Haylou S30 – recenzja tańszego brata S35 ANC

Haylou S30 to nowy narybek i model opisywany trochę sprzecznymi informacjami. Z reguły słyszałem, że to gorszy-lepszy następca chwalonego przeze mnie modelu S35. Większa bateria, większa wygoda, dźwięk niby trochę gorszy, ale też ogólnie lepszy. Z drugiej strony pojawiały się głosy, że jednak gorszy i niekoniecznie lepszy. Ale dzięki niesamowitej uprzejmości p. Grzegorza, który ofiarnie postanowił poświęcić swoją prywatną parę na testy, mamy szansę pochylić się nad ich tajemnicą. Czy rzeczywiście S30 to niby gorszy, ale lepszy model? Czy Haylou powtórzy sukces swojego poprzedniego modelu? Zobaczmy.

Recenzja powstała dzięki użyczeniu prywatnego sprzętu przez jednego z czytelników bloga. Jest to doraźne wsparcie jego działalności i publikowania niezależnych recenzji oraz pomiarów sprzętu audio. Jeśli również chciałbyś użyczyć swój sprzęt na weryfikację, zapraszam serdecznie do kontaktu.

Haylou S30 w wersji zwykłej wraz z całym pakietem akcesoriów.

Jakość wykonania i wyposażenie Haylou S30

Choć spodziewałem się polepszenia ergonomii względem S35 z powodu rzekomo większego rozstawu muszli, nic takiego nie napotkałem. Wręcz przeciwnie, moje S35 są znacznie bardziej „rozmemłane” od ciągłego używania i oferują większy komfort niż Haylou S30. Do zdjęć postanowiłem nie wyciągać akcesoriów dołączonych do zestawu. Były nimi tylko kabelek sygnałowy analogowy oraz ładowania via USB-C.

Haylou S30 wydają się z zewnątrz identyczne co model S35.

Wszystkie te akcesoria wydają się identyczne jak w S35, więc w teście wykorzystałem to, co miałem sam pod ręką. Nie miało to żadnego przełożenia na wynik testów, abyśmy mieli jasność. Przy sprzęcie prywatnym, często stosuję zasady takie, jak przy potencjalnych zwrotach konsumenckich. A więc wysoki szacunek do sprzętu i woreczków. W ten sposób sklep może potem słuchawki wystawić jako pełnowartościowy open box, być może ciesząc w ten sposób innego użytkownika w większości nieotwieranym. produktem.

Jedyna różnica w Haylou S30 jest w braku akcentów złotych oraz innym napisie na muszli.

Różnice względem S35

W rzeczywistości S30 i S35 to konstrukcje identyczne. Wszystko jest tu dokładnie takie same: pałąki, odlewy, materiały, przyciski. Jedyne, co uczyniono, to:

  • Środki puszek mają teraz napis HAY zamiast fragmentu H, a także są delikatnie wklęsłe.
  • Pozbyto się złotych akcentów (w tej wersji kolorystycznej).
  • Przemieszano ze sobą dźwięki komunikatów.
  • Dodano mikrofon na ramieniu, podłączany bezpośrednio do słuchawek.
  • Zmniejszono pudełko i cenę.
  • Wydłużono czas pracy z 40/60 godzin na 50/80 godzin.
  • Dodano znaczek „V 5.4 Wireless” celowo stylizowany na HiRes Audio.
  • Dołożono tryb gamingowy

I to w sumie tyle.

 

Co poprawiono w Haylou S30?

Jak wspominałem, prócz wydłużonego czasu pracy na baterii, dodano dźwięk ustanowionego połączenia z urządzeniem. Tego mi w S35 przyznam trochę brakowało, choć nauczyłem się z tym żyć.

Mechanizmy obrotu i składania są w Haylou S30 takie same jak u poprzednika.

Stare-nowe problemy

Oczywiście, gdyby czegoś nie zepsuto, świat stanąłby w miejscu, wrony zaczęłyby mi latać do tyłu, a OPAMPy same grać.

Haylou S30 to dokładnie te same gabaryty i pojemność na ucho co S35.

Problemem dla mnie osobiście nadrzędnym w Haylou S30 były większe kłopoty z poprawnym sparowaniem z komputerami. Raz, że proces ten trwał bardzo długo i często kończył się niepowodzeniem. Dwa, że słuchawki miały spore problemy podczas przełączania się między maszynami. Czyli kończę pracę np. na laptopie, po czym chcę przejść na PC. Nie, nic z tego. Muszę jeszcze raz usuwać S30 i dodawać je ponownie.

Ze starych problemów pozostało natomiast niezapamiętywanie ustawień ANC. Przed chwilą wyłączyłem S30 mając ustawiony tryb transparentny. Jeśli teraz je założę i włączę, ustawią się samoczynnie w tryb ANC, tak jak S35.

 

Kryzys tożsamości – wersja Pro i strona producenta

Z tego co się orientuję, Haylou S30 dostępne są w dwóch wariantach: zwykłym i Pro. Jedyna różnica między tymi wariantami sprowadza się jak mniemam do obecności mikrofonu na pałąku w Pro. Wersja zwykła jest go pozbawiona, mimo że posiada fizyczne gniazdo pozwalające na jego podłączenie (standard jack 2,5 mm). Nie byłoby problemu, gdyby mikrofon jako akcesorium byłby dostępny w zwykłej sprzedaży. Problem w tym, że nie

Inny napis (HAY) na boku muszli.

Producent wyraźnie więc oszczędza na akcesoriach do tego stopnia, że szasuje wyposażeniem i w wersji z mikrofonem dokleja tylko naklejkę na pudełko (wszystko jest identyczne). A przynajmniej na to wygląda.

Inna sprawa, że Haylou na swojej stronie w ogóle nie wspomina o modelu S30. Jest tylko S35 ANC, ale o S30 albo S30 Pro to tam nikt nie słyszał i słyszeć nie chce. Jest to bardzo dziwne.

W pierwszej chwili myślałem, że producent nie zdążył z aktualizacją strony (haylou.com), ale dwie komercyjne recenzje wersji Pro dostępne w Polsce są datowane na początek 2024 roku. Druga teza, to bycie produktem archiwalnym, ale również nie byłem w stanie znaleźć takiej informacji.

 

Właściwości połączenia Bluetooth i przepustowość

Prędkości jakie zanotowałem z Haylou S30 (Intel AX210, Arch Linux):

  • AAC: 16,96 KB/s (~136 kbps), bezproblemowa praca,
  • SBC: 33,76 KB/s (~270 kbps), bezproblemowa praca,
  • SBC-XQ: 62,16 KB/s (~497 kbps) bezproblemowa praca.

Latencję wbudowanego układu można zmniejszyć za pomocą trybu gamingowego. Aby go włączyć, trzeba trzykrotnie stuknąć panel dotykowy, znajdujący się w centralnej części prawej muszli (tej z przyciskami). Na początku nie zauważyłem z jego działaniem żadnych nieprawidłowości, ale po chwili pojawiły się niestabilności sygnału i spowalnianie tempa muzyki. Efekt można porównać do starego odtwarzacza kasetowego, któremu zaczyna ślizgać się gumka przeniesienia napędu. Tym samym mogę potwierdzić problemy innych użytkowników.

 

Brak zaawansowanych kodeków

Co warte nadmienienia, słuchawki nie obsługują żadnych dodatkowych kodeków poza standardowym pakietem SBC+AAC. Ale w S35 nie był to dla mnie duży problem, w KPPW 2.0 też nie, więc dla symetrii odpuszczam i S30. Zwłaszcza, że to budżetówka i jakość samych przetworników nie pozwoliłaby na uzyskanie jakichkolwiek wymiernych profitów. Owszem, miałoby to miejsce prędzej niż w pełni otwartych Portach Pro Wireless 2.0, ale z tej szansy po prostu tu nie skorzystano.

Osoby zainteresowane bardziej tym tematem zachęcam do lektury recenzji S300BT, w której opisywałem porównanie jakości dźwięku na różnych kodekach od strony tonalności i czystości.

 

Jakość dźwięku Haylou S30

Być może sekretem wcześniej opisywanego braku egzystencji na stronie producenta jest to, że ten w ogóle nie zamierza się do nich oficjalnie przyznawać? Haylou S30 są bowiem dla mnie zaskoczeniem niestety na minus. Może inaczej: spodziewałem się po numeracji, że będzie to model gorszy od S35, ale nie sądziłem, że będzie to tak wielki dystans. Są to bowiem mocno uboższe dźwiękowo S35, które oferując większą baterię, degradują po drodze dźwięk (przede wszystkim sopran).

To właśnie ten ostatni jest dla mnie osobiście „deal breakerem”, ponieważ – wraz z niskim basem – powoduje ogromną różnicę w jakości między dwoma modelami, a przynajmniej w trybie ANC. Przełączając się między jednym i drugim naprawdę nie wiem co tu się dzieje i mam dylemat, czy to aby S35 grają tak dobrze, czy S30 tak niedomagają.

Jak łatwo też zgadnąć, o ile model S35 miałby szansę na rywalizację z ATH-S300BT, tak Haylou S30 nie mają do nich kompletnie podskoku. Tak więc tradycyjnie po kolei…

 

Bas

Zauważalnie równiejszy w Haylou S30, pozbawiony jest jednak tego efektownego „oomph”, jak to mawiają za oceanem. W trakcie ich testów miałem pod ręką jedynie kilka par słuchawek wireless, z których tylko jedna była zauważalnie od S30 tańsza. I znacznie gorsza. Ale nawet pomijając to, pierwsze założenie S30 powodowało, że jednak czegoś mi w nich brakowało.

Niby było fajnie, równo, ale zbyt poprawnie jak na takie słuchawki. Jednak zejście myślę sporo by im pomogło, nadało troszkę bardziej autorytarnego charakteru. Właśnie tego mi brakowało: charakteru. Nie mam nic przeciwko równości, ba, nawet jest to coś, co preferuję. Ale nie może się to odbywać za cenę absolutnie wszystkiego. Nie są to słuchawki studyjne i przeznaczone do pracy, jak np. Hi-X60, więc jakaś kompensacja basu powinna jednak być.

To też mówiąc, w recenzji S35 ANC zwracałem uwagę na to, że przy większych natężeniach potrafi coś na basie niepożądanego zabrzęczeć. W Haylou S30 słychać to już na normalnych poziomach głośności. Zaraz sobie do tego jeszcze wrócimy.

Poziom basu (tylko w trybie ANC) teoretycznie można podbić sobie sprzętowo, dwa razy stukając w panel dotykowy. Efekty są jednak bardziej przypominające EQ + bas, aniżeli klasyczny bass booster. Do tego słuchawki nie zawsze rejestrują poprawnie gest przełączenia. Zdarzało mi się włączyć tryb basowy potrójnym stuknięciem, gdy bawiłem się trybem latencji. Co ciekawe, zawsze w cyklu, jakby była to funkcja, którą również można było wywołać w ten sposób. Dziwna sprawa.

 

Tony średnie

Chyba najbardziej normalny zakres w Haylou S30, ale też dlatego, że jest on notorycznie wypychany do przodu. Widać to doskonale na pomiarach, w których średnica szaleje i jest wręcz forsownie tępiona przez pokładowy DSP.

W sytuacji, gdy nie bierze on specjalnego udziału w procesie normalizacji tego zakresu, ma się wrażenie „buły” w tonach średnich. Zdecydowanie najlepiej wypada tryb ANC pod tym względem.

Jednocześnie widać też na pomiarach, że najwięcej do „dociągania” Haylou S30 mają w rejonie basu. Zatem wracając do wspominanych artefaktów na basie, wszystko układa się w logiczną całość.

 

Tony wysokie

Mówiąc wprost: zawód. Zauważalnie bardziej nosowe w barwie, wydają się czasami aż szkliste na tle poprzednika. Założenie zaraz po nich S35 to kosmos i jakość zwiększona dosłownie x2.

Paradoksalnie, słuchawki lepiej radzą sobie z sopranem w sytuacji, gdy DSP nie funkcjonuje. Wówczas zakres ten jest obniżony i nie razi już tak w uszy. Problemem wtedy jednak jest wszystko inne. Bas opada nam mocno w dół i słuchawki czynią się lekkobasowe. Średnica jak pisałem wypychana jest ponad stan do przodu, powodując efekt „buły”. Z kolei energię w wyższej średnicy po prostu wytracamy. Doprawdy przepiękna tragedia: naprawić jedną rzecz, a zepsuć po drodze trzy.

 

Wrażenia sceniczne

Umiarkowanie dobre jak na takie konstrukcje. W trybie ANC doświadczymy jej najlepszej i w formie klasycznej elipsy z wysunięciem na boki. I tak naprawdę tyle. Więcej rzeczy tu nie doświadczyłem wartych opisu, poza tym, że znów lepiej czułem się w S35.

 

Czystość i balans kanałów

Wykresy THD wyraźnie potwierdzają moje obserwacje odnośnie czystości góry (i basu). Choć szczerze, spodziewałem się większych skoków, tj. powyżej 1%, a nie na granicy. Najlepiej słuchawki wypadają w trybie analogowym, ale jest to zrozumiałe.

Balans kanałów jest teoretycznie dobry, ale w rzeczywistości dość przeciętny. To ze względu na powtarzalne wahania i różnice w subbasie i przede wszystkim wyższej średnicy. Może to być czasami słyszalne dla użytkownika. Niemniej jest to poziom generalnie typowy dla budżetowych słuchawek z czajnikowej krainy.

 

Całokształt

Nie rozumiem przyznam producenta i tego co tu zrobił. Albo może inaczej: wiem i rozumiem co zrobił, ale nie wiem po co. Nie kalkuluje mi się to w kontekście bardzo dobrych S35. Oto bowiem Haylou S30 w praktycznie tej samej obudowie mają inny układ BT i wielokrotnie gorsze przetworniki, które trzeba ratować ciężkimi korekcjami z DSP.

To stary numer producentów tańszych słuchawek, którzy próbują ulepić coś z przetworzonej i wydalonej materii, powszechnie przez nas znanej pod nazwą kupy. Przerabiałem to już z Audictus Dopamine PRO, przerabiałem też z wieloma innymi słuchawkami. Czasami to się udawało (ATH-DSR9BT vs ATH-SR9) i produkt „ucyfrowiony” grał znacznie lepiej tonalnie (a przy tym bez artefaktów). Tu natomiast po prostu słychać, że przetworniki są ograniczeniem.

Ujęcie Haylou S30 pod nieco innym kątem.

Jak pisałem, nie wiem po co stworzono S30. Prędzej spodziewałbym się modelu S40, który rozwijałby to, co mieliśmy w S35. Zamiast tego cofnięto się w S30 mocno w temacie brzmienia, aby zaoferować jedynie dłuższy czas pracy na baterii. Różnica w cenie też jest malutka. To o wiele za mało, aby przekonać mnie do zasadności S30. Chyba, że zmieniła się fabryka, albo przetworniki/części do S35 nie są już dostępne? Może S30 są próbą wykorzystania zapasów jakichś części? Tego nie wiemy.

Wiemy natomiast i widzimy po pomiarach, że producent poszedł w ograniczenie kosztów produkcji, stosując oszczędności w kluczowych miejscach. Zbyt poważne moim zdaniem oszczędności.

 

Opłacalność Haylou S30 vs Haylou S35 ANC

Próbując przełożyć to wszystko na jakiekolwiek liczby, nawet umowne: dostajemy tu o 25% większą baterię za nawet jakieś 40-50% degradacji dźwięku. Jednocześnie, patrząc np. na ceny na Allegro, w tym momencie możemy zakupić S30 za 200 zł, podczas gdy S35 dostaniemy za… 225 zł.

Niestety więc, ale w tym momencie z tej bratobójczej walki S30 wychodzą srodze poobijane. Widziałem ich recenzję na jednym z portali, w którym aspektom dźwiękowym poświęcono może z 15% opisu. W tych 15 procentach starano się bardzo mocno unikać konkretów i nazywania rzeczy po imieniu. Prawdopodobnie właśnie dlatego.

Złożone wstępnie słuchawki przenośne Bluetooth.

Gdyby zamknąć się w kategoriach ogólnych i opisywać Haylou S30 w oderwaniu od rzeczywistości, to i owszem, można byłoby recenzję domknąć w miarę suchą nogą. Tu by się przemilczało, tu przeskoczyło nad pewnymi rzeczami, za 200 zł dobre słuchawki i z potężną baterią. Tymczasem ich własne S35 biją je okrutnie na skrajach pasma, tak samo czynią to 2x droższe Audio-Techniki ATH-S300BT.

 

Konkretnie: czy warto dopłacić do S35 ANC?

Moim zdaniem absolutnie tak. Przy cenach 225-269 zł, różnica w dopłacie jest naprawdę niewielka. Zaś utrata tych 20 godzin czasu pracy jest bez żadnego problemu do zaakceptowania w kontekście zysków.

Słuchawki bardzo mocno odpłacą się nam bowiem w jakości dźwięku. Ten bardziej wciągnie nas lepszym niskim basem oraz wielokrotnie bardziej naturalną górą. Nie ma też artefaktów na basie od elektroniki przy normalnych natężeniach. Te pojawiały się w S35 dopiero przy wysokim SPL. Tu? Od razu na 65 dB SPL. A co zdradza, że słuchawki muszą być trzymane za pysk sprzętowym equalizerem praktycznie od razu.

Mechanizm rozsuwania widełek pałąka oraz zbliżenie na wnętrze padów.

Tak więc z tych dwóch par definitywnie leciałbym w S35 i nawet się nie oglądał. Słuchawki swoją jakością dźwięku bardziej od S30 nadają się do domowego wireless home office. W tym samym czasie S30 mogą co najwyżej lepiej sprawdzić się w podróży. Tam bowiem hałas i tak nie będzie nam pozwalał rozkoszować się jakością, a bateria może wysunąć się na pierwszy plan. Ale to naprawdę wszystko.

 

A może dopłata do ATH-S300BT?

Również jest to bardzo kusząca opcja. Zyskamy jeszcze dłuższy czas pracy na baterii, a także dźwięk strojony w styl ATH-A990Z. Do tego ponownie żadnych artefaktów. Gdybym więc miał dopłacać względem S30 do propozycji Audio-Techniki, bez żadnego problemu bym to uczynił.

Czy bym zrobił to zamiast S35? Tak, choć AT i Haylou to trochę odmienne szkoły grania. Jedne i drugie mają swoje mocne atuty i generalnie decydować winny myślę gatunki muzyczne. W moich niestety oba modele lubią się sprawdzać, ale prawdopodobnie łagodniejsze dla mnie w dłuższych odsłuchach będą S300BT. O pojemniejszej baterii nie wspominając. No, ale oczywiście za drugie tyle ponad ceną S30. Tutaj więc po prostu trzeba na spokojnie zważyć sobie budżet i priorytety.

Sam osobiście dokładałbym bez mrugnięcia okiem do S300BT (zresztą na dniach sam je kupiłem). Podobny czas pracy, ale brak problemów i znacznie przyjemniejszy dźwięk, który bardzo mi się podoba. Fajne, klimatyczne granie w stylu A990Z, które też cenię sobie wysoko. Można więc zrobić dobre słuchawki za sensowne pieniądze? Można. I taką drogą moim zdaniem powinno pójść Haylou: do przodu, nie do tyłu. Bo nawet, gdyby S30 były droższe od S35, ale dowoziły więcej, chwaliłbym bez żadnego problemu lub nawet kupował na blog, abyśmy mieli punkt odniesienia na przyszłość. Tak było z S35. No i niestety chyba na zgubę „es trzydziestek”.

Podsumowanie

W recenzji Haylou S30, ze wszystkich języków jakimi mógłbym je opisać, wybrałem niezmiennie język faktów i liczb. W przeciwieństwie do opisywania ich tak, jakby się dopiero co odkryło istnienie słuchawek wireless ANC, albo udając, że nie ma w nich oczywistych uproszczeń i oszczędności.

Słuchawki poległy w zderzeniu ze znacznie lepszymi S35 ANC. Ale nawet bez nich nadal bym marudził, a na pomiarach widać dokładnie przyczyny. Zastosowano tu wielokrotnie tańsze przetworniki niż w S35 i ścięto o kilka zakrętów za dużo. Model S30 staje się przez to może i bardziej opłacalny w produkcji dla samego producenta, ale mało opłacalny dla nas.

 

Jakość wykonania

W tej cenie generalnie nie mam się do czego przyczepić. Dałbym więc im 9/10 mimo, że to wciąż klekoczący trochę plastik-fantastik oraz ogólna wtórność względem poprzednika.

 

Jakość dźwięku

Względem S35 mamy słabszy bas, bardziej nosowy sopran, przesuniętą barwę w górę oraz artefakty na basie. Słuchawki stają się bardziej typową V-ką, która bez equalizacji przy tak małej różnicy w cenie nie ma możliwości rywalizacji. I to z ofertą własnego producenta. Bez DSP dostajemy zaś opad basu, wybicie średnicy, odpust w wyższej średnicy, choć przyjemniejszą górę. Doliczmy do tego wcale nie tak małe THD na sopranie i trochę zastrzeżeń do sparowania kanałów. Tak więc niestety, przeciętny dźwięk oznacza przeciętną notę: 5/10.

 

Ergonomia i użyteczność

Tu ponownie kłania się wszystko to, co w S35. Duży plus za odpinany mikrofon, choć nie widziałem go nigdzie w sprzedaży osobno, więc jest to atut pozorny w wersji zwykłej. Bezspornie plus naturalnie czas pracy na baterii. Słuchawki mogą po pewnym czasie być jednak wyczuwalne na głowie z racji docisku, ale to cecha wszystkich modeli tego typu. Nadal nie zapamiętują ustawień ANC, a do tego doszły problemy z poprawnym sparowaniem, pamięcią urządzeń, a przede wszystkim trybem niskiej latencji. Tak więc zostawiłbym tutaj niestety wyjściowe 5/10, głównie przez czas pracy. To naprawdę jedyna rzecz, co do której mam w S30 stosunek nie negatywny, nie neutralny, a pozytywny.

 

Sumarycznie

Ani nie są to słuchawki diametralnie tańsze od poprzednika, ani nie wprowadzają nowej jakości, a jedynie pojemniejszą baterię o 25%. I choć ocena 6,0/10 wciąż nie jest jeszcze jednoznacznie złą, to dobrą też nie. Jest to przeciętniak z plusem za baterię i mikrofon w wersji Pro.

Haylou S30 zauważalnie brakuje do stania się jakąkolwiek opcją alternatywną dla S35. Te wydają się na ich tle wręcz nietykalne i moja rekomendacja dla nich jest nadal aktualna. Słuchawki za niewiele większą cenę i trochę krótszy czas pracy zaoferują zauważalnie lepsze doświadczenia dźwiękowe. Czyli to, co rzeczywiście ma znaczenie. Budowa i wygoda ta sama, możliwości te same, a jednak zagra to wyraźnie lepiej. I problemów jakoś też mniej.

Dlatego pojawienie się Haylou S30 „nie ma znaczenia” i ich własne S35 ANC nadal w tym przedziale cenowym rozdają karty. Chyba, że cena spadnie do np. 150 zł, czy może nawet mniej. Wówczas już można będzie się powoli nad nimi zastanawiać, ale tylko jeśli cena S35 również nie ulegnie zmianie lub znikną one z rynku. Do tego czasu jednak moja ocena będzie wobec nich zimna, skuta lodem, symbolizując oziębły stosunek do tego, co oferują. A co zresztą widać na pierwszym obrazku.

 

6.0/10

Na dzień pisania recenzji, słuchawki są dostępne w cenie ok. 200 zł. Można je kupić u naszych krajowych sprzedawców: sprawdź aktualne ceny i dostępność.

 

Dane techniczne

  • Średnica przetworników: 40 mm
  • Wersja Bluetooth: 5.4
  • Kodeki Bluetooth: SBC, AAC
  • Czas pracy: do 80 h (bez ANC) i do 50 h (z ANC)
  • W zestawie: kabel jack-jack 1,2 m, kabelek ładowania

 

Materiały dodatkowe

 

Platforma testowa

Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.

  • DAC/ADC: Motu M4, Tempotec Sonata BHD PRO
  • Wzmacniacz słuchawkowy: Sabaj A20h
  • Słuchawki testowe: Creative Aurvana SE, Audio-Technica ATH-A990Z, Audio-Technica ATH-S300BT, Haylou S35 ANC, Sennheiser HD 599 SE, Soundcore Space One Pro
  • Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli ACX
  • Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
  • Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Jeden komentarz

  1. Mam dwie sztuki tych słuchawek. W obu po około pół roku rozszedł się pałąk u góry i wystaje gąbka zza imitacji skóry. Używałem ich głównie do pracy zdalnej, ale czasami współpracownicy narzekają na mój metaliczny głos. Jako kolejne zastanawiam się nad ATH-S300BT / px7 s2 / bose quiet comfort ultra. Każda z innej półki cenowej… I sam się zastanawiam co najlepsze na home office i spacery po mieście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *