Patrząc na ostatnie poczynania AKG można dojść do wniosku, że odkąd producent ten został przejęty przez Harmana, widać wyraźnie coraz większą tendencję do oszczędzania, wałkowania pod pieniądz, braku inwencji czy nawet żerowania na legendzie. Wyjątkiem są tutaj naprawdę ciekawe rozwiązania pod postacią zamkniętych referencyjnych K550 czy bardzo drogich dokanałówek hybrydowych K3003. O ile K3003 możemy nazwać prawdziwie produktem audiofilskim wysokiej próby (i wysokiej ceny), to mimo wszystko w zakresie słuchawek klasy hi-fi panuje stagnacja i wałkowanie cały czas tych samych driverów w tych samych obudowach. Rezurekcja K601 pod postacią K612 PRO oraz sprzedawanie nieco zbyt drogich K702 65th Anniversary Edition również pod postacią regularnych K712 PRO, tyle że w innym kolorze tylko takie opinie potwierdzają, wywołując grymas niezadowolenia na ustach wielu fanów, którym marzy się reaktywacja chociażby legendarnych K1000. Z drugiej strony AKG pokazało już wcześniej parę razy, że potrafi oferować swoje modele słuchawek w bardzo atrakcyjnych cenach i do grona takich właśnie produktów powoli wkraczają (na dniach przestające pełnić urząd topowych modeli z oferty) bohaterowie dzisiejszej recenzji – referencyjne słuchawki półotwarte AKG Q701 z serii Quincy Jones Signature Line.
Jakość wykonania i konstrukcja
Obklejanie modeli słuchawek celebrytami lub postaciami jakkolwiek znanymi praktykował już dawno temu Creative, sygnując własne twory nazwiskiem Johnathana Wendela, znanego graczom jako Fatal1ty. AKG taką praktykę zastosowało z kolei z osobami związanymi już bezpośrednio z muzyką: znanym dj’em Tiesto oraz ikoną amerykańskiego jazzu – Quincy Jones’em. Być może ktoś w Harmanie doszedł do wniosku, że podniesie to rozpoznawalność marki, jeśli człowiek posiadający na swoim koncie ponad 70 nagród GRAMMY zechce podpisywać się swoim nazwiskiem pod (w tym momencie już nie topowym, a jednym z topowych) modelem ze stajni AKG. W efekcie do rąk dostajemy K701 (a w zasadzie K702) ze zmienioną literką i w trzech wersjach kolorystycznych – białej z czarnymi akcentami, zielonej z czarnymi akcentami i całkowicie czarnej. Każda z nich posiada obszycie opaski pałąka w kolorze nici zielonej, jak również zielone przewody EK-300 (3m prosty) i EK-500 (5m prosty – „oryginał” był skręcany niczym kabel telefoniczny). Jeśli więc ktoś będzie miał ochotę wycisnąć jeszcze więcej „soku” ze swoich Q701, będzie miał ku temu wyborną i przede wszystkim nieinwazyjną okazję – wystarczy że wymieni kabel.
Swego czasu K701, jak również i część K601, były oferowane jako produkty „Made in Austria” i choć oczywiście niepodważalnym jest rodowód samego projektu, to jednak patrząc po drobnych detalach (np. ostrzejszych wewnętrznych krawędziach plastików w miejscu łączenia się ich z podwójnym pałąkiem) mam wątpliwości, czy jednak mimo wszystko chociażby komponenty zewnętrzne nie przyjechały z nieco bardziej „żółtych” stron. Z drugiej strony K701 również wykazują tego typu elementy, więc chyba po prostu tak już w tej serii jest i poza drążeniem świadomości nie mają one absolutnie żadnego przełożenia na ergonomię czy żywotność.
Całość jest wykonana jakby nie patrzeć bardzo starannie i precyzyjnie, bez trzeszczenia i powodowania wątpliwości jakościowych. W końcu trudno się temu dziwić – to projekt pamiętający naprawdę stare lata i kontynuowany przez niemal wszystkie ważniejsze serie – K100 / 200 / 300 / 400 / 500 / 600 i właśnie 700. W każdej z nich patent na podwójny, niezależny pałąk z osobną opaską sprawdził się wyśmienicie i to w zastosowaniach studyjnych, jak i domowych.
Kolor kolorowi nierówny
Może wydać się nieco niedorzecznym przeze mnie poruszanie kwestii kolorystycznych tych słuchawek, ponieważ wygląd i de facto jego ostateczny wybór leżą i tak po stronie ich potencjalnego nabywcy, ale istnieje jeden specyficzny powód, dla którego chciałbym opisać choć trochę wszystkie trzy dostępne warianty kolorystyczne.
Mianowicie wybór odpowiedniej wersji wiązać się będzie również z wyborem … materiału wykończenia. Nie wiem czemu AKG się na to zdecydowało, nie wiem też czemu zrobili to swego czasu z K701 i K702, ale warianty kolorowe wykończono plastikiem połyskującym, podczas gdy wersja czarna jest wykończona plastikiem matowym. Generalnie nikomu nic to nie powinno robić złego, ale musicie mieć świadomość, że matowy plastik z czasem będzie się wycierał i nabierał połysku. Jeśli macie lub wyrobicie sobie nawyk łapania słuchawek w określonych miejscach, np. za brzegi muszli podczas ściągania, w tych konkretnych miejscach zacznie on błyszczeć, co nie będzie zbyt estetyczne i co można zaobserwować np. na myszkach komputerowych. Teoretycznie też można powiedzieć, że tylko przewrażliwiony esteta mógłby na to zwracać uwagę, ale chciałbym zauważyć, że może to mieć znaczenie przy ewentualnej sprzedaży. A ponieważ dokładnie tak samo uczyniono swego czasu z K702, tyczy się to też tegorocznej limitowanej wersji 65th Anniversary oraz wchodzącego dopiero na rynek seryjnego ich wariantu – K712 PRO.
Wersje białe i zielone takiego „problemu” nie mają i zostały wykończone plastikiem typu gloss, przez co nie widać na nich ani śladów „palcowania”, ani zużycia. O wiele trudniej jest zwykłą eksploatacją pozbyć się np. bocznych oznaczeń czy nabawienia się śladów wytarcia od wspomnianego częstego łapania ich w tych samych miejscach – po prostu będą bardziej „żywotne” materiałowo i wizualnie, przez co później domagać się będzie za nie można nieco wyższej ceny, jeśli zdecydujecie się na sprzedaż. Tyczy się to najbardziej prawdopodobnie wersji zielonej, która jest najmniej popularna ze względu na wysoki współczynnik zwracania na siebie uwagi. Choć w domowym zaciszu raczej nie ma to i tak większego znaczenia…
Wygoda użytkowania
Ponieważ w zakresie ergonomii i wygody jestem niesamowicie wybrednym człowiekiem, pozwolę sobie porównać je do K550, które w tej materii zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie, a w kwestii pojemności muszli – również i HM5.
Q701 są całkiem wygodne i zmieści się w nich nawet największa głowa, choć przyznam, że nie aż tak wygodne jak K550, które w ramach słuchawek pełnowymiarowych uznaję za wzór w swojej klasie. Mimo mniejszej wagi od 550-tek, Q701 mocniej dociskane są do naszej głowy i przez to komfort wydaje się mniejszy. Potęgują go wypustki na opasce, które zrodziły się właśnie w serii 700, a które stały się dla wielu użytkowników piętą achillesową tych słuchawek, gdyż uciskając czubek głowy w odpowiednich miejscach powodowały ból. Tego typu problemów na ogół nie miałem przy poprawnym ich założeniu, jednakże coś może być na rzeczy, bowiem przy opasce znajdującej się zbytnio do przodu lub centralnie na środku faktycznie dało się odczuwać pewien dyskomfort, nie ból, ale właśnie dyskomfort. Na szczęście wystarczy odpowiednio ją sobie na głowie ułożyć, aby problem zniknął, a osoby mające ze wspomnianą opaską naprawdę poważne problemy mogą poluzować system napinania lub wymienić ją na pozbawioną wybrzuszeń (np. od K601 lub na własną domowej roboty), choć wiązać będzie się to nieodwracalnie z utratą gwarancji i zniszczeniem plastikowych zapinek, którymi opaska jest do słuchawek przymocowana. Brak wybrzuszeń pojawił się dopiero w najnowszych modelach: K702 65th Anniversary oraz K712 PRO. Na obronę Q701 przyznam się, że osobiście wolałbym już mieć problemy ze wspomnianą opaską, aniżeli męczyć się chociażby z „efektem imadła” z HD600.
Jeśli ktoś twierdzi, że słuchawki półotwarte i otwarte są wygodniejsze od zamkniętych i nie grzeją uszy właśnie z tego powodu, że to cokolwiek konstrukcyjnie otwartego, nieraz się pomyli. Q701 potrafią podgrzać uszy tak samo dobrze, jak K550 w tym względzie, czy HD600. Tak niestety działa welur, który w każdych słuchawkach tego typu lubi się na potęgę brudzić. Moim zdaniem mięciutkie skóropodobne pady z K550 są w codziennym użytkowaniu praktyczniejsze, nieco mniej wygodne, ale praktyczniejsze. Najlepsze porównanie obu rodzajów padów dają u AKG modele z serii MKII, np. opisywane przeze mnie dawno temu K240, które miały w zestawie oba rodzaje, wszystko zatem można było sobie „ustawić” wedle preferencji.
Jeśli zaczniemy porównywać pojemność muszli, to okaże się, że Q701 mają ogromną ilość miejsca, porównywalną z HM5 – małżowiny niemal nie dotykają maskownic membrany, co również jest wyraźną przewagą nad zamkniętym młodszym bratem z niższej półki. Także suma sumarum pod względem wygody nie jest źle w moim przypadku i spokojnie mogłem zaliczać w nich kolejne 8-godzinne sesje czy to w pracy czy w domu.
Q701 i osławione „wygrzewanie”
W sieci można spotkać bardzo różne opinie, jakoby K/Q701 i K702 były słuchawkami beznadziejnymi, totalnie pozbawionymi basu, ogólnie słabymi, kiepskimi etc. Że sporo lepsze są jakieś tam inne, że nie opłaca się w ogóle wydawać na nie pieniędzy i kupić model innego producenta 3-4 razy tańszy itp. Żeby omijać je szerokim łukiem, ponieważ nie radzą sobie z odtwarzaniem pliku mp3 128kbps z iPhone’a podczas 10-minutowego odsłuchu w jakimś sklepie muzycznym. Że po przesłuchaniu na nich paru utworów powędrowały u kogoś z powrotem do pudełka. Skąd biorą się takie głosy i czy faktycznie są one odbiciem sytuacji faktycznej? Biorą się stąd, że niestety Q701 nie są jak K550. Zupełnie nie są one słuchawkami, które można sobie wyjąć z pudełka i ot tak podpiąć pod byle co, zacząć oceniać, konstruować wiążące opinie i przekazywać innym akuratne wrażenia akustyczne. Niestety nie ma tak dobrze: to nie są absolutnie słuchawki dla każdego i do sprzętu słuchawkowego z tak wysokiej półki cenowej trzeba podejść w odpowiedni sposób. Albo nie podchodzić wcale.
Podstawowym błędem przede wszystkim jest dokonywanie odsłuchów w sklepie „z marszu”, ponieważ raz, że zanim się w nim znajdziemy, musimy pokonać głośną ulicę, która w naturalny sposób wpływa na chociażby naszą percepcję najniższych częstotliwości, a przynajmniej przez dłuższą chwilę. W takich warunkach wszystko może wydawać się pozbawione basu.
Do tego dochodzi kwestia sprzętu, pod który słuchawki zostały podłączone, bowiem jest to model dosyć wybredny pod tym względem i nie ze wszystkim potrafi się „polubić”. Jeśli sprzedawca lub kierownik sklepu są odpowiednio wykształceni i światli w sprawach audio, bez trudu powinni umożliwić odpowiednie warunki odsłuchowe oraz doradzić najlepiej pasujący pod nie sprzęt.
Warto też, aby przesłuchiwany egzemplarz był nieco na naszej głowie „rozchodzony” i tu ukłon tak w stronę wspomnianego osobnika, który zaraz po rozpakowaniu ładował je z powrotem do pudła, a także mistycznego i często przeze mnie podważanego wygrzewania słuchawek. Ponownie wprost trzeba tu sobie powiedzieć, że od razu z pudełka nie da się tego modelu ocenić obiektywnie. Wiąże się to z następującymi względami:
– naszym przyzwyczajeniem się do tego konkretnego brzmienia,
– pełnym dopasowaniem się poduszek do kształtu naszej głowy.
O ile dwa powyższe punkty są dla wielu oczywiste, to właśnie one bardzo często składają się na większość wrażeń związanych z polepszeniem się brzmienia w ramach kolejnych zaliczanych na danych słuchawkach godzin, nie zaś cudów dziejących się z przetwornikami. Jak więc do tego wszystkiego się ma wałkowane od lat twierdzenie, że słuchawki z tej serii potrzebują minimum 300 godzin „wygrzewania”, a gdzie niektórzy próbują dochodzić i do twierdzeń o 1000 godzin?
Na łamach Innerfidelity Tyll Hertsens zaprezentował artykuł, który na przykładzie właśnie Q701 próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy wygrzewanie istnieje czy nie i nie udało się znaleźć jednoznacznego potwierdzenia, a jedynie pewne przebłyski. Mało tego, jak sam stwierdza:
„The one thing I think I have proved, however, is that if break-in does exist, it is not a large effect. When people talk about night and day changes in headphones with break-in, they are exaggerating. This data clearly shows that the AKG Q701 — a headphone widely believed to change markedly with break-in — does not change much much over time.
If you do want to break-in your cans, I suggest pink noise at a slightly louder than normal listening level. If you don’t have a pink noise track, just play music. If they sound lousy out of the box, but they start sounding a lot better as you listen to them over time, it’s your amazingly versatile brain figuring out how to cope with the world.
The miracle is in your head … not in the headphones. „
I tyle. Ktoś może się oburzyć „ale przecież wszyscy wiedzą, że trzeba mieć na nich odsłuchane te 300 godzin” – nie, wszyscy nie „wiedzą”, a po prostu „powtarzają”, zaś jak mawia powiedzenie: „kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą”. Przez lata udało mi się dojść do tych samych wniosków, co Tyll, choć bez użycia specjalistycznego sprzętu. Zacząłem wierzyć swoim uszom, prostej logice i eksperymentom psychoakustycznym, jakim poddawałem swoich kolegów już na studiach. Do czego zmierzam? Do stwierdzenia, że Q701, prócz specyficznej budowy, która musi mieć czas by się dopasować do kształtu naszej głowy, są słuchawkami również o dosyć specyficznym brzmieniu, a raczej jego prezencji, do której trzeba się po prostu na spokojnie przyzwyczaić i najlepiej wiedzieć, że – przynajmniej w teorii – jest to właśnie ten świat, w który chce się wdepnąć, świat słuchawek wyższych lotów, niewybaczających najmniejszych błędów.
Brzmienie
Zanim przystąpiłem do budowania sobie na poważnie zdania na ich temat w ramach odsłuchów kontrolnych, spędziłem z nimi bardzo dużo czasu, ale nie w celu „wygrzania”, tylko w celach zapoznawczych padów z moją głową, następnie ośrodkiem słuchowym i przede wszystkim jak największą ilością potencjalnych źródeł, aby mieć jak najpełniejszy ich obraz w różnych warunkach. Niestety takie słuchawki są za każdym razem trudne do opisania i łatwo o przyssanie się np. do wad obecnych tylko na jednym torze, a nieobecnych na drugim. Testy odsłuchowe są poza tym przy takim sprzęcie za każdym razem żmudne i czasochłonne, toteż w chwili pisania tego tekstu miałem na Q701 „wysłuchane” więcej godzin i albumów, niż miało to miejsce przy K550, choć tamte były nieporównywalnie łatwiejsze w opisaniu. Zatem do rzeczy.
Wprost z pudełka Q701 potrafią rozczarować swoim brzmieniem zwłaszcza wtedy, gdy podchodzi się do nich z perspektywy słuchawek basowych, ciemnych, gęstych, o masywnym brzmieniu. Jakby ktoś wlał nam do szklanki herbatę z saszetki po czwartym z rzędu zalewie. Zaczynamy zadawać sobie pytanie: „Boże co ja kupiłem, na co mi to było?”. A tymczasem wystarczy mniej więcej spokojna godzina na odpowiednich jakościowo utworach, aby zacząć zadawać sobie kolejne pytanie: „Boże, czemu ja ich nie kupiłem wcześniej?”.
Przez Q701 w zasadzie cały czas przemawia studyjny rodowód marki AKG, przez co słuchawki wychodzą od skrajnej neutralności w różne strony, przede wszystkim jasnego i czytelnego przekazu głównego. Ma się wrażenie, że zostały zestrojone specjalnie pod wyłapywanie detali z górnych zakresów i generalnie każdy wykres częstotliwości tych słuchawek zdradzać będzie, że ma to swoje podłoże w „górkach” w okolicach np. 2 kHz, sprawiających tak wrażenie większej detaliczności, jak i kłopoty we wszystkich tych utworach, które nie trzymają jakościowego fasonu lub posiadają same z siebie sample oscylujące w tych okolicach.
Dolne zakresy są faktycznie oszczędne, ale niepozbawione mocy i głębi, które są łatwo wyczuwalne, gdy się do nich przyzwyczaimy i mamy ku temu odpowiednie źródło, z czego zresztą wzięło się błędne przeświadczenie, że potrzebują przepotężnego wzmacniacza, by mogły się na tym polu wykazać. Akcent został tu po prostu położony na maksymalną wierność i kontrolę aniżeli moc i rozmach, którym wyraźniej pochwalić się mogą od nich Sennheisery HD600 na ten przykład, kosztujące tylko grosze więcej. W kontrolowaniu dolnych rejestrów i ich wyciągnięciu na odpowiedni poziom niezbędny będzie konkretny wzmacniacz słuchawkowy, oferujący odpowiednią ilość cyferek przy mW na wyjściu. Mimo stosunkowo niskiej ceny należy do nich podchodzić jak do słuchawek większego formatu i jednocześnie o zauważalnej z tego tytułu wybredności. Basu będzie tu dokładnie tyle, ile powinno być, ale przy odpowiednich warunkach i – co najważniejsze – poziomie odsłuchu. Q701 bowiem współdzielą pewną cechę z ortodynamikami i earspeakerami (część osób obeznanych w temacie już zapewne wie o czym mowa), mianowicie brzmią dobrze przy odpowiedniej głośności, pozwalając na nieco głośniejszy odsłuch, niż zazwyczaj, a przynajmniej tak wynika z moich obserwacji. Q701 mają jeszcze jedną zaletę, kluczową rzekłbym nad wspomnianymi HD600 i pozostałymi słuchawkami w tym przedziale cenowym – możliwość modyfikacji poprzez odblokowanie portów bass reflex znajdujących się pod czarnymi maskownicami ze znaczkiem Q. Ich odblokowanie sprawia, że słuchawki pod względem basu całkowicie zmieniają swoje oblicze i pompują go wyraźnie więcej, czyściej i lepiej. Na potrzeby recenzji oczywiście wszystko było ustawione „na fabrykę”, także do sprawy wrócimy sobie na sam koniec, skupiając się póki co na tym, co mamy tu i teraz.
Średnica jest w nich naprawdę bardzo dobra, bezpośrednia, ale neutralna z domieszką różnych smaków odrywających się od źródła. Im więcej będzie miało ono w sobie muzykalności, tym bardziej będzie można poczuć w nich ten specyficzny posmak pełni i kompletności. Czy nazwać je można słuchawkami referencyjnymi? Myślę że w dużej mierze tak. Pytanie tylko o jaką referencję chodzi? W stosunku do czego? Jeśli ma to być linia bazowa w zakresie muzykalności i przyjemności płynącej z tegoż aspektu, to spokojnie znajdą się osoby, dla których nie będą one żadną większą referencją i chociażby wspominane już i obecne na rynku od lat HD600 staną się tutaj o wiele lepszym wyborem i sporo bardziej bliższym tak pojmowanej „referencji”. Jeśli jednak ma to być punkt odniesienia w zakresie detaliczności, precyzji i neutralności, to według mnie jak najbardziej zasługują one na ten tytuł. Podczas odsłuchu dokładnie słyszymy każdy detal, precyzyjnie jesteśmy w stanie określić jego synergię z całokształtem utworu, jego wpływ na finalną jakość. Detaliczność i precyzja skutkują tym, że słuchawki połapią się, mówiąc kolokwialnie, w nawet największym bajzlu. Dzięki temu powstaje później muzyka, która ma szansę brzmieć świetnie na niemal każdych słuchawkach i w każdych warunkach.
Góra jest w Q701 nieco zaakcentowana i równie bezpośrednia, jak średnica, co wiele osób poczytuje im za przejaskrawienie, ale ma na takie opinie wpływ wiele czynników dodatkowych. Po prostu te słuchawki są stworzone do precyzyjnego, wiernego odtwarzania dźwięku (nie muzyki) ze wszelkimi tej koncepcji konsekwencjami. Jeśli są w danym utworze skazy, to one je pokażą, choć w nieco mniejszym stopniu, niż bardzo cenione przez wielu DT880. O ile też wspomniane wcześniej HD600 również są słuchawkami bardzo wysokiej próby w ramach tego segmentu rozwiązań dynamicznych, to nie egzaltują tak tychże wad, lepiej radzą sobie z niedoskonałościami i bardzo dobrze je korygują, nie naruszając jednocześnie pozostałych fragmentów utworu, przez co skupiają się nie tyle na dźwięku, co właśnie na muzyce (wbrew pozorom jedno i drugie można od siebie odróżnić).
To był i jest główny powód, dla którego HD600 są przez wielu tak lubiane. Jest to też właśnie jeden z tych powodów, dla których Q701 nie zyskały aż takiej popularności i nie zepchnęły HD600/650 ze swojego należnego im miejsca – ludzie chcieli mieć sprzęt zapewniający wysoką jakość dźwięku, ale mimo wszystko jeszcze w miarę kompromisowy co do jego jakości i poziomu masteringu. Produkt AKG kompromisowym definitywnie nie jest, bardziej za to bym rzekł profesjonalnym w dokładnym tego słowa znaczeniu – wyspecjalizowanym w swojej profesji, zahaczając cały czas o studyjnego ducha i tradycję Austriaków. Oni po prostu tak mają i tak właśnie widzą odsłuch na wysokim poziomie, a jedynym ukłonem w stronę ludzi chcących mieć sprzęt dokładnie taki, jak HD600, było wypuszczenie K550/551, dlatego nadal będzie można przeczytać komentarze negatywne na ich temat. Q701 po prostu można albo pokochać, albo znienawidzić, zero-jedynkowo, bez półśrodków. Jeśli na swoich dotychczasowych słuchawkach podejrzewaliście, że dany fragment utworu brzmi źle i jest z nim coś nie tak, to na Q701 będziecie mieli tym razem pewność, że coś jest nie tak i z dużym prawdopodobieństwem odkryjecie nawet co dokładnie jest nie tak. Dlatego ostatnią rzeczą, jaką o Q701 mógłbym powiedzieć to taka, że jest to bezpieczny zakup, w który można strzelić w ciemno – ten tytuł rezerwuję oficjalnie dla K550.
W przypadku muzyki alternatywnej i niszowej elektroniki, najczęściej tworzonej amatorsko, było to dla mnie najbardziej widoczne i wyczuwalne. Tam problemy natury kompozycji utworu, doboru sampli czy późniejszego należytego złożenia tego wszystkiego ze sobą są bardzo często spotykane i Q701 niemal zawsze zgłaszały mi takie błędy. Bardzo łatwo dało się odczuć, że np. między darmowo dostępnymi utworami flac i mp3 tego samego wykonawcy nie było różnicy jakościowej – a to dlatego, że kompresja i kiepska jakość samego sprzętu użytego do produkcji były już na początku zaznaczone. Od razu było też widać kto pod jaki sprzęt odsłuchowy tworzył swoją muzykę, kto sztucznie podbijał zakresy, kto bawił się w układanie sygnatury „V”. Jeśli jakiś sprzęt to potrafi, to m.in. właśnie AKG, nie dziwcie się zatem, że słuchawki te są tak powszechne w studiach i np. radiu – naprawdę nie bez powodu.
W zakresie sceny i umiejscowienia nas w całym tym dźwiękowym teatrze, ponownie, mając w pamięci recenzję K550, jesteśmy stawiani w roli widza, z tym że ze stosunkowo małym dystansem od źródeł pozornych najbliżej nas i większą przez to bezpośredniością przekazu. Dźwięk jest na ogół z mniejszym bądź większym wymuszeniem realizowany przestrzennie, po łuku i to w dosyć skomplikowany sposób, rzekłbym „specyficzny”. Mamy tu bowiem kreowanie sceny z wyraźnym wejściem „w głowę”, ale jednocześnie tylko do pewnego bezpiecznego dystansu, potęgowanego przez całościowy ogrom przestrzeni, którą słuchawki te operują. Nie można powiedzieć o nich zatem, że grają tylko i wyłącznie w głowie słuchacza, ale nie można też nazwać ich jednoznacznie oddalonymi. To taka swego rodzaju mieszanka, która otula słuchacza, umiejscawiając go w centrum i jednocześnie nieco tuż przed wydarzeniami. To tak, jakby wszedł na scenę między orkiestrę a dyrygenta, stojąc do niego plecami ale przodem do grającego towarzystwa, patrząc się raz to na jedno, raz na drugie.
Tło nie jest w magiczny sposób usuwane i przyciemniane, tylko prezentowane całościowo dokładnie w taki sposób, abyśmy mogli poczuć się jego częścią, fragmentem całości. Nie ma się tu wrażenia intymności, siedzenia sam na sam z wykonawcą dzierżąc w dłoni bilet tylko dla jednej osoby. Tutaj dostajemy zaproszenie na koncert wraz z innymi, z całym otaczającym nas tłem, dźwiękami pobocznymi, które odbierają wspomnianą intymność, ale dodają przez to uspokajającego realizmu, przeświadczenia, że wszystko jest tak jak być powinno, że nie będzie kosmosu, nie będzie „dziwnie”, tylko najzupełniej normalnie. Sęk jednak w tym, że otrzymaliśmy ten bilet do filharmonii, której budynek zajmuje tyle, co trzy inne – scena jest w nich naprawdę spora i w efekcie dźwięk niesie się przez większość czasu zupełnie nieskrępowany, ale wciąż będący pod kontrolą, bez wycia i tłuczenia się po kątach. Gdy zarzuciłem w pewnym momencie eksperymentalno-dark ambientowy utwór Hecq – Giants, zostałem dosłownie przytłoczony szerokością, tym jak dźwięk się niósł, niezwykle sugestywnie i nieskrępowanie, jakbym siedział w kinie, otoczony głośnikami i bez ścian, bez „pudełkowania”, sztucznego ograniczania, całkowicie wolny. To jest właśnie ta rzecz, dla której wiele osób straciło dla tych słuchawek głowę – bo podczas gdy na innych można usłyszeć, że scena ma jakieś limity, gdzieś się jednak kończy, to w Q701 czasami bardzo trudno jest tą granicę dostrzec, nadając im pewnego mistycyzmu i nutki ekscytującej nieprzewidywalności.
Definitywnie nie można o nich powiedzieć, że przekazują muzykę w sposób nudny i pozbawiony emocji. Przy Cygna – Wooden Little People w zasadzie przestałem funkcjonować, po prostu odsunąłem się od stołu, oparłem lepiej na fotelu, zarzuciłem nogę na kolano i w skupieniu zacząłem się wsłuchiwać, nie reagując na jakiekolwiek inne bodźce, ani też na goniący mnie w tamtej chwili czas. Emocje? Było ich pełno, wymieszane gdzieś między tym światem, a muzyką płynącą w Q701 i niknącą gdzieś w przestrzeni, która była im w pełni tu poddana, nie tylko w tym jednym utworze, ale akurat w nim najwyraźniejsza, komponująca się do niesamowitej skali, pięknie zestrojona, przytłaczająca słuchacza świadomością, jak wielką pracę musiał włożyć wykonawca w tak epickie wręcz wykonanie tego albumu. To moment, w którym pasja artysty przechodzi na odbiorcę i są osoby, które właśnie tego szukają – sprzętu pozwalającego nie tylko usłyszeć, ale też poczuć posiadane przez siebie nagrania.
Ze względu na tak bardzo szeroką scenę i sporą dozę „powietrza”, miejscami odbija się to czkawką na rozmieszczeniu np. wokali, które potrafią być co prawda ładne i czytelne, ale umiejscowione jakby trochę nienaturalnie, wyjęte z tła. To nigdy nie będzie to, co oferują chociażby topowe Grado, ale przede wszystkim jakiekolwiek konstrukcje elektrostatyczne, które w zakresie wiernego i precyzyjnie umieszczonego na scenie ludzkiego głosu są jak dla mnie wzorem niedoścignionym. Są jednak i takie utwory, w których wszystko na Q701 brzmi bardzo dobrze, nawet rewelacyjnie, zatem wniosek jest prosty: znów wszystko zależy od utworu i słuchawki zdają się być ogromnie wyczulone na poprawne umieszczenie wokalu w nagraniach. Insonnia Kokii z albumu Karma (Requiem for Phantom) na ten przykład brzmiała generalnie na wszystkich lepszych słuchawkach jak najbardziej poprawnie i nie inaczej było z Q701. To pokazuje chociażby to o czym mówiłem wcześniej, a także jak genialnie jest skonstruowany ten utwór, nie mówiąc już, że bardzo poruszający. Layering był nawet bardziej niż poprawny, po prostu mimo precyzyjnego rozróżniania konkretnych warstw utworu, całość była wyjątkowo spójna i świetnie zestrojona. Gdyby inni wykonawcy starali dążyć się do doskonałości tak, jak Japończycy, bylibyśmy teraz prawdopodobnie w zupełnie innym miejscu. Problemu nie miał też Dream Theather – Finally Free, w którym wokal był umieszczony dokładnie przed słuchaczem bez żadnych niepożądanych efektów czy pogłosów, podczas gdy muzyka okala go i nie miesza się z nim w sposób inwazyjny. I choć nie należy on do „domeny gatunkowej” tych słuchawek, to słuchało się go z dużą przyjemnością i ciekawością, mimo upływu lat.
Słuchawki są również z tego tytułu bardzo wrażliwe na efekty stereofoniczne, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Separacja kanałów jest na tyle dobra, że jeśli natężenie dźwięku zaczyna na jednym kanale zanikać, na Q701 odczujemy to nie tylko wyraźniej, ale też szybciej. Jeśli cokolwiek podczas nagrania było ustawione błędnie, to słuchawki te przyjdą, popukają nas w ramię, po czym wskażą dokładnie palcem mówiąc „o patrz, dysproporcja”. Normalnie byśmy uznali to za drobinkę, może podświadomie ignorowali, ale tu się tak nie da. Jeśli Beyerdynamic DT880 są dla nagrań bezwzględne, to AKG dzielnie starają się im dotrzymać w tej materii kroku, co zresztą zazwyczaj nie dziwi w ramach sprzętu analitycznego – ten typ już tak ma.
Jakie ma to przełożenie na utwory korzystające z dobrodziejstw stereofonii nietrudno chyba sobie wyobrazić, a jeśli mimo wszystko trudno, to powiem tak: wrażenia są po prostu wyśmienite. Na odpowiednim sprzęcie Q701 są w stanie bardzo łatwo wygenerować niezwykle sugestywne wrażenia dźwiękowe. Przykładem niech będzie muzyka elektroniczna pod postacią albumu Asura – 360, gdzie generalnie każdy pojedynczy utwór brzmi na Q701 tak, że siedzi się i słucha z niebywałą przyjemnością, nie mówiąc już o pracy przy takim akompaniamencie. Efekty stereofoniczne są wręcz przeszywające wskroś, zauważalnie lepsze niż w słuchawkach o bardziej zagęszczonej materii dźwiękowej i mniejszej lub mniej kompleksowo układającej się scenie.
Jak więc wypadły Q701? Zupełnie nieszablonowo i choć na początku trochę rozczarowały, to tylko po to, aby po pewnym czasie zacząć błyszczeć i brylować. To słuchawki, które wymagają od swojego użytkownika zaufania i cierpliwości, a także niezwykle świadomej decyzji i odpowiedniego toru. Czy warto poświęcać im zatem aż tyle uwagi, skoro są tak problematyczne? Sądzę, że jak najbardziej, bowiem efekty końcowe potrafią pozytywnie zaskoczyć, choć nie każdego i nie w każdym gatunku.
Nie przywalają basem (bez modyfikacji), nie sypią mięsem, to lekkie i jasne słuchawki trzymające się neutralności i analizy, akcentując średnicę i górę, a przede wszystkim operujące na ogromnej, obszernie rysowanej scenie. To brzmienie wyraziste i profesjonalne, mniej nasycone i podkoloryzowane niż w HD600 oraz 650, na pierwszym miejscu najpierw weryfikujące nagrania, dopiero potem umożliwiające rozsmakowanie się w nich pełną piersią. Nie kokietują słuchacza miodem i lukrem, nie przesładzają mu nagrań, a zamiast tego mocno je weryfikują i bezwzględnie obnażają, stając się powodem do poszukiwań i zakupów tych odpowiednio lepszej jakości. Ma to swój plus w tym, że poniekąd wymusza obudzenie się z marazmu kompresji i oszustwa, w jakim się do tej pory tkwiło. Jeśli jakieś nagranie faktycznie zostało porządnie zrealizowane, to na Q701 i na każdych innych słuchawkach czekać nas będzie prawdziwa uczta.
Najciekawsze jest to, że mimo zaakcentowania góry nigdy nie czułem się w nich z tego tytułu zmęczony. Mimo pewnych początkowych niedoborów basu przy bezpośredniej przesiadce z mocniej grających słuchawek szybko o nich zapomniałem, w pełni go zaakceptowałem i faktycznie w naprawdę wielu utworach znalazłem go o wiele przyjemniejszym i bardziej dopasowanym, niż gdyby był mocniejszy i potężniejszy. Pomimo całkiem długiego procesu adaptacyjnego słuchawki pochłonęły mnie bez reszty, nigdy się nie nudzą, potrafią efektownie zaskoczyć nawet w do tej pory dobrze zapamiętanych utworach, czyniąc odsłuchy bardziej ekscytującymi. Jeśli szukacie stosunkowo tanich, neutralnych, jasno grających słuchawek o wybornej przestrzenności, precyzji i studyjnym charakterze, to Q701 są naprawdę kuszącą opcją.
Zastosowanie
Słuchawki niestety są wybredne i kapryśne w stosunku do nagrań, które w nie wrzucimy. Pod tym względem jest to totalne przeciwieństwo wcześniej przeze mnie recenzowanych K550, które były niesamowicie bezpieczne, elastyczne, pozwalały na ciśnięcie w siebie wieloma gatunkami i w każdym potrafiły się w dużej mierze połapać. Q701 to z kolei nieco wyższa liga i jednocześnie nieco inne zasady, niemal binarne: 0 i 1. Albo jakiś utwór brzmi na nich kiepsko, albo genialnie. W tym też tkwi ukryta moc tego modelu – gdy dostaną kiepską realizację, nagraną w kiepskich warunkach i do tego jeszcze z kiepskiej jakości pliku, to mamy przepis na murowaną klęskę. O ile wspomniane wcześniej K550 jeszcze by próbowały tą sytuację jakoś ratować, to Q701 machną na to ręką i przestaną współpracować. Tak jak odpowiednie silniki należy tankować odpowiednim paliwem, tak i odpowiednie słuchawki należy traktować odpowiednio przygotowanymi i wyselekcjonowanymi nagraniami. Kiepskie słuchawki? Nie, to nie jest wina Q701, raczej wszędobylskiej kompresji i braku poszanowania dla ludzi, którzy są rozsmakowywać się w płytach, a nie tylko je odsłuchiwać.
Wiele osób podchodzących do Q701 tak naprawdę powinno stanąć w miejscu, grubo się zastanowić i cofnąć się do K550, ponieważ to właśnie z nimi byliby o wiele bardziej zadowolonymi użytkownikami – nie musieliby martwić się tak o odpowiednie źródło dla swoich słuchawek, jak i o jakość posiadanych już w swoich zbiorach utworów.
Rozczarowanie bierze się potem właśnie stąd, że od Q701 oczekiwało się zupełnie czegoś innego – elastyczności, łatwości i tolerancji. To jest chyba największy błąd, jaki można popełnić przy ich potencjalnym zakupie – myśleć o nich w kategoriach słuchawek mainstreamowych, co to dobre są przecież do wszystkiego: „No co? Słuchawki jak słuchawki”, a potem żal z wyboru. Ludzie kupujący Q701 i oczekujący od nich elastyczności gumki od majtek niestety mijają się nie tylko z celem, ale ogromną porcją wiedzy, którą należałoby nabyć przed zakupem, nie po. W taki sposób można się tylko sparzyć, bo wydanie większej sumy pieniędzy na ogół boli bardziej, niż drobnych na błahostki. Przepis na porażkę jest tu bardzo prosty i już przeze mnie opisywany: nie do końca dobrane gatunkowo utwory + kiepskiej jakości nagrania + niedopasowane do końca źródło + ocenianie wprost z pudełka.
Te słuchawki najlepiej czują się w nagraniach operujących na ich największej zalecie – przestrzenności. Świetnie zabrzmi na nich jakakolwiek akustyka, muzyka poważna, klasyczna, elektroakustyka, lekka elektronika, ambient, ambientronica, jazz itp. To właśnie z nimi jest największa szansa na sukces w przypadku tych słuchawek. Jeśli ktoś szuka allrounderów – to raczej nie tędy droga, tutaj sporo lepszym wyborem wciąż będą K550 i o ile w swojej klasie nadal uważam je za model niezwykle konkurencyjny, o tyle Q701 nie tylko na własnych plecach czuje bardzo wyraźnie oddech innych modeli, ale również musi oglądać cudze. Nie mam na myśli jednak słabości recenzowanego modelu czy jego wyceny – tutaj sprawa ma się bardzo dobrze, nawet bym rzekł rewelacyjnie, tyle że jeśli popatrzymy na jego całokształt, zalety, wady, uwarunkowania konstrukcyjne, to dojdzie do nas ogrom zróżnicowania dźwiękowego oferowanego przez różnych producentów i ten wielki ciężar wyboru, jaki wisi nad każdym, kto szuka słuchawek doprawdy uniwersalnych. Pod jedne gatunki muzyczne oraz specyficzne gusta będą pasowały wspominane tu przeze mnie DT880, pod inne również przywoływane HD600 i 650, a w jeszcze innych błysną Q701. Nie każdemu będzie podobała się bezwzględna neutralność i ostra góra Beyerów, nie wszyscy szukają z kolei muzykalności i ciepłoty pary z Niemiec, nie każdemu będzie się też podobała przestrzenność i lekkość produktu AKG. Problem polega tu więc na tym, że słuchawki akcentujące w tym przedziale cenowym jedne cechy, mają tendencję do odejmowania pozostałym, a to, co jest dobre we wszystkim, nie będzie zazwyczaj bardzo dobre w czymś jednym. AKG jest właśnie takim modelem i dopiero wprowadzenie K550/551 umożliwiło zakupienie z ich oferty świetnie brzmiącego allroundera klasy mid-fi. Wyżej jest już na ogół specjalizacja i trzeba mieć tego mocną świadomość.
Q701 są też już na tyle modelem szczegółowym, że śrubującym wymagania tak co do audioteki, jak i elementów toru. Im lepiej grające słuchawki tym na ogół potrzeba im sprzętu wyższej próby, który zapewni nie tylko poprawne warunki pracy, jak i najlepszą możliwą jakość. W tym względzie zdawałoby się niski opór tych słuchawek – 62 ohmy – wcale nie jest okolicznością łagodzącą, bowiem przy stosunkowo niskim parametrze SPL i sporej wybredności samych przetworników, znalezienie dla nich odpowiedniego partnera jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Dawniej dla K701 polecano często np. wzmacniacz Heed Canamp, dziś wartym uwagi pod kątem Q701 jest chociażby Matrix M-Stage. Osoby szukające czegoś totalnie budżetowego, co pozwoli zagrać w miarę bezpiecznie i poprawnie tym słuchawkom, definitywnie powinny zwrócić uwagę na wszechstronne combo w postaci FiiO E07K oraz wzmacniacza słuchawkowego FiiO E09K, które można łatwo ze sobą sparować. Charakter jednak grania tych słuchawek subtelnie wskazuje palcem, że idealnego towarzysza należałoby poszukać w gamie urządzeń lampowych lub takich, które doskonale czują się w połączeniach z jasnymi słuchawkami. Do tych ostatnich zaliczają się m.in. NuForce Icon HD i HDP, na których Q701 zyskują tak potrzebnego im oddolnego dociążenia.
Konfrontacje
Na temat konfrontacji i opłacalności wyboru chciałbym poruszyć całkowicie osobny akapit, chociażby z tego względu, że Q701 są do nabycia w naprawdę szerokim zakresie cenowym – od 1500 do lekko poniżej 1200 złotych, co stawia je w jednym rzędzie z chociażby takimi modelami konkurencji, jak Beyerdynamicami DT880, będącymi swego czasu przecież modelem flagowym tego niemieckiego producenta nie bez powodu. Mamy też recenzowane przeze mnie jakiś czas temu Sennheisery HD600, będące na rynku od bardzo długiego czasu i dostępne często też na rynku wtórnym w dobrej cenie. Jest też dzięki temu niestety i największy zgryz w postaci bratobójczej walki między wcześniejszymi modelami o identycznej konstrukcji (K701 i K702), a także nieco inaczej zorientowanych dźwiękowo K601 z minimalnie niższej półeczki AKG, które aktualnie w dobrej cenie można dostać jako (wciąż jeszcze premierowe) K612 PRO. Całość komplikuje dodatkowo obecność „zamkniętych K701 z basem”, jakimi są bardzo ciepło ocenione przez nas K550. To właśnie nad zgryzem między modelami AKG będę chciał się tutaj skupić i całość maksymalnie wyklarować.
– Q701 czy K701 / K702?
Na forach pokroju np. head-fi swego czasu rozgorzała mocna dyskusja na temat twierdzenia, że model sygnowany przez Quincy Jones’a jest w zasadzie identycznym, co K701, a raczej K702 ze względu na identyczną konstrukcję (przewody miniXLR). Powstaje więc w tym miejscu naturalne egzystencjalne niemal pytanie:
Czy nie lepiej kupić po prostu używane K701 i cieszyć się tym samym dźwiękiem za sporo mniejsze pieniądze?
Odpowiedź brzmi: to zależy. Przede wszystkim trzeba postawić sobie sprawę jasno – Q701 i K701 to bardzo podobnie ale nie identycznie brzmiące słuchawki. Różnice między nimi sprowadzają się głównie do nieco bardziej wyczuwalnego basu i nieco mniej wyostrzonej góry, w obu przypadkach na korzyść Q701. Istnieje parę teorii na ten temat przy ogólnym podejrzeniu, że użyte zostały w nich te same przetworniki. Być może jest to kwestia zestrojenia, trudno powiedzieć. Faktem jednak jest, że oba modele delikatnie różnią się od siebie brzmieniem i ta delikatność jest właśnie tym, co przemawia za wyborem Q701 jako słuchawek lepiej brzmiących na dłuższą metę, ALE zależeć będzie to od konkretnego egzemplarza, bowiem od numeru seryjnego #8000 K701 były bliźniaczo podobne do K702 swoim brzmieniem, a więc idąc w stronę nieco większej jasności i transparencji na średnicy i basie. Prawdopodobnie poniżej numeru seryjnego #4000 jest jeszcze lepiej i bliższej Q701, może nawet je pod tym względem przebijając…
Wracając do pytania, czy nie lepiej jest kupić mimo wszystko K701, odpowiem następująco: jeśli różnica cenowa będzie między nimi dosyć mała, mimo wszystko osobiście decydowałbym się na model Q, dający chociażby możliwość dziecinnie prostego rekablingu za sprawą odłączanego przewodu miniXLR i wymienianego wcześniej o kapkę lepszego brzmienia. Jeśli jednak cena jest wyraźnie pomniejszona, a słuchawki w dobrym stanie technicznym i wizualnym, można się jak najbardziej zastanowić na takim wyborem, o ile ma się naturalnie pewność, że to jest dokładnie „to brzmienie”.
– Q701 czy K601 / K612 PRO?
Wyżej opisana opcja z tanimi K701 jest kusząca, chociaż po piętach deptać będzie tu prawdopodobnie bezpieczniejszy zakup (jeśli ktoś obawia się zbytniej lekkości brzmienia K701) pod postacią używanych K601.
Jak to wypadnie dźwiękowo? K601 będą zachowywały się pełniej w zakresie zwłaszcza średnicy i mid-basu. W efekcie zabrzmią cieplej i pełniej, co może okazać się bardzo przyjemne w mocniejszej muzyce, np. rocku. Rezygnuje się wtedy co prawda z tej lekkości i czystości, jaką wykazują się Q701, ale jednocześnie nie jest to bezpośredni „trade-off”, tylko przeniesienie pewnej części wyżej wymienionych. Warto jednak pamiętać, że K601 są jeszcze bardziej wybredne co do źródła i wzmacniacza niż Q701.
Problemem dodatkowym w przypadku K601 jest też ich dostępność, ponieważ dosyć szybko po premierze K701 wypadły z oferty AKG. Może się to zmienić ze względu na najnowsze K612 PRO, zapowiadające się na 1:1 reaktywację modelu K601, a które można dostać np. w Thomannie już dziś za 700zł z groszami – i to nowe z dodatkową, rozszerzoną gwarancją oraz 30-dniowym zwrotem. Czy jednak faktycznie jest to odkurzenie K601 w po prostu nowych kolorach jeszcze się musi okazać, aby móc z całą pewnością tak właśnie na nie patrzeć.
– to może elektrostatyki?
Wbrew pozorom jest to także pewna opcja i to nie tylko w przypadku Q701, ale też i pozostałych modeli słuchawek w tym przedziale cenowym. Nie martwcie się, będę tu lansował tego typu rozwiązań tylko dlatego, że sam jestem posiadaczem takiego zestawu i jednocześnie wiernym fanem elektrostatycznego brzmienia, ale przynajmniej za czasów K701 pojawiały się ku takim zakupom chwile zadumy i rozważania „czy nie lepiej…”.
Słuchawki dynamiczne mają tutaj tę zaletę, że nie tylko są sporo bardziej odporne na codzienne użytkowanie, a przetworniki na różne „nasze” zabrudzenia, takie jak włosy, pot czy łupież, ale też nie są systemami tak zamkniętymi, jak zestawy elektrostatyczne, gdzie zakup co prawda jest o wiele łatwiejszy i wygodniejszy, bo sprowadzający się do wybrania odpowiedniego gotowego zestawu dedykowanego. Unikamy tutaj więc tego żmudnego szukania, czytania, sprawdzania i kosztownego czasami eksperymentowania z różnie brzmiącymi wzmacniaczami i DACami, ale wiele modyfikacji w zamian w obieg tu nie wprowadzimy.
Do tego należy pamiętać, że jeśli słuchanie na Q701 nie będzie do końca komfortowe ze względu na „szum” otoczenia, to w dowolnych Lambdach będzie jeszcze gorzej, ponieważ jest to konstrukcja totalnie otwarta o izolacji od otoczenia skrajnie zerowej. Przekazując słuchawki znajomemu do przesłuchania bardzo łatwo możemy ustawiać mu na bieżąco „utwory testowe”, ponieważ słyszymy doskonale który z nich jest aktualnie odtwarzany.
Najtańsze modele poza tym będą miały prawdopodobnie te same potencjalne bolączki, co dla wielu Q701. Czemu prawdopodobnie i czemu bolączki? Bowiem jeśli dla kogoś Q701 mają „za mało basu” (cudzysłów celowy), to takie SRS-2050 MKII będą go miały jeszcze o kapkę mniej i jeśli ktoś dojdzie do wniosku, że popełnił błąd, to z produktów STAXa sporo trudniej będzie mu się wycofać i sprzęt taki sprzedać dalej. To egzotyki, sprzęt bardzo mało u nas popularny, ale też często niedoceniany i nieodkryty. Wystarczyłoby bowiem we wspomnianym zestawie zastosować dobry korektor analogowy albo najlepiej rekablować SR-202 taśmą z modelu 303, aby zyskać zupełnie inne słuchawki, zupełnie. Z tego względu wiele osób rezygnuje z drogich zestawów elektrostatycznych na rzecz łatwiejszych do odsprzedaży i tańszych w eksploatacji oraz dopasowywaniu do siebie słuchawek dynamicznych.
– a może rzucić to wszystko w diabły i kupić K550?
Generalnie bezpośrednie porównywanie słuchawek zamkniętych z otwartymi uważam za chybione, ale ponieważ zdarzały mi się prośby o porównania ze sobą K550 z K/Q701, to mimo w tym momencie opublikowanej recenzji K550, po lekturze której można sobie samodzielnie takowe porównania wykonać i świadomości diametralnych różnic konstrukcyjnych, postanowiłem pójść na rękę i takowe skrótowo wykonać. Być może takie prośby biorą się stąd, że te pierwsze zostały przez wielu okrzyknięte zamkniętą wersją tych drugich, ale jest to przekonanie błędne i po dłuższych odsłuchach jednych i drugich (na standardowych dla każdego modelu nausznicach) różnice brzmieniowe będą aż nadto widoczne i to do tego stopnia, że trudno będzie postawić między nimi zbyt wiele znaków równości.
Przede wszystkim uderzy Was w K550 to, czego nie ma w Q701 – charakterystyczne ciemne tło, z którego wyłaniają się wszystkie dźwięki. Do tego znacznie mniejsza scena, mniej trójwymiarowa i mniej przestronna, ale wciąż całkiem dobrze rozbudowana, zauważalnie podbudowane niskie tony oraz już nie tak jaskrawa i detaliczna góra, do tego o innym wydźwięku, najczęściej branym na ich tle negatywnie. K550 brzmią przy Q701 jak słuchawki zorientowane o wiele bardziej na „szarego zjadacza empetrójek”, z niekoniecznie tak wyśrubowanymi wymaganiami akustycznymi, niekoniecznie posiadającego lepszej klasy źródło dźwięku, niekoniecznie przygotowanego pod względem jakości posiadanych utworów i wreszcie niekoniecznie dokonującego odsłuchu w cichych warunkach. To brzmienie definitywnie niższej klasy, z mniejszym poziomem zaangażowania i nieprzewidywalności, ale jednocześnie o większym bezpieczeństwie, wciąż emanujące specyficznym charakterem AKG i nie stawiające przed ich posiadaczem w zasadzie żadnych większych przeszkód, by uzyskać dobrze działający i tani zestaw słuchawkowy. Do zapewnienia K550 moim zdaniem naprawdę odpowiedniej jakości brzmienia wystarczy w zasadzie już kosztujący 500zł NuForce uDAC 2, co przy stosunkowo niskiej cenie samych słuchawek potrafi stworzyć całkiem przedniej jakości muzyczny duet, podczas gdy dla Q701 będzie to wciąż za mało i trzeba będzie niestety ponieść tutaj zauważalnie większe wydatki.
Zakup K550 wraz z tanim i dopasowanym źródłem to rozsądna w tym miejscu opcja dla każdego, kto po prostu nie czuje się na siłach, tak natury słuchowej, jak i finansowej, aby wejść w świat audio wyższej klasy mający jakby nie patrzeć swoje wymagania, a zamiast tego chce znaleźć słuchawki potrafiące zgrać mu się bezpiecznie ze wszystkim co ma, bez względu na to co by to nie było, w jakiej jakości i na czymkolwiek by nie było odtwarzane. To także bezpieczna przystań dla wszystkich zmęczonych już ciągłym wybieraniem, analizowaniem i dostrajaniem – tu nie trzeba już nic dostrajać i zmieniać, wszystko jest tak jak być powinno, także nic tylko siadać i słuchać… choć to samo można powiedzieć także i o Q701 na odpowiednim torze oraz po kilku modyfikacjach, które nie będą miały wtedy najmniejszego problemu z pokazaniem nad nimi swojej wyższości w ramach szeroko pojętej klasy dźwięku.
– lub może jednak kupić Q701 i je modyfikować?
AKG Q701, tak jak wszystkie słuchawki, podlegają modyfikacjom i wykonywać można je w ich przypadku mniej lub bardziej inwazyjnie. Do nieinwazyjnych zaliczyć można tu przede wszystkim custom damping mod mojego autorstwa połączony z jednoczesnym rekablingiem, a który to za sprawą gniazdka mXLR sprowadza się do wypięcia standardowego przewodu i wpięcia nowego. Do inwazyjnych, a więc takich, które bezpośrednio ingerują już w same słuchawki (i pozbawiają nas gwarancji) z kolei zaliczyć można bassport mod z head-fi, polegający na odblokowaniu portów bass reflex znajdujących się na środku koszy z przetwornikami. Obie modyfikacje zostały przeze mnie dosyć dokładnie udokumentowane w osobnym artykule o modyfikacji brzmienia Q701, jak również i użytkownika Krizar w komentarzach pod nim.
Na Q701 testowałem zarówno sam damping mod, jak i połączenie jednego z drugim i muszę przyznać, że efekty końcowe są w tych słuchawkach w przypadku tego ostatniego delikatnie mówiąc obłędne. Wszystkie rzeczy, do których miałem w powyższej recenzji zastrzeżenia zniknęły totalnie, a słuchawki zaczęły grać jak połączenie bardzo cenionych przeze mnie Sennheiserów HD600 z oryginalnymi Q701, dając sumarycznie po prostu piorunujące efekty, potęgujące się w trakcie kolejnych odsłuchów i bezpośrednich porównań ze wspomnianymi HD600, które moim zdaniem na jakości dźwięku wręcz przebiły.
Cóż takiego się zmieniło? Sporo – linia basowa nie jest już oszczędna, stała się wyraźna i mocna, perfekcyjnie kontrolowana i równa, w ilości bardziej niż odpowiedniej (dzięki odblokowaniu portów bass reflexu i zastosowaniu tylko częściowego damping moda). Średnica nabrała przejrzystości i powietrza (tutaj sporo wniósł też robiony na zamówienie przewód), a góra stała się klarowna i bezpiecznie wygładzona, bez żadnych konsekwencji dla swojej rozpiętości (tym razem całkowita zasługa mojego damping moda). Odblokowanie portów przyniosło także wyraźny skok w czystości i rozdzielczości Q701, przekreślając pod każdym względem to, czym przed chwilą jeszcze szczycił się model niemodyfikowany. A wszystko to okraszone niezmienioną i wciąż fenomenalną sceną oraz ogromną dynamiką. Odpowiadając więc na pytanie w tym akapicie – bezwzględnie warto.
Nawiązując też do mojego wcześniejszego porównania ich z K550 – o ile jeszcze model ten po pewnych modyfikacjach mógł próbować zbliżać się do standardowych lub nieinwazyjnie zmodyfikowanych Q701, tak po ich podwójnym modzie K550-tki niestety nie mają żadnego już porównania. Różnice zmieniają się w przepaść, a klasa przetworników Q okazuje się być poprzeczką całkowicie nie do przeskoczenia, niemal z zupełnie innego świata. Tak oto w bardzo brutalny sposób zaznaczyły one drzemiący od początku w nich potencjał.
Podsumowanie
Jak patrzę recenzja Q701 należy do jednych z najdłuższych, jakie zdarzyło mi się popełnić, zatem oznaczać to może tylko jedno – sprzęt ten dał mi bardzo dużo przyjemności z odsłuchu i opisywanie go było dla mnie również przyjemnością, także Quincy Jones może czuć się zadowolony, że jego nazwiskiem sygnowany jest tak dobry produkt. Mimo doskonałej świadomości, że to nie jest brzmienie dla każdego oraz faktu posiadania i użytkowania sporo droższych słuchawek wykonanych w zupełnie odmiennej technologii, jestem naprawdę rad ze sposobu grania Q701 i z tego, że będąc „gorszymi” słuchawkami potrafiły dać mi równie dużo przyjemności z odsłuchu, nie wspominając o tym, co działo się po ich pełnej modyfikacji. Właśnie na tym to wszystko powinno polegać – nie na tym, kto co ma, czy lepsze, czy gorsze, a na tym, czy jest zadowolony, czy brzmienie oferowane przez posiadany sprzęt go zadowala, satysfakcjonuje, co może z nim zrobić, aby niewielkim kosztem wyciągnąć słuchawki o klasę lub pięć w górę i czy nie czuje już potrzeby dalszego w tej materii szukania. Ja te odpowiedzi w swoim przypadku już poznałem lata temu, także przygoda z Q701 była bardziej dopełnieniem podróży, zabawą, która dała i wciąż zapewne będzie dawać sporą ilość przyjemności. Jeśli tylko sposób podawania muzyki trafia w czyjś apetyt i ten ktoś posiada ku temu odpowiedni sprzęt, Q701 zaoferują mu naprawdę spory kawałek dobrego brzmienia za naprawdę rozsądne jak na tą słuchawkową klasę pieniądze.
Witam przeczytałem już Pana chyba wszystkie recenzje i rozumujeto tak ze k550 maja wiecej basu niz q701 tak?
pozdrawiam
Witam,
Wprost z pudełka i na większości źródeł – tak. Bierze się to stąd, że K550 znacznie łatwiej jest napędzić (mniejszy opór, wyższy SPL) niż Q701. Q701 dopiero po modyfikacjach (wkładki akustyczne, ew. odblokowanie portów Bass-reflex) mogą przebić ich pułap jeśli chodzi o ilość basu. W przypadku odblokowania portów – na pewno.
Pozdrawiam.
Witam, przeczytałem dokładnie Pana recenzję i muszę przyznać że niesamowicie mnie te słuchawki zainteresowały. Mam jednak pytanie, czy te słuchawki będą w stanie coś pokazać choćby z takiej karty jak aim sc808?
Witam,
Tak, zwłaszcza jeśli kartę się doinwestuje lepszymi układami. Fakt, że wzrasta wtedy koszt dosyć wyraźnie, ale będą w stanie spokojnie owe „coś” pokazać.
Witam, rozważam zakup testowanych Q701, zastanawiam się tylko w jakiej relacji ich scena pozostaje do Beyerdynamic T90? Czy miał Pan możliwość ich testowania? Jeśli tak to, jeśli jest taka możliwość, proszę o krótkie porównanie. Pozdrawiam i proszę o odpowiedz.
Witam Panie Tomaszu,
Będzie wyraźnie większa. Do tego T90 to agresywnie zaznaczone skraje, bardzo ostra góra, zupełnie inne granie niż Q701. Co prawda część osób chwali je po modyfikacjach polegających na dodatkowym dampingowaniu przetwornika, ale osobiście z obu par preferowałbym Q701.
Pozdrawiam.
Dziękuję za odpowiedz.
Korzystając z okazji czy mógłby Pan doradzić DAC do aune B1? Zastanawiam się nad M2tech hiface Dac oraz Meridian Explorer 2. Czy miał Pan może okazje je testować?
Niestety Panie Tomaszu tutaj obu DACów już nie testowałem. Generalnie od zapytań zakupowych mamy forum dyskusyjne, ale też kwestia jakim budżetem Pan dysponuje. Sporo pozycji znajdzie Pan także w Polecanych: https://audiofanatyk.pl/polecane-daci-i-karty-dzwiekowe/
Witam Panie Jakubie!
Ostatnio rozglądam się za nową parą słuchawek. Jak na razie wyselekcjonowałem z ogromu kandydatów dwóch potencjalnych faworytów, mianowicie AKG K702 i Beyerdynamic DT990 w wersji 600 Ohm. I tutaj rodzą się pytania. Pierwsze, jak wypadają w porównaniu ze sobą? Czy K702, aby otrzymać dźwięk przynajmniej zadowalający, wymagają użycia wzmacniacza słuchawkowego? Jeśli tak, to czy byłby Pan w stanie polecić jakiś wzmacniacz pod te słuchawki w cenie, mniej więcej, do tysiąca złotych? Pozdrawiam, i proszę o odpowiedź.
Witam również Panie Łukaszu,
A to nie czytał Pan nawet skrótowych opisów obu modeli w Polecanych? Są też pełne recenzje, z tym zastrzeżeniem, że K702 grają od Q701 jeszcze bardziej neutralnie, także jako że za wszystkim stoję ja sam, perspektywa opisowa i metodologia w dużej mierze pozostają niezmienne. Użycie wzmacniacza przy K702 nie jest „konieczne”, aby uzyskać dźwięk zadowalający, ale byłoby „wskazane”. Osobiście świetnie wspominam Aune B1, jeśli ma to być sprzęt również bardziej przenośny. Paradoksalnie pasować będzie do obu par słuchawek. Jeśli nie i wybór padnie na K702, używany NuForce Icon HDP z racji dodatkowej porcji basu.
Pozdrawiam.
Dziękuję za odpowiedź! Bardzo mi Pan pomógł!
Witam serdecznie,
od razu zaznaczę, że odważę się napisać/zadać pytanie pomimo jednak amatorskiego do tej pory podejścia do słuchawek. Muzyką co prawda zajmuję się już od dawna, gram i śpiewam, swoją porcję nagrań studyjnych mam za sobą, nawet właśnie upgrade’owałem sprzęt domowy …w związku z tym (monitory średnio się w moich warunkach sprawdzą) chciałbym wyszarpać jeszcze odrobinę pieniędzy na słuchawki…a zarazem od Pana odrobinę informacji:)
Dodam na starcie, że ja głównie skupiać się będę na analizie, na wyłapywaniu felerów, cyknięć, złych uderzeń w talerz czy jego statyw:), niewskazanych audiorewelacji, a po mixie złych przejść ścieżek w ścieżki, zbyt wydatnych górek czy dołów, …no na tropieniu potknięć. Mix zostawiam specjalistom. Z topowym sprzętem do tego przeznaczonym. Ja będę tylko korygował to i owo.
Z mojego osobistego researchu pośród muzyków i realizatorów wynika, że firma AKG wielokrotnie się powtarza, niestety w różnych wydaniach:)
Nie ułatwia mi to podjęcia decyzji. W związku z tym mam pytanie następujące…. czy byłby Pan w stanie wyjaśnić mi na czym polegają różnice pomiędzy niektórymi modelami?
Ja osobiście posłuchałem na razie dwóch modeli ale na końcu napiszę te, które biorę pod rozwagę.
Dziś miałem przyjemność przesłuchać kilkanaście numerów na AKG 271 MK II oraz na Bayerdynamic 770 pro o ile się nie mylę.
Mimo niewielkiego obycia z takim sprzętem, przynajmniej świadomego…różnica jest wyraźna.
Pierwsze brzmiały jakby bardziej spójnie, panoramicznie po środku, ciemniej i na pierwszy rzut uchem, mniej urokliwie od BD 770, które to z kolei brzmiały bardzo szeroko, panoramicznie, z jaskrawymi górkami i chyba mocniejszym minimalnie basem.
Zastanawiam się, który kierunek jest lepszy do słuchania muzyki a który do wyłapywania błędów:)
I czy któraś z charakterystyk jest w ogóle wskazana…
Te mikrofony, które sobie zanotowałem do przeanalizowania to z AKG:
– K550
– K271 MK II ( oraz K271 Studio …jaka jest między nimi różnica???)
– K702 reference
– oraz dwa klasyki podobno 240 i 182 ?
Bayerdynamic DT 770 pro
Focal Spirit
Audiotechnica o bardzo trudnej do zapamiętania numeracji, którą może przytoczę potem
Sennheiser HD 600
Co Pan na to ?:)
Ja na to Panie Piotrze, że niespecjalnie widzę zbieżność Pana komentarza z komentowanym artykułem :). Od pytań zakupowych jest zresztą forum, ale mimo wszystko postaram się odpowiedzieć.
Co prawda pisze Pan o mikrofonach i jednocześnie listuje słuchawki, ale do analizy z wymienionych nadają się K271 i K702. Recenzję tych pierwszych ma Pan na blogu, opis drugich w Polecanych oraz artykule o słuchawkach dla graczy, ze względu na ich ponadprzeciętną scenę.
Na Pana miejscu raczej skupiłbym się na takich konstrukcjach jak Beyerdynamic DT880 Edition 600 Ohm (recenzja również na blogu), a przede wszystkim poczytał o większości wylistowanych tu modeli, bowiem ani K182, ani K550, ani HD600 nie są słuchawkami przeznaczonymi do analizy utworów. Zaś K240 występują w ogromnej liczbie wariantów, z czego najlepsze do monitorowania utworów są bardzo stare i nieprodukowane od lat K240 DF. Nowsze warianty współcześnie produkowane to kierunek bardziej DT770.
Prawda, prawda, wczoraj do 2 w nocy czytałem tu różne rzeczy ponieważ dziś miałem mieć sesję testową i wybrać słuchawki….702 niestety akurat nie mieli.
Faktycznie napisałem też o mikrofonach hehehe:) Chyba już byłem zmęczony mimo wszystko.
Nabyłem już model K271 MK II – był z wszystkich, które przesłuchałem najbardziej dyskretny i zbalansowany.
K271 to niedoceniany, ale mimo wszystko solidny perfomer. Niby słuchawki mid-fi, ale bardzo linearne i poprawne. Mają swoją dużą wartość w przypadku pracy z dźwiękiem. Mam nadzieję, że się sprawdzi.
Witam,
Chciałbym prosić o radę, czy Hofman 601 slim zagra z Q701?
Hihiman*