W słuchawkowym światku najczęściej panuje zasada, że co producent to inne, autorskie rozwiązanie. Każdy uznany wytwórca prezentuje słuchaczom jak najbardziej własną konstrukcję, którą ci potem na rynku z ogromną łatwością mogą rozpoznać z tłumu innych, bo czy znajdzie się druga taka para słuchawek, jak HD800 o ultra-nowoczesnym wzornictwie, czy też niemożliwe do pomylenia z czymkolwiek innym K701 w białych barwach? No właśnie, tak jak pisałem – co producent to produkt. Czasami zdarza się jednak tak, że jedna para słuchawek dostaje swego rodzaju „drugie życie” i to może nie tyle w kontekście tego, co robi ze słuchawkami konkurencji Superlux, kserując na potęgę wszystko, co się da, ale bardzo dużego przełożenia projektu w skali 1:1, niekiedy wręcz stuprocentowego. Tak było swego czasu z Creative Aurvana Live! i Denonami AH-D1000, tak jest i obecnie z chociażby Beyerami DTX501p i SoundMagicami P30, no i oczywiście nie inaczej potoczyło się to z bohaterami dzisiejszej recenzji – Brainwavz HM3.
Dane techniczne
– przetworniki: dynamiczne, zamknięte
– średnica przetwornika: 38mm
– nominalna moc wejściowa: 1mW
– max. moc wejściowa: 200mW
– czułość: 95 dB/mW
– zniekształcenia: <= 0.02% przy 95dB
– impedancja: 32Ω
– wtyk: jack 3.5mm, prosty, pozłacany
– pasmo przenoszenia: 20-20 000 Hz
– kabel: 1,3 m
W pudełku, prócz słuchawek, znajdziemy również:
– adapter 6,3mm (srebrny)
– parę zapasowych nausznic
– instrukcję
– kartę gwarancyjną (1 rok)
Jakość wykonania i konstrukcja
Wydawać by się mogło, że HM3 będą zbliżoną, ale gorszą wersją testowanego już przez nas modelu HM5, jednak nie do końca jest to prawda i raz, że można było się tego spodziewać z samego faktu rebrandowania innych słuchawek, choć trudno powiedzieć czyj projekt był pierwszy, dwa, że podobna sytuacja przecież miała już miejsce w przypadku M2 i M5, które nie były dla siebie modelami następującymi, a różnymi. HM3 są więc po prostu innym modelem słuchawek o innej konstrukcji i innym brzmieniu, nie wywodząc się konstrukcyjnie z HM5 i nie będąc ich uproszczoną wersją w pojęciu bezpośrednim. Nie do końca można nazwać je też nausznymi kompaktami, nie są też wokółuszne, to takie ryzykowne zawieszenie się pomiędzy jednym a drugim.
Mimo dosyć niskiej ceny słuchawki sprawiają wrażenie dobrze wykonanej i całkiem przemyślanej konstrukcji. Kopuły są wykonane z twardego matowego plastiku z dużym logiem producenta i nazwą modelu. Nie są one przytwierdzone na stałe do pałąka, a jedynie przez niego przewleczone i regulowane na zasadzie oporu materiału w starciu z jego krzywizną. Ponieważ kabel poprowadzony jest tylko z jednej słuchawki, połączenie obu przetworników odbywa się po kabłąku, w którym dyskretnie umieszczono przewód łączący w materiałowym oplocie, ukrytym pod plastikowymi bocznymi maskownicami z oznaczeniami kanałów oraz skóropodobnej opasce, przymocowanej do nich za pomocą małych śrubek. Konstrukcja pałąka jest de facto stalowym stelażem, dlatego słuchawki są niesamowicie wytrzymałe na zużycie i uszkodzenia tego elementu, także mają szansę wykazać się bardzo dobrą trwałością na osi czasu. Warto zaznaczyć na tym etapie ten fakt, ponieważ w wielu konstrukcjach konkurencyjnych stosuje się po prostu zwykły plastik, który, jak każdy materiał poddawany pracy, po pewnym czasie ulega zmęczeniu, objawiającym się pękaniem i często urwaniem jednej z kopuł. Ponieważ to właśnie ten element generuje na ogół docisk muszli do głowy użytkownika, takie słuchawki najczęściej nie nadają się na reperację.
Nausznice zostały wykonane z nieco sztywnego, ale jeszcze nie twardego materiału skóropodobnego z materiałowo-gąbkową izolacją ucha od membrany, zakładane w specjalne wgłębienie w muszlach, a co na pewno przypomni się wszystkim posiadaczom chociażby AKG K518 DJ. W zestawie otrzymujemy dodatkową parę takich nausznic, co jeszcze bardziej wydłuża potencjalną żywotność tych słuchawek. Oprócz tego w pudełku znaleźć można przelotkę na dużego jacka 6,3mm, ale przy takich a nie innych gabarytach tych słuchawek będzie to raczej całkowicie zbędny dodatek.
Wygoda użytkowania z perspektywy samych muszli to największa niewiadoma HM3, ponieważ nawet w naszych testach nie da się określić na sto procent zachowania się ich na głowie typowego Kowalskiego. Przede wszystkim, tak jak już zostało to wspomniane, słuchawki te są wymiarowo pośrednie między kompaktami a wokółusznymi. Oznacza to, że nausznica ani nie obejmuje ucha w całości, ani nie opiera się bezpośrednio na małżowinie. Dla osób z dużymi uszami może to powodować pewien dyskomfort po dłuższych odsłuchach, z drugiej strony osoby o małych głowach i uszach będą wprost wniebowzięte. Taka sytuacja nie przekreśla jednak tym pierwszym zakupu HM3, ponieważ jeśli szukają słuchawek, które pełniłyby rolę zarówno kompaktów na wyjście, jak i pełnowymiarowych do domu, a mimo wszystko nie uśmiechałoby im się kupować dwóch tanich par w tym celu, to rozwiązanie serwowane przez Brainwavz jak najbardziej ma rację bytu.
Słuchawki pozwalają na łatwą regulację wysunięcia kopuły na pałąku i bardzo pewnie leżą na głowie, nie telepiąc się na boki i nie spadając, jednocześnie nie przejawiając nadmiernej siły docisku, którą prawdopodobnie można modyfikować poprzez znane ze wspomnianych K518 DJ ugniatanie pałąka, w efekcie prostując go i zwiększając tym samym prześwit między kopułami, a co pozytywnie wpłynie na zmniejszenie docisku do głowy. Warto zaznaczyć tu też jedną rzecz związaną z tego typu modyfikacją – zmieni się wtedy także i brzmienie HM3 ale na szczęście na plus, ale o tym napiszę w osobnym akapicie.
Niestety w całej tej beczce miodu jest spora łyżka dziegciu i to związana właśnie z taką a nie inną konstrukcją – kopuły nie mają jakiejkolwiek regulacji kąta nachylenia w stosunku do głowy. Powoduje to zmianę jego wartości tylko i wyłącznie w oparciu o faktyczny jej rozmiar – im większą głowę posiada użytkownik, tym pod bardziej prostym kątem będą się one znajdowały. W praktyce oznacza to, że punkt największego docisku ustalany na ogół będzie na fragmencie kości potylicznej i żuchwy, także osobom wyczulonym na wszelkie siły działające w słuchawkach w tamtym rejonie może być po godzinie-dwóch już niewygodnie. Tak jak jednak pisałem – może, ale nie musi, nie da się bowiem tego określić z pełną dokładnością w jakichś uniwersalnych ramach.
Brzmienie
Bas jest tym, w czym HM3 wręcz brylują. Mamy tu zarówno dynamikę, moc jak i wyraz, przez co pasmo te sprawia wrażenie kompetentnego i kompletnego zakresu, choć jak zwykle bywa to u panów z Brainwavz, użytkownik dostaje w tutaj sporo gratisowego i na ogół niepotrzebnego natężenia dźwięku, przesądzającego o jego całościowej gęstości i masywności. Rozbijamy się tu zatem o klasyczne już chyba rozterki konfrontacji koncepcji normalnego dołu z podkreślonym. Ten pierwszy jest co prawda jakkolwiek bliższy słowu „wierność”, ale drugi jest tym, czego i tak poszukuje większość użytkowników i co nie musi być dążeniem właściwym. Niestety prawda jest taka a nie inna – większość ludzi preferuje tzw. „łupankę”, a że producent nie robi słuchawek dla siebie, tylko dla wyżej wymienionych, efekty są łatwe do przewidzenia, ale na szczęście nadal utrzymane w granicach zdrowego rozsądku. Bas jest tu zatem wyraźny i pełny, czasami wchodzący na średnicę, choć ma to miejsce sporadycznie i tylko wtedy, gdy w utworze bas pełni w sztuczny sposób rolę dominującą. Po prostu na ten fragment pasma słuchawki okazują się być najczulsze i ma się wtedy wrażenie, że linia basowa to kocioł ciemnej i gęstej czekolady. Trzeba jednak znów zaznaczyć, że na ogół ta czekolada serwowana jest w porcjach rozsądnych ilościowo, o miłej temperaturze i pełni smaku oraz przyjemności, także ani nas nie odrzuci, ani nie zemdli.
Dzięki takiej strukturze przekłada się to na dużą żywiołowość i wyskokowość brzmienia końcowego, stawiając HM3 w świetle szeroko pojętego entertainmentu. Doceni go każdy, kto lubi słuchawki z nieprzesadzonym, ale wciąż mimo wszystko podkreślonym, basem, tak pod outdoor, w którym definitywnie takie zestrojenie przetworników się przyda, jak i do domowej rozrywki, gdzie jakiekolwiek wybuchy, efekty, czy energiczna i ciężka muzyka będą brzmiały z całą swoją oczekiwaną przez użytkownika mocą.
Średnica jest na twardo połączona z dolnym zakresem i na niższych swoich rubieżach lubi oddawać mu pole, przez co nadając sobie pewnego masywnego charakteru. Sama w sobie jest względem niego podporządkowana, ale nadal bardzo dobrze słyszalna i nie dająca o sobie zapomnieć. Lekko ciepławy charakter doskonale uzupełnia się z dolnym pasmem, tworząc przyjemny dla ucha w tej cenie duet i nie powodując wrażenia, że któryś plan jest z zupełnie innej parafii.
Góra jest całkiem ciekawa, choć ciemna i pozbawiona zdolności reprodukowania najwyższych swoich fragmentów w sposób światły i wolny. Odbija się to na ogólnym wrażeniu masywności brzmienia i jego efektowności ponad efektywnością reprodukcji, a także brakami w detalach. Podczas odsłuchu partii skrzypcowych, fortepianowych, trąbek, za każdym razem mogłem usłyszeć mniejsze bądź większe przyduszenie dźwięku, zamglenie, utratę detali płynących z tychże instrumentów, a na co wpływ ma także mikroakustyka panująca wewnątrz skromnych rozmiarowo muszli. I tu pojawia się zasadniczy problem natury porównawczej – do czego przyłożyć te słuchawki? Czy do kompaktów, od których będą większe i teoretycznie w tym kontekście zachowywać się lepiej, czy też do pełnowymiarówek, z którymi na tym polu przegrają? No właśnie, trudno jest tu do końca obiektywnie się wypowiedzieć. Tak czy inaczej już od częstotliwości ok. 10 kHz daje się usłyszeć postępującą tendencję spadkową przebijalności się góry względem pozostałych tonów, przez co bez przywyknięcia przez większość czasu osoba odsłuchująca będzie miała wrażenie jej trochę nadmiernego wycofania.
Całość dźwięków rozkłada się w pewnej odległości od słuchacza i nieco przed nim, a więc mamy tu pewną tendencyjność znaną chociażby z KOSSów. Słuchacz ma zatem zapewnione wrażenia zarówno intymnego odsłuchu, jak i bycia widzem w przedstawieniu, także osobom niezaszufladkowanym specjalnie w jednym bądź drugim sposobie umiejscowienia siebie w wydarzeniach dźwiękowych taka sytuacja powinna jak najbardziej odpowiadać.
Stereofonia jest tu poprawna, ale scena jest mała i sprawia wrażenie ograniczonej, także jest to typowa dla słuchawek zamkniętych sytuacja, z której naprawdę niewiele modeli jest w stanie się wyłamać, jak choćby wyśmienite pod tym względem referencyjne AKG K550/K551. Trochę kuleje percepcja przód-tył, do czego zresztą coraz więcej produktów na rynku nas przyzwyczaja. Należy jednak ponownie wziąć poprawkę na skromne możliwości generowania mikroakustyki przez te słuchawki wewnątrz swoich stosunkowo małych muszli.
Jeśli czytaliście wcześniej recenzję Brainwavz M5, to mniej więcej wiecie już czego się spodziewać, bowiem słuchawki te przez cały okres trwania testów odsłuchowych przypominały mi „em piątki”, które ktoś wziął i zaoferował mi w sporo większym wydaniu – tak wiele można było wyłapać w nich podobieństw. Brainwavz HM3 to muzykalne, żywiołowo grające słuchawki z podkreślonym dołem i ciemną górą, poprawną stereofonią, ale małą sceną, która rozgrywa się nieco przed słuchaczem. Nie mają w sobie neutralności, jak pewien portal komputerowy próbował je opisywać, nie mają też wyżej wspomnianej sceny, którą producent ten nie pierwszy raz przechwala się na pudełku bez powodu. Definitywnie jednak stoją po stronie wszystkich tych, którzy szukają dobrych, energicznych słuchawek pod równie co one energiczne materiały i z tej perspektywy mogą się podobać.
Modyfikacje
Gdy recenzuję jakieś słuchawki, staram się nie tylko przewidzieć wszelkie potencjalne problemy, np. w kategoriach wytrzymałości materiału, ale także doszukać się wszelkich możliwości, jakie niesie ze sobą dana konstrukcja. W przypadku HM3 wspominałem zatem o znanym z K518 ugniataniu metalowego pałąka w taki sposób, aby zmniejszyć siłę docisku muszli do głowy w sytuacji, gdy jakimś cudem słuchawki są dla danego użytkownika niewygodne. Spowoduje to z jednej strony zmniejszenie zdolności do stabilnego utrzymania się słuchawek na głowie i zredukuje izolację od otoczenia, ale z drugiej zwiększy komfort użytkowania, wydłuży czas, w jakim będzie można w nich siedzieć, a także wpłynie na dźwięk, redukując moc najniższych rejestrów bez degradacji ich wysokiej kompleksowości i wprowadzając do całości brzmienia nieco pożądanego rozjaśnienia. Można to sobie bardzo łatwo przetestować, lekko odchylając wystające końcówki metalowego stelaża przy poprawnie założonych na głowę HM3. Jak widać zatem można się z nimi po zakupie pobawić i dostosować pod siebie lepiej, niż inne słuchawki, nawet mimo braku regulacji ustawienia kąta nachylenia kopuł. To najprostsza modyfikacja, jaką można w ich przypadku wykonać bez utraty gwarancji.
Osobom w dalszym ciągu nieusatysfakcjonowanym do końca z ich brzmienia, pozostają jeszcze opcje rekablingu i akustycznego modowania środka kopuł (chamberów), do których odsyłać będę do Google. Oczywiście należy pamiętać, że obie tego typu modyfikacje wykonuje się na własną odpowiedzialność i z momentem rozpoczęcia głębszego „grzebania” traci się na nie wspomnianą gwarancję.
Zastosowanie
Słuchawki definitywnie można określić jako uniwersalne, przeznaczone w zakresie sprzętu pod wszystko, dla wszystkich i wszędzie. Oczywiście w takich sytuacjach panuje stara dobra zasada: „coś, co będzie dobre we wszystkim, nie będzie bardzo dobre w czymś jednym”, także jeśli mają to być stricte tylko i wyłącznie kompakty, to znajdzie się coś lepszego w ich cenie, jak np. AKG K420 czy wymieniane już wcześniej SoundMagic P30. Z kolei jeśli mają być wyłącznie do zastosowań domowych, będzie trochę lepiej, ale również przegrają z chociażby CAL! czy Superluxami. Nie da się jednak w ramach ich ceny zakupić po jednej parze z każdego typu, toteż właśnie w takich sytuacjach próbują one pełnić rolę złotego środka – by na wyjście i do domu mieć tylko jedną, poręczną parę.
Brainwavz HM3 mają bardzo małe wymagania, toteż nie będą potrzebowały żadnych dodatkowych wzmacniaczy słuchawkowych, a jedyną troską ich posiadacza będzie na ogół zapewnienie im źródła lepszego, niż np. komputerowa integra, choć i na niej odsłuch jest jak najbardziej możliwy i nie kaleczy uszu w sposób wyraźny, także w zakresie współcześnie implementowanych na płytach głównych komputerów stacjonarnych i przenośnych być może i nawet dokupienie karty dźwiękowej może okazać się zbyteczne (testowaliśmy je na układzie Realtek ALC269). Wyłaniają się tu jak słońce zalety zorientowania HM3 na jak największą uniwersalność i adaptacyjność, a co powinno ucieszyć wszystkich tych, którzy za wszelką cenę starają się jak ognia uniknąć dodatkowych kosztów.
Ze względu na swoją ciemną górę i ciepławy charakter najlepiej sprawią się w grach, filmach, a także energicznych i żywiołowych gatunkach muzycznych odtwarzanych na jasnych i najlepiej odbasowionych źródłach, które nadadzą im bardzo pożądanej klarowności i rozjaśnienia, czasami trochę więcej tak bardzo potrzebnej im sceny. Trzeba przyznać wtedy, że HM3 nabierają wysoce wskazanej naturalności przekazu, także jeśli ktoś pytałby o bardzo tanie źródło pod te słuchawki, definitywnie wskazywałbym Mayę U5 czy Xonary DX/D1, a odradzał np. FiiO E10, który, o ile sam w sobie nie jest zły, to jednak z taką konstrukcją sprawdzi się najgorzej – przede wszystkim za sprawą węższej sceny i zagęszczania i tak masywnego już brzmienia w rejonach dołu i średnicy. Oczywiście jeśli ma to być cel sam w sobie, to wprost przeciwnie E10 będzie wtedy najlepszym rozwiązaniem z wymienionych, także wszystko zależy od gustu i oczekiwań.
Konfrontacje
Tą kwestię należy bezwzględnie omówić, ponieważ wcale nie jest ona taka prosta i oczywista. Przy cenie 230zł można byłoby powiedzieć, że HM3 prezentują adekwatny do niej poziom dźwiękowy, ale potencjalny nabywca może teoretycznie za 1/3 tej kwoty zakupić chociażby identycznie wyglądające Maxell Retro DJ i cieszyć się dokładnie tym samym projektem, choć bez dodatkowego wyposażenia i w innym, mniej popularnym zestawie kolorystycznym. Będąc modelem rebrandowanym, HM3 współdzielą konstrukcję nie tylko z nimi, ale też z chociażby Fisherami FA-004, Incipio Forte F38 oraz szwedzkimi Ace MP-68. Co prawda między np. HM3 a F38 jest już więcej różnic fizycznych, bo nausznice są w tych drugich miększe, ale generalnie można przyjąć, że kupując jeden z wymienionych wyżej rebrandów, kupuje się w zasadzie tak samo wyglądające i skonstruowane słuchawki, produkowane w większości przez jedną tajwańską firmę – Yoga.
Jak więc głosi się po sieci: „skoro nie widać różnicy to po co przepłacać?”. Cóż, zapewne trochę kontrowersji w tym miejscu powstanie, ponieważ nie do końca jestem skłonny się z tym zgodzić. Przede wszystkim lubię bazować na twardych faktach i własnym doświadczeniu, gdyż zbyt wiele razy nadziałem się na różnorodne opisy danego sprzętu, który potem w moich rękach zachowywał się w wielu miejscach zupełnie inaczej, niż można było to z nich wyczytać, zatem osobiście nie mogę dać Wam w tej publikacji jakichkolwiek gwarancji, że Fishery, Maxelle i reszta rebrandowego towarzystwa faktycznie dźwiękowo nie odstaje od HM3 i wszystkie wymienione słuchawki są oparte dokładnie 1:1 na tych samych przetwornikach. To, że ktoś coś tam na sieci napisał, a reszta powtarza, nie jest dla mnie argumentem i takowym najpewniej będzie dopiero moment, w którym posłuchałbym wszystkiego we własnym zakresie. Pamiętajcie, że „kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą” i jeśli w wątku dotyczącym modyfikacji chamberów Maxelli potrafię przeczytać, że nie mają one w ogóle basu, to albo faktycznie są to zupełnie inne przetworniki niż te użyte w HM3 i stąd też może brać się ich aż trzykrotnie niższa cena, albo po prostu osoba relacjonująca ich brzmienie nie potrafi tego zrobić jak należy lub ma ekstremalnie wypaczony gust, prezentując tym samym zerową wiarygodność (zwłaszcza po użyciu w tekście takich zwrotów jak „są w stanie zadowolić niejedno ucho audiofila” itp.). Także niestety, ale póki co ani nie mogę potwierdzić lub zaprzeczyć w kwestii bezwzględnego podobieństwa do siebie wymienionych tu słuchawek, ani nie mogę do końca wziąć zaistniałej sytuacji pod uwagę w ocenie ich opłacalności. Zamiast tego wolę skupić się na tym, co w chwili pisania tejże recenzji leży przede mną na stole, a co mogę dotknąć i sam posłuchać, bez brania czegokolwiek ślepo na wiarę.
Podsumowanie
Pomijając zatem fakt istnienia tańszych rebrandów i skupiając się tylko na HM3, potencjalny ich posiadacz otrzyma do rąk trwałe i całkiem dobrze wykonane słuchawki o satysfakcjonującej wygodzie i interesującym, żywiołowym dźwięku z wyraźną linią basową, zabarwionym na ciepło i ciemno, zwłaszcza w zakresie góry. Choć brakuje im naturalności i jasności, a scena dźwiękowa rysowana jest oszczędnie rozmiarowo, są to elastyczne słuchawki o całkiem szerokim zastosowaniu, które sprawdzą się przy wyskokowym materiale dźwiękowym jednocześnie w domu, jak i na wyjściu.
Jak zwykle świetny test. Na jego podstawie kupiłem Maxell’e Retro DJ (mają one identyczne przetworniki jak Brainwavz HM3 – sprawdziłem to osobiście) i otrzymałem to czego się spodziewałem, czyli ciepły i mocno basowy (choć nie przesadnie) dźwięk. Jedynie dwie rzeczy przeszkadzają mi w Maxell’owym odpowiedniku tych słuchawek, praktycznie zerowa przestrzenność dźwięku i twarde nausznice.
Podsumowując, nie dałbym za te słuchawki 230 zł, ale 70 zł za ich odpowiednik jak najbardziej i gdybym miał do wydania ok. 230 zł, to zdecydowałbym się chyba po raz kolejny na CAL!’e.