Bowers & Wilkins Px7 S2e – recenzja słuchawek wireless Bluetooth

Po bardzo pewnych rezultatach, jakie uzyskały Px8, przyszedł czas na o oczko niższy model z tej rodziny, czyli słuchawki bezprzewodowe Bluetooth marki Bowers & Wilkins: Px7 S2e. Sprawdzam co w nich piszczy i czy nadal utrzymują rewelacyjną czystość, którą cechował się droższy brat.

Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Bowers & Wilkins za pośrednictwem sieci salonów Top HiFi, która podesłała niniejszy sprzęt celem wykonania rzeczywistych testów użytkowych i pomiarów. Jest to tym samym ekspertyza niezależna.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Pod maską mam wrażenie, że nic się nie zmieniło.

Px7 S2e to zamknięte słuchawki dynamiczne, oparte o drivery 40 mm. Konstrukcja jest dokładnie taka sama jak w Px8, czyli składana i w formacie pomniejszonym wokółusznym.

Na pokładzie maksimum, co dostajemy z kodeków, to apt-X Adaptive w ramach BT 5.2, czyli powtarza się to samo, co w ZE8000, gdzie jakość dźwięku szła sobie w jedną stronę, a możliwości przepustowe kodeka pozostawały na wciąż akceptowalnym, choć trochę nieadekwatnym do klasy sprzętu, poziomie.

Z udogodnień, mamy tu m.in. Fast Charge, jak też system wykrywania nałożenia na głowę. Za rozmowy odpowiadają 2 mikrofony, podczas gdy 4 kolejne oddelegowano do pracy w ramach systemu hybrydowej redukcji szumów. Nie zabrakło też trybu transparentnego, a więc wszystko to, co mieliśmy w Px8.

Ale choć konstrukcja jest identyczna, są też naturalnie różnice między tymi modelami. To właśnie na nich skupię się od tego momentu najbardziej.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

 

Materiałowe obicia – uwaga na ślady użytkowania

Kojarzę, że kiedyś Philips miał taki model, chyba we współpracy z marką O’Neill, zaś i Sennheiserowi się zdarzyło z modelem Urbanite mieć coś wykonane z użyciem materiałów. Oba modele są już nieprodukowane. Co mnie osobiście dziwi, to zakończenie produkcji modelu Urbanite, ale nie śmiałbym wchodzić w umysły decydentów marki z takim rodowodem i spekulować o powodach takiej decyzji. Nigdy też nie miałem okazji ich posłuchać lub użytkować przez dłuższy okres, toteż nie umiem powiedzieć jak bardzo udany (bądź nie) był to model słuchawek.

Swoje doświadczenia najbardziej opieram zatem na kompaktowych AKG K420, które miały obicie zewnętrzne otworów dyfuzyjnych w granatowym materiale. Po czasie stawał się on szaro-czarny (słońce, wiatr, wilgoć, zanieczyszczenie powietrza w warunkach miejskich). Stąd jako pierwszy i oczywisty wyróżnik na tle Px8, materiałowe wykończenie budzi moje wątpliwości na polu odporności na brud, kurz i warunki atmosferyczne.

W przypadku Px7 S2e mniemam, że problem będzie jeszcze bardziej widoczny ze względu na obicie pełne i w jaskrawym kolorze.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Z jednej strony rozumiem działanie producenta i doceniam, że stara się wyróżnić swoją ofertę, ale nam, jako użytkownikom, przysparza to w takiej sytuacji dodatkowych trosk w momencie, gdy chcemy o słuchawki dbać. Jeśli mają wyglądać jak nowe przez rok-dwa, może okazać się to przy Px7 S2e po prostu niemożliwe.

Problem może nie dotyczyć za to wariantu czarnego. Na testy otrzymałem jednak egzemplarz w kolorystyce Forest Green, więc z automatu był on na przegranej pozycji. W przypadku modelu czarnego, powinno być łatwiej i możliwe stałoby się nawet czyszczenie gąbką na mokro.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Niemniej osobiście bardziej spodziewałbym się zastosowania solidnego plastiku. W ten sposób byłoby nadal oszczędniej względem Px8, a jednocześnie słuchawki mocniej byłyby przygotowane na steranie się. Bowiem nawet wariant czarny może przecierać się na krawędziach muszli. Tam usytuowano przyciski sterujące, toteż palce notorycznie pocierają o krawędź jako punkt orientacyjny.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Najbardziej uważałbym na chwytanie słuchawek mokrymi lub brudnymi rękami, zwłaszcza w lecie (pot, tłuszcz, kurz), a także gwałtowne odkładanie na bok, które na wspomnianych wystających krawędziach muszli może powodować przetarcia materiału.

Swoją drogą taka ciekawostka, że tak bardzo przyzwyczaiłem się do obsługi Px7 S2e w trakcie ich testów, że Soundcore Q20i nie byłem w stanie przez to używać bezproblemowo. Tam bowiem przyciski są bardziej na zwieńczeniu kopuły muszli, a nie krawędzi. Dla kontrastu, z Haylou S35 nie miałem tego problemu, jako że tam są one umieszczone w tym samym miejscu, co w Px7 S2e.

 

Ergonomia i wygoda – umiarkowanie i na mniejsze głowy

Użytkowo słuchawki są praktycznie tym samym pakietem, co Px8. Sama izolacja od otoczenia jest bardzo dobra, a czas pracy wynosi ponownie 30 godzin i o ile jest to wartość w porządku, to oczywiście zawsze chciałoby się więcej.

Wspomniane S35 i Q20i niestety trochę rozbestwiają, tak samo jak W600BT. Wszystkie jak jeden mąż kręcą lepsze czasy pracy i są tańsze. A dłuższy czas pracy to mniej cykli ładowania i tym samym większa żywotność ogniw. Tym bardziej jest to dziwne, że Px7 S2e mają od nich obiektywnie lepszą jakość dźwięku (o niej za moment oczywiście sobie powiemy dokładnie to i owo) i mając takie słuchawki w domu, oczywistym jest, iż preferowałbym z tego względu Bowersy.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Wygoda – tutaj już może być różnie, gdyż Px7 S2e bardziej faworyzują mniejsze głowy. Na takiej jak moja ma miejsce wyczuwalny docisk, który na dłuższą metę może nie być komfortowy, jeśli planujemy odsłuchy kilkugodzinne. Miałem wrażenie, że Px8 były minimalnie większe i przez to być może po prostu lepiej pasowały na moją głowę. Z czasem wrażenie zaczęło jednak zanikać, toteż bardzo możliwe, że słuchawki wyrobią się z czasem i staną się wygodniejsze.

Być może wszystko rozbija się o to, że przy Px8 miałem egzemplarz nieco bardziej przechodzony i każdy model z tej serii po prostu musi być dotarty w taki sposób już w trakcie normalnego użytkowania.

 

Problemy jakościowe – drobne, ale obecne

Niestety nawet i takiemu producentowi jak Bowers może zdarzyć się wpadka z kontrolą jakości. Nie dotyczy to wykonania czy spasowania, bo te są wzorowe i nie zauważyłem nic niepokojącego. Tym razem kwestia dotyczy lewego przetwornika, a raczej układów jakie są tam umieszczone (lub po prostu mających przełożenie na lewy kanał).

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Podczas pracy ANC i w trakcie nieodtwarzania muzyki, w lewej słuchawce słychać sporadyczne „chrupanie”. Dźwięk łatwo można pomylić z tym, co wydają nauszniki podczas pracy mechanicznej (gąbka padów), ale wyłączenie ANC sprawia, że dziwny dźwięk od razu ustaje. Nie może to być więc nic pochodzącego od nauszników, a raczej jest to coś związanego wprost z systemem ANC.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Co więcej, podczas odtwarzania muzyki, ale ściszonej na zero, lewa słuchawka generuje artefakty (przebicia) od transmisji danych.

Sparowanie kanałów na początku także nie było idealne, ale tutaj sporo do powiedzenia mają same pady, które musiały się uleżeć, by problemy niemal kompletnie zniknęły. Może być to spowodowane nierównomiernym wypełnieniem albo punktową gęstością gąbki, która raz może być bardziej podatna na ugniatanie, innym razem mniej. Raczej skłaniałbym się ku tezie o nowości i niskim przebiegu.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Tak więc jak widać, nawet i w tak drogich słuchawkach może zdarzyć się problem z QC (ang. Quality Control). Z drugiej strony może to być kwestia tego, że jest to sztuka testowa, która w niejednym transporcie już była i na niejednym łbie lądowała. To nie jest sprzęt absolutnie niezniszczalny, tylko przedmiot użytkowy, złożony z plastiku, trochę metalu, ale przede wszystkim elektroniki, która była, jest i będzie w jakimś stopniu awaryjna. Wbrew staraniom producenta, ale też może trochę naszym wyobrażeniom, wszystko, co wytworzył człowiek może się zepsuć (inaczej nie byłaby potrzebna gwarancja czy rękojmia) i dlatego w żadnym wypadku nie jestem ani zły, ani zawiedziony. Bardziej chyba zaintrygowany.

Co prawda nic w nich nie telepie, ale jestem w stanie wyobrazić sobie, że od wstrząsów coś mogło się stać i naderwał się jeden z mikrofonów od systemu ANC, powodując zaistniały problem. A że przewody znalazły się wówczas blisko elektroniki, dało nam to w gratisie trochę interferencji. Wydaje mi się, że jest to najbardziej prawdopodobna przyczyna problemów, ale nie mam pewności. Ważne, że nie powoduje to też żadnych komplikacji względem niemożności ukończenia testów.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Powiem nawet, pozwalając sobie na kontynuowanie dygresji, że paradoksalnie dobrze się stało, bowiem nie zachodzi w ten sposób podejrzenie podsyłania mi tzw. „selektów”, czyli słuchawek specjalnie „wyciumkanych”, aby w testach wypadły jak najlepiej.

Swoją drogą nie powiem, ale takie sytuacje się zdarzały z różnymi markami. Były nawet specjalnie spreparowane sztuki, które grały lepiej od tych sklepowych, mając na pokładzie nieco lepsze przetworniki i inaczej ustawiony DSP. Nie będę wymieniał konkretnych marek, bo nie o to chodzi, zwłaszcza w recenzji zupełnie innego produktu, którego producent nie wiem co musiałby zrobić, aby zgodzić się na takie coś. Czy była to wtedy celowość po stronie producenta, czy wina fabryki która oszukuje swoich podwykonawców, to już zawsze trzeba analizować indywidualnie. A nie czarujmy się, jeden skromny bloger audio ma dosyć ograniczone możliwości śledcze.

Ważniejsze są jednak skutki, bo stawia mnie to zawsze w niezręcznej sytuacji. W efekcie na blogu mam opisany i udokumentowany pomiarowo produkt, który jest niereprezentatywny, a mówiąc wprost: wprowadzający nas, konsumentów, w błąd. Co można w takiej sytuacji zrobić? Chyba tylko kupować sprzęt wprost z rynku lub bawić się w „wypożyczalnię”, a co powoduje tylko problemy dla sklepów i jest trochę chamskim zachowaniem, wykorzystującym bezpiecznik konsumencki, jakim jest zwrot do 14 dni.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

U Bowersa na szczęście takich sytuacji bym się absolutnie nie spodziewał, a i sam producent być może nie zdaje sobie sprawy, że QC może czasami nawalić i w jakim konkretnie obszarze. Z Px8 nie miałem bowiem takich przygód i zastanawiałem się, gdzie potencjalny problem może zaistnieć i w jakim stopniu. Teraz już wiem. Fart, że defekty były na tyle śladowe, że jak pisałem nie przeszkodziły w najmniejszym stopniu w testach i pomiarach.

 

Jakość dźwięku Px7 S2e

Dźwiękowo Px7 S2e wypadają naprawdę fajnie i słucha się ich z przyjemnością. Nawet mimo faktu, że jest to „V-ka”, słuchawki realizują ją w bardzo umiejętny sposób, trochę odmienny od Px8 i bardziej przypominający relację między niedawno testowanymi AD700X względem AD900X.

AD700X miały więcej basu i więcej góry niż 900-tki, a jednak wydawały się od nich mniej basowe. Być może byłoby to z automatu paliwo dla niektórych osób, aby nakręcać się po raz n-ty na fałszywe teorie o tym jak to pomiary nie odzwierciedlają rzeczywistości. W niej jednak opisywane wrażenie sprowadzało się do dosłownie dwóch zjawisk akustycznych. Podobnie jest w Px7 S2e.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

W odbiorze psychoakustycznym:

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

Podczas analizy symulacji tego, jak Px7 S2e będzie odbierało nasze ucho, należy uwzględnić własną krzywą izofoniczną, uwarunkowania anatomiczne oraz badania medyczne w tym zakresie. Badania słuchu często można wykonać za darmo i warto robić je przynajmniej raz na trzy lata w celach kontrolnych, a jeśli mamy przebyte choroby ucha, raz w roku.

 

Tony niskie

U Bowersa w tańszym modelu mamy sporo basu, który jest zwarty, sprężysty, niski i przede wszystkim świetnie kontrolowany. Słuchawki nie śmią nawet brzęknąć nie tak jak trzeba, a jeśli to robią, to podczas wygaszania się sygnału. Linia basowa sprawia tu mnóstwo frajdy właśnie dlatego, że kojarzy się z porządną membraną o dużej sztywności, która trzyma wszystko za pysk, ale ma zejście, atak i równość. I nie wtedy, gdy trzeba, a zawsze.

Do tego nie jest to bas przesadzony. Solidny, ma swoją siłę, ale nie jest to basowy „karczek”, który jak np. w JVC SR100X tylko czeka, aby pójść z naszym mózgiem na sparing i potraktować go jako worek treningowy, w który można – rękawicami bo rękawicami – ale poboksować. Tu tego nie ma. Są za to świetne osiągi basowe, które najbardziej podobały mi się w trybie bez żadnych ANC. Na tym etapie bardzo mocny plus dla Px7.

 

Tony wysokie

Celowo przeskoczyłem średnicę, aby wejść w sopran, ponieważ jest on w korelacji do basu i w kontekście opisywanych wyżej zjawisk kluczowy. Na pomiarach słuchawki mają wyraźne wybicie w 7 kHz, ale jako, że jest tu też mocne podniesienie basu, słyszymy to jako normalny sopran + wybicie wysokich detali, aniżeli jednoznacznie spiczastą górę.

W ten sposób Px7 S2e zachowują unikatową właściwość „lekko miękkiej” góry, ale bez wrażenia, że blisko niej znajduje się mocny spad (rolloff). Ten notować możemy dopiero na progu 10k, ale tam również Px7 S2e próbują odzyskać trochę energii.

Daje to nam finalnie wrażenie mocnego basu i normalnie brzmiącej góry z plusem do detali. Tak samo jak z basem, świetnie się tego słucha. Gdyby zabrano nam tutaj te wybicia, cała góra usiadłaby na twarz, zaś jeśli bas, byłoby zbyt jasno i ostro. Te dwa pasma muszą ze sobą współpracować i robią to moim zdaniem wzorowo. Na tyle, żeby móc powiedzieć o Px7 S2e, że w istocie są to słuchawki bardzo uniwersalne gatunkowo.

 

Tony średnie

Oczywiście taki układ sił powoduje, że średnica przypomina trochę naszą sytuację geograficzną w 1939 roku. Zakleszczona między dwoma mocarstwami, na szczęście nie musi walczyć o życie. Producent sprytnie wykorzystał to w ten sposób, że średnica bierze udział w efekcie „estrady”. Dźwięk jest generowany w delikatnym oddaleniu i z bardzo subtelnym pogłosem.

Środek pasma można realizować na wiele sposobów. Przed pomiarami i odsłuchami spodziewałem się dostać tu bardziej coś na kształt optimum, czyli wyważenia między bliskością i intymnością, a dystansem od słuchacza, ale taki środek daje wciąż fantastyczne efekty. Słuchawki mogą wręcz wydawać się przez to, że mają w sobie lekki efekt głośnikowy.

Wszystko to jednak jest mieszanką subtelności, które zależnie od preferencji będzie już zapewne ostatecznie oceniał każdy z nas. Mi średnica się podoba. Komponuje się z charakterem tych słuchawek, nie jest traktowana po macoszemu, za to wprost wykorzystuje się jej potencjalne „słabości” i przekuwa w mocne zalety. Dopiero gdy ktoś szuka bardzo mocno zaakcentowanych i bliskich wokali, może się zastanawiać.

 

Wrażenie sceniczne

O dziwo w Px7 S2e nie jest duże. Może nawet więcej, jest to subiektywnie najsłabszy element Px-ów, a przynajmniej na tle droższego modelu, w którym był on jak pamiętam lepiej zrealizowany.

Słuchawki bardzo poprawnie odtwarzają źródła pozorne i trzyma się to w ramach zdrowych standardów. Ale właśnie, standardów. Nawet wielokrotnie tańsze S35 mają zauważalnie więcej miejsca na szerokość, choć oczywiście gorzej wypadają na głębokość. Wiąże się to częściowo z tym, że ich strojenie jest bardziej „klasyczne” jeśli chodzi o strojenie typu „V” niż u Bowersa. Więcej sopranu często przynosi taki właśnie efekt.

Jeśli więc interesuje nas brzmienie wysoce sceniczne, ale nie chcemy rezygnować z oferty producenta, dołożenie do Px8 może być warte rozważenia. Nie powiem, abyście już od razu biegli do sklepów i kupowali to czy tamto, bo nie jest to moja rola i nie chcę takowej pełnić. Chcę natomiast słuchawki należycie Wam udokumentować, abyście wiedzieli co kupujecie i jaka jest szansa, że sprzęt się jakkolwiek spodoba.

 

Całokształt tonalny

W Px7 S2e producent postawił na bardzo bezpieczną i naprawdę niemęczącą V-kę z elementami dojrzałego, rasowego grania. Można powiedzieć, że słuchawki dla „ogarniętej młodzieży”, która stawia mocno na czystość i jakość dźwięku, lubi bas i sopran bez przesady, a super mega przestrzenność rodem z HD800S nie jest priorytetem. Wciąż jednak jest tu dużo frajdy ze słuchania, nawet mimo faktu, że uwielbiam scenę w słuchawkach i korzystam z muzyki, która takie cechy mocno faworyzuje.

Jedynym elementem, który naprawdę psuje całą zabawę, jest wspomniana na początku lewa słuchawka i związane z nią problemy jakościowe z etapu produkcji. No ale cóż, tak bywa.

 

Balans kanałów

Jak już pisałem, na początku Px7 S2e wytknąć mogłem trochę sparowanie kanałów:

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

Z tym że ostatecznie wynikało ono jak się okazało z ułożenia się padów:

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych
Pomiary wykonane po paru godzinach użytkowania na głowie.

Poza sopranem, sparowanie jest jak się okazało całkiem dobre. Potwierdziły to potem odsłuchy, bowiem problem przesunięcia balansu nigdy nie został już zaobserwowany ponownie.

 

Czystość

W tym temacie słuchawki zaprezentowały się rewelacyjnie i niewiele gorzej technicznie od swojego droższego brata. Lewy przetwornik i jego zniekształcenia harmoniczne:

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

Zniekształcenia dla prawego przetwornika. Warto zwrócić uwagę na sopran:

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

THD na poziomie ogólnym 0,116% i 0,129% to wyniki jak na słuchawki rewelacyjne i jest to bardzo mocna strona Bowersów. W praktyce daje nam to -57,8 dB THD+N, czyli między 9 a 10 bitami rozdzielczości.

W trybie ANC jest nieco gorzej pod względem ogólnej czystości, ale lepiej np. na basie.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

 

Rezonanse i wygaszanie sygnału

Px7 S2e całkiem dobrze radzą sobie z wygaszaniem sygnału. Widać pogłosy na basie i troszkę sopranie, a co może wskazywać, że producent manipulował mocno komorą dla uzyskania takiego efektu.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

Prawy przetwornik zachowuje się w tym względzie niemal identycznie. Oznacza to najpewniej równe wypełnienie tłumiące dla obu muszli i dobrą powtarzalność co do tolerancji:

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

Jest to jednak tylko moje przypuszczenie. Dla formalności, wykresy wodospadowe:

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

 

Różnice w tonalności pomiędzy trybami

Na koniec szybkie zbadanie różnic strojenia słuchawek w zależności od tego w jakim trybie pracują (szara linia to wykres bazowy (BT), kolor to tryb ANC):

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

Jak widać pewne różnice między włączonym trybem ANC a nie, są słyszalne i łatwe do zaobserwowania, choć nadal jest to dźwięk mocno do siebie wzajemnie zbliżony.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

Natomiast w trybie USB dźwięk jest identyczny jak w czystym Bluetoothie. Oznacza to, że analog w Px7 S2e, tak jak w Px8, nie jest prawdziwym analogiem, tylko pracuje w domenie cyfrowej (zakładam konwersję AD-DA, ale z DSP i bez strat).

 

Porównanie Px7 S2e vs Px8

Moim zdaniem kolejność realizacji recenzji Bowersów powinna być dokładnie taka, jak przy Audio-Technikach. Tam lecieliśmy sobie krok po kroku po drabinie ofertowej, zaczynając od AD500X, potem AD700X, a na AD900X kończąc i wieńcząc te ostatnie modyfikacjami, jeszcze wyciągającymi z nich mnóstwo dobra.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Z Bowersami było inaczej i testy zostały rozpoczęte od najlepszego modelu, czyli Px8. Nie było to jednak intencjonalne, bowiem po recenzji ósemek sporo osób pytało i prosiło o testy Px7 S2, które można dostać za właściwie połowę ceny Px8.

Z tego co widać sporo sprowadza się w ich przypadku do strojenia, które jest bardziej „młodzieżowe” i za moment powiem o tym więcej. Widać to wyraźnie, gdy porównamy sobie wykresy pasma przenoszenia:

Bowers & Wilkins Px7 S2e - pomiary słuchawek bezprzewodowych

Px7 S2e mają więcej basu, nieco więcej góry, a ich średnica wydaje się przez to lekko bardziej cofnięta niż w Px8. Wielu osobom jednak takie właśnie strojenie odpowiada, a sam producent daje wybór: albo tańsze i bardziej energiczne na skrajach Px7, albo bardziej „pazurne” na sopranie, ale pod wieloma względami bardziej dopracowane Px8.

Przez „pazurność” rozumieć należy wybicie w sopranie, które w Px8 jest paradoksalnie bardziej słyszalne z racji braku kompensacji przez bas.

Px8 zrobiły na mnie autentyczny efekt WOW swoją czystością, pokazując potencjał konstrukcji wireless. Px7 również są w stanie, a efektu nie ma w takiej skali tylko dlatego, że go już doświadczyłem wcześniej.

Swoją drogą, ciekawie wygląda porównanie obu modeli z perspektywy AD700X vs AD900X, gdzie widzieliśmy coś podobnego: 700-tki więcej basu i sopranu, 900-tki droższe i bardziej zrównoważone.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Trudno określić to u Audio-Techniki, ale u Bowersa miałem i nadal mam uczucie, jakby Px7 były celowo tak strojone i kierowane do bardziej młodzieżowego odbiorcy, podczas gdy Px8 do dojrzalszego użytkownika, który może nie tyle jest gotów zaryzykować droższy zakup słuchawek tego typu, co po prostu bardziej wie czego chce. U wielu młodszych osób nadal można zaobserwować ciągoty za jak najmocniejszym basem i dużą ilością góry, aby na pewno usłyszeć każdy detal w nagraniu. U starszych już niekoniecznie.

Wolałbym jednak nie szufladkować użytkowników i skupić się tak, jak przy AD700X vs AD900X, na wyborze w oparciu o preferencje i cenę.

 

Opłacalność

Na papierze Px7 S2e wyglądają przyzwoicie względem Px8. Otrzymujemy tu cały czas tą samą linię przetworników, ale z naciskiem na inne rzeczy, a także wszystkie cechy użytkowe (ANC, USB, czas pracy) i wysoką czystość za mniej więcej połowę ceny ósemek.

Gdybym sam miał wybierać, skłaniałbym się ku Px8 z racji sceny, z której zrobię większy użytek w swojej muzyce niż ze skrajów. Do tego odpada mi troska o materiał poszycia zewnętrznego, choć byłbym naiwny, gdybym sądził, że skórkowego obicia Px8 nie da się uszkodzić. Wszystko się da.

Z perspektywy ekonomii jednak Px7 S2e są ciekawsze. Oferują potencjalnie niewiele mniej za zauważalnie mniej, o ile preferencje dźwiękowe i chęć posiadania maksymalnej możliwej SQ (ang. Sound Quality) nie każą myśleć inaczej. Dlatego jeśli nie stać nas na Px8, a do tego chcemy więcej wygaru kosztem np. sceny, to Px7 S2e jak najbardziej można rozważać. Najlepiej jak pisałem w wersji czarnej. W kolorze też (zwłaszcza niebieskie), jeśli będzie na nie akurat jakaś ciekawa promocja.

Jeśli z kolei i one będą za drogie, ale uparliśmy się na ofertę Bowersa, to może któryś z poprzednich wariantów Px7 dałoby się kupić okazyjnie. Zaznaczę jednak, że takowych nie testowałem i nie wiem co sobą oferują. Jest to więc tylko i wyłącznie sugestia, bo może pojawi się jakaś super okazja na nieprzegoniony egzemplarz. A nawet jeśli ogniwa byłyby dojechane, być może udałoby się pobawić w pana inżyniera serwisanta i wymienić je na nowe. O ile dostaniemy zarówno same ogniwa, jak i się do wnętrza słuchawek.

Jeśli nie musi być to Bowers, są jeszcze NADy HP70. Mogą wypaść nieco drożej, ale to nadal są świetne słuchawki które bardzo dobrze mi brzmiały. Dobra opcja dla osób szukających przyjemniejszego, potulniejszego grania po ludzku, nadal pozostając w klasie słuchawek Bluetooth premium.

Pytanie zasadnicze natomiast, czy Px7 S2e są w ogóle warte swojej ceny? Mając inne pary pod ręką i patrząc po czasie, jaki Px7 spędziły na moich uszach, sądzę, że tak. I tu wraca trochę temat lewej muszli.

Gdybym był potencjalnym nabywcą tego konkretnego egzemplarza i problemy z lewą muszlą leżałyby na mojej głowie, to ostateczny werdykt w tym zakresie wydałbym pewnie w oparciu o postępowanie reklamacyjne. Gdyby to był tańszy produkt, pewnie bym odpuścił, ale w tych pieniądzach obsługę klienta i procedurę serwisową traktuję jako część kwoty całościowej produktu. Jest to element zaufania do marki premium, która na razie jest bardzo wysoka. Jeśli odesłałbym je do sklepu i usłyszał, że faktycznie, coś tam się dzieje, leci RMA a do mnie nowy egzemplarz, to naprawdę super i tylko tego bym się po takim producencie jak B&W spodziewał.

Co warte odnotowania, to chyba pierwszy raz, jak testuję produkty B&W, że coś tam niedomaga. Nigdy też nie dano mi powodów, aby mieć w tym zakresie uprzedzenia lub złe doświadczenia. A awarie i to znacznie poważniejsze zdarzały się i nie takim markom, gdzie zachowania wobec mnie jako konsumenta były różne: od fantastycznych po wręcz pretensje, że istnieję i zawracam komuś głowę. Raz nawet próbowano sugerować wyłudzenie RMA w oparciu o niepasujący numer seryjny, choć jak się okazało to sklep zamienił słuchawki między zestawami, sprzedając dwóm klientom zestawy rzekomo nowe, a jednak otwierane i de facto pozbawione gwarancji. Dawne czasy, słusznie przeszłe, ale i ciekawe doświadczenie które pamiętam do dziś.

 

Podsumowanie

Tak też dojechaliśmy do końca recenzji Px7 S2e. Bowersy okazały się być przedstawicielem dobrze przemyślanych, całkiem zrównoważonych „fałek”, prezentując sporo atutów i cech wprost tożsamych z droższym modelem Px8.

Jedynymi rzeczami, na jakich Px7 S2e udało mi się je złapać tak na poważnie, były materiałowe wykończenia zewnętrzne, które z doświadczeń z K420 na sto procent wiem jak się będą zachowywały, a także kwestie kontroli jakości, które mogłyby być troszkę lepsze w tym egzemplarzu: delikatne chrupanie w spoczynku lewej strony w trybie ANC oraz drobne przebicia po lewej stronie od komunikacji bezprzewodowej.

Jeśli pominąć powyższe, to poza sceną (choć i to jest oczywiste, że w czymś muszą być od Px8 gorsze) trudno jest się do nich przyczepić w jakimś konkretnym punkcie. Bas jest naprawdę świetny, środek przestronny i na szczęście nie aż tak mocno wycofany jak się obawiałem, a góra podkreślona ale umiarkowanie, bo komponuje się tu pod względem natężenia z basem i w ten sposób samoistnie wyrównuje. Do tego cały czas rewelacyjna czystość wręcz skserowana z Px8.

Owszem, nie są tak strojone jak ósemki, nie mają takiej sceny jak ósemki, ale też nie mają takiej ceny jak ósemki, co również jest dużym atutem. Będąc na poziomie 1600 zł, zachowują sporo rzeczy z Px8, będąc po prostu nieco inaczej wydaną ich wersją, trochę na rozmachu scenicznym zeskalowaną w dół.

Dla wielu osób może być to ciekawa propozycja, zwłaszcza tych, które szukają czegoś na planie jak pisałem porządnej „fałki”, ale bez rozwalania mózgu basem i przebijania słuchu górą. Jest tu bas, jest tu detal, ale proporcjonalnie bardzo sensownie dobrane.

Bowers & Wilkins Px7 S2e - recenzja słuchawek bezprzewodowych

Zatem sumując:

Jakość wykonania oceniam na 7/10 ze względu na problemy z kontrolą jakości oraz zastosowanie tkaniny jako poszycia zewnętrznego. Zakładam, że każdy z nas w równym stopniu stara się dbać o słuchawki, a materiał, zwłaszcza kolorowy, na słońcu i deszczu niespecjalnie będzie utrzymywał swoją atrakcyjność wizualną, a od ocierania może się wprost przecierać. Po raz kolejny zabrakło wysokiej klasy kodeków na pokładzie i choć nie są one tu wymagane do szczęścia, to jednak przy tak dobrych wynikach THD, nikomu by korona z głowy nie spadła.

Jakość dźwięku to bardzo solidne 8/10. Troszkę więcej oczekiwałem po scenie, ale naprawdę nie jest źle. Świetne skraje, bardzo dobra barwa jak na V-kę, odrobinę więcej środka by nie zaszkodziło, ale nie ma tragedii. Przede wszystkim jednak czystość, która jest wprost fenomenalna i której to kontynuację znaleźć można było w Px8.

Ergonomia i użyteczność to ponownie 7/10. W tej cenie dłuższy czas pracy byłby tym, co mocno by mnie ucieszyło w takiej klasy słuchawkach, tak samo jak było to przy Px8, ale jest to czas pracy wraz z włączonym ANC. Realnym problemem dla mnie było to, że dosyć mocno cisną głowę, ale możliwe, że to efekt niskiego przebiegu i bycia produktem wciąż jeszcze nowym. Znów wraca tu materiał poszycia, na który bardzo trzeba uważać i chociażby mieć zawsze czyste ręce, aby nasze słuchawki nie wyglądały na, mówiąc kolokwialnie, uświnione. Tryb analogowy jest nadal realizowany w domenie cyfrowej i wymaga zasilania, co jest pewnym ograniczeniem. Tak samo nauszniki, które są dedykowane i ich ściągnięcie może być możliwe (albo inaczej: usprawiedliwione pod względem ich kompletnej destrukcji) dopiero w przypadku zużycia i konieczności wymiany. Poza tym wszystko inne jest super, zwłaszcza praca po USB znana z Px8 czy dodatkowe możliwości płynące z aplikacji producenta.

Daje nam to równo 7,5/10 w ramach tego modelu, co jest nadal oceną bardzo wysoką. Moim zdaniem warto je rozważyć jako alternatywę dla wielokrotnie tańszych słuchawek w sytuacji, gdy tam notujemy częste awarie np. pałąków. Na cenę tego modelu składają się przede wszystkim czystość, strojenie skrajów i ogólna jakość wykonania, choć tu niezręcznością są problemy z lewą muszlą, które w ogóle nie powinny mieć miejsca.

Przy okazji był to dla mnie powód do przemyśleń, czy wliczać takie rzeczy do oceny, bo na ogół są to cechy pojedynczych egzemplarzy i nie powinny rzutować na ocenie produktu jako reprezentanta ogółu. Ostatecznie wygrała chęć bycia sprawiedliwym w ocenie tego, co na testy otrzymałem. Nawet jeszcze lepiej, że nie jestem jego właścicielem, ale gdybym nabył go za własne pieniądze, to też starałbym się udokumentować wszystkie jego wady i zalety oraz problemy, defekty lub nawet sposoby ich naprawy, jeśli coś udałoby mi się zrobić samemu. Owszem, wykraczałoby to poza ramy gołej recenzji i wchodziło w bardziej kompleksowe rejony poradnika użytkowo-serwisowego, ale nazwa mojego bloga nie wzięła się z powietrza. A jeśli choćby jednej osobie by to potem pomogło, to tylko się cieszyć.

Na pewno na wyróżnienie za jakość dźwięku w pełni zasługują i to też mogę im przyznać bez żadnych wątpliwości. Natomiast gdyby nie problemy techniczne, do oceny końcowej można byłoby prawdopodobnie doliczyć 1,0 pkt i wyróżnienie za jakość dźwięku zmienić w rekomendację ogólną. Bo prawda jest taka, że to naprawdę nie są złe słuchawki, których bardzo fajnie mi się słuchało.

 

7.5/10

 

Słuchawki są dostępne na dzień pisania recenzji m.in. w salonach Top Hifi w cenie 1599 zł oraz w innych sklepach (sprawdź aktualne ceny i dostępność).

 

Zalety:

  • bardzo dobre wykonanie słuchawek i etui
  • intuicyjny system komunikacji lektor + sygnały
  • wbudowany system ANC
  • współpraca z dedykowaną aplikacją producenta
  • bardzo dobra izolacja pasywna
  • do 30 godzin pracy
  • bardzo mocny zasięg sygnału
  • opcja pracy przewodowej za sprawą kabla USB-C do jack 3,5 mm
  • możliwość jednoczesnego ładowania i słuchania muzyki
  • absolutny brak kompresji
  • bardzo wysoka jakość odtwarzanego dźwięku
  • bardziej młodzieżowe „V” z pazurem na sopranie, ale nadal zachowaną poprawną barwą i tendencją do całkowicie normalnej prezentacji dźwięku

Wady:

  • scena dźwiękowa dostatecznie dobra, ale jednak chciałoby się więcej
  • obicie materiałowe może bardzo szybko ulegać zabrudzeniom i degradacji
  • tryb analogowy wymaga i tak pracy bateryjnej
  • nieco podniesione THD i delikatna zmiana w tonalności w trybie ANC
  • dedykowane nauszniki
  • wyczuwalny docisk do głowy (możliwe że od nowości, ale jednak wspominam)
  • mimo wszystko nie pogardziłbym najnowszymi wysokowydajnymi kodekami HD na pokładzie
  • defekty w ramach lewej muszli (ANC, przebicia) w testowanym egzemplarzu

 

Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

4 komentarze

  1. Panie Jakubie jak zwykle bardzo interesująca recenzja. Po zapoznaniu się z treścią mam poczucie, iż pozostanie z Momentum 4 będzie dobrą decyzją…

    • Niestety Pani Magdaleno nie mam porównania do wymienionych. Musiałby ktoś z czytelników lub jakiś sklep podesłać je na recenzje, aby można było dokonać porównania przynajmniej w oparciu o dane pomiarowe. Chociażby Momentum testowałem dawno temu w wersji 2. Obecnie oferowana jest już wersja 4. Taki urok niezależnych blogów. 🙂

  2. Trochę niestety dałem się skusić w styczniu 2024 roku na zafoliowane PX7 S2e za 1200 zł (nietrafiony prezent hehe) i jestem teraz nieco w czarnej d***. Dwa razy już wymieniane, bo przerywa się kabel albo w pałąku albo w przetworniku lewej muszli (pierwsza usterka już na początku kwietnia, przyszły nowe po 2 tygodniach, padły znów po 3 miesiącach przez ten sam problem i znów wymiana). Na szczęście jak już pisałem, serwis działa i dostałem dwa razy te nowe sztuki. Ale w końcu się skończy gwarancja i zostanę z tym jednym kanałem jak kolejny raz padnie. Dodam, że słuchawki ani razu nie spadły i cały czas przechowywane w etui.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *