Loxjie D40 Pro – recenzja wszechstronnej integry słuchawkowej

Loxjie D40 Pro, podobnie jak Luxsin X9, nie jest specjalnie popularnym urządzeniem w naszym kraju. O ile Luxsina można jakkolwiek u nas kupić, Loxjie jest towarem w 100% importowym. Dodaje mu to niewątpliwe egzotyki, pomijając fakt, że jest to urządzenie w całości pochodzące z kraju kwitnącego socjalizmu. Tak jak praktycznie wszystko wokół nas, a co jest konsekwencją stania się przez Chiny istną „fabryką świata”. Czy oznacza to, że mamy tu do czynienia z tandetą, szajsem i awaryjnością? Czy recenzowany tu sprzęt jest w stanie rzucić wyzwanie panującemu obecnie lobbingowi za R2R i lampami? A może prezentuje takie cechy, które przewyższają wymienione urządzenia? Przekonajmy się w niniejszej recenzji tego jakże ciekawego kawałka sprzętu.


Recenzowany sprzęt, z racji niemożności wypożyczenia drogą oficjalną, został finalnie zakupiony ze środków własnych. Dzięki wsparciu czytelników via ko-fi lub suppi by Patronite, tego typu zakupy (i w konsekwencji recenzje) stają się możliwe. 

Loxjie D40 Pro wraz z wyposażeniem

 

Jakość wykonania i konstrukcja Loxjie D40 Pro

Mając w domu zarówno Luxsin X9 jak i Loxjie D40 Pro, nie było żadnym problemem ocenienie, który z nich jest bardziej budżetowy. Na tle Luxsina, Loxjie to wręcz waga piórkowa. Nie dość, że mniejszy, to jeszcze znacznie lżejszy. I to mimo tego, że jest to wciąż obudowa metalowa.

Loxjie D40 Pro z pilotem

Konstruktorzy Loxjie pomyśleli o dobrej wentylacji, dlatego – w sumie tak jak w Luxsinie, mamy otwory wentylacyjne po bokach i na spodzie. Całość legitymuje się całkiem sensownym wykonaniem. Tylko miejscami widać skazy np. od malowania albo fabryczne ubytki w strukturze metalu. Cóż, gdzieś trzeba było ściąć nieco zakrętów. Z drugiej strony 1900 zł…

Przyciski sterujące wraz z oznaczeniami

Oszczędności widać nie tylko w drobnych ubytkach i wadze, ale też na nóżkach. Podczas wpinania i wypinania słuchawek Loxjie jeździł mi po stole z ogromną łatwością. Konieczne jest zatem od nowości podklejenie nóżek dodatkowymi silikonami, które będą generować tarcie. Wówczas problem znika. No co? Jeśli coś jest głupie, ale działa, to to nie jest głupie.

Zestaw wyjść single-ended i zbalansowanych

Generalnie całe urządzenie sprawia wrażenie, jakby – tak jak zresztą wiele innych marek: SMSL, Sabaj, Topping – było kierowanych do użytkownika bardziej „świadomego finansowo”. Nie pasuje mi tu bowiem słowo „oszczędnego” przy kwocie jednak wciąż wynoszącej 1900 zł. Ale też na tle wielu wspaniałych i wysławianych pod niebiosa za swoją szlachetność sprzętów audio, nie jest to kwota duża.

Oznaczenie produktu Loxjie

Niemniej nadal sam kierunek jest tu zgodny. Konstrukcja lekka i prosta, drobne skazy tu czy tam, ale w żaden sposób nie wpływające na funkcjonalność. Nie ma tu przygód jak np. z krzywo zainstalowaną fabrycznie płytkę, nie licującą się z otworami obudowy z tyłu. Brak ekscesów jak w niektórych chińskich wzmacniaczach (fajczące się zasilacze) czy nawet i rasowych urządzeniach marek butikowych (smażenie słuchawek, strzelanie).

 

Złącza oraz elektronika w środku

Tory audio zawiadywane są przez mikroprzełączniki. Sterowanie głośnością jest cyfrowe i oparte o akcelerator (im szybciej kręcimy tym szybciej zmienia się głośność). To super rozwiązanie w przypadku np. konieczności raptownego ściszenia urządzenia, a czego trochę brakowało mi w Luxsin X9. Oczywiście, sprzęt ten pod względem ogólnych możliwości, nie ma podskoku do Luxsin X9. Tego kombajnu jeszcze przez długi czas nic nie tknie. Ani możliwościami, ani cenowo. Aczkolwiek to nie znaczy, że Loxjie D40 Pro nie spróbuje nam w tej recenzji do niego „fiknąć”. Ale o tym na spokojnie za moment.

Złącze zasilania wbudowanego zasilacza w Loxjie D40 Pro

Na pokładzie znajdziemy same pyszności: ESS Sabre ES9039MS Pro, XMOS XU-316, stopnie wyjściowe na OPA1612, obsługę DSD512 i (wymarłego już) MQA. Z owych „możliwości” mamy z kolei zmienne filtry PCM/DSD, konfigurowalny DPLL (Digital Phase Locked Loop), czy taką bzdurę jak wsparcie dwóch różnych profili I2S po HDMI.

Pakiet wejść i wyjść cyfrowo-analogowych Loxjie D40 Pro

Podłączyć można pod Loxjie D40 Pro wszystko – od czułych IEMów po zabytkowe krowy wymagające elektrowni jądrowej do napędzenia. Mocy nie jest może tak dużo, jak w Luxsin X9, ale i tak jest jej wystarczająco, aby napędzić wszystko z wymienionych. A jeśli komuś jakimś cudem zbraknie, zawsze jest balans. Ten mamy również z tyłu w ramach sekcji DAC, która posiada też komplet złącz cyfrowych oraz Bluetooth 5.0 z aptX Adaptive, aptX HD oraz LDAC.

Otwory wentylacyjne znajdujące się po bokach i pod spodem

Bardzo przyznam rozpuściło mnie urządzenie Luxsina. Dlatego może jednak szkoda, że tak oszczędnie potraktowano kwestie wyświetlacza. Loxjie D40 Pro jest wzorowane na bliźniaczym SMSL DO400, który posiadał już znacznie większy wyświetlacz. Ale zrehabilitowano się z tego w Loxjie D60. Czy jest to sprzęt tak samo dobry lub lepszy niż D40-stka? Bardzo prawdopodobne, choć jak zawsze – najlepiej sprawdzić i zmierzyć samemu. Natomiast w ramach rodziny D40 dostępny jest jeszcze model nie-Pro. Różni się tylko ceną (tańszy), brakiem wyjść zbalansowanych wzmacniacza słuchawkowego i innym układem DAC.

 

Ergonomia i obsługa

Obsługa urządzenia jest (przynajmniej w swej głównej części) banalnie prosta. Ot wciskane pokrętło, prosty wyświetlacz, proste diody LED i tak samo proste przyciski. Wszystko proste tak mocno, aby było jak najbardziej intuicyjne. A intuicyjne tak mocno, aby nie trzeba było nawet instrukcji. A do tego pilocik zdalnego sterowania jest, aby osoby z trybem leniwca nie musiały ruszać swych królewskich czterech liter. I nie, nie chodzi o piwo.

Każdy przycisk ma przy tym swoją funkcję, a do tego można połączyć ją z pokrętłem w sekwencję komend. Trochę kuleje pod tym względem instrukcja obsługi, która nie wyjaśnia np. jak zmienić gain albo wygasić ekran (tak, jest taka możliwość). Opisuje jednak wskazania bardzo prostego wyświetlacza i pozwala na ich poprawne odczytanie w trakcie pracy.

Front urządzenia Loxjie D40 Pro

Jedyna rzecz, na którą mogę narzekać, to niepotrzebne rozdzielenie funkcji przeglądu ustawień od ich rzeczywistego przestawiania. Przykładowo, aby sprawdzić jakie mamy ustawienia praktycznie wszystkich parametrów, wystarczy naciskać systematycznie pokrętło. W ten sposób np. dowiemy się jaki filtr cyfrowy jest obecnie wybrany. Ale gdy naciśniemy FN, to od razu zmieniamy go na kolejny. Spodziewałbym się, że naciśnięcie przycisku FN wskaże aktualnie wybrany filtr, a nie od razu zmieni go na kolejny. Tak samo działa głośność albo każda inna funkcja. Z czasem się do tego przyzwyczaiłem, ale na początku mnie to po prostu nieco zaskoczyło.

Nota bene, ogromnej większości czasu spędzonego z Loxjie, nie korzystałem w ogóle z pilota. Tu również jedyna uwaga – regulacja głośności na pilocie nie wiem czemu jest realizowana jako LEVEL, a nie VOLUME. Na te ostatnie przyciski urządzenie nie reaguje.

 

Bezpieczeństwo

Pod tym względem Loxjie jest urządzeniem wręcz nudnym. Nic nie strzela podczas włączania, nie trzeba zakręcać potencjometru „na zero”, bo wzmacniacz spali nam słuchawki podczas podłączania. No jak żyć. Absolutnie nieaudiofilski to sprzęt, który ani mieszkania nam nie spali, ani prądem nie popieści. A podobno jest to norma, jak czytam w kręgach audio-egzotyki.

Dziś takich historii – poza drobnymi wyjątkami – raczej już nie uświadczymy. Choć do teraz pamiętam chociażby sprawę z Bursonem, który to albo strzelał, albo wręcz smażył słuchawki. Najpierw problem bagatelizowano, potem producent sam sobie zaprzeczył i wprowadzał zmiany do urządzeń. Ostatecznie jednak nie wiadomo jak to się potoczyło i czy rzeczywiście są to już sprzęty bezpieczne. Od czasu Conductora V2+ nie miałem już z tym brandem styczności, zaś V2+ od lat jest w moim sercu nadal wspominana ciepło.

Tymczasem tutaj – z racji jak sądzę nie dopłacania do takich funkcji – nie dostajemy od razu szkolenia z zakresu pożarnictwa i BHP. Choć złośliwi twierdzą, że to wcale nie kwestia braku dopłaty, a po prostu konstrukcyjnej fuszerki niektórych egzotycznych marek. Butikowych, rzadkich, nieznanych, a wycenianych często jak porządny motocykl albo jakieś małe autko. I to nowe, nie używane.

Loxjie wydaje się po prostu… normalny. Wszystko jest tu zwyczajne, spodziewane, przewidywalne, bezpieczne. W tym pozytywnym znaczeniu. Wliczając w to cenę. Ale o niej powiemy sobie za moment jeszcze trochę.

Najpierw zobaczmy, czy tak, jak w Luxsin X9, cała ta nasza zabawa warta jest grzechu…

 

Jakość dźwięku Loxjie D40 Pro

Mówiąc od razu i wprost: Loxjie D40 Pro to arcy-czysty sprzęt o krystalicznym dźwięku. Diament wręcz.

Nie magiczna lampa, która gwoli uczciwości też ma swój urok i pyszny smak. Ani jedyny słuszny R2R, który tak jak ona również płynie żwawo na fali nostalgii. Udaje się, że to pogoń za jakością, ale nawet sami lobbyści R2R potykają się o własne nogi w argumentach. Nie jest to też magia samej ceny, która często funkcjonuje w naszej głowie jako uzasadnienie wyboru i wyborności doznań. Tu granicą jest bowiem tylko nasza psychika, a niekiedy i sumienie.

I między tym wszystkim pojawia się on – Robin z Loxjie. Oto zuchwale kradnie bogatym elitom i daje biedniejszemu mieszczaństwu to, co jeszcze niedawno kosztowało krocie. Zjawia się z funkcji, możliwości i gniazd ilością wystarczającą, by ludzie nie musieli już zazdrościć hi-endowi tego, co hi-endowe. Ale Loxjie nigdy nie dostąpi miana hi-endu i tylko dlatego, że złośliwi mu tego odmówią.

Oto bowiem nasz bohaterski Robin z Loxjie, przywozi nie tylko idealnie równy dźwięk, ale też w pewnym stopniu konfigurowalny. Tak bardzo, że odbiera wymienionym wyżej lampom czy innym R2R-om monopol na gładkość i tą mityczną synergię. To sprzęt skrajnie koncyliacyjny, godzący w sobie zarówno koncepcję „wire with gain” jak i gładkość lampy oraz posmak R2R-a. A to wszystko dzięki cyfrowym filtrom i – co najważniejsze – bez jednoczesnego przytulania zniekształceń.

Czy takie lawirowanie tonalnością poprzez filtry cyfrowe jest zamierzone czy nie – trudno stwierdzić. Być może wszystko wynika z błędnego przyporządkowania filtrów w samym firmware. A być może Loxjie postawiło na celową implementację. W każdym razie, jeśli my – użytkownicy – jesteśmy w stanie to bezkarnie wykorzystać, traktować będę to jako funkcję/cechę, a nie wadę.

 

Balans tonalny (filtry liniowe)

Loxjie D40 Pro to domyślnie sprzęt-deska. I to taka świeżo przejechana grubościówką. Dźwiękowa poziomica, równiuteńka, bez najmniejszego przekłamania tonalnego (pomijając kwestię konfigurowalnych filtrów). Co podłączycie, to zagra idealnie tak, jak powinno i to już na single-ended. Po prostu dobry, równy, normalny sprzęt złożony poprawnie. Nie zmusza do silenia się na elitystyczne ciumkanie, wsłuchiwanie w detale i faktury. Daje za to priorytetowo dokładnie tą samą rzecz, co moje kable z serii Audionum. Jest nią pewność podczas odsłuchów. Przekonanie – potwierdzone pomiarami – że dźwięk jest fizycznie nienaganny, nieskazitelny i wzorcowy. Sprawdziłem na nim swoje słuchawki – wszystkie wyszły dokładnie tak, jak na sprzęcie referencyjnym: interfejsie studyjnym i moich własnych urządzeniach audio. Sprawdziłem również wyjścia RCA oraz linearność własną – tu również wszystko wyszło równo, jak od linijki niemalże. Czyli tak jak trzeba.

Loxjie D40 Pro przez swoją ultra-transparentność oddaje słuchawkom wszelkie pole do popisu. Wszystko, co usłyszycie w tym urządzeniu, będzie pochodziło właśnie od nich. Czy to będzie brudny bas, czy zbyt ostra góra – swoje źródło będzie miało to w podłączonych słuchawkach. Trochę tak, jakby pokazać brutalną prawdę ponad słodkimi kłamstewkami, ale jednak prawdę. Nie fantazje, subiektywne odczucia, iluzje.

Często zresztą reklamuje się różne urządzenia, że te mają pokazywać „nagrania takimi, jakimi są” albo „brzmieć tak, jak chciał kompozytor”. Jeśli wszystko to ma tyczyć się układu: utwór – źródło – słuchawki, to gwarantuję Wam, że dochowane będzie to w przypadku źródła. Wy już musicie sami wówczas zadbać o to, aby było to też po stronie utworu i słuchawek. I to dobór tych ostatnich będzie tu największą sztuką.

Tak więc przy „Robinie z Loxjie” nie trzeba już gorączkowo liczyć klepaki w portfelu albo brać kredyt na wymarzone audio. Też często świetne i genialnie wykonane. Ale po prostu jeśli nas nie stać na drogie urządzenia wysokiej klasy, patrzymy w kierunku takich, jak tutaj.

 

Balans tonalny (FL0, FL5/7)

W tych trzech konfiguracjach okazywało się, że Loxjie D40 Pro jednak wprowadza „coś od siebie” do dźwięku. Nie odbywa się to kosztem czystości na szczęście. Po prostu filtr cyfrowy działa jak swego rodzaju tłumik akustyczny dla wysokich częstotliwości. Widać jak ładnie reagują na to słuchawki na przykładzie LCD-XC. Co prawda nie potrzebują one takich modyfikacji, ale ileż jest modeli, które wręcz przeciwnie – wymagają takich na gwałt?

W trybie FL5 oraz FL7 w spektrum użytecznym audio słuchawki zachowują się identycznie, lekko odpuszczając bardzo wysokie częstotliwości (od 14 kHz). Natomiast w trybie FL0 (czyli teoretycznie wyłączonym filtrze cyfrowym) dostajemy w pakiecie podbicie o 5 dB głośności oraz odpust od 3 kHz.

W odsłuchach daje to rewelacyjny efekt wygładzenia sopranu, który jest już rzeczą wyraźnie słyszalną. Dlatego dziwię się bardzo, że Loxjie nie bytuje na salonach audiofilskich i recenzenckich. Może każdy podchodzi do niego na zasadzie: ot taki tam sobie „chińczyk”, którego nawet nikt tu nie dystrybuuje, to i nie ma z kim warunków przegadać? Raptem tylko kilka recenzji swych miał, raz go ASR pomierzył i… cisza. Mimo tego, że rzuca się tu wyzwanie synergii godnej stereotypowej lampy, acz bez zamulenia.

Przyznam, że ta cisza i mi się w Loxjie udziela. Ale w innym sensie. Nie słyszę bowiem niczego, poza czystą i niezmąconą muzyką, w rytm której wesoło tańczą bąbelki zimnego cydru. Loxjie D40 Pro to bowiem nie „przedsmak” dźwięku wysokiej próby, a jego kwintesencja, co najwyżej zamknięta w „budżetowej” formie. I tak, jak kupuje się drogie wzmacniacze lampowe, bo „ciepełko”, albo R2R, bo „analogowy sznyt”, tak Robin z Loxjie łączy w sobie to wszystko od ręki. Robi bardzo podobną robotę, ale nie kosztując przy tym kroci.

Naturalnie resztę testów robiłem już w trybie FL1, jako że był to pierwszy z brzegu tryb równego grania, pokrywający się z pozostałymi moimi urządzeniami wzorcowymi.

 

Czystość

Dawniej nie byłbym w stanie stworzyć rzetelnie takiego akapitu jak niniejszy. Operowanie tylko na słuchu, jak w 99% recenzji tego typu, byłoby bardzo ryzykowne. Ale odkąd jednak zacząłem wspierać się pomiarami, rozszerzyłem je na sprzęt źródłowy i dopracowałem własną w tym zakresie metodykę, sytuacja się zmieniła. Akurat w przypadku Loxjie, wszystkie uzyskane dane pokrywały się z subiektywnymi wrażeniami z odsłuchów. Sprzęt rzeczywiście jest krystalicznie czystym urządzeniem:

 

 Loxjie D40 Pro – zniekształcenia (HP OUT – SE – Gain Low)
dB CH1
%
 THD + N, 16 Ω, 1 mW-76,3
0,0154
 THD + N, 32 Ω, 1 mW-78,9
0,0113
 THD + N, 300 Ω, 1 mW-87,2
0,0044
 THD + N, 300 Ω, 8 mW (1,55 Vrms)-96,5
0,0015
 THD + N, 300 Ω, max vol-98,1
0,0012

 

Wyniki po single-ended są lepsze niż w wyraźnie droższym Topping A90 Discrete (2999 zł). Poza ciut gorszym wynikiem na 32 Ohm i przy maksymalnej głośności, pozostałe wartości są identyczne też, jak w Luxsin X9 (4800 zł). Można więc powiedzieć, że operujemy cały czas w ramach tych samych dobrych standardów i prawidłowo zaimplementowanej koncepcji „wire with gain”.

W trybie DAC via RCA jest jeszcze lepiej i tu praktycznie mijamy się z Luxsinem X9:

 

 Loxjie D40 Pro – zniekształcenia (DAC)
dB CH1
%
 THD + N, RCA, max vol-97,7
0,00130
 THD + N, XLR, max vol-116,5
0,00015

 

Naprawdę czapki z głów przed takim urządzeniem. Zarówno Loxjie jak i Luxsin to absolutnie ścisła czołówka, która ponownie niemal wyczerpała margines pomiarowy mojej aparatury pomiarowej. Na szczęście nie badam wartości granicznych dla technicznych barier sprzętu. Interesują mnie przede wszystkim warunki praktyczne, użytkowe. Aczkolwiek nawet wartości takie, jak 1 mW są daleko poza naszymi typowymi scenariuszami użytkowymi.

Co ważne, wybór trybu filtra cyfrowego nie wpływał na czystość urządzenia.

 

Balans kanałów, artefakty, szum własny itd.

Podczas użytkowania urządzenia, nie stwierdziłem żadnych niepokojących rzeczy. Nie było też żadnego szumu tła, a przynajmniej ja takowego nie usłyszałem na Sony MH1. Z kolei balans kanałów jest perfekcyjny, bo sterowany cyfrowo. Nie ma tu potencjometru analogowego, który może go rozjechać we wszystkie strony, a nawet jednorodnie na jeden kanał. Tak więc zameldować mogę perfekcję i bezbłędność na tym polu.

 

Referencja kontra preferencja oraz sens recenzji sprzętu audio w ogóle

W Loxjie płynnie łączą się dążenia za referencją (jak najrówniejszy i najczystszy obiektywnie dźwięk) a preferencją (odpowiednio zmiękczony i zniekształcony dla subiektywnej przyjemności dźwięk). Loxjie D40 Pro trzyma się tej właściwej idei, budującej sens istnienia sprzętu klasy hi-fi na fundamencie równości i wierności. Jednocześnie oferując opcjonalne zmiękczenie bez zniekształceń, którego normalnie nie uzyskalibyśmy bez ewidentnego zepsucia jakości.

Zaryzykować można wręcz stwierdzenie, że jest to obiektywnie najlepszego sortu mariaż, który rzeczywiście stawia znak zapytania nad typową konstrukcją lampową czy R2R. Każde z tych typów urządzeń będzie miało swoje unikalne cechy i fanów. ale w Loxjie chyba po raz pierwszy możemy zjeść ciastko i mieć ciastko. I to zwłaszcza w świetle faktu, że ogromna większość urządzeń źródłowych audio brzmi obecnie tak samo. Wiem, że ciężko będzie to przyjąć do wiadomości co niektórym. Wiem, że stawia to znak zapytania też i nad sensem pisania recenzji sprzętu audio. Ale jeśli urządzenie jest zaprojektowane poprawnie w ramach filozofii hi-fi, reprodukcja dźwięku będzie po prostu wzorcowa. I tyle. Dopiero błędy projektowe lub zastosowanie takiego fortelu jak w Loxjie – tj. filtrów cyfrowych – jest w stanie zmodyfikować dźwięk.

Mimo wszystko uważam, że recenzje (również droższych) urządzeń źródłowych audio same w sobie sens mają. W praktyce sprowadza się to bowiem do rzetelnej weryfikacji, czy dany produkt jest dobrze zaprojektowany, gra równo i solidnie. Loxjie nie odbiera więc ani zasadności sprawdzenia żadnemu droższemu urządzeniu, ani jego ewentualnemu zakupowi. Jeśli urządzenie X lub Y oferuje nam parametry powyżej progu słyszalności i możliwości słuchawek, będzie przecież grało tak samo dobrze. A jeśli chcemy za to zapłacić ekstra – jak najbardziej droga wolna. Na tym polega właśnie nasza konsumencka wolność wyboru.

 

Opłacalność właściwie nie do pokonania

Nie da się ukryć, że opłacalność w przypadku Loxjie D40 Pro jest pod sufitem. Najłatwiej jest dostać sprzęt na polskim Amazonie, który często oferuje lepsze ceny i często kontakt, niż w kraju. Sam tego doświadczyłem np. w zakresie możliwości pozyskania kanałami oficjalnymi Toppinga L70 jako wzmacniacz testowy na blog. Bardzo długo czekając na jakikolwiek odzew w końcu zrezygnowałem i już chciałem zamawiać go z Amazona, ale przypomniał mi się mój niedokończony projekt DIY. Kontakt w końcu nastąpił, ale decyzja już zapadła – tak też zrodził się HA500, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Dla nas, czyli konsumentów, sytuacja z Loxjie jest to tyle dobra, że wprowadza element konkurencyjności na rynku, zmuszając do rozwoju i uatrakcyjnienia ofert. Przy cenie 1900 zł dostajemy absolutnego potwora, który napędzi wszystko i zrobi to transparentnie. Wyposażony jak hi-end, a kosztujący ułamek tegoż hi-endu.

Co mamy wokół Loxjie do wyboru jeszcze z alternatyw mniej więcej 1:1? Tak naprawdę jedynie Shanling EH2 R2R (1900 zł) operuje dokładnie w tej cenie. Urządzenie, o którym niestety nie wiemy nic. Pomiarów również brak. No i R2R, więc na starcie spodziewałbym się gorszych wyników (przerabialiśmy to już w FiiO K11 vs K11 R2R).

Zmusza się więc nas do dokładania. Wtedy pojawia się więcej opcji:

  • Topping A70 Pro (2190 zł)
  • Sabaj A20d 2023 (2190 zł)
  • Hifiman EF500 (2300 zł)
  • Topping A90 (2400 zł)
  • Aune N7D (2499 zł)

Na tym tle propozycja Loxjie, jako rzeczywiście sprawdzona i solidna, broni się dzielnie. Toppingi i Sabaja można oczywiście rozważać, jako że powinny zagrać dokładnie tak samo, jak Loxjie, a więc czysto i rozdzielczo. Aune to już klasa A, czyli grzejnik. Więcej nie da się tu ustalić (brak wiarygodnych informacji lub sensownych recenzji). Tak samo w temacie Hifimana.

 

Podsumowanie

Loxjie D40 Pro to elastyczny brzmieniowo sprzęt za całkiem normalne pieniądze. Oferuje hi-endowe parametry i stawia przede wszystkim na jakość dźwięku oraz możliwości przyłączeniowe. W zasadzie mamy tutaj coś, co broni się na każdym możliwym polu. Wystarczająca moc do praktycznie każdych słuchawek, tak samo wystarczające parametry, brak niespodzianek w trakcie recenzji… naprawdę ciężko jest tu się do czegoś przyczepić.

Sprzęt przede wszystkim pokazuje, jak nasze słuchawki grają naprawdę oraz jak zagrać mogą w warunkach „audiofilskich”. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest to i tak przesada dla typowego użytkownika domowego.

Niemniej jego posiadanie ma mnóstwo zalet. Głównie chodzi o wyposażenie w złącza, funkcje oraz parametry zamknięte w jednym wygodnym pakiecie. Ma jeszcze więcej sensu w sytuacji, gdy stosuje się go w trybie FL0 jako prosty tor korekcyjny. Toż to swoisty „symulator lampy bez lampy”, tudzież R2R bez żadnych jego wad. I nie ma tu mowy o subtelnościach, a realnym i słyszalnym wpływie na dźwięk.

To też mówiąc, z nieskrywaną satysfakcją pragnę zarekomendować Loxjie D40 Pro jako świetny, hi-endowy wręcz, przetwornik zintegrowany o dużej uniwersalności. Zwłaszcza dla tych, którym nie jest potrzebny „odpowiedni kontekst”, „wsłuchiwanie się” czy „wygrzewanie”. To perfekcyjny sprzęt dla tych, którzy nie chcą już wierzyć w „audiofilskie” opowieści, wsłuchiwać się w sprzęt i szukać synergii w ciemno. Po wielu dawnych latach także i własnego poddawania się takim procesom, jest to doprawdy jak zaczerpnięcie świeżego, czystego powietrza. Wreszcie można zacząć wsłuchiwać się w muzykę, gdyż sprzęt stał się doprawdy czysty i równy. A nierówny tylko wtedy, gdy świadomie go tak ustawimy.

 


Sprzęt można zakupić na dzień pisania i publikacji recenzji w cenie 1900 zł bezpośrednio z polskiego Amazona.


 

Dane techniczne

Producent publikuje je głównie w formie grafiki, toteż po cóż pisać nadaremno…

Specyfikacja techniczna Loxjie D40 Pro

 

 

Dane pomiarowe

Poniżej galeria zebranych danych pomiarowych.

Pomiary Loxjie D40 Pro Pomiary Loxjie D40 Pro Pomiary Loxjie D40 Pro Pomiary Loxjie D40 Pro Pomiary Loxjie D40 Pro Pomiary Loxjie D40 Pro Pomiary Loxjie D40 Pro Pomiary Loxjie D40 Pro Pomiary Loxjie D40 Pro Pomiary Loxjie D40 Pro

 

Platforma testowa

Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.

  • DAC/ADC/AMP: Motu M4, Tempotec Sonata BHD Pro, AF HA500, AF DA500
  • Nadajniki Bluetooth: Asus BT400, Asus PCE-AX58BT, RealMe 9Pro+
  • Słuchawki testowe pełnowymiarowe: AKG K1000, Audeze LCD-XC, Audio-Technica ATH-AD900X oraz ATH-A990Z, Creative Aurvana SE (zmodyfikowane), Sennheiser HD 580
  • Słuchawki testowe typu IEM: KZ ZVX, Sony MH1
  • Monitory odsłuchowe: M-Audio Forty Sixty
  • Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli Audionum
  • Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
  • Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Logo Audiofanatyk M
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na mój blog i pomoc w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.