Recenzja WESC Chambers by Rza

Chyba właśnie dlatego nie lubię rzeczy modnych – bo moda panująca dookoła i mój gust rozmijają się najczęściej o lata świetlne. Nie lubię „szpanu”, nie uznaję słuchawek designerskich, wygląd nie jest dla mnie celem samym w sobie. To jednak, za co cenię sobie słuchawki to – prócz wygody i opłacalności – brzmienie. Pod tym względem zaskoczyły mnie swego czasu Noontec Zoro HD i udowodniły, że słuchawki designerskie nastawione na świecenie ludziom po oczach na ulicy wcale nie muszą grać tandetnie, a więc przecząc tym samym temu, co powszechnie możemy w tym segmencie rynku spotkać. Pytanie zatem zasadnicze: czy WESC Chambers by Rza również będą tego typu chlubnym wyjątkiem potwierdzającym regułę?

 

Dane techniczne

– nawet nie wiem czy jest sens je wypisywać…

W zestawie otrzymujemy prócz samych słuchawek:
– pokrowiec,
– dwa wymienne przewody 1,2m, w tym jeden z pilotem,
– przejściówkę samolotową.

 

WESC Chambers by RzaWESC Chambers by RzaWESC Chambers by RzaWESC Chambers by RzaWESC Chambers by RzaWESC Chambers by RzaWESC Chambers by RzaWESC Chambers by Rza

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Jak na designerskie słuchawki przystało WESC Chambers popisują się rzucającym się w oczy wzornictwem oraz opakowaniem, które sumarycznie można byłoby porównywać do kupowania sobie butów marki Adidas. Specyficzny zapach wydobywający się z niego zresztą tylko w tym utwierdza, tak samo jak przekonanie, że Chambers zostały tak zaprojektowane, aby z pudełkiem Adidasów pełnić ładnie komponującą się parę. No ale dość uszczypliwości i przejdźmy do konkretów:

– wykończenie i materiały
Jakość wykonania wizualnego stoi na wysokim poziomie… póki nie zwrócimy uwagi na skrupulatnie poukrywane detale, których wykończenie zostało zignorowane właśnie z tego względu, że nie rzucają się w oczy. Materiałem dominującym jest zmatowiony i przyjemny w dotyku plastik, ale obrysy muszli oraz wysięgniki pałąka są już metalowe.

– pałąk
Wykonany został w niewątpliwym pocie czoła z dwóch elementów plastikowych wsuniętych jeden w drugi za pomocą szyn na krawędziach. Wierzchnia warstwa jest ze względów wytrzymałościowych twardsza od wewnętrznej, do której zresztą przyklejono niebieską poduszkę amortyzującą. Z czasem może się odklejać, ale miałoby to miejsce dopiero po przynajmniej roku, a nawet jeśli, to dziecinnie łatwo jest takie coś naprawić i podkleić, choć nie wiem czy jest sens – poduszka jest bardzo sztywna i nie spełnia swojej roli u osób wrażliwych na takie elementy. To właśnie pałąk w tych słuchawkach odpowiada za docisk, więc im mniejsze wysunięcie muszli, tym mniejszy jest nacisk na głowę. Z tego powodu wolałbym pozbyć się osobiście wspomnianej poduszki, aby zwiększyć objętość względem głowy.

– system regulacyjny i składania
Wysięgniki jak już pisałem są wykonane z metalu i po bardzo ciężkim wysunięciu odsłaniają drobne literki polaryzacji kanałów (na plastikach również się znajdują, szkoda że nikt nie wpadł na pomysł dania tu jakiejś podziałki dla precyzyjnej regulacji wysunięcia) oraz cieniuteńki przewód wewnętrzny. Słuchawki składają się do środka za pomocą prostego w działaniu mechanizmu, ale plastik wyrabia się w nim w ekspresowym tempie. Po czasie słuchawki mogą zacząć same się składać, ale użytkowo nie będzie to miało zbyt wielkiego znaczenia. Te mieć będzie dopiero umiejscowienie siły działającej na system składania, ponieważ przy dużym rozgięciu słuchawek możliwe jest wyłamanie plastiku, na którym opierają się dwa metalowe ramiona. Co prawda jest to moje czarnowidztwo jedynie, ale warto mieć to na uwadze i ocenić samemu. Jedna słuchawka wysuwała się ponadto znacznie trudniej, niż druga – wada wprost z pudełka, choć nie sądzę, aby klasyfikowała się na gwarancję, bowiem słuchawki są jakby nie patrzeć „sprawne”.

– nausznice, izolacja i wygoda
Poduszki zastosowane przez WESC w tych słuchawkach to najlepszy dowód na przerost formy nad treścią, którą w skrajnych przypadkach zwykłem nazywać „prowokacją”. Formowane specjalnie pod określony kształt ze skóropodobnego materiału o zwiększonej sztywności giętkość osiągają tylko dlatego, że nie mają w sobie żadnego wypełniacza. Mimo to ze względu na wspomnianą sztywność i docisk pałąka ani nie oferują specjalnie dużej izolacji od otoczenia, ani nie są w stanie zapewnić odpowiedniej wygody. Jest to jedno z gorszych rozwiązań, na jakie natrafiłem do tej pory w słuchawkach, kiedykolwiek. Mają jeszcze jedną wadę – są niezdejmowalne, a przynajmniej ja jakoś nie widzę sposobu na ich demontaż, nie bez ryzykowania uszkodzeniem słuchawek, na co oczywiście się nie zdecyduję, obojętnie jaki i czyj by to sprzęt nie był. Dopasowywanie kopuł do kształtu głowy odbywa się za pomocą prostego mechanizmu podwójnych zawiasów na osi X i Y, przez co regulacja nie jest zbyt duża. Będą pasować nawet na większe głowy, choć im większa tym większy docisk z pałąka i większe siły działające na newralgiczne punkty konstrukcyjne. U mnie wygoda była taka, że po 10-15 minutach chciałem zakładać dokanałówki, więc sami odpowiedzcie sobie na pytanie jak bardzo „wygodne” są Chambersy.

– wtyki i okablowanie
Wreszcie moment, w którym mogę te słuchawki za cokolwiek pochwalić. WESC zastosował tutaj wymienne przewody sygnałowe na małego jacka stereo 3,5mm, więc każdy może sobie dobierać tu jakie tylko chce. W zestawie nie tylko mamy dwa – jeden klasyczny i drugi TRRS z pilotem zgodnym z urządzeniami jabłkowymi, ale też … dwa gniazda wejściowe, dzięki czemu słuchawki mogą czerpać sygnał z dwóch źródeł jednocześnie / na zmianę lub nadawać się do organizacji kabla po tej stronie, po której lubimy. U mnie na ten przykład musi być to lewa strona, ponieważ jestem osobą praworęczną i lubię mieć pełną zdolność manewru prawą ręką podczas pracy.

O wyglądzie dyskutować nie będę, bo co człowiek to inny gust, tak samo o kolorach. Miały udawać Beatsy w kontekście bycia dla nich alternatywą, zatem sami zatem oceńcie, czy panowie z WESC poszli w dobrym kierunku, czy też nie. Ja natomiast skupię się na tym, co interesuje mnie o wiele bardziej od wyglądu – na brzmieniu.

 

Brzmienie

Do testowania Chambersów podszedłem z bliżej nieznanych sobie przyczyn z nadzieją i entuzjazmem, być może po prostu miałem dobry humor, choć niektóre komentarze na blogu, pisane przez osoby o wątpliwej przeze mnie kwalifikacji, próbowały skutecznie mi go popsuć. Człowiek robi coś po godzinach, lubi to, dzieli się swoimi spostrzeżeniami, a w nagrodę musi się użerać z ludźmi, którzy najpierw piszą, krytykują, oskarżają, a potem wychodzą na durni i nabierają cudownym sposobem wody w usta, pozostawiając po sobie niesmak i zdegustowanie. Niestety tym razem słuchawki zaserwowały mi podobne zdegustowanie swoim brzmieniem, kubeł zimnej wody na głowę, a raczej na uszy, tak zimnej, jak niebieski jest ich kolor. Będzie to więc recenzja z cyklu „Boże, dlaczego ja”.

Bas jest w nich podkreślony i niczego mu na pierwszy rzut ucha nie brakuje, ale szybko dochodzą do nas jego wady – głuchość, nie do końca poprawna selektywność w stosunku do odtwarzanego materiału, braki w przejrzystości, niemal zerowa dynamika. Jest monotonny i przewidywalny do bólu, w efekcie bardzo szybko nudząc słuchacza. Do tego nie podoba mi się jego charakter na jaśniejszych źródłach, gdzie robi się mimo wszystko zbyt twardawy i do wymienionego nudzenia dochodzi małymi kroczkami dodatkowo efekt zmęczenia.

Średnica również gra w tych słuchawkach jedną nutę. Jest gęsta i obojętne jej co się dzieje na scenie, kompletnie nie reaguje na serwowany jej materiał dźwiękowy bez względu na gatunek. Normalnie postrzegałbym to jako sporą zaletę, ale tutaj niestety wydźwięk średnicy jest negatywny, ponieważ słuchawki nie starają się dzięki temu być neutralne, a po prostu obojętne, za przekazem nie idą tu żadne emocje, zero zaangażowania i choć była pozbawiona ona dramatycznej dziury towarzyszącej Noontec Zoro, to mimo wszystko to tam czułem się lepiej, a nie tu.

Góra sprawia wrażenie, jakby została zawarta w tych słuchawkach tylko dla formalności, aby już całkowicie nie stwierdzić, że wydało się 400zł na coś, co poza wyglądem nie reprezentuje sobą nic ciekawego. Jest wycofana i bierze czynny udział w ograbianiu tych słuchawek z jakiegokolwiek sparklingu albo efektów stereofonicznych, bo to właśnie na pogłosach i subtelnościach płynących z góry wiele z nich operuje. Oczywiście można próbować wyciągać ją do góry za pomocą equalizacji i daje to nawet pozytywne efekty, ale jednocześnie ukazuje jak szybko kończą się przetworniki tych słuchawek. Pozwala mi to przypuszczać, że siedzą tu tanie chińskie przetworniki, które nie różnią się zbytnio od pozostałych modeli tej firmy.

Wspominana przeze mnie scena to najbardziej zaskakujący element Chambersów i jednocześnie największa ich wada. Dzięki cofniętej górze o czymś takim jak stereofonia te słuchawki (albo Rza) nie słyszały. Żadnego efektu stereofonicznego nie byłem w stanie wyłapać w takiej formie, w jakiej powinienem, wychylenie kończy się w nich niesamowicie szybko, nie ma gradacji planów, nie ma mowy o trójwymiarowości sceny. To nie jest tak, że WESC grają niepoprawnie, źle odtwarzają efekty, na odwrót. Nie, one po prostu nie odtwarzają ich wcale, wychodząc z założenia, że jeśli czegoś się nie potrafi zrobić dobrze, to może lepiej nie robić tego wcale.

Specjalnie na potrzeby testów podpiąłem je pod moje najbardziej przestrzenne układy i … nic, zero reakcji, nie zauważyłem, a raczej nie usłyszałem w Chambersach niczego, co mogłoby sytuację odwrócić, zatem źródło nie będzie tu pełniło roli „wunderwaffe”, nie odmieni przecudownie tych słuchawek na lepsze, ponieważ po prostu nie będzie w stanie i jednocześnie nie widziałbym w ogóle sensu, aby próbowało. Pod względem sceny słuchawki są płytkie jak kałuża i płaskie jak deska, a jeśli ktoś twierdzi, że jest inaczej, to nie będę mówił nic o prawie do własnego zdania – po prostu kłamie. I to jemu powinno zarzucać się „artykuły sponsorowane”, a nie mi w komentarzach i to jeszcze w sytuacji, gdy moja opinia jest zbieżna z opinią komentującego. Cóż, za przeproszeniem idiotów odbierających człowiekowi resztki chęci do robienia czegoś z czystego entuzjazmu jak widać nie brakuje.

Porzucając tą historię i wracając do recenzji, niestety dla produktu WESCa słuchawki trafiły na naprawdę duży kamień pod postacią mojej skromnej osoby, a więc człowieka, który mniej więcej wie jak powinna wyglądać porządnie renderowana scena, słyszał ją i z tego powodu nie musi opierać się na opowieściach innych osób. A ponieważ przywiązuję każdorazowo do niej ogromną wagę, tak również i tutaj miało to miejsce i niedomaganie sceniczne słuchawek – po podsumowaniu całościowym oraz niskiej wygody – całkowicie wykreśla je z mojego zeszytu.

Jak można wyczytać z opisu brzmieniowego słuchawki nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Brzmienie jest nijakie, bez polotu, zamulone, ciasne i o śmiesznie małej scenie, do tego okraszone zerową dynamiką. Brakuje tu jakiejkolwiek jasności, brakuje powietrza, brakuje efektowności stereofonii, po prostu siedzi się w nich i nie reaguje emocjonalnie na jakikolwiek serwowany przez nie kawałek brzmienia. Przypomniały mi niestety SoundMagic E10, które również odrzucały mnie tego typu podejściem sceniczno-zamulającym. Brzmienie jest po prostu przeciętne i choć stara się być poprawne w wielu miejscach na tyle, że da się spokojnie słuchać muzyki, to jednocześnie niczym szczególnym nie zachwyca. Tego typu granie miejscami serwują zauważalnie tańsze, mniejsze i przede wszystkim wygodniejsze AKG K450, więc jeśli ktoś się w nim lubuje, to ma dla Chambersów znalezienie „niedesignerskiej” alternatywy, na których osiągnięcie i tak lepszego brzmienia wprost z pudełka nie jest absolutnie żadnym problemem. K450 powinienem w zasadzie przeprosić za porównywanie ich z Chambersami, to dla nich zniewaga, tak samo jak dla ich posiadaczy. Tak, mam o nich aż tak negatywne zdanie i wypuszczanie dodatkowych wersji kolorystycznych tego nie zmieni.

 

Zastosowanie

Nie wiem czy jest większy sens w ogóle opisywać ich zastosowanie, ale najlepiej sprawić by się mogły w roli naszyjnika. Pod tym względem jest im o wiele bliżej do miana „klonów Beatsów” niż może się to wydawać. Nie będzie problemów z ich napędzeniem ani wyborem najbardziej pasujących gatunków muzycznych – tym słuchawkom jest wszystko jedno, bo i tak zagrają wszystko na jedną modłę, w taki sam nudny sposób.
Tym, którzy je zakupili najlepiej radziłbym, aby unikali konfrontacji z innymi słuchawkami, aby nie doszło do nich jak bardzo przepłacili za swoje Chambersy. Jeśli jednak chcieliby coś z tym zrobić, to precyzyjna equalizacja góry powinna przynieść tu pożądane efekty, a przynajmniej do pewnego stopnia. Z góry zapowiadam, że recabling, choć bardzo prosty do przeprowadzenia, jest przy nich w zasadzie nieopłacalny. Zamiast recablingu wolałbym je po prostu sprzedać i kupić coś bardziej wartościowego: Beyerdynamic DTX501p, AKG K518 LE, Noontec Zoro HD, etc. I żadna obniżka ich ceny nie będzie dostatecznym kontrargumentem.

 

Podsumowanie

Na ewentualny zarzut pastwienia się nad tym produktem odpowiem, że taka jest właśnie polityka recenzji Audiofanatyka – sprzęt ma obronić się w recenzji sam, bez mojej pomocy czy też rzucania specjalnie kłód pod nogi i każdy sklep lub dystrybutor niestety musi się na taki stan rzeczy zgodzić. Najczęściej mu się to udaje, ale czasami zdarza się tak jak tutaj – totalny rykoszet.

Tak się zastanawiam i dochodzę do wniosku, że nie wiem na co liczył WESC wypuszczając Chambersy z podpisem Rza. Być może na ten sam efekt, jaki wywołały Beatsy z podpisem Dr Dre u tej samej klienteli, a więc osób o wątpliwych wymaganiach względem brzmienia i jego stosunku do ceny? Chambers nie pozostawiają po sobie u mnie wrażenia innego, jak przerostu formy nad treścią, płacenia za design i otoczkę, a nie za sedno. Gwoździem do trumny było towarzystwo, w jakim przyszło mi je testować – Noontec Zoro i Zoro HD, z którymi słuchawki te, jako z konkurencją tej samej miary, próby i kategorii, po prostu nie mają jak i czym konkurować, może tylko wspomnianą otoczką. Zoro są od nich tańsze, lepiej brzmiące, wygodniejsze i tak samo jak one współdzielą „beatsową” konstrukcję i rzucają się w oczy na ulicy. Skoro mogę zatem mieć więcej za mniej to po co mam przepłacać? Dla pilota do urządzeń z nadgryzionym ananasem? Dla wyglądu? Dla podwójnego gniazda sygnałowego jack? Nic z tych rzeczy nie ma dla mnie znaczenia usprawiedliwiającego zakup, a pilot ze znaczkiem firmy z Cupertino podnosi tu tylko i tak zawyżoną dostatecznie cenę tych słuchawek.

Nie będę ukrywał, że podczas testów Chambersów to właśnie Zoro lądowały bardzo szybko na mojej głowie, gdy chciałem sobie po prostu posłuchać muzyki i przekonać się, jak wielka dzieli te słuchawki przepaść, A gdy chciałem się w ogóle od wszystkiego odciąć, lepszy od WESCów okazywał się każdy inny słuchawkowy produkt, jaki miałem pod ręką, dosłownie każdy, razem z bardzo tanimi dokanałowymi Brainwavz M1, które, mimo faktu bycia dokanałówkami, TEŻ były od nich lepsze i wygodniejsze – podkreślę: dokanałówki. Wygoda WESCów nie dawała mi zresztą większego wyboru na tym polu, także czas spędzony z produktem marki WESC uznać mogę w dużej mierze za stracony, a zainteresowanie przyszłymi ich produktami w przyszłości – niemal zerowe.

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *