Choć Yamaha miała u mnie już swoją premierę dawno temu i okazję stworzyła mi ku poznaniu jej zarówno od tej dawnej, jak i współczesnej strony, tak definitywnie nie wyczerpało to nawet ułamka jej oferty. A że czasy się zmieniają, świadczy o tym dobitnie WXC-50 – bardzo nowoczesna i świetnie wyposażona przedstawicielka klasy wielofunkcyjnych streamerów sieciowych i słowo „możliwości” padnie tu zapewne nie raz, ani nie pięć, tylko znacznie częściej.
Dane techniczne
- Układ DAC: ESS ES9006AS
- Pasmo przenoszenia (AUX): 20 Hz – 40 kHz
- Pasmo przenoszenia (Toslink, sieć, USB): 10 Hz – 100 kHz
- THD: 0,003 %
- Odstęp sygnał-szum: 112 dB
- Waga: 1,4 kg
- Maksymalny pobór prądu: ok. 5 W
- Pobór prądu w stanie czuwania: 0,12-2 W
- Tryby pracy sieciowej:
- Bluetooth: 2.1 + EDR z obsługą profili A2DP, AVRCP, SBC, AAC
- Obsługiwane formaty:
– MP3, WMA, MPEG4 AAC do 48 kHz,
– WAV, FLAC, AIFF do 24 bit / 192 kHz,
– ALAC do 24 bit / 96 kHz,
– DSD do 24 bit, 5,6 MHz - Gwarancja: 3 lata (po zarejestrowaniu produktu w przeciągu 30 dni od daty zakupu)
Zawartość zestawu
- naturalnie sama Yamaha WXC-50
- pilot zdalnego sterowania
- 2x nóżki do montażu w pionie
- antena WiFi
- kabel zasilający
- pakiet instrukcji i ulotek
Jakość wykonania i konstrukcja
W dosyć pokaźnym pudle może trochę zaskoczeniem być odkrycie, że gabaryty WXC wcale nie są pokaźne. Zaś po użyciu dołączonych do zestawu nóżek sprzęt można postawić zupełnie w pionie, co już kompletnie i doszczętnie rozwiązuje problemy przestrzenne. Yamaha prezentuje się wtedy prawie jak jakiś przerośnięty router. Ale niech uwaga ta funkcjonuje tu jako pozytyw.
Yamahę bez kozery można nazwać kombajnem wielofunkcyjnym, jako że w tej cenie dostajemy bardzo mocno rozbudowane urządzenie pod kątem ról, jakie przyjąć może na swoje barki. Tą główną jest prawdopodobnie łączona funkcjonalność odtwarzacza sieciowego UPnP + odtwarzacza strumieniowego zdolnego łączyć się z jednym z czterech różnych serwisów serwujących muzykę z Internetu, z czego najważniejszym będzie myślę Spotify.
Dołożyć można do tego współpracę z DLNA, możliwość korzystania z radia internetowego, AirPlay oraz dwukierunkowej łączności bezprzewodowej Bluetooth. Wzorem więc Shanlinga, Yamaha może działać zarówno jako odbiornik sygnału z innego źródła (telefon, tablet, komputer itd.), ale też jako nadajnik, przez co staje się możliwa komunikacja ze słuchawkami lub głośnikami bezprzewodowymi. Recepta na kompletnie pozbawiony kabli system? Najzupełniej. A i też komputera, bowiem można przekonać ją do pracy z plikami zapisanymi pamięci przenośnej USB.
Mało? Dodajmy do tego pracę jako PRE (gniazda z połową impedancji na tle AUX), zarządzanie funkcjami z poziomu smartfonu poprzez autorską aplikację MusicCast, możliwość konfiguracji korekcji względem żądanej tonalności (trójzakresowy EQ) czy nawet typu głośników oraz aranżacji ich w ramach topologii Multi-room. Całkiem dobrze zakres zastosowań tej aplikacji pokazuje m.in. ten materiał reklamowy:
Oczywiście WXC-50 nie jest jedynym modelem wspierającym się obsługą poprzez MC, ale konstruowanie całego systemu sieciowego musi siłą rzeczy obejmować produkty tejże firmy. A przynajmniej jeśli chodzi o komponenty kluczowe dla utrzymania komunikacji, bowiem już to, czy pod sprzęt podepniemy wzmacniacz Yamahy, czy innego producenta, pozostaje już całkowicie w naszej gestii. Producent wspiera chyba nawet takie myślenie za sprawą obfitego nafaszerowania tylnej ścianki złączami, które na pewno w pewnym momencie będą dla nas przydatne, jeśli nie kluczowe.
To wszystko? O nie, to jeszcze nie koniec. W nasze ręce trafia tu jeszcze (skromny ale zawsze) pilot zdalnego sterowania, wyjście na aktywny subwoofer, cyfrowa regulacja głośności z interpreterem 48-bitowym, opcja pracy z poziomu przeglądarki internetowej pod Windows i MacOS, potrójna opcja redukcji jittera po wejściu optycznym. Tak, ostateczna lista cudów faktycznie robi wrażenie. Ale też jeśli się nad tym zastanowić i spróbować objąć umysłem rozpiętość różnorodnych rozwiązań dostępnych na rynku, nawet nie tyle z perspektywy konkurencyjności z Yamahą, ale możliwości podłączenia aktualnej i przyszłościowej, taki róg obfitości bardzo korzystnie w moim odczuciu wpływa na decyzje zakupowe, upraszczając je zamiast komplikować. Chociażby przez wzgląd na obniżone w ten sposób ryzyko, że jakiegoś złącza ostatecznie nam zabraknie i kupionego sprzętu jednak nie podepniemy, bo zawiodła nas pamięć lub instrukcje były niejasne.
Być może fani maksymalnego zagospodarowania przestrzennego nie będą do końca ukontentowani tym, co zobaczą po otwarciu górnej pokrywy WXC-50, ale w tym konkretnym wydaniu sprzęt po prostu nie potrzebuje więcej „wnętrzności” aby skutecznie realizować stawiane przed nim cele.
Do tego trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jedną rzecz: obudowa jest tu kompaktowa, ale standaryzowana, bo współdzielona z modelem WXA-50. Oba segmenty mogą ze sobą korelować nie tylko wizualnie, ale też po części funkcjonalnościami, choć tak naprawdę wszystko sprowadza się do kwestii wyboru albo jednego, albo drugiego urządzenia, a nie obu jednocześnie.
W WXA-50 do dyspozycji dostajemy wbudowany stopień wyjściowy, także sprzęt za cenę utraty wyjść cyfrowych i pary RCA z modułu PRE uzupełnia się o możliwość podłączenia kolumn pasywnych. Cała widoczna wolna w WXC przestrzeń zostaje w WXA szczelnie wypełniona przez ogromną płytkę z dodatkowym zasilaniem oraz radiatorem chłodzącym tranzystory mocy. Oczywiście oba urządzenia mogą pracować wspólnie jako zestaw.
W środku WXC-50 bije doskonale znane i lubiane przez producentów sprzętu serce od ESS z serii Sabre, ale tym razem pod postacią układu ES9006AS. O tym, że japoński producent lubi te kości może świadczyć np. fakt, że dwa takie układy znajdują się np. w amplitunerze RX-A2060 kosztującym 8 tysięcy złotych. Nie jest to więc kość delegowana tylko dla tanich modeli, ani też tylko dla tych droższych.
Ponarzekać można na detale, które przypominają o trochę budżetowym (tak, nawet jak na ok. 1800 zł) charakterze Yamahy. Tandetne pokrętło nie sprawia zbyt dobrego wrażenia, aczkolwiek nie ma w sobie żadnych wyczuwalnych luzów ani nic z tych rzeczy. Przyciski przypominają zwykłe, tanie „klikacze”, zaś gniazda analogowe dostajemy tu w formie „surowej”, tj. bez żadnych złoceń ani czegokolwiek wpływającego bardziej korzystnie na kontakt wtyków. Do tego ciężko przełączający się suwak PRE/PLAYER oraz troszkę za głęboko umieszczone gniazdo optyczne. Także i pilot mógłby być ciekawszej jakości, skoro już nawet moja A-S201 miała normalny, pełnowymiarowy pilot. To są moim zdaniem najpoważniejsze uwagi fizyczne co do recenzowanego urządzenia. Jak widać nie dotyczą rzeczy aż tak krytycznych i tym samym nie przeszkadzają zbyt mocno w użytkowaniu czy też nawet samym podłączeniu urządzenia. Niemniej przy sztywnych kablach optycznych takich jak mój H-Flex dostać można szewskiej pasji, gdyż każdorazowe odchylenie się lub lekkie poruszenie urządzeniem np. w celu podłączenia nowego kabla czy przełączenia suwaka, powodowało niespokojną ciszę. No tak, znów kabel się poluzował. I tak niestety w kółko. Gdyby gniazdo było umieszczone płycej, podejrzewam nie byłoby tego problemu, choć i tak jest ono w trochę niefortunnym miejscu (z boku).
Przyznam bardzo brakowało mi tu wyświetlacza. Komunikacja za pomocą diody jest może minimalistyczna, ale jednak byłoby znacznie praktyczniej przy zwracaniu jakichkolwiek konkretnych informacji w formie nawet prostych komunikatów. Ponieważ ich nie ma, musimy bazować na naszej pamięci i ewentualnie korzystać ze „ściągi” kolorystycznej na pilocie:
- czerwony – oznacza stan czuwania sieciowego,
- różowy – aktywna funkcja AirPlay,
- biały – wejście AUX,
- fioletowy – optyczne wejście cyfrowe,
- błękitny – praca na złączu USB,
- zielony – tryb sieciowy,
- niebieski – komunikacja Bluetooth.
Zarówno zaletą, jak i wadą może być również mocne uzależnienie pracy WXC-50 od autorskiej aplikacji MusicCast, do której poprawnego działania będziemy potrzebowali smartfona. Jest to jednak nawet logiczne, ponieważ Yamaha sama w sobie nie posiada jak pisałem żadnego wyświetlacza i komunikuje się z nami tylko za pomocą wielokolorowej diody na froncie. To więc za mało, aby przekazać komplet informacji przy tak mocno rozbudowanym w funkcje urządzeniu i jakoby usprawiedliwia zastosowanie tu aplikacji „zewnętrznej” na urządzeniu mającym przecież taki czy inny ekran siłą rzeczy.
Sumarycznie więc co można powiedzieć? W tej cenie jest bardzo dobrze, a nawet więcej niż bardzo dobrze. Pakiet możliwości małej Yamahy moim zdaniem robi duże wrażenie na plus, zaś liczba wad jest bardzo mała i do tego w kilku miejscach wręcz subiektywna, bardziej będąca głosem własnych preferencji i może niechęci do zaakceptowania rozwiązań, które przecież w zamian składają się na bardziej atrakcyjną cenę. Także mimo wszystko warto i w tą stronę mieć pewien zakres tolerancji. Zatem nie pozostaje nic innego jak sprawdzić jak WXC-50 sprawdzi się w odsłuchach.
Przygotowanie do odsłuchów
Sprzęt testowy oraz założenia metodologiczne zostały przeze mnie opisane tutaj. Zaznaczyć jednak chciałbym, że podczas testów nie zwróciło mojej uwagi nic wskazującego na to, aby styl grania Yamahy uległ zmianie.
W tym konkretnym przypadku w roli wzmacniaczy występowały Conductor V2+, Aune S7 oraz Yamaha A-S201. Zwłaszcza z perspektywy Conductora bardzo wygodnie testowało mi się WXC-50, jako że mogła pełnić ona funkcję DACa, jak i od razu być porównywaną po działającym jednocześnie sygnale koaksjalnym wpadającym do Bursona w tym samym czasie. Przełączanie źródeł było więc praktycznie automatyczne i skupione tylko wokół trybów II oraz C tegoż urządzenia. Efekty końcowe były – właśnie z tej perspektywy – bardzo obiecujące i to zwłaszcza w kontekście świadomości, że WXC to przecież sprzęt (jak na moduł teoretycznie o przeznaczeniu kolumnowym) budżetowy, a w Bursonie także drzemie (do niedawna jeszcze flagowy) układ ESS.
Jakość dźwięku
Choć do Yamachy mam jako tako sentyment, do każdego ich nowego urządzenia podchodzę z typową dla każdego sprzętu testowanego rezerwą. Wynika ona nie tylko z założeń metodologicznych, ale też ze świadomości, że dawne pryncypia tworzenia sprzętu pozostały w przeszłości i to, co dzieje się w teraźniejszości oraz przyszłości, będzie rządziło się własnymi prawami.
Zaskoczeniem było więc dla mnie móc usłyszeć z WXC-50 dojrzały, kompletny, ale ponad wszystkim bezpieczny dźwięk. Neutralny, z lekko przybliżoną średnicą i zaokrąglonymi skrajami. Tak jakby sprzęt ten starał się pełnić rolę bardzo kompetentnego źródła cyfrowego z lekką nutą niepewności co do tego pod co zostanie podłączony. I producent, chcąc zaadresować te obawy, zostawił w nim swego rodzaju margines bezpieczeństwa.
Takie podejście jest bardzo słuszne i logiczne, a dla nas, jako użytkowników – w tej cenie absolutnie pozytywne. Czemu? Ponieważ przyjmuje rolę elementu nieofensywnego w ramach naszego systemu, czy to słuchawkowego, czy kolumnowego. Ze względu na to, że nie jest to sprzęt przesadnie drogi, prawdopodobnie była to bardzo roztropna kalkulacja i przewidywanie środowiska grającego mniej lub bardziej na planie „V”, zarówno po stronie wzmacniacza właściwego, jak i słuchawek lub kolumn, których przyjdzie nam używać. Yamaha zapewne nie chciała, aby konkretne elementy akustyczne nawarstwiły się, dlatego też nie sądzę, aby dźwięk płynący z WXC-50 nam w jakikolwiek sposób przeszkadzał.
Mniejszy nacisk na niższy bas pozwoli lepiej opanować w tak skrojonym systemie np. fale odbite. Jak wiadomo kluczowe jest tu także ustawienie kolumn w pomieszczeniu docelowym, ale łatwiej jednak jest to uczynić, gdy ma się nad basem większą kontrolę i jego ilość nie jest dozowana z przesadą. Podejrzewam że to właśnie było przyczyną dla której bas trochę szybciej lubi wytracić impet na dole.
Z kolei sopran nie stawiający na nosowość oraz hiper-detaliczność, a mający też odpowiedni do siebie dystans w postaci lekkiego wygładzenia powoduje, że mniejsze jest ryzyko skrzypienia nam po uszach ostrościami. Ponownie jednak – różnica nie jest duża, a uwydatnia się najczęściej w trudniejsze dla nas dni, gdy jesteśmy bardziej wyczuleni na dźwięki o wysokich częstotliwościach, a mimo to chcemy rozgościć się w fotelu na przynajmniej kilka godzin muzycznego seansu.
W tym wszystkim średnica pełni rolę asekuracyjną, strażnika należytej prezentacji wokali, które nie będą pogłębione, ale też i pozbawione nasycenia doszczętnie. Yamaha bardziej po prostu przybliża średnicę, czyniąc wokale lepiej słyszalnymi, ale nie modulując ich faktury ani kształtu. To dobry krok, ponieważ z reguły to właśnie średnie tony słyszymy w sposób naturalny najlepiej i często chcielibyśmy słyszeć jeszcze bardziej.
Bardzo łatwo jest się domyślić jakie zachowanie przejawi scena. To bardzo typowa i chyba najpopularniejsza na świecie kreacja sceniczna, która stawia bardziej na oś lewo-prawo niż przód-tył. Przybliżenie koreluje tu z wrażeniem bliższej średnicy, gdzie wokaliści stoją zawsze o krok-dwa bliżej nas i w ten sposób wskazują, że dystans między nami, nimi a tłem jest mniejszy. Można to sobie wyobrazić następująco: estrada, a na niej zespół z wokalistą w centrum. 2 metry między nami a nim, następne 2 metry od niego ku tylnej ścianie i po 1,5-2 metry odstępu od innych członków zespołu. Od nich zaś 4 metry odległości od ścian bocznych. To oczywiście tylko przykład, ale być może łatwo uda się dzięki niemu zobrazować sposób w jaki Yamaha tworzy scenę dźwiękową.
Jak to się ma do wspomnianego bezpieczeństwa? Dokładnie na tej samej zasadzie: mieszając się z końcówką mocy lub wzmacniaczem słuchawkowym którego intencją nie jest operowanie na środku i wzmacnianie wokalu, będzie skutkowało korzystnym dla nas „samowyważeniem się” systemu (wide A-S201). A także dodatkowy plus dla głośników lub słuchawek, które również nie mają zwyczaju bawić się z nami w intymności, np. DT990/600 Edition. Takiego sprzętu tym samym proponowałbym do WXC-50 szukać i to nawet niekoniecznie budżetowego. Jeśli nawet z Conductorem byłem w stanie uzyskać bardzo dobre efekty końcowe, to znaczy że nie ma przeciwwskazań w podobnych kierunkach, zaś koncepcja bezpiecznego brzmienia o dużej uniwersalności sprawdza się w praktyce.
Teoretycznie więc jak widać sprzęt ten nie posiada żadnych specjalnych wad i w tej cenie w ładny sposób plasuje się w swoim budżecie. W praktyce WXC-50 okazuje się na tyle bezpieczną Yamahą, że jedynym punktem zaczepienia może być sam ten właśnie fakt. Bowiem o ile żadnych słyszalnych wad nie posiada, o tyle czasami trudno jest się na pierwszy rzut ucha doszukać w niej także i wyróżników całkowicie przykuwających uszy. Mikrodetaliczność i ostatnie słowo w precyzji oraz zejściu basu, to rzeczy które można wskazać jako taki ubytek, który powoduje wrażenie kompromisowości i jednocześnie taki, którego słuchaczowi może brakować właśnie w trakcie poszukiwania czegoś wyróżniającego Yamahę podczas odsłuchu. Moim zdaniem w ten sposób Yamaha wyważa się między walorami dźwiękowymi a użytkowymi, może nawet trochę przedkładając te drugie nad pierwszymi, przynajmniej w formie surowej, niczym niezmąconej wagi, wartości stawianych bezpośrednio na jej szalach.
Zastosowania
Wszelakie. Jednym słowem. Yamaha to bardzo dobra i uniwersalna konstrukcja, o której sile stanowi jej wyjątkowo bogate wyposażenie. Możemy ją wykorzystać jako nowoczesne serce naszego systemu i to w sposób w pełni cyfrowy. Wszystkie implikacje powinny zresztą nasuwać się tu same po przeczytaniu wcześniejszych akapitów.
Jedyne o co tak naprawdę posiadacz WXC-50 powinien się moim zdaniem zatroszczyć bezwzględnie, jest upewnienie się co do kabli, że są należytej jakości. Z dwóch par jakie zastosowałem – zwykłej i opartej o Solid Core – ta druga błysnęła bardzo dużym kunsztem w połączeniu z Conductorem w roli wzmacniacza i w porównaniu do niego jako w trybie integry, gdzie do głosu dochodził bardzo dobry ESS Sabre ES9018K2M. Na pierwszym w ogóle nie szło tego poczuć, nie było tam subtelnego wrażenia dokładności i szklistości, która komponowała się z zaokrąglonym charakterem Yamahowego sopranu wprost wybornie. Dlatego też warto moim zdaniem zadbać o ten właśnie element toru, aby jego jakość była należyta i nie blokowała tego, co WXC-50 jest w stanie zaoferować. Ma to znaczenie paradoksalnie bardziej słyszalne, niż w przypadku innych zestawów.
Podsumowanie
Urządzenie posiada w sobie tak wiele funkcjonalności i możliwości zastosowania, że naprawdę trudno jest je ogarnąć w ramach jednej recenzji i preferencji jednej tylko osoby. Dlatego też moją intencją było opisanie jej jak najbardziej konkretnie w treści, wręcz stopując samego siebie i nie dając palcom możliwości rozpisania się po klawiaturze. Nie inaczej chciałbym ją też podsumować. A uczynię to jako bardzo wszechstronną, świetnie wyposażoną, zgrabną i niezgorzej wykonaną jednostkę, mogącą pełnić rolę pełnoprawnego i nowoczesnego centrum cyfrowego dla budowanego przez nas systemu audio, bez względu czy słuchawkowego, czy kolumnowego. Najważniejsze jednak, że komponować się z tym obrazem będzie jej bardzo bezpieczne strojenie, troszkę kompromisowe na precyzji i wykończeniu skrajów, ale ostatecznie grające na dobry rezultat, tak samo jak czyni to ten sprzęt całościowo.
Czy WXC-50 można polecić? Myślę, że jak najbardziej tak. Oczywiście atrakcyjność zależy ostatecznie od potrzeb, bowiem możliwe, że uda znaleźć się znacznie prostszy sprzęt z mniejszym pakietem możliwości, ale akurat wpasowującym się idealnie lub prawie idealnie w nasze wymagania, ale byłoby to podyktowane bardziej teraźniejszością, nie przyszłością. Nie wiadomo czy coś, co jest akurat na wyposażeniu Yamahy, za parę miesięcy nie okaże się elementem przez nas bardzo mocno wymaganym, bo akurat zawiódł nas sprzęt poprzedni i potrzebujemy nowego, współpracującego na trochę innych zasadach, lub po prostu zwykłego ulepszenia w ramach naszego systemu. Wtedy też może się okazać, że WXC-50 niby kupiony na zaś, będzie pełnym zwycięstwem i dowodem naszej przezorności. Ale ponad wszystkim jest to moim zdaniem godny polecenia kandydat na wszechstronnego partnera nastawionego na współczesne cyfrowe media i co najważniejsze – nie kosztującego wcale tak dużo, zwłaszcza jak na pakiet jaki oferuje. Warto więc mu się bliżej przyjrzeć.
Sprzęt można nabyć w sieci sklepów Top HiFi w cenie 1 699 zł. (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- z grubsza bardzo fajnie wykonanie i z użyciem dobrych materiałów
- ogromne wyposażenie w funkcje użytkowe
- małe gabaryty i możliwość postawienia w pionie
- obsługa radia internetowego
- obsługa streamingu, m.in. ze Spotify
- pilot zdalnego sterowania
- możliwość zarządzania urządzeniem za pomocą aplikacji MusicCast
- sprawdzony DAC od ESS Sabre na pokładzie
- bardzo kulturalny termalnie i ze świetną organizacją wentylacji
- bardzo niski pobór prądu
- neutralne brzmienie z lekkim przybliżeniem i zaokrągleniem na skrajach
- całkiem dobrze kreowana scena pod względem szerokości
- potrafi z łatwością zgrać się z większością sprzętu towarzyszącego
- atrakcyjny współczynnik ceny do możliwości
- 3 lata gwarancji po rejestracji produktu w miesiąc po zakupie
Wady:
- pewne uproszczenia w precyzji na skrajach pasma
- plus do wokalu realizuje się nieznacznie kosztem głębi sceny
- szkoda że nie ma pozłacanych gniazd oraz normalnego wyświetlacza
- trochę tandetne pokrętło głośności cyfrowej i pilot zdalnego sterowania
- z niewiadomego powodu nieco głębiej osadzone gniazdo wejściowe Toslink
- bardzo duże uzależnienie od aplikacji MusicCast
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Między wierszami czytam, że nie brzmi toto najlepiej.
Każdy widzi to co chce widzieć i uważa to, co uważa, więc nie śmiem polemizować i przekonywać, że jest inaczej 🙂 . Mogę natomiast powiedzieć tylko tyle, że tak jak sprzęt odebrałem w odsłuchach, tak też opisałem w recenzji. Nie sądziłem że można odebrać ją między wierszami negatywnie, bo sprzęt mi się ogólnie podobał mimo pewnych uwag.
Panie Jakubie, mam pytanie jak zagra ten odtwarzacz podłączony do DAC Bursona Conductora 2? To, że lepiej niż z własnym DAC wynika oczywiście z recenzji, ale pytanie czy podłączenie WXC 50 do DAC Bursona da dobry jakościowo dzwięk, bo urządzenia są z dwóch różnych półek i WXC może „ciągnąć” Bursona jakościowo w dół? Jaki ewentualnie odtwarzacz sieciowy i CD by Pan polecił do Conductora? I pytanie z natury ogólnych na koniec: czy jak podłączymy odtwarzacz sieciowy do DAC Conductora to jakość odtwarzacza ma znaczenie? Przecież dźwięk i tak przetwarza DAC z Conductora?
Recenzja Panie Bogdanie była pisana właśnie z perspektywy Conductora. WXC50 owszem, będzie dla urządzenia takiej klasy ograniczeniem. W odtwarzaczach CD kompletnie się nie orientuję i od zawsze preferowałem formaty stricte cyfrowe. Jakość odtwarzacza niestety cały czas ma znaczenie, również jeśli pełni rolę nadajnika cyfrowego.
Dziękuję, a jaki inny odtwarzacz sieciowy w takim razie do conductora można wziąć pod uwagę?
Nie posiadam już Conductora, także nie będę niestety w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Jak wypada w porównaniu do Aune X1s?
Przecież to są dwa zupełnie różne urządzenia.
Walczę z tym sprzętem od ponad roku – zachęcony między innymi tą recenzją – i powiem szczerze – nigdy więcej nic od Yamaha co współpracuje w sieci z czymkolwiek – ludzie – omijajcie to dziadostwo szerokim łukiem – raz działa, raz nie – nic człowiek nie jest w stanie przewidzieć – dookoła inne sprzęty grają bez problemu – a z tą księżniczką na ziarnku grochu nigdy nie wiadomo – Z CAŁEGO SERCA NIE POLECAM !!!
Tymczasem u mnie wszystko działało bez problemów. Inaczej recenzji nie mógłbym wykonać lub opisałbym w niej po prostu co mi nie działało i adekwatnie sprzęt w oparciu o swoje doświadczenia ocenił. Jeśli były/są jakieś problemy z urządzeniem, to od tego właśnie jest gwarancja, z całego serca polecam z niej skorzystać. Chyba że lubi się korzystać przez ponad rok z wadliwego sprzętu.