Szczerze nie spodziewałem się, że przyjdzie mi jeszcze kiedyś recenzować słuchawki elektrostatyczne, dla których zresztą nie będę ukrywał – jestem gotów przychylić ucho o każdej porze dnia i nocy. Takie okazje zdarzają się niesamowicie rzadko, więc byłoby niewybaczalnym błędem nie skorzystać, a efektem czego jest recenzja najwyższego współcześnie produkowanego modelu z serii Lambda: modelu SR-507, za wypożyczenie na testy którego serdecznie dziękuję Panu Tomaszowi Przybyle.
Dane techniczne
– Przetworniki: elektrostatyczne, otwarte typu push-pull
– Pasmo przenoszenia: 7-41 000 Hz
– Pojemność (razem z kablem): 110 pF
– Czułość: 100 dB / 100 V rms @ 1kHz
– Maks. poziom ciśnienia dźwięku: 118 dB / 400 Hz
– Napięcie: 580V DC
– Kabel: szeroka taśma 6-żyłowa 2,5m PC OCC o niskiej pojemności, wtyk PRO 5-pin
– Nausznice: wysokiej jakości jagnięca skóra
– Zakres temperatury i wilgotności: 0-35 stopni, maks. 90%
W zestawie otrzymujemy tylko słuchawki wraz z dokumentacją. STAX nigdy nie oferował żadnych dodatkowych akcesoriów w seriach Lambda, zaś rzeczy typu stojaki, pokrowce, przedłużacze itp. były zawsze dostępne osobno.
Jakość wykonania i konstrukcja
Słuchawki przychodzą do nas w standardowym dla wszystkich Lambd pudle ze styropianowym szkieletem świetnie zabezpieczającym je przed uszkodzeniami w transporcie. To ważne, ponieważ słuchawki jakby nie patrzeć przybywają do nas z Japonii, także w podróży mogą łatwo paść ofiarą za przeproszeniem cymbałów traktujących swoją pracę jak roboty przymusowe, a takich, chociażby w naszym kraju, jest wielu.
Osobom nie mającym pojęcia co to słuchawki elektrostatyczne przypomnę, że zasada działania opiera się jak sama nazwa wskazuje na zjawisku pola elektrostatycznego. Przetwornik składa się z membrany wykonanej z ultra-cienkiej folii, wprawianej w ruch za pomocą polaryzacji elektrod skrajnych. Do ich polaryzacji wymagane jest bardzo wysokie napięcie, dlatego też słuchawki te muszą być napędzane wyspecjalizowanym typem wzmacniacza i zasilacza w jednym – tzw. „energizerem”. W serii x07 STAX pokusił się o zmianę zarówno materiału samej membrany, jak i sposobu montażu przetwornika – nie ma już całości klejonej do płytki metalowej, a zamykanie wszystkiego w wytrzymałym koszyku, przez co wymiana i serwisowanie są łatwiejsze. Sam przetwornik zaś w teorii powinien zachowywać się wyraźnie bardziej responsywnie, ponieważ łatwiej będzie go naładować i jednocześnie przy mniejszej masie własnej uzyskać ciekawe właściwości soniczne. Tu też zawsze przejawiała się wyższość technologii elektrostatycznej nad każdą inną, dynamiczną, a nawet planarną, że słuchawki – ze względu na brak zawieszenia i pracy po ustalonej osi (driver nie ma zawieszenia jako takiego i części mechanicznych) – grały kompletnie inaczej, wyłamując się z szablonowej wiedzy na temat słuchawek jako konstrukcji w ogóle.
Wg wielu osób SR-507 brzmieniowo kroczą bardzo blisko modelu SR-407 i za większością zmian dźwiękowych między jednym a drugim modelem stoją nausznice (osobiście twierdziłbym też, że kabel i częściowo konstrukcja). Dlatego najprościej byłoby przyjąć, że SR-507 są szczytowym wydaniem 407 w formie ekskluzywnego pakietu. Widać to wyraźnie po tym, że wykonanie stoi na naprawdę wysokim poziomie i prezentuje solidność wyraźnie przekraczającą to, czego można doświadczyć w tańszych konstrukcjach. Przede wszystkim użyto lepszych gatunkowo materiałów do odlania części plastikowych, a także wzmocniono całość chociażby za pomocą metalowych tym razem widełek oraz opaski ukrytej w pałąku. Dzięki temu słuchawki nabrały dwóch niepożądanych cech, jakimi są większy docisk do głowy – zwłaszcza w ramach dolnej krawędzi nausznic – oraz zwiększona masa. STAX zawsze kładł nacisk na to, aby Lambdy były słuchawkami jak najbardziej wygodnymi, mimo archaicznego wyglądu pamiętającego ścisłą końcówkę lat 70-tych, bo właśnie wtedy został opracowany model SR-Lambda.
Najbardziej widocznym elementem na tle pozostałych modeli jest pałąk wraz z systemem regulacji opaski. Jest większy, pojemniejszy, trwalszy, bo wzmocniony stalową listwą, na której umieszczono oznaczenia L-R, zaś opaskę ustalamy wreszcie nie za pomocą suwaków oporowych, a zębatych, przez co ustalenie wysokości musi odbywać się na początku metodą prób i błędów. Nie ma jednak ryzyka, że mechanizm ten wyrobi się z czasem i przestanie pełnić skutecznie swoją rolę, a co czasami zdarzało się w przypadku poprzedników, zwłaszcza tych z naprawdę dużym przebiegiem.
Nowością jest też zmieniony nieco sposób mocowania nausznic i filtrów przeciwkurzowych. O ile po zewnętrznej stronie słuchawek nadal mamy starą dobrą gąbkę o rzadkich oczkach, o tyle w środku zastosowano wkładki z materiału odpornego na kruszenie się, ścieranie i szeroko pojęte zużycie połączone z zabrudzeniami. Wcześniej stosowana w środku gąbka potrafiła się po paru latach dosłownie wykruszyć ze starości, a także niemożliwa była jej łatwa wymiana ze względu na fakt integracji z samą nausznicą. Teraz filtr możemy sobie wydłubać bez problemu sami i wyczyścić jak chcemy.
Nausznice ponownie montowane są na klej obustronny, aczkolwiek STAX poszedł po rozum do głowy i zaczął produkować je na bazie płaskiej podkładki syntetycznej, do której przyszywana jest reszta nausznicy. Daje to jeden konkretny efekt – brak pracy materiału. Wcześniej nausznice potrafiły się odklejać na krawędziach, ponieważ od strony klejonej były po prostu obszywane na płasko i tyle. Teraz całość faktycznie przyjmuje taki kształt, że nic a nic się nie odwija, nie odkleja na osi czasu. Bardzo dobre było to posunięcie.
Taśma sygnałowa zastosowana w SR-507 jest identyczną, jak w topowym modelu SR-009, którego umownie nazywam często Omega III, a także SR-407 Signature (jeśli pominiemy kolor). Jest o 1/3 szersza od taśm regularnych, stosowanych we wszystkich modelach poprzedzających, a więc Basic, Classic. Ilość żył nie uległa zmianie, nadal jest ich 6, po 3 na kanał.
Największy zarzut na etapie konstrukcji tych słuchawek pada z mojej strony niestety pod adresem ogólnej wygody użytkowania, która jest mniejsza, niż miało to miejsce w pozostałych modelach ze starszych serii. W minimalnym stopniu przyczynia się do tego większa waga i mocniejszy docisk, choć same słuchawki do cisnących i ciężkich absolutnie nie należą, ale ponieważ filtry przeciwkurzowe mają swoją określoną grubość, a nausznice nie wykazują się specjalną pluszowością, słuchawki mają mniejszą pojemność na ucho. Jednym słowem – są płytsze i ogólnie rzecz ujmując – w ogóle płytkie. Gdy mamy płaskie ucho nie ma najmniejszego problemu. Gdy jednak małżowiny nasze są odstające, pojawia się pewien problem uwierania filtra o krańce małżowin. Dlatego też warto pofatygować się do sklepu przed zakupem lub spróbować przesłuchać jakikolwiek model z serii x07, aby mieć w tym wszystkim dobre rozeznanie. Alternatywą zawsze może być dosztukowywanie nausznic DIY, aczkolwiek te będą zmieniały ich dźwięk w kierunku oddalenia i analogowości, a także pewnego przyciemnienia. O ile dla mnie są to cechy ze wszech miar w Lambdach pożądane, to niestety nie każdemu muszą się podobać, a przynajmniej nie od razu.
Ciekawostką jest fakt, że SR-507 oficjalnie nie są oferowane jako zestaw, choć czasami można spotkać połączenia z np. SRM-727 czy 007tS oznaczone jako SRS-5170. Można sobie wedle życzenia energizer dokupić zawsze osobno, ale firma oferuje różne modele w zestawach wraz ze słuchawkami, które są spięte ze sobą numerami seryjnymi i wyceniane wtedy taniej. Przykładowo kupując w Polsce osobno SR-307 i SRM-323S zapłacilibyśmy 100 EUR więcej, niż gdybyśmy połakomili się na zestaw o nazwie SRS-3170, zawierający już w sobie oba rzeczone urządzenia, a więc pewna oszczędność jednak miejsce ma. Im droższy zestaw elektrostatyczny nabędziemy, tym upust jest większy w takiej konfiguracji, choć taniej i na podobnej zasadzie wciąż będzie w sytuacji, gdy zakupu dokonamy za granicą (ebay, staxusa lub pricejapan). Tam jednak już należy uważać przede wszystkim na napięcia, bowiem kupno np. amerykańskiej wersji energizera skutkować będzie innym wtykiem i przystosowaniem do napięcia 117V. Konieczne jest wtedy zamówienie dodatkowego autotransformatora, a więc doliczyć trzeba jakieś 100-150zł. Nie pogarsza on brzmienia zestawu, ale jakby nie patrzeć nie jest to specjalne udogodnienie, także warto o tym pamiętać.
Brzmienie
Zwierzyć się muszę, że gdy kurier z umówionym sprzętem pojawił się w drzwiach, nie czułem jakiegoś niesamowitego entuzjazmu, a zamiast tego sporą i całkiem zwyczajną ludzką ciekawość. Nie były więc to na pewno emocje towarzyszące temu pierwszemu momentowi styczności ze sprzętem japońskich mistrzów elektrostatycznej technologii, ale fakt faktem pewien dreszczyk w powietrzu wisiał. W końcu jest to jakby nie patrzeć jedna z dwóch obecnych pereł w koronie ich oferty, stawiane czasami na równi nawet z SR-009. Dreszczyk więc był tu naprawdę bardzo usprawiedliwiony.
Generalnie STAX to dla mnie osobiście słuchawki wyjątkowe w tym znaczeniu, że dopiero w nich usłyszałem wręcz symulację prezentacji kolumnowej. To też powód, dla którego wiele porównań tych słuchawek lubi schodzić sobie na roztrząsanie problemu „a żeby otrzymać taką jakość brzmienia trzeba byłoby wydać na porównywalny zestaw stereo n zł”. Obcowanie więc na co dzień z nimi przyzwyczaja na swój sposób człowieka do tego, że robią na jego głowie rzeczy tak niesamowite, iż powoli brakuje wyobraźni, czasem wręcz odwagi, by móc jakkolwiek podejrzewać sprzęt grający o taką nieszablonowość, tak wielkie wyrywanie nas z marazmu i stęchlizny do tej pory użytkowanego sprzętu. Muzyka staje się żywa i namacalna, obcowanie z nią zaś – przywilejem i zaszczytem. Wielu producentów sprzętu słuchawkowego próbuje wmówić nam, że tak właśnie gra ich wytwór i jednocześnie zainkasować za niego niebotyczne kwoty, często w ogóle nie usprawiedliwiające tego, co faktycznie otrzymujemy w zamian. Tutaj zaś ma się wrażenie, że ma miejsce przerost treści nad formą, nie na odwrót…. albo przynajmniej znak równości między jednym, a drugim.
SR-507, jak zresztą każde słuchawki tego producenta, również starają się wpisać w ten obraz. Z tym że ze względu na zmianę materiału membrany i zmiany konstrukcyjne samego przetwornika, nabrały cech jednak wyraźnie różnych od poprzednich serii. Pewien progres owszem ma miejsce, ale jednak – i co może być całkiem zaskakujące – nie jest to przepaść czy skok w nadprzestrzeń. SR-507, ale też i tańsze Lambdy, są zatem dowodem na to, że już sam fakt zastosowania technologii elektrostatycznej potrafi zagwarantować wysoki poziom wrażeń słuchowych. Tym jednak, którzy spodziewali się zostać porażonymi niczym piorunem i czołgać się z paraliżem nóg po podłodze w prochu i popiele po spotkaniu z najwyższym modelem Lambd majacząc pod nosem „o Boże jak to kapitalnie gra” niestety trzeba powiedzieć – porażeni może tak, ale niedowładu i poparzeń raczej nie będzie. Na pierwszy rzut oka to dobra wiadomość, więc skąd tu słowo „niestety”? O tym traktować będą poniższe akapity, w których po kolei jak zawsze skupiać się będę na każdym aspekcie brzmieniowym tych słuchawek.
Bas
I tak też zaczynać będziemy naszą podróż od basu. Ten jest zupełnie nowym tworem w ramach powiedzmy „STAXowego stereotypu”, jaki wyrobił się być może w uszach i umysłach słuchaczy przez lata. Nie ma zatem już nasycenia i „misiowania” linii basowej wokół średniego basu, a precyzyjne rozdysponowanie mocy i szybkości w stronę rytmiki, pewnej twardości i zwarcia. Słuchawki już na tym etapie zdradzają to, w czym będą brylować na przestrzeni wszystkich zakresów tonalnych: piekielną szybkość i kontrolę.
W uszy rzuca się nie tylko genialne stonowanie, ale i wysoka równość połączona z kompetencją. Geniusz linii basowej objawił mi się podczas odsłuchów w albumie Lisy Gerrard i Marcello de Francisciego – Departum. To album z gatunku tych, które kocham, a które potrafią przedrzeć się wprost do naszej duszy. W SR-507 ogromne zróżnicowanie stylu i rytmiki każdego kolejnego utworu było adresowane z jednej strony charakterem słuchawek, a więc szybkim i precyzyjnym, ale z drugiej z mocnym przekazem stylu samych utworów i tym samym wgryzaniem się w ich charakterystykę dokładnie tak, jak prawdopodobnie życzyliby sobie ich wykonawcy. Tam, gdzie miało być dokładnie, szybko i krótko – tak właśnie było, a tam zaś gdzie działo się więcej i z mocą, SR-507 starały się aktywować swoje pełne zdolności zejścia i kontroli. Przy takim układzie na przykład LCD-2F lub 3F starają się bardziej przesunąć całość w stronę mocy i wspomnianej „misiowatości”, a więc proporcje prezentowane przez Lambdy odwrócić na tym razem swój własny charakter. Nie sposób jednak wskazać która droga realizacji tego zakresu jest bardziej prawidłowa, bo to zawsze zależy bardzo mocno od samego albumu i gatunku, ale przebiegać powinna mniej więcej w połowie spotkania się obu. W 507 przesunięta jest bardziej w stronę analizy i szybkości, toteż będą czasami sytuacje, w których utwory zapamiętane przez nas np. na słuchawkach po prostu mocnych basowo, będą brzmiały może nie gorzej, ale po prostu zupełnie inaczej. Powiedziałbym nieśmiało, że bardziej zgodnie z prawdą, ale wciąż jednak przez w/w doświadczenia ktoś może wciąż się z tym nie zgadzać, stąd też twierdzenie o spotkaniu się po środku obu metod prezentacji tonalnej i charakterystyki reprodukcji.
O ile bas jest tu wciąż po stronie perfekcyjnego wyważenia i nie stoi ani po stronie lekkobasowości, ani też masywności, to w ramach innych Lambd miałby w zasadzie wszystkie cechy, których życzyłbym sobie od samego początku w nich doświadczyć. Jedynie brak „misiowatości” starszych Lambd budzi tu pewną tęsknotę, którą pogłębiać mogą inne słuchawki o takim właśnie sposobie prezentacji linii basowej. Zmierza ona w SR-507 w stronę solidniejszego i bardziej kompetentnego spektrum, któremu można spokojnie zaufać i powierzyć prowadzenie rytmu pewnym i żołnierskim krokiem.
Średnica
Jest tu na pierwszy rzut ucha w pozycji – można byłoby rzec – „klasycznej” dla konstrukcji STAXa. Są tak bezpośrednie, tak intymne, że nie chce się robić nic, poza słuchaniem w jak najwygodniejszym fotelu. Jest bardzo bliska, ale właśnie ze względu na jej bliskość ma się jednak czasami wrażenie, że wokale są aż nazbyt intymne i przydałoby się im trochę zdrowego dystansu od słuchacza. Grają bowiem tak mocno w głowie, że przypominają pod tym względem słuchawki wręcz dokanałowe. Gdyby nazwać topowe Lambdy słuchawkami „domózgowymi”, nawet by się to zgadzało z rzeczywistością. Co do jakości i pozycji scenicznej jednak – nie sądziłem, że będzie to miało miejsce, ale mam już pewne zastrzeżenia.
Najlepszym słowem, jakim można określić średnicę w SR-507, jest (prócz wspomnianej bezpośredniości) prawdopodobnie „monitorowość”. Ma to swoje bardzo dobre strony i przede wszystkim zgodne, że się tak wyrażę, z kanonem słuchawek analitycznych. Pokazują prawdziwy kształt średnicy, wszelakie wokale i dźwięki w pozycji niezmodulowanej przez same słuchawki, niedotknięte koloryzacją, puszczane niemal jak „na ścianę” i przygotowując każdy z nich na wnikliwą analizę, niczym skazanego w kajdanach przed sądem. Można byłoby powiedzieć – analiza i perfekcja. Nie do końca niestety.
Choć 507 oferują wiele, nie jest to brzmienie „absolutnie” ostateczne i to nie nawet w ramach innego gustu czy typu grania, a możliwości tkwiących w samych słuchawkach, w ramach szkoły STAXa, dokładnie tu i teraz. Przynajmniej dla mnie osobiście, gdzie choć wywodzę się przecież ze sprzętu grającego jasno, staram trzymać się zdrowego środka i balansu między różnymi sygnaturami. Dlatego potrafię zarówno cieszyć się brzmieniem szkoły japońskiego STAXa, jak i pełnym i masywnym, ale bardzo poprawnym amerykańskiej Audeze. Trzymając się potężnego clou, wspólnego i ogromnego, trzeba puścić skrajności mimo uszu i iść na kompromis. Wszystkiego mieć nie można i oczywiście jest to tu jasne jak słońce, ale patrząc po tym, jak grają i co wyprawiają z muzyką moje własne elektrostaty, jestem głęboko przekonany, że 507 również będą to po odpowiednich zabiegach potrafiły. Ponieważ jednak nie potrafią do końca tak, jak model tu jakby nie patrzeć wzorcowy i będący nim nie bez powodu, trzeba będzie wypunktować z mojej strony to, czego życzyłbym sobie w nich dostać może nie w ogóle, ale po prostu więcej, lub przynajmniej nieco inaczej.
Braki lub niedostatki średnicy, o których mówię, to przede wszystkim pokłosie nadmiaru intymności i bezpośredniości, które wpływa na zbyt bezpośrednią prezentację, zbytnią nosowość, choć w tym obszarze jest i tak znacznie lepiej, niż miało to miejsce w LCD-XC na tle pozostałych konstrukcji Audeze, a co z kolei skutkuje zarówno mniej sugestywną sceną dźwiękową z trudniejszymi do uchwycenia planami (sporadycznie) oraz całościowo mniejszym realizmem. To, czym potrafiły urzec LCD-2 czy Westone 4R, tutaj zaczyna blaknąć i w efekcie rodzić krzywdzące dla nich twierdzenia o odtwarzaniu dźwięków, aniżeli samej muzyki. Muzykalność w nich oczywiście istnieje, ale jest jej mało i po prostu blednie na tle słuchawek powiedzmy „trochę bardziej” wyspecjalizowanych w kolorowaniu, albo po prostu w odbiorze tego zakresu przyjemniejszych. To tak, jakby mieć przed sobą obraz dobrze widoczny, ale o mniejszym niż się można byłoby spodziewać nasyceniu barw.
Średnica więc mimo swojej unikatowości jednak trochę kuleje w zakresie całościowego sprawdzania się w praktyce. Analizę spokojnie można lubić, ale w SR-507 jest jej tak dużo, że trudno muzykalności i analogowości odpowiadającej najczęściej za przyjemność i miły dla ucha posmak przypisać rolę pożądanego w takim układzie dodatku. Pojawić się one będą mogły dopiero wtedy, gdy odpowiednio dopasujemy sobie pod te słuchawki resztę toru i nie tylko mowa o energizerze, ale też okablowaniu, a przede wszystkim – DACu.
Mimo wszystko nie przyłączę się do piewców teorii o graniu przez STAXy dźwięków zamiast muzyki, ponieważ jest to wniosek bardzo ekstremalny i przesadzony, ale fakt faktem jednak znikąd się on nie wziął i osoby mimo wszystko zarzucające nowej linii SR-x07 takie rzeczy mają trochę racji. Nie chodzi tu nawet o to, że słuchawki są po prostu analityczne – bo są, tego nie można ukrywać i im szybciej zdamy sobie sprawę, że to perfekcyjne analizatory, tym łatwiej będzie nam ich brzmienie zrozumieć, ale po drodze jednak na tle starszych serii zgubiła się trochę ta typowa dla STAXa magia, czar, analogowy posmak i przeświadczenie, że słuchawki nie są aż tak bezwzględne, mają niedociągnięcia, które nadawały wszystkiemu niepowtarzalnego uroku. Można byłoby zaryzykować stwierdzenie zatem, że aby posłuchać szkoły brzmieniowej Japończyków, należy rozgraniczyć ich słuchawki na „starego” STAXa, „nowego” STAXa i oczywiście Omegi. I tak jak do tej pory były tylko dwa światy, dwie odsłony ich brzmienia, tak teraz są już trzy.
Wiele osób dostaje ostrego ślinotoku na widok takiego stanu rzeczy, bo to właśnie te cechy, które najnowsze serie sobą wprowadzają, od dawien dawna albo kłuły je w uszy, albo wręcz powstrzymywały przed zakupem. W efekcie musiały godzić się na pewien kompromis związany z ich użytkowaniem. Uwagi były to naprawdę różne, a to bas nie taki jak trzeba, a to w średnicy coś im nie pasowało, a to mimo wszystko nie były aż tak szybkie. SR-507 ustosunkowują się właśnie do takich uwag i dlatego tak wielu osobom się podobają. Mi brakuje w tym wszystkim jednak mimo wszystko średnicowego oddechu scenicznego, który zdroworozsądkowo zaaplikowany zrobiłby jej naprawdę dobrze, ale też troszkę rozdzielczości i to jest dla mnie najbardziej tu zastanawiające, choć patrząc na spłycone nausznice – ma to swoje usprawiedliwienie właśnie w tym elemencie i niekoniecznie sprawiedliwie byłoby zrzucać to na karb samych przetworników.
Góra
Krocząc ku górze okazuje się ponownie, że zaskakuje nas pozytywnie, tym razem bardzo wyczuwalną cechą: czystością. Choć zakres ten nie jest wzorem równości tonalnej i przypomina trochę w tym względzie zachowanie Audeze LCD-3, zostawia po sobie bardzo pozytywne wrażenie. Oczywiście LCD-3 są zupełnie inaczej od nich grającymi słuchawkami, ale tam góra proporcjonalnie układa się tak, że niższy fragment stoi wyżej od wyższego, dalszego. W efekcie takiego układu SR-507 są jasne, niesamowicie detaliczne na górze i precyzyjne w tym, co robią, ale bez przejaskrawiania najdalszego skraju, przez co nie ma problemu natury ostatecznego komfortu odsłuchu. Nie ma w nich jednak przyjemnego wygładzenia starszych serii, a pewna nie surowość, ale agresja bym rzekł. Agresję tą tonować mogą lampowe odmiany aktualnie oferowanych energizerów, ale też z różnym efektem ponownie sam DAC. Warto zauważyć, że to już druga sytuacja, w której SR-507 reagują żywo z tym, co dostają. W istocie model ten jest bardzo czuły i niestety łatwo się na tym przejechać przy pierwszym z nimi kontakcie, np. w sklepie, a tych oferujących SR-507 jest mniej niż palców u jednej ręki.
Tak czy inaczej trzeba podkreślić, że góra w SR-507 jest niesamowicie czysta i krystaliczna, stając na piedestale słuchawek z tej klasy i tym samym pod względem technicznym spokojnie rywalizując z wieloma innymi, chociażby LCD-3, które choć zupełnie innego sortu, są również bardzo kompetentne w tym zakresie i definitywnie mają co pokazać w ramach czystej jakości dźwięku i bez wdawania się w dywagacje odnośnie tonalności czy charakteru. Po prostu jest czysto do kwadratu i jeśli ponownie powołać się na zachowanie standardów STAXa, czy też może w ogóle zdolności technologii ES, to 507 zachowują się dokładnie tak, jak powinny i osoby spragnione posiadania po prostu bezkompromisowej jakościowo góry będą wreszcie zaspokojone na bardzo długi czas, jeśli nie na całe życie.
Scena
To z kolej odpuszczenie świetnego wrażenia pozostawionego po górnych rejestrach i jednocześnie dla mnie największy chyba w tych słuchawkach znak zapytania. Z tego chociażby względu, że nie spodziewałem się zupełnie mieć na tym polu wobec SR-507 jakichś zarzutów, znów na takiej samej zasadzie, jak przy średnicy. O ile więc ma ona kształt doskonale znany wszystkim, którzy interesują się elektrostatycznym tematem, tak w zakresie ogólnej holografii i głębi nie jest to przerażająca różnica na tle pozostałych modeli, którymi będą najzwyczajniej w świecie tańsze lub starsze. Spodziewałem się usłyszeć zupełnie nowy świat, tymczasem trafiłem w stary, dobrze już do tej pory poznany, może też częściowo trochę zapomniany ze względu na fakt doszlifowania tego elementu w swoim własnym zestawie tak mocno, że SR-507 muszą uznać wyższość potencjału drzemiącego w padach DIY i zdolnościach starszego braciszka ze średniej półki. Zadziwiające doprawdy to dla mnie doświadczenie i zupełnie bez znaczenia jest tu fakt ich przeze mnie posiadania.
Również i w tym punkcie SR-507 grają bardziej monitorowo, scena jest tu uspokojona, przewidywalna, łatwa w kontroli i niestety sprawia wrażenie, że było to działaniem celowym. Niestety dlatego, że nawet trochę bardziej klaustrofobiczne LCD-2F potrafią zagrać bardziej równą i zróżnicowaną sceną, nie mówiąc już w ogóle o flagowym modelu tego producenta. Tu naprawdę odczuć można kompromis wynikający z zastosowania tak skonstruowanych padów i mniejszej głębokości wynikającej z zastosowania wymiennych wkładek filtrujących. O scenie tak dużej jak w HD800 mówić niestety nie będzie można, ale za to 507 popiszą się wyśmienitym punktem skupienia środka sceny, nadającego całości ogromnej dozy realizmu.
Całościowo
Czy zatem po całym tym moim marudzeniu sądzić można, że 507 mimo wszystko mi samemu się nie podobają? Bynajmniej. To słuchawki wyjątkowe, naprawdę dające konkretne przeżycia i poziom wrażeń estetycznych płynących z odsłuchu. Problem w moim przypadku jednak jest taki, że obraz serwowany przez najnowsze i najwyższe w historii tej firmy Lambdy jest chyba aż nazbyt perfekcyjny i przez to zatraca się w nim rzecz dla mnie dosyć ważna: możliwość zwykłego odsłuchu muzyki, pierwiastek maksymalnej przyjemności i muzykalności, a co za tym idzie: emocjonalizm. Choć 507 nie są pozbawione emocji, to jednak ich poziom jest mniejszy, niż swego czasu udało mi się znaleźć w 202 i 303, nie mówiąc o późniejszych zabawach w modowanie, rekablowanie itd. Nie jest to spowodowane tym, że mam po prostu inne słuchawki i koniecznie muszę je sam przed sobą czymś usprawiedliwić, naprawdę nie mam problemu z przyznaniem laurów zwycięzcy czemuś innemu. Bierze się to po prostu z tych samych pobudek, dla których nie byłem w stanie zaakceptować sposobu grania chociażby Etymotica, a także z powodu których nabyłem tak zdawałoby się niekompatybilne z moim gustem słuchawki, jak LCD-2F, czy 4R. Nie jest to też tym samym ewolucja gustu na osi czasu, gdyż STAX był, jest i prawdopodobnie już do końca będzie synonimem wszystkiego, co najlepsze i czego życzyłbym sobie w słuchawkach spotykać na co dzień. Nauczyły mnie jednak wymienione modele tego, że nie samą analizą i detalem człowiek żyje, a przekaz muzyczny musi jednak mieć w sobie odpowiednią ilość mięsa, soczystości i emocji. Z analityczności co prawda się wywodząc, mam zawsze cichą nadzieję, że znajdę tam jeszcze w/w cechy.
Mój „problem” w całej tej recenzji polega na tym, że nieprawidłowo zinterpretowałem brzmienie SR-507 i przez to niedokładnie alokowałem w nich swoje oczekiwania. Spodziewałem się totalnego, bezwzględnego i absolutnego zdmuchnięcia zarówno mnie samego wraz z obuwiem, jak i swoich najtańszych przecież ówczesnych poprzedników z dołu cennika. A taka sytuacja miejsca nie miała, ponieważ o ile 507 są w wielu miejscach faktycznie lepsze, o tyle cała seria x07 to przez swoją nową membranę i przetworniki zupełnie inne podejście to tematu, a nie bezsprzeczny progres odbywający się w prostej linii.
Efektem tego jest otrzymanie do ręki słuchawek o zupełnie innym pakiecie ofertowym i trochę innym przeznaczeniu. Każdy fan słuchawek monitorowych przed duże M, analityczności, precyzji i bogactwa detalu będzie naprawdę mógł przy nich martwić się o swoją pozycję na podłodze, na której znajdzie się po krótkim ich odsłuchu. Jako model progresywny rozpatrywać mogą je tylko te jednak osoby, dla których identyczne podejście miało zastosowanie w przypadku styczności ze starszymi seriami i w których ostatecznie jednak czuły niedobór czy to kontroli najniższych zakresów, czy też ogólnego trzymania brzmienia za pysk. Zadawanie sobie więc pytania „co inni widzą w tych SR-507?” sprowadza się do prostej odpowiedzi: „wszystko to, czego my nie widzimy”. Osobiście stawiałbym zatem 507 w towarzystwie takich K812 PRO czy HD800 znacznie bardziej, niż którykolwiek ze starszych modeli.
Proszę nie zrozumieć mnie źle – SR-507 to słuchawki wspaniałe, po prostu nie są idealne i trochę też moja w tym wina, że tego po nich pod każdym względem oczekiwałem. Okazuje się, że są zwyczajnie w świecie inne i też trochę unikatowe. Subiektywnie brakuje mi w nich jednak tej takiej urokliwej analogowości znanej czy to ze starszych serii, czy słuchawek uznawanych za bardziej muzykalne. Zniknął też podkreślony środkowy bas także znany ze starszych serii Lambd, choć z drugiej strony zamienia się on w większą rytmiczność, precyzję, wyrównanie i kontrolę, więc zysk jest ostatecznie bardzo pożądany. Nie będzie tu soczystej średnicy jak w Audeze, ale za to ponownie priorytetem staje się precyzja, bliskie wokale śpiewające do nas i tylko do nas oraz wynikająca z tego ogólna bezpośredniość. Nie będzie tu też gładkiej, wręcz analogowej góry, a zamiast tego szybka i dokładna, wręcz studyjna chciałoby się powiedzieć warstwa sopranów. „Stadionów piłkarskich” również tu nie będzie, ale zamiast tego pojawi się kompletność i typowa dla STAXa sferyczność. Słuchawki są więc na swój sposób bezkompromisowe technicznie, ale nie odbyło się to bez ponoszenia kosztów w innych obszarach, nie ma analogowości, jest analityczność, przeogromna analityczność, robiąca bardzo dobre w ramach niej wrażenie.
Jest to więc można sobie pomyśleć teatr transakcji i wymian „coś za coś”, ale tylko jeśli patrzyć będziemy na nie przez pryzmat poprzedników. Porzucając taki punkt odniesienia zastaniemy przede wszystkim to słuchawki grające do konkretnej bramki – jasnych, analitycznych szperaczy detali i smaczków, o wybornej szybkości, wzorowej kontroli, kapitalnym detalu i przede wszystkim wyśmienicie wyważonym basie. To właśnie to połączenie – szybkości, precyzji i wyrównania linii basowej – powoduje, że słuchawki mimo braku absolutnie piorunującego na pierwszy rzut ucha wrażenia, potrafią dosłownie przyspawać się do głowy i żeby się ich pozbyć, będzie musiał pomóc nam patrol saperski, tudzież po prostu awaria prądu.
SR-507 to słuchawki grające w wielu obszarach wybitnie i zasługujące na wszelaki z tego tytułu posłuch. Bardzo szybki i rytmiczny bas z wyczuwalnym uderzeniem i zejściem, będąc całościowo najlepszym, jaki dane mi było usłyszeć do tej pory w słuchawkach tego typu. Do tego intymna, bliska i grająca „do głowy” średnica o monitorowym charakterze oraz wyjątkowo czysta góra o podkreślonej artykulacji swoich niższych podzakresów i ogromnym bogactwie detali. Scena również spełnia wszelakie STAXowe standardy i z pozycjonowaniem nie sprawia najmniejszych problemów, a do brzmienia 507 przyzwyczaić się możemy bardzo szybko, co definitywnie wskazać należy za duży plus.
Z drugiej strony 507-ki porzucają semi-analogowy czar i urok starszych serii, idąc bardziej w precyzyjną i szybką analizę, aniżeli doszukiwanie się sposobów na kompromisowe połączenie ze sobą dwóch światów w jeden – muzykalności i masywności ze światłem i zwiewnością. Bas mógłby być wciąż odrobinkę bardziej dociążony, głównie na środkowym basie, jeśli miałbym kierować się swoimi subiektywnymi preferencjami. Średnicy brakuje posmaku i czaru, jest w swojej monitorowości jednak trochę aż nazbyt monitorowa, jak również w swojej bliskości – zbyt bliska, bez zdrowego dystansu dającego te komfortowe pół oddechu więcej. Góra też mogłaby być o kapkę równiejsza, choć tu już efekty mogłyby być różne, dlatego wolałbym zamiast na niej skupić się na scenie, której brakuje jednak absolutnej trójwymiarowości odpowiedniej dla słuchawek faktycznie flagowych w ramach swojej linii.
Prawda jest taka, że moje dosyć krytyczne w niektórych aspektach zdanie zacierało się wraz z kolejnymi zaliczanymi albumami, choć za każdym razem gdy wracałem na swoje pozostałe słuchawki – znów wracało. Ostatecznie jednak po odstawieniu testów A-B (wiele energizerów posiada dwa wyjścia, więc sprawa jest tu naprawdę bardzo łatwa) postanowiłem po prostu przysiąść w 507 i zobaczyć, jak będzie się sprawa miała w sytuacji, gdybym miał w posiadaniu tylko tą parę. Na całe szczęście nie zawiodły i zniknęły mi dźwiękowo dosyć szybko. Zatem mimo pewnych niedociągnięć i rozstrzałów z moimi oczekiwaniami nie pozostaje mi na koniec stwierdzić niczego poza tym, że SR-507 to doprawdy słuchawki po prostu wyjątkowe i mimo pewnych wad, przyjmujemy je bardzo naturalnie, jakby świadomi, że nie można przecież mieć wszystkiego i nigdy nie zagra to tak bogato i koloryzująco, jak Audeze, czy też „wielokulturowo” jak Audio-Technica. To perfekcjoniści, przedstawiciele kasty słuchawek analitycznych o chirurgicznej precyzji, które grają tak jak grają i za to się je tak bardzo kocha, lub nie lubi. Od nas zależeć będzie ostatecznie, czy ten elektrostatyczny pasjans wyjdzie, czy też nie.
Mimo wszystko pozostawiają po sobie bardzo dobre wrażenie – słuchawek nastawionych na aspiracyjną perfekcję, profesjonalnych. Mają pełnić rolę ekskluzywnego wydania Lambd i faktycznie takimi są. Dla fanów analitycznych i solidnych w tym co mają robić słuchawek pozycja godna gruntownego rozważenia.
Zastosowanie
Słuchawki sprawdzą się w tym, do czego zostały stworzone – w perfekcyjnej analizie utworów, w zasadzie bez względu na gatunek. W codziennym użytkowaniu ich przeszkadzać może mało praktyczna taśma oraz fakt, że bez energizera nigdzie ich nie użyjemy. Tak samo nie zabierzemy ze sobą do autobusu czy plecaka, a wrażliwość na zakurzenie oraz zerowa izolacja od otoczenia tylko pomniejszają ich walory użytkowe, jak zresztą w każdych innych elektrostatach tego producenta, no może poza najmniejszymi „Baby STAX”. Zatem cisza + fotel + gorąca herbatka + dobre realizacje i multum wolnego czasu wysoce wskazane.
SR-507 do grania na maksimum swoich możliwości potrzebują dwóch rzeczy: bardzo dobrego DACa oraz najlepiej ciepło i przestrzennie grającego energizera. Polecany do nich bardzo często SRM-323S to dobry i jeszcze tani wybór, ale ciepłotę będziemy musieli wtedy realizować sobie po stronie źródła. Dlatego też najlepiej moim zdaniem zagra z nimi SRM-727. To drogi niestety zakup, ale jednocześnie byłby najbardziej wg mnie tu pożądany.
Dopiero na odpowiednim źródle pojawia się zejście, którego wcześniej być może im brakowało, pojawia się lepsza góra, lepszy bas oraz widoczna w górnych zakresach czystość. Słuchawki jak pisałem wcześniej są na tyle czułe, że ładnie będą różnicowały sprzęt towarzyszący.
Podsumowanie
Zalety:
+ wysoka jak zawsze jakość wykonania
+ wzmocniona konstrukcja względem klasycznych Lambd
+ skokowy system regulacji opaski
+ nareszcie wymienne filtry przeciwkurzowe
+ neutralne, profesjonalne brzmienie o chorej wręcz kontroli
+ fantastyczna szybkość, detaliczność i precyzja
+ najrówniejszy bas ze wszystkich Lambd
+ dźwięk i wygoda zyskują po wymianie nausznic na tanie DIY na bazie DT-150
Wady:
– trudno doszukać się w nich starych dobrych STAXów i ich specyficznej „magii”
– pewne niedostatki jakościowe, których starsze modele nie mają (np. konstrukcja sceny)
– nie do końca przemyślany projekt od strony ergonomii nausznic
– spore wymagania co do tonalności energizera oraz toru
Subiektywnym zdaniem
SR-507 pokazały się ze strony najlepszych cech STAXa, ale zorientowanych prawdopodobnie wokół jednego celu – zaoferowania alternatywy HD800, a po sposobie grania chwycić się za rączki z K812 PRO. Czy im się ta sztuka udała – jeszcze nie jest mi dane poznać odpowiedzi na to pytanie. To jednak czego jestem pewien, to fakt, iż obraz dźwiękowy SR-507, choć w wielu miejscach wspaniały, w niektórych pozostawia (mimo faktu bycia modelem ze szczytu Lambdowego rodowodu) wrażenie niedosytu. Nie są to słuchawki próbujące wyrzucić orła i reszkę jednocześnie, a skupiające się tylko na reszce, na szkole analityczności i perfekcyjnej kontroli przekraczającej to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.
Topowy model Lambd z tego względu są modelem kwalifikującym się przede wszystkim na gruntowny odsłuch przed zakupem, aniżeli czymś, co można polecić w ciemno bez mrugnięcia okiem. Zresztą nie odważyłbym się na taki gest z żadnymi słuchawkami z tego przedziału cenowego. Jeśli cechy opisane przeze mnie w powyższej recenzji są dokładnie tym, czego się oczekuje, to SR-507 mogą okazać się naprawdę solidnym dogonieniem dźwiękowego króliczka. Jeśli mimo wszystko szuka się nawiązań do starszych serii lub po prostu słuchawek muzykalnych – można ryzykować z dostrajaniem synergii całościowej toru. W każdym innym wypadku trzeba się do ich grania (i sensowności dopłaty ponad SR-407) po prostu przekonać, a to może być zadziwiająco łatwe, o ile jesteśmy dostatecznie otwarci na horyzonty pokazywane przez te niesamowicie nietuzinkowe słuchawki.