Sennheiser HD620S to świeże słuchawki na rynku. Samą firmę zna chyba każdy, a wiele osób darzy ją ogromną sympatią i szacunkiem. Dawniej miałem okazję testować całkiem udane i ostatecznie lubiane przez użytkowników HD560S. Był to model otwarty, welurowy, a także pierwszy z tej serii produktów, będących kontynuatorami słynnej serii 5. Tym razem producent postanowił zaatakować rynek uzupełnieniem w postaci modelu zamkniętego, a więc tytułowe Sennheiser HD620S. I tak, jak mam ogromną sympatię do modeli zamkniętych, tak nie mogłem odmówić propozycji p. Przemysława, aby zupełnie świeży, nowy egzemplarz przeszedł przez moje ręce. A za czego sposobność bardzo serdecznie dziękuję.
Z racji iż otrzymałem na koniec recenzji informację, że słuchawki powędrują na zwrot, nie ściągałem do zdjęć foliowych zabezpieczeń krawędzi muszli, aby nie robić niepotrzebnego kłopotu Właścicielowi oraz sklepowi w którym dokonał zakupu.
Jakość wykonania i konstrukcja Sennheiser HD620S
Przyznam, że sporo sobie obiecywałem widząc, że Sennheiser HD620S są chwalone w innych recenzjach za dźwięk, wykonanie i wygodę. Wrażenie robiła również cena, wynosząca katalogowo 1500 zł. Jest to w zasadzie średnio dwakroć tyle, ile wynosi aktualna cena HD560S. Co więcej, idąc powszechnym tokiem rozumowania, w którym cena = jakość, powinny być dwukrotnie lepsze od HD560S. Lepiej wykonane, z lepszych materiałów, może lepiej wyposażone. Zapowiadał się prawdziwy hicior i to tym bardziej, że osobiście sam bardzo lubię konstrukcje zamknięte.
W rzeczywistości jedyną różnicą na plus, jaką zauważyłem, okazało się dodanie wzmocnień metalowych w suwadła regulacji wysunięcia widełek. Zyskaliśmy również końcówkę gwintowaną do kabla. Nad wszystkim innym pochylę się w poniższych akapitach. A niestety będzie nad czym, bo zderzenie z rzeczywistością było czymś kompletnie odmiennym od tego, co dało się wyczytać w sieci. Ale po kolei…
Mieszanie różnych części
Konstrukcja jest tu – prócz wspomnianych wzmocnień – całkowicie plastikowa. W cenie 1500 zł wręcz aż krzyczy taniością i robi to bardziej, niż w HD560S. Akurat jest to rzecz, którą można ocenić dosyć obiektywnie. Ku mojemu jednak zdumieniu, do budowy słuchawek użyto trzech różnych rodzajów plastiku o trzech różnych fakturach.
Pałąk i główne obudowy muszli pochodzą rzeczywiście z modelu HD560S. Jest to głęboko czarny, półmatowy plastik, lekko chropowaty. Producent wykorzystuje więc to, co ma pod ręką i zalega mu na magazynach.
Ramiona przytrzymujące muszle wykonano już z plastiku matowego, sprawiającego wrażenie najgorszej mieszanki. Co więcej, widać na nich każdą rysę. Każdą. Nawet od paznokcia. Jest wyczuwalnie gładszy w dotyku niż reszta elementów. Definitywnie jest to inny materiał. Czy wytrzymalszy – to pokaże jedynie czas.
Tak wyglądają słuchawki niemal całkowicie nowe i jeszcze częściowo zafoliowane:
Części rys na pałąku nie widać, ponieważ trudno jest je uchwycić w świetle softboxów. Właściciel twierdzi, że takie do niego już przyszły, a ja nie mam podstaw, aby nie dawać mu wiary. Zwłaszcza, że moje HD800, a potem HD800S, również miały takie ślady od nowości (czarny element pałąka, chyba nawet to ten sam materiał). Wyraźnie za to oddziela się faktura, a nawet odcień plastiku jest inny.
Metalowe grille zastąpiono plastikowymi zamknięciami, ale tym razem z efektem pokropienia wodą, coś na wzór Final Audio Design. Oni to bowiem lubują się w takich efektach po dziś dzień. Tu nawet fajnie przyznam to wygląda, ale brakuje przez to Sennheiserom HD620S trochę konsekwencji we wzornictwie.
Zastrzeżenia co do spasowania i wykończenia
Bliższe oględziny wykazały, że pod palcami czuć punkty odlewów i ostrzejsze krawędzie plastików. Formy ramion jak się okazało nie są idealnie dopasowane do pałąka. Wygląda to tak, jakby były przełożone kompletnie z innego modelu lub dorabiane w innej fabryce. To ostatnie może być najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem i łączyć się z różnymi materiałami o których pisałem wyżej.
Gdybym nie wiedział, że jest to kompletnie nowa sztuka sklepowa, uznałbym ją za „składaka” lub egzemplarz poserwisowy, „sklepany” z kilku różnych modeli z różnych serii.
Na zdjęciu powyżej ramię jest wycentrowane. Mimo to widać nierównomierną szparę względem pałąka oraz uskok po lewej stronie. Po prawej takowego nie ma, jest równo. Z drugiej strony słuchawek problem się powtarza.
Tak, jak zwrócono mi uwagę o wzmiance o apt-X przy KPPW 2.0, tak nie widziałem w naszych krajowych recenzjach, aby ktoś się na ten temat zająknął. A mówimy tu o cenie znacznie wyższej od KOSSów oraz poważniejszej sprawie, bo wykonaniu kluczowych elementów nośnych konstrukcji. Nota bene, przy takiej jak w HD620S, apt-X miałby już więcej sensu niż przy kompletnie nieizolujących kompaktach na miasto.
Uważam zatem, że w 1500 zł takie rzeczy są (przynajmniej dla mnie) niedopuszczalne. Tym bardziej, że takie Aune AR5000, od producenta bez rodowodu jak Sennheiser, w tej samej cenie biją wykonaniem HD620S na głowę.
Kabel – krótki i z problematyczną odgiętką
Zastosowano tu tylko jeden kabelek, który jak pisałem ma końcówkę gwintowaną (co jest akurat plusem). Problem w tym, że jest bardzo krótki, a odgiętka końcówki dosyć sztywna. Niestety łatwo będzie tu o załamania kabla i potencjalne awarie.
Sennheiser ma opracowane kable zbalansowane do tego modelu. Słuchawki mogą zatem bez problemu pracować po balansie, ale za tą przyjemność zapłacimy dodatkowe +229 zł (za kabel na 4.4 mm TRRRS). Na szczęście HD620S są tak łatwe w napędzeniu, że nie potrzebują takowych zakupów. W kwocie 1500 zł spodziewałbym się jednak dołączenia takiego dodatku do zestawu.
Na dokładkę mam jeszcze uwagę związaną z mechanizmem blokowania się kabla. Chodzi bardzo opornie i często nie ma się w ogóle świadomości, czy kabel jest zablokowany, nie jest zablokowany, albo czy nawet kręcimy w dobrą stronę wtykiem. Możliwe, że musi się wyrobić i jest to po prostu spowodowane nowością słuchawek.
Znów jednak przyjmuję optykę przez pryzmat ceny i na tym etapie staje się ewidentne, że Sennheiser chce nam sprzedać coś znacznie tańszego za znacznie większe pieniądze.
Pady i obicia – tym razem eko-skórka
Sennheiser HD620S mają obicia tym razem ze skóry ekologicznej. Nie ma ona co prawda nic specjalnie wspólnego z ekologią jako taką, może poza brakiem pochodzenia odzwierzęcego. Ma za to przełożenie na izolację od otoczenia oraz komfort. W zestawie nie uświadczymy żadnych dodatkowych padów, ale w razie czego zakup zapasowego kompletu to 139 zł, bez obicia pałąka.
Izolacja w innych recenzjach była opisywana jako wyśmienita, ale na mojej głowie okazała się umiarkowana. Jest typowa dla słuchawek zamkniętych z portami BR, które w Sennheiser HD620S znajdują się sprytnie ukryte pod ramionami. Nie różniło się to mocno od np. DT1770 PRO MKII, które również mają takową konstrukcję. Osobiście było to dla mnie w porządku.
Komfort natomiast w naturalny sposób pomniejszony jest przez potliwość uszu. Niestety te pocą się całkiem mocno i to nawet o takiej porze roku. Osoby bardzo na ten temat wrażliwe, mogą chcieć przynajmniej próbować innych padów, choć trudno jest mi przewidzieć jak wpłynie to na dźwięk. Producent stara się stroić HD620S za ich pomocą (perforacja wewnętrzna), więc jakaś praca została tu wykonana.
Rzuciło mi się również w uszy skrzypienie lewej muszli podczas ruchów głową góra-dół. Nie wiem jednak czy pochodziło od mechanizmu, czy od nausznika.
Wygoda – niestety na minus
HD560S zapamiętałem jako wygodniejsze od 620-tek. Te zaś mnie niesamowicie mocno cisną w głowę, a co zawdzięczane jest m.in. wspomnianemu kompletowi obić z eko-skórki zmniejszającemu objętość oraz prawdopodobnie wzmocnieniom metalowym.
Docisk jest tak duży, że momentalnie czuję fizyczny ból głowy, przeradzający się w wielogodzinną migrenę. Słuchawki są po prostu dla mnie bardzo niewygodne. Właściciel mając wielokrotnie mniejszą głowę, nie odczuwał tego tak bardzo, jak ja.
I co najgorsze, nic nie mogę jako użytkownik na to poradzić. Pałąk jest w całości plastikowy, więc pozostaje się modlić, aby się naturalnie odkształcił (a co nastąpi po paru latach). Chyba, że do tego czasu pęknie, a co również jest możliwe po paru latach. Trochę wracają demony HD555 i HD595.
W każdym razie, nie jestem w stanie pracować specjalnie długo w HD620S i nie przypominam sobie takich problemów z HD560S, nawet na padach z HD598Cs. Naprawdę dawno już nie miałem tak niewygodnych i odrzucających słuchawek.
Wykonanie nieadekwatne do ceny
O recenzjach trzecich wspominałem mając na myśli głównie jedną, której lektura sprawiła, że HD620S w ogóle znalazły się na radarze. Prawdopodobnie nie tylko moim, ale i Właściciela tych słuchawek. Nawet on zauważa, że jej treść rozmija się bardzo mocno ze stanem faktycznym. Tam słuchawki podesłał na testy „Sennheiser”. Tutaj zaś jest to normalna sztuka sklepowa.
Czyżby był to „pech” i gorzej wykonana sztuka? Jeśli nie, wpisuje się to w typowy obraz recenzji audio. Jeśli tak, bardzo źle świadczy o powtarzalności produkcji i QC.
Ale nawet jeśli, to obiektywnie nie czuć przy nich, że są adekwatne cenowo wobec 1500 zł. Być może sprzedawcy też mają tego świadomość, bo ledwo Sennheisery HD620S weszły na rynek, a już widzę obniżki do np. 1195 zł. I podejrzewam, że po tej recenzji cena spadnie jeszcze mocniej. Robi to zresztą błyskawicznie, bo w chwili pisania tekstu recenzji najtaniej widziałem je za 1400 zł. Mija kilka dni i jest niecałe 1200 zł. Tempo spadku jest więc naprawdę ogromne.
Poniżej zrzut ze strony oficjalnego dystrybutora:
Oczywiście może to być mimo wszystko kwestia osobistej oceny recenzenta i jego wartościowanie rzeczy martwych w oparciu o własny pryzmat postrzegania świata materialnego. Dla kogoś mogą być wygodne, dobrze wycenione, dobrze brzmiące, nikt nie ma prawa tego kwestionować w wymiarze subiektywnych odczuć. Niemniej rzeczy, na jakie zwróciłem (w zasadzie to zwróciliśmy) uwagę, są bardzo łatwe do wykrycia przy pierwszych lepszych oględzinach i w wymiarze obiektywnym.
W każdym razie to by było na tyle w temacie wykonania i przejdźmy do tematu dźwięku.
Jakość dźwięku Sennheiser HD620S
Brzmieniowo od pierwszych chwil stało się dla mnie jasne, że Sennheiser HD620 potrzebują ułożenia na głowie, a przede wszystkim jeszcze dodatkowego docisku (!) w ramach padów. Słuchawki wytwarzają lekkie ciśnienie wewnątrz muszli i można spróbować w taki sposób im pomóc siąść na głowie szybciej. Tu również pomaga miejscami patent z serii AD (przysunięcie delikatnie słuchawek w stronę tyłu głowy).
Na pewno warto pobawić się trochę ułożeniem na głowie przed wydaniem na ich temat ostatecznego werdyktu. Mój pojawił się jednak dosyć szybko.
Bas
Bardziej po tej lżejszej stronie, stawiający na precyzję i dokładność aniżeli ilość. Myślę, że bez żadnego problemu mógłby zaznaczyć bardziej swoją obecność. Nie odbiłoby się to negatywnie na prezentacji, a dałoby efekt tak samo, jak w przypadku HD560S z padami od HD598Cs.
W każdym razie, regularnej anemii jeszcze nie ma, szybko, krótko, równo, detalicznie, ale masy czasami rzeczywiście mi brakowało. Od razu daje się usłyszeć, że Sennheiser bardzo chciał wyrównać basowo HD620S względem starszego otwartego brata. Nawet się to udało, choć nadal ilość basu w 620-tkach jest minimalnie większa w pomiarach od 560-tek, a co zawdzięczane jest oczywiście padom i lepszej izolacji.
Tony średnie
Średni zakres jest oddalony od słuchacza. Wokalista jest bardziej odtwarzany, portretowany, niż śpiewający do nas „w twarz”.
Słuchawki znacznie lepiej odnalazły mi się w gatunkach elektronicznych. W przypadku klasyki oraz ogólnie instrumentów, cały czas dominowało wrażenie „odtwarzania” wszystkiego przede mną. Coś jak dawno temu w Shure SRH1540. W sumie podobnie czynią to też Hi-X60, ale robią to zauważalnie bardziej plastycznie, bliżej, grubszą kreską.
Dźwięk w HD620S nie ma przez to w sobie należytego ładunku autorytarności. Nie chcę powiedzieć „masy”, bo Hi-X60 też jej nie mają, a jednak brzmią lepiej.
Wydaje mi się, że problemem jest tu zatem lekki efekt „pudełka”, który wzorem A550Z staje się powoli czymś wymuszonym, a nie kreowanym naturalnie. A już na pewno nie wykorzystywanym na rzecz dźwięku niczym w A990Z, które naprawdę mają w sobie to „coś”, mimo, że ich przebieg jest wyraźnie zmanierowany i odchodzący względem referencji. Właściciel HD620S ich słuchał i również bardzo mu podeszły, ale nie zdecydował się na A990Z ze względu na opadanie słuchawek (niedopasowana konstrukcja pałąka). Stąd też eksperymenty u Sennheisera. U mnie jak widać ergonomicznie jest na odwrót.
Tony wysokie
Są lekko tylko podkreślone, ale bardzo lekko. Możliwe wręcz, że moje uszy same dodają tutaj plusik tam, gdzie jestem na to wyczulony. Nie wiem czy nie wskazałbym ogólnej barwy góry jako ich najmocniejszego punktu. Nie jest to sopran męczący, zwraca naprawdę sensowną ilość detali, nie ociąga się i nie przeszkadza w pracy z materiałem. Cechuje się poza tym dużą poprawnością i przewidywalnością.
Wrażenia sceniczne
Poniekąd łączą się z tym, co dzieje się w średnicy. Problemem jest tu po raz kolejny efekt „echa” i sztucznego pogłosu w środku, co powoduje wyciągnięcie niektórych dźwięków w nienaturalny sposób. Na sceniczność przekłada się to tak, że mamy wrażenie „sztucznej głębi” w formie zamkniętego pomieszczenia, bez skalowania objętości. Scena na szerokość o dziwo nie jest duża, a bardziej porównywalna z osią przód-tył.
Brakuje mi tu trochę czaru, błysku. O tym, że jest to możliwe, przekonywaliśmy się w zasadzie nie raz i nie dwa. Ale razem z Właścicielem słuchawek zgodni jesteśmy, że – również i pod scenicznym względem – HD620S są słuchawkami poprawnymi, czasami aż do bólu. A przez to nudnymi.
Osobiście jednak wolałbym już „nudność” LCD-XC albo Hi-X60, które mimo równego dźwięku w życiu nie nazwałbym nudnymi.
Czystość i balans kanałów
W ogóle mam na tym etapie obserwację, że Sennheiser HD620S i HD560S to generalnie jeden i ten sam driver, który inaczej wytłumiono zarówno w komorze, jak i przed nią. Nie ma tu nowej jakości, ani odkrywczości, a po prostu nastąpiła zwyczajna konwersja z modelu otwartego na zamknięty. Tym bardziej dziwi tak mocne podbicie ceny końcowej.
W zakresie czystości jest bardzo dobrze. Średnio słuchawki w punkcie pomiarowym uzyskują -63 dB, co jest wynikiem naprawdę przyzwoitym. Pomaga w tym oczywiście sama konstrukcja tych słuchawek.
Zwracałem na to uwagę właśnie przy Portach Pro Wireless, że przy niektórych konstrukcjach nie ma sensu lecieć w jakieś wymyślne kodeki, bo słuchawki tego nie wykorzystają. Identycznie sprawa miała się przy np. Huawei FreeClip. Ale już przy ZE8000 był to spory minus, bo mamy izolację i słyszymy po prostu więcej/lepiej w typowych warunkach użytkowych.
W HD620S problemem jest za to balans kanałów. Tutaj słuchawki naprawdę się nie popisały. Cały środek pasma rozjeżdża się na prawo, przeciwnie do strony dominującej z kablem (lewej). Bas i sopran o dziwo są równe. Prawdopodobnie mamy to samo, co w ATH-A550Z, tylko że tam tyczyło się to subbasu, a słuchawki kosztowały 450 zł, nie 1500 zł. Ewidentnie jest tu problem ze sparowaniem przetworników i brakiem kontroli w tym zakresie. Przy 450 zł jeszcze mogłem jakoś to przełknąć, ale przy 1500 zł jest to cios poniżej pasa.
Całokształt
Z perspektywy dźwiękowej słuchawki generalnie starają się bronić i robią to nawet dzielnie, ale wszystko to płynie mam wrażenie tylko z faktu, że są to cały czas te same drivery z HD560S. Sam dźwięk wydaje się w porządku, ale ciężko jest mi go docenić w tych pieniądzach jako coś, co by mnie porwało. Nie ujmuje mnie on ani poziomem profesjonalizmu, ani immersją dźwiękową.
W tym pierwszym przeszkodą jest wspomniany efekt pudełka na środku pasma i sceny. Nie jest to efekt mocny, ale w wielu utworach dało się słyszeć jego wpływ na pogłosy.
W tym drugim brakuje angażu czy to wokalem, czy fundamentem basowym, czy sceną jak z kosmosu. Poza średnicą, wszystko jest tu dostateczne. Trochę przypominają mi pod tym względem niedawno testowane Azurysy. Tam było jednak jeszcze drożej, ale i z jeszcze innym punktem przyłożenia.
Słuchawki są zatem jak najbardziej znośne, da się ich słuchać bez żadnego problemu, a nawet na nich pracować. Problem w tym, że da się to zrobić lepiej (i taniej).
Powtórka z HD820?
Sytuacja z Sennheiser HD620S może trochę przypominać tą, którą opisywałem w przypadku słynnych (a raczej niesławnych) Sennheiserów HD820. Tych samych, które opisywano w wielu recenzjach w superlatywach, a które bardzo szybko zostały przez rynek zweryfikowane. Nieprzyjemnych telefonów w ich sprawie nie miałem chyba tylko dlatego, że nie było przy nich aż takiej marży, o którą sklepy mogłyby kopię kruszyć.
W każdym razie, zastosowano tam kompletnie inną konstrukcję muszli, w której próbowano na siłę użyć tego samego przetwornika. Problem w tym, że pierwotnie nie był on projektowany pod takie zastosowania. Tu takiej sytuacji nie ma i driver bardzo dobrze znosi zamknięcie.
Tak naprawdę, wystarczyłoby w HD620S zwiększyć objętość na głowę oraz zejść z ceną do adekwatnych, racjonalnych poziomów, a słuchawki same zaczęłyby się bronić. W obecnym stanie rzeczy trzeba to robić niestety recenzjami i promocjami.
Czy również modyfikacjami? Na pewno w zakresie padów dałoby się coś tu zrobić i wstrzyknąć w nie „fun”, ale moim zdaniem problemem nadrzędnym są tym razem trio: jakość wykonania, wygoda i cena.
Porównania z innymi słuchawkami
Do testów porównawczych postanowiłem wytypować ostatnio testowane słuchawki zamknięte, mniej więcej do przedziału HD620S, a więc:
- Audio-Technica ATH-A550Z (450 zł)
- Audio-Technica ATH-A990Z (800 zł)
- Austrian Audio Hi-X60 (1300 zł)
HD620S vs ATH-A550Z
W tym pojedynku naprzeciw Sennheiserom stają najtańsze zamknięte z wymienionych. Sennheiser HD620S mają mniej basu, mniej „pudełkową” średnicę, równiejszą górę, choć scenicznie walka jest całkiem wyrównana. A550Z są za to od 620S znacznie wygodniejsze, przyjemniejsze w użytkowaniu i wykonane przynajmniej na tym samym poziomie. Trudno jest mi tu wskazać zwycięzcę, ale mimo wszystko skłaniałbym się ku producentowi z Niemiec.
HD620S vs ATH-A990Z
Tu już robi się ciekawiej. Kosztujące tym razem połowę ceny Sennheiser HD620S, Audio-Techniki robią znacznie lepsze wrażenie dźwiękowo. Mocniejszy bas, sensownie zrealizowany efekt „halowy” w średnicy, który podbija dodatkowo głębię, przyjemny sopran. Słuchawki znacznie bardziej nastawione na wrażenia i immersję, aniżeli płaskie i bezduszne granie z chirurgiczną precyzją.
Choć jest to odmienny styl grania od HD620S, w połączeniu z wygodą znacznie lepiej i przyjemniej mi się w nich siedziało. Tak więc z tych par wybrałbym dla siebie A990Z.
HD620S vs Hi-X60 (mod)
Być może jest to trochę nie w porządku, że słuchawkami konfrontowanymi jest model zmodyfikowany, ale jest to prosta modyfikacja, którą większość osób może wykonać samodzielnie odpowiednim materiałem i narzędziami. O ile obie pary są zdumiewająco do siebie podobne, tak tonalnie jak i charakterem, są też i różnice.
X60 mają bardziej realistycznie nakreśloną średnicę, a całość jest kreowana bez efektu „pudełka”. Nadal liniowo, z mniejszą głębią sceny, ale większą szerokością. Kontrola świetna, mamy praktycznie to samo co w HD620S, ale lepiej, wygodniej i bardziej naturalnie.
Wszystko to dzieje się za cenę mniejszą i przy wielokrotnie lepszym wykonaniu. Z tych obu par wybrałbym za każdym razem X60. Za każdym. HD620S nie mają niestety żadnego argumentu, aby mnie do siebie przekonać, może poza tym, że nie trzeba ich modować, aby uzyskać takie efekty.
Opłacalność ogólna – wysoce dyskusyjna
Niestety, ale temat ten rysuje się dla Sennheiserów HD620S jak widać w czarnych barwach. Patrząc po całokształcie, te słuchawki powinny kosztować 500 zł i rywalizować z np. ATH-A550Z. Natomiast obecnie kosztują 1500 zł i ścigają się z Hi-X60 albo np. A1000Z (choć tu mogę powiedzieć tylko o rywalizacji cenowej – nie słuchałem, nie mierzyłem, nie wiem). Oczywiście, jeśli poruszamy się jedynie w logice cena = jakość, a jak widać w Sennheiser HD620S, nie jest to wcale reguła.
Myślę, że cena Sennheiser HD620S spadnie prędzej czy później, gdyż rynek sam zweryfikuje ich realną wartość. Moja głowa uczyniła to bardzo szybko, gdyż w słuchawkach po prostu nie mogłem usiedzieć. Recenzję kończyłem albo z A990Z na głowie, albo X60. W obu przypadkach było lepiej dźwiękowo i bez bólu.
Opłacalność na tle HD560S
Jeśli ktoś już koniecznie chce produkt od Sennheisera, polecam kupić wielokrotnie tańsze HD560S. A nawet dokupić pady od 598Cs i cieszyć się w nich super dźwiękiem. Dostajecie praktycznie te same przetworniki, podobną jakość wykonania, ale możliwości kształtowania brzmienia są większe, a i wygoda też będzie lepsza.
Owszem, nie jest to model zamknięty, ale różnicę cenową można przeznaczyć na inne słuchawki tego typu od innego producenta, które być może dowiozą nam lepsze rezultaty niż 620-stki. Finalnie będziemy mieli dwie pary słuchawek w cenie jednej, dedykowane do dwóch różnych sytuacji.
Dla zdeterminowanych będzie też opcja dostania części zamiennych (jeśli będą one dostępne) i samodzielna (choć wciąż częściowa) konwersja HD560S do HD620S. Kto wie jakie da to efekty…
A jeśli szukacie czegoś dokładnie w tych pieniądzach, lepiej rozważyć HD600 lub HD650. Znów nie będzie to może zamknięty format, ale nawet tam wygoda jest większa, a przede wszystkim uznany i bardziej wartościowy dźwięk.
Co zrobić aby HD620S były bardziej atrakcyjne?
Jeśli w oparciu o moje skromne odczucia i recenzję Sennheiser mógłby się w czymś poprawić, to w obecnej sytuacji są dwa logiczne wyjścia:
- Urealnienie ceny w stosunku do oferowanej jakości wykonania oraz wartości pakietu jako całości.
- Zrewidowanie procesu jakościowego lub poprawienie moldów tak, aby słuchawki rzeczywiście dowoziły użytkownikowi poziom, za który płaci.
Być może Sennheiser w ogóle powinien pomyśleć nad zmianami zarówno w zakresie nazewnictwa (de facto cały czas mamy tu serię 5 a nie 6), jak i zaktualizowaniem odlewów tak, aby były one wygodniejsze i mniej podatne na pękanie na osi czasu. W recenzjach wyczytałem atut „szeroki wachlarz dostosowania pod użytkownika”. Nie widzę go tu, a nawet mam wrażenie cofania się w tym względzie. Słuchawki, aby rzeczywiście stały się dostosowane (lub dostosowywalne) pod jak najszersze grono użytkowników, nie mogą być projektowane lub wyceniane w ten sposób, w jaki uczyniono to z HD620S.
Jeśli ma to być produkt droższy, nie ma sprawy, jakość musi kosztować. I mówię to jako duży fan słuchawek zamkniętych oraz posiadacz m.in. LCD-XC, które tanie (ani lekkie) nie są. Ale musi być w tym coś, za co jako klienci możemy w usprawiedliwiony sposób zapłacić. Albo zmiana odlewów, materiałów i zaktualizowanie projektu (w HD490 PRO jakoś się dało, choć w równie horrendalnych pieniądzach), albo inne pozycjonowanie cenowe na rynku. Magia samej marki albo psychologia wysokiej ceny tego nie zapewnią.
Podsumowanie
No cóż. Tym razem się nie udało, a przynajmniej nie do końca. Z jednej strony mamy słuchawki całkiem poprawne, całkiem równe, mające swój określony charakter i cechy. No i ten znaczek Sennheiser. Marka z rodowodem, tradycjami, a przez lata symbol jakości ostatecznej w słuchawkach.
Z drugiej strony owa jakość zupełnie nie przystoi do ceny, w której otrzymujemy słuchawki wyglądające jak złożone na szybko z kilku, z marną wygodą i rozjazdem kanałów na średnicy.
Pisząc ich recenzję, musiałem robić co rusz przerwy ze względu na fizyczny ból i migrenę od nacisku. W efekcie czego większość jej czasu spędziłem w A990Z i X60, bo było to po prostu przyjemniejsze (i pozbawione bólu) doznanie. To tak nie powinno raczej wyglądać.
Jakość wykonania i wyposażenie
Duże zastrzeżenia w tej cenie do materiałów, niespójność w ich stosowaniu, tani „dotyk”, skrzypienie lewej muszli podczas ruszania głową. Do tego lewy mechanizm wysuwu nieco luźniejszy od prawego, choć wzmocniony metalem na tle HD560S. Dalej: ciężko blokujący się wtyk w gnieździe i podatna na uszkodzenia odgiętka główna oraz jeden (i do tego krótki) kabel w zestawie. Na koniec wisienka na torcie: przesunięcie balansu kanałów na prawo, przeciwnie do muszli dominującej lewej. Bardzo słabo to wygląda jak na producenta o takiej renomie i za takie pieniądze. Dlatego słabiutkie 3/10.
Jakość dźwięku
Generalnie nie jest źle. Całościowo jest to poziom lub nieco poniżej poziomu zmodyfikowanych Hi-X60. Brzmienie dosyć neutralne, mocno linearne, ale z efektem lekkiego pudełka na średnicy w stylu A550Z. Problem w tym, że obie te pary są od nich tańsze. Efekt ten pompuje jednak wrażenie większej sceny. Generalnie słuchawki utrzymują sensowną notę 7/10.
Ergonomia i praktyczność
Docisk do głowy niestety bardzo duży, a że pałąk plastikowy, to nic nie da się z nim zrobić. Jakość plastików przywołuje wątpliwości natury trwałości na osi czasu (pamiętne pękanie w HD555/595). Niestety słuchawki momentalnie powodują u mnie dyskomfort, dlatego muszę odjąć im ocenie. Definitywnie nie są dla osób o dużych głowach. Uszy mocno się pocą, a opaska pałąka jest mocowana na jednorazową taśmę 3M. Utrudnia to płynną wymianę tego elementu. Niestety po raz kolejny słaba ocena w tej cenie: 5/10.
Sumarycznie
Recenzja prawdopodobnie zmieniła się już do tej pory w kompleksową ekspertyzę, ale nie zmienia to faktu, że z notą 5.5/10 Sennheisery finiszują jako słuchawki lekko tylko wyróżniające się ponad przeciętność w kontekście swojej ceny. Ze słuchawek bije oszczędnością w materiałach i brakiem pomysłu, które usprawiedliwiałyby pułap aż 1500 zł.
To też mówiąc, są to w moim odczuciu słuchawki niestety przeciętne. Za drogie, zbyt niewygodne, wykonane poniżej przeciętnej, próbujące bronić się dźwiękiem, ale tylko dlatego, że dziedziczonym z HD560S. Czy w cenie 1195 zł również? Niestety tak. HD560S można kupić za raptem 650 zł, nadal więc prawie o połowę taniej. Dynamika jednak zmienia się bardzo mocno i uważam, że tak właśnie 650-700 zł (przy założeniu braku problemów technicznych i z wygodą) będzie kwotą optymalną.
Choć więc wraz z p. Przemysławem daliśmy się obaj nabrać na pozytywne recenzje i renomę producenta, każdy z nas wychodzi myślę z tej przygody bogatszy. Cieszy mnie też, że obaj byliśmy zgodni co do odczuć na temat recenzowanego modelu. Tak więc bardzo serdecznie mu jeszcze raz dziękuję za możliwość przetestowania jego prywatnego egzemplarza i tym samym wsparcia bloga pouczającą treścią.
5.5/10
Słuchawki Sennheiser HD 620S w czasie pisania recenzji kosztowały odpowiednio 1499 zł katalogowo i ok. 1400 zł w sklepach, ale obecnie na dzień publikacji można je zakupić w cenie ok. 1200 zł. (sprawdź aktualne ceny i dostępność)
Koszt dodatkowego okablowania zbalansowanego to 229 zł. Koszt padów (bez obicia pałąka): 139 zł.
Dane techniczne
- Przetwornik: dynamiczny 42 mm (membrana 38 mm), zamknięty
- Impedancja: 150 Ω
- Czułość: 110 dB/Vrms
- Maksymalna moc wejściowa: b/d
- Maksymalny SPL: b/d
- THD: < 0,05% (1 kHz / 90 dB)
- Pasmo przenoszenia: od 6 Hz do 30 kHz
- Waga: około 326 g (bez kabla)
- Kabel: 1,8 m z wtykiem gwintowanym na 6,3 mm
- W zestawie: adapter (już nakręcony), woreczek ochronny
- Dystrybutor na Polskę: Aplauz Sp. z o.o.
Materiały dodatkowe
- Uśrednione pasmo przenoszenia (zmierzone)
- Balans kanałów (zmierzony)
- Wykres CSD (zmierzony)
- Implus dla lewego kanału (zmierzony)
- Impuls dla prawego kanału (zmierzony)
- Wykres zniekształceń THD+N (zmierzony)
- Porównanie tonalności HD 620S vs HD 560S
Platforma testowa
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- DAC/ADC: Motu M4, Tempotec Sonata BHD PRO
- Wzmacniacz słuchawkowy: Sabaj A20h
- Słuchawki testowe: Creative Aurvana SE, Philips Fidelio X2HR, Audio-Technica ATH-AD500X / ATH-AD900X (mod) / ATH-A550Z / ATH-A990Z, Austrian Audio Hi-X60 (mod), Aune AR5000, Beyerdynamic DT1990 PRO (mod), Sennheiser HD 650
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli ACX i AC2
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.