Creative Aurvana SE vs Crosszone CZ-1 – pojedynek Dawida z Goliatem

Crosszone CZ-1 miałem łaskę okrutną recenzować ponad wieków trzy temu, ale niedawne spotkanie z Creative Aurvana SE jako żywo mi o nich przypomniało. I to pod wieloma względami. Dlatego też chciałbym wrócić tytułowym jakże interesującym, a nawet wręcz biblijnym, porównaniem do tematu tych bardzo drogich słuchawek klasy rzekomego high-end. O biblijnym starciu piszę, ponieważ konfrontacja ta jest dokładnie taka, jak nakreśla ją tytuł: walka Dawida z Goliatem. I tak, jak Crosszone kosztują 14 000 zł, wychodząc niczym Goliat w lśniącej, ociekającej złotem zbroi, tak stają mu na drodze Creative. Nędznej postury, kosztujące w zaokrągleniu 140 zł, będące takie same, jak Dawid, biedny pasterz. Co może wyjść z tak absurdalnego zdawałoby się pojedynku? Czy poczciwe Aurvany wytrzymają starcie z, opisywanymi tu czy tam jako fenomenalne, potworami wagi ciężkiej? Czy rzeczywiście cena (wraz z innymi rzeczami) robi różnicę?

Creative Aurvana SE vs Crosszone CZ-1

 

Dlaczego akurat te dwie pary?

Ktoś może powiedzieć, że taki pojedynek wydaje się śmieszny. Również można stwierdzić, że jest on niemożliwy i absurdalny, a wszystkie zawarte w nim ustalenia są fałszywe. Ale również i Goliat wraz ze swoją armią śmiali się z niepozornego Dawida. Wyśmiewano jego odwagę, posturę, drobną i niepozorną sylwetkę. A jednak Pismo mówi nam, że taki pojedynek się odbył. I dał równie niemożliwy, absurdalny rezultat.

O ludzie małej wiary. Czyż i w naszej historii nie działy się rzeczy niemożliwe? Czy w bitwie pod Kircholmem nie starliśmy w proch wielokrotnie liczniejsze siły szwedzkie? Czyż łotewska ziemia nie była niemym świadkiem równie absurdalnego wyniku bitwy z góry zdawałoby się przesądzonej? Czemuż więc nie spróbować ponownie i nie zobaczyć, czy historia w naszych audio-realiach się nie powtórzy?

Wszystkie siły piekielne stoją przeciw nam, bowiem z iście diabelskim zapałem zabrania się porównywania Crosszone CZ-1 z innymi słuchawkami. Ale przecież nie wydano takiego zakazu w stronę Creative. Toteż w drugą stronę możemy to uczynić bez żadnego problemu. Przeto nie CZ-1 porównać z CASE nam przyjdzie, ale CASE z nimi. Na przekór nietoperzom i innym złotouchym stworom. Przeciwnie wobec woli belzebubów, które swoje szatańskie podszepty prawią, a dla niepoznaki w troskę o nas je ubierają. Wbrew intencjom sprzedawców marzeń z szerokimi ladami i wybujałą fantazją. Na złość stałym bywalcom portali wysławiających gusła i głoszących zjawiska nadprzyrodzone. W nerwy zadeklarowanym audioholikom udającym bojowników o prawdę. Oto bowiem stoi ona po naszej stronie, mających Boga w sercu, ale i kalkulator w ręce. Niczym woda z ogniem łącząc przeciwności w dążeniu do prawdy, a więc i Jego samego.

 

Wspólne mianowniki

Co więcej, o tym, że ten pojedynek był obu parom pisany, świadczą różnorakie cechy wspólne i podobieństwa. Albowiem jak na ironię CZ-1 mają przynajmniej kilka wspólnych mianowników z Creative Aurvana SE. Przyznam, że sam byłem nimi zaskoczony i odkrycie to jako żywo było dla mnie okrutnie intrygujące. Wypiszmy je sobie po kolei.

 

Pochodzenie prywatne

Obie pary są słuchawkami prywatnymi. Nie ma więc ryzyka lansowania się na sprzęcie kolegów i zyskiwania rozgłosu na cudzym sprzęcie. W żadnym wypadku nie zajdzie więc sytuacja straszna, czyli faworyzowanie jednego produktu ponad drugim tylko dlatego, że pochodzi on ze sklepu. Choć dla mnie osobiście nie ma to znaczenia, część osób bardzo uważnie przygląda się pochodzeniu sprzętu. Dlatego ziemia pod nasz pojedynek jest ubita w równym stopniu.

Recenzja słuchawek Crosszone CZ-1

CZ-1 od forumowicza X

Crosszone CZ-1 pochodziły od jednego z forumowiczów z forum należącego do jednej z większych sieci salonów audio. Właściciel słuchawek zastrzegł sobie jednak anonimowość i intencję nie wymieniania go z imienia i nazwiska w recenzji. Mogę tylko zakładać, że było to spowodowane obawami przed szeroko pojętymi konsekwencjami. Dlatego oczywiście nie mógłbym postąpić inaczej, jak uszanować jego wolę i przychylić się do takiej prośby. Tak więc odtąd będzie on forumowiczem X.

Doskonale zresztą rozumiem te obawy, bowiem byłaby to w istocie śmierć przez ukamienowanie takiej osoby na ołtarzu dźwiękowej wiary w cuda. Ołtarzu wzniesionym ku czci złotego cielca, którego łaska bywa wątpliwa i ulotna. Jak w każdej sekcie. Naturalnie możemy tylko spekulować, ale bardzo szybko zapewne zostałaby taka osoba odcięta od możliwości wypożyczenia sprzętu, a już na pewno otrzymania atrakcyjnych rabatów. Wszak co pod ladą za pół ceny, to pod ladą, a na eBayu to już w ogóle można było trafić na perełki za 4300 zł po opłatach zza oceanu.

Na koniec jest też rynek wtórny, na którym utrata wartości przy odsprzedaży jest przecież chlebem powszednim. Tam również widoczne są ogłoszenia za ok. połowę ceny rynkowej, pokrywające się zbiegiem okoliczności zupełnym z ceną spod lady. O ile nabywca pierwotnie sam nie kupił swojej pary w lepszej cenie, a co jest możliwe, ujdzie z tej transakcji z tarczą. Jeśli nie skorzystał z oferty za 7000 zł pod ladą, strata na wartości jest prawie tak samo spektakularna, jak u Hifimana. Wówczas pozostanie mu wrócić na tarczy, leżąc na brzuchu i z wystającą majestatycznie strzałą z tyłka. A wszystkiemu winny ten przeklęty kronikarz, samuraj audio od siedmiu boleści, który tak bezczelnie lansuje się przecież na sprzęcie kolegów.

Lekka konstrukcja i format pomniejszony-wokółuszny to znaki rozpoznawcze Creative Aurvana SE.

CASE od p. Mateusza

Druga para pochodziła od p. Mateusza, który takich problemów już nie miał. Tak samo przy recenzji FT5 czy Anand Nano, które także pochodziły z jego prywatnej kolekcji. W rozmowie ze mną padło nawet stwierdzenie, że kompletnie nie interesuje go co powiem na temat jego słuchawek (Anandy wypadły dość krytycznie), ponieważ nie po to przysyła je na testy, aby robić im laurkę pod sprzedaż. Oto jest więc człowiekiem uczciwym, który stoi w prawdzie. A prawda zawsze się obroni sama. Zależało mu na uczciwości oceny i rzetelności recenzji z mojej strony. Być może właścicielowi wcześniejszej pary również na tym zależało, ale gdzieś tam jednak spora obawa była, co by go tłum wzburzony na widłach nie rozniósł i pochodniami nie traktował. Nie ma zabawy, przyjemności i pasji w tym hobby, jeśli podchodzimy do niego od strony najpierw obaw, by nie nadepnąć broń Boże komuś na odcisk i nie zostać nabitymi na pal lub dostać kamieniem w łeb.

Tego tutaj nie ma. Jest coś zupełnie odmiennego. Niczym Św. Mateusz, przybył on z darem, by zaiste Recenzent Boży zadość prawdzie uczynił. I tak, jak pierwszy darczyńca strwożył się potężnie przed wizją przejścia ciemną doliną, Św. Mateusz dzielnie kroczy tą samą ścieżką. Ba, on wręcz wjeżdża tam na quadzie drąc się wniebogłosy: śpiewam i tańczę, jem pomarańczę. Albowiem za nic ma on rabaty w sklepach i nie musi zabiegać o względy handlowców. Gardzi on też zdaniem kolegów i tym, czy aby przypadkiem im czymś nie uchybi.

Tak więc widać mamy tu dwa zupełnie inne podejścia do tematu.

 

Perfekcyjny stan techniczny obu par

Obie pary mimo faktu używania, wyglądały rewelacyjnie. Były bardzo zadbane i czyste, jednocześnie wygrzane. Osoby zwracające uwagę również i na takie rzeczy, powinny nie mieć żadnych wątpliwości co do kondycji testowanych słuchawek. Oczywiście w sytuacji stwierdzenia defektów, czy to w przypadku Crosszone CZ-1, czy Creative Aurvana SE, recenzja najprawdopodobniej w ogóle by się nie odbyła. Stawiamy więc między nimi znak równości.

 

Zamknięte dynamiki w obu przypadkach

Dalej, obie pary są modelami zamkniętymi i opartymi na przetwornikach dynamicznych. Mamy więc ten sam typ słuchawek i format. Jedynie wielkość muszli się różni, ale jest to argument na korzyść Crosszone CZ-1. Duże słuchawki mają bowiem większe możliwości.

 

Okablowanie

Crosszone posiadają co prawda kabel wymienny, co jest niewątpliwym plusem, ale w testach standardowo wykorzystywany był ten fabryczny. Creative nie posiadają kabla wymiennego, ale i on jest tym fabrycznym, więc można postawić znak równości. Co więcej, jest to kabel jakościowo gorszy i wielokrotnie cieńszy od tego z CZ-1, więc znów jakoby faworyzujemy droższego zawodnika. Żaden belzebub nie powie więc, że Crosszone nie mogły zagrać na maksimum swoich możliwości, skoro na logikę CASE również nie mogły tego uczynić. A przynajmniej w kontekście naszego biblijnego pojedynku naraziłby się na śmieszność.

Jeśli bowiem Goliat przegra, to znaczy, że przez kabel? A jeśli wygra, choć kabel rujnował dźwięk, to co wtedy? Znaczy to, że kabel był jednak dobry?

Recenzja słuchawek Crosszone CZ-1

Wspólnym mianownikiem jest nawet fakt, że w obu parach pada bardzo często te same hasło: „kabel do natychmiastowej wymiany”. Aczkolwiek wynika to z różnych względów. Przy Creative jest to podyktowane tematem trwałości. W Crosszone wylicza się walory dźwiękowe i naprawianie ich dźwięku w ten sposób. Jest to dziwne, że przy słuchawkach za 14 000 zł dostajemy cokolwiek wymagającego wymiany (uszkodzonego?), ale zostawię to na późniejsze dywagacje.

 

Uznanie w światku audiofilskim

Zarówno jedna, jak i druga para, ma swoich fanów, a czasami wręcz kapłanów i wyznawców. Słowem, tak jak w przypadku Dawida i Goliata, stoi za każdym z nich armia.

  • CZ-1 są wychwalane jako objawienie w zakresie sposobu prezentacji dźwięku słuchawkowego. Słuchawki wspaniałe, trudne, wymagające, inne, ale obwarowane tuzinem bardzo poważnych obostrzeń. To właśnie ich usunięcie ma powodować, że Crosszone CZ-1 wychodzą śmiało przed szereg, niemalże stając na piedestale i tratując wszystkie inne słuchawki na swojej drodze.
  • Aurvana SE są (a przynajmniej przez wiele lat były) wychwalane jako wysoko modyfikowalne słuchawki o ogromnym potencjale. Można powiedzieć, że był to dźwięk rodem z audiofilskich półek, ale dostępny za grosze. To właśnie CAL-e były nazywane przez lata „czarnym koniem” pośród słuchawek, czasami nawet tych bardzo drogich. Ich egzystencja wręcz kasowała u niektórych osób jakiekolwiek ciągoty za droższym sprzętem.

Z tej perspektywy być może należałoby zaryzykować twierdzenie, że mimo 100-krotnej różnicy w cenie, oba modele postrzegane są podobnie co do wartości dźwiękowej.

 

Nazwa producenta

Obie pary mają producenta zaczynającego się na literę C. To już w ogóle powoduje, że słuchawki mamy pełne prawo ze sobą konfrontować. Nie na A, nie na B, tylko na C. Spod jednej litery alfabetu zrodzone.

 

Pochodzenie azjatyckie

Mało tego, że obie są spod jednej litery, a nawet pod jedną gwiazdą, bo pod naszym Słońcem, ale obie pochodzą z Azji. Japonia i Singapur leżą bowiem niedaleko siebie, a przynajmniej w dużej odległości od Polski. Dawid i Goliat mogliby więc stoczyć swój bój lokalnie, ale szczęście to wielkie i łaska okrutna, że dostąpiłem zaszczytu bycia sędzią i świadkiem takiego pojedynku tu u siebie. A i dobrze, że tak się stało teraz, albowiem ręka z wprawy jeszcze nie wyszła i trzęsące się posady sprawnie gładzią potraktować wciąż mogę. Wszystko więc sobie zagładzę, chałupę ocalę, a co wnukom będę opowiadał, to moje.

 

Obostrzenia użytkowe

Naturalnie nie ma róży bez kolców i w obu przypadkach natrafić można na różnorodne obostrzenia użytkowe. Jest to zbiór wymagań, zależności oraz problemów, które napotkamy jako użytkownicy danych słuchawek. Ich rozwiązanie z reguły wydatnie podnosi poziom jakościowy czy to po stronie dźwiękowej, czy użytkowej. Ich skala oraz charakter bardzo jednak różni się między Crosszone CZ-1 a Aurvanami.

 

Obostrzenia użytkowe w Aurvana SE

Obostrzenia użytkowe w Creative Aurvana SE tak naprawdę sprowadzają się do tematu kabla i ewentualnie wygody wynikającej z padów. Kabel jest niestety podatny na uszkodzenia, dlatego często się go wymienia po prostu z powodów serwisowych.

Pady zaś wymienia się z powodu wygody. Niemniej w przypadku Creative’ów rzeczywiście istnieje pewna zależność między przyleganiem padów do głowy, a dźwiękiem. Wszystko wynika z elementarnego fitu sealu. Jeśli nie będziemy mieli zapewnionej szczelności, Aurvany nie zagrają takim basem, na jaki je stać. Wzrośnie również THD w tym rejonie, również z racji braku wytłumienia muszli.

Poza tym jednak nie ma żadnych problemów z uruchomieniem CASE na dowolnym sprzęcie, obojętnie jak mocnym lub słabym. Nie widziałem żadnych żelaznych obostrzeń co do czy to tonalności sprzętu źródłowego, czy jego mocy, czy parametrów wyjściowych. Nie zwróciłem również uwagi na wymogi wygrzewania tych słuchawek. Co prawda część osób rekomendowała takowy proces w ich przypadku, ale nadal bez zastrzegania, że w przeciwnym wypadku „to nie zagra”. Nie spotkałem się też z zastrzeżeniami, aby słuchawek nie porównywać z dowolnym innym modelem, choć swego czasu konkurowały one mocno z Sennheiserami PX100 i KOSS Porta PRO.

 

Obostrzenia użytkowe w CZ-1

Znacznie więcej obostrzeń przypisuje się Crosszone CZ-1. Według osób zabierających głos czy to na forach, czy nawet pod moją recenzją tego modelu, przy Crosszone CZ-1 trzeba wykonać szereg czynności przygotowawczych oraz wymianę okablowania. Przyznam, że nie widziałem chyba jeszcze przy żadnych innych słuchawkach takich wymagań, jak poniżej:

  • Tor musi być bardzo dobrze dobrany. Wypowiedzi wskazywały na preferencyjnie ten o niskiej mocy, gdyż Crosszone były ponoć projektowane pod sprzęt mobilny. Ma to o tyle znaczenie wg niektórych osób, że jeśli będzie za dużo mocy, to będzie za dużo basu. Podkreślano przy tym bardzo dużą trudność w skompletowaniu odpowiedniego toru pod CZ-1 i na swój sposób jest to wyzwanie dla przyszłego nabywcy.
  • Koniecznie trzeba wymienić kabel, bo ten fabryczny jest do niczego. CZ-1 grają na nim tak źle, że dźwięk ma być jak ze studni, bez szerokości, tylko z głębią i dudnieniem. Najlepiej sprawdzają się kable ściśle określonych wytwórców, robione specjalnie na zamówienie pod te konkretne słuchawki.
  • Słuchawki muszą być bezwzględnie wygrzane. Minimum to 150-200 godzin, inaczej dźwięk będzie brzmiał niczym jak z kartonowych kubków po kawie.
  • Kluczowa jest gama odtwarzanych utworów, bowiem słuchawki są bardzo wybredne co do sposobu realizacji i nie wszystko zabrzmi na nich najlepiej. Wskazano, że nie nadają się zwłaszcza do szybkiej muzyki, jaką jest metal.
  • Kolejny punkt na liście to wymóg słuchania ich na różnej muzyce, aby, cytuję, zrozumieć ich fenomen. Myślę, że jest to akurat oczywiste w przypadku każdych słuchawek.

 

Więcej obostrzeń w CZ-1

Ale to nie wszystko. Również i siebie należy odpowiednio przygotować na spotkanie z CZ-1:

  • Wymogiem jest przestawienie głowy na inny sposób przedstawiania muzyki. Podkreślono, że proces ten zajmuje parę minut. Zabrakło informacji, czy jest to proces jednorazowy, ale zakładam, że jest potrzebny za każdym razem.
  • Do tego konieczna jest świadomość, że nie każdemu muszą się podobać, a także przebolenie ich odpustowego – jak się wyrażono – wyglądu.
  • Mamy też wspominane wcześniej bezwzględne porzucenie jakichkolwiek pomysłów porównywania A/B z innymi słuchawkami. Wskazano precyzyjnie na interwały: co 30 sekund lub nawet kilka minut.

Do wszystkich tych rzeczy zaraz sobie wrócimy. Aczkolwiek…

 

Jeszcze więcej obostrzeń w Crosszone CZ-1

Tak, to wciąż nie koniec. Czymże byłaby bowiem biblijna walka bez swojego iście egzystencjalnego, fundamentalnego wymiaru:

  • Konieczność akredytacji oceniającego w światku. Osoba ta musi mieć odpowiednią reputację, doświadczenie, bo inaczej jej opinia będzie pozbawiona wagi i niewiążąca.
  • Wymóg prezentowana postawy pokornej. Nie sprecyzowano dokładnie wobec czego taka pokora miałaby być manifestowana, ale spowinowacenie wskazywało, że wobec branży. Brak takowej świadczy o nieprofesjonalności.
  • Bezwzględnie wymagane jest dopuszczanie wszelakich komentarzy do późniejszej recenzji i absolutny zakaz ich moderowania. Nie wolno weryfikować czy wypisuje się w nich głupoty (tzw. fact checking) lub obraża adwersarza, bo inaczej gwałci się wolność słowa.

Punkt ostatni to akurat retoryka doskonale mi znana, tak więc miło jest widzieć, że nic się po tamtej stronie nie zmieniło.

 

Jakość dźwięku obu par na kartach kronikarza (w pomiarach)

Dane pomiarowe zwalniają nas z konieczności operowania na pamięci muzycznej. Zaczynając więc od porównania pasma przenoszenia:

Pomiar porównawczy pasma przenoszenia między Crosszone CZ-1 a Creative Aurvana SE.

Creative zachowują się z punktu widzenia FR jak naprawiony wariant CZ-1. Praktycznie wszystko jest tu lepsze, równiejsze, ale charakter ogólny strojenia jest zdumiewająco podobny. Pokrywa się to też z odsłuchami (o nich za moment).

Zniekształcenia to kolejny zaskakujący widok:

Pomiar porównawczy zniekształceń między Crosszone CZ-1 a Creative Aurvana SE.

Creative przegrywają do ok. 550 Hz, aby potem objąć z grubsza spore prowadzenie. Miejscami przerażająco spore. W 1,4 kHz jest to już różnica względem najgorszego kanału w CASE na poziomie -33 dB vs -64 dB. Przy zdrowym słuchu nie da się tego nie usłyszeć. Można jedynie świadomie to ignorować.

W rejonie 2,4 – 4 kHz również technicznie góruje produkt Creative. Dopiero odtąd do ok. 7 kHz CZ-1 wracają na prowadzenie.

Impuls potwierdza, że rezonanse znacznie chętniej trzymają się produktu Japończyków. Dawid ponownie zadaje cios kolosowi.

Wykres impulsowy dla Creative Aurvana SE

Wykres impulsowy dla Crosszone CZ-1

Widać to również na CSD:

Wykres CSD dla Creative Aurvana SE

Wykres CSD dla Crosszone CZ-1

Creative świetnie się na tym tle trzymają, a jedynym obszarem, w którym notują nienaturalności przy niskich przebiegach, jest bas. W Crosszone CZ-1 tak naprawdę nie wiadomo do końca co się dzieje. Ale taki jest efekt zabaw z opóźnieniami czy crossowaniem kanałów. Proca Dawida po raz kolejny okazała się skuteczniejsza od ciężkiego miecza Goliata. Ale czy na pewno?

 

Wyjątkowość CZ-1 i niemożność objęcia ich rozumem (czyt. zmierzenia)

Podniesiono takowy argument wcześniej, jakoby Crosszone CZ-1 nie posiadały możliwości akuratnego zmierzenia na żadnym sprzęcie pomiarowym binauralnym. Między innymi na tym miała też polegać ich wyjątkowość. Niczym naród wybrany, nie mogło się to udać od samego początku i dać objąć przyziemnymi, sztywnymi ramami. Ale czy jednocześnie nie jest to grzech pychy? A przecież szukać winniśmy pokory.

Toteż pokornie zwracając uwagę na pewną fundamentalną rzecz, ośmielić się należy zadać pytanie: a ile uszu ma człowiek? Czyż Pan Bóg nie stworzył go z jednym lewym, a drugim prawym? I czy fantom binauralny również nie posiada dwóch mikrofonów, jednego lewego i drugiego prawego? Ile zatem kanałów słuchowych powinien mieć idealny fantom pod zmierzenie CZ-1? Cztery?Jeśli tak, to Crosszone są w istocie boskimi, nadprzyrodzonymi słuchawkami, których żaden śmiertelnik prawidłowo słuchać nie może. Jedynie niektórym audiofilom było to dane.

Więc rzeczywiście, człowiekowi prostemu pozostaje pokornie kark zgiąć przed takimi cudami, niczym przed potęgą i głębokimi okrzykami Goliata. Oto bowiem zasady obowiązujące wszystkie ludy, wszystek twory nauszne, nie mają tu zastosowania. To nic że to wciąż słuchawki, wciąż nausznik lewy i prawy. Nie da się tego zmierzyć i basta. Niczym ten złoty cielec, który był tylko złotem i tylko posągiem, bez żadnej mocy czy to mistycznej, czy sprawczej. A jednak czczony w nadziei, że takowe posiada. Bo wiara czyni cuda. Tak samo jak wiara w to, że CZ-1 to dobre słuchawki.

 

Jakość dźwięku obu par w boju (czyli odsłuchach)

Cóż więc pozostaje człowiekowi pokornemu? Odrzucenie niewiernej i obrazoburczej metrologii, aby z otwartymi rękoma i śpiewem na ustach wbiec na pełnej prędkości w ulubioną grę wielu: odsłuchy. Odsłuchy tak dobre, tak krytyczne, że zastępujące każdy pomiar, każdy sprzęt. Bo uszy słyszą wszystko. Boskie, złote uszy, zawsze nieomylne, zawsze gotowe. Tak, jak sam Dawid, który wyszedł naprzeciw do walki, stanął przed szeregiem strwożonym, bowiem wszyscy inni się lękali. Ale nie on. Choć wielu pragnęłoby, aby przed mocarnym Goliatem korzyć się i czołobitne gesty czynić.

Ale sprawa jest tu prosta, bowiem mając już szlak przetarty, mając porównanie techniczne, a także dwie recenzje obu produktów, pojedynek na subiektywne odczucia staje się już tylko formalnością. I powtórzeniem tego, co opisałem w obu recenzjach. Bo choć wolą sił złych jest, by człowiek pokorny rzeczywiście ukorzył się przed pohukiwaniem i gromami ciskanymi bezpardonowo, będąc zaiste prawym, nie może tego uczynić. Wówczas zanegowałby własne odczucia, okłamał sam siebie, oddalił się od prawdy, a więc od Boga. A jako mówi Pismo, biada jeno tym, którzy głoszą świadectwo fałszywe. I jedynym grzechem, jaki tenże mógłby popełnić, byłby grzech własnej niewiedzy. Wówczas mgła i mrok spowijające umysł, zdawałoby się nieprzeniknione, rozpraszane są przez światło prawdy, niczym atmosfera na weselu gdy jeden z weselników zaczyna wymiotować na suknię panny młodej. To tak współczesnym trochę akcentem kończąc.

W każdym razie…

 

Drżenie ziemi (bas)

Ma zauważalnie równiejszy przebieg w Aurvana SE, bez dziwnych górek, nierówności, napompowania. Być może to właśnie z powodu basu sugerowano, że Crosszone CZ-1 lubią się ze słabszym mocowo sprzętem. W rzeczywistości nie ma to specjalnego znaczenia, ale ważne jest, że Creative nie mają ani takich problemów, ani obostrzeń. Wystarczy, że dobrze je założymy na głowę i bas od razu jest dobry co do obiektywnej struktury i subiektywnej ilości. Choć w recenzji CZ-1 pisałem o tym, że ich bas można za równość pochwalić, mówiłem o tym wyłącznie w ramach samych CZ-1. Na tle innych słuchawek nie jest bowiem już tak różowo.

CZ-1 mają bas mocny i przypominający swoją ilością rzeczywiście coś podobnego do głośnikowego subwoofera. Niektórym osobom się on podoba (nie narzekałem zbytnio w ich recenzji), innym nie. Gdybym miał jednak wybierać, wolałbym ten z Aurvana SE. Jest po prostu lepszy, równiejszy, też mocno nacechowany rozmachem. Z CZ-1 możemy się spodziewać go już na pierwszy rzut oka, bo słuchawki są ogromne. Wymusza to ich konstrukcja. Ale w Aurvanach jest on niesamowitym zaskoczeniem i prezentuje się jako znacznie większy niż sugerowałyby to słuchawki swą posturą, niczym Dawid.

 

Krzyk tysięcy gardeł (tony średnie)

Ponownie świetne wyrównanie w CASE względem CZ-1. Tutaj Goliat naprawdę nie ma nic do powiedzenia. I co śmieszniejsze, charakter po raz kolejny zostaje zachowany za sprawą utrzymanego odpustu w 3 kHz. W CZ-1 to właśnie raptowne odcięcie pasma przenoszenia jest tym, co powoduje, że grają tak jak grają. Tu pojawiał zdaje się argument o wygrzewaniu, które ma diametralnie zmieniać stan rzeczy. Problem w tym, że wygrzewanie nie ma tutaj żadnego przełożenia na uzyskiwane rezultaty, a sprzęt testowałem używany, czyli już wygrzany. W obu przypadkach. Jeśli więc problemem w CZ-1 byłoby niedostateczne wygrzanie, to jedynie piekarnik wchodziłby już w grę. Dopiero wówczas byłbym w stanie rzeczywiście zanotować różnicę (stopione membrany).

 

Szczęk tarcz (tony wysokie)

Creative po raz kolejny grają w tym rejonie naturalniej. Wszystko przez to, że nie mają tak punktowego wybicia na sopranie i nie notują zaraz potem mocnego spadku. Całościowo mają gładszy przebieg, skutkujący po prostu pełniejszym dźwiękiem z większym ładunkiem realizmu. Nie da się w żaden sposób zanegować faktu, że góra Creative jest na sopranie równiejsza i to znacznie. To samo w temacie czystości, która daje malutkim Creative przewagę. Odsłuchy w 100% pokrywały mi się z pomiarami.

 

Pole bitewne znad wzgórza (wrażenia sceniczne)

Bez porównania lepszą scenę przypisałbym po raz czwarty skromnemu pasterzowi. Tak jak pisałem w recenzji CZ-1, dźwięk prezentowany jest w nich w sposób zły, nieprawidłowy, alogiczny i nieprzypominający przez to ani głośników, ani słuchawek. Rozumiem intencje twórców tych słuchawek, ale mając w domu porządne kolumny, ma się bardzo dobre porównanie.

CASE to z kolei konwencjonalna scena, ale zarysowana o dziwo szeroko i co najważniejsze: głęboko. Nie jest to scena wybiórcza i kreowana tylko w jedną stronę. Nie jest to również model punktowego pojawiania się źródeł pozornych. Moje ucho odbiera je znacznie naturalniej, bardziej realistycznie i przede wszystkim z poprawnymi przejściami między jednym a drugim kanałem.

 

Analiza porażki Goliata

Historia uczy nas, że Goliat przegrał, bo przecenił swoje siły i nie docenił przeciwnika. Został powalony na ziemię za pomocą zwykłego kamienia i procy. Kamień został procą wprawiony w ruch, nadając mu niesamowitej prędkości, co przy masie kamienia nadało mu dużą moc obalającej. Jednym słowem, Goliat przegrał w zderzeniu (dosłownie) z fizyką. Tak samo CZ-1 przegrały w zderzeniu z faktami i kreowaną przez nie rzeczywistością. Moje negatywne wrażenia odsłuchowe były szczere, nie wynikały z niestaranności, niewygrzania itd. Po prostu słuchawki mi nie zagrały. Bo mogły. Potwierdza to nierówna tonalność oraz punktowo wystrzeliwujące THD. I nawet robiąc unik przed pierwszym kamieniem subiektywnych odczuć odsłuchowych, następuje czołowe zderzenie z kamieniem obiektywności pomiarowej i oczywistych faktów. Zderzenie brutalne i bolesne.

Nie można więc powiedzieć, że Goliat wygrał. Wszak leży na ziemi powalony, każdy to widzi. Nikt nikomu nie zabroni jednak uważać go w głębi duszy za wygranego, jeśli tylko ma się taką wolę. A jeśli do tego fantazję i upór, można doszukiwać się jego porażki w niewygodnej zbroi, zbyt ciężkim mieczu, źle odlanym hełmie, niezbyt dobrym gruncie pod nogami lub wadliwej tarczy od kiepskiego płatnerza. Tak właśnie próbowano zrobić w przypadku Crosszone CZ-1. W CZ-1 niedopasowany pancerz, hełm czy słabą jakość gruntu zamieniono na wymogi posiadania określonych urządzeń, kabli lub wykonywanie konkretnych czynności. Być może bardziej na miejscu byłoby słowo rytuały. Te mają służyć stworzeniu wrażenia, że potencjał słuchawek nie został odkryty i do testów, jeśli te wyszły krytycznie, przyłożono się błędnie i niechlujnie.

Zostały popełnione błędy, metodologia była wadliwa, Goliatowi nie dano szansy się wykazać. Jednym słowem, zawiązał się tu iście biblijny spisek, a jego porażka i jej ocena to wynik niezrozumienia, nieporozumienia, niechlujności i nierzetelności historyczno-kronikarskiej.

 

Porównanie i wyjaśnienie tematu obostrzeń użytkowych

Skoro tak, przyjrzyjmy się jeszcze raz wspomnianym wcześniej obostrzeniom CZ-1. Wydają się one bezdennie głupie, ale jeśli przyjąć każdy z wyrażonych argumentów obronnych na poważnie, to wyłania nam się taka oto tabelka:

 

 Argument
CZ-1
Aurvana SE
 Konieczność długiego wygrzewania
tak
nie
 Obowiązkowa wymiana kabla
tak
nie
 Trudność w doborze odpowiedniego toru
wysoka
żadna
 Konieczność adaptacji akustycznej
tak
nie
 Wymóg selekcjonowania albumów i realizacji
tak
nie
 Konieczne przestawienie głowy na inny sposób prezentacji
tak
nie
 Zakaz porównywania z innymi słuchawkami metodą A/B
tak
nie
 Zależność między dużą mocą i napompowanym basem
jest
brak
 Ogólna równość tonalna (pomiarowo)
niska
wysoka
 Ogólny poziom zniekształceń (pomiarowo)
wysoki
niski
 Cena
14 000 zł
140 zł

 

Czyli nie jest to żaden spisek. Wymyślone naprędce obostrzenia w dość komiczny sposób postawiły wszystko na głowie, paradoksalnie jeszcze bardziej umniejszając sens zakupu CZ-1. Ich zakup bowiem daje nam:

  • niekończące się problemy użytkowe (zakazy porównań, minimum kilkuminutowa adaptacja akustyczna przy każdym założeniu, ciągłe przestawianie głowy na inny sposób prezentacji itd.),
  • piętrzące się koszty i trudności związane z doborem specjalnego toru (aby słuchawki grały jak należy i nie miały napompowanego basu),
  • zepsute okablowanie fabryczne (najwyraźniej producent sam zniechęca do swoich słuchawek i specjalnie sabotuje ich dźwięk, więc może jednak spisek?),
  • mus przekopania całej swojej kolekcji albumów, aby znaleźć takie, które da się słuchać (tłumaczy się to wybrednością na realizacje),
  • konieczność wygrzewania ponad miesiąc słuchawek, aby uzyskać optymalny dźwięk (200 godzin przy średnio 6 godzinach słuchania dziennie to ok. 34 dni, ja zaś bez kozery rzekłbym 500 godzin, dla pewności).

Ujęcie wszystkiego w logiczny nawias, proste słowa i konkretne liczby, otwiera przed człowiekiem drzwi. Bo choćbyśmy szli ciemną doliną, zła się nie ulękniemy. Tak jak Dawid, który być może właśnie w ten sposób modlił się przed wygranym ostatecznie pojedynkiem. Nie ma tu spisku ani nieprofesjonalnego podejścia. Jedynie fakty i logika.

 

Współcześni Filistyni

Współcześni Filistyni, zwani powszechnie audiofilami, widząc porażkę swego największego wojownika, już wcześniej podnieśli veto, że oto napisano bzdury. To przecież nie tak, tego nie ma, Goliat wcale nie przegrał, ten kamień to nie trafił, Dawid wcale mu głowy nie odciął, to zresztą nie jest Dawid tylko jakiś przebieraniec. A tak w ogóle to kronikarz głupi i pisać nie umie.

Wszystko, tylko aby nikt nic nie widział i nie słyszał (oraz nie mierzył). Nie ma świadków, nie ma problemu, to się nigdy nie wydarzyło, prawda? Tak oto popełniają grzech fałszywego świadectwa i hipokryzji ci, którzy jeszcze wczoraj krzyczeli najgłośniej o wolności słowa i swobodzie wyrażania swojego zdania. Dziś odbierać przyszli to, co rzekomo na ustach przynieśli.

Filistynów niszczy własny fanatyzm i mus czarowania rzeczywistości. Przechwalono możliwości swojego wojownika, wykreowano na nietykalne bóstwo, a gdy pojawiły się zastrzeżenia, w pośpiechu namnożono rzekomych obostrzeń, których w rzeczywistości nie ma i nigdy nie było. Warunków, których nie trzeba w ogóle spełniać, bo nie istnieją. Nigdy nie przedstawiono żadnego dowodu na ich istnienie. Część z nich obala już nawet prosta logika pokazana wyżej. Jedyne więc, co pozostało, to desperacka walka o klientów, którzy są zdeterminowani, aby za wszelką cenę uwierzyć w kłamstwo i do upadłego czcić złotego cielca.

Nasz Dawid jest przykładem tego, że takim ludziom nie należy się ani kłaniać, ani ufać. A tym bardziej wchodzić w geszefty. Czasami trzeba jednak zainwestować trochę czasu, napisać tekst, zrobić zdjęcia, pomiary, pokazać dowody. Wówczas prawda sama się objawi. A Filistyni? U nich będzie bez zmian, a złoty cielec będzie czczony tak długo, jak będzie się to opłacało. Im lub ich królom.

 

Fenomenalność obu par

Myślę, że można o niej powiedzieć naprawdę szczerze.

Creative były i są słuchawkami rzeczywiście fenomenalnymi. Ich wypuszczenie na rynek w takiej a nie innej cenie lata temu, było fenomenem. Być może taka publikacja, jak niniejsza, im się z mojej strony po prostu należała. Bo mimo, iż Crosszone CZ-1 uważam za najgorsze słuchawki, jakie przyszło mi testować (co najmniej w kategorii cena/możliwości), nie sądziłem, że Aurvany poradzą sobie z nimi tak łatwo. Zbyt łatwo.

O fenomenalności Crosszone CZ-1 również piszę bez przekąsu, bowiem rzeczywiście są słuchawkami fenomenalnymi. Nie kojarzę drugiej pary, której recenzja powodowałaby taką frustrację i emocje, wymierzone również we mnie personalnie i mój malutki blog. Jeśli jedna osoba jest w stanie spowodować taką histerię, że aż interweniuje się w jej sprawie u producenta, to jest to najlepsza możliwa rekomendacja. Tak samo nie kojarzę żadnych słuchawek, które w takich pieniądzach zagrałyby mi tak źle, a w obronie których wymyślano by tak niedorzeczne mity, teorie i obrzędy. Pozostaje się z tego naprawdę tylko śmiać.

A więc śmiejmy się, bo oto nagle okazało się, że nie za 14 000 zł, a w skromnych 140 zł, otrzymujemy zauważalnie lepszą jakość dźwięku. Do tego nie potrzebujemy tu specjalnie przystosowanego toru dobieranego po omacku, odpowiednio nagranych utworów i wyselekcjonowanych realizacji, wielotygodniowego wygrzewania. Sami również nie musimy się zmieniać, pracując nad zmianą mentalności i odpowiednim przygotowaniem psychicznym. Wreszcie, nie musimy zmagać się z sabotującym samego siebie producentem (!). Inaczej nie można nazwać dołączania do zestawu fatalnego ponoć kabla, który celowo rujnuje ich dźwięk. Na szczęście producentowi podobno nie zależy na sprzedaży swoich produktów, choć ma już je w portfolio w ilości 3 modeli. Choć więc pojedynek w tle był dramatyczny, brutalny, całość wygląda bardziej na komedio-dramat.

 

Podsumowanie

Tak oto dojechaliśmy do końca tej dosyć nietypowej recenzji. Recenzji, w której nie wzięto żadnych jeńców, a biblijny werdykt wydany został bezwzględnie. Niczym miecz Pana sprowadzający na złych ludzi jego sprawiedliwy gniew.

Malutkie Creative Aurvana SE, będące Dawidem, jedynie skromnym pasterzem, pokonały potężnego Goliata, jakim były od początku do końca fenomenalne Crosszone CZ-1. Rozegrał się tu pojedynek rzeczywiście iście biblijny, a jego rezultat jest następujący: Dawid wygrał. Toteż znacznie lepiej jest kupić sobie małego Dawidka za cenę o dwa zera mniejszą i mieć iście święty spokój z torem i użytkowaniem oraz lepszą jakość dźwięku. A jeśli już wydać 14 000 zł, to albo na znacznie lepsze słuchawki, albo na porządne głośniki, na których uzyskamy wielokrotnie lepsze efekty.

Na szczęście zawsze mamy wybór. Nie jesteśmy narodem zniewolonym niczym na ziemi egipskiej i nie musimy słuchać współczesnych Filistynów, którzy na koniec mogą okazać się zwykłymi faryzeuszami. Jeśli Bóg jest prawdą, to logiczną negacją będzie tu kłamstwo i fałsz. Odrzućmy zatem fałsz, śmiejmy się z faryzeuszy i stańmy w prawdzie budowanej na rozumie i logice. Acz z uśmiechem. Amen.

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

25 komentarzy

  1. I do końca nie wiem czy artykuł jest prankiem, czy jednak nie. Świetna robota Panie Jakubie xD

  2. W tytule jest wzmianka o tym, że jest to część pierwsza (CZ-1). Czekam z niecierpliwością na drugą! 。◕‿‿◕。

    • O nie, kolejnych agresywnych telefonów z rana z pretensjami i zarzutami za usuwanie branżowych komentarzy pod ich recenzją już nie chcę. 😆

  3. Nie wiem co brał Autor, ale jeżeli w uzytkowaniu słuchawek ma podobne doświadczenie co w substancjach psychoaktywnych, to Jego opinia zaprawdę powiadam, jest warta uwagi.
    Porównanie owo znalazłem przypadkiem, formuła prezentacji sprawiła, że zostałem do końca.
    Nie szukam obecnie słuchawek, żaden z modeli nie budził mojego zainteresowania, ale kwiecistość wypowiedzi wyrwały mnie z objęć nudy i szaroburych tekstów na innych portalach.
    Jeżeli przyjdzie mi szukać słuchawek, wiem gdzie wrócę po rekomendację.
    Pozdrawiam!

    • Jacuś, namówiłeś mnie na przeczytanie tego czegoś powyżej, mamiąc obietnicą dobrej zabawy. Serio? Jaś Kapela, czy inny Gracjan też Cię bawi? Straciłem niemal kwadrans swojego życia, który mogłem poświęcić na coś znacznie bardziej pasjonującego – np. obserwowanie jak schnie blat kuchenny umyty po śniadaniu…ech…

  4. Fenomenalna recenzja na prima aprilis.
    Już się bałem że to na serio i pokazywałbym ją każdemu kto zamiast z uwagą testować słuchawki i rozwijać się, będzie przylepiony do żałosnych opisów i recenzji (polskie bajdurzenie to wisienka na torcie) jakie zaoferuje mu przeglądarka.

  5. A ja myślę że to pisane pół żartem (1 Kwietnia) pół serio (naprawde dobre budżetowe słuchawki legendy kontra nieudany audiofilski eksperyment). A język no kwiecisty – jest jeden taki człowiek w polskim internecie który cały rok pisze w takim języku ale nie zerkłem czy na 1 kwietnia pisze poważne recenzje.

  6. Czytając ten artykuł zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę potrzebuję lepszych i droższych słuchawek niż CAL! zwykła edycja, właściwie CASE to to samo. Przymierzam się do zakupu Sennheiser HD 599 SE. To jak Panie Jakubie, ostateczne pytanie, warto? I będzie to krok naprzód, czy zostać przy CAL! A może kupić drugą parę Creative?
    O tych Crosszone się naczytałem i konstrukcja jest ciekawa i robiąca wrażenie, ale bardziej wierzę Panu niż „recenzentom” i jak widać, na niewiele się zdały stosowane przez Crosszone zabiegi, skoro skromne CAL! je pokonują.

  7. No kolego Pawian numer w stadzie 123 – widać że daleko jesteś od samca alfa, więc tak samo jak wielu innym zacnym pawianom pozostaje Ci z przyjemności jedynie zacnie posłuchać. A do tego żeby słuchać jak człowiek potrzebujesz nie dość że zacnych słuchawek – rzecz jasna słuchawek Cal! a nie dwa Cale – taśmy malarskiej i odrobiny pianki montażowej do porycia futerka obok uszków.

    Gdyż jako przedstawiciel zaiste wiernej muzyce rasy Pawianów jednak musisz zasymulować słuchanie jak człowiek. Dawniej było to trudne, ba wręcz niemożliwe. Jednak ostatnimi czasy w internecie pojawiła się szczegółowa instrukcja jak to uczynić. Tu link jak również cytat:
    https://www.envytech.pl/metodologia-pomiarowa/
    „…sprzęt posiada również symulator policzka mojego własnego autorstwa, który skonstruowany jest z pianki oraz pokryty taśmą malarską. Choć pokrycie może wydać się kontrowersyjne, to w tym szaleństwie jest metoda. Taśma malarska dużo lepiej symuluje skórę człowieka z krótkimi włosami (w zasadzie to z meszkiem) niż plastikowa płytka.”

    I teraz jak już widać mój drogi zacny Audiopawianomelomanie, droga do świata idealnego dźwięku jest już jasna, lśniąca i wypełniona (no może nie pianką) gwiezdnym brokatem….

    A na poważnie, kup CAL! i nie daj się scrossować czy zhifimanić. A ja do tego jestem w szoku że ktoś podając się za poważnego recenzenta piszę takie bzdury – czyli manekiny pomiarowe można zastąpić wizytą w sklepie budowlanym… Ehh żałosne to jest co można znaleźć w internecie.

  8. Mój błąd. Nie sprawdziłem daty publikacji wpisu;) Ale dobrze, że napisałem bo mi ciekawy człowiek odpisał i zalinkował swoją, ciekawą stronę. Tak więc zacny Laliksanie, dziękuję. Creative Aurvana Live! stąd skrót CAL! posiadam już jakieś 16 lat i wymęczyłem je na wszelkie sposoby, łącznie z modowaniem Perul – mod, okablowanie z ofc, przeróbka pałąka, wymiana padów itp. Te słuchawki trudno popsuć takimi zabiegami. Raz, tylko zagrały mi nieprzyjemnie ostro, jak przesadziłem z wytłumieniem muszli.
    Grają, jak na swoją, symboliczną, teraz cenę wybitnie, swoje kupowałem zaraz po debiucie, więc drożej, ale nie żałuję. Z czasem, naturalnie, naszła mnie jednak chęć kupna jeszcze lepszych a, że kiedyś, słuchałem Sennheiser HD 599 to pomyślałem właśnie o nich. Słuchałem też Sonus Faber Pryma, jakichś JBL, Denów, Bose, Audio Technica, Philipsów itp. Problem w tym, że tylko ze smartfona, bez dodatkowego wzmacniacza i najbardziej mi przypadły do ucha Sennki i Sonusy. Zatem zwracam się również do Ciebie, zacny Laliksanie, bo widzę, żeś mocno w temacie i znasz się. Czy według Ciebie warto kupić Sennheisery HD 599SE i czy odczuję jakościowy skok po użytkowaniu CAL! ? Oczywiście będzie to grało z zewnętrznymi wzmacniaczami, różnych typów. Tranzystorowy i Hybrydowy na początek a później także lampowy.
    Lubię dźwięk dojrzały, dynamiczny i szczegółowy z dobrą stereofonią i holografią, oczywiście tutaj taką jaką mogą zapewnić słuchawki. Nie lubię, wyostrzeń, przerysowania podzakresów, zwalistego, kluchowatego basu o kiepskiej kontroli i przykrywającego resztę pasma, agresji i braku kontroli pasma. Taki, podsumowując dźwięk audiofilski. Takie są moje o nim wyobrażenia, gwoli ścisłości. Jako, że Pan Jakub mi już odpowiedział i doradził, a odezwałeś się Ty, o czcigodny Laliksanie to proszę Cię o kilka słów porady, bo widzę, że temat Ci nieobcy i nawet zgłębiony empirycznie. Pomiarami itp.. To jak warto? Oczekuję sporego progresu. Bo jak nie, to kupię drugie CAL! w wersji SE, a może warto się zainteresować innymi słuchawkami, tak do 500 PLN. Dziękuję i pozdrawiam. Plus za poczucie humoru. Czołem;)

    Pawian, numer w stadzie 123

  9. I od razu lepiej jak się człowiek pośmieje na 1 kwietnia (choć według mnie to ta recenzja raczej na serio porównuje te słuchawki i wypuszczona jest w ten dzień dla niepoznaki jedynie). Na szczęście kolega o zacnym Nicku i wysokiej cyfrze w stadzie wszedł w klimat i wyszło fajnie :).

    Niestety nie lubię słuchawek, miałem ich klika par z ciekawości i słucham na głośnikach stereo. Tu mogę pomóc, choć moje upodobania to głośniki planarne, raczej rzadko spotykane na rynku….

    Ale coś mogę doradzić:
    1. Wzmacniacz lampowy jest zbędny – on może tylko pogorszyć więc nie tędy droga.
    2. Jeżeli lubisz dźwięk bez kocyka to patrz tylko i wyłącznie na THD słuchawek w zakresie 250 hz do 8 khz – jeżeli THD będzie wyższe niż -40 db, będzie to słyszalne (THD -40 db = 1%) THD -60 db nie masz prawa słyszeć (w procentach 0.1%) – oczywiście masz prawo sobie wmawiać że słyszysz – i tak się rodzi audiofilizm nerwowy, doszukiwanie się czegoś na siłę).
    3. Jak lubisz dźwięk gładki i bez sybilantów to zwracaj uwagę na wykres tonalny powyżej 4 khz – jak widać tam podbicie to dźwięk będzie przesadnie szczegółowy i mogą się pojawiać sybilanty.
    4. Szukaj tylko w słuchawkach – nie szukaj jakości w innych elementach – dobra słuchawka zagra nawet z dziurką w smartfonie z top jakością.
    5. Zrób audiogram – zobacz jak słyszysz i dopasuj sobie słuchawki pod twoje indywidualne ubytki (każdy jakieś ma)

    I ostatnia rada – i w sumie to wywołanie AFa – on może doradzić w sprawie tych konkretnych wymienianych przez ciebie słuchawek bo ich słuchał.

  10. Co miałem nie wejść w temat jak dobre poczucie humoru to podstawa 😉 Ludzkiej egzystencji w zgodzie, i porozumienia z innymi pawianami, nawet z obcego stada 😉 Dziękuję za odpowiedź i teraz już wiem na co zwracać uwagę. Ja też nie wierzę w żadne cudowne kable i audiofilską biżuterię, tylko naukowe fakty, pomiary i na końcu ucho, choć ono najważniejsze. Czyli jednak te Crosszone – y przereklamowane i za absurdalna kasę. Jeśli Aurvany nie odstają aż tak bardzo od takich kosztownych nauszników to tylko się cieszyć. Dziękuję za rady. Sam uważam, że słuchawki i głośniki trzeba dobrze napędzić i źródło jest ważne, ale wszystko zaczyna się od jakości nagrania, płyty, pliku, taśmy. Audiogram robiłem, ale to będzie przeszło 10 lat temu, więc pora na aktualizację 😉 A takie ostatnie pytanie. Tak po prostu. Lepsze te Senki czy dać sobie spokój? jakbyś miał wybierać? Widzę na Twoim blogu, na który już wiem, że częściej będę zaglądał wyższe modele jak HD 660S2, zakładam zatem, że się znasz. Pozdrawiam

    Pawian

    • Wydaje mi się, że zaszło nieporozumienie i pomylenie użytkownika Laliksan ze mną. Blog prowadzę samodzielnie, jestem jedynym jego właścicielem oraz autorem publikowanych tu recenzji, zaś HD660S2 nigdy nie testowałem. HD599SE są obecnie dostępne w zbyt wysokiej cenie, aby rozważać ich zakup. Gdy były za ~350 zł, to była to okazja. Obecnie jest to ponad 2x więcej.

  11. No nie mam nic wspólnego z blogiem AFa hmm oprócz tego że sobie czasem klachamy przez telefon – mam jakąś tam wiedzę o audio (można powiedzieć że sporą) ale słuchawki traktuję tylko i wyłącznie zadaniowo. tzn.:
    1. do pływania na basenie razem z mp3 odtwarzaczem do słuchania audiobooków (np obecnie Lux perpetua Sapka leci)
    2. Do chodzenia na spacery i truchtania – tu stosuję słuchawki typu klips – Kuba dostał je na recenzję.

    Więc nie jestem wiarygodny co do oceny jakości słuchawek.
    Natomiast jeżeli chodzi o ocenę toru to znam się na tym i tyle. Więc tym co napisałem możesz się kierować.

    Pozdrawiam kolegę Pawiana jako kolejna małpa ze stada zdystansowanych użytkowników słuchających muzyki a nie sprzętu 🙂

  12. Już prostuję. Chodziło mi o blog ENVY Tech, który zalinkował kolega Laliksan. Założyłem, błędnie, że jest jego właścicielem. Tam jest test HD 660S2. To taka pomyłka zaszła. Przepraszam, bo wyszło zamieszanie. Pozdrawiam obu Panów

    • Bardzo dziękuję, teraz wszystko jasne.
      Mogę zaręczyć, że użytkownik Laliksan nie ma nic wspólnego z rzeczonym portalem. Jego wiedza dotycząca audio, umiejętność liczenia oraz głębokie zrozumienie zjawisk fizycznych, przekraczają wielokrotnie moje skromne zdolności pojmowania istoty rzeczy, choć od kilkunastu lat zajmuję się wyłącznie audio i poświęcam się mu obecnie w całości. Myślę, że tak samo będzie i w przypadku tegoż portalu, przy całym szacunku.

  13. Spokojnie Panie Jakubie. To tylko zwykłe nieporozumienie. Ponieważ kolega Laliksan mi nie odpowiedział, to kieruję do Pana to samo pytanie co do niego. Czy HD 599SE to będzie progres względem Aurvan Live! ? Jeśli tak kupuję. I jeszcze jedno. Wpadła mi dziś w proponowanych oferta na Behringery BH – 470 i cena, szok! 105 zł.
    Może warto? Co Pan myśli? Dziękuję z góry.

    • Niestety nie wiem czy będzie to progres, bo jest to kwestia bardzo uznaniowa. Tylko Pan wie co słyszy i czego oczekuje. Recenzje obu modeli są na blogu – można przeczytać, porównać, spróbować ocenić samodzielnie czy HD599SE to będzie ten właśnie kierunek. I tak jak pisałem, w obecnych cenach nie jest to tak atrakcyjny zakup, jak w momencie pisania przeze mnie recenzji.
      Co do Behringerów, nie znam tego modelu, ale one na oficjalnym sklepie kosztują 109 zł, więc raptem upust wynosi 4 zł. 🙂

  14. No ja zalinkowałem te stronkę jako swoistą antytezę recenzji – w sensie robienia pomiarów z taśmy malarskiej i pianki – oczywiście w kontekście 1 kwietnia uznając ją jako żart :).
    Choć być może osoby tam piszące myślą innaczej (no cóż każdego szkoda). Szczególnie zacne był tekst o symulowaniu policzka i jego tekstury – niesamowite brednie po prostu.
    A co do słuchawek mam przykrą wiadomość dla kolegi ze stada – cięzko bedzie przebić Cal! – one po prostu są bardzo dobre jak na słuchawki rzecz jasna i [powiedzmy do 1k pln – może szukająć z sporym budżetem znajdziesz konstrukcję lepszą nieco ale czy warto? To zależy ile masz kasy i czy chcesz ją ulokować w odrobinę lepszy dzwięk.

  15. No Panowie. Im dalej w las tym więcej drzew. Nie wiedziałem, że te Creative to aż tak dobre słuchawki mimo, że użytkuję je już 16 lat. Owszem są bardzo dobre, ale przypuszczałem, że tak do 350 zł. Obecnie są dużo tańsze 130 – 140zł. Kosztują w wersji SE. Chyba tylko ta pozostaje w produkcji, ale poza wykończeniem, to właściwie to samo. Inna estetyka, bo materiały te same. Przeczytałem obie recenzje tutaj na Audiofanatyku jeszcze raz i… Chyba muszę pozbierac, odtwarzacze plików, wzmacniacz przenośny i dużo dobrej muzyki na kartach pamięci itp. I się wybrać jeszcze raz posłuchać. Dopiero wtedy podjąć decyzję. Myślałem, że Sennheisery HD 599 SE bez problemu je jakościowo przeskoczą. Krótki odsłuch, dawno temu, zdawał się tego jednoznacznie dowodzić. To może jeszcze inaczej postawię pytanie. W CAL! wszystko mi się podoba brzmieniowo, no prawie, bo chciałbym trochę czystszy i niżej schodzący bas. Są słuchawki, które maja takie miłe 'kopnięcie” z dołu, odczuwane całym ciałem. lekko uszczypliwe, ale bardzo przyjemne. I tego mi w CAL! brakuje. Chciałbym kupić takie, które to mają. Słyszałem i czułem to w Sonus Faber Pryma i chyba, Sennheiserach HD 599 tych beżowo brązowych. W katalogu nie widzę innych w tej kolorystyce, zatem to chyba były te. Ta wersja jest sporo droższa, więc ze zrozumiałych względów kupiłbym czarne, jeśli to to samo. Sonicznie. Wtedy kosztowały krocie, jak dla mnie. Chyba 1199 zł, jak pamięć mnie nie myli. Wiem, że model oczko niższy, był do porównania odsłuchowego na miejscu, tańszy, coś koło 899 a może 999 zł. Niestety nie pamiętam, bo to dawno było, już tego nie miał.
    Zatem dokończę moje, tym razem do obu Panów pytanie. Jakie to czary są odprawiane w strojeniu, że niektóre słuchawki tak przyjemnie kopią? A może jest więcej takich modeli, wartych przyjrzeniu im się. Słucham sobie teraz Albumu Glenna Freya – Live, z CD na CAL! i, prawie, nic mi nie brakuje. Oprócz tego o czym wspomniałem. Ja głupi nie załapałem, że tamta strona envytech, jest podlinkowana dla beki, przez kolegę Laliksana;) Dzięki za radę z ostatniego wpisu. Pojeździmy, posłuchamy, zobaczymy czy warto lokować pieniądze w ciut lepszy dźwięk. Jeszcze do Pana Jakuba, w sprawie tych Behringerów. Zszokowała mnie ta cena. O te kilka zł. bym już nie kruszył kopii ale wyglądają bardzo dobrze. Ciekawe czy przeskoczyłyby CAL!?. Jeśli nie, szkoda wydawać nawet tę stówkę. Może też się tak zdarzyć, że z ciekawości je kupię. Wtedy mogę podesłać na test. Pozdrawiam i dziękuję.
    Nie wierzę w Hi- Resy i inne czary, dlatego dobre CD mi wystarcza.

  16. Zapomniałem o jednej rzeczy wspomnieć. Kiedyś w hifi i muzyka był test odsłuchowy, słuchawek i tam były bratnie do CAL! Denony. Na tuch samych przetwornikach Foster. Za dwukrotnie wyższą cenę. Recenzent słabo je ocenił. Chyba głuchy 😉 albo raczej już wiem dlaczego. Na tym polega rynek. Pozdrowienia.

    • Oj tam mistrz od razu 🙂
      Niemniej dziękuję za komplement. A linkowany portal doskonale pamiętam. Miałem swego czasu propozycję pisania tam recenzji na wyłączność, ale bez pomiarów, więc nie skorzystałem.

  17. Ok. Spoko. Czy mogę liczyć na krótką odpowiedź na moje pytanie o to „kopnięcie” w niektórych modelach słuchawek?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Logo Audiofanatyk M
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na mój blog i pomoc w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.