Aune jest dosyć nową gwiazdką na naszym rynku, produkty tego producenta są znane bardziej raczej za oceanem i z obrazu wyłania nam się tam specjalizacja w rozsądnie zdawałoby się na pierwszy rzut oka wycenionych wzmacniaczach słuchawkowych oscylujących wokół rozwiązań lampowych. Powstają naturalnie pytania cóż to za dziwo, jak się sprawuje i czy aby cena nie jest tu odzwierciedleniem czegoś dziwnego, zupełnie jej niewartego. No cóż, gdybym miał więcej ich produktów, to bym się zapewne w tej sprawie wypowiedział, tymczasem lampowy wzmacniacz Aune T1 musi póki co wystarczyć za odpowiedź cząstkową. I gdyby reszta ich produktów grała tak sympatycznie, to byłbym spokojny o pozostałe fragmenty tej układanki.

 

Dane techniczne

– pasmo przenoszenia: 20Hz-20kHz
– S/N ratio: >= 120dB
– wyjście liniowe: 2V rms
– odpowiednia impedancja słuchawek: 30 – 600 Ohm
– impedancja wejściowa: 100 Ohm
– impedancja wzmacniacza: 10 Ohm
– obsługa USB: do 24bit/96kHz

Moc wzmacniacza słuchawkowego:
– 32 Ohm = 1000 mW
– 120 Ohm = 400 mW
– 300 Ohm = 150 mW

Zestaw, prócz samego urządzenia, zawiera:
– kompletną instrukcję
– pozłacany kabel USB
– zasilacz sieciowy
– pozłacany adapter na 3,5 mm
– zabezpieczoną osobno lampę 6922EH
– dwie pary widełek zabezpieczających lampę po montażu na urządzeniu

 

Jakość wykonania i konstrukcja

O jakości wykonania Aune mógłbym rozwodzić się w samych superlatywach. Dostajemy tu przede wszystkim bardzo solidny aluminiowy korpus, który stanowi powód tak wielkiej masywności tego urządzenia. Jednocześnie, co warte jest zaznaczenia, obudowa pełni rolę radiatora, ponieważ z jednej tylko lampy montowanej na stopniu wejściowym wydziela się typowa dla takich konstrukcji ilość ciepła, przez co łatwiej jest wszystko schłodzić. Trochę gorzej pod tym względem ma zasilacz 15V z klasycznym wtykiem DIN. Czuć że siedzi w środku małe trafo, które nagrzewa się od spodu nawet wtedy, gdy urządzenie jest od niego na stałe odłączone, a tylko sam zasilacz wpięty do prądu. Wystarczy jednak przewrócić go na bok, aby chłodzenie znacznie się poprawiło, nic poważnego.

 

Aune T1Aune T1Aune T1Aune T1Aune T1Aune T1

 

Po włączeniu lampa za każdym razem poddawana jest ok. 30-sekundowemu okresowi bezpiecznego startu, podczas którego rozgrzewa się żarnik i dopiero na samym końcu zapodawane jest napięcie anodowe. Zabezpiecza to lampę przed przedwczesnym zużyciem i zwiększa bezpieczeństwo urządzenia oraz sprzętu doń podłączonego. Ponieważ lampa pracuje na stopniu wejściowym, jej średnia żywotność powinna wynosić ok. 4000 do 6000 godzin, aczkolwiek wartości te mogą się zmieniać w zależności od warunków pracy czy też jakości wykonania danej jednostki. Testowany egzemplarz Aune T1 był dostarczony już od razu w wersji upgrade, tj. z lampą 6922EH od Electro-Harmonix’a (standardowo jest tam chińska lampa 6N11). Ilość kompatybilnych lamp w razie czego jest dosyć imponująca: 6DJ8, ECC88, 6922, E88CC, 7308, 6N23P, 6N27P, 6N11, 6N1P, 7DJ8, PCC88, ECC189, 6ES8, E188CC, ECC86, 6GM8, PCC189, 7ES8, Cca, CV2492, CV10320, CV5231, CV5354, CV5358 oraz M3624. Do pary oddelegowano tu jeszcze dwa układy: kontroler USB Tenora TE7022 oraz układ DAC BurrBrowna PCM1793.

Pod spodem znalazły się dwa wyżłobienia z mikroprzełącznikami DIP odpowiedzialnymi za ustawienie stopnia wzmocnienia (gain). Ponieważ wzmacniacz już na standardowym ustawieniu przejawiał naprawdę sporą moc, uznałem, że nie będę się nimi bawił. Nie chciałbym szukać swoich słuchawek po drugiej stronie ulicy, a uszu w mieszkaniu sąsiada z góry, z którym mógłbym się od tej chwili witać przez sufit.

Z tyłu umieszczono włącznik (SW), naturalnie jest też gniazdo USB, zasilające DIN oraz dwie pary RCA – AUDIO IN oraz OUT. Aune trochę dziwacznie jednak rozwiązał kwestię obiegu po nich sygnału. Na samej górze znajduje się przełącznik LINE – USB odpowiedzialny za wykorzystanie T1 jako wzmacniacza lub combo DAC+AMP. I teraz tak:
– dla sygnału cyfrowego USB
Działa frontowe wyjście słuchawkowe, a więc wzmacniacz, jak również sygnał jest wyprowadzany przez tylną parę RCA oznaczoną jako AUDIO OUT, czyli funkcjonuje jako czysty DAC.
– dla sygnału analogowego AUDIO IN
Działa tylko frontowe wyjście słuchawkowe, sygnał nie jest transportowany na AUDIO OUT.

Widać wyraźnie, że Aune koncentruje się takim obrazem na jasnym oddelegowaniu T1 roli stricte słuchawkowej. Skoro tak się rwie, to zobaczmy zatem jak się w tejże roli sprawuje.

 

Brzmienie

Wzmacniacz słuchawkowy
Utarło się przez lata, że brzmienie „lampowe” to takie, które podbudowuje średnicę subtelnym, bursztynowym jak one same, posmakiem, analogową nutą mającą w sobie zarówno czar i urok, jak i unikatowy klimat bardzo trudny na ogół do osiągnięcia po stronie układów scalonych. T1 wpisuje się dokładnie w ten właśnie kanon ze swoją 6922EH, choć jak na „tylko” jedną lampę gra to naprawdę bardzo ładnie.

Tradycyjnie idąc już utartym schematem opisowym uderzamy w pierwszej chwili o bas. Linia basowa jest tu renderowana niewymuszenie, swobodnie i w bardzo przyjemny sposób. Słowo „przyjemność” zresztą było pierwszym, które przyszło mi na myśl. Ilościowo jest dokładnie tyle, ile powinno być. Nie za dużo, nie za mało, jakby Aune odmierzało nam go menzurką z precyzyjną podziałką na krawędzi. Wspomniana przyjemność jednak nie bierze się tu z bardzo dobrego dobrania natężenia, a nadania mu zaokrąglenia i wygładzenia. Gładkość zresztą będzie się nam przewijała przez cały niemal czas.

Bas nie jest w tym układzie dominujący, ale też nikt nie powinien odczuwać jego niedoboru – to po prostu solidny i stabilny zakres tonalny o dokładnym wyważeniu i fakturze. Słuchawkom basowym nie przysporzy więcej basu, ale też tym lekkim na basie go nie doda i nie dociąży tego typu konstrukcji. Warto mieć mimo wszystko baczenie na ten aspekt przy wyborze Aune za swoje główne urządzenie napędowe.

Średnica to w zasadzie najmocniejsza strona T1. To miodność i bogata paleta barw, która przebija nam się do głowy totalnym stereotypem lampowego grania i choć nie do końca w teorii słusznym, tak jednak mającym tu swoją słyszalną aplikację. Jest podbudowana, urokliwa, zagęszczona i podawana niczym w karmelowej polewie – to wciąż te same danie co zwykle, ale jednak bardziej klei się w ustach. Naturalnie zdaję sobie sprawę że powyższym opisem kojarzę się zapewne z rasowymi recenzjami audiofilskimi, gdzie takie próby opisowe są stosowane nagminnie, ale naprawdę właśnie takie mam odczucia podczas słuchania małego Aune.

Za każdym razem i przy naprawdę różnych słuchawkach czuć było właśnie średnicę jako to, co staje się wizytówką możliwości T1 i zakresem najbardziej faworyzowanym. Faworyzacja ta odbywa się nie poprzez wypychanie średnicy wprost do gardła słuchacza, a bardziej na odpowiedniej, znów przyjemnej i gładkiej, prezentacji w nieco grubszym ubraniu, niż zwykły nam ją prezentować układy tranzystorowe. Urządzenie mówi nam wprost: „pokażę Wam co znaczy porządna i wciąż budżetowa lampa”. I choć sam jestem przyzwyczajony bardzo mocno do scalaków, to tej konkretnej lampie uroku naprawdę odmówić nie sposób.

Zakres średniotonowy zachowuje się ładnie nawet na słuchawkach, które same z siebie lubią go eksponować. Pięknie eksponuje wokale, nadaje im przyjemnego puchu, urokliwości, ale nie pogrubia ich w sposób przesadny. Lampa robi zamiast tego dokładnie to, czego byśmy sobie od średnich życzyli, aby robiła – osładzała nam delikatnie brzmienie zgorzkniałe i zwilżała podsuszone. Średnica zachowuje się zawsze kulturalnie i przede wszystkim bardzo ładnie zgrywa ze słuchawkami cierpiącymi na szeroko pojętą ułomność czy też wręcz niedobór średnich zakresów, o tym jednak powiem nieco szerzej przy okazji zastosowania. Potrafi subtelnie podnosić również smak średnich tonów wszędzie tam, gdzie nie tyle wcześniej wymienione słuchawki co do tej pory używane z nimi źródło nie było w stanie się ze sobą porozumieć i uzyskiwaliśmy na wyjściu twór nie do końca trafiający w nasz gust, o mniejszej lub odstającej od oczekiwań synergii.

Góra to powtórka schematu z zakresu basowego, a więc spokojne wygładzenie i zaokrąglenie. Cierpią na tym trochę mikrodetale, ale wciąż ogrom tychże informacji do nas na szczęście dociera. Nie nazwałbym tego jednak nawet „przyciemnieniem”, a jedynie „stonowaniem” i to subtelnym, dlatego T1 świetnie nadaje się jako kompan dla słuchawek o jasnym charakterze, których krzykliwość góry powinna być przytemperowana w sposób kompetentny, precyzyjny i na finiszu ponad wszystko pozytywny. Fakt, na tle dobrych scalaków nie będzie to mistrzostwo detaliczności, a względem wyciągnięcia góry na wyżyny rozciągnięcia również nie są to rekordy bite przez wymienione, ale wciąż jest przynajmniej bardzo dobrze w ramach obu tych aspektów, część rzeczy nadrabiając elementami dla lampy rzekłbym unikatowymi. No i przede wszystkim pamiętajmy w jakiej cenie tu w ogóle operujemy.

Pod względem scenicznym Aune również ma się z czym na salonach pokazać, a raczej umieszczony w nim (na nim) Electro Harmonix, choć i tu nie obyło się bez potknięć. T1 skupia się na renderowaniu sceny eliptycznie, bardziej na szerokość niż głębokość, czego część osób może w tym układzie nie do końca zaakceptować. O tragedii jednak definitywnie mówić tu nie sposób, gdyż całość trzyma się jeszcze mocno rozsądnego doboru proporcji. Fakt faktem jednak układ ten specjalizuje się klasycznym można byłoby powiedzieć renderowaniu dźwięku bardziej „na boki”, przypominając mi tym samym zachowanie się konkurencyjnych cenowo i klasowo układów TPA6120A2. Jest to argument jednak dosyć subiektywny, po prostu takie miałem wrażenie i patrząc po produktach w niego wyposażonych, a wycenianych również w podobnej klasie cenowej (bo nie identycznie), stawiałbym je jako naturalną konkurencję dla T1 od strony tranzystorów, o czym powiem w dalszej części recenzji.

Wracając jeszcze na moment do sceny – nie samymi rozmiarami się ona cechuje i przy jakichkolwiek porównaniach w uszy rzuca się ponownie pewne zagęszczenie, jakby taki był już charakter tego wzmacniacza. Nie jest to surowa prezentacja alokacji, a zostawienie sobie raczej marginesu na smaczki i niespodzianki przy jednoczesnej mocnej koherentności wszystkich planów. Nic nam się tu nie rozsypuje, nic nie rozjeżdża, wszystko zostaje zaprezentowane jako konkretna całość, co na ogół poczytamy za szczery plus. Dopiero przy znacznie droższych i bardziej wymagających słuchawkach mocno osłuchanych do tej pory przez nas na względnie dobrych systemach tranzystorowych będziemy odczuwali to prawdopodobnie w sposób negatywny, zwłaszcza jeśli ktoś mocno się do takiego brzmienia przyzwyczaił. Po prostu scena będzie dla niego aż nazbyt koherentna i tęskno mu będzie do tej absolutnej separacji i detaliczności, nawet jeśli odbywać by się to miało kosztem rozbicia planów. Jako osoba patrząca na scenę i górę niezwykle krytycznie muszę przyznać, że mimo wszystko Aune wyszło spod moich uszu obronną ręką.

 

DAC (wyjścia RCA)
Ukryty w Aune konwerter PCM1793 (którego spotkać swoją drogą można w znacznie droższych urządzeniach, jak np. kosztującym prawie 10 tys. zł przedwzmacniaczu C/A Naim NAC-N 172 XS) został użyty zapewne nie bez powodu, ponieważ jego brzmienie na surowo odstaje w znaczny sposób od sposobu grania samej lampy i w dużej mierze je kompensuje. Jak pisałem na samym początku, rola T1 ma się w zamyśle producenta sprowadzać do obsługi dynamicznego sprzętu słuchawkowego, więc nie dziwota, że DAC gra tu jasno i dosyć ostro, a mój opis sprowadza się zaledwie do krótkiej notki o jego grze.

Przy całej jego nawet dobrej jakości brzmienia i typowo „cyfrowym” graniu, cały czas miałem w uszach jedną rzecz – surowo i wyraźnie serwowaną górę, bez żadnej taryfy ulgowej, żadnego wygładzenia znanego mi z przedniego wyjścia. STAX nie dał się nabrać na te klocki, od razu dało się to wyczuć, można powiedzieć że to mój podręczny wykrywacz kłamstw, który uwielbiam wyciągać właśnie na takie okazje. Z kolei M-35 wraz z Q80 o wiele bardziej polubiły się z tak serwowanym sygnałem, gdzie końcówka mocy jest układem neutralnym o większej tolerancji, zaś kolumny grają z większym naciskiem na średnicę. Nie ma co się czarować, to mainstream, zatem przeświadczenie, że PCM został użyty tu do jak najlepszego współgrania z górnymi zakresami obu używanych w tym modelu lamp, nie bierze się u mnie jak widać z nieba. Było to zresztą chyba najbardziej rozsądne wyjście od strony konstrukcyjnej i gdyby postąpiono inaczej, to wszystko to wyraźnie odbiłoby się na naprawdę dobrej kondycji sygnału wzmacniacza z przodu. Wyjątkowo zatem puszczam jego, skądinąd zupełnie znośne, brzmienie z przymrużeniem oka i skupię się w podsumowaniu głównie na tym, w czym T1 ze wszech miar stara się do nas przemówić.

Ogólnie małe, choć ciężkie, Aune T1 zaprezentowało się z bardzo dobrej strony, którą jest przede wszystkim wykorzystanie go jako wzmacniacza wraz z DACiem jako jeden pakiet. Nie jest to sprzęt przewracający pół rynku do góry nogami, a raczej praktyczna aplikacja sprawdzonych i pewnych rozwiązań, czyniących z „te jedynki” pewnego kompana zwłaszcza w tych systemach, gdzie liczą się nie tylko pieniądze, ale i korekcyjny względem słuchawek efekt końcowy. Często jest bowiem tak, że słuchawki okazują się być skrojone dla nas niemal na miarę pod wieloma względami, a tylko kilka rzeczy może nas w nich razić i za wszelką cenę staramy się je zniwelować. Czasami właśnie takim czymś jest rozochocony bas lub zbyt jaskrawa góra o braku kultury i wygładzenia, a czym z powodzeniem (nie przesadyzmem) zajmuje się T1.

Brzmienie w przypadku używania tak jak pismo nakazuje (a więc jako DAC+AMP) jest tu zatem kulturalnie wygładzone, zaokrąglone na skrajach, przyjemne i okraszone nutką urokliwej słodyczy. Mimo białego podświetlenia lampy, kolorem kojarzącym się tu niemal od pierwszych chwil jest bursztynowy. Przyjemność to słowo-klucz w przypadku tego układu, bas jest przyjemny, góra jest przyjemna, średnica miodna i podbudowana ale z umiarem i rozsądkiem, a także dosyć dobra, również wykazująca się analogowym posmakiem, scena. To wszystko czyni T1 bardzo dobrym pierwszym krokiem na drodze lampowej dla wszystkich, którzy pragną spróbować znaleźć odpowiedź na pytanie, czy tego typu rozwiązania mogą dać im to, czego do tej pory próżno szukali po stronie tranzystorów. Czas spędzony z małym Aune definitywnie nie był czasem straconym i to bez względu na podpinane do niego słuchawki czy też odtwarzany materiał. Co prawda można byłoby sobie życzyć trochę więcej detaliczności, troszkę lepsze rozciągnięcie, czy też nieco większą głębię sceny, ale i tak nie jest źle, zwłaszcza w tej cenie.

 

Zastosowanie

Wiele uwag odnośnie najlepszej synergiczności Aune w różnych sytuacjach zostało już przeze mnie wymienionych wcześniej przy okazji akapitów opisu brzmieniowego. W przypadku lampy 6922EH jedyną rzeczą, na jaką musimy na ogół zwrócić uwagę, to odpowiedni dobór słuchawek, aby w jak największym stopniu wspominany obszernie jej charakter wykorzystać. Oczywiście nic na siłę i jeśli wybór będzie odbiegał od wzoru synergiczności, to wcale nie oznacza to, że Aune nam się mówiąc kolokwialnie „wysypie”. Zresztą nawet jeśli efekty będą odbiegały od naszych oczekiwań, zawsze można spróbować zamówić i wymienić lampę na inną, byle tylko zgodną parametrami.

T1 sprawdzi się najlepiej w przypadku słuchawek potrzebujących bardzo dużo mocy oraz grających brzmieniem typu „V”, jak np. Beyerdynamic DT990 PRO. To, co wzmacniacz jest w stanie z nimi osiągnąć, jest prawdopodobnie ziemią obiecaną dla „prawie zadowolonych” posiadaczy tego modelu, chcących nabyć sprzęt za jeszcze jako tako umiarkowane pieniądze i nie uderzając w rozwiązania DIY. Bas ulegnie w ich przypadku przyjemnemu zaokrągleniu, średnica podbudowaniu i ukonkretyzowaniu, góra wygładzeniu. Całość będzie tu zauważalnie bardziej potulna i łatwiejsza do opanowania, także jest to komplet zmian, jakie większość ich użytkowników mogłaby sobie życzyć. Oczywiście trzeba być z nich „prawie zadowolonym”, ponieważ jeśli słuchawki nam wyraźnie nie pasują nawet po dłuższym się z nimi zapoznaniu, to źródłem takiego stanu rzeczy niestety się raczej w magiczny sposób nie odmieni. Będzie lepiej, ale zawsze „coś” tam się uchowa co będzie przeszkadzało i dotyczy to każdej bez wyjątku pary słuchawek, nie tylko DT990 PRO.

Również i inne słuchawki mogą się tu sprawdzić, chociażby:
– Sennheiser HD600, które nabiorą pewnego przyjemnego posmaku nawiązującego do HD650, zwłaszcza w ramach średnicy,
– Beyerdynamic DT880, AKG Q701 (zwłaszcza modyfikowane) i K612 PRO, ze względu na bardzo pozytywne zmiany w obrębie sekcji wysokotonowej, choć bez bezpośredniego rozwiązywania kwestii niedociążonego dla niektórych dołu,
– AKG K550 jako jedno z lepszych źródeł pod względem synergii całościowej, zwłaszcza w zakresie obsuszanej przez nie nieco zbyt mocno średnicy. Prawdopodobnie też i K545.

Jednym słowem – eksperymentowanie z sygnaturami o podkreślonych skrajach lub wymagających brzmienia kulturalnego i stonowanego jest tu jak najbardziej pożądane i przynieść może w teorii najlepsze efekty. W teorii, ponieważ wiele zależy tu oczywiście od samych słuchawek, ale mimo wszystko należy zauważyć, że nie jest prawidłowością iż tylko brzmienie typu „V” ma na tym układzie prawo bytu, ot chociażby wspomniane HD600.

 

Aune T1Aune T1Aune T1Aune T1

 

A jak z opłacalnością? Ze względu na swoje możliwości, osiągi i w zasadzie całokształt muszę powiedzieć, że T1 bardzo mocno trzyma się swojej półki cenowej i choć można w tej cenie nabyć chociażby Feliksa, Xindaka czy HiFiMANa, to jednak pod względem całościowym malutki Aune ma naprawdę co pokazać. Weźmy sobie np. zdawałoby się atrakcyjnego HiFiMANa EF2A, dwie lampy, DAC USB, całkiem miło. Tymczasem z jakością wykonania (a raczej kontrolą tejże jakości) nie jest do końca różowo, każdy radzi niemal od razu wymieniać jego „pospolite” 6J1 na inne, DAC zaś nie powala osiągami i jakością dźwięku ustępuje pola przed PCM1793, tak samo jak funkcjonalność względem PCM’a jest z jego strony dosyć ograniczona. U Aune sprawa wygląda zupełnie inaczej i niestety dla produktu HFM wynik – na w zasadzie każdym polu – jest jednoznaczny. Zupełnie inaczej to wygląda przy EF5, ale to już zupełnie inna klasa i cena.

T1 traktuję osobiście (podkreślam – osobiście) jako odpowiednik takich Xonarów Essence ST/STX po stronie lampowej. Wymienne „kostki” w obu przypadkach, podobne zachowanie sceniczne co ich TPA, podobna klasa brzmieniowa i naprawdę wysoka wartość samego urządzenia – te cechy zebrane razem ciągną mnie bardzo skutecznie ku takiemu jego postrzeganiu. Bardzo cenię sobie te karty, nie tylko ja zresztą, zatem można zapisać sobie moje uwagi jako wyraźny pod adresem Aune komplement. Naturalnie wszystko w granicach rozsądku.

 

Podsumowanie

Tak jak pisałem czas spędzony z Aune śmiało mogę zaliczyć do przyjemnych. Choć z perspektywy kostek scalonych T1 może wydawać się układem o mniejszych „osiągach technicznych”, to nie podlega wątpliwości, że ma swój urok i charakter, którego próżno szukać we wcześniej wymienionych. To przyjemne i muzykalne brzmienie, które sprawdza się wtedy, gdy nasze słuchawki okazują się być zbyt suchymi i pozbawionymi życia, nie czarują i oferują beznamiętną techniczność oraz analityczność ponad zabawą kolorami i ubieraniem dźwięku w należyty smak, a co jednocześnie tranzystorem ciężko byłoby skorygować przy zachowaniu jeszcze jako tako rozsądnej ceny pakietu. Poza tym to naprawdę mocny i całkiem dobrze wyposażony układ, więc cokolwiek by się nie działo, T1 ma szansę od razu wprost z pudełka się sprawdzić w naprawdę różnych sytuacjach i pod różnym obciążeniem. Krótko mówiąc mimo pewnych uwag idzie rekomendacja z mojej strony – ciekawy sprzęt dla fanów relaksacyjnego i spokojnego brzmienia lampowego z zadatkami na korekcyjność za rozsądne pieniądze.

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

2 komentarze

  1. Szkoda, że pisze Pan właściwie tylko o słuchawkach – i tym samym zastosowaniu wzmacniaczy do nich – firm AKG i Sennheiserach. Szkoda, że ani razu prawie nie pada propozycja łączenia recenzowanych przez Pana wzmacniaczy lub DAC-ów z dość popularnymi Grado. A tak co recenzja sprzętu, to te same słuchawki 🙂 Oczywiście rozumiem, że Pana upodobania to jedno, ale przecież i Grado to sprzęt równie dobry, a może i lepszy, więc i może i do nich – i z nimi – zestawiałby Pan wzmacniacze i DACi. Pozdrawiam

    • Szkoda Panie Janie, że blog prowadzę – z braku czasu i poświęcaniu się pracy zawodowej – tylko hobbystyczne, toteż będąc jedną osobą mam na głowie zawsze cały proces tworzenia każdej z opublikowanych recenzji: od umówienia się na testy i odebrania sprzętu, przez jego gruntowny odsłuch, aż po grafiki, zdjęcia, napisanie i sprawdzenie tekstu, a w czym kompletnie nikt ani mi nie pomaga, ani żadnego z tychże etapów nie sponsoruje. Szkoda, że dystrybutor Grado nie odezwał się ani razu przez 6+ lat działalności bloga i nie zaproponował słuchawek na testy. Szkoda, że częstokroć jeśli sam nie nabędę danej pary za własne pieniądze, nie byłoby często do czego mieć jakiegokolwiek porównania. Mógłbym równie dobrze kompletnie nic nie pisać i na powrót zostać anonimowym konsumentem, ale mimo to jednak wierzę, że z perspektywy osoby prywatnej i niezależnej, za którą nie stoi żadne zaplecze, własne zdanie jest jak najbardziej sens wyrażać – nawet z wszelakimi temu towarzyszącymi ograniczeniami i konsekwencjami, pośród których ewentualne upodobania są raptem tylko jedną z części składowych.

      Porównywanie do tych samych par ma swoje dobre strony – powtarzalność platformy testowej, porównywalność wniosków między recenzjami ze sobą, namacalne punkty odniesienia. Ich ilość staram się zawsze maksymalizować na potrzeby danej recenzji i w kontekście ceny danego urządzenia. Trudno bowiem oczekiwać, że ktoś do DACa za 500zł będzie podpinał słuchawki planarne za prawie 4 tysiące. Z tego też tytułu w każdej recenzji występuje różny sprzęt, nie tylko marek AKG i Sennheiser, często w ogóle nawet niewymieniany. Dopiero najnowsze recenzje posiadają wylistowany sprzęt użyty podczas testów.

      Co do samej marki Grado – osobiście nie jestem fanem chociażby w kontekście awaryjności tego sprzętu oraz wygody, a także sprzęt ten – prócz może modelu RS1e – znajduje się poza moim potencjalnym zainteresowaniem. Całkowicie prywatnie i subiektywnie nie uważam, aby był to sprzęt lepszy od posiadanych przeze mnie par, włącznie z rekablowanymi LCD-3. Jednocześnie nie mam też podstaw by zaprzeczyć, że może takowym się okazać lub być jak sam Pan pisze – równie dobrym. Być może kiedyś jednak będzie okazja do zabrania w tym względzie oficjalnego stanowiska, a jeśli nawet nie, to cóż, trudno.

      Również pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *