Fostex TH616 to słuchawki z paru względów wyjątkowe jako gość na łamach AF, bowiem na przestrzeni lat wszystkie modele marki Fostex które testowałem, pochodziły z rąk prywatnych. Nie inaczej stało się tym razem dzięki kolejnej z rzędu uprzejmości p. Mateusza. Dzięki temu mamy możliwość poznania tych jakże ciekawych, choć jednocześnie drogich słuchawek w zasadzie od podszewki. Z kolei Właściciel słuchawek otrzymuje gruntowny raport pomiarowy, którego sporą część prezentuję tradycyjnie w treści recenzji. Wyjątkowość TH616 jest tym większa, że jest to seria limitowana i w zasadzie na zakończenie produkcji TH610. Tak więc być może jest to ostatnia szansa na spotkanie z tą konstrukcją w ogóle.
Jakość wykonania i konstrukcja Fostex TH616
Fostex TH616 od samego początku interpretowałem jako pożegnalną wariancję na temat TH610. Zarówno same słuchawki są modelem limitowanym produkcyjnie, jak i TH610 nie są już produkowane. Jest to kombinacja podwójnie smutna, ale mam wrażenie, że producent chce po prostu przejść na warianty droższe, bardziej luksusowe i ekskluzywne. Takie modele jak TH610 mu w tym przeszkadzają, a TH616 są wydaje się idealną okazją do „zutylizowania” reszty części.
Wygoda, ergonomia, materiały… wszystko z TH610
Na tym etapie wszystko więc będzie dokładnie takie samo, jak w TH610. Może poza wagą (i izolacją). Słuchawki można jednak uznać za całkiem wygodne, właśnie z tego powodu.
Leżenie na głowie jest dosyć luźne. Szybkie ruchy powodują, że słuchawki „latają” na niej wesoło. Spojrzenie w górę lub w dół powoduje oczywiście przesunięcie się słuchawek i pewne ryzyko spadnięcia z uszu. Bardzo luźny jest mechanizm wysuwania się muszli. Praktycznie wystarczy potrząsnąć słuchawkami, aby wysunęły się obie strony. Nie poprawiono tego w ogóle od czasów TH610.
Kabel jest natomiast w porządku jakościowo. Jest to w zasadzie ten sam chyba nawet kabel, który stosuje Fostex obecnie do innych swoich modeli. Oplot jest dobrany tym razem z sensem, nie ma efektu mikrofonowego ani sztywności jaką zapamiętałem z poprzedniej recenzji TH610. Naprawdę trudno jest mi więc się przyczepić do czegokolwiek, poza ubogim pakietem jako takim. Mamy tu bowiem tylko jeden kabel na single-ended i koniec. W tej cenie oczekiwałbym już jakiegoś kabla modularnego lub kilku różnych, w tym na balans. Co prawda słuchawki go nie potrzebują w ogóle, ale można było przynajmniej tak próbować usprawiedliwić wysoką cenę.
Recykling części z TH610?
Czy to oznacza, że mamy powtórkę mentalności Hifimana, który wykorzystuje różne części, mieszając te stare z nowymi na linii produkcyjnej? Niekoniecznie. Konstrukcja stosowana w TH616 jest znana również i z innych modeli, a producent jest w tym względzie bardzo konsekwentny. Nie ma nic złego – zwłaszcza w kontekście ekologii – w stosowaniu cały czas tych samych rozwiązań, jeśli ma się ich spory zapas, a także eksperymentowania z nowymi ścieżkami rozwoju.
Fostex TH616 są bowiem modelem otwartym, który dopiero teraz wraz z podobnymi eksperymentami trafia na rynek konsumencki. Wcześniej premierę miał model TH909, a więc otwarta wersja modelu TH900.
Niedosyt zmian w kontekście ceny
Producent bawi się w ten sposób już istniejącymi modelami, kusząc nas za większe pieniądze wariantem z otwartą komorą akustyczną. Zmieniono przy tym trochę damping z tej okazji i… to okazuje się wszystko.
Przyznam, że jest to dla mnie trochę niedosyt. Słuchawki są oferowane w cenie ok. 3900-4400 zł w zależności od sklepu, więc spodziewałbym się jakichś poważnych akcesoriów, jakiegoś specjalnego potraktowania albo unowocześnionej konstrukcji. Tymczasem TH616 wyglądają, jak wzięty z brzegu egzemplarz TH610, któremu na szybko dorobiono otwory w drewnie. Widać nawet niedoskonałości od frezowania. Drewno to trudny materiał, owszem. Rozumiem to i szanuję za pomysł samej przeróbki na model otwarty. Ale można to było zrobić lepiej. Nawet jakaś kratka wklejona w drewno byłaby moim zdaniem lepsza. I nie pompowała tak być może ceny.
Ma to co najwyżej ten plus, że nie muszę opisywać budowy słuchawek jeszcze raz. Wszystko jest tu dokładnie takie samo, jak w TH610, toteż mogę od razu przejść do opisu dźwięku.
Jakość dźwięku Fostex TH616
Słuchawki można traktować rzeczywiście jako wariant TH610. Już pomiary porównawcze zdradzają, że jest to bardziej doświetlony styl grania 610-tek. Mimo, iż w gruncie rzeczy są to TH610, producent kusząc się ich re-damping oraz otwarcie muszli, daje nam nieco inaczej kreowaną akustykę, ale co do zasady takie same DNA.
Nie jest to więc rewolucja, a i nie wiem, czy słowo ewolucja również nie byłoby nad wyraz. Pierwsze wrażenie jest mocno zależne od tego, z jakich słuchawek do TH616 podchodzimy, ale dominowało u mnie uczucie zabawy na już dawno odkrytym szlaku.
Przykładowo, idąc w TH616 z Aune AR5000 z niestandardowymi padami, definitywnie wyższej klasy dźwięk zanotowałem w Fostexach. Tak samo nie miały problemu z zaznaczeniem swojej wyższości jakościowej nad poczciwymi K240 DF (i to po swapie). Ale już przejście ze zmodyfikowanych Beyerdynamików DT1990 PRO (Amiron MOD) stawiało znaki zapytania, zaczynało odkrywać rzeczy, których w TH616 nie ma. Chociażby ogromnej sceny czy równości tonalnej. Ale może po kolei.
Bas
Podkreślony i mający swoje konkretne uderzenie. Kłaniają się tu trochę odsłuchy niedawnych Beyerdynamic T1 Gen 3, w których użytkownicy (zwłaszcza pierwszych rewizji) narzekali na dużą ilość basu. Właściwie na tej fali kreowana jest legenda T1 Gen 1, ale to opowieść na trochę inną okazję.
W każdym razie, Fostexy lekkobasowymi słuchawkami nie są. Nigdy nie były. Uderzenia są mocne, choć najbardziej rozbudowane na polu wydźwięku. Nie ma tu twardego stukotu, ale też spektakularnego subwooferowego zejścia. I dobrze. W tych słuchawkach nie o to chodziło. TH610 również nie, choć ich bas był lepszy technicznie.
Otwarcie puszki spowodowało tu, że subbas nie jest tak zaznaczony – ani w porównaniu, ani obiektywnie. Niemniej wrażenie monumentalności potrafi wykreować bardzo mocne. HD800S z wydają się na tle TH616 kompletnym „bezbasiem”, tak samo zmodyfikowane Hi-X60 a nawet AD900X. Dopiero T1 Gen 3 trzymały dzielnie gardę basową.
Tony średnie
Fostex TH616 bardziej odpuszczają środek, niż miało to miejsce w TH610. Znów kłania się inny sposób tłumienia fali dźwiękowej oraz przejście na otwartą konstrukcję puszek. Przyznam, że o ile z pamięci, o tyle TH610 były w tym względzie troszkę bardziej dopasowane pod moje preferencje.
Lubię środek pasma i nie mam nic przeciwko temu, aby był subtelnie podkreślony, lub przynajmniej równy. W TH616 równy nie jest na progu 1,5 kHz i trochę energii się tam wytraca. Powoduje to wrażenie ocieplenia dźwięku i obniżenia jego barwy.
Przełożenie ma to na ogólną tonalność również takie, że słuchawki generują większą V-kę, niż można byłoby się tego po nich spodziewać. Moim zdaniem wspomniane 1,5 kHz będzie największym problemem TH616, jeśli nie podejdziemy do ich tematu od strony modyfikacji lub equalizacji.
Jednocześnie mam nieodparte wrażenie, że da się coś tu ugrać, tylko trzeba na to więcej czasu, cierpliwości. Aktualnie nie mogę poświęcić TH616 aż tak dużo czasu, aby móc dojść z nimi do ładu inaczej, niż via EQ.
Tony wysokie
Szerzej i wyżej zaznaczone, niż w TH610. Jeśli więc ktoś narzekał na ten aspekt w 610-tkach, tu powinien być naprawdę zadowolony.
Ja w tym gronie przyznam średnio się odnajduję. O ile lubię czytelne słuchawki, o tyle dołek w 1,5 kHz jedynie wzmaga wrażenie podkreślenia sopranu. Tego samego, z którym nie mam żadnych problemów na polu własnego słuchu (dlatego większość słuchawek „audiofilskich” jest dla mnie w 6 kHz za jasna). Mówiąc inaczej, mam na tyle dobry słuch, aby nie być beneficjentem takiego strojenia w rozumieniu bezpośrednim.
Jasność sopranu mieści się jednak cały czas bez żadnego problemu w granicach obiektywnej normy. Mimo to, na dłuższą metę Fostex TH616 potrafią mnie troszkę zmęczyć, jeśli pracuję na nich nieco głośniej i muzyką, w której dużo dzieje się w sopranie.
W spokojniejszej muzyce z kolei odzywa się wspomniany dołek w 1,5 kHz, który jest moim zdaniem właściwie piętą achillesową tego modelu. Przykładowo, w muzyce poważnej notorycznie brakowało mi w nich detalu, a instrumenty wydawały się niedostatecznie wykończone. Myślę, że Austin Wintory i Londyńska Orkiestra Symfoniczna nie ucieszyliby się na wieść, że ich instrumenty brzmiały w TH616 tak, jakby połowa elementów była wykonana z plastiku…
Wrażenia sceniczne
Scena sama w sobie jest w porządku, jeśli patrzeć na nią od strony konstrukcyjnej. Problemem jest jej skala.
Nie jest to scena ani na dużą głębokość, ani na dużą szerokość, ani na ogólną wybitność holograficzną. Po prostu jest. Istnieje. Funkcjonuje. Boleśnie przekonają się o tym wszyscy ci, którzy nadal wierzą w stereotypowy znak równości między otwartością konstrukcji i dużą sceną. Ale wystarczą doświadczenia z TH900 czy TH610, aby być na taki stan rzeczy przygotowanym.
Szkoda więc, że nie można liczyć tu na taką spektakularność sceniczną, jaką zaskoczyły mnie T1 Gen 3. Słuchawki kosztujące mniej, a scenicznie stojące w zasadzie ligę wyżej od Fostex TH616. Tak samo zmodyfikowane DT1990 PRO. Ale również wielokrotnie tańsze i zamknięte A990Z wydawały mi się bardziej sceniczne. Tak więc tych przykładów można byłoby trochę namnożyć i często na niekorzyść opisywanych słuchawek.
W każdym razie, moje przekonanie, że Fostexy z serii TH6/9 nie są słuchawkami nastawionymi na scenę, zostało podtrzymane.
Czystość i balans kanałów
Pod względem czystości na pewno uwagę zwraca bas, ale wynika on z płytkości padów fabrycznych. Na pewno warto będzie w przyszłości powtórzyć pomiar w tym zakresie na jakichś lepszych padach-zamiennikach. Co prawda wychodzę tu bardzo mocno naprzeciw słuchawkom za takie pieniądze, ale ciekawość nie daje mi spokoju.
Balans kanałów mógłby być natomiast nieco lepszy w subbasie. W reszcie pasma plasuje się ogólnie w granicach tolerancji. Możliwe, że ma to związek z precyzją montażu, gdyż szczelina między jedną z muszli a korpusem metalowym od strony gniazd jest różna między lewym a prawym kanałem. Punktować będę to w temacie jakości wykonania w ocenie końcowej. Myślę, że zwłaszcza jak na serię limitowaną, takiemu producentowi jak Fostex nie wypada potykać się na tak głupich błędach.
Całokształt
Słuchawki dźwiękowo mają trochę niekorzystny stosunek możliwości do ceny. Oferują z jednej strony sporo dobra, ale miejscami są zbyt specyficzne albo kompromisowe.
Mówiąc wprost: rozumiem limitowaną serię, ale te słuchawki są po prostu za drogie. Dlatego subiektywnie trudno jest im mnie do siebie przekonać. Nie da się tu bowiem pominąć elementu ekonomii oraz istnienia zarówno historii cenowo-ofertowej samego Fostexa, jak i innych konstrukcji konkurencyjnych. I mówię to jako osoba, która bardzo lubiła TH610.
Tutaj mam wrażenie, że byłbym bardziej zadowolony z kolejnych TH610 niż obecnej formy TH616. Co więcej, o ile są przykładem „zagospodarowania” części z modelu TH610, sprytnie połączonego z jubileuszem powstania marki, wydaje mi się, że stać je na więcej. Skrywają w sobie być może pewien potencjał, ale niestety w stanie fabrycznym nie jestem w stanie go odkryć.
Po prostu, Fostex TH616 grają specyficznie, całkiem dobrze w kategoriach obiektywnych, ale ich problemem jest stosunek tegoż całkiem dobrego dźwięku do ceny.
Co na papierze dostajemy w Fostex TH616?
W cenie niecałych 4000 zł dostajemy fajny i mocny bas, należytą czystość dźwięku i… to w zasadzie tyle. Żadnych dodatków fizycznych, żadnych cudów dźwiękowych. Nawet nieźle to gra, owszem, zwłaszcza gdy subiektywnie trafią w gust, ale pozostawia niedosyt.
Większe wrażenie zrobiły na mnie dawniej TH610. Nie wiem nawet, czy z pamięci nie TH900, ale tutaj nie jestem pewien. Może TH616 byłyby lepsze, może podobne, a może po prostu inne.
Średnica spokojnie mogłaby być bliższa (zaakcentowana), dzięki czemu góra nie wydawałaby się tak szeroko podkreślona. Słuchawki byłyby wtedy po prostu równiejsze. Doliczmy też scenę, która jest dobrze skonstruowana, ale mała. DT1990 spokojnie sobie z nimi na tym polu poradziły, a kosztują mniej niż nawet mocno potanione wersje potestowe (1700 zł vs ok. 2600 zł).
Jak widać brakuje tu konkretnych wyróżników, które jednoznacznie usprawiedliwiłyby mi cenę. Bas, czystość, a nawet możliwości adaptacyjne są niewątpliwie plusami, ale potrzebny jest jeszcze element przyjemności. Słodkości średnicy albo powabu sopranu. Zamiast tego jest cofnięcie, bas i szklistość.
Ukryty potencjał, czy może złudne nadzieje?
Fostex TH616 stawiają tu duży znak zapytania i niestety w tej recenzji nie będę starał się znaleźć odpowiedzi kompleksowo. Zostawię sobie na to zapewne inną okazję, ponieważ aby móc to uczynić, potrzebne byłoby zatowarowanie się np. w odpowiednie pady i materiały. A przynajmniej jeśli miałbym szukać odpowiedzi w ciemno na własną rękę.
To właśnie tutaj szukałbym – wraz z korektami dampingu – dobroci Fostexów. Nie wierzę, że nie mają one w sobie możliwości akustycznych lub są one gorsze od swojego zamkniętego brata. Niemniej na dzień dzisiejszy chyba najlepiej będzie, aby postawić tu na razie przecinek i recenzję puścić, aby każdy wiedział co najpewniej otrzyma w wersji fabrycznej.
Jedyne, co uczyniłem z ciekawości, to zaaplikowałem pod pady cieniutką warstwę specjalnego materiału tłumiącego. Polepszyło to właściwości sopranu, ale też niestety skomplikowało temat środka pasma.
Dla kogo Fostex TH616 będą dobre?
W wydaniu fabrycznym jest to prawdopodobnie model kierowany do wiernych fanów marki, a przede wszystkim do klienta audiofilskiego. Choć może wspomniane 4000 zł to nie jest dla niektórych wcale duża kwota, to jednak plasuje się to wszystko w nurcie słuchawek mających szeroko i daleko podkreślony sopran.
Ogromna większość słuchawek kierowanych do takiego odbiorcy ma bowiem z natury podkreślony sopran. Oczywiście nie wszystkie. Tak samo nie każdy audiofil musi pożądać takiego a nie innego strojenia. Utarło się jednak tak w branży i wszyscy mniej lub bardziej kurczowo trzymają się znanych i działających już szlaków.
Napędzenie i wysterowanie
Wydaje mi się więc, że słuchawki te fabrycznie będą przez innych użytkowników nagminnie parowane z konstrukcjami lampowymi.
W rzeczywistości słuchawki, o ile mogą być beneficjentami sprzętu o dużej impedancji wyjściowej, wcale nie potrzebują specjalnego traktowania mocą. Wg kalkulatora mocy, który napisałem specjalnie na okoliczność takich zagwozdek, słuchawki dla bardzo głośnych 80 dB SPL, wymagają raptem 25.12 µW. Nie wchodzimy więc nawet w miliwaty.
Odzwierciedla to też nastaw pokrętła głośności, które jest u mnie na poziomie typowych, wydajnych słuchawek 32 Ohm, wprost z interfejsu. Tak więc choć słuchawki wytrzymają wg producenta moc chwilową na poziomie 1,8W, w praktyce nigdy nie zbliżymy się do takiej wartości. Słuchawki musiałyby bowiem zagrać na poziomie 128,55 dB SPL, a więc ponad fizycznym progiem bólu u człowieka.
Podsumowanie
Będąc pomnym odczuć i odsłuchów TH610, bardzo mocno trzymałem kciuki za Fostex TH616. Może aż za bardzo. Zmiana formuły z zamkniętej na otwartą, zamiast dawać korzyści, stawia przed tymi słuchawkami teraz nowe wyzwania akustyczne. Sytuację komplikuje status EOL pierwowzoru i limitowana edycja recenzowanych słuchawek, mając bezpośrednie przełożenie na cenę.
I choć wstępne przymiarki z modyfikacjami wykazują pewien potencjał na wyciągnięcie z nich dużej ilości dobra, słuchawki w formie fabrycznej za prawie 4000 zł zostawiają po sobie sporo znaków zapytania.
Jakość wykonania i wyposażenie
Byłoby super, ale wrażenie psują detale typu niedoskonałości w obróbce drewna czy odklejające się zbyt łatwo emblematy boczne z bloczków pałąka. Mój egzemplarz w momencie testów ich już nie posiadał. Mimo wersji limitowanej nie dostajemy tu nic ekstra ponad typowymi TH610. Nawet kabel mamy tylko jeden. Żadnych etui, padów, co najwyżej woreczek. W tej cenie spodziewałem się więcej, choć i tak nie jest źle. W tej kategorii 8/10.
Jakość dźwięku
Technicznie jest bardzo dobrze, ale ogólne strojenie ma problem z porwaniem mnie i dostarczeniem oczekiwanego poziomu wrażeń w stosunku do ceny. Największym bólem jest dla mnie sopran, który podkreślono zbyt szeroko i agresywnie, a który poprzedza lekki dołek w miejscu, w którym nie powinno go być. Druga rzecz to scena, która nie zyskuje od otwarcia konstrukcji, zadając kłam powszechnym przekonaniom. Na razie więc dałbym 6/10, a tymczasowość oceny uzasadnił tym, że albo może cena spadnie, albo być może padami i modyfikacjami udałoby się w nich sporo ugrać w przyszłości.
Ergonomia i wygoda
Generalnie są to słuchawki wygodne, ale wyłącznie do użytkowania w pozycji siedzącej. Zbyt łatwo spadają z głowy, są luźne na uszach. Wspomniany pojedynczy kabel single-ended również ogranicza ich możliwości przyłączeniowe. Bardzo łatwo jest je za to napędzić i wysterować, a także modyfikować damping z racji łatwo zdejmowalnych padów. Ale i tak samo rozregulować sobie wysuw, jako że mechanizm od nowości działa dość luźno. Wystarczy słuchawkami potrząść, a już całość wysuwa się po obu stronach. Nie poprawiono tego od czasu testów TH610. Dałbym więc solidne 7/10.
Sumarycznie
Łącznie Fostex TH616 wykręciły o dziwo nie najgorszą notę 6.8/10. Niestety najsłabszą oceną cząstkową jest tu dźwięk, który jest tylko trochę lepszy ponad ocenę wyjściową.
Za ok. 4 tysiące dostajemy tak naprawdę jaśniejsze TH610 grające paradoksalnie jeszcze większym brzmieniem na planie „V”. Dla części osób będzie to zapewne bardzo ciekawa mieszanka. Dla innych – trudna do przełknięcia ekonomicznie alternatywna wersja słuchawek dobrze na rynku znanych i dotychczas zagnieżdżonych.
Gdyby nie były aż tak specyficzne w brzmieniu, prawdopodobnie ta recenzja miałaby zupełnie inny wydźwięk, a moje odczucia były znacznie lepsze. Być może po modyfikacjach również, a narzekać bym mógł najwyżej na konieczność ich przeprowadzenia. W obecnej jednak formie i cenie, TH616 raczej kwalifikują się na produkt dla osób odważnych i z intencją przeprowadzania dalszych eksperymentów akustycznych. Tu przyznam mam największe oczekiwania w zakresie ugrania w Fostexach więcej dobra, przede wszystkim równości i balansu sopranu względem reszty.
6.8/10
Słuchawki Fostex TH616 Limited Edition można zakupić w cenie od ok. 3900 zł. (sprawdź aktualne ceny i dostępność)
Dane techniczne
- Przetwornik: dynamiczny 50mm, otwarty
- Impedancja: 25 Ω
- Czułość: 96 dB/mW
- Maksymalna moc wejściowa: 1800 mW
- Pasmo częstotliwości : 5 do 45 000 Hz
- Waga: około 370 g (bez kabla)
- Kabel: 3m typu Y (wyjmowana końcówka złącza: 2 piny, rodowana)
- Odpinane złącze z boku korpusu: 2 piny (zacisk: pozłacana podstawa, rodowana)
- Wtyczka: standardowa wtyczka stereo o średnicy 6,3 mm, pozłacana
- Akcesoria: skórzane etui, instrukcja obsługi i gwarancja
Materiały dodatkowe
- Uśrednione pasmo przenoszenia (zmierzone)
- Balans kanałów (zmierzony)
- Wykres CSD (zmierzony)
- Implus dla lewego kanału (zmierzony)
- Impuls dla prawego kanału (zmierzony)
- Wykres zniekształceń THD+N (zmierzony)
- Porównanie tonalności TH616 vs TH610
- Oficjalna strona producenta i karta produktu
Platforma testowa
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- DAC/ADC: Motu M4
- Wzmacniacz słuchawkowy: Sabaj A20h
- Słuchawki testowe: Creative Aurvana SE, Philips Fidelio X2HR, Audio-Technica ATH-AD500X / ATH-AD900X (mod) / ATH-A990Z / ATH-R70X (mod), Beyerdynamic T1 Gen 3 / DT1990 PRO (mod), Sennheiser HD 650
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli ACX i AC2
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.