Na dniach miałem niewątpliwą przyjemność testować urządzenie Echo Sound Power Guardian. W swojej recenzji oparłem się na próbie powtórzenia metodologii z innego portalu, jakim była strona hifiphilosophy. Był to jedyny do tej pory tak obszerny test tego urządzenia w sieci. Ku mojemu zaskoczeniu, zaraz po publikacji, pod recenzją p. Piotra Ryki – autora tejże recenzji i właściciela portalu – pojawił się komentarz.
Był on następującej treści:
Udzieliwszy odpowiedzi zapowiedziałem, że na wpis p. Piotra uczynię odpowiedź u siebie, jako iż jest to treść obszerna. Przy okazji, zapytałem też o kabel Tonalium do przygotowywanego artykułu na temat kabli słuchawkowych.
Tu już otrzymałem rzeczową odpowiedź, na którą odpowiedziałem wg swojej najlepszej wiedzy:
Na ostatni komentarz nie mogę odpowiedzieć nie psując hierarchii odpowiedzi (zniknęła opcja Odpowiedz). Obietnicy jednak ustosunkowania się chciałbym dotrzymać. Choć uważam, że tylko winni się tłumaczą, ogromnie mnie cytowany tu główny komentarz zaskoczył, jako godzący w moje dobre imię. Potem jednak na tyle rozbawił, że finalnie skłonił do obszernej odpowiedzi i w kontekście wykonanej wcześniej recenzji.
Zacznijmy więc od początku…
Recenzja produktu, nie innej recenzji
Na portalu „Audiofanatyk” ukazała się recenzja Power Guardiana, będąca w dużej części recenzją mojej recenzji.
Nie jest to do końca prawda. Tak jak podałem we własnej recenzji, treść p. Piotra była jedyną dostępną na ten moment treścią o takiej objętości w sieci. Producent bardzo często powoływał się na ustalenia z recenzji p. Piotra, a nawet reklamował na jej bazie swój produkt na Facebooku. Co więcej, p. Piotr przyjął w swojej recenzji – w jednym z komentarzy – wręcz jakby odpowiedzialność za efekty tejże recenzji. Producent telefonicznie wyjaśnił mi, że chodziło o poręczenie zadowolenia dla przyszłego użytkownika-nabywcy.
Oczywiście producent ma prawo powoływać się na nasze materiały (mówię tu o recenzentach w ogóle) i zawsze jest to dla nas przywilej oraz zaszczyt. Model działania Echo Sound jest jednak taki, że firma operuje stricte na informacjach z recenzji trzecich. Nie posiada swojej strony oraz kart produktu jako takich. Co więcej, już w kwestii formalnej, recenzja p. Piotra Ryki jest dostępna publicznie i mogłem odnieść się do niej na prawie cytatu. Z tegoż właśnie prawa skorzystałem obficie, jako że starałem się zsynchronizować swoją metodologię (w części subiektywnej) z tą zastosowaną przez p. Piotra.
Tak więc moja recenzja tyczy się mimo wszystko samego Power Guardiana i tego, jak wypadł u mnie, a jedynie w kontekście recenzji p. Piotra. Ten bowiem miał prawo do subiektywnej opinii takiej, a nie innej. Tak samo, jak ja do własnej, choć moja metodologia jest całkowicie odmienna. Aczkolwiek wiadomo jest powszechnie, że prawa innych do wypowiedzi zawsze mają pierwszeństwo przed moimi, a pomiary jak zawsze nic nie znaczą i nie opisują rzeczywistości (tak samo jak miara, waga, prędkościomierz itd.).
Szkalowanie i napastliwość
Odnośnie bohaterskiej szarży imć audiofanatyka, p. Jakuba Łopatki, w oparciu o Bobra i Wydrę oraz stary TV Sony z kineskopem Trinitron. Łopatko to ten facet, który był swego czasu uprzejmy podjąć próby szkalowania mojej osoby poprzez pisanie u mnie napastliwych komentarzy nie pod własnym nazwiskiem, na co zwrócono mu w końcu uwagę i jak niepyszny się wyniósł. (Nic nowego, inni też próbowali.)
Na początku drobna uwaga językowa: moje nazwisko się nie odmienia. Tzn. technicznie się odmienia, ale jak mnie uczyli rodzice, zawsze było -o na końcu. Podobno mam przodków ze Wschodu, więc kusiło mnie przybrać na blogu inne personalia. Choć Jakub Wiaczesław Pomyarov może się jednak trochę źle kojarzyć. Na pewnym forum ochrzczono mnie per Pan Wykresko, a nawet okrzyknięto polskim Amirem. Okrutnie mi to schlebia. Chyba trzeba kupić Audio Precision i rzeczywiście lecieć po temacie już kompletnie na całego.
W każdym razie, swoje komentarze u p. Piotra pisałem dwa razy w życiu i zawsze spod tego samego nicku lub wprost imienia. Mamy już więc pierwszą pierwszą nieścisłość.
Pierwsza dyskusja miała miejsce w 2014 roku przy okazji recenzji prototypu wzmacniacza Rapture i w kontekście kontrowersji na forum jednego ze sklepów audio. Drugim razem był komentarz imienny, zostawiony prawie dekadę później, bo w listopadzie 2022 roku i wyglądał on tak:
Jeśli mnie pamięć nie myli, był to mój ostatni komentarz jaki kiedykolwiek napisałem na portalu hifiphilosophy. Raczej nie jestem w nim napastliwy (chyba że samo pytanie zostało takowym odebrane?). Nikt mi też uwagi nie zwrócił, nie pogonił, nie spotkałem się z nieprzychylnością. Pan Piotr grzecznie mi odpisał, odpowiedź przyjąłem do wiadomości i tyle.
Być może p. Piotr pomylił mnie z inną kompletnie osobą? Nie wiem. A może ja czegoś nie pamiętam? Też nie wiem. Wiem natomiast, że w swojej recenzji starałem się być wobec wszystkich bardzo grzeczny i kulturalny.
Niezależność a sprzedaż
To jednocześnie ktoś stale podkreślający swą recenzencką niezależność, a jednocześnie prowadzący w ramach tej niezależności na swym portalu działalność handlową.
Choć fragment ten ma sugerować istnienie konfliktu interesów, takowy nie zachodzi. Jedyną rzeczą, którą wytwarzam, są bowiem kable słuchawkowe. Samodzielnie wytwarzam je sobie na własne potrzeby recenzji audio, co wbrew słowom p. Piotra wręcz wzmacnia moją niezależność od oferty/dostaw/produktów firm trzecich.
Odkąd zacząłem wytwarzać własne, nie zajmuję się już recenzjami okablowania (zasada fair play). Co więcej, kable które oferuję, są bieżącym wsparciem działalności mojego bloga i swoistą cegiełką, którą każdy może zakupić i używać ze swoimi słuchawkami.
Rozumiem, że działalność p. Piotra jest kompletnie inna i skupiona wokół promocji kabli Tonalium na zasadzie modelu marketingu bezpośredniego (choć zapewne ogromna skromność nie pozwala mu na potwierdzenie), ale moje kable są wizytówką bloga. Nie tylko się z nimi nie kryję, ale wykorzystuję je dumnie sam we własnym systemie, podpisując otwarcie z imienia i nazwiska.
Każdy „cegiełkowicz” otrzymuje je z pełną gwarancją, kompletem dokumentów oraz podziękowaniami za dołożenie tejże skromnej cegiełki do budowania tego miejsca. Tym bardziej, że – w przeciwieństwie do p. Piotra – większą część sprzętu stanowią te przysyłane właśnie przez czytelników. To (obok nieustannych ataków z branży) jest też myślę najlepszym dowodem niezależności.
Cenzura
Ktoś, kto jak mnie poinformowano, próbując prowadzić własne audiofilskie forum stosował ostrą cenzurę odnośnie niepasujących krytyk włącznie z usuwaniem użytkowników (…)
Nie próbowałem, a prowadziłem skutecznie przez 8 lat, płacąc za silnik i hosting regularnie, a do czego nigdy żadna z tych osób nie dołożyła ani złotówki. Nie była to krytyka, tylko jak się okazało treści marketingowe oraz wprost audio-voodoo. Treści pisane przez osoby spowinowacone z branżą, albo tak zwanych „pożytecznych”.
Jako administrator, mam obowiązek dbania o swoją społeczność, dlatego treści zawierające oczywistą nieprawdę i nakłaniające ludzi do kupowania drogich głupot były usuwane. To się nazywa moderacja i dbanie o reputację oraz bezpieczeństwo swoich użytkowników. Tak samo usuwane były konta ewidentnie należące do przedstawicieli handlowych (co oczywiście generowało potem przesympatyczne maile i telefony).
W każdym razie krótko po tym zostałem okrzyknięty okrutnym cenzorem, a wieści te powielają do dziś najchętniej osoby właśnie z branżą związane. Jest mi niezmiernie miło, że w tymże gronie osoba p. Piotra również odtąd zajmować będzie zaszczytne miejsce. 🙂
Markowa aparatura i okablowanie
(…) i kogo zdaje się bardzo boli to, że w redakcyjnym arsenale nie ma ani markowej aparatury, ani markowego okablowania.
Wielokrotnie podnoszony przez branżę argument, również standardowy pośród szacownej audiofilskiej braci z forów audio różnej maści, choć ostatnio także członków Klubu Usatysfakcjonowanego Prądem Audiofila.
Przede wszystkim stoimy z p. Piotrem po zdaje się dwóch przeciwnych sobie krańcach płaszczyzny audio. Każdy mój sprzęt jak na ironię jest markowy. Zwłaszcza kable oraz aparatura.
Tą marką jest Audiofanatyk.
Nie jest to sprzęt nieznanego producenta, o nieznanej specyfikacji lub parametrach pracy. Wszystko jest tu sprawdzone, pomierzone i z tego względu – zaryzykuję taką tezę – lepsze niż niejeden audiofilski sprzęt. W tym ten posiadany przez p. Piotra. Czemu? Właśnie dlatego. Jest to zrobione przez inżyniera, wiadomo co tam siedzi, jak działa, jakie są realne parametry na wyjściu.
Mówiąc więc wprost, już nie potrzebuję markowej aparatury i markowego okablowania. Nie jesteśmy na tym samym poziomie sprzętowym. Sam jestem w stanie je sobie zbudować dla siebie pod własną marką, której jestem wielokrotnie bardziej pewien. W końcu nie bez powodu jestem – w rzeczy samej – audiofanatykiem.
Miałem na przestrzeni lat kable słuchawkowe (i nie tylko) naprawdę przeróżnych producentów, uznanych na świecie i w kraju (Audeos, Norne Audio, Forza, Nordost, IsoTek, Furutech itd.). Sam również dokonywałem zakupów takowych. Tak samo miałem wiele sprzętów audio klasy audiofilskiej i premium. Po kolejnych awariach i problemach, odkąd przeszedłem na sprzęt studyjny i własny, mam wreszcie od paru lat święty spokój i mogę skupić się na pracy.
Czyli najwyraźniej denerwowaniu p. Piotra swoim markowym i nieznanym mu arsenałem oraz wzbudzaniu płomiennej miłości na forach audio. 🙂
Chwalenie rzeczy dobrych lub niedobrych
Ale to wszystko furda w obliczu tego, że to ktoś krytykujący dobre produkty i chwalący niedobre. Za przykład niech posłużą słuchawki Beyerdynamic T1, których znakomitą wersję zamkniętą oferuje McIntosh, a których najnowsza wersja V3 samego producenta na bazie surowców wtórnych odbiega jakościowo od wcześniejszych V1 i V2. I cóż, wg naszego Audiofanatyka McIntosh są nie tego, natomiast te V3 mniam, mniam. Już widzę, jakbyś bratku dla siebie wybrał te V3, co nie?
Strasznie bije z tego fragmentu personalną wycieczką. Mimo to spróbuję się rzeczowo odnieść do tematu.
Ponownie przy całym szacunku do kunsztu i warsztatu p. Piotra, nie ma to najmniejszego znaczenia co uważa za dobre/lepsze/gorsze. Tym bardziej, że miałem na własność V2, a obok siebie leżały prywatne V2 BE i V3. Wszystko pomierzone i zweryfikowane. Liczą się fakty, ustalane przez realne dane, a nie to, co ktoś uważa.
- T1 V3 nie „wybrałem” dla siebie z prostego powodu: po pierwsze, mam za sobą dwie szafy słuchawek i nie jestem pewien, czy potrzebuję tam kolejnego słuchawkowego „trofeum”.
- W większości i tak pracuję na monitorach studyjnych, więc bardziej cenię sobie w praktyce słuchawki bardziej studyjne i do pracy.
- Znów jestem mam wrażenie po przeciwnej stronie barykady. Jeśli będę potrzebował słuchawek takiego formatu i dających takie efekty w gatunkach elektronicznych, po prostu zbuduję je sobie samodzielnie. I też będą miały jakieś sympatyczne nazwy. 🙂
- McIntoshe to była absolutnie komedia i naprawdę miło je wspominam. Wyżej cenię chyba tylko nieśmiertelne Crosszone CZ-1.
Co jednak ma to do recenzji Echo Sound Power Guardian? Skrywają to pewnie tylko sekretne myśli p. Piotra, do których zgłębienia nie śmiem nawet w największych snach przystępować.
Sprzedaż zwierząt wodnych
Ale co mi tam, niech ci się dobrze sprzedają te Wydry i te Bobry, dorób się lepszych słuchawek i kabli, podobnie jak referencyjnego OLED, żebyś nareszcie coś zobaczył i coś może ciekawego usłyszał.
Kolejna wycieczka osobista, ale ponieważ jestem osobą kulturalną i rzeczową, również się odniosę.
Z kablami AF jest identycznie jak z projektami Wydra i Bóbr. Z samodzielnego wytwarzania kabli płynie tak samo duża satysfakcja i duma, jak z własnego DACa i wzmacniacza. Jest jeszcze projekt Łasica, ale spokojnie, ona również zostanie pokazana światu. Ale tutaj – właśnie z chęci zachowania absolutnej niezależności – nigdy nie wejdą one do produkcji. Sprzęty tego typu wolę recenzować, aniżeli produkować. Zwłaszcza przez skalę, bowiem mój blog – będąc drugim co do wielkości portalem audio w Polsce – jest moim priorytetem. Produkcja sprzętu skonsumowałaby po prostu cały mój wolny czas.
Bardzo więc przepraszam p. Piotra, bo zapewne jego ogromnym pragnieniem jest pozyskanie ode mnie tych urządzeń, ale niestety, z ciężkim sercem muszę odmówić. Oba urządzenia zaprojektowałem zresztą wyłącznie pod swoje wymagania i zastosowania, a nie pod typowego użytkownika. Nie potrzebuję „lepszych” urządzeń, ponieważ owa „lepszość” nic mi nie da. Zarówno Wydra jak i Bóbr są urządzeniami wykraczającymi swoimi możliwościami technicznymi poza możliwości ludzkiego słuchu. Tego samego, który regularnie badam i – jak wskazują dane medyczne – nie mam z nim problemu. Ale dziękuję za troskę.
Co do obrazu, przez wiele lat byłem grafikiem komputerowym i do dziś zamiast ślęczeć przed telewizorem, mam krystalicznie czysty obraz na monitorze. Sony Trinitron świetnie zaś pasuje do projektu retro dla Raspberry Pi 4 i Batocery. Swoją drogą polecam.
Satysfakcja z użytkowania
Dla mnie w całej tej sprawie najważniejsze, że wszedłem w posiadanie Power Guardiana (najtańsza wersja, droższą uznałem za zbyt agresywną, a mogłem długo porównywać), stale pracuje z moim OLED, każdego dnia mam satysfakcję z możliwości użycia i guzik mnie obchodzą te cudze nowe instrumenty oraz stare telewizory.
Moja recenzja nigdzie nie odbiera nikomu satysfakcji z zakupu czy posiadania tego urządzenia. Nie miałem też nigdzie problemu z tym, co ktoś posiada. Czemu więc w drugą to nie działa – zachodzę w głowę. Choć w sumie po namyśle… możliwe, że jednak odbiera. Te wszystkie pomiary, fakty, pisanie o zjawiskach fizycznych, jakieś liczby bałamutne i wykresy niezrozumiałe. Rzeczywiście nie chce się żyć, jak się to wszystko czyta. No cóż, polski Amirm znowu nadaje. Znów przyjemność odbiera, z mistyki całe te audio odziera. A prawda musi się rymować.
Jednak skoro już p. Piotr używa tego urządzenia i otrzymał je od producenta (taką uzyskałem od niego informację, o czym pisałem w komentarzach na HFPH), gorąco zachęcam do przyszłej lektury spodziewanej kolejnej części recenzji, która ukaże się również za jakiś czas. Być może satysfakcja z użytkowania będzie jeszcze lepsza w kontekście świadomości, co drzemie w środku.
Przy okazji, jeśli mogę coś doradzić, to bardzo proszę odsunąć od urządzenia wszelakie rzeczy łatwopalne. Proszę nie dziękować.
Hejterzy
Pojawiły się już komentarze małych tonków składowych, opisujące jak to ich czarno-białe telewizory porobiły się kolorowe, sugerujące mi podgrzewanie zupy z użyciem Power Guardiana, aby była smaczniejsza. Bardzo wam za te wasze mądrości dziękuję, czytanie waszych kretyńskich wypocin na portalu autorskim gościa, który nawet nie potrafił założyć słuchawek, a dłuższe teksty, jak sam przyznaje, intelektualnie go przerastają, to w moim przypadku zawsze gwarantowana poprawa humoru. Podejmę polemikę, ale jedynie z kimś sensownym, hejterów ślę do kosza, szkoda waszych klawiatur.
Paradoks tego fragmentu wypowiedzi jest taki, że nie podjęto ze mną żadnej polemiki. Czuję się autentycznie pominięty i jest mi z tego powodu przykro, gdyż z ogromną przyjemnością skonfrontowałbym się na rzeczowe argumenty. Ale jak to mówią, wybrano publiczną przemoc. Jest to przemoc emocjonalna, toteż ze swojej strony wystawiam do boju przemoc argumentów. Co zresztą już uczyniłem w swojej recenzji, która tą właśnie przemocą weryfikuje niemiłosiernie rzeczywistość. A i tak czyni to z pełnym szacunkiem i wypowiadaniem się o p. Piotrze (oraz producencie) w samych superlatywach.
Jak widać, mój komentarz do komentarza nie zawiera wycieczek personalnych na ślepo we wszystkie strony. Nie leci pocisk w stronę sprzętu p. Piotra, jego aparatury, działalności, osoby itd. Ale niestety nie rozmawiamy w efekcie o różnicach w metodologii czy pomiarach. Zamiast tego czytam jak to, za przeproszeniem, jedna baba drugiej babie wsadza w dupę grabie, jak niewybrednie mawiał mój znajomy. Na szczęście o Wydrę i Bobra nie trzeba się martwić – nie chowają urazy. Ja również.
Podsumowanie
Za cudze komentarze oczywiście nie odpowiadam i pod złośliwościami w czyjąkolwiek stronę się nie podpisuję. Słucham, mierzę i daję to czynić innym. Mam jednak wrażenie, że p. Piotr strasznie nie lubi Tonu Składowego i w emocjach popełnił wobec mnie identyczny delikt, na jaki sam się uskarża. Być może to przez rozmach, jaki w dźwięku za sprawą Echo Sound Power Guardiana się pojawił. Ten rozmach jest w istocie problematyczny, ale o tym napiszę w rzeczonej kolejnej części.
Jednakże, aby złagodzić trochę atmosferę, chciałbym serdecznie pozdrowić drugiego w Polsce recenzenta, który posiada legendarne słuchawki AKG K1000. Choć, jak pan Piotr twierdzi, nie dorobiłem się lepszych słuchawek, mimo posiadania tysiączków od jak liczę 10 już lat.
Staram się też patrzeć na to mimo wszystko pozytywnie. Oto bowiem sam pan Piotr Ryka we własnej osobie dołączył do grona moich wiernych czytelników! Musiał bowiem recenzję przeczytać. Zaszczyt do dla mnie niemały. A skoro tak, to zobaczył pomiary i poznał rzeczywisty wpływ tego urządzenia na dźwięk. Niestety o pomiarach nie powiedział ani słowa, ale nie od razu Rzym zbudowano. Zatem pierwszy krok do budowania przeze mnie autentycznej świadomości audio u pana Piotra został poczyniony. Bo jak się okazuje ludzie pomiary robią i robić będą. Te z kolei zawsze będą odbijały się echem, tak jak teraz.
Niezmącona pewność własnego osądu, to cecha pisarstwa pana Ryki. To jest często dobre dla recenzji ale i czasem niedobre. Jeśli pojawiają się polemiki to ta cecha napędza pana Rykę w stronę arogancji i argumentów 'ad personam’. Dlatego unikałbym wchodzenia w polemikę i dyskusję. Lepiej pozostać przy niezależnych opiniach i niekoniecznie je konfrontować (w tym przypadku).
Dziękuję, chyba rzeczywiście skorzystam z rady. Próbowałem na Facebooku podjąć z p. Piotrem merytoryczną dyskusję, ale co rusz musiałem dopierać lawiny argumentów, zarzutów, wycieczek itd. Zupełnie tak, jakby p. Piotr mnie do szpiku kości znienawidził za to, że u mnie w teście urządzenia nie potwierdziły się żadne opisywane przez niego zmiany. Gdzie tak naprawdę jedyne, co zrobiłem, to powtórzyłem jego metodologię i uzupełniłem ją o własną. Czemu taka drobna rzecz wywołała tak gwałtowne emocje – nie wiem. Nie jest to normalne zachowanie.
Gość nie potrafi czytać ze zrozumieniem. Nie sugerowałem podgrzewania zupy na tym ustrojstwie, a jedynie podłączenie za jego pośrednictwem thermomixa i sprawdzenie ewentualnego wpływu na jakość zupy. No bo skoro na słuch wpływa pozytywnie, na wzrok również, to może i na smak oraz węch? A wtedy łatwo producent mógłby iść za ciosem i przygotować mocniejszą wersję pod płytę indukcyjną. I może wersję mini pod wszelkiej maści masażery (dotyk). Warto byłoby zgłosić się również do F1 (wpływ na elektryczną część napędu) i na koniec zostaje komisja noblowska. Przecież to była złota rada ode mnie za całkowite zero złotych!
Moich rad mam wrażenie również nie przyjął do wiadomości. No ale cóż. Jeśli tak ma wyglądać ta cała audiofilia, to chyba rzeczywiście zamontuję na stałe w biurze gaśnicę…