Amerykanie pozazdrościli najwyraźniej na swój sposób swoim konkurentom z Azji sukcesu, jaki odniosły ich przenośne wzmacniacze słuchawkowe, postanawiając samym spróbować się na polu, w którym do tej pory kroczyli ostrożnie, rozważnie i bez zbytniego zwracania uwagi na rozwiązania ultra-mobilne. Owocem takiego próbowania się jest wyraźnie budżetowy Mobile Music Pump, którego niezbyt wyszukaną nazwę skrótowo wymieniać będę jako po prostu MMP.
Dane techniczne
Wejścia: 1x mini jack 3,5 mm
Wyjścia: 2x mini jack 3,5 mm
Wzmocnienie: 3x/5x
Ładowanie z portu microUSB
THD+N: 0,09% @ 1 mW , 0,45% @ 32 mW
Stosunek sygnału do szumu: >100 dB
Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz
Maksymalna moc wyjściowa: 94 mW @ 32 Ohm
Czas pracy na baterii: 8 godzin
Pojemność baterii: 200 mAh
Wymiary: 58,2 x 47,7 x 10 mm
Waga: 22 g
Jakość wykonania i konstrukcja
MMP wprost z pudełka nie buduje wrażenia zbyt solidnego urządzenia swoim wyglądem. Mamy bowiem tutaj styczność ze zwykłym plastikiem, ale mimo to jest on bardzo wytrzymały i o ściankach szczerej grubości 1 mm. Biorąc go do ręki wspomniane wyżej wrażenie znika i nie utrzymuje się jak w przypadku FiiO E06, który to aż ociekał tanizną. Tutaj nic się nie ugina, trzeszczy czy też rzuca się w oczy kiepskim spasowaniem.
Na miniaturowym NU zagospodarowano trzy z czterech ścianek bocznych. I tak na jednej z nich mamy wzorem E07K nie jedno, a dwa gniazda słuchawkowe, które działają jednocześnie. Pozwala to na współdzielenie muzyki z kimś innym, kto również tak jak my posiada zestaw słuchawkowy. Tuż obok nich umieszczona została dioda sygnalizująca świecąca na czerwono lub zielono, a także pomarańczowo, jeśli obie zapalą się jednocześnie.
Stan czerwony zanotować można przede wszystkim chwilę zanim urządzenie po włączeniu osiągnie stan gotowości. Zielona oznacza regularną pracę, a pomarańczowa ładowanie, choć wiąże się z tym pewien problem, o którym napiszę później.
Druga ścianka jest pusta, choć w jej rogu umieszczono na stałe przymocowane uszko do zaczepienia smyczki, choć wolałem mimo wszystko rozwiązanie z E06, w którym otrzymywało się dodatkowe zaczepy i żadne metalowe uszka się nie telepały, pozostawiając mi – jako użytkownikowi – wybór, czy ma tam być zaczep, smycz, czy cokolwiek innego, co sobie nie ubzduram w swoim skrajnym rozkapryszeniu.
Dolna ścianka to pakiet wejść pod postacią gniazda liniowego Line-in pod mały jack stereo oraz gniazdo ładowania w standardzie nie mini a microUSB. Dzięki temu mogłem spokojnie użyć kabla ładującego od swojego Huaweia, który również na takim operuje, także można sobie to od razu na boku zanotować. MMP nie ma na szczęście bolączki znanej ze wczesnych wersji E11, gdzie podczas ładowania nie dawało się użytkować urządzenia.
Boczna i ostatnia już ścianka to już tylko dorzucony dla formalności przełącznik GAIN, umożliwiający wybór wzmocnienia między LOW a HIGH (czyli x3 lub x5). Aby go przesunąć, trzeba albo wcisnąć opuszek palca w otwór, albo użyć paznokcia / wykałaczki. Wzmocnienie sygnału wynosi z tego co zdążyłem z urządzeniem przepracować prawie 9-10db w trybie LOW względem nagich źródeł testowych, pod które wzmacniacz był podpinany. Mogę domniemywać, że dla trybu HIGH będzie to ok. 14-15 dB.
I to by było na tyle. Niestety tyle i aż tyle. Nie ma tu żadnych dodatkowych funkcjonalności, brakuje wyśmienitego pomysłu konkurencji na umieszczenie na pokładzie układu EQ chociażby. I to mnie tutaj trochę dziwi. Z jednej strony bowiem przy takich przedziałach cenowych trudno mówić o wysokiej jakości konfiguracjach odsłuchowych, by usprawiedliwiać w pełni purystyczne pod tym względem do rzeczy podejście, a z drugiej taki E06 wystarczająco wiele razy udowodnił mi, że taki niby zbędny dodatek potraf dosłownie uratować niejeden zakup słuchawkowy, który nie do końca okazał się trafny podle naszego gustu lub sprzętu. Tutaj takiego luksusu nie ma i nic nie da się na to poradzić.
Jakość wykonania i konstrukcja
Poniekąd wiedziałem czym będzie się charakteryzowało to niepozorne pudełeczko, także nie było dla mnie zaskoczeniem, że brzmienie do złudzenia podobne było do tego, jakie uzyskiwałem na uDACu 2 i zastanawiało mnie bardzo mocno podczas odsłuchów kontrolnych, czy aby NuForce nie użył przypadkiem tego samego układu wzmacniającego. Najwięcej podobieństw jest w górnych rejestrach oraz scenie, które na tle chociażby E07K czy E10 rzucają się w uszy jako pierwsze. Jednocześnie jest też bardziej wyrafinowane od taniego E06 czy także i E11, którego brzmienie przypadło mi zresztą bardzo do gustu. NU przypada mi jednak bardziej.
Góra jest na opisywanym białym kieszonkowcu czystsza, klarowniejsza i ostrzej podana, z kolei scena jest ładnie pociągnięta w głąb i wreszcie dodaje – w przypadku np. sparowania z wyżej wymienionymi DACami FiiO – wyczuwalnego powiewu przestrzeni, przestajemy się na tych kostkach dusić, miejscami wręcz kisić jak ogórki w słoiku, a w czym swój aktywny udział ma właśnie podkreślenie górnych rejestrów. To przywrócenie malutkich detali i pogłosów na MMP daje takie a nie inne efekty i być może zabrzmi to głupio, ale parowanie ich razem, mimo posiadania w każdym przypadku już wzmacniacza słuchawkowego na pokładzie, nie jest pozbawione sensu. Można sobie w taki sposób złożyć nieco komicznie wyglądający przenośny tor audio, ale o większej wydajności, większej klarowności i większej przestrzenności, a więc o wszystkim tym, czego sam osobiście sobie przy wspomnianych układach życzył. Że nie wspomnę również o większych możliwościach, nawet w świetle zakupu od razu uDACa 2, bowiem nie zabierzemy go przecież na miasto do kieszeni. MMP + E07K już tak.
Zostawiając jednak na boku powyższe dywagacje, które chociażby z punktu widzenia czystej logiki są i będą tylko dywagacjami, wróćmy może do clou opisywanego urządzenia, a więc tego, co swoim brzmieniem wprowadza potencjalnie w nasz system.
Wraz z pewnym lekkim podkreśleniem najniższego basu i minimalnym odchudzeniem średnicy z pluszowych wybrzmień (czego proszę błędnie nie poczytywać za totalną naturalizację) daje nam obraz subtelnego uśmiechnięcia się sygnatury dźwiękowej, ale wciąż nazwać MMP można wzmacniaczem grającym jasno i przestrzennie, a przede wszystkim przejrzyście. NU zresztą nie pali się do innego strojenia swoich produktów, ponieważ nie dość, że słuchawki ciemne są zdaje się dominującą nacją pośród propozycji tańszych, to jeszcze sami także przykładają do tego rękę – nie miałem jeszcze u siebie słuchawek NU, które nie byłyby napompowane basowo i muzykalnie. O ile więc w ich DACach słowa „neutralność” albo „liniowość” potrafią od czasu do czasu pojawić się na języku (zwłaszcza przy droższych urządzeniach), tak przy słuchawkach albo świadomie lecą w takie a nie inne sygnatury (i zapewne tak jest), albo inaczej nie potrafią.
Kostkę można opisać najkrócej jako jasnawo grający wzmacniacz kieszonkowy o całkiem dobrych parametrach akustycznych, przede wszystkim w zakresie sceny oraz klarowności góry. Ta wraz z najniższym basem są podkreślone, ale jednocześnie w bardzo rozsądny sposób podawane słuchaczowi jako dodatki do wachlarza serwowanych dźwiękowych dań.
Ponieważ najbardziej pozytywny wpływ na system odsłuchowy MMP notuje w ramach głębi i sceniczności, dźwięki nie zdają się tak zbite oraz zbyt szybko niknące w odmętach pozostałych. Na swój sposób jest to element ratunkowy dla układów i odtwarzaczy, które albo grają ciut ciemniej, albo nie zadowalają nas możliwościami scenicznymi.
Choroby wieku dziecięcego
Nie wszystko złoto co jest NU, niestety. Tak jak pisałem na początku, MMP nie ma przypadłości trapiącej wymienionego tu już E11, czyli odmowy współpracy podczas ładowania. Jednakże muszę przestrzec, że sprzęt jest obrzydliwie czuły na wszelkie zakłócenia, dzięki czemu po podpięciu kabla USB nawet pod dobrej klasy urządzenie, będziemy słyszeli płynące z komputera przebicia rodem jak z najgorszego układu zintegrowanego z płytą. Zresztą nie jest to pierwszy raz w wykonaniu NU, ponieważ uDAC i część wczesnej produkcji uDACa 2 także cierpiała na nadwrażliwość w kontekście stabilności napięć i sygnału idącego po kablu USB, w efekcie wymuszając stosowania kabli krótszych i lepszych jakościowo, pod tak samo lepszymi gniazdami USB, o ile można było o takich przy danej maszynie mówić. Z tym że tam o żadnych przebiciach nie było nawet mowy. Ostatecznie można jak myślę spróbować ładowarek sieciowych z gniazdem USB, ale mimo wszystko przecież siedząc przy komputerze nie będziemy ciągnąć sobie kabla na stół tylko po to, aby naładować coś wielkości pudełka zapałek, jest niedorzeczne. W efekcie macie do wyboru – albo sypać sobie w uszy przebiciami przypominającymi czasy zachwycania się Realtekiem i kupowania najtańszych Philipsów z Makro, albo ładować i używać dopiero po załadowaniu, nabijając tym samym cykle ładowania ogniwa.
Drugi problem to pominięcie diody sygnalizacyjnej przy jednoczesnym ładowaniu i włączeniu urządzenia. W obu przypadkach świeci się tylko i wyłącznie pomarańczowa dioda, przez co nie jest możliwe stwierdzenie wizualnie czy urządzenie tylko się ładuje, czy może ładuje i niepotrzebnie pracuje. Jest to irytujące gdy się o tym zapomni, irytujące także ze względu na błahość problemu.
Trzeci problem wynika z samej specyfiki urządzenia. W przypadku bardzo czułych dokanałówek wzmacniacz wykazuje wyraźne zaszumienie, jednostajne i gładkie, ale słyszalne. Dlatego rekomendowane jest stosowanie go tylko ze sprzętem, który faktycznie wymaga wzmocnienia i charakteryzuje się wyższym oporem własnym. Mogę w tym momencie tylko domniemywać, ale na wyjściu powinno dać się zanotować od 6 do 10 Ohmów, zatem w przypadku słuchawek o niższej impedancji warto wziąć to pod uwagę. Z drugiej strony możliwości prądowe MMP też do największych nie należą, zatem z wymaganiami słuchawek pod niego podpinanych także nie ma sensu przesadzać.
Podsumowanie
To malutkie pudełeczko przypominające zabawkę gra dźwiękiem znacznie większym niż można byłoby się spodziewać. Nie jest idealne, kilka rzeczy można byłoby w nim bezapelacyjnie dopracować i dziwi mnie, że MMP przeszedł w ogóle testy kontroli jakości. No, chyba że polegały one na tym, czy sprzęt wyleciał w powietrze, czy też nie. Na ogół dla większości użytkowników będą to jednak tylko drobne „przeszkadzajki”, które nie wykażą żadnego większego wpływu na odsłuch sam w sobie. Ten zaś przynosi bardzo pożądane w wielu przypadkach efekty – otwartość, głębię sceny, klarowność i większą czytelność, które z miejsca można docenić. W swojej cenie brzmieniowo jest to w moim odczuciu produkt na tyle dobry pod tym względem, że mimo zauważalnie mniejszej przydatności pod różne słuchawki (brak EQ chociażby) byłbym skłonny wybrać go na tle tańszego E06 oraz droższego (i także niedopracowanego) E11. Oczywiście jeśli przełkniemy fakt płacenia za cudze błędy projektowe.