Verum Audio to marka pochodząca z Ukrainy, na rynku kompletnie nowa i próbująca pokazać, że da się zrobić ciekawie grające słuchawki magnetostatyczne samodzielnie, własnymi rękami. W sumie pokazywał to już wcześniej Kennerton z rewelacyjnie zrobionymi, choć niesamowicie ciężkimi, Odinami. Ale tutaj mamy coś znacznie tańszego, lżejszego, dedykowanego autentycznie dla mas. Czy urodził nam się za miedzą mały klejnot – o tym będzie traktowała recenzja modelu One, pierwszego w portfolio tejże firmy. Dziękuję przy tym p. Krzysztofowi, za którego pomocą i użyczeniem tych słuchawek test doszedł do skutku. Przy okazji dziękuję także za cierpliwość, bo na publikację trzeba było czekać długo ze względu na nie do końca domagające zdrowie. No ale tak to niestety czasami jest, że mój organizm domaga się odpoczynku w ostatecznie dosyć gwałtowny sposób. Ale dość o tym i przejdźmy do sedna.
AKTUALIZACJA 27.09.2020
Przed jakimikolwiek zakupami warto zapoznać się informacjami, które mogą rzucić bardzo interesujące światło na zachowanie się autora projektu niemalże rok po fakcie napisania i opublikowania przeze mnie niniejszej recenzji. Zachęcam by zawsze w przypadku projektów DIY/Kickstarter przeczytać opinie i informacje odnośnie polityki serwisowej, zwrotów oraz ogólnego zachowania i sposobu wyrażania się do klientów, by wyrobić sobie na ten temat własną opinię i podjąć decyzję zakupową bardziej świadomie.
Dane techniczne
- Czułość: 116 dB\V lub 96 dB\mW (zakładam że to dane dla obu rodzajów padów)
- Impedancja: 8 Ω
- Waga: 520 g
Tak, to naprawdę wszystkie konkretne dane techniczne.
Jakość wykonania i konstrukcja
Choć może się to wydawać stereotypowe, że do sprzętu z Ukrainy będziemy podchodzili z perspektywy niskich oczekiwań na tym etapie, paradoksalnie właśnie tak jest w rzeczywistości i Verum One prezentują poziom w zasadzie adekwatny do ceny, może nieco poniżej. A przynajmniej jeśli chodzi o rozwiązania i wykończenie.
Może na wstępie zacznijmy od opisu co w ogóle otrzymujemy do rąk. Dostajemy tu słuchawki magnetostatyczne „domowej” produkcji. Są to słuchawki wykonywane ręcznie, stąd zawsze trzeba brać poprawkę na wiążące się z tym faktem niedogodności, niedopasowania, skazy, a czasami nawet defekty. Słuchawki, które są przedmiotem testów, posiadały wymieniony już jeden przetwornik. Jeden. Nie oba. Powoduje to pewne drobne dysproporcje między kanałami, ale wynika to też z ogólnie wyzwania, jakie stawia osiągnięcie powtarzalności produkcyjnej przy słuchawkach niemalże DIY. Zwłaszcza, że sprzęt korzysta z 82 mm przetworników wykonanych z 8 µm mylaru.
Tak czy inaczej Verum One nie sprawiają wrażenia produktu premium, choć też chyba nikt od nich tego nie oczekiwał, zwłaszcza z tytułu ogromnej taryfy ulgowej, którą przyznać można za bycie pierwszym modelem w dorobku autora, który dopiero uczy się jeszcze wielu rzeczy co do ergonomii i akustyki.
Materiały jak na konstrukcję samorodną są tu więcej niż w porządku. Choć oczywiście ustępują innym modelom bardziej utytułowanych producentów. Najbardziej bolą surowe wykończenia i ostre krawędzie, zwłaszcza elementów metalowych (grille, pierścienie magnetyczne padów), którymi można się dosłownie porżnąć i choć właściciel ostrzegał mnie przed tym, to jak zwykle jak się sam nie przekonam, to nie uwierzę. Przekonałem się więc. Ale przynajmniej mogę powiedzieć, że moje recenzje to czasami krew, pot i łzy w dosłownym znaczeniu.
Bo i faktycznie pady rozwiązano w mądry sposób – magnetycznymi pierścieniami, które wkłada się pod kołnierze. Świetne w przypadku szybkiego demontażu, ale niekoniecznie przy zmianach padów w związku ze wspomnianymi ostrymi jak brzytwa krawędziami. Oczywiście „a czemu Audeze nie zrobiło tak samo” – być może dlatego, że Verum z racji ograniczonej w ten sposób szczelności notuje słabszy niski bas. U Audeze wielokrotnie badałem wpływ klejenia na niski bas w przestrzeni pomiarowej i odsłuchowej. Było to wyraźnie słyszalne, gdy słuchawki miały jakąś nieszczelność w tym względzie. Dlatego klejenie musi być tam perfekcyjne. Verum mają na to mówiąc kolokwialnie wylane, ale cóż, niestety jest to rozwiązanie po prostu kompromisowe. Ale i bezcelowe.
Po zdjęciu padów okaże się bowiem, że słuchawki są konstrukcyjnie klejone. Nie ma żadnych śrubek, żadnych miejsc do demontażu jakie mógłbym zauważyć, chyba że jestem ślepy. Także jedyne co osiągamy poprzez takie rozwiązanie, to możliwość wyczyszczenia przetworników, które są w pełni odsłonięte.
Demontaż padów zwraca jeszcze jedną rzecz – mianowicie materiał środka muszli przypomina… karton. Naprawdę. Drewniana obudowa zdaje się być jedynie profilem, który w środku jest pusty i w ten sposób konstruktor starał się mocno zaoszczędzić tak na materiałach, jak i wadze. Rozwiązanie to jest zrealizowane bardzo dobrze, żebyśmy się oczywiście zrozumieli, ale jest to chyba pierwsze takie wykorzystanie tego materiału w słuchawkach, z jakim kiedykolwiek miałem styczność. No i tłumaczy brak śrub.
Wygoda słuchawek utrzymuje się na dosyć dobrym poziomie, choć rozkład masy i docisku mógłby być mimo wszystko trochę lepszy. Słuchawki ważą dokładnie 539 g i przy tej okazji lubię wykonywać dodatkowe pomiary wagi przynajmniej kilku swoich modeli. Przykładowo:
- LCD-XC: 725 g
- LCD-2F Rosewood: 606 g
- HD800: 370 g
- M220 Black (MOD220): 235 g
- K240 MKII (Made in Austria): 225 g
Widać więc, że słuchawki plasują się nieco poniżej LCD-2 i mniej więcej w połowie między nimi, a bardzo wygodnymi jakby nie patrzeć HD800. Paradoks polega jednak na tym, że mimo wszystko lepiej siedziało mi się w… LCD-XC niż Verum One, ponieważ pady obejmowały moje uszy pewniej i solidniej, a opaska pałąka nie generowała docisku punktowego, ani też nie miała nad sobą przegubu metalowego, który także wchodził w kontakt i transferował masę na opaskę. Jak więc widać masa to jedno, ale jej rozkład na głowie to już zupełnie inna sprawa.
To bowiem, co oszczędzamy na muszlach i ich wypełnieniu, tracimy na pałąku, wykonanym z malowanej blachy. Jest surowo, ale przynajmniej gniotsa nie lamiotsa.
Regulację wysokości i kąta nachylenia rozwiązano za pomocą dużych nakrętek z literami L, R i V. To rozwiązanie najprostsze z najprostszych, jednocześnie skrajnie irytujące, bo wymagające de facto rozkręcania słuchawek co rusz, aby dopasować ich wielkość do naszej głowy. I tylko naszej. Rozwiązanie to przypomina pozostawienie po stadium prototypu, albo przynajmniej symbolizuje brak pomysłu jak można byłoby to rozwiązać lepiej. Poziom irytacji mogę porównać chyba tylko z latającą frywolnie opaską z Ether Flow, przynajmniej jeśli chodzi o ostatnie doświadczenia recenzyjne.
Swoje narzekanie zakończyć mogę na okablowaniu, które jest bardzo w porządku, poza tym, że niesamowicie cienkie i sprawiające wrażenie podatnego na przerwanie przez jeden nieprzemyślany ruch ręką. Nie wchodzi jednak w jakikolwiek konflikt, kabel nie ciąży, wtyki nie przeszkadzają, a zakończenie wtykiem gwintowanym daje dodatkową elastyczność. Choć i tutaj można się uprzeć i zacząć kwestionować zasadność takiego rozwiązania w sytuacji, gdy słuchawki wymagają prawie tyle „sosu”, ile LCD-2 czy K270 S. Chyba że mamy faktycznie coś, co z małego jacka jest w stanie wykrzesać nieco bardziej konkretną ilość mW.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze, sprzęt całościowo wraz z procedurami ujęty został zwyczajowo na osobnej podstronie. Można tam dowiedzieć się zarówno w jakich warunkach testuję, jakim gustem dysponuję, na co zwracam uwagę, na jakim materiale dokonuję odsłuchów oraz pomiarów. W tym konkretnym teście zostały użyte następujące urządzenia i słuchawki:
- Konwertery C/A: Pathos Converto, RME ADI 2 PRO
- Wzmacniacze: Pathos Aurium, Aune S7
- Karty dźwiękowe: Asus Xonar Essence STX (2x MUSES8820 + LM4562NA)
- Okablowanie analogowe: AF Balancer4 FLEX, AF Extender3
- Okablowanie cyfrowe: ViaBlue KR-2 Silver USB, ViaBlue H-FLEX
- Słuchawki do porównań bezpośrednich: AKG K242 HD, AKG K270 Studio, Audeze LCD-2F Rosewood, MrSpeakers Ether Flow 1.1, Sennheiser HD800
- Słuchawki referencyjne: Audeze LCD-XC (dostosowywane akustycznie)
Pomiary akustyczne
Zaczynając od standardowego pomiaru na standardowych padach:
W pomiarze balansu:
Pomiar kanałowy jest tak mocno przesunięty, ponieważ – wg relacji właściciela – słuchawki były odsyłane na serwis do producenta. Powód: jeden przetwornik niesprawny. Producent jednak wymienił mu tylko tą konkretną jednostkę. Nie wymieniono zatem obu przetworników, czyli nie wykonano parowania ich między sobą. Efekt jest taki a nie inny, a więc zauważalny rozstrzał w serwowanym dźwięku.
Z kolei po użyciu padów perforowanych, dźwięk jest mniej zdystansowany i jednocześnie głośniejszy, ale na potrzebę porównania zrównałem oba wykresy ze sobą:
Scenicznie:
Jakość dźwięku
O LCD-2 pisałem już nie tylko osobną recenzję swego czasu, ale sporo również wymieniłem uwag w wielu innych, tworzonych na temat sprzętu zupełnie innego. Kennerton Odin, inne modele LCD, HiFiMANy, STAX… to wszystko było wspólnie ze sobą konfrontowane. Jednocześnie jednak ma miejsce cały czas pewien margines błędu, a raczej przestrzeń o nieustalonej wartości, kompletnie zmiennej. Mowa o konsekwencji ręcznej produkcji i wielu różnych rewizji.
Dlatego też do LCD-2 chyba nie ma sensu wracać w dodatkowej, uzupełniającej recenzji, którą napisać mógłbym od strony wielu lat pracy z tymi słuchawkami, różnych rewizji, pałąków, kabli i ogólnie zastosowań wraz z konkretnym sprzętem. Ale przede wszystkim formy, którą uważam za odpowiadającą aktualnie oferowanym modelom, choć oczywiście nadal bez 100% pewności, że przetworniki zaimplementowane w moim egzemplarzu są w pełni odpowiadającymi materiałowo tym, które stosuje się w obecnie oferowanych modelach. Nie zrobię tego, ponieważ de facto czynię to cały czas – co recenzję. Tak samo będzie w przypadku Verum One, które brzmieniowo zdaje się są inspirowane tymi słuchawkami, a konstrukcyjnie po części zarówno Audeze, jak i HiFiMANami.
W dużym skrócie Verum One to takie LCD-2 z:
- obniżoną ogólną jakością dźwięku,
- słabszym basem,
- bliższą, ale nieco bardziej pogłosową średnicą,
- bardziej nosową górą o zauważalnie większej jasności,
- mniejszą holografią,
- mniejszą głębią sceniczną w zamian za trochę większą szerokość.
Czyli nie są to LCD-2 i chyba prędzej można byłoby powiedzieć, że najwięcej wspólnego mają z Ether Flow 1.1 na padach od Voce. W Verum One zwłaszcza za średnicę i barwę góry odpowiadają pady, których niedostosowany trochę kształt, a raczej bardzo oszczędny nacisk, który go nie wywołuje, kreuje mocne odbicie się na akustyce, ale muszę przyznać że słuchawki jako takie naprawdę nie grają jakoś dramatycznie źle. To nie jest co prawda ani ten realizm co LCD-2, ani ta scena, ani ta czystość (nawet na kablu fabrycznym, bowiem celowo swoje LCD przywróciłem na kompletny stock na potrzeby tej recenzji), ale też nie ta cena i to właśnie może do niektórych osób przemawiać.
Tak samo może czynić to obserwacja, że Verum One zachowują się tak, jakby wciąć LCD-2 i próbować połączyć je z czymś pokroju DT880. Choć może nawet nie muszę szukać zbyt daleko: K242 HD. Na welurowych padach mają co prawda wyraźnie więcej basu, ale coś podobnego dzieje im się w zakresie średnicy i góry względem zmodyfikowanych akustycznie M220 Black, jak między Verum One i LCD-2. Bo i M220 Black (po modyfikacjach zwane są przeze mnie również MOD220) były w zamyśle strojone na modłę LCD, stąd analogie w kontrastach.
Pozostając jednak w słuchawkach znacznie bardziej adekwatnych poziomem przedmiotowi recenzji, aby zrównać się jasnością po stronie LCD z tym modelem, musimy mieć albo XC, albo LCD-2 model 2016 z mocno przepuszczającymi wkładkami akustycznymi, rantowymi padami starego typu oraz jasnym kablem sygnałowym.
Bas jak pisałem jest lżejszy od LCD i ogólnie ma się wrażenie, że tkwi po tej bardziej wyważonej stronie mocy, między faktycznym tąpnięciem basowym, a krótkim i lekkim basem. Nie jestem pewien czy to zabieg celowy, ale wyważenie basu faktycznie można uznać za trafiające w punkt i plasując się między LCD-2 a HD800.
Średnica nie jest ani tak oddalona jak w HD800, ani tak bliska jak w LCD-XC, choć bliższa niż w LCD-2. Oczywiście zależy jakiego sprzętu użyjemy w koniunkcji z Verum One, ale nawet na tym grającym mocniej na środku odkryjemy, że zawsze zostawiają sobie taki trochę margines bezpieczeństwa, grając wokalem odkrytym, czytelnym, konkretnym, ale trochę od nas oddalonym. Jak mocno? Moim zdaniem mniej niż w TH900 czy DT990/600 i chyba bardziej wskazywałbym na analogie względem TH610, ale tylko bazując na pamięci. Zapiszmy sobie zatem, że wokal jest w VO bardzo dobrze wyważony między oddaleniem a przybliżeniem i nie mam wobec niego generalnie żadnych negatywnych uwag.
Sopran jest bliższy temu z XC, ale z ukłonem mocno w stronę HiFiMANa bym powiedział. Ogólnie brzmienie to mocno mi właśnie HiFiMANa przypomina, przywodząc na myśl HE-4. Ta obserwacja, płynąca od padów i to obojętniej w jakiej konfiguracji, jednak nadaje słuchawkom lekko sztucznego wyrazu, ostrzejszego w sposób niepotrzebny i sprawiający wrażenie trochę niekontrolowanego. W LCD-XC nie ma tego wrażenia, a góra, choć jasna, nie sybiluje. W Verumach natomiast słuchawki zdarza się już nawet doprowadzić do takiego stanu i dowolny jasny tor będzie z nimi grał taką właśnie ostrzejszą nutę… póki słuchawki nie dostosują się do naszej głowy. VO dostarczono mi poza tym z dwoma zestawami padów, z czego lepsze rezultaty udało mi się uzyskać z perforowanymi o lekkiej asymetrii. Dlatego też zalecałbym ich odsłuch od razu na padach perforowanych oraz dokonywanie ponownych ocen sopranu po ok. 30 minutach. Niestety kłania się tu bardzo oszczędny docisk słuchawek do głowy, przez co czas dostosowywania się padów jest dłuższy.
Co jednak zyskamy w takim przypadku? Troszkę bardziej naturalną górę, która nie jest aż tak nosowa jak była i choć wciąż przejawia swoje charakterystyczne walory, jest jasna i detaliczna, nie staje się zbyt jasna i zbyt detaliczna. Można do niej podejść z perspektywy zakresu będącego tym z serca gatunku słuchawek V-kowych, a jednocześnie nie mieć wrażenia, że dostało się „żyletki” na poziomie SR9 czy też „gorącą” górę a’la T1 v1 lub HD800.
Ostatni punkt programu: scena. Tutaj jakiegoś cudu nad Dnieprem nie ma, ale i klęski też nie uświadczymy. Sceniczne walory VO to plan eliptyczny, nastawiony na większą szerokość niż głębokość i… tak naprawdę to wszystko. Scena jest typowa, nie trąca klaustrofobią, ale też drugie HD800 też to nie będą.
Porównania
Skoro wspominałem wcześniej o sopranie w kontekście HD800, to może warto zadać sobie trud jakiegoś większego porównania, nawet tak dla czystej adnotacji. I oczywiście większej puli modeli.
Verum One vs Sennheiser HD800
Tak, wiem, magnetostaty kontra drogie dynamiki w wersji w pełni otwartej. Konstrukcje trochę ze sobą niekompatybilne co do porównań. Ale skupiając się na dźwięku, na ogół przyjemniej będzie się słuchaczom obcowało z Verum One. Po prostu. Bardziej nasycone i integralne brzmienie, mniej analizy, więcej obecności muzyki, mniej nosowy sopran o mniejszej jasności. Gorsza w zamian wygoda oraz scena. Wszystko to na torze standardowym, bardzo standardowym.
Dorzućmy więc trochę sosu i przejdźmy na perspektywę Pathosową. Okazuje się, że stonowana nieco góra Aurium wyraźnie bardziej pasuje HD800 niż Jedynkom i to do tego stopnia, że Verumy preferowałem z bardziej neutralnych systemów, wliczając w to Essence STX. Unaoczniła się więc jedna z zalet właściwie VO, mianowicie zdolność do niegenerowania kosztów. HD800 są słuchawkami bardzo ciekawymi, ale jednocześnie okrutnie niewdzięcznymi, wymagającymi bardzo skrupulatnie dobranych komponentów i dokręconej śruby w ramach toru, do poziomu niemalże frustracji i zniechęcenia. Bardzo szybko można przy nich stracić cierpliwość i przejść na inne słuchawki, nawet za dużą dopłatą, jak HE1000 czy ADX5000. O połowę mniejszy koszt HD800 szybko więc zgubimy we wzmacniaczach, lampach, kablach i innych cudach. Nawet mając Aurium i specjalnie dopasowane okablowanie stosuję z nimi equalizację lub modyfikuję damping akustyczny w bardzo konkretny sposób. Jednocześnie wykorzystuję szeroko w testach właśnie ze względu na ich wyborną czułość i wybredność, wyważając jedno z drugim w umiejętny sposób.
Verum One nie mają takich właściwości i jest to już produkt stricte konsumencki. Bezpieczniejszy i jak się okazuje znacznie bardziej tolerancyjny. Praktycznie tak samo łasy na prąd co 800-tki, ale zobaczcie – puszczam je z karty dźwiękowej i to strojonej bardzo liniowo, z neutralnym TPA6120A2 i 10 Ohm na wyjściu. I to gra, nic się temu nie dzieje. Można lepiej, można drożej, ale to się ze sobą odnajduje i dogaduje. Nie wiem czy taka była właśnie intencja konstruktora, czy może wynikało to z faktu że sam specjalnym jakimś sprzętem „audiofilskim” nie dysponuje, ale na pewno Jedynki test skalowania w dół zdały w porównaniu do HD800 w zasadzie celująco. HD800 mają natomiast multum innych przymiotników, a po sprawnie przeprowadzonej equalizacji, prezentują poziom zarówno ogromnego potencjału, jak i naprawdę wysokiej klasy, której w standardowej formie nie można dostrzec. I co śmieszne, modyfikacje wcale nie muszą być tak wymyślne jak anaxmod czy nieodwracalne jak superdupont, a proste i przeprowadzone w oparciu chociażby o te same materiały, z których wykonane są np. fabryczne filtry przeciwkurzowe. To jednak już temat na zupełnie osobną recenzję. Niemniej porównując Verum z tak dostosowanymi HD800 naprawdę nie żałuję, że te drugie są w moim posiadaniu.
Verum One vs MrSpeaker Ether Flow 1.1
Choć słuchawki te miałem na wypożyczeniu celem napisania ich pełnej recenzji, ostatecznie nie było mi to dane i ich temat zakończył się na opisanych pierwszych wrażeniach w konfiguracji z padami z modelu Voce oraz dosłownie kilku punktach odnotowanych po 20-minutowym odsłuchu na padach właściwych. Po przedstawieniu powyższych wstępnych wrażeń właścicielowi słuchawek, zostałem wprost poproszony o ich zwrot. Cóż, czasami bywa i tak. Jako że był weekend, sprzętu słuchałem sobie już do poniedziałku na spokojnie w fabrycznej konfiguracji.
Od razu mówię, że z padami od Voce słuchawki te grają poniżej swoich możliwości, przypominając bardzo mocno stłumione HiFiMANy starszej generacji, tak z pamięci, jak i na wykresach, jeśli mówić o sopranie i jego konstrukcji. Z padami fabrycznymi Flowy grają bardzo naturalnie, płynnie i z olbrzymią dawką realizmu. Na ich tle słychać wyraźnie jakie konsekwencje niesie ze sobą zarówno dołek w przebiegu tonalnym przed sekwencją wzniesień w LCD-2, jak też podobna sytuacja w Verumach. Z tym że o ile w Audeze odbieramy to jako dodatkowy sznyt detaliczności, tak w Verumach nosowość zaznacza się już dosyć wyraźnie i zaczyna trącać sztucznością, zupełnie jak czyniła to jeszcze przed chwilą na padach Voce w Etherach.
Ciekawostką jest, że Verum odznacza się lepszą sceną na szerokość niż Ether Flow. Ethery grają na ich tle bardziej intymnie, kameralnie. Choć oczywiście kwestia sceny zawsze będzie nam przy Flowach towarzyszyć i to na tle praktycznie większości słuchawek. LCD-2? Większa scena na szerokość i ogólna holografia. LCD-X? Wyraźnie większa głębia i wrażenie trójwymiarowości. Verum opisałem. Patrząc po wykresach scenicznych zauważyłem, że co najwyżej o scenie LCD-2C można byłoby tu jakkolwiek debatować, czy to analogia, czy też nie. Rozmiarowo wydaje mi się, że jest między tymi dwiema parami sporo na rzeczy. Dopiero przy padach od Voce można mówić o większej szerokości, ale zapłatą za to będzie utrata naturalności.
Podsumowując, Ether Flow za wielokrotnie wyższą kwotę zakupu zagrają lepszą jakością, a z padami fabrycznymi znacznie większą wiernością dźwięku, realizmem i gładkością, ale za cenę kameralnej sceny o umiarkowanym rozmiarze i efektu kocyka. Zależy od jakich słuchawek do nich podchodzimy, ale dla mnie osobiście było to wrażenie po pewnym czasie irytujące i męczliwe. Zaś po zakończonych odsłuchach do wielu par na powrót musiałem się przyzwyczajać. Z tej perspektywy nie dziwią późniejsze opisy, że np. LCD-XC są nazbyt jasne itd. Adaptacja akustyczna to jednak rzecz, obok której nie da się przejść obojętnie.
Verum One vs LCD-XC
Część osób zapewne uznałoby to za dziwną konfrontację, bo przecież co my tu będziemy porównywać słuchawki zamknięte do otwartych i to jeszcze tak dramatycznie różne cenowo (zakładając, że nie mówimy o wersji MCE, jest to prawie 8 tysięcy). Tylko że chwilę wcześniej już takowe porównanie uczyniliśmy do Flow, a i też mimo wszystko uważam, że warto parę słów na konfrontację tu poświęcić.
Zdumiewająco, ale Verum One to niemalże pełna odwrotność LCD-XC. I to w prostej linii, bez kombinatoryki. LCD-XC mają od nich wyraźnie więcej basu. Naprawdę, wyraźnie więcej i o lepszych parametrach: zejście znacznie niższe, dokładność w prowadzeniu, równość. Celowo wyłączam oczywiście tutaj Reveala, z którym mimo wszystko słuchawki te wykorzystuję po dziś dzień, a właściwie po odsłuchach z nim je pierwotnie kupiłem.
Na Verum nie czuć ani tej wibracji płynącej od basu, ani tej monumentalności, którą porównywać mógłbym jeszcze do starych LCD-3, po prostu nie mam tu tego poziomu wrażeń i emocji. Choć oczywiście nie znaczy to, że Verumy są anemiczne. Po prostu bardziej stonowane, oszczędniejsze, normalniejsze. To bas XC jest bardziej podkreślony ponad umowny standard i linię bazową.
Średnica to zauważalnie bliższy jak pisałem wokal na XC, gdzie Verum starają się odbiegać w stronę czy to LCD-2, czy też Etherów Flow. Otwarte do otwartych, trafia swój na swego.
Sopran gra tak, jakby był pełną odwrotnością, coś na kształt basu – mocny do lekkiego, tak i tu nosowy do bardziej gardłowego. Choć oba jasne, to jednak większy realizm i pełnię czuć na XC, a po włączeniu Reveala na 30% (z moim akurat sprzętem) następuje jednoznaczny nokaut. Oczywiście profil ten nie pasuje i nie będzie pasował do zupełnie inaczej strojonego Modelu One, więc produkt z Ukrainy nie może liczyć na „dopałkę” do jakości strojenia.
Scenicznie Verum są o krok przed XC, zyskując atuty z projektu otwartego. Grają zarówno większą głębokością, jak i trochę też więcej na szerokość. Holografia jednak stoi na porównywalnym poziomie, a ogólna precyzja i dokładność lokalizacji jednak jest po stronie XC. W zamkniętych Audeze lepiej udaje się sprecyzować źródła pozorne i dokładniej je monitorować.
Z tego porównania większość wniosków jest oczywista i plasująca się w granicach wcześniej już poczynionych obserwacji, ale widać jednak, że z niektórymi zamkniętymi modelami będzie tu problem w bezpośrednich konfrontacjach. Oczywiście można powiedzieć, że XC nie jest adekwatnym klasowo rywalem, ale widziałem na jednym z forów twierdzenia pewnego użytkownika, jakoby słuchawki otwarte dosłownie zamiatały wszystko dookoła, także chciałem podkreślić z całą mocą: nie jest to prawda.
Dla mnie osobiście jest to wyraźnie zarysowana linia podziału w zastosowaniach: Verum dobrze sprawdzają się w codziennym użytkowaniu jako słuchawki klasy „entertainment”, pod muzykę elektroniczną, różnego rodzaju zadania codzienne, gry i filmy. LCD-XC robią to samo, ale na bardziej profesjonalnym poziomie, dającym lepszą kontrolę i wgląd w materiał.
Verum One vs AKG K242 HD
Nie, ten akapit nie jest ani pomyłką, ani dowcipem. To bardzo celowa konfrontacja, bowiem w tej chwili jest to para, która ma względem Verumów ma sporo analogii, ale nie jest oczywiście ani identyczna, ani nawet odpowiednikiem klasowym. Więc dlaczego? Dlatego że to podobny układ tonalny, tj. głównie trochę odsunięty środek oraz nosowy sopran – wszystko to generowane jest w K242 za sprawą padów welurowych i dlatego też porównuję „Jedynki” do tej właśnie pary, a nie M220/K240MKII, które pierwotnie były oferowane fabrycznie na skórkach.
Założenie K242 HD zaraz po Verum One to automatyczne uproszczenie przekazu i zeskalowanie w dół wrażenia detaliczności i rozdzielczości. Choć wcześniej w porównaniach z Audeze czy MrSpeakersem wychodziło może inaczej, tak przy K242 słychać już wyraźnie ile jakości drzemie w Verumach i dlaczego kosztują od nich więcej. Wyraźnie mocniejszy bas, zwłaszcza średni, z gorszą kontrolą. Średnica stosunkowo podobna. Sopran również nosowy, ale w najwyższej oktawie bardziej przytępiony, nie dający takiego wrażenia hiperdetaliczności jak Verum (ale też Verum nie dają takowego tak jak HD800). Scenicznie obie pary są dosyć podobne. Tym samym widać, że kupno Verum wcale nie jest pozbawione sensu względem takich słuchawek. Oczywiście wyżej stawiałbym TH900, ale nie jestem już pewien rezultatu pojedynku z np. DT990/600 Edition. Tu już niestety musiałbym mieć te słuchawki porównywane łeb w łeb, czarno na białym, utwór w utwór między sobą.
Podsumowanie
Oceniając Verum Model One, większość z nas zapewne zapomni o jednej, ale kluczowej rzeczy: że to słuchawki robione kompletnie ręcznie i od podstaw przez jednego faceta, który swojej pracy nie wycenił zbyt wysoko, ale też nie na tyle nisko, aby projekt nie był dla niego opłacalny. W ten sposób i wilk syty i owca cała, zwłaszcza że jakiegoś specjalnego pogromu słuchawki mimo wszystko też nie zaliczyły, choć np. takie Ether Flow to jednak poważany przez wiele osób zawodnik.
Słuchawki na pewno posiadają szereg wad użytkowych i brzmieniowych, ale żadne z nich nie kreują ich na produkt jakkolwiek niezdatny do użytkowania i lubienia, choć czasami jest to okupione dosłownie krwią. Bardzo ostre krawędzie pierścieni magnetycznych od padów potrafiących pociąć palce niczym nóż, problemy z wykończeniem, nierozbieralna z tego co widzę konstrukcja, wątły kabelek sygnałowy, dramatycznie toporny system regulacji opaski – to największe z użytkowych. Dochodzi do tego kontrowersja z wymianą tylko jednego przetwornika zamiast dwóch. Z wad brzmieniowych, widziałbym z chęcią bardziej planarne w sensie muzykalnym strojenie: więcej basu, mniejsza nosowość, ale poza tym nie wydają się jakoś szczególnie złe. Z zalet natomiast – całkiem wygodne, znośnie zbudowane, nie najgorzej brzmiące, robiące wiele rzeczy przynajmniej na akceptowalnym poziomie, jeśli nie lepiej. Do tego sprawdzające się w różnorodnych zastosowaniach codziennych (gry, filmy) w muzyce elektronicznej i dające się w miarę łatwo napędzić.
Czy kupiłbym Verum One dla siebie? Mimo wszystko jednak nie. Preferowałbym słuchawki wykonane lepiej, nawet za więcej, a ponad wszystkim z trochę inną sygnaturą brzmieniową. A także takie, w których mam pewność, że w przypadku awarii będę mógł liczyć na upewnienie się po stronie podmiotu serwisującego, że obie jednostki zostaną ponownie zsynchronizowane. Słuchawek oczywiście dawało się słuchać, mimo że trochę dysproporcjonalność w trakcie odsłuchów rozpraszała, ale w modelu z dużą separacją i dynamiką już dawno rzecz skończyłaby się w ponownym serwisie. Brakowało mi też jakiegoś namacalnego wyróżnika, czegoś unikatowego lub budującego własny, niepowtarzalny charakter, który skłoniłby mnie do pozostania przy tej propozycji zamiast szukania czegoś pokroju HE-4 czy nawet w rejonach dobrych, dynamicznych słuchawek o sprawdzonej już przez lata reputacji i znanych właściwościach.
Zatem pytanie kto będzie zadowolony z tych słuchawek? Na pewno najbardziej oszczędni, którzy chcą wydać swoje ciężko zarobione smocze monety na słuchawki planarne, a których nie stać na cokolwiek od takiego MrSpeakersa czy Audeze i którzy są gotowi ponieść tego konsekwencje. Tacy, którzy uważają ceny słuchawek za skrajnie przesadzone i nie mają nic przeciwko produktowi bardziej trącającego tematem DIY, bo to jednak zupełnie inna warstwa abstrakcji na etapie świadomości tego, co ma się na głowie. Wreszcie tacy, którym marzą się oryginalne słuchawki na planie „V”, z podkreślonym sopranem i jednocześnie większą łatwością w napędzeniu oraz wysterowaniu, niż np. starsze modele HiFiMANa. Verum One pokazują pewien potencjał na zmiany i jeśli autor będzie chciał iść z tym projektem dalej, będą to na pewno bardzo ciekawe modele warte przesłuchania. Konieczne jednak będzie po drodze zbudowanie należytego zaufania do marki i warto byłoby popracować nad tym w każdym możliwym aspekcie.
AKTUALIZACJA 27.09.2020
Przed jakimikolwiek zakupami warto zapoznać się informacjami, które mogą rzucić bardzo interesujące światło na zachowanie się autora projektu niemalże rok po fakcie napisania i opublikowania przeze mnie niniejszej recenzji. Zachęcam by zawsze w przypadku projektów DIY/Kickstarter przeczytać opinie i informacje odnośnie polityki serwisowej, zwrotów oraz ogólnego zachowania i sposobu wyrażania się do klientów, by wyrobić sobie na ten temat własną opinię i podjąć decyzję zakupową bardziej świadomie.
Zalety:
- materiały użyte do produkcji starają się sprawić wrażenie bardzo solidnych
- czuć pracę nad redukcją wagi dla większej wygody
- odpinane okablowanie
- dodatkowe nauszniki w zestawie
- duża dostępność padów i możliwości ich doboru z racji zgodności z np. Brainwavz
- brzmienie przypominające Ether Flow 1.1 na padach od Voce zmieszane z HE-4
- dobre predyspozycje do muzyki elektronicznej i popularnej
- nawet dobra scena na szerokość
- w pełni ręczna produkcja (jeśli ma to dla kogoś znaczenie)
- atrakcyjna cena jak na słuchawki magnetostatyczne
Wady:
- konstrukcja niekoniecznie przemyślana w niektórych miejscach
- wykończenie mogłoby być mimo wszystko lepsze, nawet gdyby przyszło zapłacić więcej
- nieco prymitywne mechanizmy regulacyjne jak na tą cenę
- bardzo ostre krawędzie pierścieni magnetycznych utrudniające zmianę padów
- kontrowersyjna jak dla mnie polityka serwisowa i wysyłkowa
- nierozbieralna zdaje się konstrukcja
- strasznie wątły kabel sygnałowy
- trochę brakuje mi jakiegoś namacalnego wyróżnika, który odznaczyłby je na tle innych propozycji na rynku
- bardzo kontrowersyjne i skrajnie naganne zachowanie autora projektu na wielu forach audio
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla p. Krzysztofa za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów