Qudelix 5K jest uproszczoną i bardziej przenośną wersją poprzednio przeze mnie testowanego modelu T71. Dzięki uprzejmości p. Mateusza mam możliwość porównania go dokładnie z modelem, który testowałem poprzednim razem. Odpowiemy tym samym sobie na pytanie, czy taniej i prościej koniecznie musi oznaczać gorzej.
Recenzja powstała dzięki użyczeniu swojego prywatnego egzemplarza przez p. Mateusza, któremu bardzo serdecznie dziękuję. Inaczej konieczny byłby najpewniej jego zakup z datków czytelników lub środków własnych, gdyż wypożyczenie urządzenia byłoby wprost niemożliwe. Jeśli tak samo, jak p. Mateusz, posiadasz sprzęt, którego nie testowałem, a chciałbyś, aby miał on swoją recenzję na Audiofanatyku, zapraszam do kontaktu.
Dostępność w Polsce
Zanim pochylimy się nad przedmiotem recenzji, warto powiedzieć sobie parę słów o dostępności u nas w kraju. Otóż sprzęt ten nie jest dostępny wcale. Zakupić go możemy tylko bezpośrednio od producenta, albo przez Amazon.pl.
Dawno, bo z jakieś 5 lat, temu, był on z tego co widziałem oferowany w Polsce przez jednego z handlarzy na Allegro. Wskazują na to wątki na forach audio, w których właściciel tegoż sklepu próbował go reklamować i promować w ramach swojej oferty. Cena była wówczas bardzo atrakcyjna, bo wynosząca tylko 500 zł, a przy obecnych, byłaby to kwota absolutnie okazyjna.
Jednak dosyć szybko produkt zniknął z oferty (w sprzedaży był może z rok?). Nie jestem w stanie powiedzieć czemu. Było trochę narzekań na pękające mocowanie klamry, a sporadycznie także na dźwięk (o tym za moment). Być może to było sumarycznie powodem. A może zaważyły kwestie czysto finansowe lub szeroko pojęte biznesowe? Nie mam pojęcia i w sumie nie wiem, czy chciałbym zgłębiać tą materię ze względu na chociażby agresywne zachowania tego sprzedawcy w przeszłości. Szkoda, że sprzęt ten nie był i nadal nie jest dostępny w innych sklepach w Polsce, no ale cóż. W każdym razie, cena była naprawdę super, a dostępność w Polsce swego czasu zapewniona.
Dziś już tak nie jest i po Qudelixa trzeba niestety uderzać na zagraniczne portale oraz sklepy. Tyczy się to najbardziej właśnie modelu 5K, jako że nawet w niemieckim hifi-passion nie jest on już dostępny. Dlatego tym bardziej cieszę się z możliwości testowania Qudelix 5K od p. Mateusza. Bez żadnych warunków, wymagań, czy prób blokowania u producenta. Z tej perspektywy jednak nie wiem, czy paradoksalnie nie jest to sytuacja lepsza z perspektywy konsumenta. Przynajmniej nie wylądujemy na czarnej liście tylko dlatego, że zwróciliśmy produkt do sklepu lub chcieliśmy go wymienić na wolny od wad, korzystając z przysługującego nam prawa, jako konsumentom. Takimi przykrymi doświadczeniami podzielił się ze mną właśnie p. Mateusz, choć nie dotyczyły one Qudelixa, a droższych słuchawek innej marki. Stąd lepiej jest czasami dopłacić ekstra, nawet kupując zagranicą, niż szarpać się i generować niepotrzebny stres.
Jakość wykonania i wyposażenie
Urządzenie jest tak proste, jak tylko się da, a przynajmniej teoretycznie. W zestawie mamy wyłącznie dwa bardzo krótkie kabelki USB-C do USB-C/USB. Nic więcej tu nie uraczymy, poza samym urządzeniem rzecz jasna.
Te jest wykonane z mieszanki plastiku i metalu. Z jednej strony mamy wspomniane gniazdo USB-C, które służy do komunikacji i ładowania. Po przeciwnej stronie są gniazda jack 2,5 mm BAL i 3,5 mm SE. Po bokach mamy przyciski sterujące. Plecki zaś to – będąc jedynym elementem metalowym – klamra do zapięcia na ubraniu lub pasku. I to w zasadzie wszystko.
Należy brać uwagę na to, że sprzęt jest używany, toteż nosi na sobie ślady użytkowania. Tak jak pisałem, pozyskanie bezkosztowo (dawniej pewnie i bezstresowo) tego urządzenia na testy, byłoby niemożliwe. Ale i tak sprzęt jest bardzo zadbany, a i ja sam obchodziłem się z nim jak z jajkiem. Tudzież jajkami.
Komunikacja Bluetooth
Głównym sposobem komunikacji z hostem jest Bluetooth, toteż na nim się tu bezpośrednio skupię.
Qudelix 5K obsługuje zawstydzającą konkurencję ilość kodeków bezprzewodowych. Mamy tu naprawdę pokaźną paletę, na każdą okazję i ochotę. Pod tym względem już na starcie można dać temu urządzeniu solidną „okejkę”.
Obsługa
W zakresie obsługi urządzenie wydaje się bardzo proste, bo ma tylko dwa przyciski. W rzeczywistości wymaga jednak od nas zapamiętania wszystkich kombinacji, jakimi cechuje się Qudelix 5K. Inaczej czekać nas będzie niekończące się pasmo frustracji wynikającej z pomylenia stron i tym samym przycisków.
To nic, że dla rozróżnienia okraszono je różnymi kolorami. Są to przyciski kołyskowe, wystające poza obrys obudowy. Powoduje to, że niesamowicie łatwo jest je nacisnąć, nawet przypadkowo. Albo może zwłaszcza przypadkowo.
Osobiście znacznie lepiej widziałyby mi się, gdyby były umieszczone na froncie urządzenia, jak w Apogee Groove. Byłoby naprawdę lepiej, zwłaszcza z wyciąganiem i wkładaniem wtyków słuchawkowych. I nie, wypustek na przycisku nie pomaga.
Jakość dźwięku Qudelix 5K
Jest takie stare i mądre powiedzenie że wszystkim nie da się dogodzić. Niektórzy lubią recenzje pisane trochę luźniej, inni znacznie bardziej techniczne. Choć sam osobiście lubię te drugie ze względu na wiedzę i doświadczenia nabyte, pamiętam cały czas formę dawnych recenzji. Trochę jak ogień i woda. Czy da się to połączyć? Wydaje mi się więc, że tak. Wymagać będzie to ode mnie więcej pracy, bo jednak musi mieć to swój ład i skład, więc starać będę się pracować nad tym tak, aby i mi się przyjemnie pisało, a i Wam sympatycznie czytało.
W przypadku Qudelixa nie mam niestety zbyt dużej ilości miejsc, w których mógłbym się rozpłynąć nad dźwiękiem. Ale nie dlatego, że nie ma nad czym, tylko nie ma jak (i po co). Tradycyjnie zacząłem od odsłuchów na własnych uszach, które w tym wypadku na stosunkowo ciemnych HD 580 nie wykazały żadnych odchyłów od wzorcowego toru audio. Toru należy podkreślić sprawdzonego i zweryfikowanego konfrontacjami na wielu płaszczyznach z naprawdę wykwintnie czystymi wzmacniaczami. Niczym po przyłożeniu metrówki, co do milimetra wszystko się tu zgadzało.
Starałem się wytężyć swój zmysł słuchu ku wyszukiwaniu nawet mikroskopijnych nawet smaczków, ale niestety nie doszukałem się takowych. Dlatego w przypadku tak małego urządzenia, wiedziony najprostszymi skojarzeniami gabarytu z możliwościami, podjąłem decyzję o podłączeniu czegoś również lżejszego napędowo niż 580-tki. Wybór padła na trzy pary: KSC75X, Aurvana SE i HD 58X.
Opis z perspektywy trzech powyższych par
Pierwsza zgrała dokładnie tak, jak winna była zagrać od pierwszych sekund. Oznacza to, że malutki Qudelix 5K nie boi się pracy nawet z wtykiem 4-polowym i słuchawek z mikrofonem. KSC75X to zresztą okrutnie niedoceniana para słuchawek, notorycznie pomijana i traktowana jako relikt przeszłości. Dlatego szykuję się do zrobienia ich recenzji – zasługują na nią.
Creative Aurvana SE, będące z kolei cichym bohaterem recenzji M-Audio, również zachowały się nienagannie. Przepiękny bas, średnica ze zdrową nutą głębi, góra w stylu studyjnym. A to wszystko okraszone należytą sceną. Przepyszne danie, po którym doprawdy palce lizać. Ale i one nie wykazały żadnych odchyleń. Tak samo dobrze grało mi to z Motu, Sabaja, jak i „Kudela”.
Formalnością stało się zatem zasięgnięcie ponownych konsultacji u Sennheisera i jego HD 58X. Choć nie mają takiej głębi jak 580, są bardzo przyjemne, potulne, ale wciąż czytelne, niczym „tańsze HD 650”. Potulność ich bierze się z bardzo umiejętnego emanowania środkiem pasma i łączenia go z sopranem. Mniejszy nacisk na skrajne fragmenty pasma wykorzystałem więc tu celowo, przekuwając ich słabości na swoją korzyść.
Po raz trzeci jednak nie udało mi się zagiąć Qudelixa i zmusić go do zachowania się odmiennego, niż bym się spodziewał.
Spokój, równowaga i transparencja
Oznacza to więc, że urządzenie, przynajmniej na słuch, jest całkowicie transparentne i nie wpływa na tonalność słuchawek. Qudelix 5K gra tak, jakby go w ogóle nie było, wręcz nie istniał. A jednak można go dotknąć, więc nie zajmujemy się na szczęście metafizyką. Uff…
Wyczytałem w wątku na rzeczonym forum, że sprzęt miał być techniczny, bezbarwny, syntetyczny i ze zmiękczonym basem. Jak zwykle okazało się to wytworem czyjejś fantazji. Tonalność? Nietknięta. Barwa? Naturalna. Koloryzacja? Tylko jeśli sami sobie wmówimy, że zachodzi. To jak wlanie krystalicznie czystej wody z górskiego źródła do równie krystalicznie czystego kubka — i tylko fakt, że urządzenie istnieje, zdradza, że nie słuchamy muzyki telepatycznie. Zaś obecność kabla – że nadal mamy fizyczne połączenie z muzyką. Dosłownie i w przenośni.
Jako fanatyk dobrego dźwięku — z naciskiem na dobrego, niekoniecznie drogiego — jestem więc ponownie zadowolony z roboty, jaką Qudelix mnie tu uskutecznił. Niczym krystalicznie czysta woda w jeziorze, nieskalanym jakimikolwiek nieczystościami, mułem czy choćby gramem obecności człowieka. Jest to ta sama droga, co w przypadku Toppingów czy Sabaja i Qudelix 5K trzyma się tej samej. Ale też nie do końca.
Wcześniejsze urządzenie tego producenta uczyniło mi dokładnie to samo, więc teoretycznie można było się tego spodziewać. Praktyka pokazuje jednak często, że producenci lubią ścinać zakręty w tańszym sprzęcie. Czasami aż za mocno. Aczkolwiek trudno tu też mówić o taniości w sensie stricte, bowiem obecna cena Qudelix 5K wynosi aż 1000 zł. Nie jest to mało, ale w dalszej części zmierzymy się z realną wartością tego urządzenia.
Równość tonalna w pomiarach
Drugą fazą każdej recenzji są u mnie zawsze pomiary, jako że traktuję je niczym swoisty „materiał dowodowy”. W sumie nawet można byłoby je tak od tej pory nazywać, zamiast materiałów dodatkowych.
Testy weryfikacyjne na fantomie również nie wykazały absolutnie żadnych odchyłów od normy. Można powiedzieć, że kontynuowana jest w ten sposób bardzo dobra passa zarówno Qudelixa, jak i Toppinga. Przytaczam go tu nie bez powodu. To właśnie na L70 (ale też A90 Discrete), mogliśmy ostatnio podziwiać taką właśnie filozofię sprzętu-kryształu.
Naturalnie nie wszystkim się taki stan rzeczy podoba. Co bardziej zorientowani na klimatyczny dźwięk użytkownicy – nie będący od razu, zastrzegę, ekologami – mogą nie docenić tej koncepcji. Z reguły preferują tą, w której sprzęt źródłowy odgrywa znaczącą rolę w kształtowaniu dźwięku wynikowego, a więc w strojeniu słuchawek.
W przypadku Qudelixa przynajmniej częściowo obejdą się smakiem. Urządzenie jest idealnie równe, choć od 16 kHz widać mocny spadek. Spieszę uspokoić, że na całe szczęście nie ma to znaczenia. Raz, że w praktyce częstotliwości w tym zakresie nie usłyszymy, a dwa, że jest to zachowanie już przeze mnie zaobserwowane wcześniej (cecha Bluetooth).
Qudelix 5K nie wpływa zatem na tonalność słuchawek, nie koloryzuje żadnego zakresu, ani nie powoduje, że ta legendarna już synergia musi być poszukiwana. Czy to uszami, czy portfelem.
Czystość
Nie słyszałem nic a nic negatywnego w testowanych słuchawkach, toteż podejrzewałem brak przełożenia na dźwięk lub trzymanie się poza granicami słyszalności. I znów miałem w tym zakresie rację.
Czystość Qudelix 5K okazała się w zupełności akceptowalna.
Distortion – HP OUT (Single-ended, 3,5 mm, Bluetooth) | dB |
THD + N, 16 Ω / 1 mW | -75,8 |
THD + N, 32 Ω / 1 mW | -78,8 |
THD + N, 300 Ω / 8 mW | -83,7 |
THD max, 300 Ω | -83,9 |
Przy 16 Ohmach wyciągniemy prawie -76 dB THD+N. Dla 32 Ohm mamy prawie -79, a przy 300 Ohmach i większej mocy (8 mW) uzyskujemy prawie -84 dB. Nie została osiągnięta granica formatu Audio CD, ale we wszystkich sytuacjach mamy zapewniony komfort czystości sygnału pod słuchawki.
Część osób zapewne będzie chciało w tym miejscu polemizować, czy aby na pewno jest to poziom adekwatny do ceny. Wszak mamy wzmacniacze Toppinga, które osiągają zauważalnie lepsze rezultaty w niższej cenie (L50), nie mówiąc o Sabaju A20h.
Impedancja wyjściowa
Obliczona ręcznie, wyniosła 0,28 Ohma, co jest rewelacyjnym wynikiem. Potwierdza to tylko „niewidzialność” sprzętu, a jednak tak fizycznie z nami obecnego.
Możliwości płynące z oprogramowania…
Praktycznie wszystko to samo, co odnotowywałem na plus przy T71, uzyskujemy tutaj. Ta sama aplikacja, te same możliwości, a więc ponownie mocny plus.
Problemem naturalnie będzie to samo, co pisałem poprzednio: Qudelix bezrefleksyjnie implementuje bazę danych squiglink. Tą samą, w której znajdują się pomiary robione na np. na symulatorze policzka z taśmy malarskiej i/lub z użyciem kapsuł nie spełniających żadnych norm, nawet tych nieaktualnych z lat jeszcze 80-tych.
Wspomniano o tym niedawno w komentarzach i rzeczywiście, źródło pomiarów mówi wprost o taśmie malarskiej jako materiale symulującym policzki. Być może nawet nadaje się to na osobny artykuł jako pomiarowe odkrycie dekady i nowy materiał nieznany metrologom. A może to tylko ja sam winienem się podszkolić z materiałoznawstwa? I czym prędzej oklejać swój fantom taśmą malarską, by zyskać dzięki temu przewagę technologiczną w swoich pomiarach? Może rzeczywiście warto będzie to kiedyś sprawdzić. Tylko nie mówcie o tym na razie GRASom i innym Bruelom, bo jeszcze skopiują i odbiorą nam zaszczyt bycia policzkowymi pionierami. I proszę nie wykupić całej taśmy.
W każdym razie, wielokrotnie potężniejszym narzędziem będzie PEQ, a przynajmniej w rękach osoby wiedzącej co chce osiągnąć i dlaczego. A przede wszystkim indywidualnie pod swój własny słuch oraz egzemplarz słuchawek. Tu – w połączeniu z mobilnością Qudelixa 5K – uzyskamy tak naprawdę najlepszy przenośny sprzęt Bluetooth, o jakim można pomyśleć. Tym bardziej, gdy rolę hosta przejmie nasz telefon.
…i te płynące z urządzenia
Wróćmy zatem do tego, co przed momentem pisałem o stosunku ceny do możliwości. To właśnie tu się on znajduje. Parametry techniczne są w porządku, ale to, co zyskujemy w sferze dopasowania strojenia pod dane słuchawki, po prostu buduje taką a nie inną cenę.
Aczkolwiek warto zwrócić uwagę, że producent nie zdecydował się na sprzęt koloryzujący dźwięk, tylko transparentny. To na tym fundamencie buduje się domy, pałace i zamki za pomocą PEQ. Nie ma tu lampowego grania ani wysokiego THD+N. Nie ma również dużej impedancji wyjściowej i wpływania na dźwięk. Trudniej byłoby bowiem coś na takim fundamencie zbudować.
Qudelix 5K może być rzeczywiście najlepszym rozwiązaniem pod kątem transformacji par przewodowych z trudnym strojeniem w coś naprawdę super. To tak naprawdę pseudo-DAP/DAC z wireless i PEQ, który z każdymi słuchawkami się dogada i zgra. Inni żonglują sprzętem – często bardzo dobrym i drogim – tylko po to, aby uzyskać ułamek dopasowania dźwięku pod siebie.
My na Qudelix 5K mamy nie ułamek, a pełnię możliwości synergii ze słuchawkami. Wystarczy np., że weźmiemy sobie HD800 S i zbijemy wybicie na 6 kHz. Albo dowolne inne słuchawki, na których temat mamy wiarygodne dane, aby móc zrobić z nimi cuda.
To tak naprawdę przedsmak zabawy w technika-inżyniera dźwięku. Co więcej, możemy zabrać ze sobą wszędzie swoje ustawienia. Qudelix 5K może być potraktowany jako urządzenie do testowania różnych PEQ indywidualnie dla osobnych par słuchawek, albo też dedykowany kompan tej jednej pary. Naszej pary.
Zastosowania
Dlatego też najbardziej więc widziałbym małego Qudelixa 5K w dwóch zastosowaniach:
- jako przenośny moduł BT z wbudowanym mikrofonem + przewodowe słuchawki, które zmieniają się wówczas w niby-wirelessy,
- jako przenośny, kieszonkowy moduł korekcyjny dla wybitnie trudnych (czyt. zepsutych tonalnie) słuchawek.
Jest jeszcze trzeci scenariusz. W połączeniu z jakimiś aktywnymi głośnikami, nawiązując do przemyśleń w recenzji M-Audio Forty Sixty. To już będzie trochę karkołomne, ale jednak Qudelix 5K rzeczywiście ma szansę sprawdzić się jako symulator (tester) ustawień pod korekcję pokoju odsłuchowego. Wymagać będzie to jednak przynajmniej podstawowej aparatury pomiarowej, aby zmierzyć rejony występowania modów pomieszczenia.
Podsumowanie
Qudelix 5K okazał się być malutkim urządzeniem z ogromnymi możliwościami. Rzekłbym, że to Goliat w ciele Dawida, aby nawiązać do słynnego już pojedynku.
Wystarczająco dobrze wyposażony, wystarczająco czysty, wydaje się być świetnym kompanem wielu modeli słuchawek. Zwłaszcza tych, które nie tylko chcemy „umobilnić”, ale też przy okazji wystroić na naszą modłę. A może powiedzieć nawet winniśmy sobie wprost, że „naprawić”.
Bo to właśnie takie urządzenia, jak Qudelix 5K, powinny być stosowane, gdy brakuje nam synergii. Nie tej ulotnej i rozumianej w kategoriach subtelności, a rzeczywistej, opartej na korekcjach punktowych. Wyobraźcie sobie tylko: ludzie przez lata biegali z HD800 szukając tego „jednego, jedynego” wzmacniacza, kabla, połączenia, który zbije nieco 6 kHz, ale nie zabije całości. Można to osiągnąć na różne sposoby, ale Qudelix 5K to jedna z najprostszych dróg.
I wcale nie kosztem napędu, bo jak widzimy, przy 300 Ohmach (impedancja HD800 i 800 S), bez problemu robimy 8 mW, dające nam -84 dB THD+N i… ok. 106 dB SPL. Jest to wartość głośności niesłuchalna. To maleństwo jest więc w stanie napędzić nawet tak demonizowane słuchawki, jak 800-tki i wcale nie będzie to profanacją.
A zatem…
Jakość wykonania
Chciałoby się Qudelixa pochwalić, ale sporo widziałem problemów z wyłamaną klamrą. Myślę, że jeśli będziemy na to uważać i nie wciskać na siłę Qudelixa 5K na bardzo grube spodnie, to nic się nie stanie. Niemniej obawiam się, że będę musiał za to coś odjąć i to konkretnie, bo na 7/10. Głównie ze względu na cenę.
Jakość dźwięku
Nie dość, że spokojnie akceptowalna i nie do usłyszenia na słuchawkach, to jeszcze z wysoce personalizowanym strojeniem za pomocą PEQ. I to niezależnie od platformy. Nie może więc inaczej być, jak 10/10.
Ergonomia i obsługa
Byłaby super, gdyby nie konieczność nauki obsługi przycisków i zbyt duża łatwość ich przypadkowego naciśnięcia. Aplikacji również należy się nauczyć, a także uważać na szkodliwe ustawienia na bazie fałszywych/niechlujnych pomiarów. Niestety Qudelix nie filtruje i weryfikuje pomiarów zasysanych z bazy squiglink. Dałbym więc tutaj ponownie 7/10.
Sumarycznie
Jak na tyle uwag z mojej strony, Qudelix 5K nadal wykręcił soczyste 8.5/10, co kwalifikuje go na formalną rekomendację. Uważać jednak należy, gdyż nie jest to panaceum na każde zło, a jego skuteczność jest tak ograniczona, jak wiedza, którą dysponujemy. Nie powiedziałbym, że jest to audiofilska cudowna pozytywka, a raczej narzędzie sprytnej ucieczki ze świata poszukiwaczy zaginionej synergii. A przynajmniej tak długo, jak będziemy w stanie korzystać z aplikacji producenta w sposób świadomy i kontrolowany.
Pomocne w tym okazać się mogą moje własne pomiary, jeśli tylko któryś z modeli słuchawek był przeze mnie testowany i mierzony. Wciąż rozbijać będziemy się o wariacje produkcyjne i ciche rewizje, ale ile radości z zabawy dźwiękiem pod własny gust…
Czy sprzęt można natomiast z czystym sumieniem polecić wiedząc, że kosztował kiedyś 500 zł, a dziś przychodzi nam za niego zapłacić zauważalnie więcej? To zależy, ale wydaje mi się, że kombinacja przenośności, bezprzewodowości i możliwości płynących z korekcji nadal są jeszcze tego warte.
8.5/10
Sprzęt można zakupić na dzień pisania i publikacji recenzji w cenie 1051 zł na Amazon.pl lub na stronie producenta.
Dane techniczne
Dane podawane przez jeden ze sklepów audio na karcie produktu:
- Qualcomm QCC5124 Bluetooth
- Two ES9219C SABRE HiFi® DACs
- 3.5 mm unbalanced 2.0 V RMS
- 2.5 mm balanced 4.0 V RMS
- aptX Adaptive, LDAC, AAC, aptX-HD
- 6 ~ 20 hours battery life
- USB DAC 96KHz / 24-bit
- 10-band dual precision PEQ/GEQ
- High-sensitivity 3-D LDS antenna
- Qualcomm® cVc™ noise reduction
- High-sensitivity MEMS microphone
- iOS/Android application
- Windows/MacOS app
- PC Chrome App (Beta) now available
Materiały dodatkowe
- Zniekształcenia harmoniczne wzmacniacza w zależności od obciążenia:
– 16 Ω / 1 mW
– 32 Ω / 1 mW
– 300 Ω / 8 mW - Zbieżność tonalna z torem wzorcowym na przykładzie Sennheiser HD 580
Platforma testowa
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- DAC/ADC/AMP: Motu M4
- Nadajniki Bluetooth: Asus BT400, Asus PCE-AX58BT, RealMe 9Pro+
- Słuchawki testowe: Creative Aurvana SE, Koss KSC75X, Sennheiser HD 58X, Sennheiser HD 580
- Monitory odsłuchowe: M-Audio Forty Sixty
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli ACX, ADX (jeśli miało ono zastosowanie)
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Szkoda, że recenzuje Pan takie starocie których prawie nie da się już kupić, a na rynku tyle fajnych nowości z tego segmentu – BTR17, nowy Shanling UP6…
Szkoda panie Adamie, że sklepy i dystrybutorzy nie wysyłają mi tych fajnych nowości o których Pan wspomina. 🙂
Jeśli posiada pan któryś z wymienionych, z wielką chęcią przyjmę na testy i pomiary, tak samo jak uczyniłem to z Qudelixem p. Mateusza.
A jeśli nie, jest jeszcze opcja by kupić na 14 dni i podesłać mi na szybkie testy. Nowości pojawią się wówczas w mig.
W międzyczasie będę testował to, co podeśle w geście dobrej woli czytelnik, bez względu czy będą to „starocie”. Każdy sprzęt warto przetestować i tym bardziej zmierzyć, gdyż tak mogę się za owe wypożyczenie odwdzięczyć.
„Prawie” robi wielką różnicę. Można kupić, jak opisano wyżej.
Jeśli te starocie są wystarczające, to taka recenzja to dobre odświeżenie. W dobie FOMO wiadomo, że trzeba gonić za najnowszym i najświeższym, bo przecież 5-letni sprzęt jest passe.
No i jak było wspomniane – myślę, że na blogu zawisną nowsze sprzęty, jeżeli ktoś byłby chętny podesłać je na recenzję.
Mam Qudelixa 5K i właśnie odsyłam BTR17. Ten jeden dzień spędzony z BTR17 będę wspominać jako jeden z najbardziej traumatycznych epizodów audiofilskich. Samo wzięcie tego urządzenia do ręki sprawia fizyczny dyskomfort – ostre kanty i krawędzie aż proszą się o spiłowanie.
Przez kilka godzin męczyłem się z ustawianiem EQ pod kilka par słuchawek – tak „prosty i intuicyjny” jest software od FiiO. Gdy już jakoś się z tym uporałem, okazało się, że przełączanie profili EQ, a czasem nawet samo włączenie lub wyłączenie korekcji, powoduje kompletnie losowe zmiany w brzmieniu. Raz jest bas, wyłączam EQ, włączam ponownie – bas znika.
Na dokładkę, przy przełączaniu profili zdarza się, że słuchawki dostają strzał w postaci bardzo głośnego trzasku. Nie dotarłem nawet do momentu, w którym mógłbym spokojnie ocenić, jak to coś właściwie gra – samo obcowanie z tym urządzeniem to był test nerwów, którego nie zamierzam powtarzać 😉
Akurat miałem szczęście i kupiłem pare lat temu Qudelixa właśnie na tej wspomnianej ofercie z Allegro 🙂 Fajny sprzęcik i służy do dziś. Zastanawia mnie tylko skąd ta podana cena 1000zł? Na amazonie jak i na oficjalnej stronie Qudelix widzę, że jest za 110$ bez przesyłki
Za tyle było na polskim. Cena zmienia się dynamicznie. Te za 110$ potrafiono anulować bez podania przyczyny.