Moondrop Venus – recenzja otwartych słuchawek planarnych

Moondrop Venus na pewno kojarzą się nazwą z pewną panią z wielkiej muszelki i być może wzorek na bocznym grillu sugeruje identyczne skojarzenia u projektantów tych słuchawek – stąd nazwa. Jakakolwiek by jednak geneza nie była, dzięki niesamowitej uprzejmości p. Marcina, który od kwietnia jest właścicielem opisywanych słuchawek i któremu bardzo serdecznie dziękuję za szansę ich odsłuchów, mamy możliwość pochylenia się nad kolejnym daniem z magnetostatycznego menu Moondropa.

Zdjęcie pudełka od Moondrop Venus.

Dane techniczne

Dane pochodzą wprost ze strony producenta:

  • Impedancja: 18 Ohm (± 15%, @1kHz)
  • Czułość: 100 dB / Vrms (@1kHz)
  • Pasmo przenoszenia: 6 Hz – 80 kHz
  • Efektywne pasmo przenoszenia (IEC60318-4, ±3dB): 20 Hz – 20 kHz
  • Standard wtyków: 3,5 mm

 

Jakość wykonania i konstrukcja Moondrop Venus

Producent kontynuuje w modelu Venus wzornictwo pakowania w stylu „chińskich bajek”. Rysownik trochę się zagalopował, bo jeden z kosmków włosów wygląda tak, jakby postać miała szeroki uśmiech od ucha do ucha. A jak głosi starożytne powiedzenie, raz coś zobaczone nie może być już odzobaczone.

Słuchawki są wykonane bardzo podobnie, co model Para, ale nie jestem pewien który z nich jest projektem starszym, a który nowszym. Gdybym miał strzelać, wytypowałbym jednak Venus jako model starszy. Przeświadczenie to wynika z paru rzeczy.

Zdjęcie pudełka od Moondrop Venus ze zdjętą obwolutą.

Pady tym razem nie są montowane magnetycznie, a klasycznie na zakładany wokół kołnierz. Jeśli dobrze pamiętam, Para miały grubsze pady, w sensie ścianki, a tym samym z mniejszym otworem na ucho.

Choć nie ma tu (potencjalnie pękającego) akrylu jak w modelu Para, zastosowano pełen metal, który – choć solidny – dodatkowo zwiększa wagę tego modelu. Jest to oczywiście coś za coś, ale masa słuchawek cały czas utrzymuje się w granicach tolerancji. Dylematem jest, czy w Moondrop Venus, jako słuchawkach będących obecnie zdaje się ex-flagshipem, wzmacniano rzeczone elementy poprzez przejście na metal, czy właśnie chcąc walczyć z masą próbowano eksperymentów z akrylem w Para? A może jedno i drugie jest poprawną tezą i wzajemnie się to nie wyklucza? Kto wie.

Umieszczenie gniazd dla kabla sygnałowego jest nie pod kątem, jak w Para, a idealnie w osi pionowej, co z jednej strony jest bardzo korzystne dla obniżenia kosztów produkcji (ten sam odlew dla każdej muszli), ale z drugiej zwiększa ryzyko uszkodzenia albo gniazda, albo kabla przy wtykach. Jednym słowem troszkę ekonomia ponad ergonomią.

Moondrop Venus w pudełku po zdjęciu pokrywy górnej.

Pałąk ponownie jest tym samym, który widzieliśmy w modelu Para, ale z tą różnicą, że na końcach ma pominięte dwukrotnie otwory perforowane. Konstrukcyjnie jest to teoretycznie najmniej wytrzymały element Moondrop Venus.

Największą dla mnie bolączką Moondrop Venus – i to dosłownie – jest zaś opaska. Automatyczny system regulacyjny co prawda nie niszczy nam malowania pałąka tak, jak dzieje się to w modelu Para, albo u Hifimana, jeśli szukać podobnych rozwiązań w innych miejscach. Dobrano jednak wszystkie gabaryty tak, że słuchawki pasują bardziej na mniejsze głowy.

Moondrop Venus w pudełku po zdjęciu pokrywy górnej i wyjęciu pudełka z akcesoriami.

Stoi to w jaskrawym kontraście do padów, które zakładane „klasycznie” są przede wszystkim znacznie większe, niż wynikałoby to z potrzeb. Mowa tu o średnicy wewnętrznej, która wynosi 70 mm i słuchawki po założeniu wydają się – przynajmniej w zakresie nauszników – zbyt duże, tak jak HD800S.

Nie powoduje to jednak tak dużego dyskomfortu, jak wspomniana opaska, która tak się złożyło, że wyeliminowała mnie na jak liczę 2 dni z powodu potężnej migreny. Konieczne było sięgnięcie po tabletki przeciwbólowe, ponieważ prawdopodobnie słuchawki powodowały nacisk na nerwy gdzieś na czaszce. Wróciły trochę demony Q701, których opaska ze słynnymi jeszcze wtedy „bump-ami” stwarzała bardzo podobne kłopoty. Czemu uważam, że to przez Moondrop Venus? Bo mogę do upadłego siedzieć w dowolnych innych słuchawkach bez żadnych problemów, a gdy tylko wróciłem na Venusy, ból znów powrócił. Ponownie konieczna była pauza. Przy pierwszym razie mógłby to być przypadek, ale widać tu powtarzalny schemat.

Akcesoria i dokumentacja Moondrop Venus.

Co więcej, słuchawki w trakcie użytkowania tendencyjnie prą ku górze. O tym, że nie wymyślam sobie tego, niech świadczy fakt, że w trakcie pauzowania w odsłuchach, słuchawki założone na fantomie pomiarowym i pozostawione na nim przez ponad 24 godziny, zmieniły samoczynnie swoje położenie i podniosły się o ponad 1 cm. Albo więc mamy tu do czynienia ze zjawiskami nadprzyrodzonymi, albo słuchawki po prostu pracują po założeniu.

Moondrop Venus leżące na boku.

Nadmienić mogę też, że fantom mam tak przygotowany, aby symulował gabarytowo wielkość mojego własnego arbuza, zatem słuchawki ustawione na niego, powinny w niemal 100% pasować i tam. Jeśli tu widzę, że oba pady są podniesione i przesunięte w dosłownie parę godzin o 5 mm ku górze, to znaczy iż producent prawdopodobnie przesadził z naciągiem opaski.

Moondrop Venus stojące na jednej z muszli.

Oczywiście doświadczenia ergonomiczne mogą (i będą) się różnić w zależności od głowy i predyspozycji. Moja jest na tyle duża (duży mózg musi się gdzieś zmieścić) albo po prostu wrażliwa, że niestety czasami objawia się to problemami z samopoczuciem, ale rzadko kiedy bólem i to takim, jak tutaj. Nawet ultra-ciężkie LCD-XC nie powodowały takich problemów, a potrafiłem siedzieć w nich bite 8 godzin. No OK, po 10 czułem już kark, ale to wszystko. Tu jest ból głowy połączony z bolącymi oczami, który nawet teraz utrzymuje się jeszcze delikatnie.

Sposób mocowania mechanizmu regulacji opaski w Moondrop Venus od wewnątrz.

Jest to o tyle dla mnie nowość, że do tej pory z migreną walczyłem jedynie w sytuacji ostrego sopranu albo potężnego basu, który powodował finalnie zmęczenie ośrodka słuchu ponad miarę. Wystarczyło wówczas zrobić przerwę i za kilka godzin sytuacja wracała do normy. Moondrop Venus absolutnie tonalnością nic takiego mi nie czynią, a problem wymagał sięgnięcia po medykamenty. Taki już mój los, ale na szczęście u innych osób, przy obostrzeniach o których mówiłem, zakładam będzie znacznie lepiej.

Wracając do tematu Moondrop Venus i dalszych zagadnień z nimi związanych, maskownice nie są integralną częścią muszli, ale zamocowano je tak, aby pełniły właśnie taką rolę. Są wykonane na oko ze stali nierdzewnej, z bardzo precyzyjnie wyciętymi otworami. Robią niesamowite wrażenie na plus i widać, że ktoś bardzo się postarał, aby napisać odpowiedni program pod CNC.

Sposób mocowania mechanizmu regulacji opaski w Moondrop Venus z zewnątrz.

Do zestawu dołączone jest okablowanie zarówno single-ended, jak i zbalansowane (różnica w materiałach zapewne wynika z dwóch różnych źródeł/dostawców), ale ponieważ słuchawki dosłownie wyglądają jak nowe, na potrzeby recenzji wykorzystywałem swoje własne okablowanie z serii ACX Ultra, wykorzystywane także w systemie pomiarowym. Wszystko to celem maksymalnej pewności co do rzetelności uzyskiwanych wyników i braku ryzyka wpływu na odczyty.

Nie obeszło się niestety bez jakościowej wtopy, w zasadzie identycznej, jaka zdarzała się u Audeze. Otóż od pierwszego wyjęcia słuchawek z pudełka zauważyłem, że jedna strona obraca się wyraźnie łatwiej niż druga. Mowa o mechanizmie obrotu muszli rzecz jasna. Z czasem zaczęło się to pogłębiać, a sama słuchawka zaczęła chybotać się względem śruby montażowej. Co się okazało, samoczynnie się luzuje. Coś podobnego miałem w LCD-XC (plus piszczenie metalu), choć tam udało się to już nie pamiętam jak, ale rozwiązać. Tutaj każde przykręcenie po ok. 10 obrotach w tę i nazad, skutkowało nawrotem choroby.

Zbliżenie na gniazdo słuchawkowe w Moondrop Venus.

Tak więc powstaje konieczność rozebrania mechanizmu, zobaczenia co się tam dzieje i może dodania jakichś dodatkowych elementów we własnym zakresie. Dość powiedzieć, że raczej nie powinniśmy się jako użytkownicy zajmować takimi rzeczami samodzielnie. Tym bardziej, że słuchawki kosztują wcale nie tak mało. Przymykać oko można, ale moje jest zbyt obolałe, aby czynić to przez dłuższy czas. Moondrop Venus niestety znajdują się w tym samym koszyczku, co AKG Q701 Made in Austria czy starsze Audeze z klasyczną opaską obiciową. Każdy z tych modeli powodował u mnie w jakimś zakresie dyskomfort z tej czy innej przyczyny.

Poza tym na szczęście nie mam żadnych więcej uwag. Jedynie mogę powiedzieć, że Para były dla mnie zauważalnie wygodniejsze: lżejsze i nie powodujące jakiejkolwiek negatywnej reakcji organizmu.

 

Platforma testowa

Sprzęt użyty do napisania niniejszej recenzji:

  • Konwertery C/A: Motu M4
  • Wzmacniacze: Sabaj A20h (BAL)
  • Słuchawki testowe: AKG K240 DF*, Audio-Technica ATH-AD900X, Audio-Technica ATH-A990Z, Austrian Audio Hi-X60**,  Audeze LCD-XC**, Creative Aurvana SE, Sennheiser HD800S
  • Okablowanie analogowe: AF Balancer3, AF Connector2
  • Okablowanie słuchawkowe: AF ACX Ultra, Fanatum Skevoria
  • Kondycjonowanie: sieć elektryczna zaprojektowana i przystosowana specjalnie do pracy z audio

*odbudowane, zmodyfikowane i rekablowane
**zoptymalizowane akustycznie

Słuchawki wg informacji przekazanych przez Właściciela miały przegrane może tylko 150 godzin. Są bardzo zadbane i wyglądają w zasadzie jak nowe. Uprzedzając jednak wątpliwości, proces wygrzewania w takich przetwornikach nie zachodzi (o ile nie zostały one zaprojektowane fundamentalnie źle).

 

Jakość dźwięku (pomiar)

Standardowo zaczynając od uśrednionych pomiarów pasma przenoszenia:

Pomiar pasma przenoszenia Moondrop Venus.

Balans kanałów Moondrop Venus jest bardzo w porządku. Słuchawkom absolutnie nic nie dolega. Wzorowo równy bas:

 

Pomiar pasma przenoszenia Moondrop Venus w kontekście zbalansowania kanałów.

Klasyczne odbicia od ucha jak w innych konstrukcjach magnetostatycznych w formule otwartej. Trochę więcej i mocniej, niż bym się tego spodziewał. Para miały gładszy przebieg.

Poniżej porównanie wykresów Moondrop Venus i Para. Co ciekawe, Pary mają równiejszą odpowiedź. Bas w Venus jest lepszy proporcjonalnie względem reszty podzakresów:

Pomiar pasma przenoszenia Moondrop Venus vs Para.

Choć producent akuratnie ujmuje ich wykres na pudełku, dopiero na wykresie CSD widać problem z „garbem” na niskim basie:

Pomiar pasma przenoszenia Moondrop Venus na wykresie CSD.

W temacie czystości, jeden z przetworników notuje dziwne i powtarzalne ~3,5 dB różnicy.

Wykres THD+N Moondrop Venus dla lewego kanału.

 

Prawy kanał zachowuje się bardzo podobnie co lewy, ale całościowo jest podbity na THD:

Wykres THD+N Moondrop Venus dla prawego kanału.

 

Odpowiedź impulsowa lewego kanału:

Wykres odpowiedzi impulsowej Moondrop Venus dla lewego kanału.

 

Analogicznie odpowiedź impulsowa dla prawego:

Wykres odpowiedzi impulsowej Moondrop Venus dla prawego kanału.

Spektrogram również pokazuje pewne anomalie:

Wykres spektrogramu Moondrop Venus dla lewego kanału.

Na obu kanałach są identyczne. Część jest typowymi problemami słuchawek otwartych, gdzie fala napotyka przeszkody już na etapie własnej struktury magnetycznej:

Wykres spektrogramu Moondrop Venus dla prawego kanału.

 

Jakość dźwięku (odsłuch)

Granie Moondrop Venus od startu skojarzyło mi się z wykresem bicia serca, a dużym uproszczeniu. Mamy tu równy bas, płaską kreskę, po czym nieco nam odpuszcza się gdzieś w średnicy i wybija na sopranie. Ale nie na tyle jeszcze, aby słuchawki nazwać grającymi na planie V.

Na tle dosłownie chwilę temu recenzowanego modelu Para, ma się wrażenie bardziej punktowo podkreślonego sopranu i przede wszystkim lepszej podstawy basowej. Choć obiektywnie słuchawki są mniej równe pomiarowo, ma to swoje atuty w subiektywnym odbiorze.

Całość dźwięku można bardzo prosto podsumować jako bardziej neutralny dźwięk z plusem na sopranie, jak to lubię nazywać. Oznacza to, że słuchawki jasne wydają się głównie w określonych miejscach i starają się podkreślać również tylko określone dźwięki.

Para były strojone na szersze podkreślenie, co w połączeniu z nieco słabiej zaznaczonym basem dawało wrażenie ogólnie większej jasności, ale też liniowości. Przez to słuchawki były bardzo uniwersalne. Moondrop Venus na tym tle mam wrażenie, że próbują iść już bardziej w specjalizację, a co jest logiczne i wpisuje się w dosyć powtarzalne trendy słuchawkowej branży audio z górnych półek.

Moondrop zdaje się ma świadomość do kogo słuchawki są kierowane i kto je będzie nabywał w pierwszej kolejności, toteż tak właśnie je stroi. Nadal na szczęście jest to strojenie trzymające się bardzo mocno zdrowego rozsądku, a przede wszystkim uszów typowej osoby mogącej nazywać siebie użytkownikiem słuchawek.

Wynika z tego jeszcze jedna rzecz. W przeciwieństwie do ATH-A990Z, Moondrop Venus nigdy nie słuchałem głośno. Właśnie przez wspomniany sopran. Dlatego słuchawki od startu mogą robić mniejsze wrażenie na osobach takich, jak ja, ponieważ nie możemy sobie ot tak polecieć z głośnością. A przynajmniej nie we wszystkich utworach.

Zdjęcie przetwornika Moondrop Venus.

Para nie miały aż takiego problemu, ponieważ ich sopran był bardziej rozlany obszarowo. Było im obojętne, czy utwór ma więcej energii w tym czy tamtym miejscu. W Moondrop Venus jest inaczej. Utwory mające energię skumulowaną tam, gdzie wypada peak, będą brzmiały nieco ostrzej niż powinny, ale wszystkie inne zabrzmią naprawdę super.

To też mówiąc, Venus mają naprawdę dobrą scenę i są to kolejne słuchawki, które potrafią wywołać u mnie bardzo pozytywne wrażenia w tym właśnie obszarze. Po ostatnich zachwytach nad możliwościami scenicznymi AD900X czy nawet A990Z, Venus kontynuują moją dobrą passę trafiania na bardzo obszerne słuchawkowe granie.

Mimo tak ułożonego sopranu, słuchawki grają na wyraz poprawnie. Pierwotnie miałem chęć napisać, że osobiście widziałbym w nich to samo, co w modelu Para: jeszcze trochę więcej basu i niekoniecznie aż tak punktowo z podkreśleniami na sopranie. Jednak po daniu sobie na spokojnie czasu z nimi sam na sam, a przynajmniej na tyle, ile pozwalała mi opaska, z chęcią popracowałbym jedynie nad samą akustyką tego modelu, mogącą korzystnie wpłynąć na barwę.

Lewy kanał Moondrop Venus.

Ich akustyka jest bowiem spętana grillami. Słuchawki bardzo mocno reagują na wszelkie przeszkody i fale odbite ze strony zewnętrznej, co sugeruje, że mogłyby zagrać jeszcze lepszą (głębszą) barwą bez maskownic bocznych. Oczywiście jest to forma (obowiązkowego) zabezpieczenia membran przed uszkodzeniem, ale są one zamontowane tak, że nie da się ich ściągnąć (jak np. w Audeze) i sprawdzić, czy aby faktycznie wyrażona tu teza nie ma racji bytu. Producent bardzo mocno położył nacisk na to, aby maskownice były jak najbardziej wytrzymałe i transparentne. Dlatego są ze stali nierdzewnej z bardzo precyzyjnym grawerowaniem, a przynajmniej tak to wygląda na oko.

Druga rzecz, patrząc na wykres modelu Para nadal nie mogę się nadziwić, że o ile technicznie słuchawki są od nich czystsze (THD) i jest to bardzo pożądany widok, o tyle skąd wynika większy rezonans na subbasie. Być może nie powinienem, ponieważ większa jego ilość możliwe, że taką właśnie konsekwencją się tu objawia. Poza tym jednak są to naprawdę dobre słuchawki, które grają nadal bardzo przewidywalnie, ale przede wszystkim czysto i adresując część uwag, które miałem wobec modelu Para (wliczając w to niektóre elementy konstrukcyjne). Mamy tu sporo cech słuchawek idealnych, a do całości – nawet jeśli nie jest to od startu efekt WOW – człowiek jest w stanie progresywnie się przekonać.

 

Nieprodukowany ex-flagship?

Biorąc pod uwagę, że Moondrop nie ma w swojej ofercie zatrzęsienia modeli, a przetworniki wykonuje (przynajmniej wg ichnich deklaracji) samodzielnie, myślę iż Venus zasługują na uwagę, a w ramach ich portfolio rzeczywiście na miano modelu (ex)flagowego. Z tego co widziałem, już tam smaży się kolejny model magnetostatyczny celujący w bycie nowym flagshipem, a także zupełnie nowy model elektrostatyczny. Widać więc, że producent eksperymentuje i nie boi się wyzwań rzucanych nawet nie STAXowi, który przespał wiele i oddał jeszcze więcej, a sporadycznym konkurentom takim jak Audeze, Hifiman czy nawet DCA (dawniej Mr Speakers).

Prawy kanał Moondrop Venus.

To też mówiąc, zastanawiam się nad jedną rzeczą. W Polsce tych słuchawek praktycznie nie ma. W sklepach widziałem je albo niedostępne, albo w formie powystawowej i w identycznej cenie, co nowe (3000 zł). Nie wiem z czego to wynika. Po drodze słyszałem plotki, że jest to związane z ogromną awaryjnością i ogólnie wycofywaniem się Moondropa z tego modelu. Nie znalazłem jednak żadnych informacji mogących potwierdzić lub zdementować takie sugestie, a moi rozmówcy również takowych nie przedstawili. Nawet w tym roku użytkownicy mogli kupić nowe sztuki, a na stronie producenta nie ma ani słowa o tym, że produkt jest wycofany lub w trakcie wycofywania. Dlatego takie informacje należy traktować – przynajmniej na dzień pisania recenzji – jako jedynie pikantne plotki. Tym bardziej, że w przeszłości okazywało się nie raz i nie dwa, że takie plotki najchętniej tworzą i kolportują ludzie mający w tym konkretny cel.

Na dzień dzisiejszy więc, jeśli producent cały czas chwali się nimi na stronie i nie ma żadnej adnotacji, że produkt jest już EOL i przesunięty do Archiwum, to można uznać go za cały czas produkowanego i dostępnego.

 

Podsumowanie

Przygoda z Venus, choć trochę niefortunna przez tematy ergonomiczne, na które nikt z nas nie ma wpływu, ogólnie może zostać uznana za pozytywną. Ponownie nie byłoby takiej możliwości, gdyby nie została ona stworzona przez jednego z użytkowników tych słuchawek, który postanowił zaufać mi i podesłać swój własny, prywatny egzemplarz na testy. Tak więc nawet nie mają dostępu do niektórych marek, finalnie jest to tylko kwestia chęci i fortunnego zbiegu okoliczności. To też naprawdę fantastyczne, że jako społeczność sami jesteśmy w stanie się zorganizować i wspólnie budować na Audiofanatyku bazę wiedzy na temat słuchawek. Nawet bowiem biorąc pod uwagę, że jest to materia skrajnie subiektywna, nadal jest tu mnóstwo obiektywnych danych i przydatnych obserwacji, a co powoduje we mnie poczucie nie tylko ogromnej wdzięczności, ale też zobowiązania, by pracować o jak najlepszy dobrostan tego miejsca.

Słuchawki na pewno mają co pokazać zarówno brzmieniowo, jak i pod względem wykonania. Ich wygoda – bez rzeczonej opaski i jej siły docisku – jest teoretycznie dobra, nawet uwzględniając wagę. Tym bardziej szkoda trochę, że nie byłem w stanie rozkoszować się nimi tak długo, jak pierwotnie zamierzałem. Na szczęście i tak pozwoliło mi to akuratnie się z nimi zapoznać, bowiem doświadczenie jest ojcem mądrości i mając wcześniej model Para, zadanie to okazało się o tyle łatwiejsze. A i mogę w ten sposób odesłać je szybciej Właścicielowi, który będzie się nimi cieszył zapewne bez takich problemów, jak u mnie.

Przechodząc do oceniania: wykonanie bardzo dobre, choć z kilkoma uwagami (8/10). Jakość dźwięku bardzo dobra, choć również z kilkoma uwagami (8/10). Ergonomia natomiast nie na moją głowę i tu Venus dostają największą ujmę w ocenie (4/10), bo dostać muszą (na tym polega subiektywność ocen i ogólnie recenzji). Dlatego końcowa nota w ich przypadku to „tylko” 7.0/10. Choć z drugiej strony to nadal „aż”. Bo i nawet problem z dociskiem opaski do głowy nie był elementem doszczętnie rujnującym moje spojrzenie na faktyczne możliwości modelu Venus, zaś mikrofony pomiarowe i tak mają to kompletnie gdzieś.

Jednak oczywistym jest, że przez wspomnianą opaskę, raczej nie kupiłbym ich dla siebie i bardzo uważał na modele z takim właśnie rozwiązaniem. Oczywiście o ile albo producent nie wprowadzi modyfikacji lub nawet możliwości regulacji w zależności od potrzeb, albo samodzielnie bym sobie takiej możliwości nie stworzył. Przypomnę tylko, że Właściciel modelu Para samodzielnie skracał opaskę, bo była dla niego za duża. Czyli miało miejsce dopasowanie pod swoje preferencje. Dla mnie również były po takim zabiegu wygodne. Dlatego z tych dwóch modeli osobiście wybrałbym model Para, albo najchętniej zmodował Venus tak, aby mieć mechanizm opaski z tańszego braciszka. Oczywiście nie było możliwości wprowadzenia modyfikacji do tego, co mamy tutaj, ponieważ nie jest to mój egzemplarz i tak jak zawsze: w jakim stanie przyjechał, to w takim samym albo lepszym ma odjechać.

Za to gdyby pominąć wygodę, z perspektywy użytkownika można się nad nimi zastanawiać, zwłaszcza przez pryzmat niskiej ceny. Popracowałbym jeszcze nad kilkoma elementami, szczególnie śrubami obrotu w osi pionowej, ale myślę, że mimo wszystko Venus mają szansę trafić w preferencje wielu osób, które cenią sobie właśnie Hifimana i jego dźwięk. Aczkolwiek jak zawsze tylko czas może pokazać, jak rzeczywiście stoją magnetostatyczne modele Moondropa pod względem trwałości.

 

7.0/10

Słuchawki na dzień pisania recenzji można było zakupić za ok. 3000 zł (sprawdź aktualne ceny i dostępność w sklepach)

 

Zalety:

  • prosty ale interesujący design
  • odpinane okablowanie w wersji single-ended i zbalansowanej
  • estetycznie wykończona obudowa z dbałością o detale
  • pady na klasyczne kołnierze, co może ułatwiać ich wymianę i dosztukowywanie od innych modeli/producentów
  • brak problemów z THD trapiących inne konstrukcje magnetostatyczne
  • dobre strojenie ogólne, zgodne z podawanymi przez producenta danymi
  • jeszcze lepsze wrażenia sceniczne niż w Para
  • uniwersalność zastosowań

Wady:

  • samo-rozkręcający się mechanizm obrotowy jednej z muszli (defekt egzemplarza)
  • łatwa w uszkodzeniu obudowa
  • grille nie do końca transparentne akustycznie
  • zbyt duża siła naciągu opaski powodująca w moim przypadku ostry ból głowy po krótkiej chwili
  • okablowanie podatne na uszkodzenia przez umieszczenie gniazd idealnie w osi pionowej
  • niepotrzebna perforacja pałąka potencjalnie osłabiająca jego wytrzymałość
  • ograniczona dostępność

 

Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla p. Marcina za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów, a bez którego pomocy recenzja nie mogłaby się odbyć.

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

9 komentarzy

  1. Również dziękuję za ciekawą recenzję Panie Jakubie i miło było użyczyć słuchawki do testu. Przy okazji – jak by Pan porównał te Venusy do Hifimanów XS?

    • @Marcin

      Kłaniam się uniżenie Panie Marcinie wraz z całą rzeszą czytelników bloga, którzy również czekali na recenzję tego modelu. 🙂

      Hifimany na pewno wygodniejsze na moją głowę, ale definitywnie lepiej zbudowane są Venus.

      Z punktu widzenia technicznego, nie kupiłbym Hifimana po tym co widziałem w temacie wad konstrukcyjnych. Widoczne jest to np. w rezonansach membrany. Hifimany są niestety bardzo awaryjne i nawet tak teoretycznie opłacalny model jak EXS, z najmniejszą skalą obserwowanych problemów, nie chciałbym aby znajdował się u mnie w kolekcji. Słuchawki są bowiem do używania, a nie oprawiania w ramkę lub trzymania w gablocie niczym trofeum.

      Z punktu widzenia brzmieniowego, również lepsze są wg mnie Venus. Są równiejsze, mają mniej wycyzelowaną, jak to mawiają audiofile, górę, która jest lepiej proporcjonalnie dobrana względem reszty. Nadal są to jasne słuchawki, ale o ile scenicznie nie wiem, czy nie dałbym palmy pierwszeństwa EXSom, Venus wydają się być bardziej uniwersalne w codziennym użytkowaniu.

    • Miałem XS ponad pół roku a Venusy chyba już tez będzie tyle. Miałem okazję też porównać je bezpośrednio do siebie.
      Wygoda – w moim przypadku wskazanie na XS, choć można by w nich jeszcze by wymienić pady na bardziej miękkie i wtedy byłoby jeszcze lepiej. W Venus zrobiłem zabieg naklejenia kilku filcowych podklejek między metalowy pałąk a ten elastyczny dzieki czemu mam na stałe ustawiony rozmiar. Wcześniej drażniło mnie, że pady nie opierają się stabilnie na uchu w jednym miejscu. Ta gumka w pałąku jest za słaba.

      Co do brzmienia. Venus to jest znacznie wyższy poziom niż XS, ale widać to dopiero na sprzęcie wyższej klasy i dużej mocy. Venus potrzebuje tej mocy więcej niż XS i skaluje się znacznie lepiej z lepszej jakości sprzętem. Podpinanie takich słuchawek jak Venus do sprzętu typu Sabaj A20h uważam za nieporozumienie. Oczywiście zagrają i do tego w swoim stylu, bo ich styl grania można już poznać na mocnym DAPie, ale to nie będzie ich ostatnie słowo. Testowałem je na wielu sprzętach od takich o mocy 0,5W/32Ohm, 0,75W, 2W, 12W, 25W, 50W i 2 lampy. Każdy tor był inny, ale wszystkie grały przejrzyście i neutralnie, więc nie zmieniały charakterystyki słuchawek. Venus z mocą sporo zyskują. Trzeba ich jednak słuchać głośno – nie tak jak autor napisał. Głośno jednak dość często się ich słuchać nie da – np w rocku czy popie. Jeśli dostaną słabą realizację to też to pokażą.

      Za to jazz, muzyka symfoniczna, klasyczna itp to w tych słuchawkach coś wspaniałego. Pod kątem dynamiki i skali te słuchawki są znacznie lepsze niż XS czy Arya Stealth. Porównyałem je też bezpośrednio z Abyss 1266 na wzmacniaczu Headtrip (25W) i w muzyce symfoniczny Venusy pokazały większą potęgę dźwięku i bardziej wyrównane pasmo z bardziej rzeczywistym brzmieniem instrumentów.

      Jeśli by je porównać do XS – to XS grają sceną szerszą ale płytszą. Mają problem przez co z zagraniem bardzo blisko ucha. Venusy prezentują scenę naturalnie tak jak powinna wyglądać. Bas w XS jest podbity i kartowowy. Przez pół roku kiedy miałem XS nie miałem zastrzeżenia co do ich basu. Dopiero jak porównałem je bezpośrednio z Venusami. Jest tego basu więcej niż w Venus ale nie ma takiej potęgi. Tę potęgę słychać na wyższych głośnościach.

      Ogólnie – XS to bardzo dobre słuchawki w swojej cenie (<1500 zł), ale to nie jest ta klasa co Venus.

      Jeśli chodzi o porównanie Para vs Venu to te słuchawki dzieli bardzo dużo pod względem dynamiki, skali dźwkęku i przejrzystości .
      Para są stuningowane bardziej konsumencko, żeby wszystko na nich brzmiało dobrze i one ogólnie grają całkiem ok, ale nie ma w nich nic wyjątkowego. Dźwięk jest stłamszony, a przy najmniej takie się odnosi wrażenie porównując je bezpośrednio. Poza tym 8 Ohm w Para powoduje, że dość trudno dobrać do nich wzmacniacz.

      W ciemno jednak Venus nikomu nie polecam. Trzeba posłuchać samemu. Znacznie bezpieczniejszym wyborem będą Arya Stealth, które są dużo lepsze od XS a cenowo mocno spadły ostatnimi czasu. Nie mają tak rozciągniętego pasma na dole i na górze, ale prawie wszystko brzmi na nich przyjemnie.

      Mam kilka modeli słuchawek i Venus mimo, że nie są najdroższe z całej bandy ani też nie uważam je za najlepsze to mają w sobie coś wyjątkowego i w tej cenie trudno mi znaleźć słuchawki, które by grały dźwiękiem tej klasy. Z powodzeniem konkurują ze znacznie droższymi modelami.

    • Podziwiam upór, godny najbardziej zatwardzonych w bojach handlarzy audio, w nadpisywaniu rzeczywistości za pomocą bardzo prostych do podważenia tez. Jest to Pana drugi komentarz na moim blogu i forma „korekcyjna” względem moich treści jak widzę nie uległa zmianie. Do tych wcześniejszych odnośnie złych torów, złych kabli, złego wszystkiego w CZ-1, dochodzi teraz jeszcze zły wzmacniacz, zła moc i zła głośność w Venus. 😀

      Tymczasem:
      – pomiary Edition XS są w ich recenzji.
      – pomiary Venus są powyżej.
      – pomiary i rzeczywiste możliwości A20h: https://www.audiosciencereview.com/forum/index.php?threads/sabaj-a20h-balanced-headphone-amp-review.54806/
      – rzeczywiste wymagania słuchawek co do mocy oraz bezpieczne poziomy SPL: https://audiofanatyk.pl/o-tym-ile-mocy-potrzebujemy-i-jak-glosno-sluchamy-slow-kilka/

      Na całe szczęście więc wystarczy umieć interpretować liczby i przeanalizować sobie na spokojnie realne pomiary oraz dane techniczne sprzętu. Wszystko jest dostępne i wnioski z nich płynące są oczywiste. To też m.in. jeden z powodów, dla których używam takich urządzeń jak Sabaj. Ale oczywiście nie ma to żadnego znaczenia. Tak samo jak nie ma znaczenia ile mocy pobierał Pan podczas odsłuchu i ile wykorzystał nawet z tych 0,5W/32 Ohm. To już nie te czasy, że wincyj watów, moców i decybelów, bo inaczej to nie ma prawa zagrać.

      W przypadku Moondrop Venus można bez problemu policzyć ile mocy będzie wymagane dla osiągnięcia poziomu SPL na jakim słucham muzyki w trakcie recenzji, a który wynosi 65-68 dB. Załóżmy, że mówimy o górnej granicy. Moc potrzebna do osiągnięcia 68 dB SPL wynosi w ich przypadku około 0.035 mW (miliwatów, aby była jasność).

      Tak więc pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego, a w szczególności powodzenia w wykorzystywaniu n-watowych wzmacniaczy w praktyce. 😉

    • @AndrzejJ
      Po kolei cytaty w cudzysłowach
      „Co do brzmienia. Venus to jest znacznie wyższy poziom niż XS, ale widać to dopiero na sprzęcie wyższej klasy i dużej mocy. Venus potrzebuje tej mocy więcej niż XS i skaluje się znacznie lepiej z lepszej jakości sprzętem. Podpinanie takich słuchawek jak Venus do sprzętu typu Sabaj A20h uważam za nieporozumienie.”
      – A dlaczego – to topowy wzmacniacz o znakomitych parametrach przebijający (za normalne pieniądze) 90% rynku. Więc wypowiedź bez sensu wzmak z thd-118db.
      „Testowałem je na wielu sprzętach od takich o mocy 0,5W/32Ohm, 0,75W, 2W, 12W, 25W, 50W i 2 lampy.”
      – policzmy czułość 100 db przy 1 wolt planary czyli liniowe omy więc z prawa oma mamy 1wolt do kwadratu dzielone przez 18 czyli : 0,0555555 W okresie – cóż teraz zerknijmy ile bedzie przy 50 watach z wypowiedzi człowieka bez elementarnej wiedzy jak mniemam, czyli mamy 50 wat dzielone przez 0.0555555 razy 10 (decybel to jedna 10 bela) daje to 129,5 decybela w słuchawce.
      Taki drobiazg
      • 0 decybeli – próg słyszalności człowieka;
      • 30 decybeli – cichy szept;
      • 60 decybeli – normalna rozmowa;
      • 90 decybeli – młot pneumatyczny;
      • 120 decybeli – próg bólu.
      czyli już przy 0,0555 wata mamy 10 decybeli ponad próg młota pneumatycznego – a ten dziwak podaje że podpina 50 wat czyli 10 decybeli ponad próg bólu.
      Cóż audiofil musi cierpieć – lub gadać totalne głupoty.
      wstyd i hańba – albo ktoś z branży sklepowej nie wytrzymał… Widać mało sprzedaje wzmacniaczy….

  2. Przykro mi że słuchawki spowodowały problemy z migreną – faktycznie nie są zbyt wygodne na początku. Ja zaraz po kupnie, kiedy jeszcze brałem pod uwagę odesłanie ich i zrezygnowanie z zakupu, sam lekko odginałem pałąk, żeby zmniejszyć nacisk na skronie.

    Miałem z tymi słuchawkami dokładnie tak jak Pan napisał – przekonywałem się do nich z czasem, nie było efektu WOW (no może poza wyglądem, który bardzo trafił w mój gust, bardzo fajnie zgrały mi się wizualnie z resztą sprzętów, w tym ze srebrnym poczciwym Bursonem CV2+). Po czasie jednak zacząłem je naprawdę lubić nie tylko wizualnie, ale i brzmieniowo – świetnie słyszę w nich warstwy instrumentów, np wiolonczela z OST Joker. W Venusach pierwszy raz usłyszałem, jak warstwowo złożony jest ten instrument w tym utworze.

    Jedynie co mi w nich przeszkadza, to podczas upałów jest w nich gorąco, wyklucza to długie odsłuchy za dnia. Czuć też ich ciężar. Nie miałem jednak takich problemów jak p. Jakub, bo wtedy słuchawki od razu wróciły by do sklepu.

    Hifiman Edition XS na pewno są wygodniejsze, jednak wspomnianych wcześniej warstw nie słyszę już w nich tak dokładnie, słuchawki również mają mniej powietrza, muzyka jest w nich ciut bardziej ściśnięta. Wgląd w nagranie również ciut lepsze w Venus, jednak opłacalność moim zdaniem (biorąc pod uwagę cenę, abstrahując od dostępności słuchawek na rynku) stoi po stronie XS.

    Pozdrawiam!

  3. Nie mam zamiaru się spierać z autorem ani innymi komentującymi.
    Komentarz ma charakter korekcyjny – to się zgadza. Jest to przeciwwaga dla pewnych tez, które autor uznaje za „obiektywną prawdę”.

    Skomentowałem Venus ponieważ są to słuchawki wyjątkowe pod kątem wymagań i skalowania. Z takiego Sabaja 90% słuchawek pewnie zagra blisko maksa swoich możliwości, ale są też wyjątki. Sprzęt wysokiej klasy wymaga każdego elementu toru aby był wysokiej klasy, bo jest na niego bardziej czuły. Zmiana kabli słuchawkowych, DACa czy nawet wzmacniacza przy słuchawkach średniej klasy bardzo często nie wnosi żadnych zmian w brzmieniu.

    @Laliksan Różne wypisane poziomy natężenia dźwięku to wszystko się zgadza. To nic odkrywczego. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie przecież rozkręcał głośności takich mocnych wzmacniaczy na 100%, więc obliczenia jak to będzie głośno są bez sensu. Chodzi o pewien zapas mocy i dynamiki wtedy kiedy on jest potrzebny. Ja na swoim głównym torze tranzystorowym 12W/32 Ohm rzadko wychodzę poza godzinę 9tą.
    Określenia typu „dziwak” proszę sobie darować. Najbardziej zadziorni są zazwyczaj ci, którzy nie słyszeli nigdy sprzętu high-end a opinie czerpią z internetu i z różnych recenzji.

    Jeśli Sabaj A20h to topowy wzmacniacz to ja nie mam pytań. A może jest – nie słyszałem go, wiec może to jakiś diament. Nie mam opinii na ten temat, ale wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne. Toppingi też wspaniale na pomiarach wychodzą ale jak przychodzi do słuchania muzyki to się wykładają, brzmią sucho, klinicznie a instumenty się zlewają ze sobą …no ale mają grono fanów, bo przecież pomiary nie kłamią. Nie będę wchodził w temat pomiarów. Jak ktoś chce mierzyć sprzęt a nie go słuchać to jest jego sprawa.

    Ja kieruję się tylko tym co słyszę. Mimo wielu pułapek psychologicznych z tym związanych jest to dla mnie najlepszy wyznacznik. Moje odczucia odnośnie sprzętu będą się różnić od odczuć innych osób, ale tak po prostu jest w audio. Dlatego to co piszę nie jest prawdą objawioną a moimi doświadczeniami ze sprzętem. Nie wszystko co drogie jest dobre. Znam słuchawki za grube tysiące, które grają słabo i słuchawki za kilkaset złotych, które grają wybitnie.

    Moje komentarze są dla ludzi, którzy chcieliby samodzielnie sprawdzić to co napisałem i nie są wyznawcami recenzenta.

    • > „Nie mam zamiaru się spierać z autorem”
      Mogę tylko domyślać się Panie Andrzeju, że powodem ku temu jest brak argumentów. Udowodniłem to bowiem podając konkretne fakty i liczby. I z tego co widzę nie tylko ja. Jeśli zatem dwie osoby jedna po drugiej mówią Panu, że jest Pan w błędzie, to może warto byłoby to zweryfikować i pochylić się nad tym z refleksją?

      > „Komentarz ma charakter korekcyjny – to się zgadza. Jest to przeciwwaga dla pewnych tez, które autor uznaje za „obiektywną prawdę”.”
      Nie autor Panie Andrzeju, tylko logika, matematyka i dowolny podręcznik do fizyki. Nie jest to materia uznaniowa. Nie podlega ona interpretacji. Zakładam, że przy tablicy w szkole nie kłócił się Pan, że 2+2 = 5 zamiast 4?

      > „Z takiego Sabaja 90% słuchawek pewnie zagra blisko maksa swoich możliwości, ale są też wyjątki.”
      100% Panie Andrzeju. Nie ma wyjątków. Udowodnione jest to na ASR, do którego podawałem link w swoim komentarzu.

      > „Chodzi o pewien zapas mocy i dynamiki wtedy kiedy on jest potrzebny.”
      Czyli jednym słowem słucha Pan na poziomie nie różniącym się od Sabaja pod względem możliwości. Jego parametry techniczne również można znaleźć w linku do recenzji na ASR. Zakładam, że w ogóle jej Pan nie czytał, ale jest to całkowicie zrozumiałe. Handlowcy nienawidzą tego portalu, dlatego skrzętnie go pomijają na każdym możliwym kroku. A szkoda, bowiem jest to świetne zaplecze do weryfikacji rzeczywistych parametrów technicznych sprzętu.

      > „Jeśli Sabaj A20h to topowy wzmacniacz to ja nie mam pytań. A może jest – nie słyszałem go, wiec może to jakiś diament. Nie mam opinii na ten temat, ale wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne.”
      Tu z kolei otwarcie przyznaje Pan, że nie ma żadnego pojęcia na temat tego, o czym się wypowiada. Jest to zupełnie odmienna postawa od mojej. Ja swoje twierdzenia podparłem testami i dowodami.

      > „Toppingi też wspaniale na pomiarach wychodzą ale jak przychodzi do słuchania muzyki to się wykładają, brzmią sucho, klinicznie a instumenty się zlewają ze sobą”
      Dokładnie taki argument przytaczały osoby zajmujące się sprzedażą rzeczonego sprzętu high-end. Dosłownie słowo w słowo. Cóż za przypadek.

      > „mają grono fanów, bo przecież pomiary nie kłamią. Nie będę wchodził w temat pomiarów. Jak ktoś chce mierzyć sprzęt a nie go słuchać to jest jego sprawa.”
      Bo nie kłamią, ale pokazują za to kto próbuje. Słyszy się bowiem to, co jest na pomiarach, bo zachodzi w rzeczywistości. Nie słyszy tego, co nie zachodzi i czego nie ma. Jest to tak proste. Na tym polega fizyka i otaczająca nas rzeczywistość, którą ta kreuje. Jeśli wmawia się sobie, że słyszy się rzeczy, których nie ma, bo się sprzętu nie mierzy, to już problem tejże osoby. Ale jeśli próbuje się to wmawiać innym, to jest to już wprowadzanie ludzi w błąd. Czyli kłamstwo.

      > „Ja kieruję się tylko tym co słyszę.”
      Wiem, widzę.

      > „Mimo wielu pułapek psychologicznych z tym związanych jest to dla mnie najlepszy wyznacznik.”
      Dla mnie wyznacznikiem są fakty i liczby, a nie to, czy coś się komuś wydaje, czy nie. Lubię wiedzieć co słyszę i czy rzeczywiście to słyszę, aby jak wyżej pisałem nie wprowadzać nikogo w błąd. Na tym polega transparencja, wiarygodność i rzetelność moich recenzji, a przez to uczciwość wobec czytelnika, której nie trzeba brać na wiarę. Bowiem to o jego pieniądze chodzi, gdy ten zdecyduje się zakupić coś, co polecam na Audiofanatyku.

      > „Moje odczucia odnośnie sprzętu będą się różnić od odczuć innych osób, ale tak po prostu jest w audio.”
      No tak, czyli „tak jest po prostu w audio”, ale to ja się wg Pana mylę, liczby się mylą, fakty się mylą, aparatura pomiarowa się myli, inne portale się mylą, wszyscy się mylą. Pan się nie myli. Nawet jeśli nie miał Pan w rękach sprzętu, to się nie myli, bo kieruje się Pan tym co słyszy. Wszystko jasne.

      > „Dlatego to co piszę nie jest prawdą objawioną a moimi doświadczeniami ze sprzętem.”
      A jednak przyznał Pan przed momentem, że sprzętu nie miał i nie ma o nim pojęcia. Więc nie ma Pan żadnych doświadczeń. Dlaczego więc wypowiada się Pan z poziomu doświadczeń i tego, co słyszał, choć nie słyszał? Czyli jest to prawda objawiona jednym słowem. Dlatego nie przetrwała zderzenia z prostą matematyką i faktami.

      > „Nie wszystko co drogie jest dobre. Znam słuchawki za grube tysiące, które grają słabo i słuchawki za kilkaset złotych, które grają wybitnie.”
      O tak, widziałem to pod recenzją CZ-1, wierzę na słowo. 🙂

      > „Moje komentarze są dla ludzi, którzy chcieliby samodzielnie sprawdzić to co napisałem i nie są wyznawcami recenzenta.”
      To co Pan napisał samodzielnie sprawdziłem i wyszło, że wprowadza Pan ludzi w błąd. Czy celowo czy nie, jest to bez znaczenia. Nie trzeba być niczyim wyznawcą aby móc to samodzielnie zweryfikować. Ani osobą specjalnie rozgarniętą, aby odczytać ukryty w tym cel.

      Pozdrawiam więc serdecznie i tym razem życzę powodzenia w prowadzeniu krucjaty z fizyką, matematyką i faktami. Może kiedyś jednak ulegną. 🙂

  4. @AndrzejJ… Czytam twoje wywody przecierając oczy ze zdumienia.
    Jak to określiłeś odwiedzających Audiofanatyka? „Wyznawcami recenzenta”?
    Więc ty przychodzisz tu jako „zbawca korygować kłamstwa”? hmmm… Czyli „objawiać swoją prawdę, która to prawda jest bardziej prawdziwsza”? Ciekawy z ciebie człowiek.
    Tym bardziej, że jedynym argumentem do twej prawdy…. są twoje uszy. Obrażając autora recenzji i użytkowników odwiedzających bloga, próbujesz wmówić ludziom, że bardziej wiarygodne są twoje uszy? Pomiary to według ciebie…. herezja? Te „twoje uszy” są naprawdę takie „wyjątkowe”?
    Podaj mi waćpan choć jeden argument… dlaczego ja mam wierzyć akurat twoim uszom? Spójrz cóż za ironia… gdybym uwierzył w to co nawypisywałeś, to nie zostałbym twoim „wyznawcą”? Wiem … wiem…. ty „nie przyszedłeś tu się spierać, tylko korygować kłamstwa”. No popatrz…. gdyby nie ty i twoja „prawda” to pewnie umarłbym nie wiedząc, że „słuchawki potrzebują mocnego wzmacniacza, bo słuchając na nim na godzinie 9-tej pozostawia się jeszcze zapas mocy…. i gdy słuchawki o tym wiedzą, to lepiej grają” heh Powodzenia w swoich „wizjach” panie Andrzeju. i prośba: Proszę mnie nie „zbawiać”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *