Cavalli Tube Hybrid to znany i popularny wzmacniacz za oceanem, mocno rozpropagowany przez serwis Massdrop (obecnie drop.com), który przejął jego produkcję po tym, jak p. Alex Cavalli przestał produkować sprzęt i zajął się swoją rodziną. Są bowiem rzeczy ważne i ważniejsze. Właściciel jednak zostawił nam, maluczkim, spuściznę w postaci chociażby opisywanego tu urządzenia, które oferuje w swojej ofercie ten powszechnie rozpoznawalny serwis. Przy tej okazji, bardzo dziękuję p. Piotrowi z firmy Q4net sp. z o.o. za możliwość odsłuchu i jak zawsze niesamowitą cierpliwość podczas testów. Recenzja bowiem była tworzona co do clou dźwiękowego we wrześniu 2019 roku, ale dopiero teraz ukazuje się po raz za razem poświęcaniu systematycznie odrobiny czasu na jej wykończenie późnymi godzinami nocnymi. Nie będzie może też przy tej okazji jakoś specjalnie długa, ale mam nadzieję, że treściwa i dobrze ujmująca to, co CTH sobą reprezentuje. A reprezentuje naprawdę sporo jak za te pieniądze.
Jakość wykonania i konstrukcja
To, co podoba mi się w CTH, to jego prosty i elegancki wygląd. Mamy tu naprawdę minimum i jednocześnie wszystko to, co jest potrzebne do szczęścia. Aczkolwiek czuć, że urządzenie nie kosztowało aż tak dużo i najbardziej daje o tym znać matowa (piaskowana) i zdawałoby się trochę cienka obudowa aluminiowa wycinania metodą CNC. Niemniej nie zauważyłem, aby były z nią nawet jakieś estymowane problemy na horyzoncie poza jednym – potwornym zbieraniem wszelkich śladów palców, otarć czy pyłków. Da się to wyczyścić, ale na dłuższą metę jest to syzyfowa praca.
Rewizje
Znane są przynajmniej 3 rewizje tego urządzenia, choć może ich być więcej. Niestety nie mam żadnej informacji na temat tego jaka została mi podesłana przez Właściciela. Sądząc po dacie dokumentacji którą otrzymałem wraz z urządzeniem, jest to sprzęt z trzeciej rewizji, z 2017 roku.
Wyposażenie
To urządzenie o nim nie słyszało. Dostajemy jedynie sam sprzęt i zasilacz sieciowy oraz lampę. Tym samym do uruchomienia urządzenia mamy komplet rzeczy, ale żeby podłączyć je należycie, już nie.
Wnętrzności
Już z zewnątrz widać że dysponować będziemy jedną lampą 6922EH, doskonale znanym Electro-Harmonixem. Potencjometr to najprawdopodobniej (bo nie mogłem i nie miałem zamiaru urządzenia rozkręcać) klasyczny RK09712200MC. I w sumie tyle z informacji o wnętrzu.
Trochę więcej za to wiadomo o parametrach, bowiem sprzęt jest w stanie – przynajmniej wg producenta – dostarczyć nam 1W RMS przy 50 Ohmach i z impedancją wyjściową poniżej 0,5 Ohma dla 1 kHz. Odstęp sygnału od szumu udało się utrzymać na pułapie -97 dB, zaś przesłuch międzykanałowy na -85 dB. Gain ustawiono na sztywno w formie mnożnika x8 (+12 dB).
Za ochronę ma służyć opóźniony start z przełącznikiem wyciszającym oraz wykrywaniem DC offsetu. Mimo to Massdrop informuje nas i tak w instrukcji, żeby podłączać słuchawki przed włączeniem urządzenia i zawsze mieć skręcone pokrętło na zero. Czuję się jak za czasów DIY, które wiadomo jak się skończyło i spowodowało, że odpuściłem sobie ten temat na długie lata, przynajmniej w wymiarze chałupniczych entuzjastów bez żadnej tak naprawdę woli brania za cokolwiek odpowiedzialności. Dlatego uważam, że jeśli już bawić się w DIY (ang. zrób to sam), albo raczej DIFY (ang. Do It For You: wykonam to za Ciebie), to w wymiarze poważnym i jakąkolwiek gwarancją ze strony wykonawcy. Oczywiście nie słowną, tylko solidnym podkładem, a najlepiej zarejestrowaną firmą, bo świadczy to już o tym, że twórca danego urządzenia podchodzi do tematu tak jak pisałem poważnie. I jest wtedy duża szansa, że w razie problemów sami również zostaniemy potraktowani poważnie i niezostawieni na lodzie. Niektórzy tak mocno się przykładają do swoich tworów, że dają na swoje wyroby dożywotnią gwarancję. W kierunku użytkownika jest to bardzo miły i godny szacunku gest, a także dowód pewności wykonawcy że sprzęt nie rozsypie się sam z siebie. Ale dość o tym, wracajmy do recenzji…
Złącza
Przedni panel to gniazda XLR 4-pin oraz jack 6,3 mm, a także prosty włącznik i pokrętło głośności. Wszystko jest albo harmonijne z ogólnym stylem sprzętu, albo wtopione tak, aby nie było widać zbyt dużej ilości obrysów lub – o zgrozo – punktów montażowych. Urządzenie sygnalizuje swoje działanie za pomocą diody umieszczonej na środku przedniego panelu, także w dosyć dyskretny sposób.
Dyskrecja udzieliła się też tylnej ściance, ale tu już trochę niepotrzebnie. Czemu? RCA. Gniazda są niepotrzebnie w zagłębieniach w obudowie, co utrudnia wsadzenie do końca niektórych wtyków RCA. Pamiętam że na Signature One miałem z tym problem, ponieważ są tam zastosowane solidne chromowane Hicony. Producent natomiast jakby sam nie wierzył że ktokolwiek będzie chciał stosować tu lepsze okablowanie. A to błąd.
(Nie)balans
Choć urządzenie wyposażono w gniazdo XLR, nie jest to nic a nic związanego z sygnałem zbalansowanym. Sprzęt jest tylko i wyłącznie single-ended, a XLR jest tylko po to, że jak mamy kabel z wtykiem zbalansowanym, to sobie możemy słuchawki podłączyć bez konieczności stosowania adaptera takiego jak np. mój SE63. Po prostu: masz takie słuchawki? To sobie je podłączysz. Masz na jacka? To też sobie podłączysz. Na obu wyjściach uzyskasz ten sam dźwięk i te same natężenie, plus oba działają jednocześnie. A prawdziwy balans? Tu już niestety trzeba dopłacić do modelu CLCX, tj. Cavalli Liquid Carbon X.
Potencjometr
Mimo, że jest to sprzęt single-ended, trzeba zwrócić uwagę na dosyć czułe pokrętło głośności. Jest to uwaga tym bardziej dla mnie istotna, że nie jestem typem imprezowicza i ani nie lubię gdy słuchawki podskakują mi na głowie, ani gdy sąsiedzi podskakują wraz z moimi kolumnami. Tudzież ja z czyimiś. Nie jestem zającem i nie lubię odsłuchów wyczynowych. Albo po prostu stronię od bezsensownego niszczenia sobie słuchu na stare lata i stawiania każdej kolejnej recenzji pod coraz większym znakiem zapytania. Tym niemniej potencjometrem należy operować w każdym wzmacniaczu ostrożnie i CTH nie jest od tej zasady wyjątkiem.
Największą wadą natomiast potencjometru CTH jest ledwo widoczna kropka wskazująca jego położenie. Stwarza to nie tylko problem z odczytaniem poziomu przy małej widoczności lub w nocy, ale też i ryzyko puszczenia sobie dźwięku że tak powiem „mocno po garach”.
Temperatury i pobór mocy
Pobór nie jest duży. Z pojedynczej lampy oraz wbudowanej tu elektroniki sprzęt był w stanie wykrzesać 11-13 W poboru prądu. Niemniej urządzenie lubi się lekko podgrzać i stąd lepiej nie zakrywać otworów wentylacyjnych, zwłaszcza że producent deklaruje maksymalny pobór na poziomie 35 W.
Sprzęt jest dosyć lekki i nie posiada w sobie zintegrowanego zasilania, więc tutaj także należy mieć baczenie na zasilacz sieciowy, aby nie był niczym przygnieciony za stołem czy szafką. To także jest uwaga o charakterze ogólnym i uniwersalnym.
Przygotowania do odsłuchu
Producent radzi aby urządzenie wygrzewać od 50 do 100 godzin w zakresie lamp i ogólnie zachęca do skorzystania z tej drugiej wartości. Ponieważ sprzęt przyjechał używany, ten problem mnie w niniejszej recenzji nie dotyczył. Sprzęt testowy wylistowany jest w praktycznie każdej recenzji, ale dość powiedzieć, że źródłem był Pathos Converto MK2, a słuchawkami przynajmniej mój standardowy pakiet, jakim są AKG K1000, Sennheiser HD800 i Audeze LCD-XC. Gościnnie były też HiFiMAN Arya, a półkę low-to-mid reprezentowały nieśmiertelne K240 MKII Made in Austria oraz jeszcze wtedy posiadane K242 HD.
Jakość dźwięku
Wzmacniacz zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie i pod względem ogólnego kierunku próbował się stawiać w tym samym nurcie co Aurium. W sytuacji, gdy wszystkie urządzenia są w stanie w pełni fabryczne (fabryczne zasilacze sieciowe, standardowe i te same między nimi okablowanie, listwy i kable zasilające, te same lampy) CTH naśladuje bardzo mocno jego dźwięk, oferując niemalże ksero tej tonalności, ale w gorszym wydaniu: sopran jest mniej selektywny i bardziej zmatowiony, ogólna separacja i dynamika też troszkę odstają, zaś scena jest mniej dokładna i gorszą głębią, ale w zamian bardziej eliptyczna – o dziwo większa na boki.
Teoretycznie sprzęt dodatkowo wspomaga się w tej walce także wyjściem zbalansowanym, ale nie jest ono praktycznie nawet symetryzatorem wyjściowym na wzór Aune X7s, tylko jak pisałem i jak instrukcja urządzenia wyraźnie mówi, gniazdo XLR jest dodane tylko dla wygody użytkownika, aby nie musiał wybierać między dwoma rodzajami kabla. Także choć właśnie tego gniazda rekomendowałbym używać w normalnej sytuacji, w zastanej będzie to wyborem obojętnym i jednocześnie bezcelowym, jeśli planowalibyśmy przerabiać już istniejące swoje okablowanie tylko w tym celu. Nic na tym nie zyskamy, a stracimy tylko czas.
Choć więc Cavalli jest teoretycznie gorszy i znacznie gorzej wyposażony, jego współczynnik ceny do jakości dźwięku jest wciąż wyższy od Pathosa. Z prostego powodu: za wyraźnie mniejsze pieniądze otrzymujemy niespecjalnie wyraźnie gorszy dźwięk przy większości słuchawek do pułapu kilku tysięcy. Dopiero ten lepiej się skalujący pokazałby, jak wiele dzieli Aurium od CTH i to tym dobitniej, im bardziej Aurium byłby doinwestowany (lepsze zasilanie, lepsze lampy, dobre kable).
Przede wszystkim CTH słucha się z przyjemnością i to naprawdę nieskrywaną, dodatkowo napędzaną świadomością zaoszczędzonych Władysławów i ogólnie tańszymi kosztami eksploatacji. Tylko jedna lampa na pokładzie upraszcza wymianę i obniża koszty eksperymentów z innymi jednostkami. Sygnał tylko RCA oznacza możliwość stosowania bardziej dostępnego okablowania. Identyczne wyjścia słuchawkowe nie stawiają wymogów dorabiania adapterów lub wymiany.
Przyjemność ta operuje na dokładnie tych samych fundamentach co Aurium: ładnie podkreślonym basie z „lampowym” sznytem, ale bez pogrzebania po drodze technicznych walorów płynących z tranzystora, przyjemnie pełnej średnicy z dodatkowym plusikiem do bliskości, zmiękczonym sopranem z delikatnym meszkiem oraz ogólnie dobrą scenę, zaznaczającą się bardziej na szerokość. Ot cały sekret grania Cavalli. Tonalność wędruje dokładnie w takiej kolejności jak przedstawiłem: dużo basu, troszkę mniej średnicy, troszkę mniej góry. Przez to układ jest lekko miękki, ale nie robi się ciapowaty, spowolniony czy zaduszony. Trzyma się to mniej więcej złotego środka na fundamencie balansu między rejestrami. Nic się nie wybija, nic się na nas nie wydziera, ale też nie dostajemy klasycznego stereotypowego zamulacza.
Naprawdę nie spodziewałem się, że CTH będzie miał aż tyle analogii, zupełnie jakby była to podpatrzona konstrukcja, ale prostsza, owszem, trochę gorsza, ale jednak oferująca wciąż kawał dobrego dźwięku za wyraźnie mniej. Świetna jednym słowem opcja dla co bardziej oszczędnych audiofanatyków, którzy kombinują jak tylko mogą ze wzmacniaczem, grając na świetny dźwięk o dużej mocy i dobrej klasie za jak najmniej oraz bez przesady z kosztami eksploatacyjnymi z tytułu lamp na pokładzie.
Nie ukrywam, że przez moment przemknęła mi przez myśl sytuacja z forum, w której polecano mi (aczkolwiek już post factum) właśnie CTH. W tej cenie jest to naprawdę kapitalny sprzęt, choć ponownie – ma dla mnie osobiście mniejsze możliwości niż wyraźnie droższy Aurium i jestem użytkownikiem na tyle specyficznym, że mimo wszystko nie żałuję zdecydowania się na Pathosa. Aczkolwiek mówię to z perspektywy dodatkowych w jego zakresie inwestycji później poczynionych jak i prawdopodobnie dużego szczęścia, że ze wszystkimi swoimi słuchawkami trafiłem dosyć celnie w synergię właśnie z tymże urządzeniem.
Na pewno wadami będzie znacznie wyższa cena Pathosa, fakt ciągłej pracy jako hub, dwie lampy zamiast jednej, brak wyjścia XLR. Z drugiej strony praca na sygnale symetrycznym (XLR właśnie), znacznie więcej wejść i wyjść, wspomniana praca jako hub bez konsekwencji dla sprzętu, regulowany gain i balans… no trochę jednak tego się już robi.
Zaznaczyć trzeba jednak, że Pathos w chwili wykonywania testów posiadał dodatkową pomoc ze strony akcesoriów pobocznych związanych z zasilaniem w postaci jednostki LPS, solidnych kabli zasilających (PC-2 EVO, PC-3) oraz listwy zasilającej (LS1) od Lucarto Audio, za co kłaniam się uniżenie. Dodatkowo do zabawy dołączyło później moje własne okablowanie zasilające, jak również potężny kondycjoner sieciowy IsoTek EVO3 Aquarius. Oczywiście doliczyć trzeba także dwa dodatkowe komplety lamp: 6N23P-EW oraz 6N1P-EW OC.
Dopiero później po odesłaniu wszystkiego skompletowałem z czasem własny egzemplarz jednostki LPS, kondycjoner KS300 oraz wcześniej wykonane własne kable zasilające do kompletu, ale na tamten czas, tj. wrzesień 2019, dysponowałem napożyczanym sprzętem takim a nie innym i to wcale nie gorszym. Wszystko to razem przełożyło się na to, że Pathos wyraźnie odskoczył mi od produktu Cavalli Audio. Niestety ale sprzęt pracuje na innym napięciu, więc ten sam zasilacz nie mógłby być zastosowany do napędzenia CTH. Do tego Pathos notuje przewagę w postaci ogólnie wyższej klasy, sygnału XLR, także walka troszkę to była w takich okolicznościach nierówna i to głównie ten fakt zdecydował o tym, że sprzęt zdegradowałem w obu przypadkach do formy fabrycznej. Wciąż jednak tkwi mi w głowie ta dynamika i pociemnione tło, jakie pojawiły się w moim systemie.
Jednym słowem potencjał Aurium był większy nie tylko ukazywał się na tle dodatkowego osprzętu dedykowanego, ale też potwierdzony był przez innych użytkowników. W sumie to nawet jeszcze wcześniej był on zgłaszany niż sam ten temat zgłębiłem, więc można powiedzieć, że to ja zostałem namówiony, a nie że byłem pierwszy w jego odkrywaniu. Czy CTH posiada takie same zdolności – na pewno da się z niego wyciągnąć więcej. Lepsze lampy, może lepszy zasilacz, lepsze kable RCA, ale na tym koniec. Sygnał nadal będzie wprowadzany jako single-ended, a klasowo w pewnym momencie moim zdaniem sprzęt po prostu odpuści pogoń. Czy warto inwestować w ten sprzęt? A może warto gonić w sprzęty lepsze? To już pozostawiam własnym decyzjom i budżetowi.
Zastosowanie i synergiczność
Wzmacniacz okazał się bardzo praktyczny w codziennym użytkowaniu. Dużym plusem jest właśnie konkretna moc urządzenia, przez co trzeba troszkę ostrożnie obchodzić się z pokrętłem głośności nawet mimo pracy tylko jako single-ended. Sprzęt jednak pasuje przez to i do K1000, i HD800… De facto jest to w sumie jeden z najtańszych wzmacniaczy słuchawkowych jakie jestem w stanie do K1000 w ogóle polecić, jeśli ktoś nie słucha głośno i nie chce pakować się w zabytkowe wzmacniacze stereo przysposobione do roli napędu do tych leciwych AKG.
Pasowanie jednak niech nie oznacza, że to sprzęt idealny i perfekcyjny do wymienionych. Zarówno HD800, jak i Arya, a co za tymi dwiema parami idzie ADX5000 czy HE1000, wszystko to będzie miało swój własny charakter zachowany. Bardziej korzystnie wypadają tu LCD-XC i słuchawki jaśniejsze, ale nie do poziomu konieczności korygowania, jak np. starsze K240 MKII czy K242 HD. CTH dobrze się sprawdzi także z DT990 i 1990, zwłaszcza po wymianie lampy na coś cieplejszego, np. Teslę E88CC czy poczciwą 6N23P.
Także jak widać sprzęt ma swoje zastosowania i moim zdaniem przebija na możliwościach klasyczne rozwiązania pokroju Aune T1 SE czy X7s, nawet mimo faktu, że ten pierwszy posiada DACa na pokładzie, a drugi funkcję PRE i faktycznie podwójną końcówkę mocy. To bowiem właśnie Cavalli stoi najbliżej tego, co moglibyśmy już uznać za dźwięk z wyższych sfer.
Podsumowanie
Z perspektywy zwykłego zjadacza audiofilskiego chleba, który nie lubi wydawać dużych kwot, zwłaszcza na same wzmacniacze, a którego nie interesują zbędne funkcje i wodotryski, CTH zdaje się być wzmacniaczem idealnym. Hybrydowa konstrukcja o dużej głośności, sprzęt estetyczny i dobrze wykonany, w atrakcyjnej cenie, posiadający tylko jedną lampę i niski pobór prądu, a tym samym dużą ekonomię, mający na sobie dwa wyjścia działające jednocześnie, grający jak tańsze wydanie cenionego i wykorzystywanego przeze mnie osobiście Pathosa Aurium… praktycznie cud, miód i audiofilskie orzeszki.
Wady Cavalli Tube Hybrid to z kolei bardzo ubogi pakiet wejść (tylko jedna para RCA) i wyjść (brak jakiejkolwiek symetryzacji na XLR). Sprzęt więc jedynie „udaje” semi-balans, będąc w rzeczywistości po prostu zwykłą jednostką single-ended z wbudowaną w obudowę przejściówką na XLR 4-pin, której obojętne będzie czy wepniemy się tak, czy przez jack. Nadrabia to jednak z nawiązką opłacalnością i serwowanym w tym zakresie dźwiękiem, także jeśli ktokolwiek szukał naprawdę sensownego, taniego wzmacniacza do prostego systemu audio, a któremu zależy na niezmarnowaniu dosłownie ani jednej złotówki, Cavalli powinien być praktycznie na pierwszej pozycji zakupowej z listy. Z mojej strony więc za wędrującą pod sufit opłacalność (zwłaszcza teraz po przecenie z 250 na 175 USD) – Rekomendacja.
Recenzowany wzmacniacz jest możliwy do nabycia na stronie Massdrop (drop.com) w promocyjnej cenie 175 USD
Zalety:
- estetyczny i prosty design
- jakby nie patrzeć dwa wyjścia słuchawkowe bez konieczności stosowania adapterów
- oba gniazda słuchawkowe działające jednocześnie
- jedna wymienna lampa oznacza niskie koszty eksploatacji
- niski pobór prądu i brak mocnego nagrzewania się w trakcie pracy
- całkiem spora moc wyjściowa
- nie stwierdziłem brumienia i szumienia
- przyjemne, podbarwione na muzykalność brzmienie
- bardzo wysoka opłacalność
Wady:
- „oszukany” XLR
- zbyt głęboko osadzone gniazda RCA
- niewidoczne wskazanie potencjometru
- ubogie wyposażenie dodatkowe
- piaskowane malowanie obudowy ukazujące wszystkie pyłki i dotknięcia
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla p. Piotra za użyczenie mi swojego prywatnego sprzętu do testów.