Recenzowane słuchawki są jednym z przykładów, jak bardzo sprzęt vintage potrafi być zarówno ryzykiem dla kupującego, jak i trudnym materiałem do rozpracowania u osoby pozbawionej cierpliwości, tudzież świadomości tego co kupuje. Tylko jak tu ją zbudować, skoro tak trudno jest znaleźć cokolwiek na temat danego produktu? Jednym z takich właśnie modeli słuchawek są stare K270, zapomniane, zamknięte kwadrofoniki AKG, które dla mnie osobiście były jednymi z ciekawszych odkryć pośród historii niezbyt licznych, zamkniętych modeli tego producenta.

 

Dane techniczne

  • Lata produkcji: 1988-1995 (niektóre źródła podają 1989-1998)
  • Znane rewizje: b/d
  • Przetworniki: 32 mm, dynamiczne, zamknięte w topologii równoległej 2+2
  • SPL: 92 dB
  • Moc maksymalna: 200 mW
  • Pasmo przenoszenia: 20 – 20,000 Hz
  • Impedancja: 75 Ω
  • Waga: 270 g (bez kabla)
  • Kabel: 3 m, z jednej strony, stały wtyk jack 6,3 mm

 

Historia, jakość wykonania, konstrukcja

Słuchawki zostały wprowadzone na rynek rok po premierze K280 Parabolic, a więc w 1988 roku. Sprzęt ten charakteryzował się byciem po prostu zamkniętym wariantem zwykłych 280-tek, cały czas będąc produktem uskuteczniającym topologię przetworników 2+2. Ogromną ilość informacji na temat sposobu pracy tej topologii zawarłem w recenzji modelu K280, także tam właśnie będę odsyłał w tym miejscu.

Różnica fizyczna między modelem Studio i Playback sprowadza się do innych oznaczeń, czarnych pierścieni zamiast srebrnych oraz pinu wyciszającego w Studio, znanego zresztą ze współczesnych spadkobierców tego modelu. A tak, jeszcze kabel – zastosowano współczesny, gwintowany. W Playbackach jest to zwykły duży jack starego typu.

Studio posiadają swoje mikrofonowe odpowiedniki: K270 HC i K270 HQ Talkback. Bardzo mało jest informacji na ich temat, aczkolwiek skan katalogu wiele w ich zakresie tłumaczy.

Nazwy HC i HQ pochodzą od faktu, że pierwsza wersja oparta była o mikrofon pojemnościowy (bazujący na modelu C410), zaś druga o dynamiczny (Q15/20). Zaprojektowane zostały do studiów nagraniowych, dla telewizji, radia, kamerzystów i użytkowania bezpośrednio na scenie. Łącznie daje to nam 4 warianty modelu K270.

Recenzowany egzemplarz pochodzi z eBay.de, zakupiony bezpośrednio z Austrii od pana Furkana Bozoglu. Jego aukcja nosiła wdzięczny tytuł „AKG K270 STUDIO HEADPHONES – rare Made in Austria -very good condition”. Nosiła, bowiem została już usunięta, a ja niestety nie zrobiłem kopii.

Muszę powiedzieć, że moje rozumienie „very good condition” i „hardly used trails” jest najwyraźniej odmienne niż sprzedającego. Sprzęt który przyjechał miał być w bardzo dobrym stanie i sprzedający pisał tylko o popękanych nausznicach. Na zdjęciach doszukałem się dodatkowo startych liter L/R, braku sznureczka ściągającego z prawej strony oraz uszkodzeń maskowania portów akustycznych. Oryginalne zdjęcia, które mimo wszystko udało mi się na szczęście znaleźć w plikach u siebie na dysku, prezentuję poniżej (część z nich jest rozjaśniona i wyostrzona, aby detale nie uciekały po zmniejszeniu do szerokości strony bloga):

Więcej zdjęć nie było. Teoretycznie słuchawki są na nich dobrze udokumentowane, część defektów widoczna, wszystko powinno być więc w miarę jasne. Tymczasem pełna lista usterek i defektów wyglądała następująco (od razu z opisem i poczynionymi przeze mnie krokami):

– słuchawki mocno zakurzone i pełne starego, pożółkłego już łupieżu
Klasyk. W sprzęcie vintage tak niestety już jest, że kupujemy modele używane, czasami bardzo. Niekiedy przychodzi on faktycznie zadbany i cieszy nowego właściciela praktycznie wprost z pudełka, a czasami w nasze ręce trafiają dosłownie robactwo, pijawki i malaria. Tak niestety było w tym konkretnym przypadku. Bardzo dużo kurzu, pożółkły stary łupież pod nausznicami, stęchlizna. Fuj. Dlatego sprzęt został przeze mnie dokładnie rozebrany, wyczyszczony, przedmuchany, a miejscami po prostu umyty. Oczywiście z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa.

– popękane nausznice
Faktycznie były mocno spękane. Niestety (bo szkoda mi ich z tego powodu) to oryginały jakie dodawano do tych modeli, także wszystko zgodnie w tym miejscu ze zdjęciami sprzedającego. Nausznice zostały wymienione na całkiem jeszcze używalne od starych K240 DF, które przypadkiem odkryłem na zapleczu. Tym samym bez konieczności dodatkowych zakupów słuchawki otrzymały sprawne skórki.

– brak O-ringowych wkładek akustycznych
Są niestety niemożliwe już do dostania, a i ja sam dysponowałem jedyną tylko parą, która przestawała się już do czegokolwiek nadawać. O tym dlaczego konieczne okazało się ich użycie w tym modelu, zdążę opowiedzieć w trakcie dalszych opisów. Niemniej najpierw zastosowałem właśnie je, a potem zastąpiłem tymczasowo półksiężycem gąbkowym z nakładką O-ringową z materiału, aby zasymulować maksymalnie podobny efekt dampingujący. Docelowo pragnę znaleźć taki materiał, który pozwoli mi na pełne wizualne i akustyczne zastąpienie brakujących elementów. Czemu AKG ich już nie oferuje? Ponieważ nie mają modeli, które takowych by potrzebowały. Wszystkie współczesne słuchawki AKG z serii K2 wykorzystują pełne płatki akustyczne, K1 zwykłą małą gąbkę, a K6-7 gąbkowe O-ringi małej średnicy. Nie ma więc możliwości wykorzystania czegokolwiek dostępnego dla / z innego modelu.

– prawy kapsel z literą R na drutach pałąka przesuwa się, nie blokując w żaden sposób opaski
Niespodziewany problem, związany głównie z wyrobieniem się tego elementu i brakiem jakiejkolwiek reakcji ze strony poprzedniego posiadacza. Został przeze mnie rozebrany i ponownie skręcony, ale tym razem z kawałkiem dwustronnej taśmy montażowej jako generator tarcia + element klejący i uszczelniający. Efekty okazały się wystarczające na tyle, żeby nie trzeba było używać poważniejszego kleju.

– same druty ze śladami po owych przesunięciach w postaci wgnieceń na plastiku
Nic dodać, nic ująć. Powrót kapsla na swoje miejsce zakrył większość z nich.

– litery kanałowe zgodnie ze zdjęciami faktycznie mocno starte
Postanowiłem resztkę lakieru zetrzeć i obie litery odmalować. Wstępnie srebrnym podkładem, na który naniosłem biały barwnik, ale z racji chęci dopracowania rezultatu na innych farbach, na razie pozostawiłem je w pełni wyczyszczone ze wszelkiego malowania.

– metalowe pierścienie porysowane i poobijane
Bardzo rzucająca się w oczy wada, z którą praktycznie do samego końca walczyłem. Okazało się, że standardowymi zabiegami nic nie zrobię i konieczne jest użycie poważnych środków polerskich, a na domiar złego pierścieni nie da się wysunąć z plastików – siedzą bardzo mocno, aż zadziwiająco jak na wiek słuchawek. Dlatego polerowanie musiałem ryzykownie wykonywać na samym sprzęcie bezpośrednio i za pomocą specjalnego bloczka w kształcie odpowiadającym krawędziom pierścieni oraz ich głębokości. Wszystko aby ominąć elementy plastikowe. Efekty przerosły moje oczekiwania i dosyć szybko udało mi się „wylizać” większość skaz.

– lewa metalowa płytka z emblematem z delikatną rysą (również widoczną na zdjęciach sprzedającego)
Tu niestety nic nie zrobię. Udało mi się jedynie nieznacznie zamaskować ten defekt. Widać go na szczęście tylko w dużym zbliżeniu.

– kompletnie zdewastowany system regulacji opaski
Z prawej strony sznureczki zostały siłowo wyrwane z pierścienia opaski oraz podstawy znajdującej się wewnątrz muszli. Z lewej zaś były kompletnie powyciągane i sparciałe. Konieczne okazało się ich zregenerowanie, aczkolwiek musiałem wykonywać je dwukrotnie. Za pierwszym razem rozmiar, jakiego zazwyczaj używam do modeli K240, był za długi, w efekcie czego opaska miała mniej więcej od połowy swojej regulacji duży bezwład.

– opaska lekko zdeformowana od braku sznureczków z jednej strony
Nic nie trzeba robić. Z czasem sama wróci do pierwotnego kształtu (właściwie już wraca). Kolejny efekt niedbalstwa i ignorancji sprzedającego.

– lutowanie wewnątrz wtyku do poprawy wraz z polerowaniem
Dla bezawaryjnej pracy oraz lepszego kontaktu wtyk został przeze mnie wyczyszczony ze śniedzi, jak też poprawiłem wszystkie luty, gdyż również i one widziały lepsze dni.

– zniszczony prawy cokół nośny
Aspekt krytyczny dla stabilności konstrukcji jakiegokolwiek modelu K2, ale też i wszystkich innych, również współczesnych, np. K7. Jest to element plastikowy, łączący druty pałąka ze sobą i mający otwór na zarówno przykręcenie głównej śruby nośnej, jak i małej śrubeczki od plastikowego kapsla, w który wchodzi metalowa płytka z emblematem. Jeśli ulegnie uszkodzeniu, cała muszla się obraca, urywane lub nadwyrężane są kabelki sygnałowe, druty można w pewnym zakresie wyciągać i wciskać w muszlę, nie działa system regulacji. To bardzo poważna wada, którą udało mi się rozwiązać za kilkoma próbami różnych materiałów zastępczych. Ponieważ w serii K2 druty pałąka są jednocześnie przekaźnikami sygnału do drugiej muszli, na samych końcach rozwidlają się w formę wąsów, do których lutowane są kabelki. Problem rozwiązałem dając pod nie drewniane podkładki, między nie plastikową tulejkę, zaś na nią – płytkę plastikową z kompletem niezbędnych otworów oraz „skrzydełkami” trzymającymi oba druty razem. Słuchawki odzyskały dzięki temu stabilność. Gdyby mi się nie udało, musiałbym zamawiać nowy pałąk, gdyż cokolik jest wgrzewany w otulinę drutów na stałe. Same lutowie także zostało przeze mnie od razu poprawione.

– rozległe uszkodzenia maskowania wszystkich czołowych portów akustycznych
W przypadku K280 i K290 wada ta jest na dłuższą metę pomijalna. W K270 jest jak się okazało mocno słyszalna (testy z kompletnie otwartymi portami oraz kompletnie zamkniętymi), toteż konieczne było zastosowanie materiału zastępczego, przypominającego włókninę pseudopapierową o odpowiedniej przepuszczalności. Udało się to uczynić flizeliną, prawdopodobnie ma ona gramaturę 80. Dużo zabawy było docinaniem jej pod wymiar i ostatecznym klejeniem.

– rozstrojone przetworniki
Po wszystkich tych nieprzyjemnościach i rozczarowaniach, przyszło na mnie te największe. Okazało się, że słuchawki nie trzymają jednorodnego brzmienia między kanałami. Lewa strona miała mocniejszy i niżej schodzący bas, zaś prawa potrafiła nieco mocniej przechylić na siebie sopran. Sprawdziłem wszystko, od oporności, przez kabel, po lutowanie. Winowajcą okazał się minimalnie zdeformowany gumowy kanalik portu Bass-Reflex w prawym przetworniku (tylko jeden z dwóch go posiada), przez co sztucznie zmniejszał się jego potencjał w tym zakresie. Ponieważ próby rozszerzenia spaliły na panewce i jednocześnie stwarzały ryzyko kompletnego uszkodzenia słuchawek, postanowiłem dociągnąć lewy w dół za pomocą klasycznych korków z gąbki akustycznej. Dzięki temu poziom basu wyrównał się idealnie, zostawiając tylko sporadycznie słyszalną dysproporcję częstotliwości na wyższych zakresach (na całe szczęście tym razem już niebasowych).

W ten sposób poradziłem sobie z kluczowymi mankamentami i doprowadziłem słuchawki do stanu, który możecie Państwo podziwiać na zdjęciach:

Słuchawki mają na bokach charakterystyczne wzory nawiązujące do K240.

Ozdobniki te jednak są bałamutne - to model kompletnie zamknięty.

Od oryginałów mój egzemplarz różni się tylko wypolerowanymi pierścieniami i jeszcze nieodmalowanymi literami oznaczeń kanałów.

Sprzęt wymagał naprawdę gruntownych napraw i pielęgnacji. Choć wciąż nie jest to "nówka", efekty są przednie.

Ich stan pozornie nie zmienił się aż tak mocno w stosunku do zdjęć na aukcji, ale ogrom pracy tym razem miał miejsce w środku, pod maską, a raczej kopułą. Tego kompletnie nie widać z zewnątrz, ale poniekąd też taki był właśnie cel w tym wszystkim. Najbardziej dumny jestem nie tyle z naprawy cokołu, co „fizycznego” zestrojenia ze sobą akustyki na powrót do wartości różnicowo pomijalnych, jak również polerowania pierścieni. Jedyną parą, z którą męczyłem się tak samo lub nawet mocniej, były K260, z racji znacznie większego obszaru koniecznego do wypolerowania. W przyszłości nadal zapewne będę nad nimi pracował, dopieszczając polerkę oraz szukając patentów na dalsze usuwanie rys, m.in. na plastikach. Na razie jednak słuchawki są na tyle solidnie odrestaurowane, żebym nie wstydził się ich Państwu pokazać.

Wracając jednak do samej konstrukcji i zasad działania, K270 są w pewien sposób „brutalnie” przeportowane do formuły zamkniętej i stąd wynika szereg problemów z i tak dosyć zaawansowanym jak na tamte czasy zespołem przetwornikowym w układzie soczewki akustycznej. Wszystkie cechy, na które K280 były wyczulone, w 270-tkach są jakoby podwojone. Ułożenie względem ucha? K270 są bardziej na to wrażliwe. Równomierność ułożenia nausznic na głowie? Tak samo. Ich stan? Równie rzutujący na jakość brzmienia. Wkładki akustyczne? W K280 w zasadzie pomijalne, tu niezbędne. Napędzenie? W K280 nie ma problemu. W 270 trzeba wyraźnie mocniej gazować na potencjometrze. Rezonanse i fale odbite? W K280 stosunkowo łatwe do opanowania. W K270 potrafią zmienić barwę dźwięku i rozdzielczość. Stan maskowania portów akustycznych? W K280 z reguły pomijalny. W K270 przy rozległych uszkodzeniach rzutujący na bas i głębię oraz ich dysproporcję między kanałami.

Playbacki grają bardzo specyficznie, nawet jak na AKG, ale wciąż mają uch typowe cechy dźwiękowe.

W efekcie K270 są nie tylko po prostu zamkniętym wariantem Paraboliców, ale też najbardziej kapryśnym z tego tytułu modelem, którego odsłuchiwanie w formie dokładnie takiej, w jakiej winien grać, jest nie lada wyzwaniem. Chociażby ze względu na wkładki typu O-ring, które są już praktycznie nie do dostania, a stosowane we wszystkich modelach K270, K280 i K290.

Izolacja jest w nich zadziwiająco dobra. Lepsza nawet niż we współczesnych K271.

Co powoduje ich brak? Brzmienie robi się trochę bardziej basowe i zwiększa się izolacja od otoczenia, ale za cenę bardziej „pudełkowego” wyrazu. Gdyby ktoś z Państwa określił tak grające słuchawki pejoratywnie jako „popsute”, trudno byłoby oponować, jeśli obok znajdowałaby się inna para do akuratnego porównania. Wraz z wkładkami pojawia się za to dodatkowe doświetlenie, znika też przemożne wrażenie pudełkowatości. Słuchawki zaczynają w środku mniej rezonować pod wpływem nausznic skóropodobnych. Tak samo jak w K271, nie radzę stosować materiałowych lub welurowych zamienników, ponieważ doprowadzi to do akustycznej katastrofy. A że są to materiały eksploatacyjne, nie będzie możliwy ich zwrot do sklepu.

75 Ohm to wartość realnie zmierzona, ale słuchawki potrzebują nienaturalnie dużej mocy.

Pozostaje zatem pytanie natury formalnej: co takiego K270 Playback są w stanie nam zaoferować w zamian tych wszystkich obostrzeń i niedogodności? Na początku sam się nad tym zastanawiałem i w pewnym momencie żałowałem kompletnie, że je kupiłem, ale z czasem udało mi się znaleźć z nimi wspólny język na tyle skutecznie, że sięgam po nie na dzień dzisiejszy regularnie.

 

Jakość dźwięku

Przyznam że w tym konkretnym przypadku mam naprawdę spory problem, aby w paru zdaniach naszkicować Państwu sposób grania tych słuchawek. Najprościej będzie chyba stan rzeczy opisać jako właśnie swego rodzaju „zamknięte K280”. Równy, zadziwiająco precyzyjny bas, obrazowa, ale też nieco odsunięta i spłaszczona na głębi średnica, czytelna góra z trochę szybko zwijającym się najwyższym skrajem, ale jednocześnie dużą tendencją do wyłapywania najdrobniejszych detali. Dużym zaskoczeniem była dla mnie scena, która okazała się być bardzo obszerna jak na słuchawki zamknięte.

 

Bas

Zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, choć na początku trochę trudno było się do niego dokopać i zwłaszcza na tle innych słuchawek zamkniętych jest to zakres oszczędny ilościowo. Najlepsze swoje parametry osiąga moim zdaniem bez wkładek (wyraźne zejście i przyjemne wybrzmiewanie), zaś na oryginalnych wkładkach dzięki pewnemu delikatnemu poluzowaniu izolacji staje się troszkę bardziej techniczny, ale lepiej wyważony względem całego brzmienia.

To, co najbardziej mi się w nim podoba, to słyszalne zejście, które osiągane jest dokładnie i dynamicznie, bez uczucia kompresji lub niedoskonałości wynikających ze zniekształceń. Niskie THD jest w nich osiągane przez przetworniki pracujące w myśl idei soczewki akustycznej. Nie jest to specjalnie mocny bas jako taki, a bardziej liniowy, mający więcej wspólnego w pierwszym kontakcie z K702 bym powiedział, również z powodu swojej względnej przestrzenności.

Oczywiście mowa tylko o wrażeniu, bowiem niskie częstotliwości nie są z reguły falą kierunkową, ale w K270 można usłyszeć, że bas to coś z zupełnie innej beczki, niż są w stanie zaprezentować modele nawet nie tyle z serii wieloprzetwornikowej. Przykładowo równie techniczny bas uzyskać można najprędzej i najbliżej z K240 DF, ale i tam nie ma tak mocno położonego nacisku na najniższy skraj basowy. I to nawet nie ilościowo a pod względem precyzji, której przecież DFom nie brak.

Z tego względu K270, o ile są w stanie spowodować bardzo różne pierwsze wrażenia, po pewnym czasie jawią się jako sprzęt wysoce intrygujący z perspektywy ogólnej konstrukcji dźwięku. A rola basu w kreowaniu takiego wrażenia będzie znacząca.

 

Średnica

W moim odczuciu jest to najbardziej specyficzna strona tych słuchawek. Podawana w trochę płaski sposób, który potrafi rzutować na jej pozycję sceniczną i barwę. Swoją trójwymiarowość zamienia na obrazowość, sporadycznie również sztuczność i w tym względzie przypomina mi Shure SRH1440. Ale tak samo jak pisałem o pogłosie realizowanym między K280 a NightHawkami, tak i tutaj z dwóch tych średnic wolałbym tą z K270, jeśli nie preferencyjnie to nawet na stosunku ceny do możliwości akustycznych.

Jednak w niektórych utworach jej zachowanie jest bardzo dobre, bardzo jak pisałem obrazowe, pokazujące utwór niemalże jako linię, na której dzieją się wydarzenia dźwiękowe i w ten sposób pomagające zlokalizować potencjalne problemy z masteringiem. Przynajmniej w tych utworach, które wg mnie mają takowe już na innym sprzęcie przeze mnie zweryfikowane i zlokalizowane.

Ujma na realizmie wynika stąd, że średnica brodzi troszkę w martwym punkcie, utrudniając własną percepcję w zakresie głębi. To kołaczący się spory fragment pogłosowego charakteru, który musi radzić sobie teraz w zamkniętej puszce. Odróżnia się przy tym od rewelacyjnego basu.

Przeplata mi się tu dzięki temu uwielbienie fantastycznej specyfiki tych słuchawek z ich dziwnością, która wyłania się we wszelakich porównaniach A-B. Testując je wraz z takimi tuzami jak OPPO PM-3 czy ATH-MSR7 (a nawet W1000Z), daje się odczuć, że jest to bardzo zbliżony „zamknięty” fundament renderowania dźwięku. Ze wszystkich tych par zaprezentowany po prostu najbardziej obrazowo.

 

Góra

Jest i ma się całkiem dobrze, miejscami nawet lepiej niż całkiem. Spodziewałem się, że słuchawki będą grały ciemno i spod kołdry, a tymczasem okazało się wprost przeciwnie. To bardzo szczere i otwarte słuchawki pod tym względem, z sopranem strojonym typowo dla linii studyjnych u AKG, a więc z naciskiem na znany już punkt 2,4 kHz. Kolejny peak wytraca jednak impet szybciej, niż np. DFy, dlatego niektórzy użytkownicy tych słuchawek potrafili opisywać je tak, jak pisałem wyżej. Słuchawki potrafią pracować z tego samego toru co DFy całkiem sprawnie dzięki temu, jednocześnie nie będąc aż tak jak one bezpośrednimi. Daje to wrażenie subiektywnie lepszego wyważenia sopranu zarówno względem samego siebie, jak i brzmienia całościowego.

Tu tez ujawnia się kolejna unikatowa cecha tych słuchawek – mają wybitny potencjał do zwracania najdrobniejszych detali i unikania jednocześnie jakiejkolwiek sybilizacji. Podkreślam: wybitny potencjał, który stawiałbym ambicjonalnie nawet na równi ze starymi Beyerdynamicami T1. Dzieje się tak najprawdopodobniej przez najwyższe oktawy, które wyciągają pogłosy znacznie dalej i dłużej, niż wskazywałyby na to oczekiwania wobec konstrukcji zamkniętej. Stąd przekaz obfituje w mikrodetale, ale sam z siebie nie jest w żaden sposób przedetalizowany. Niewiele słuchawek wykazuje podobne właściwości.

 

Scena

Słuchawki renderują scenę w bardzo specyficzny sposób, bo w dużej mierze w jednej osi (L-R). Scena jest eliptyczna, nastawiona na szerokość, podczas gdy głębia jest mała, skupiona bardziej na obrazowaniu i spłaszczaniu przekazu, przez co jest ogromnie czytelny, bardzo monitorowy, „kontrolny”, ale nie czaruje niczym słuchawki typowo „konsumpcyjne”. Bardziej zwraca na siebie uwagę faktem swojej odmienności i tym, że wielowymiarowość prędzej trzyma się basu i sopranu, aniżeli środka sceny.

Bardzo podobny efekt miały swego czasu Westone 4R i to właśnie szerokością nadrabiały swoje słabości. Nie inaczej dzieje się w Playbackach, ale fakt faktem nazwa tych słuchawek pasuje do sceny jak ulał.

 

Całokształt

Bardzo trudno jest te słuchawki jednoznacznie ocenić tak, aby dodatkowo uchwycić istotę ich przekazu i nie zrobić im krzywdy. Ze wszystkich modeli vintage tego producenta nie spotkałem się jeszcze z tak kapryśnym i relatywnym w stosunku do materiałów eksploatacyjnych modelem, nie mówiąc już o tym, że prywatnie najbardziej zniszczonym i wymagającym największej ilości nakładów czasowych w celu pełnego odrestaurowania. Słuchawki nadal wizualnie zdradzają pewne przejścia, których nie sposób jest do końca zamaskować, ale też nie jest na szczęście tak, że odratować ich mi się nie udało (zdjęcia są ku temu mocnym dowodem). Bardziej martwi mnie wspomniana zależność od wkładek i nausznic, bowiem prowadzi to do jednego, nadrzędnego problemu: ogromnej niepewności co do oceny przez użytkownika i skrajnej subiektywizacji jakiejkolwiek recenzji.

Słuchawki „wprost z pudełka” grały mi w pierwszej chwili dziwnie, ni to pogłosowo, ni to płasko, mieszając w sobie cechy z jednej strony K240 DF (techniczność, detaliczność, nacisk na 2,4 kHz), z drugiej K271, a raczej zmiany, jakie te notowały na tle K240 (obrazowość przekazu, równość lokalna), a z trzeciej i na domiar złego – cechy obecne w K280 Parabolic (efekt pogłosowej – tu: odsuniętej – średnicy), które w formacie konstrukcji zamkniętej tylko potęgują wrażenie spłaszczenia głębi. Brzmi to zakręcenie? Takie też jest w rzeczywistości.

Do takiego przekazu najtrudniej jest się przyzwyczaić, gdy używa się modeli głównie otwartych lub półotwartych. Albo po prostu czegokolwiek niezamkniętego. Porównując jednakże K270 Playback z innymi słuchawkami zamkniętymi, człowiek coraz mocniej docenia ich zalety, tą równość i liniowość wręcz, jaka płynie z dźwięku. Do tego kontrolę, detaliczność, możliwość oglądania każdego z sampli jak się chce i kiedy się chce. A wszystko to w ramach niezgorszej izolacji od otoczenia i zupełnym brakiem kompleksów przed odkręceniem kurka z głośnością na większy poziom bez obaw o zniekształcenia.

Otwartym pytaniem pozostaje po mojej stronie, czy model K270 Studio może zagrać lepiej? A może gra tak samo? Z tego co zdążyłem się zorientować po relacjach innych użytkowników, spodziewałbym się jednak cieplejszego grania od Playbacków, bardziej w stronę K240 Monitor. Przesuwałoby to go bardziej w stronę sprzętu źródłowego o jaśniejszej, neutralnej karnacji, a więc analogicznie jak rzeczone. Jeśli tak, Playback będą definitywnie inne.

Preferują źródła uniwersalne ze wskazaniem na te cieplejsze i bardziej naturalne. Do tego mające odpowiedni wygar w mW na kanał, ponieważ słuchawki mimo tylko 75 Ohm (również realnie zmierzonych przeze mnie osobiście), mają ogromne problemy z uzyskaniem należytej głośności i lubią, kiedy da im się w przysłowiowy gwizdek. Słuchawki są w tym względzie na tyle absurdalne, że niewiele głośniejsze od 200-Ohmowych Audeze LCD-4 za 18 tys. złotych, a te z kolei identycznie od 600-Ohmowych K240 DF, które słyną z dużej oporności na napędzenie.

W zamian tych wszystkich niedogodności związanych z wygodą, napędzeniem czy tak wielkim uzależnieniem od materiałów eksploatacyjnych, mocne strony K270 Playback to chociażby bardzo dobre obrazowanie brzmienia, które przy głośniejszym odsłuchu (a więc zgodnie z przeznaczeniem) pokazuje duży pazur. Po całokształcie sprzęt gra w sposób bardzo równy i techniczny, z fenomenalnie jak dla mnie wyrównanym basem i dobrą szerokością sceniczną, ale też obrazując (spłaszczając i nieco dystansując) średnicę, jednocześnie nie stwarzając zbyt wielu okazji do zademonstrowania głębokości. Sopran jest w tym wszystkim bardzo akceptowalny jak na słuchawki zamknięte.

Bardzo często łapię się na tym, że przesiadują w ciągu dnia właśnie w tych słuchawkach, choć obok mnie przewija się sporo innych modeli, nie tylko vintage. Największym problemem K270 Playback jest w moim odczuciu fakt, że ponieważ są to słuchawki zamknięte, podlegają typowym pryncypiom i konsekwencjom konstrukcji tego typu. Zachodzi też wielka między nimi a K280 analogia, jak np. w nowszych K240 i K271. Dokładnie te same rezultaty wynikające z zamknięcia przetwornika notuję w obu duetach. A skoro już jestem przy tym temacie, to konfrontując oba modele ze sobą…

 

K270 vs K271

Gdybym miał wybierać między współczesnymi K271, a starymi K270 z perspektywy użytkownika masowego, jednak mocno zastanawiałbym się nad tymi pierwszymi. Powodem jest nie tylko skrajna trudność w znalezieniu takich słuchawek w dobrej cenie i dobrym stanie, ale przede wszystkim praktyczność w codziennym użytkowaniu. Znacznie łatwiej, szybciej i prościej jest wyjąć z pudełka 271 i pracować na nich czy to z materiałem muzycznym, czy w ogóle użytkować je jako bardzo elastyczne allroundery. Doceniam w nich również bardziej konwencjonalnie zaprezentowaną średnicę i dużą koherencję dźwięku, ale też większą wygodę dla osób o dużych uszach.

K270 z kolei wymagają sporo gimnastyki i przynajmniej paru ładnych godzin na znalezienie sobie z nimi punktu optymalnego. Mają lepszy bas od K271, potrafią zagrać głośno i bez zniekształceń, nie stronią od detalu oraz „profesjonalnego” posmaku. Jedynie dziwnie się zachowująca średnica w zależności od realizacji, która wynika po prostu z samej idei upchania soczewki akustycznej w konwencji zamkniętej, może powodować mieszane uczucia u użytkownika. Wygodę da się jeszcze przeżyć, choć ponownie trzeba tu oddać honor młodszemu bratu.

 

Podsumowanie

Największą satysfakcję sprawia mi nie tyle sama recenzja tego modelu, co środki i czas, jakie zainwestowałem w przygotowanie sprzętu do jej realizacji. Słuchawki zakupione jako „very good condition” okazały się być dalekie od deklaracji, z poważnymi uszkodzeniami, zaniedbane, śmierdzące stęchlizną i emanujące ogromnym niedbalstwem i ignorancją poprzedniego właściciela lub właścicieli. Z perspektywy poświęconego czasu i uwagi – nieopłacalne w cenie, za jaką je nabyłem. Ale z perspektywy odnowionego i sprawnie już działającego egzemplarza, niewątpliwie warte dokonanego zakupu.

Wielkie trio - oto przedstawiciele wszystkich trzech generacji przetworników zwielokrotnionych AKG.

AKG K270 Playback to bardzo specyficznie grające słuchawki zamknięte, starające się wymieszać ze sobą bardzo wiele cech z przeróżnych innych wariantów starych serii K2, tych zamkniętych, otwartych, ale też mniej lub bardziej konwencjonalnych. Skonstruowane na bazie soczewki akustycznej z K280, grające w kierunku współczesnych K271 i z tendencjami, jakie prezentowały dawniej K240 DF. Dziwaczna mieszanka, która zaowocowała powstaniem słuchawek trudnych w napędzeniu, kapryśnych akustycznie i bardzo mocno uzależnionych od stanu oraz rodzaju materiałów eksploatacyjnych. Jednocześnie bardzo liniowych, detalicznych i wrażliwych na konstrukcję przestrzenną utworów.

Z przygody z K270 Playback wychodzę bogatszy o ogromną ilość doświadczenia oraz wiedzy z zakresu konstrukcji tych słuchawek. Jak również z dodatkowymi technikami czyszczenia oraz regenerowania dodatkowych elementów, których do tej pory nie byłem w stanie ruszyć z obawy o niepotrzebne pogłębienie śladów użytkowania. Tym samym zakup i odnowienie K270 wcale nie były pozbawione sensu, przynajmniej w moim przypadku, ale pokazuje też skalę ryzyka, jakie ponosi kupujący słuchawki vintage w ogóle. I bardzo blisko było tym razem, aby cały ten mój „geszeft” się nie udał, uff.

 

Zalety:

  • oparte o solidny i sprawdzony projekt K240
  • dobra jakość wykonania i duża trwałość, jeśli właściciel o nie dba
  • łatwa konwersja na model zbalansowany
  • duży poziom izolacji od otoczenia
  • wysoka liniowość i obrazowość dźwięku
  • niski poziom zniekształceń uzyskiwanej fali dźwiękowej
  • najniższej schodzący bas w całej serii K2
  • największy poziom detaliczności w najwyższych oktawach sopranowych w całej serii K2 (i nie tylko)
  • kapitalne w kontroli realizacji, tuż za K240 DF
  • dobra szerokość sceny jak na słuchawki zamknięte
  • świetnie reagują na korekcje i proste modyfikacje

Wady:

  • spłaszczony przekaz średnicy
  • scena z wyraźnie zredukowaną głębią
  • mimo tylko 75 Ohm, bardzo wymagające co do napędu
  • głównie dla świadomych użytkowników
  • całość cięższa nawet od K280/290
  • bardzo wrażliwe na stan materiałów eksploatacyjnych, zwłaszcza nausznic i wkładek akustycznych (których nie można już kupić)
  • przetworniki podatne na zabrudzenia z racji braku wkładek z obu stron
  • przeciętna wygoda dla osób o dużych uszach
  • często nieuczciwi sprzedawcy próbujący wciskać egzemplarze po przejściach i naprawiane nieoryginalnymi częściami na własną rękę

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

11 komentarzy

  1. Witam, po przeczytaniu litanii rzeczy jakie musiał Pan naprawić żeby doprowadzić te słuchawki do stanu użyteczności zaczynam się zastanawiać czy dobrze zrobiłem kupując słuchawki vintage 😉 Od dłuższego czasu szukałem jakiegoś modelu w przystępnej cenie ale na niemieckim eBay ceny wręcz galopują w górę i 600 ohmowe modele AKG potrafią kosztować już 100+ euro. Jednak udało mi się zakupić trochę w ciemno ale za to za 32 euro z przesyłką AKG K141 monitor.
    https://www.akg.com/pro/p/k141-monitor
    Trochę w ciemno bo jedynym zdjęciem jakie zamieścił sprzedawca było to, oraz dlatego że jest bardzo mało informacji o tych słuchawkach w sieci (na head-fi jest tylko trochę ochów i achów ale żadnej konkretnej recenzji):
    https://zapodaj.net/images/52373fbd224ea.jpg
    Powinny dojść jutro i wtedy przekonam się w jakim są stanie. Ale zanim to nastąpi chciałem upewnić się co do jednej rzeczy jako że mam tylko FiiO E10K chciałem spytać czy na pewno nic się z wzmacniaczem nie stanie jak podepnę zakupione słuchawki bo producent podaję że wzmacniacz obsługuje słuchawki z opornością max 150 Ohm (przy czym polski odział FiiO twierdzi że 300 Ohm). Intuicja podpowiada mi że nic się nie powinno stać a co najwyżej będzie zbyt cicho ale wole mieć pewność. FiiO też swoje kosztowało. Jak rozumiem najlepiej zacząć od dokładnego czyszczenia i przeglądu słuchawek. Czy jest coś na co szczególnie warto zwrócić uwagę? A no koniec chciałem spytać czy według Pana warto dokupić do nich takie welurowe pady o większej grubości
    https://pl.aliexpress.com/item/Velvet-Ear-Pads-Cushion-For-AKG-K142-HD-K121-S-K141-MKII-2-Studio-Headphones/32536131990.html?isOrigTitle=true&isOrig=true#extend
    Takie o wyglądzie zbliżonym do oryginałów kosztują ok 5 euro a z kolei oryginalne AKG w sklepie Thomman kosztują ponad 30 euro 🙁
    Z góry dziękuje za odpowiedz i przepraszam że tak nie na temat recenzowanych słuchawek.

    • Witam Panie Stanisławie,

      Może Pan spokonie słuchawki sparować z wymienionym urządzeniem. Producent podaje taką informację ze względu na ograniczoną moc urządzenia. Łatwiej jest mu operować tą wartością niż np. mW. Intuicja dobrze Panu podpowiada.

      Trudno powiedzieć, ponieważ praktycznie wszystko w takich słuchawkach może kwalifikować się na wymianę/przegląd/czyszczenie. Na pewno wszelkie „elasticsy” trzeba będzie obadać, czyli materiały elastyczne i eksploatacyjne: nausznice, sznureczki ściągające opaski, wkładki akustyczne.

      Nausznice które Pan znalazł nie są oryginałami i nie będą brzmiały tak jak one. Modele z serii Monitor były przeznaczone do pracy z nausznicami skóropodobnymi, nie welurowymi, toteż spodziewałbym się ich mocnego rozjaśnienia. Aczkolwiek te które Pan znalazł próbują udawać nausznice pełnowymiarowe, które mogą być przy dłuższych odsłuchach wygodniejsze.

      Pozdrawiam.

      PS. Recenzja nie miała na celu przestraszenia przed słuchawkami typu vintage, a jedynie zwiększenia świadomości potencjalnych problemów, jakie mogą czyhać na nabywcę. Choć teoretycznie mam więcej doświadczenia, przede mną też niejednokrotnie potrafiono skutecznie coś zataić. Dlatego też uważam, że jakkolwiek większa świadomość = większe bezpieczeństwo.

    • Dziękuje za odpowiedz. Myślałem nad welurowymi padami bo we wszystkich słuchawkach jakie miałem skóropodobne pady błyskawicznie grzały mnie w uszy powodując irytację. Ale jakie pady będzie można/trzeba założyć to dowiem się mając już te słuchawki w rękach bo w pdf od AKG z wykazem części do wszystkich K141 przy Monitorach jest pytajnik co według opisu oznacza że pady mogą być albo przyklejone albo zakładane przy użyciu tego ich systemu co w wersji Studio. Oryginalne pady od AKG nie wyglądają na przesadnie wygodne:
      skórkowe
      https://www.thomann.de/de/akg_2144.htm?ref=search_rslt_AKG+K141_149186_3
      welurowe
      https://www.thomann.de/de/akg_k_141_velour_ear_pad_pair.htm?ref=search_rslt_AKG+K141_349192_4

      Polecił by Pan jakiś sklep wysyłkowy w Europie z częściami zapasowymi do AKG? Znalazłem już kilka ale w USA.

    • W Europie niestety prócz thomanna nie jest mi takowy znany. Jedynie właśnie tylko USA, ew. pytanie po naszych krajowych serwisach tego producenta.

    • Słuchawki wreszcie dotarły i muszę powiedzieć że nie licząc padów są w zaskakująco dobrym stanie. Jedyne co musiałem zrobić to skorygować zakres regulacji opaski cały ten plastikowy prostopadłościan osadzony na dwóch prętach biegnących do drugiej słuchawki był przesunięty maksymalnie do dołu przez co słuchawki nie miały absolutnie żadnej regulacji wielkości. Wystarczyło poluzować jedną śrubkę przesunąć całość na poprzednia pozycje i wszystko działa. To samo dla drugiej słuchawki wiec ktoś chyba tak zrobił specjalnie. Pady są niestety klejone a nie zdejmowane. Materiał skóropodobny czy co to tam jest jest lepki i łuszczy się wiec zastanawiam się czy go w ogóle nie usunąć Myślę że jest to model EP bo według strony AKG powinny mieć kabel z wtykiem 3,5 mm + przejściówka 6,3 mm a moje mają wtyczkę 6,3mm + przejściówkę na wtyk okrągły z 5 bolcami w układzie jak na kostce do gry. Na pudełku są dwie daty przy wyniku recenzji z dwóch pism (chyba): „Stereoplay ranglist 6/89 K141 Referenz Spitzenklasse II” i „Audio 1/90 preise/leistung überra̱gend” co tlumaczy się mniej więcej na odpowiednio „najwyższa klasa referencyjna II” i „cena/możliwości wybitne” . Mój FiiO E10k po przestawieniu w Hi-Gain o dziwo radzi sobie dość przyzwoicie, słuchawki są dość głośne pracują na normalnym poziomie głośności do jakiego jestem przyzwyczajony przy ustawieniu 5-6/8. Przy czym w pozycji maksymalnej robi się tylko odrobinę głośniej. Zastanawiam się czy dodatkowy wzmacniacz jest mi tak naprawdę potrzebny. Muszę to przemyśleć. Dźwięk podoba mi się tak jak jest a nie mam gdzie sprawdzić czy po podłączeniu do czegoś mocniejszego było by lepiej. Słuchawki maja dość wyrównany dźwięk z pikiem w okolicy 3,5 kHz i delikatnym dołkiem na 7,5 kHz. po korekcji grają bardzo przyjemnie. Szczegolnie dobrze wypada heavy metal który na poprzednich Sennheiserach HD518 wypadał tak sobie.
      https://zapodaj.net/images/5231d382e7ede.jpg
      https://zapodaj.net/images/f2f90e19370d6.jpg
      https://zapodaj.net/images/87b642f9bb0bf.jpg
      https://zapodaj.net/images/9d2c610c48797.jpg
      https://zapodaj.net/images/b456aac01ab41.jpg
      https://zapodaj.net/images/3ab17f1d25c0c.jpg
      https://zapodaj.net/images/03af07129b9ec.jpg
      https://zapodaj.net/images/6b6792b3db5fa.jpg
      https://zapodaj.net/images/dc0448a15eea0.jpg
      https://zapodaj.net/images/858e606b2159b.jpg

  2. Szacunek za samozaparcie, ja pewnie wywaliłbym je do kosza albo odesłał z „serdecznymi” podziekowaniami.

    • Dziękuję. Jako że słuchawki przyjechały z zagranicy, odesłanie ich do nadawcy oraz spór via eBay byłby najpewniej większym kłopotem, niż podjęcie wyzwania. Na pewno gdybym uznał, że słuchawki nie dają nawet cienia szansy na naprawę, tak też by się stało. Najważniejsze było dla mnie, aby przetworniki były sprawne, a także sam sprzęt jakkolwiek kompletny na tyle, aby w razie czego wymienić te elementy, które są produkowane współcześnie. Koszt słuchawek wzrósłby przy tym okrutnie, ale przynajmniej robota byłaby do końca wykonana tak jak się należy.

      Na tym myślę że też polega bycie pasjonatem takich słuchawek, ale też i starych samochodów, wzmacniaczy, ogólnie sprzętu wyprodukowanego w czasach, gdy pogoń za cięciem kosztów nie przesłaniała ludziom jeszcze resztek zdrowego rozsądku.

  3. Jakie sposoby na wyczyszczenie gąbek słuchawek z pyłków, kurzu i innych nieproszonych substancji brudzących poleciłby Pan? Ciepła woda z mydłem do wewnętrznych gąbek? Natomiast jeśli chodzi o welurowe nausznice to jest na to jakiś sposób, który nie wpłynie bardzo na ich wartości akustyczne?
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *