Recenzja RME ADI-2 PRO AE (Anniversary Edition) nie będzie specjalnie długa, ponieważ z urządzeniem miałem styczność bardzo krótko i dawno temu (2019 rok). Na tyle jednak długo, aby móc poznać jego tajniki i sekrety oraz swoje przemyślenia opublikować.
Skreślam tym samym kolejną pozycję z bardzo długiej listy recenzji, które dawniej poszły do „szuflady” i czekały w niej na lepsze czasy. Przy okazji serdecznie dziękuję jednemu z użytkowników dawnego forum AF. To bowiem od niego pochodził recenzowany sprzęt. Forum już nie ma, samego użytkownika również dawno nie widziałem, więc niestety nie podziękuję mu z imienia i nazwiska, bo ich zwyczajnie nie pamiętam. Ale mam nadzieję, że uśmiechnie się widząc swój dawny sprzęt na łamach AF, jeśli kiedykolwiek na nią trafi.
Przy okazji drobna uwaga techniczna. W momencie, gdy sprzęt miałem na wypożyczeniu, nie wykonywałem jeszcze pomiarów urządzeń. Dlatego tym razem takowych danych w recenzji zabraknie.
Jakość wykonania i konstrukcja RME ADI-2 PRO
Jaki jest koń, każdy widzi. Urządzenie jest wykonane bardzo solidnie, a jedynym elementem, na który zwróciłem uwagę, był tanio wyglądający zasilacz. Impulsowce mają jednak to do siebie, że przez lata mocno rozwinęły się pod względem technicznym. Nie jest już tak, że impuls to zło i tylko zasilacze liniowe mają rację bytu. Zawsze jest to coś za coś.
Mnogość wejść i wyjść
Na wielki plus na pewno zaliczyć można mnogość gniazd. Trudno zresztą byłoby się spodziewać czegoś innego od urządzenia za takie pieniądze. Dodatkowe złącza możemy uzyskać za sprawą wianuszka przyłączanego do gniazda szeregowego.
Trudniejsza obsługa
Regulacja głośności jest akcelerowana, w najbardziej czułym trybie co 0.5 dB. Obsługa urządzenia jest jednak mało intuicyjna. Problemem były dla mnie skomplikowane menusy, a poznanie wszystkich tajników i zakamarków urządzenia wymaga niestety studiowania instrukcji obsługi.
Z jednej strony nie jest to sytuacja sprzyjająca dla nowych użytkowników. Z drugiej jednak widać, że sprzęt jest kierowany do konkretnych odbiorców, którzy doskonale wiedzą co kupują.
Na uwagę zasługuje na pewno świetne uproszczone EQ +/- 6 dB w każdą stronę. Minusem może być natomiast mocne nagrzewanie się urządzenia podczas pracy.
Widok na wnętrzności i edycja limitowana
Testowany egzemplarz na tle regularnych sztuk wyróżniał się przeszklonym dachem. A dokładnie pleksą, przez którą widać było cały środek. AE to specjalna wersja stworzona na 20-lecie firmy RME, wypuszczona w ilości 500 sztuk. Przyznam, że nie do końca rozumiem sens wypuszczenia takiego urządzenia w wersji limitowanej. Jest to bardziej narzędzie pracy, a nie obiekt kultu, że tak się wyrażę. W słuchawkach czy urządzeniach takich lub innych, ale konsumenckich, ma to więcej sensu. Tam bowiem jest coś takiego, jak wartość sentymentalna. Przy RME jest to trochę tak, jakby wypuścić okolicznościowy zestaw kluczy nasadowych.
Oczywiście w żaden sposób nie krytykuję w ten sposób czyjejkolwiek decyzji zakupowej. Po prostu wydaje mi się to trochę dziwne w przypadku takiego typu urządzenia. Być może decydować będą względy wizualne i niewielka różnica w cenie. Wówczas prawdopodobnie sam bym się na takową zdecydował. Ale w każdym innym przypadku, szedłbym w to, co tańsze.
Na pewno plusem wersji z pleksą jest możliwość kontroli tego, co dzieje się w środku. Myślę tutaj o względach serwisowych. I tu taka uwaga. We wnętrzu widać zastosowanie kondensatorów elektrolitycznych zamiast np. polimerowych. Może to budzić pewne wątpliwości co do żywotności, jeśli urządzenie będzie pracowało w niesprzyjających warunkach i przez bardzo długie godziny. Ale równie dobrze może to być moje przewrażliwienie na tym punkcie.
Jakość dźwięku RME ADI-2 PRO
To, co rzuca się w uszy na RME ADI-2 PRO, to jego wysoka neutralność i solidność dźwięku. Nie jest to „betonowy fundament” w stylu Lehmanna. Jest to bardziej rozwinięcie w prostej linii tego, co oferuje np. Aune S6. Dźwięk do bólu aż równy, bez koloryzacji, bez przekłamań. Szczery i rzetelny, na którym można się oprzeć i za który można zaręczyć pod przysięgą. Żaden z zakresów nie wybijał się na niepodległość. Całość grała w sposób zwarty i przewidywalny. RME lawiruje wówczas między emocjami i prezentowaniem mimo wszystko jakiegoś ładunku muzykalnego tkwiącego w środku przekazu, a technicznością i koherencją, której oczekiwalibyśmy od sprzętu profesjonalnego.
Rozdzielczość, dokładność, sceniczność
Jak na takowy, RME to całkiem dobra rozdzielczość i dokładność, ale też wspomniana neutralność i powściągliwość, która odbija się głównie na basie, jego szybkości i precyzji kosztem czegoś, co jest niesłychanie ważne w przypadku odsłuchu – wypełnienia. Nie jest to problemem na słuchawkach solidnych basowo, ale na modelach analitycznych o natywnie szybszym i płytszym basie robi się z tego problem.
Dodatkowo RME faworyzuje wyraźnie szerokość ponad głębią sceniczną, powodując w ten sposób co prawda pierwotnie efekt „WOW”, ale na bardziej scenicznych utworach dosyć szybko dojdą do nas jego słabości w tym względzie: skupienie się bardziej na przybliżonym wokalu bez tak mocno zaznaczonego wrażenia eteryczności i trójwymiarowości. To bardzo dobre podejście z perspektywy zastosowań profesjonalnych, ale niekoniecznie tych bardziej konsumenckich.
Dla przykładu, mój Pathos Converto MK2 grał mniejszą sceną na szerokość, ale praktycznie dwukrotnie przebijał ADI 2 PRO w kategoriach wrażeń głębi scenicznej i holografii. To samo miałem wrażenie zachodziło przy dokładności lokalizacji. I to nawet nie w trybie bit-prefect. Burson Conductor V2+ jeszcze bardziej podniósłby te wrażenia do góry jak sądzę. Nawet Aune S7 posiadał (przy Converto w roli DACa BAL) prawie porównywalną scenę na szerokość, porównywalną holografię, ale lepszą głębię, choć sprzęt ten z reguły grał mi zawsze elipsą i stanowił punkt odniesienia dla innego sprzętu.
Przewidywalność
W zagranicznych recenzjach takie urządzenia jak RME określa się mianem solid performer, czyli sprzęt sprawdzający się nad wyraz rzetelnie, przewidywalnie i – dosłownie – solidnie. Z tego względu nie widzę żadnych przeciwwskazań, a wręcz pełną zasadność przy decyzjach, ażeby ADI 2 PRO był sprzętem referencyjnym, wyjściowym, może też w dużej mierze demaskatorskim. Jeśli bowiem ktoś chce posłuchać jak grają jego słuchawki w rzeczywistości, bez całej tej otoczki mistycyzmu, kokieterii, cukierkowatości i kolorów, RME jest w stanie to pokazać. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Nie jest to bowiem sprzęt stricte dedykowany dla klienta „konsumpcyjnego”, że tak powiem. Jest to sprzęt o skomplikowanej konfiguracji, wielu funkcjach z reguły nieprzydatnych w zwykłych odsłuchach domowych. Na pewno też bez parcia na bicie rekordów w wysokości uniesień romantycznych i głębokości przemyśleń egzystencjalnych. Dlatego w cenie 7000 zł (na 2019 rok) konkurencyjne rozwiązania, takie jak Converto MK2, dzielnie się trzymały i nie ułatwiały specjalnie roboty.
Owszem, neutralny, solidny tor dla słuchawek skamlających wręcz o takowy to przepis na sukces, który sam uskuteczniam dziś z dużym powodzeniem. Ale jednak użytkownik musi przede wszystkim preferować taki sposób prezentacji dźwięku i wtedy albo skupić się na odpowiednio koloryzujących słuchawkach, albo posiadać takie, dla których RME będzie układem synergicznie zgodnym i korygującym. Jeśli nie w naturalny sposób, to z pomocą pokręteł, bowiem bas „w stylu Converto” możemy sobie stworzyć w postaci ustawienia pokrętła regulacji basu o +2.0 lub +2.5 dB. Nie będzie to może 1:1 to, co prezentuje Pathos, także pod kątem elementarnej jakości dźwięku, ale będzie i to z pominięciem wszelkich niedogodności i konsekwencji equalizerów programowych. Otwiera to zupełnie nowe możliwości dla RME w tym rejonie i powoduje, że do neutralności tego urządzenia nie jesteśmy przytwierdzeni jak do słupa.
Całokształt
Odsłuch RME ADI-2 PRO zakończył się u mnie praktycznie tymi samymi konkluzjami, jakie można przeczytać na portalach zagranicznych. Co do brzmienia tego urządzenia jestem w pełni zgodny: to bardzo, ale to bardzo solidny zawodnik. Prezentujący dźwięk wysoce kompetentny i neutralny, na którym można się oprzeć w każdej sytuacji. Czy to w zastosowaniach profesjonalnych związanych z obróbką dźwięku, czy też podczas recenzji audio, RME dowiezie bez problemu to, co ma dowieźć. ADI-2 PRO to naprawdę solidny kawał dźwięku, starający się nie pokolorować przekazu i stanowiący mocne rozwinięcie wspomnianego Aune S6. Względem S7 pojedynek jest bardzo wyrównany, zwłaszcza z dobrym DACiem w tle, ale o ile S7 wygrywa na polu głębi sceny, to jednak minimalnie większa szerokość oraz lepsza rozdzielczość są po stronie RME.
Porównania retrospektywne (i te nie)
Abyśmy mieli troszkę lepsze rozeznanie zarówno w ówczesnym sprzęcie innych marek, ale też aby wiedzieć dlaczego opisałem RME ADI-2 PRO tak, jak opisałem.
RME ADI-2 PRO vs Pathos Converto MK2
Pytanie więc jak to dokładnie wygląda w starciu z Converto? Większa immersja z reguły panować będzie na produkcie Pathosa. Wynikać będzie z mieszanki podkreślonego basu i porządnie realizowanej sceny.
Zalety Pathosa nad RME to właśnie mocniejszy bas. Converto gra mniej więcej tak jak RME z korekcją +2.5 dB na basie. Ale też i lepsze wypełnienie, głębia sceny, holografia, większa precyzja lokalizacji źródeł pozornych. Następnie wyraźnie lepsza kultura pracy co do temperatur, a także ogólnie trochę wyższa rozdzielczość mam wrażenie.
Z kolei RME zaoferuje większe możliwości konfiguracyjne, wbudowany EQ parametryczny i uproszczony, znacznie wygodniejszą regulację głośności, wyjścia BAL, a brzmieniowo: wysoce neutralne brzmienie które może być zaletą oraz większą scenę na szerokość.
Gdyby ktoś miał wybierać między tymi dwoma urządzeniami, prawdopodobnie chciałby mieć oba. Jeden do odsłuchów domowych, drugi do testów i krytycznych analiz materiału dźwiękowego.
RME ADI-2 PRO vs Burson Conductor V2+
Posiadanie tego urządzenia przez ponad 2 lata sprawiło, że znałem go jak własną kieszeń. Mogę się przez to do niego w wygodny sposób odnieść. Conductor także depcze tu i tam po piętach, zwłaszcza u osób chcących mieć mocnego kopa do mocy wyjściowej.
Zalety Bursona to przede wszystkim wyraźnie holograficzna scena oraz wspomniana duża moc wyjściowa, a także pilot. Prezentuje również bardzo uniwersalną organiczność w brzmieniu. Wydaje się ona wysoce naturalną i przez to w naturalny sposób bardziej synergiczną od tego, jak gra RME. Wiele osób zwracało dawniej uwagę, że nowsze modele Bursona nie miały aż tak bardzo organicznego dźwięku, jak V2+. Co ciekawe, ten sam zarzut padał wobec starszych modeli, w tym pierwszego Virtuoso.
RME przeciwstawia mu ponownie większą scenę na szerokość, zerowy szum na wyjściu słuchawkowym (Burson nieporównywalnie mocniej szumi), wyraźnie mniejsze gabaryty, miękkie wyłączenie, konfigurowalność w pełnym wymiarze, wyjścia BAL.
RME ADI-2 PRO vs Motu M4
Dopiero tu mogę pokusić się o dopisanie już bardziej nowożytnego pojedynku. RME ADI-2 PRO traktowałbym jako mocno rozbudowaną wersję Motu M4. Tego zaś jako analogicznie mocno uproszczonego brata, który wykona w większości te same rzeczy, ale prościej i wielokrotnie taniej. Bardzo brakuje w M4 narzędzi wbudowanych w ADI-2 PRO, zwłaszcza prostego – ale zawsze – equalizera. W niektórych miejscach technicznie ADI jest od M4 lepszy, zwłaszcza w zakresie sekcji wyjścia słuchawkowego. W rzeczywistości są to bardzo podobni do siebie zawodnicy. Wywodzą się z tej samej gałęzi profesjonalnej i wykraczają poza możliwości użytkowe oraz odsłuchowe.
Bardziej więc wybór między jednym a drugim urządzeniem określają funkcje dodatkowe i możliwości, które z nich płyną. Jeśli potrzebujemy tego, co oferuje na swoim pokładzie RME, zwłaszcza equalizacji sprzętowej, wybór staje się prosty. Jeśli wszystko sprowadza się do ogólnie posiadania dobrego i czystego interfejsu audio, M4 wygrywa w cuglach opłacalnością.
Czy w ogóle warto polować na RME ADI-2 PRO AE?
No właśnie, czy warto kupić ADI-2 PRO AE? To zależy od ceny na rynku wtórnym. Raczej nie będzie ona mała. Niemniej jeśli ktoś szuka sprzętu wysoce neutralnego i z profesjonalnym sznytem, prawdopodobnie go znalazł. Jest super do zabawy parametrami, stopniami wejściowymi, korekcjami, filtrami i innymi cudami. Warto się wokół niego zakręcić, jeśli mamy dojście z drugiej ręki.
Teoretycznie sens zakupu RME ADI-2 PRO pod kątem recenzji audio jest również bardzo mocny. Daje nam profesjonalną platformę testową o parametrach w zupełności wystarczających do napisania każdej recenzji. Do tego umożliwiając dopasowanie tonalne lub eksperymenty z EQ. W praktyce, jeśli jesteśmy w stanie poradzić sobie za pomocą oprogramowania i nie potrzebujemy aż tak szerokiego pakietu wejść i wyjść, damy sobie radę na innym sprzęcie. Zapewne trochę gorszym, ale znacznie tańszym, trzeba dodać.
Podsumowanie
Gdybym dziś miał ADI-2 PRO w rękach, tudzież jego następcę, recenzja miałaby myślę z 3-4x tyle treści oraz zupełnie inny skład. Widać po tym jak wielki progres został poczyniony na przestrzeni 5 lat. Wnioski natomiast pozostałyby myślę niezmienione.
Najważniejszą wadą w RME była dla mnie odsłuchowo scena, która mimo świetnej szerokości odstawała w pozostałych aspektach. Nie była w stanie dorównać na polu trójwymiarowości czy głębi scenicznej typowym konstrukcjom konsumenckim z wyższej półki. Do tego wliczyć należy mocne nagrzewanie się, konieczność stosowania nietypowych trochę adapterów zbalansowanych oraz miejscami bardzo nieintuicyjne menusy.
Po zmęczeniu jego nieintuicyjnej konfiguracji i przyzwyczajeniu się do paru rzeczy, sprzęt potrafi wprowadzić do odsłuchów bardzo solidny fundament pewności. O ile w ogóle można o niej mówić przy opieraniu się wyłącznie na słuchu. Ten może być bardzo różny i tak samo wynikający z tego odbiór słuchawek. Ale sparowanie RME ADI-2 PRO z aktywnym fantomem to już zupełnie inna para kaloszy. Tak samo praca z EQ. Tak więc możliwości tego sprzętu są znacznie większe. Na pewno większe niż tylko słuchanie muzyki lub chwalenie się posiadaniem drogiego klocka klasy profesjonalnej.
Niestety, z racji iż jest to sprzęt już nieprodukowany i limitowany, nie mogę go ocenić. Nie chcę w ten sposób wpływać na jego cenę na rynku wtórnym. Z kolei z powodu specyfiki i przeznaczenia, wolę nie rekomendować go szerokiemu gronu. Rekomendować mogę za to zwrócenie uwagi na wersję obecnie oferowaną, która jest następcą tego modelu i kosztuje podobne pieniądze, co AE w 2019 roku (ok. 7200 zł). Oczywiście przy zachowaniu uwag i wskazówek z treści recenzji.
Dane techniczne
Specyfikację można znaleźć bezpośrednio na archiwalnej stronie produktu producenta.