli miałbym wybrać sobie słuchawki jedyne, ostateczne, nie „najlepsze” w kategoriach ogólnych, a po prostu takie „dla siebie”, dla zaspokojenia moich własnych preferencji w zakresie poszukiwania piękna w muzyce, eufoniczności, angażu i bezpardonowej jakości, byłyby to właśnie LCD-4. Pisałem o tym w recenzji poprzednika, mogę też – mimo pewnych zmian w dźwięku z racji innej konstrukcji i padów – podtrzymać swoje stanowisko także i teraz.

Czego życzyłbym sobie w LCD-4z? Nie obraziłbym się za troszkę więcej jasności, ale nie jest to nic, czego nie dałoby się dostroić torem lub nawet okablowaniem, tak jak w MX4, zatem ostatecznie chyba niczego bym w nich nie zmienił. Doceniam ich klimat, doceniam to czym są, nie wymagam też od nich udawania czegoś, czym nie są i nie będą. Jedynie więcej sceny by się chciało, bo to zawsze jest rzecz, na którą zwracałem uwagę, ale czyniłem to też przy Lambdach, doceniając jednocześnie ich holograficzność. Poniekąd tak samo dzieje się w LCD-4z, gdzie wielkość to jedno, ale trójwymiarowość potrafi jakiekolwiek niedosyty wynagrodzić. Resztę myślę, że spokojnie udałoby mi się uzyskać torem już wedle własnego gustu i pożądania.

Ostatecznie pozostaje się więc w rękach obraz słuchawek świetnych. Nie są perfekcyjne i nie wyczerpują tematu tego jak słuchawki potrafią zagrać w absolutnie każdym obszarze, ale od razu spieszę poinformować, że takie po prostu nie istnieją i ich poszukiwanie jest trochę takie same, jakby szukać nieśmiertelności. Tak już jest i tyle. Dlatego słuchawek idealnych w sensie obiektywnym nie ma i nie będzie. Mogą być natomiast słuchawki idealne dla nas. I to jest właśnie miejsce, w którym pojawiają się na wokandzie u mnie LCD-4. Czwórki sprawiają mi, jako ich słuchaczowi, elementarne zadowolenie ze słuchania muzyki, nieskrępowane wrażenie przyjemności i uczucie, że w tej jednej, jedynej parze słuchawek wszystko ma swoje miejsce w ramach jakiegoś odgórnego szkicu, wszystko jest realizowane tak jak być powinno + posypane ciepełkiem. Słuchawki stoją bardzo mocno w prawdzie i wierności z tym, co mój mózg interpretuje za takowe w dźwięku, muzyce, ale i pojedynczych instrumentach, choć nie są one ich priorytetem w sensie stricte.

Należy zatem zdać sobie sprawę, że LCD-4 i 4z nie są słuchawkami dla perfekcjonisty, poszukującego ideału nieskazitelnego i perfekcji: najgłębszych dołów, najpełniejszych środków, najwyższych gór, najgłębszych i najszerszych scen. Są słuchawkami dla realisty, od samego początku projektowanymi do portretowania muzyki jako całości w maksymalnej możliwej jakości i z czystością godną najwyższego hi-endu. Skupiają się na tym mocniej, niż np. na objętości scenicznej. Jest to rzecz realizowana moim zdaniem lepiej, niż np. w HE1000 i powód, dla którego mimo bardzo wysokiej oceny produktu HiFiMANa i darzenia go potężnym szacunkiem za jakość dźwięku i możliwości, nadal na szczycie śmiem umieszczać LCD-4 jako swój personalny TOP. Mimo tego, że teoretycznie do wspomnianego ideału i perfekcji bliżej HE1000. Nie musi to być oczywiście prawdziwe dla wszystkich i jestem pewien, że każdy będzie miał swoje własne typy co do słuchawek dla niego ostatecznych. Niemniej jest to sprawa zawsze bardzo osobista i nie inaczej jest w moim przypadku. LCD-4z to najbardziej rozdzielcze z muzykalnych słuchawek jakie słyszałem, do tego najbardziej wyważone w całej swojej muzykalnej koncepcji i pokazujące, że muzyka winna być przede wszystkim oddawana w pełni i nawet kosztem niektórych obszarów znanych z innych, bardziej technicznych słuchawek. Ale jeśli zakładam na głowę HD800, a zakładam LCD-4z, naprawdę nie mam wątpliwości w których chciałbym odsłuchy wykonywać. Mimo sceny, mimo wygody. Tylko ja i muzyka, tak jak powinno być.

Na koniec chciałbym powiedzieć już może tak bardziej na marginesie samej recenzji, że przybycie LCD-4z na testy było bardzo rozwijającym i pouczającym doświadczeniem. Wydaje się to oczywistą oczywistością, jak mawiał klasyk, ale dzieje się tak mimo, że teoretycznie z tym dźwiękiem miałem już wcześniej styczność. Była to bowiem też okazja do porównania z tym konkretnym punktem odniesienia wszystkiego, co po tych 10 latach prowadzenia bloga zostało się na wyposażeniu i co bardzo sobie osobiście cenię. To przebija i zapewne będzie jeszcze się przebijać w dalszych akapitach, ale mogłem w ten sposób ustalić faktyczną, realną wartość posiadanego sprzętu, ścierając go z nie byle czym we własnych, domowych warunkach i na potwierdzonym synergicznie torze, co jest nie lada okazją i szansą, z której myślę w pełni skorzystałem. Nawet pełniej niż zamierzałem.

Odsłuchy LCD-4z nie tylko przypomniały mi jak świetnie brzmią słuchawki z czwórką w nazwie, ale też udowodniły jak świetnie w swojej cenie prezentują się LCD-2F i że nie myliłem się w swoich założeniach co do traktowania ich jako najbliższego substytuty 4z, choć to wciąż jakby nie patrzeć inne trochę brzmienie. Odsłuchy udowodniły też jeszcze kilka innych rzeczy, ale poza potwierdzeniem możliwości LCD-2 chyba największym pobocznym i nieoczekiwanym osiągnięciem było „odkrycie” niekonwencjonalnego połączenia kilku komponentów ze sobą, odtwarzając dawny tor do K1000 w nowej, naprawdę ciekawej formule. To takie moje ciche zwycięstwo w ramach testów LCD-4z i wszystko dlatego, że miałem szansę wykonania porównań bezpośrednich oraz prób przybliżenia się na słuch właśnie do nich.

 

Porównania

Przy tym konkretnym modelu pozwolę sobie na sporo bratobójczych walk, ale oszczędzę LCD-XC, ponieważ jak pisałem nie jest to w żaden sposób model wobec LCD-4z konkurencyjny w moim odczuciu. Zamkniętość wprowadza tu zbyt daleko idące konsekwencje akustyczne i XC nie mogą być jakkolwiek konkurentem, alternatywą lub substytutem dla LCD-4z. Co najwyżej sposobem na odsłuch, gdy nie możemy z 4z skorzystać lub gdy potrzebujemy zamkniętych słuchawek do odsłuchów krytycznych, zwłaszcza w koniunkcji z APO Equalizerem.

 

LCD-4z vs LCD-4 vs… LCD-4?

LCD-4z są kontynuatorem dzieła, jakie kreował „zwykły” model LCD-4. Niestety przeliczyłem się trochę w szansie na akuratne porównanie jednej pary z drugą i nie chodzi tu o fakt konieczności bazowania na pamięci oraz braku „współczesnych” pomiarów akustycznych, wykluczających zrobienie porównania laboratoryjnego, że tak powiem. Problem jest innej natury i ma on miejsce w fizycznych różnicach między nie tylko LCD-4z i 4, ale i między samymi Czwórkami.

Pierwsza rzecz, to różnica w konstrukcji muszli. Drewniana, zwykła wersja LCD-4 ma drewnianą komorę o optycznie większej pojemności, płaski grill, zwykły materiał dampingujący jak w pozostałych otwartych LCD (nie licząc MX4 i poniekąd X). W 4z mamy natomiast obudowę magnezową o mniejszym profilu i maskownicę z siatki metalowej w stylu iSine 20. 4z są przy tej okazji naturalnymi beneficjentami magnezowej obudowy, więc wygoda jest automatycznie większa w 4z niż w zwykłych Czwórkach.

Druga rzecz, to różnica nauszniki. LCD-4 które testowałem, miały pady tzw. „starego” typu, czyli z luźnymi kołnierzami, które znane są długoletnim posiadaczom tych słuchawek z obdzierania się z powierzchni skóropodobnej (z niej bowiem jest tenże kołnierz wykonany) w przypadku prób odklejania padów celem wymiany lub zwykłego refittingu. LCD-XC, które testowałem później, miały już pady „nowego” typu, bez kołnierza, za to z grubym podklejeniem czarną taśmą dwustronną. We wszystkich modelach cały czas mówimy o miękkich padach z prawdziwej skóry. Te w moich XC również są miękkie, tak samo jak i „stare” pady w moich LCD-2. I tu zaczyna się robić ciekawie.

LCD-4z posiadają jak pisałem pady grubsze i twardsze od XC. Wpływa to na odległość ucha od przetwornika, a także neutralizuje ryzyko kolizji małżowiny z Fazorem. Coś, czego np. MX4 nie miały i raczej nie przypominam sobie, abym miał tam styczność z padami równie twardymi, co przy 4z. I tu pojawia się dodatkowa pikanteria – obecnie oferowane LCD-4 nie mają już starych padów jak testowany przeze mnie model, a nowe. A więc i z tego powodu należałoby oczekiwać małych, ale zawsze, zmian. W starszych LCD-4 uszy jednak trochę bardziej się zapadały, a po padach spodziewałbym się grania minimalnie jaśniejszego. Być może dlatego zapamiętałem LCD-4 v1 jako słuchawki troszkę bardziej obecne na średnicy, ale też i nieco bardziej napowietrzone. Wciąż jednak jest to bardzo zbliżony obraz do tego, co prezentuje obecny tu w recenzji model.

Trzecia, to różnica w okablowaniu, opisywana już obszernie przy okazji konstrukcji 4z.

Sumarycznie mamy więc do czynienia nie tylko z innymi słuchawkami (4z), ale też z niemożnością odniesienia się do współczesnego wariantu zwykłego (4 v2). Bazować mogę jedynie na swoich zachwytach z modelu 4 v1. Czy w ogóle zmiana padów i kabla może się kwalifikować na wprowadzenie nazewnictwa tego typu – to pozostawiam do samodzielnej oceny czytającym.

Zapewne rzuciło się w oczy, że nie napisałem zbyt dużo o dźwięku. Z bardzo prostego powodu. Jestem w stanie skłonić się do tezy, że o ile stare LCD-4 miały nieco więcej w sobie z LCD-2, o tyle LCD-4z mają w sobie nieco więcej z – również piekielnie dobrych – MX4 (celowo pomijam szeroko przytaczane już 270 Studio). I nie chodzi tu tylko o kwestie wizualne. Natomiast porównując brzmienie 4z do 4, mogę to uczynić jedynie jako ciekawostkę z racji nieprodukowania rewizji, do której zamierzam się odnieść, oraz niewiedzy co do zmian w rewizji nowszej, choć spodziewałbym się bardzo podobnych rzeczy, jakie wylistowałem w akapicie nt. nauszników.

 

LCD-4z vs LCD-MX4

Dopiero tutaj możemy się trochę rozwlec w opisie. Tak jak pisałem, LCD-4z mają w sobie więcej z LCD-MX4 niż LCD-2, ale od razu zastrzegę, że nie jest to jakikolwiek przytyk i nie jest to też negacja analogii do Dwójek. Jest to jedynie wskaźnik co do kierunku. LCD-4z mam wrażenie, że bardziej od starej rewizji LCD-4 skupiają się na tonalności i ich własnej, domowej kameralności, tak jak właśnie MX4. Nie są tak „rozchwiane” na przebiegu, mają w sobie więcej koherencji znanej z MX4, ale też grają od nich troszkę czyściej, co może być zasługą dodania Fazora.

MX4 grają kapkę cieplej, do tego scenicznie szerzej, ale płyciej, ponieważ scena prezentowana jest tu z uwzględnieniem bardzo bliskiego, wspaniale podkreślonego wokalu. Słuchawki mocno swego czasu zestawiałem z AKG K270 Studio i jeśli miałbym trzymać się cały czas stajni Audeze, powiedziałbym, że MX4 miały podobne tendencje w zakresie wokalu i kształtu sceny jak LCD-XC, ale tonalność trochę już w stronę starych LCD-X. Te z kolei są bardziej gardłowe na sopranie niż LCD-4z, toteż Czwórki Zet bardzo fajnie wpadają dokładnie między bardziej wyrównany przekaz np. LCD-2F, a bardziej ocieplony MX4.

Co do dylematów zakupowych, trudno powiedzieć, czy „lepiej” kupić jedne, czy drugie, ponieważ wszystko zależy od priorytetów. Obie pary są dla mnie bardzo dobre. MX4 są nieco wygodniejsze z racji mniejszej odrobinę wagi i miększych padów (prawdopodobnie w tym momencie mają już takie same jak 4z). 4z mają lepsze okablowanie fabrycznie w zestawie. MX-y są od nich o 4 tysiące tańsze i budżet ten możemy przeznaczyć np. na lepsze okablowanie, które wydatnie tym słuchawkom pomaga, tak samo jak balans. LCD-4z nie mają tego atutu i nie są tak jednoznacznymi beneficjentami sposobu podłączenia, a bardziej samej klasowości toru. MX4 są z tego względu łatwiejsze w podejściu, jeszcze bardziej praktyczne i bezpieczne, może nawet bardziej wszechstronne bym powiedział.

Brzmieniowo LCD-4z są teoretycznie lepsze od MX4, ponieważ lepsza holografia i kontrola skrajów zazwyczaj będą przeważały ponad atutami MX4, takimi jak wyraźnie namacalny wokal czy większa szerokość sceniczna. W praktyce jednak nie jest to aż takie oczywiste i mogą zdarzyć się sytuacje, w których bardziej skupiony wokal przeważy nad ogólnym całokształtem scenicznej głębi. Możemy dla ułatwienia traktować MX4 vs 4z jako swego czasu LCD-2 vs LCD-2F, a więc „stare” vs „nowe” Dwójki. Tam również zachodziła podobna analogia: wersja bez Fazora była bardziej muzykalna, ale i też bardziej analogowa w brzmieniu. Wersja z Fazorem natomiast rozjaśniała się, ale w zamian za nieco mniejszą kameralność i muzykalność dawała lepszą scenę i kontrolę.

Tu jest sytuacja bardzo podobna, choć paradoksalnie kontrast jest mniejszy niż ten zaznaczający się dawniej między Dwójkami. MX-y grały mi z pamięci jakby delikatnie mniejszą czystością, ale przede wszystkim inaczej, bliżej, bezpieczniej. Niestety temat jest bardziej złożony w sytuacji konfrontacji z LCD-4 w wersji drewnianej, bowiem tam możemy zmienić np. materiał tłumiący, aby podnieść jeszcze mocniej scenę. W wersjach magnezowych tego już nie uczynimy bez rozbierania słuchawek od strony wewnętrznej, ze wszystkimi tego konsekwencjami. I przy założeniu, że jakikolwiek materiał tego typu tam się znajduje.

 

LCD-4z vs LCD-2F Rosewood

Zapewne padnie zapytanie – jaki jest sens porównywać je ze sobą przy tak wielkiej przepaści cenowej (i fakcie że Rosewood nie są już produkowane)? Chociażby z dwóch powodów.

Przede wszystkim Dwójki mam na własność i znam je jak własną kieszeń. Jest to – powtarzając się – najczęściej przeze mnie używana para słuchawek w cyklu dziennym jeśli chodzi o odsłuchy dla przyjemności, właśnie jako poniekąd substytut LCD-4 brnący w tym samym, realistyczno-muzykalnym kierunku. Dlatego od czasu recenzji pierwszych LCD-4 uważałem te słuchawki za wspaniałego kontynuatora kierunku LCD-2 i na tej podstawie myślę, że sporo osób chciałoby dowiedzieć się co mogą zyskać, a co stracić, decydując się na tak potężny skok z jednego modelu na drugi.

Założenie jednej pary po drugiej, np. w kolejności LCD-2F po LCD-4z, prawie od razu unaocznia większą jasność Dwójek. Widać to również na pomiarach konfrontacyjnych, gdzie LCD-2F są po prostu głośniejsze na sekcji sopranowej, mimo podobnego co 4z strojenia. To także daje się usłyszeć. Choć słuchawki są od siebie różne, a cenowo dzieli je przepaść, nie ma się wrażenia, że na głowie wylądowało coś z zupełnie innej beczki.

Prócz jasności zyskujemy tu całościowe wrażenie równości, a także trochę większą scenę na szerokość. Może być to zaskoczenie, ale też właśnie ta cecha wydawała mi się spójna między LCD-4 a LCD-2F. Nie jest to aż tak oczywiste przy LCD-4z.

Natomiast lista tego, co straciliśmy, jest już niestety większa. Przede wszystkim cierpi klimat i bas. LCD-2 podają wszystko jaśniej i klarowniej, ale nie ma w nich już aż takiego mistycyzmu, tego samego, który ceniłem w LCD-3, ale który w LCD-4z realizowany jest inaczej, bardziej umiarkowanie i na zasadzie nie specyfiki lub kameralności, ale wygładzenia bez negatywnych konsekwencji. Z tego płynie niestety rzecz kluczowa: mniejsza eufoniczność. Słuchawki trochę słabiej są w stanie nas wkręcić w swój styl grania, jeśli mamy w głowie szumiący obraz tego, jak jeszcze przed chwilą ten sam utwór mógł brzmieć. Bas jest wciąż bardzo dobry, ale nieco słabszy i krótszy, przez co dźwięki nie mają aż tak mocnego zakotwiczenia. Holografia również jest mniejsza, tak samo obniża się czystość i rozdzielczość, a co każdy posiadacz LCD-2 może odratowywać torem i kablami. Tak to się ma zatem: równość kontra klimat. Konwencjonalność kontra holograficzność.

Zmiany jednak nie są krytyczne i nie czynią wrażenia, że LCD-2 grają przy LCD-4/z jak słynne już „badziewie”, że nie da się tego słuchać, a wszystkie recenzje opisujące Dwójki w superlatywach kłamią. Trudno nie odmówić LCD-2F ogromnej ekonomii w tym względzie, dużego ładunku rozsądku zakupowego, w kontekście którego grają fenomenalnie. Odpowiednio doinwestowane Dwójki, z rozsądnie zaplanowanym torem, będą kosztowały znacznie mniej niż zakup samych LCD-4 w dowolnym wariancie. Będą miały też mniejsze wymagania, przy potencjale do sprawienia takiej samej radości, mimo zagrania na niższym pułapie. I najśmieszniejsze jest to, że gdyby spróbować stwierdzić który z tych modeli jest bliżej „referencji” (tj. właśnie równości i optymalności w każdą stronę), jednak bliżej byłoby Dwójkom. Tak naprawdę to jest właśnie potęga LCD-2: gdy wiecie, że słuchawki są gorsze i idąc wyżej/drożej można uzyskać lepsze brzmienie, ale cieszycie się z kompromisu, jaki w zamian oferują w ramach swojej ceny i kosztów toru oraz wymagań. Trochę tak jak z HD600. Świadczy o tym też fakt, że po dłuższej chwili po przesiadce na LCD-2, zaczynamy znowu się w nie wtapiać i wchłaniać. Dlatego uważam, że LCD-4 to takie „lepsze na wszystkim” LCD-2 i LCD-4z nie są od tego odstępstwem, poza kilkoma pobocznymi rzeczami wynikającymi z takich czy innych zmian konstrukcyjnych. Obie pary są wyborne i w którąkolwiek nie pójdziemy, powinniśmy być zadowoleni. No, może poza chęcią, aby LCD-4 kosztowały tyle co LCD-2.

Przy okazji zakładam, że rzuciła się na wcześniejszym zdjęciu różnica wielkości między LCD-4z a LCD-XC. Nie jest to złudzenie optyczne, te słuchawki faktycznie są większe. LCD-2 również są od 4z większe, przynajmniej wizualnie.

 

LCD-4z vs HE1000

Choć od testu HEKów minęło już sporo czasu, pamiętam je wciąż dosyć dobrze. A przytoczyć chciałbym je dlatego, że to często wskazywana alternatywa dla Audeze, jednocześnie rzecz rozwojowa względem kierunku znanego z HD800 czy ADX5000.

Dwie rzeczy można zanotować tu z marszu: wyraźnie jaśniej i bardziej scenicznie. HE1000 są jednoznacznie jaśniejszymi od LCD-4z słuchawkami i śmiało potwierdza to także pomiar. Nie mają przez to tak mocno zaznaczonego klimatu, choć mimo to posiadają pewne elementy nasycenia, jakie skrupulatnie wypałują i preferują zwłaszcza ich wieloletni posiadacze. Co do kierunku jest to wektor przeciwny do LCD-4z, idący w stronę doświetlenia, mocniej zaznaczonego punktu 6 kHz, wyrzucenia na wierzch dużej ilości detali i bez zbędnej zabawy w mistycyzmy.

Scenicznie powinniśmy odnotować wyraźny wzrost na szerokość, a także ogólnie powiększenie się obszaru, na jakim rozgrywają się wydarzenia dźwiękowe. O ile bowiem z LCD-4z można wyciągnąć obszar sceniczny in plus, o tyle w HE1000 nie trzeba się na to specjalnie silić i słuchawki same z siebie próbują serwować tego typu atrakcje.

Parowanie obu modeli także jest inne. HEKom pisane są cieplejsze, przyjemniejsze tory, jakieś systemy lampowe, na których mogą trochę skompensować swoje walory na rzecz tonalności. W LCD-4z jest odwrotnie. Tu zdaje się nic nie trzeba robić w zakresie tonalności, a co najwyżej skupić się tylko na tym, aby sprzęt grał klasowo i równo.

 

LCD-4z vs ADX5000

Pomijając HD800 i odnosząc się do ADX’ów, będziemy mieli sytuację właściwie analogiczną co w HE1000. Audio-Techniki są od LCD-4z bardziej grające na głębię sceny, a także z ponownie większym obszarem scenicznym, choć o podobnej skali holograficzności. Tak samo jak HE1000 mają tendencję do mocniejszego usceniczniania muzyki, podczas gdy 4z zostawiają nad tym aspektem większą kontrolę w rękach samej realizacji.

ADX grają mocniejszym średnim basem, mając gorszy niższy. Oddalają średnicę i wokal bardziej niż Audeze, podkreślając wyraźnie mocniej sopran. Nie są to słuchawki kameralno-naturalne jak 4z, a bardziej techniczno-sceniczne. Nie aż tak jak HD800, ale wciąż blisko. Na czystości jednak muszą uznać tak czy inaczej wyższość „zetek” i naprawdę nie ma w tym nic a nic dziwnego.

 

Opłacalność

Przy tak drogich słuchawkach jest to temat drażliwy, czasami wręcz wywołujący niezrozumiałą agresję, ale mimo wszystko chciałbym do niego podejść szerzej oraz w formie osobnego, czytelnego akapitu. Zwłaszcza, że niewiele osób recenzujących słuchawki w ogóle ma ku temu odwagę.

Pojawiały się na przestrzeni lat i toczonych do tej pory dyskusji na temat podstawowej wersji LCD-4 argumenty, że słuchawki te nie są warte swojej ceny, ponieważ różnica w dźwięku względem np. LCD-3 czy nawet LCD-2 nie jest aż tak duża, jak wskazywałaby różnica w cenie. Przyrównywano też cenę Czwórek do np. cen samochodów. Uważam jednak taką retorykę za chybioną na dłuższą metę.

Przede wszystkim porównywanie LCD-4 do zakupu samochodu ma sens tylko i wyłącznie w ramach indywidualnego światopoglądu danej osoby i jej własnego ważenia zakupów. Łatwo zgadnąć, że ma tu miejsce kryterium przydatności i praktyczności zainwestowania danej kwoty w określony przedmiot. Nikt nie myśli jednak o tym, że samochód nie jest jednorazowym zakupem, tylko generatorem kosztów, do tego środkiem lokomocji, a nie sprzętem RTV. Tak samo można podchodzić do zakupu telewizora, gdzie dla entuzjastów są zarezerwowane ogromne ekrany o ogromnej przekątnej. Jeśli ktoś jest gotów wydać ogromną kwotę na taki sprzęt (wizualny), to powinien zaakceptować fakt, że ktoś inny może chcieć ją wydać na LCD-4, SR-009, Abyssy czy inne drogie słuchawki lub kolumny, przedkładając dźwięk ponad obrazem. Oczywiście konfrontowanie samego wydatku jako przeznaczenia kwoty na „coś” materialnego może wydawać się w swoim zgeneralizowaniu sensowne, aby zaprezentować banalność takich porównań, równie dobrze na tej samej zasadzie moglibyśmy przyrównywać jakiekolwiek zakupy do ilości puszek piwa zdatnych do nabycia za te same pieniądze.

Nie można zanegować jednak ogromnej ceny, jaką przychodzi zapłacić za LCD-4/4z i nie jest moją najmniejszą intencją zaklinać rzeczywistości w myśl powszechnych w wielu innych miejscach praktyk. Jednakże jest to sprzęt dla entuzjastów i z takiej perspektywy należy też na niego patrzeć. To sprzęt z najwyższej półki dla konkretnych odbiorców, miłośników dźwięku, prawdziwych koneserów muzyki słuchawkowej i do tego nie mających oporów, aby wydać taką a nie inną kwotę na sprzęt, po którym prawdopodobnie nie będzie już żadnych innych zakupów słuchawkowych. Nie powinno być zatem dla nikogo ujmą, że w tym gronie się nie znajduje lub nie znajdzie, ale też nie widzę powodu, dla którego miałaby powstać usilna konieczność podkreślania swojej decyzji lub opinii na każdym kroku.

Również i sam nie czuję się tym dotknięty, ani też tym, że jako opisywany wyżej właśnie miłośnik dźwięku, za jakiego się uważam patrząc po ilości przesłuchiwanej dziennie muzyki, muszę przełknąć fakt posiadania tańszych słuchawek tego producenta. Nie chodzi o samą cenę, ale o to, że jakby nie patrzeć i tak jak wynika z moich obserwacji porównawczych, moje LCD-2 grają po prostu w niższej klasie niż LCD-4, bez względu na to jakich zaklęć bym z nimi nie ćwiczył. Nie interesuje mnie prestiż z samego posiadania, a jedynie bezwzględna jakość dźwięku i brzmienie, przy którym można byłoby przysłowiowo „odejść na emeryturę”. Nie czuję już dreszczyku emocji z wydania dużej kwoty na audio, a bardziej cenię sobie stosunek tejże kwoty do możliwości, nawet jeśli mówimy o sprzęcie droższym. Z tym że także i tutaj znajdą się osoby, dla których np. moje LCD-2 będą dokładnie takim samym trudno osiągalnym sprzętem i dźwiękiem ostatecznym, mimo swoich różnych uwarunkowań. Dlatego wszystkie opinie tego typu, włącznie z moją, były, są i będą bardzo subiektywnym ważeniem otaczającej nas rzeczywistości i przedmiotów materialnych.

Stąd po dziś dzień LCD-4/4z są dla mnie w obu przypadkach parami „końcowymi”, przy których decydując się na takowy zakup można wygodnie skończyć poszukiwania dźwięku, który słuchawki te łaskawe są oferować. Jednocześnie nie trzeba w nie brnąć na umór. Jeśli ktoś jest szczęśliwym posiadaczem wymienianych tu we wszystkich chyba osobach LCD-2, może moim zdaniem spokojnie na nich poprzestać lub pokusić się o dodatkowe inwestycje, które wyciągną z nich maksymalny potencjał. Zwłaszcza jeśli są pilniejsze wydatki. LCD-4 można sobie zostawić natomiast na koniec, jako spełnienie jednego z marzeń i zwieńczenie tej samej drogi, którą podążają LCD-2. Tak jest np. w moim przypadku, gdzie wspomniana wcześniej konieczność przełknięcia faktu ich nieposiadania jest skutecznie kompensowana przez argument ekonomii i znacznie bardziej bezpiecznej odsprzedaży, aby móc kiedyś może takowe marzenie zrealizować. Choć równie dobrze mogę zdecydować się na tańsze i wciąż bardzo dobre MX4, zwłaszcza jeśli miałbym pracować na sprzęcie jaśniejszym i bardziej profesjonalnym, a na co też pewnie przyjdzie kiedyś czas.

Marzenie to będzie miało jednak swoje mocne obostrzenie i tu tak naprawdę znajduje się powód, dla którego ludzie podnoszą – nawet w ramach tematyki stricte audio – temat ich opłacalności. Mianowicie im gorszy sprzęt towarzyszący, tym blask LCD-4/4z jest trudniejszy do zauważenia, a same słuchawki w konsekwencji mogą nie być tak szybko docenione, jeśli w ogóle. To bardzo często pomija się i nie tylko przy Audeze, dlatego łatwo jest przestrzelić odsłuch i stwierdzić, że jakaś para nie jest warta danych pieniędzy, bo różnica słyszalna jest zbyt mała, by zakup usprawiedliwić. Przy LCD-4 można jeszcze próbować wyjaśniać to wymaganiami, ale łatwiejsze w napędzeniu 4z bardzo dobitnie pokazały, że większa wydajność absolutnie nie zmniejszyła ich wymagań co do tego, aby tor był wciąż bardzo konkretny.

Identycznie z gabarytami ma się sytuacja z LCD-2F.

Po raz kolejny wykorzystam fakt posiadania doinwestowanych LCD-2, a co widać na zdjęciu powyżej (mówiłem że są większe od 4z). Jeśli podłączymy np. pod jakiś dosyć dobry, ale powiedzmy jeszcze nie wybitny (tj. „audiofilski”) system obie pary, zauważymy (a przynajmniej ja zauważyłem), że dystans między Dwójkami a Czwórkami jest mniejszy, niż gdyby użyć znacznie bardziej klasowego toru. Następnie podłączenie pod trochę gorszy jeszcze nam ten dystans zmniejszy. Wreszcie, wymieniając w tym wszystkim okablowanie na nawet nie te fabrycznie dołączane do LCD-4z, a czarne, domyślne dla wszystkich innych modeli LCD z niższych półek, dodatkowo ujmiemy jeszcze kontrastu. LCD-2 reagują na takie migracje mniej słyszalną degradacją dźwięku niż LCD-4z i choć obie pary spokojnie sobie z tego zagrają, to spora różnica między nimi słyszalna na lepszym sprzęcie zacznie topnieć i może sprowadzić się miejscami głównie do tonalności i co najwyżej cech fizycznych samej konstrukcji. Wciąż, 4z mimo wszystko nie zagrają tak jak 2, a 2 nie zagrają tak jak 4z, ale na pewno znacznie trudniej będzie tym ostatnim usprawiedliwić swoją cenę, nawet przed zagorzałym fanem marki.

Takie celowe robienie krzywdy od strony toru i okablowania nie zawiera się w akapicie o synergiczności właśnie z tego względu, że najczęściej potrafi rzutować właśnie na pojęcie opłacalności. Opłacalność w przypadku LCD-4z to nie tylko ich ocena na tle innych drogich modeli, ale też wspominany już wcześniej dystans od bardziej przystępnych cenowo słuchawek o podobnych walorach brzmieniowo-użytkowych. Łatwo sobie wyobrazić, że efekty będą powtarzalne, jeśli np. podczas pokazów czy odsłuchów na meetach LCD-4z znajdą się w nie do końca doborowym dla siebie klasowo towarzystwie. Wydaje mi się, że właśnie to jest przyczynkiem do ich surowszych ocen, choć oczywiście każda taka ocena jest subiektywnym wartościowaniem tych słuchawek na bazie sobie tylko znanych kryteriów, jakiekolwiek by one nie były.

 

Synergiczność

Z LCD-4z mamy tak naprawdę dwie drogi ewolucji lub konstrukcji toru:

  • w stronę większego balansu tonalnego,
  • w stronę zachowania lub spotęgowania klimatu.

Obie te drogi co do wspólnych mianowników mają na pewno konieczność zachowania się przyzwoicie ze słuchawkami niskooporowymi oraz ogólnie wysokiej klasy własnej. LCD-4z są – tak jak LCD-4 – strojone na tzw. „ciepłą uniwersalność”, przez co można z nimi albo spróbować podejść w stronę fabrycznego brzmienia LCD-2 (na jaśniejszą górę, może większą scenę, większe wyrównanie), albo zachowując ich brzmienie fabryczne, nieco ocieplone, klimatyczne, kameralne, aby móc zanurzyć się w nim po szyję i nie utonąć doszczętnie.

Oba kierunki to wybór w zasadzie de gustibus i nie ma jednoznacznej odpowiedzi co będzie „lepsze”. Jeśli ktoś chce uczynić z LCD-4z bardziej uniwersalne i równe słuchawki, droga wolna. Należy wtedy dobrać równiejsze, jaśniejsze może nawet kable (Heimdall 2, Norne Draug Silver) oraz dokładne, precyzyjne tory (np. Hugo TT). Warto przy LCD-4z myśleć np. nad Coplandem DAC215, zwłaszcza jeśli ktoś nie ma nic przeciwko hybrydom lampowym i chce wyciągnąć sobie jak najwięcej wokalu, a także Chordem Hugo 2, jeśli ma to być coś bardziej poręcznego. Sam osobiście natomiast bardzo mocno zastanawiałbym się nad RME ADI 2, o którym co jakiś czas słyszę więcej niż pozytywne opinie.

 

Podsumowanie

Ujęcie LCD-4z w ramach krótkiej recenzji, byłoby ogólnie niemożliwe z racji ich wielobarwnej natury, ale też i ceny. Nie wspominając już o tym, że takie próby byłyby dla nich ujmą, a dla czytającego obelgą. Praktyka pokazuje też, że jeśli chodzi o słuchawki interesujące, myśli i odczucia kłębią mi się w tak dużej ilości, że przelewanie ich na papier, nawet ten wirtualny, jest jedyną możliwością, aby zaś nie oszaleć. I muszę powiedzieć, że naprawdę mało było, czy też jest, takich słuchawek jak LCD-4z, przy których po prostu siadam, a ręce same latają po klawiaturze w niekończącym się ciągu znaków na kilkanaście stron tekstu.

Wracając do tego, co pisałem przy okazji brzmienia, tak długa recenzja zawierająca tak wiele odczuć i skojarzeń w sobie zawartych ma na celu nie tylko pełne udokumentowanie tych słuchawek, ale też zabezpieczenie maksymalnej ilości wskazówek i sugestii dla mnie samego, jeśli kiedykolwiek będę chciał jednak pociągnąć za spust i przeskoczyć na słuchawki tak wysokiego szczebla. Wtedy bowiem pojawiają się na ogół wątpliwości, konieczność porównywania, zastanawianie się nad każdym detalem w myśl idei, żeby kupić raz a dobrze. Dlatego takie recenzje są u mnie nie tylko materiałem dokumentalnym, ale też bardzo osobistym i zawierającym miejscami wiele odniesień do sprzętu, który mam, lubię, cenię i uważam za bardzo opłacalny.

Obok tych słuchawek pod koniec dnia naprawdę ciężko jest przejść do porządku dziennego.

Tak naprawdę tylko cena bowiem jest w takich słuchawkach – nie tylko od Audeze – czynnikiem hamującym lub powodującym wątpliwości. W innych okolicznościach nie miałbym naprawdę nic przeciwko wymianie LCD-2 za LCD-4, gdyby tylko było takie proste w kontekście tego, czym się zajmuję (tj. blogowaniem o audio i denerwowaniem wszystkich pytających o to co kupić swoimi wiecznie unikającymi wskazywania palcem odpowiedziami). Niemniej gdyby miałoby się to skończyć i ograniczyć czy to do dosłownie 2-3 par słuchawek, czy w ogóle jednej jedynej, LCD-4 byłyby w tym momencie dla mnie tym celem ostatecznym, na którym mógłbym zakończyć własną przygodę z audio.

Dlaczego LCD-4, a w tym wypadku LCD-4z, zaś wcześniej MX4, tak bardzo mi się podobają? Nie dlatego, że są drogie i nadają posiadaczowi prestiżu z samego faktu ich posiadania (jak sądzę dla niektórych może to być argument). Nie dlatego też, że jest to para ze wszech miar idealna, perfekcyjna i nieskazitelna w kategoriach obiektywnych możliwości słuchawek w ogóle (i chyba nie ma takich słuchawek). Ale dlatego, że potrafią wyciągnąć z muzyki to, co najlepsze, jeśli tylko sprzęt towarzyszący im dorównuje. I to praktycznie w każdym z tych modeli.

Chylę czoła przed ich umiejętnościami mimo tego, że nie mają takiej otwartości i studyjnej czytelności jak K1000, wielkiej sceny jak HD800, zdolności monitorowania jak LCD-XC, czy całościowego wyważenia jak LCD-2F, bo jednak nadal jest to ich bardzo mocna strona i odsłuch 4z nie zmienił mojej wybornej na ich temat opinii. W zamian oferują mieszankę wszystkiego, co w muzyce kocham i cenię: świetną holografię, rozdzielczość, nasycenie, klimatyczność, angaż, eufoniczność. To po prostu dźwięk, który w swojej nieidealności w kategoriach obiektywnych, ogromnie mi się podoba na płaszczyźnie czysto subiektywnej, personalnej. I tak samo podoba mi się on w 2F czy K270 S, jak również często gdy mam ochotę wszystko odstawić na półkę i przywdziać na głowę K1000. Bo tak, bo mogę, bo w danej chwili mam chęć na ich przekaz i sposób kreowania muzyki, mimo spędzania większości dnia np. w LCD-2. Jedno nie musi przeczyć drugiemu i tak też jest w praktyce.

Jako posiadacz Dwójek mogę natomiast powiedzieć, że jeśli ktoś jest szczęśliwy z LCD-2, ale chce uczynić czysty awans ponad tym poziomem, powinien bezwzględnie posłuchać LCD-4/4z. A jeśli kocha swoje Dwójki i stosuje z nimi jakieś cieplejsze kable lub tory, aby je wygładzić, LCD-4z dadzą mu to praktycznie wprost z pudełka bez konieczności dodatkowych zakupów. Aczkolwiek po nich potrafią błysnąć jeszcze mocniej. Są w stanie wchłonąć słuchacza niczym gąbka i to razem z fotelem, robią wiele rzeczy optymalnie i choć nie jest to bezwzględna równość, to nie jest to też aż taka kameralność jak LCD-3. To słuchawki w których można się zakochać i czego nie da się w prosty sposób opisać, a przynajmniej nie w jakiejś krótkiej formie. Stąd tak jak pisałem obszerna recenzja tego modelu, jako coś najzwyczajniej w świecie koniecznego, tak samo jak ich należyty i spokojny odsłuch na własne uszy.

 

 

Słuchawki w chwili pisania recenzji są do nabycia w salonach Top HiFi w cenie 18 995 zł.

 

Zalety:

  • trwała konstrukcja i bardzo dobre wykonanie ogólne
  • duży, pancerny kufer Gemstar Sentinel w zestawie
  • wygodniejsze od dotychczasowych modeli opartych na drewnie
  • wymienny, pleciony kabel zastępujący awaryjne taśmy sygnałowe
  • w ogóle fakt wymiennego okablowania, dającego tu dodatkowe możliwości
  • fabrycznie zamontowane długie pręty regulacyjne (tzw. extended rods), które normalnie dostępne są tylko jako akcesorium
  • rozszerzone scenicznie brzmienie MX4 o lepszej kontroli skrajów
  • nastawione na intymność i muzykalność ale z zachowaniem głębi
  • wysoka spójność tonalna oraz przyjemność odbioru
  • bardzo wysoka jakość dźwięku, dynamika i ogromna eufoniczność
  • scena bardzo dobrze wyważona we wszystkich kierunkach
  • łatwe w napędzeniu i uzyskaniu dobrych właściwości synergicznych
  • potrafią odnaleźć się na sprzęcie także i niższej klasy
  • praktyczniejsze w codziennym użytkowaniu od wariantu drewnianego

Wady:

  • troszkę bardziej odchodzące w stronę kameralności względem starszych, drewnianych wariantów
  • brak dodatkowego okablowania w zestawie, co w tej cenie powinno być już obowiązkiem
  • przejście na magnezowe obudowy ujęło im prestiżu i wyjątkowości z faktu samego wykończenia
  • sporadycznie widać skazy przy odlewach kopuł magnetycznych
  • okablowanie, w przeciwieństwie do starych niebieskich kabli sprzed zmian w tej linii, z czasem warto wymienić lepsze, a co będzie oznaczać dodatkowe koszta
  • bardzo duża czułość na jakość i klasę toru, pod który są podłączane, przez co mimo łatwego napędzenia i wysterowania błyszczą na drogiej elektronice towarzyszącej

 

Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

4 komentarze

  1. Panie Jakubie,
    dziękuję za – jak zwykle – ciekawą recenzję. Przy okazji Audeze swego czasu umieszczał Pan w recenzjach ciekawe przykłady muzyczne. Przyznam, że brakuje mi ich trochę, bo choć ten rodzaj muzyki to nie moja bajka jednak Pana przykłady były naprawdę dobre. Czy przy okazji dalszych recenzji można liczyć na takie właśnie „muzyczne smaczki”? Pozdrawiam

    • Witam Panie Łukaszu,
      W sumie od pewnego czasu prowadzę dział Muzyka na ten cel. Ale jeśli będę miał jakiś problem w recenzji, gdzie będę chciał pokazać określoną sytuację na przykładzie, postaram się mieć Pana na uwadze 🙂
      Pozdrawiam.

  2. Świetna recenzja Panie Jakubie. Czytałem opinię jednej z osób, że LCD-4z brzmią przy pozostałych modelach (LCD-4, 3, 2), jak współczesny, dobrej jakości gramofon przy gramofonikach bambino. Ta recenzja pozwoliła mi spojrzeć na ten model w trochę bardziej zrównoważony sposób. Z pewnością bez odsłuchu w Top Hifi się nie obędzie. Tym bardziej, że posiadam wspomnianą przez Pana hybrydę, tj. Coplanda 215 (w tej chwili używany wraz ze słuchawkami Grado GS1000 oraz Nighthawk Audioquest). Cena tych słuchawek trochę odstrasza, ale jak nie posiada się zbędnej rzeczy w postaci samochodu można sporo zaoszczędzić i kupić coś, co z mojej perspektywy jest bardziej wartościowe. Poza tym za lat 10, 15, 20… będzie można sprzedać nadal w korzystnej cenie (vide MDR-R10), czego nie można powiedzieć o aucie za 25 tysięcy, za który potem można dostać niewielki ułamek ceny wyjściowej (nie licząc wszelkich opłat, paliwa, itd.) 😉

    Serdecznie pozdrawiam i bardzo dziękuję za recenzję!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *