Audio-Technica ATH-S220BT – recenzja kompaktów z dużą baterią

Audio-Technica ATH-S220BT to zdawałoby się pomniejszony i uproszczony brat większego modelu S300BT. Modelu bardzo przeze mnie chwalonego za świetne wrażenia odsłuchowe oraz olbrzymią baterię. S220BT nie są jednak przedsmakiem tego, co serwować będą nam potem S300, a modelem wielokrotnie bardziej unikatowym i specyficznym. O tym wszystkim dowiecie się już z treści samej recenzji i sami ocenicie, czy warto wydać 200 zł na te 60-godzinne, kompaktowe wirelessy.

Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Audio-Technica za pośrednictwem sieci salonów Top HiFi, która podesłała niniejszy sprzęt celem wykonania rzeczywistych testów użytkowych i pomiarów. Jest to tym samym ekspertyza niezależna.

S220BT na stole wraz z akcesoriami

Jakość wykonania i konstrukcja Audio-Technica ATH-S220BT

Słuchawki są wykonane niemal w całości z plastiku, a jedynym elementem metalowym są wzmocnienia suwadeł pałąka. Konstrukcyjnie jest to klasyczny projekt kompaktowy, nieskładany, z obrotowymi muszlami o 180 stopni. Recenzowany egzemplarz pochodzi z marca 2024 roku, a więc jest to prawie roczna sztuka.

ATH-S220BT na białym tle

Całe sterowanie znajduje się na lewej muszli, wliczając w to gniazdo jack do podłączenia kablowego oraz port USB-C do ładowania. Podłączenie kabla analogowego automatycznie wyłącza BT.

Audio-Technica ATH-S220BT od strony muszli z przyciskami i gniazdami

Z wyposażenia mamy jedynie kabelek ładowania i analogowy. Zabrakło mi tu jakiegokolwiek etui. Przy tak małych i przenośnych słuchawkach, jednak warto byłoby mieć coś do ich transportu. No ale cóż.

 

Wygoda na typowym poziomie kompaktów

Niestety, jest ona typowa jak dla słuchawek tego typu. Istotą działania kompaktów jest opieranie się wyłącznie na małżowinie usznej. Uzyskuje się wtedy teoretycznie lepszą akustykę i izolację od otoczenia. Ceną za to jest naturalnie wygoda. To wymiana coś za coś, na którą każdy decydujący się na takie modele musi być gotowy.

S220BT po rozsunięciu widełek.

ATH-S220BT mogłem komfortowo nosić średnio przez 30-120 minut, w zależności od założenia (czyt. ułożenia). Dwie godziny to akurat całkiem dobry w moim przypadku wynik, a przypomnę, że mówimy tu o użytkowaniu bez przerwy. Mylić się jednak będzie każdy, kto oczekuje, że konstrukcja kompaktowa będzie tak samo wygodna, jak pełnowymiarówki.

Zdjęcie wnętrza padów od S220BT

Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale nawet KPPW nie były tak komfortowe, aby móc z nimi wytrzymać np. trzy godziny bez przerwy. Nawet łamiące rzekomo kręgosłupy Audeze LCD-XC, przy swoich 800 g wagi, byłem w stanie używać przez 8 godzin, zanim faktycznie kark dawał o sobie znać.

Audio-Technica ATH-S220BT

Co warte podkreślenia, słuchawki są raczej na mniejsze głowy. W moim przypadku musiały być rozsunięte na maksimum, ale wówczas pasowały mi idealnie.

 

Izolowanie od otoczenia mniejsze od zakładanego

Izolacja od otoczenia natomiast o dziwo jest mniejsza, niż sądziłem. Słuchawki radzą sobie trochę tak, jakby wziąć typowe modele wokółuszne (np. S300BT albo S35) i używać ich bez ANC. Izolacja będzie, nawet większa niż w 300-tkach czy S35, ale nie ma szans na rywalizację z systemami ANC. Zauważalnie zwiększy się wraz z głośnością słuchanej muzyki, ale jak zawsze rekomenduję rozsądek.

Zbliżenie na kopułę muszli w S220BT

Ostatecznie nie jestem pewien, czy Audio-Technica ATH-S220BT nadają się na rekomendację jako słuchawki do autobusu. Lepszą izolację miałem dawniej m.in. w K518 DJ, czyli słynnych „didżejkach”, jeśli sięgnąć pamięcią. Bardziej chyba widziałbym je jako fajne słuchawki po prostu outdoorowe, które łatwiej nam będzie zmieścić pod czapką.

Osobiście życzyłbym tu sobie grubszych i bardziej wtapiających się w małżowinę padów. Myślę, że to bardzo by pomogło w uzyskaniu lepszej izolacji. M.in. po to kupuje się przecież takie konstrukcje, obok wymiarów. W przypadku S220BT, osoby szukające lepszej izolacji powinny skupić się na modelach albo z systemem ANC (jak S300BT), albo nawet rozważyć modele dokanałowe, które zapewniają (mimo wad i obostrzeń) izolację + dyskrecję. Tu kłaniają się np. jakiś czas temu recenzowane CKS30TW+, ale też coś z linii TWX, którą także testowałem.

 

Długi czas pracy na baterii

Niewątpliwym atutem Audio-Technica ATH-S220BT jest pojemny akumulator. Słuchawki są w stanie wykręcić do 60 godzin pracy, co stawia je w jednym rzędzie z m.in. Soundcore Q20i, Soundcore Space One Pro czy Haylou S35. Wszystkie te modele bardzo chwaliłem za długi czas pracy. Są one w stanie wykręcić taki sam czas bez aktywnego systemu ANC.

Malutkie S220BT potrafiły się z nimi zrównać mimo mniejszej ilości miejsca. Pod tym względem można zaryzykować stwierdzenie, że mają nawet większy potencjał od wymienionych. Z drugiej strony interesują nas twarde liczby, więc na tym polu S220BT plasują się w obecnej czołówce słuchawek z komfortowym zakresem czasu pracy.

Audio-Technica ATH-S220BT leżące na stole z odwróconymi ku niemu muszlami o 90'

Czemu komfortowym? Wielokrotnie pisałem o żywotności ogniw. A to ustala nie tylko sposób ładowania, ale i częstość. Im mniej cykli ładowania, tym lepiej. Dlatego m.in. tak bardzo podobały mi się ATH-S300BT, bo przy 90 godzinach (bez ANC) i słuchaniu ich przez 3 godziny dziennie (przykładowo), ładować będę je raz w miesiącu. Zakładając, że ogniwo ma nędzne 200 cykli ładowania, po przekroczeniu których następuje degradacja poniżej 80% pojemności, daje to minimum 16 lat. Czyli te słuchawki stopią się, połamią, wybuchną albo zgniją do tego czasu.

S220BT dają nam z kolei 60 godzin. Przy 120 minutach (2 h) uzyskuję w zasadzie taki sam wynik. I to lubię: wireless o którego baterię nie muszę się martwić. Czyli w/w komfort.

 

Intuicyjna obsługa i użyteczność

Nie złapałem słuchawek na żadnych nieprawidłowościach w tym zakresie. Po starcie jesteśmy głosowo informowani o stanie baterii. I tak samo wszystkie komendy są nam mówione przez żeńskiego lektora. Przyciski łatwo zidentyfikować palcem, a obsługa jest typowa, jak w każdych wirelessach. Dodatkowym ułatwieniem życia jest chociażby funkcja szybkiego ładowania (Rapid Charge: 10 minut ładowania = 3,5 godziny użytkowania) oraz parowanie wielopunktowe. Takie rzeczy zawsze staram się uwzględniać w ocenie końcowej za ergonomię. Wielokrotnie rozmawiałem z osobami, które np. nie kupowały słuchawek właśnie dlatego, że nie było multi-pairingu.

 

Komunikacja bezprzewodowa

Słuchawki operują na standardzie Bluetooth 5.0 i obsługują tylko i wyłącznie kodek SBC. Jest to tylko ułamek tego, co oferowały S300BT. Przepustowość wygląda następująco:

  • SBC: 45,13 KB/s (~361 kbps), bezproblemowa praca,
  • SBC-XQ: 64,10 KB/s (~513 kbps), bezproblemowa praca.

Chciałoby się powiedzieć, że na osłodę przynajmniej tryb XQ działa bardzo dobrze i oferuje nam swoistą rekompensatę poczynionych ograniczeń. Wtórując za testem kodeków z ATH-S300BT, nie zauważyłem żadnego wpływu na dźwięk między jednym a drugim. Dlatego też odsłuchy były wykonywane głównie na SBC. Po co męczyć baterię niepotrzebnie.

 

Jakość dźwięku Audio-Technica ATH-S220BT

Z perspektywy opisowej są to jedne z trudniejszych słuchawek, bowiem ich strojenie jest bardzo unikatowe. Choć może bardziej adekwatne byłoby słowo „dziwne”. Zachowują się tak, jakby miały w sobie trzy przetworniki, a nie jeden.

Powoduje to, że pierwsze wrażenie może być bardzo różne. Potrafią zagrać jeden album ze słyszalnymi przekłamaniami (najczęściej ten doskonale nam znany), a drugi wprost genialnie. I choć daje się usłyszeć, że brzmi on „inaczej”, to słuchamy go z zainteresowaniem, a nie krzywym grymasem na twarzy. Będzie to jednocześnie „inność” odbiegająca od ogólnie przyjętych norm i standardów uznaniowych. Toteż daleko będzie mi do nazwania ATH-S220BT mianem referencji. Spodziewam się również rozbieżności w opiniach i ocenach subiektywnych między ich posiadaczami. Ale po kolei…

 

Bas

Serwowany jest obficie, głównie w formie basu średniego. ATH-S220BT zauważyłem mocno naciskają na wydźwięk linii basowej. Bardzo lubią być słuchane głośno i tak samo bardzo żywo reagują na materiał o takim właśnie stylu: żywym. Pod tym względem ma się wrażenie, że na głowie znajdują się znacznie większe słuchawki, niż wskazywałyby na to rzeczywiste gabaryty.

Nie jest to oczywiście taki bas, jaki mieliśmy z JVC HA-SR100X, ale strojenie takie jest poniekąd wymuszane przez zastosowania, którym S220BT muszą sprostać. Mowa tu oczywiście o outdoorze i konieczności kompensacji basu.

 

Tony średnie

Wykres w zasadzie mówi wszystko. Słuchawki mają bardzo unikatową konstrukcję średnicy, która sprawia wrażenie wypchniętej kosztem skrajów. Podzakres średnicowy generuje w ten sposób bardzo „pysznych” wokalistów, ze smakiem i powabem, ale też pochodnymi. Są nimi efekty: lekkiego woalu oraz pomieszczenia.

Pierwszy opisać mógłbym jak cienki ręcznik owinięty nie na mikrofonie, a na głowie (ustach) śpiewaczy. Drugi zaś sprawia wrażenie, że muzyka czasami brzmi tak, gdybyśmy słuchali jej przez falowody zrobione z drewnianych skrzyń.

Wszystko ma się uczucie, że jest doskonale już znane i rozpracowane, po czym przychodzi kolejny album, zmiana gatunku i pyk, wrażenia te się zacierają. Później powracają zaś w tych samych okolicznościach, a więc przy zmianie albumu.

 

Tony wysokie

Akurat ciekawie skonstruowane, gdzie uczucie przyciemnienia, a miejscami nawet punktowego lekkiego stłumienia, miesza się z żywymi detalami i czytelnością. Wszystko za sprawą dołowania w punkcie 5 kHz, aby za moment wystrzelić jak z procy w 7 kHz. Większość słuchawek tendencyjnie celuje w ekspozycję zakresu 5-6 kHz, ale ATH-S220BT albo tego unikają, albo się paradoksalnie wyważają.

Zawieszenie tego konkretnego miejsca sopranowego między dwoma ekstremami daje mocno unikatową mieszankę. Z jednej strony nie ma ona nic wspólnego z równością i przewidywalnością. Z drugiej właśnie jak na ironię sprawia to, że S220BT bardzo interesująco mi się słuchało na wielu albumach elektronicznych.

S300BT na tym tle? Jakby zawieszone między S220 a A990. W zasadzie to wszystkie trzy pary słuchało mi się naprawdę intrygująco. No ale nie o tym recenzja…

 

Wrażenia sceniczne

Do tej pory może się wydawać, że ATH-S220BT zaciągnęły spory dług w akustyce ogólnej. Nawet jeśli tak rzeczywiście jest, scena jest jednym z ostatnich miejsc, w których należałoby go spłacać. I tu muszę przyznać, że spłata jest szczodra.

Zacznijmy od tego, że o ile nie jest to sceniczność z S300BT (ani A990Z), słuchawki bardzo ochoczo generują scenę na boki. Wychylenie lewo-prawo jest lepsze niż w typowych kompaktach, zwłaszcza w tej cenie.

Znów daje też o sobie znać wspomniany wcześniej efekt pomieszczenia. Sprawia on wrażenie, że słuchawki grają „wirtualną głębią” i generują dźwięk trochę z oddali. Skojarzenia z pudełkiem mogą być tu trochę negatywne. Ale o ile te lekkie pudełko się tu przewija, to naprawdę trzyma się jeszcze o dziwo kupy.

 

Czystość i balans kanałów

Balans jest względnie dobry jak na klasę budżetową, choć należy brać mocną poprawkę na ogólną trudność w akuratnym zmierzeniu słuchawek tego typu. Ludzkie uszy łatwiej poddają się naciskowi niż uszy silikonowe.

W temacie czystości udało mi się stwierdzić tylko wybicie w 3,2 kHz na 1,5% THD. Obecne jest ono zarówno po kablu, jak i BT. Jest to więc cecha tych słuchawek i rzecz będąca właściwością samych przetworników. Technicznie to jedyna wada jakiej się doszukałem, a która potencjalnie może rzucić się w uszy.

 

Całokształt

Co koniecznie trzeba podkreślić, Audio-Technica ATH-S220BT zachowują się kompletnie inaczej od bardzo przeze mnie chwalonych ATH-S300BT. Przypominają konstrukcję, w której zastosowano nie jeden, a trzy osobne przetworniki jak pisałem. Jeden odpowiada za bas, drugi za średnicę, a trzeci za sopran. W efekcie powstają dwa punkty kluczowe (łączniki) w 250 Hz i 3 kHz. To one nadają im tego „dziwnego” charakteru.

W muzyce odbiera się to różnie i o ile w elektronice ma to całkiem ciekawe efekty, w pozostałych gatunkach jest wyraźnie słyszalnym znakiem zapytania. Gdybym był złośliwy, stwierdziłbym, że to prawdziwe słuchawki audiofilskie, które grają tak dziwnie, że aż interesująco.

Ale nawet i w takiej sytuacji Audio-Technica ATH-S220BT próbują się bronić, kosztując przy tym grosze. Pomijając oczywiste aspekty użytkowe, nawet mimo ubytków w tonalności, słuchanie typowo elektronicznych albumów dobrze się im udaje. Nie czuć tam tych lokalnych „przymgleń” w dźwięku, które nadają słuchawkom tej ich specyficznej barwy.

Być może to właśnie dlatego ATH-S220BT słuchało mi się znacznie lepiej niż te prezentują się na pomiarach. Może to też trochę kwestia ułożenia na uszach prawdziwych vs sztucznych. Ale fakt faktem, że definitywnie nie są to słuchawki równe i do ich maniery trzeba się trochę przyzwyczaić. A przede wszystkim, dając sobie spokojnie czas na ocenę.

 

Tańszy i mniejszy brat ATH-S300BT? Jednak nie.

Tak jak mówiłem, spodziewałem się tytułowej konkluzji, ale jednak kompletnie się pomyliłem. ATH-S220BT wydają się być projektem z zupełnie innej parafii, może nawet starszym od 300-tek. Porównując wykresy tonalne, również nie doszukałem się czytelnych sygnałów sugerujących, że mamy tu te same przetworniki, a jedynie różne obudowy. Nie ma więc sytuacji z np. AKG K171 vs K271.

W praktyce mamy dwa różne projekty, które nawet wizualnie do siebie nie pasują. Do tego jeden pozbawiony jest ANC, drugi nie. Wykończenia są diametralnie inne, wzornictwo inne… naprawdę dziwne jest umieszczenie S220BT w tej serii.

Bardziej widziałbym Audio-Technica ATH-S220BT jako słuchawki z kompletnie innej serii, a jeśli już pod swoją nazwą, to jako prostszą i tańszą wersję 300-tek. Wywalić ANC, mniejsza bateria, trochę mniej nakładu na obudowę i niech to się kiwa przez te 60 godzin tak jak tutaj. Trzymając 300-tki i 220-stki naprawdę są to dwie różne parafie, a nie bracia i siostry z jednego miotu.

Jeśli więc ktoś szuka tańszego wydania S300BT, to na pewno nie znajdzie go w S220BT. Wręcz powiedziałbym, ze póki co S220BT są modelem unikatowym i nie kojarzę alternatywnej pary ATH o takim strojeniu.

 

Lepszy dźwięk po kablu niż po BT? Też nie.

Natrafiłem w sieci na bardzo przekonujące opisy sugerujące, że S220BT grają znacznie lepiej po kablu, niż po Bluetoothie. Wręcz nieporównywalnie lepiej, niczym niebo a ziemia.

Ponieważ i tak standardowo wykonuję pomiary w trybie kablowym i BT, miałem możliwość to zweryfikować na poziomie faktów. W rzeczywistości okazało się, że słuchawki grają praktycznie identycznie w obu trybach. Jedyną zmianą jest co najwyżej odrobinę więcej subbasu po kablu oraz delikatnie lepsze THD wynikające z braku trzeciej harmonicznej. Jest więc owszem, „lepiej”, ale czy na pewno lepiej? Skąd tak płonne opisy, jakoby kabel wprowadzał rewolucję w ATH-S220BT? Najprawdopodobniej jest to spowodowane po prostu dopasowaniem głośności. Fabryczne poziomy na BT mają dosyć duży skok, więc trudniej jest dostroić sobie odpowiedni komfort słuchania. Wydaje mi się to najlepszym uzasadnieniem takiego zjawiska, zresztą często i gęsto występującym przy sygnałach zbalansowanych.

Wiem, nie jest to zbyt ekscytujące, gdy odziera się audio z mistycyzmu (i zabawy w zakupy), ale jeśli już wymieniać kabel w S220BT, to nie z powodów wpływu na dźwięk, a z powodów praktycznych i wytrzymałościowych. Stąd sam osobiście preferowałem słuchać ich – jeśli na kablu – na własnym ACX, czyli tak jak S300BT. Kabel wielokrotnie wytrzymalszy, w którym wiem co siedzi, więc daje to większą pewność i komfort użytkowania. I tak też do tego tematu bym podchodził.

 

Podsumowanie

Przygoda z Audio-Technica ATH-S220BT jest z pewnych względów ostatnią, jaka przydarza mi się w dość długim ciągu recenzji tego i innych producentów. Choć była nadzieja na ATH-A2000Z, aby postawić absolutną kropkę nad i w temacie ich studyjnej serii, stawiamy ją tutaj.

Konkludując serię S, jako że nie widziałem innych modeli z tej linii, małe ATH-S220BT nie są wariacją na temat S300BT. Nie są ani modelem lepszym, ani też jednoznacznie gorszym. Po prostu innym, odmiennym i unikatowym, wydanym w odmiennym formacie. Być może nawet kierowanym do innego odbiorcy. Ale będącym jednym z dwóch, jakie mamy do wyboru.

 

Jakość wykonania

Całkiem dobrze wykonane, ładne wzornictwo, standardowe wyposażenie (zabrakło tylko etui). Trudno jest się więc prócz tego do czegoś przyczepić. Dałbym więc 8/10 (jednak etui do takich słuchawek to już dla mnie mus).

 

Jakość dźwięku

Strojenie specyficzne z gatunku „love or hate”, zależne od słuchanych gatunków, założenia na głowę, a także oczekiwań. Jednym z tych ostatnich było spodziewanie się zagrania znacznie lepiej po kablu niż po BT. Okazało się to nieprawdą i słuchawki zagrały praktycznie tak samo, z drobnymi tylko zmianami. Kosmetyka to więc zbyt mała, aby uznać ją za przełom. Na plus definitywnie można wskazać za to scenę, która miejscami potrafi rzeczywiście zrobić wrażenie i zrekompensować wcześniejsze nierówności tonalne.

Być może jest to jeden z powodów, dla których mi osobiście nawet fajnie się ich słuchało i odebrałem je lepiej, niż sugerowałyby to pomiary. Ale patrząc z perspektywy ogółu użytkowników, może być różnie. W popularnych gatunkach muzycznych – wręcz bardzo różnie. Stąd uczciwe myślę 6/10.

 

Ergonomia i użyteczność

Klasyka w wykonaniu kompaktów, a więc wygoda zależna głównie od anatomii i założenia na głowę. Zaskoczeniem jest izolacja od otoczenia, której spodziewałem się delikatnie lepszej. Pojemność na głowę również jak w kompaktach. Zastosowania muzyczne mocno zależne od naszego subiektywnego ich odbioru oraz założenia na głowę. Spory plus za to za bardzo pojemną baterię. Tu komfort użytkowania jest pod sam sufit. Minusem zaś opcje komunikacji, które są ograniczone do tak naprawdę tylko standardowego kodeka SBC. Istnieje możliwość wyciągnięcia z nich większej wydajności w trybie SBC-XQ, ale nie będzie to opcja dostępna dla wszystkich. Dlatego oceniłbym je tu ponownie na 6/10. Gdyby tylko było coś więcej w temacie komunikacji, może też izolacji, z oceną byłoby naprawdę lepiej.

 

Sumarycznie

Z oceną 6.5/10 generalnie nie są to słuchawki złe. W klasie kompaktów bronią się wieloma atutami, a do tego potrafią zaskoczyć swoją prezentacją. Problem w tym, że mogą zrobić to zarówno na plus, jak i minus. To właśnie najlepiej obrazują pomiary.

Dlatego też okraszone zostały przeze mnie pingwinkiem-wędkarzem. Bo każdy może w tym przeręblu złowić coś dla siebie i nigdy nie wiadomo, czy akurat to, co wyciągniemy, się nam spodoba. Mi osobiście w wielu miejscach się podobało, ale też w równie wielu miejscach było trochę dziwnie, czegoś brakowało. I ubytkami tymi było to, czego zabrakło także na wykresie.

Słuchawki muszą być dla mnie przede wszystkim równe. Powinny móc rzetelnie zaprezentować jak największą paletę gatunków. W przeciwnym razie stają się słuchawkami wyspecjalizowanymi: albo pod konkretną muzykę, albo konkretne uszy. Choć mogą zrobić się z nich też i słuchawki po prostu kiepskie. Audio-Technica ATH-S220BT takowymi na szczęście nie są, ale między bajki można włożyć np. suflowane w sieci tezy o magicznie odmieniającym im brzmienie trybie kablowym. Słuchawki grają tak samo po kablu, jak i po BT. Zyskujemy tak naprawdę kosmetyczny plus do subbasu i czystości. Finalnie pozostawia nam to w rękach słuchawki tanie, bardzo poręczne, z potężną baterią, ale też specyficzne brzmieniowo, których trzeba posłuchać samemu, aby móc je ocenić pod własny gust. Wówczas okaże się, czy złowiliśmy ledwo płotkę, czy może potężnego audio-szczupaka.

 

6.5/10

Na dzień pisania recenzji, Audio-Technica ATH-S220BT dostępne są w cenie ok. 200 zł w salonach Top HiFi, w tej samej cenie na polskim Amazonie oraz w innych naszych krajowych sklepach. (sprawdź aktualne ceny i dostępność)

 

Dane techniczne

  • Przetworniki: dynamiczne, zamknięte
  • Wersja Bluetooth: 5.0
  • Obsługiwane kodeki: SBC
  • Skuteczność: 105 dB / mW
  • W zestawie: odpinany kabel 1,2 m, kabelek ładowania USB-C
  • Dystrybutor na Polskę: Audio Klan

 

Materiały dodatkowe

 

Platforma testowa

Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.

  • DAC/ADC: Motu M4, Tempotec Sonata BHD Pro
  • Wzmacniacz słuchawkowy: Sabaj A20h
  • Słuchawki testowe: Audeze LCD-XC (zmodyfikowane), Audio-Technica ATH-A990Z / ATH-S300BT, Haylou S35 ANC, Soundcore Space One Pro
  • Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli ACX
  • Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
  • Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.

Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *