Recenzja słuchawek bezprzewodowych Edifier Stax Spirit S3

Edifier STAX SPIRIT S3, bo tak brzmi pełna nazwa tego modelu, w rzeczywistości nie mają nic wspólnego z marką STAX, nota bene należącą właśnie do tegoż Edifiera. Choć jeśli się uprzeć, „duch STAXa” jest tu na swój sposób obecny, ponieważ w środku drzemią przetworniki magnetostatyczne, będące trochę z tego samego sortu rozwiązań planarnych co do fali akustycznej jako takiej, co STAX. Z tym że ich źródłem tym razem nie jest słynny producent z Japonii, a Audeze. S3 są bowiem licencjonowanym rebrandem doskonale znanych Audeze Mobius, które poddane zostały lekkiej kuracji odchudzającej i re-tuningowi, przez co są nieco inaczej grającym modelem pozbawionym mechanizmu żyroskopowego. Sprawdzam zatem czy wspomniana kuracja przypadkiem nie zaszkodziła organizmowi słuchawek, a do tego fajnie jest sobie przypomnieć i same Mobiusy, zarówno co do ich możliwości, jak i konstrukcji, a i kto wie czy może nawet i nie dźwięku?

Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Edifier za pośrednictwem firmy INNPRO z Rybnika, która podesłała niniejszy sprzęt celem wykonania rzeczywistych testów użytkowych i pomiarów. Jest to tym samym ekspertyza niezależna.

 

Dane techniczne

  • Konstrukcja: wokółuszna, plastikowa
  • Przetworniki: magnetostatyczne, zamknięte
  • Wielkość przetwornika: 89 x 70 mm
  • Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 40 kHz
  • Skuteczność: 94 dB
  • Bateria: litowo-polimerowa
  • Czas pracy na baterii: do 80 godzin
  • Komunikacja bezprzewodowa: Bluetooth 5.2 (A2DP, AVRCP, HFP + kodeki: Qualcomm® aptX™ Adaptive, Qualcomm® aptX™ HD, Qualcomm® aptX™, SBC)
  • Waga: 329 g

 

Wykonanie i wyposażenie STAX S3

Słuchawki przychodzą do nas bardzo ładnie zapakowane, z bardzo ładnym etui twardym i wyposażeniem w komplet kabli, przelotkę na duży jack czy kostkę do zmiany padów.

Wykonanie słuchawek bezprzewodowych Edifier STAX SPIRIT S3 jest w całości plastikowe. Producent naniósł na słuchawki jednak aż dwa logotypy – własny i „SS” jako sygnet na swój sposób podmarki jaką jest STAX SPIRIT. Kto wie, czy nie jest to zapowiedź kolejnych modeli z tej rodziny?

W każdym razie jest to model w całości plastikowy, lekki, sprawiający wrażenie solidnego, z akcentem z karbonu, obity miękką skórką ekologiczną. Dokładnie tak samo jak było to w przypadku Mobiusów, choć wizualnie i organoleptycznie słuchawki się od nich różnią.

Prócz Mobiusów, w pamięci mam jeszcze jeden model Kingston HyperX Cloud Orbit X, które to są wprost idealną licencjonowaną kopią Mobiusów i z pełnym ożyroskopowaniem na bazie systemu Waves NX. Edifier S3 tego nie mają, tak samo nie mają mikrofonu na pałąku, ale posiadają kilka modyfikacji akustycznych na ich tle, o których powiem za moment więcej.

 

Wygodne słuchawki Edifier S3

Nie pamiętam żebym narzekał w Mobiusach na ten aspekt, ale na pewno nie mogę narzekać na to w Edifierach. Słuchawki mimo iż zamknięte i nie aż tak duże jak mogłoby się wydawać, nie ugniatają głowy i uszu w trakcie użytkowania. Można trzymać je na głowie bardzo długo i spędzać z muzyką długie godziny bez uczucia dyskomfortu. Jedynie należy brać poprawkę na ich zamkniętą konstrukcję, która w lecie może trochę dać się we znaki, choć w zamian słuchawki odizolują nas np. od wentylatora czy klimatyzacji. Coś za coś, można rzec.

 

80 godzin czasu pracy Edifierów S3

Moim zdaniem największą wadą tych słuchawek jest konieczność pracy na baterii. Zawsze. Obojętnie czy chcemy skorzystać z kabla czy nie, muszą być włączone, muszą mieć energię do pracy. Ta akurat wynosi aż 80 godzin, więc luksus jest tu w pełni zapewniony, ale jednak. Jeśli dobrze pamiętam, w Mobiusach też tak było.

Po wyciągnięciu kabla analogowego, słuchawki automatycznie się wyłączają. Może być to uciążliwe gdy chcemy przejść od razu na połączenie bezprzewodowe, bo wymusza na nas odbycie cyklu włączenia i wyłączenia pomiędzy.

 

Szumy w Edifier S3

Podczas pracy bezprzewodowej niestety słychać lekki szum. Delikatny bo delikatny, ale słychać. Choć Mobiusy też szumiały jak dobrze pamiętam, jest to trochę rozczarowanie po tanich i kapitalnie cichych Soundpeats H1. Nie słyszałem w trakcie ich pracy przy tym żadnych przebić poza prowadzeniem rozmów telefonicznych, gdzie od czasu do czasu raz w lewej, raz w prawej słuchawce ujawniał się delikatny pisk na chwilę.

Podczas pracy kablowej słuchawki bardzo łatwo przenoszą buczenie od pętli masy. Jeśli więc pracujemy z kablem zamiast w trybie bezprzewodowym, brak dobrego uziemienia w sieci elektrycznej będzie w tych słuchawkach niestety słyszalny.

 

Bluetooth i komunikacja w Edifier S3

Fantastyczna jakość rozmów telefonicznych to ogromny plus Edifierów. Każdy z moich rozmówców był w ciężkim szoku jak dobrze słuchawki zbierają głos, jak głośno mnie słychać i wyraźnie. Do tego samo parowanie jest bezproblemowe i nigdy nie sprawiało żadnych kłopotów, a zasięg również był wzorowy, umożliwiając niemal bezkarne poruszanie się po mieszkaniu.

 

Obsługa Edifierów S3 w praktyce

Słuchawki posiadają na sobie tylko trzy przyciski, ograniczając się jedynie do włączania, wyłączania, obsługi odtwarzania i odbierania rozmów. Nie ma tu żadnych dodatkowych funkcji, przez co ich obsługa w praktyce jest bardzo prosta i intuicyjna. Wszystkim komendom towarzyszy dojrzały żeński lektor.

Zwróciłem jedynie uwagę na bardzo długi czas włączania i wyłączania, jakieś 5-10 sekund. To stanowczo za długo i użytkownik w międzyczasie nabiera podejrzeń, czy aby słuchawki na pewno rejestrują naciśnięcie. Tym bardziej, że przyciski są bardzo małe i bardzo łatwo nacisnąć nie ten co trzeba lub zrobić to w trakcie próby przytrzymania wciśniętego przycisku środkowego.

 

Pomiary Edifier STAX S3

Słuchawki wydają się stosunkowo równe, bez przemożnych wybić lub dołów.

Impuls wykazuje błyskawiczną reakcję membrany i bardzo szybką jej stabilizację. Wskazuje to na potencjalnie dużą responsywność.

THD na bardzo przyzwoitym poziomie.

 

Jak grają Edifier S3?

Słuchawki – z racji bycia modelem opartym o model Mobius – wykazują się dokładnie taką samą sygnaturą dźwiękową, choć może z pamięci trochę bardziej wyrafinowaną na górze, co możemy zrzucić na rozwój tej serii przetworników od czasu pierwszych Mobiusów. Sygnatura dźwiękowa pozostała jednak w gruncie rzeczy raczej niezmieniona i oscyluje wokół neutralnej dążącej ku rozjaśnieniu.

 

Bas

Jest w idealnych proporcjach, mając zarówno wydźwięk jak i zejście. Nie jest to bas mocarny i przesadzony, ale też absolutnie w żaden sposób anemiczny. Świetnie dobrany ilościowo, powoduje wrażenie kompletności i kompleksowości.

Linia basowa bardzo mi się podobała m.in. dlatego, że jest równa, rzetelna, a mimo to nieofensywna. Świetnie się tego słucha, nigdy nie męczy, ale i nigdy nie ma się wrażenia niedosytu. Chyba tylko naprawdę basowi dźwiękożercy będą uważali iż jest go za mało, ale takie osoby raczej już z samej definicji szukają innych słuchawek.

 

Średnica

Jest bardzo dobra, a raczej użyłbym tu słowa: „należyta”. Nie za daleka, nie za bliska, można powiedzieć że optymalna, również odległościowo. Wokal renderowany jest delikatnie przed słuchaczem, nieco bliżej niż dalej, a co daje tego dodatkowego smaczku i angażu zwłaszcza w partiach śpiewanych. Dobrze nagrany wokal jest przez Edifiery S3 pokazywany świetnie i niczego mu nie brakuje. Nie ma też, a przynajmniej ja nie miałem, chęci na więcej lub mniej tego czy tamtego.

 

Góra

Tak naprawdę dopiero tutaj słychać, że model ten przynależy do rozwiązań bardziej budżetowych, ale nie jest to automatycznie tożsame z tym, że jakość S3 to dno plus metr mułu. Wręcz przeciwnie, jak na słuchawki współczesne za takie pieniądze, dają naprawdę sporo elementarnej jakości, zwłaszcza względem modeli dynamicznych podobnej klasy. Słychać jedynie lekką chropowatość, chociażby względem znacznie większych i droższych LCD-XC, ale też przesunięcie na nosowość, mniejszą naturalność. Owa nosowość barwy jest natomiast korzystna w gatunkach elektronicznych, podkreślając pewną część detali i stwarzając wrażenie ogólnej jasności tych słuchawek.

 

Scena

Scenicznie Edifiery są słuchawkami stosunkowo dobrymi, acz będzie to scena w dużej mierze konwencjonalna, nastawiona bardziej na zaznaczenie szerokości niż głębokości. To klasyczne ustawienie sceny ma swoje umocowanie w jaśniejszej tonalności i wcale nie jest niczym złym. Edifier, tak jak Audeze, słuchawki oferuje w formule (prawie) zamkniętej, toteż ogromna część sopranu i fali dźwiękowej wraca odbita od wnętrza muszli.

Właściwie S3 uskuteczniają tutaj więcej niż tylko jedną właściwość, tj. zamkniętość. Pod widełkami pałąka ukryte są bowiem odpowietrzniki, prawdopodobnie do wyrównywania ciśnienia w komorach i jednocześnie działające jako korektory fazy/tonalności. Część fali akustycznej będzie się przez nie wydostawać na zewnątrz. Reszta będzie natomiast dwojako: tłumiona wewnątrz puszki i jednocześnie w pewnym swoim skrajnym zakresie wracała do membrany i ogólnie komory odsłuchowej użytkownika.

 

Skąd ta jasność w S3?

Na bardzo podobnej zasadzie funkcjonują LCD-XC, z tym że tam mamy styczność z konstrukcją kompletnie zamkniętą. Gdy Audeze wypuszczało te słuchawki, wraz z nimi na rynek trafił model LCD-X, który był kompletną odwrotnością XC: ciepły, gęsty, grający głębią sceny a nie szerokością, no i w pełni otwarty. Traf jednak, że LCD-X bez grilli i LCD-XC bez puszek zagrały… dokładnie tak samo.

Te same właściwości, a więc zamkniętość = jasność, przejawiały Sine i Sine DX. Łatwo więc zauważyć tu powtarzalny schemat i mogę postawić pieniądze, że S3 ze zdjętymi dekielkami zagrają mi też gęściej, ciemniej i głębiej. Oczywiście takich modyfikacji uczynić nie możemy, zwłaszcza że słuchawki wyglądają jak nowe.

Dodatkowym jeszcze czynnikiem wpływającym na jasność mogą być fizycznie pady. Ich wnętrza są materiałowe, perforowane. Prawdopodobnie danie tam skórek albo ceratki mogłoby wzmocnić efekt głębi i nadać dźwiękowi lekkiej tubowości.

 

Alternatywy dla Edifier S3 i porównania

Tak naprawdę alternatywnymi modelami dla S3 są ich oryginalny projekt i inne rebrandy. O ile nie umiem powiedzieć jak grają Orbity i jedynie zakładać mogę iż tak jak Mobiusy, o tyle Mobiusy były przeze mnie testowane i mierzone. Efekt jest następujący:

Dosyć dobrze pokrywa się to z moją pamięcią jak grały te słuchawki. Jak widać, pomiar wykazuje mniejszą ilość basu w S3, jak też mniej zaznaczoną górę, ale wciąż jasną. Jest też wrażenie większej czystości, ale nie tylko na sopranie, a także i basie.

 

Edifier S3 vs Audeze LCD-XC

Aktualnie jedynym modelem magnetostatycznym jaki posiadam, a więc w pełni mogącym konkurować z Edifierami S3 pod względem technologicznym, są Audeze LCD-XC Music Creator Edition z 2018 roku, z modyfikacjami wizualno-akustycznymi, trochę tylko tonującymi ich barwę. Pracują one obecnie pod specjalnym kablem Fanatum na 8-żyłowym srebrze, który jest jeszcze w fazie testów odbiorczych, ale na potrzeby porównania i tak przeszedłem na kabel fabryczny, który cały czas posiadam, co by nie powodować wrażenia, że XC pracowały w warunkach faworyzowanych. Dodatkowo, źródłem dla nich był mój poczciwy, betonowy, wciąż nie dający się zajechać Asus Essence STX.

I cóż takiego usłyszałem? Okazało się że w sumie słuchawki grają o dziwo dosyć podobnie, ale też diametralnie różnie w kilku kluczowych miejscach. Bas w LCD-XC jest delikatnie wolniejszy, bardziej nastawiony na midbas, bardzo przyjemny ogólnie. Średnica jest bliższa niż w Edifierach S3, nadając wokalistom bardziej intymnego charakteru i jeszcze większego angażu. Góra to większa czystość i zauważalnie poprawniejsza barwa, bez takiej nosowości jak w S3. Całościowo czuć – także wagowo – że XC to wyższe klasowo słuchawki i w sumie byłbym szczerze zdumiony, gdyby było inaczej i Audeze samo sobie strzelało w stopy.

 

Bez akumulatora ani rusz

Jest jeden jeszcze aspekt, którego nie da się wykluczyć w temacie strojenia S3. Mianowicie DSP. Słuchawki do pracy po kablu i bluetooth wymagają bycia włączonymi, co powoduje stałe funkcjonowanie wbudowanego w nie mikro-DACa oraz końcówki mocy. Nie uciekniemy więc od ich wpływu na dźwięk, przy okazji wymuszając na nas stałe monitorowanie stanu naładowania akumulatora, jak i skreślając w dużej mierze sens instalowania im jakichś przecudownych kabli audiofilskich. Słuchawki z tego kompletnie nie skorzystają, a przynajmniej nie w takim wymiarze jak gdyby był to normalny kabel sygnałowy. Co najwyżej wpłynie to na jakość sygnału wejściowego.

Ponieważ słuchawki i tak muszą być włączone aby w ogóle mogły pracować, odpada nam przez to konieczność ich napędzenia, ale też powoduje to, że sygnał analogowy możemy podać chyba tylko wówczas, gdy korzystanie z Bluetooth jest po prostu niemożliwe. W innym przypadku nie ma to specjalnego sensu.

Powiedzmy więc sobie szczerze: te słuchawki zostały – już na etapie projektu Audeze – stworzone jako model mobilny, przenośny, akumulatorowy. Gniazdo jack jest tylko i wyłącznie zapasowym portem komunikacyjnym w przypadku problemów z Bluetoothem albo jego braku. Jeśli więc nie przeszkadza nam ten stan rzeczy, wszystko jest super. Inni zaś winni mieć to na uwadze, że w przypadku wyczerpania akumulatorów z S3 nic sobie nie posłuchamy.

 

Zabawa kablami? Raczej nie w Edifier S3

Oczywiście nie mogło zabraknąć także i tego akapitu, tym bardziej w kontekście ostatniego artykuło-felietonu o audiofilach. O ile kable słuchawkowe z racji swojej specyfiki są w stanie bardzo subtelnie wpłynąć na dźwięk słuchawek (rezystancja, pojemność, izofona itd.) i mają znaczenie bardziej praktyczne dla użytkowania słuchawek w sensie fizycznych właściwości, tak tutaj ich zastosowanie ponad fabrycznym kablem nie ma specjalnie sensu. Przeszkadza w tym bowiem cyfrowo-aktywny charakter S3, który powoduje, że cokolwiek mającego być zyskiem od jakiegoś kabla, będzie dzielone przez właściwości samego układu.

Tak więc jeśli ktoś przymierzałby się do zakupu kabla, jest to moim zdaniem tym razem bezcelowe. Oczywiście jeśli ktoś naprawdę będzie potrzebował, z wielką chęcią zakonfekcjonuję mu jego własny kabel, solidnie i najlepiej jak umiem. Ale niech ma świadomość, że zysk jakościowy nie będzie w tym modelu duży, jeśli jakikolwiek i powinien się kierować jedynie względami praktycznymi w tym przypadku.

Wiem, że może to brzmieć dziwnie w dzisiejszych materialistycznych czasach, że osoba wykonująca kable odradza inwestowanie w kable do danego modelu, ale właśnie tego że je wykonuję i mam wiedzę na ten temat, mogę od razu na spokojnie sprawdzić czy ma to w danej sytuacji sens. Dlatego jeśli ktoś będzie chciał w taki sposób Edifiery S3 doinwestować, moim zdaniem lepiej zrobi kupując sobie za te pieniądze kilka fajnych albumów muzycznych do posłuchania, albo ewentualnie odłoży na jakieś lepsze słuchawki w przyszłości, gdyby planarny kierunek mu się mocno spodobał i trafił w gust.

 

Opłacalność zakupu Edifier STAX S3

Temat opłacalności w przypadku tego modelu może być bardzo bałamutny i wskazujący w pierwszej chwili na to, że za niewiele więcej można mieć teoretycznie lepiej wyposażony rebrand od Kingstona. Wszystko jednak rozbije się o to, na czym nam tak naprawdę zależy. Od czasu Mobiusów nie miałem z nimi styczności, a do tego jeśli brać pod uwagę tendencję Audeze do zmian i cichych rewizji, trzeba przyjąć solidne założenie, że brzmienie nie uległo zmianie i to produkt Edifiera jest tym, który wprowadza w tym rejonie modyfikacje sam z siebie.

Największym tym samym rywalem S3 będą Orbit S, które – w teorii – powinny zaoferować mocniejszy bas, nieco więcej góry, trochę mniejszą czystość i żyroskopowy system dźwięku przestrzennego znany z oryginalnych Mobiusów. Za niewiele mniej lub dokładnie te same pieniądze. Z kolei pozbawione tych dodatków S3 spróbują obronić się lepszą jakością ogólną dźwięku, mniejszą ofensywnością, ale też – być może (bo nie ma szans sprawdzić tego w tak krótkim czasie trwania recenzji) – brakiem pękania plastików przy mechanizmach regulacyjnych. Co ciekawe, z tego co czytałem po opiniach, Kingston odrzuca takie uszkodzenia w ramach procedury gwarancyjnej.

Czyni to temat opłacalności S3 tym bardziej ciekawy i tak jak pisałem na początku: bałamutny. Niby dostajemy „mniej”, a jednak nie do końca. Czy system żyroskopowy wart jest więc dopłaty do pełnych Mobiusów? Tu już trzeba sobie samemu odpowiedzieć na to pytanie. Osobiście, słyszałem takie rzeczy w scenie płynące z porządnego, jak sądzę, stereo słuchawkowego, że mam trochę bardziej konserwatywne podejście do sprawy. O ile takie systemy jak Waves NX swego czasu robiły na mnie piorunujące wrażenie i dawały mnóstwo frajdy z użytkowania, o tyle na koniec dnia liczyć się dla mnie będzie jednak elementarna jakość dźwięku i walory użytkowe. Dlatego brak tego systemu w Edifier STAX S3 nie jest dla mnie problemem i nie czuję się „okradziony” z przyjemności. A jeśli do tego produkt ma być potencjalnie bardziej dopracowany (wspomniane pękanie plastików), to już w ogóle wydaje się propozycją po prostu bezpieczniejszą w zakupie. A przynajmniej taki byłby mój tok rozumowania przy stawianiu się w roli osoby rozważającej ich zakup.

Pękanie plastików jest zresztą tematem tabu w słuchawkowym audio i przerabiali je chyba wszyscy możliwi producenci. Audeze również się tego problemu nie ustrzegło (wczesne partie LCD-i3), ale i AKG miało swoje przeboje w tym względzie (K540, K619 itd.), Sennheiser (HD 555, HD 595 itd.) oraz wielu innych. Czasami wynikało to wprost z zakładania słuchawek w sposób nieprawidłowy (siłowe rozginanie pałąka podczas zakładania), a czasami po prostu oszczędności materiałowych czy niedokładnego przewidzenia przez projektanta skali pracy materiału w danym rejonie. Słowem, niedostateczne testy wytrzymałościowe i wady projektowe. Niestety jako konsumenci nie jesteśmy w stanie odróżnić w dużej części przypadków modelu mogącego sprawiać problemy od tego z długą potencjalną żywotnością.

Nawet jako recenzenci nie mamy możliwości skutecznej tego estymy ze względu na ograniczoną ilość czasu. Przytrafiały mi się sytuacje, bodajże z iCANem PRO czy Etherami Flow, że prawowici właściciele (akurat w tym przypadku osoby prywatne) żądały błyskawicznego zwrotu w jeszcze krótszym czasie przez brak zachwytów nad ich, bądź co bądź ciekawymi, przedmiotami oddanymi celem recenzji. Oczywiście mieli do tego prawo, w końcu użyczenie było gestem z ich strony. Tak więc jeśli ktoś z Was sądził, że sprzęt jest recenzentowi wypożyczany na dłuższy czas, to niestety nie zawsze jest ku temu możliwość. W każdym razie jedyne więc co mogę powiedzieć to to, że wydaje mi się iż S3 nie będą sprawiały problemów i te, o których pisano w kontekście Kingstonów Orbit S, mogą tu równie dobrze w ogóle nie występować.

 

Czy warto kupić Edifier S3?

Choć jest kilka rzeczy które mi się w S3 nie podobają, moim zdaniem są to słuchawki warte rozważenia. Jeśli szukamy stricte bezprzewodowych słuchawek z niesamowicie długim czasem pracy, a do tego magnetostatycznych i oferujących bardzo dobrą jakość dźwięku, to nad Edifier STAX SPIRIT S3 można się pochylić. Kolaboracja z Audeze zdaje się wyjdzie tu na zdrowie, zwłaszcza że słuchawki grają moim zdaniem lepiej od swoich pierwowzorów, choć trudno rozsądzić czy jest to efekt prac samego Edifiera, czy zasługa rozwoju technologii Audeze. Niemniej oceniając finalny produkt, dźwiękowo S3 podobają mi się bardziej od Mobiusów, nawet mimo braku mechanizmu żyroskopowego. No i ponad wszystkim – to wciąż bezprzewodowe planary, więc świetna propozycja dla osób co bardziej oszczędniejszych i chcących na spokojnie zapoznać się z możliwościami jakie daje ta właśnie technologia.

 

 

Słuchawki na dzień pisania recenzji można bez problemu zakupić w większości sklepów w Polsce.

Sprzęt marki Edifier jest dostępny również na ich oficjalnym profilu w serwisie Allegro.

 

Zalety:

  • nieco kompaktowy, ale wciąż wokółuszny format
  • wyposażenie we wszystkie niezbędne okablowanie
  • zapasowe pady w zestawie
  • całkiem dobra konstrukcja nośna o niskiej wadze
  • co najmniej zadowalająca izolacja pasywna
  • należyta wygoda podczas dłuższego użytkowania
  • możliwość pracy bezprzewodowej oraz kablowej
  • aż do 80 godzin pracy na baterii
  • fantastyczna jakość rozmów telefonicznych
  • spokojnie satysfakcjonująca jakość dźwięku całościowo
  • dobra scena jak na słuchawki zamknięte
  • jeszcze lepsze all-roundery niż oryginalne Mobiusy
  • wsparcie dla nowoczesnych kodeków i standardu Bluetooth

Wady:

  • widać oszczędności tu i ówdzie
  • zbyt ryzykowny mechanizm wymiany padów
  • brak mikrofonu na kablu
  • delikatny szum podczas pracy i tendencja do buczenia od pętli masy przy zastosowaniu wzmacniaczy analogowych
  • długi czas włączania i wyłączania
  • tryb kablowy mimo wszystko wymaga pracy na baterii

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *