Audictus to marka nawet stosunkowo często goszcząca na łamach mojego bloga i wynika to z faktu, że wiele ich modeli uważam za plasujące się w wielu miejscach w moim postrzeganiu atrakcyjnych dla typowego użytkownika, a wciąż budżetowych, słuchawek przenośnych do takiego codziennego, normalnego katowania, choć i też odsłuchu muzycznego. Do tego potrafią wstrzelić się także i w moje własne wymagania, więc tym bardziej czemu nie zajmować się takimi produktami. Tym razem producent zaserwował jednak coś z nieco innej beczki i wraz z modelem Voyager wkroczył podwójnym ciosem w słuchawki pełnowymiarowe. Jest to swego rodzaju egzamin, zaś mi przypada zaszczyt bycia sędziującym czy i jak udało się z tegoż wyzwania wywiązać od strony bardziej zaawansowanego modelu: Audictus Leader.
Jakość wykonania i konstrukcja
Audictus Leader to wokółuszne słuchawki Bluetooth o konstrukcji składanej, wyposażone w dynamiczne przetworniki 32 Ω przy 110 dB SPL, co gwarantuje sprawne i głośne działanie nawet na słabszych źródłach dźwięku.
Pałąk
Słuchawki współdzielą (na oko) z modelem Voyager pałąk, który jest identyczny i różni się co najwyżej logo na widełkach, a nie na muszlach. Słuchawki sprawiają jednak troszkę wrażenie, że pałąk pochodzi od innego modelu niż reszta, ale powiedzmy że byłbym skłonny go tu zaakceptować.
Kontrast wzmacniany jest tu przez fakt, że względem muszli trochę rażą mnie odlewy i drobne skazy, czy też detale w postaci krzywo naklejonego emblematu z informacjami. Pałąk jest w tym modelu materiałowo dziwny, bo uzyskujemy de facto:
- matowo wykończone muszle,
- widełki z wyczuwalną fakturą,
- gładki bloczek z mechanizmem obrotowym,
- pół-gładki bloczek przytrzymujący obicie pałąka.
Nawet czytając to co sam napisałem mam wrażenie, jakbym opisywał pałąk złożony z kilku innych serii podzespołów albo par słuchawek, gdzie części te po prostu szczęśliwie do siebie pasowały. Nie prezentuje się to zbyt dobrze moim zdaniem z perspektywy spójności wizualnej.
Muszle
Wykonano je ze zmatowionego plastiku, który jest miły w dotyku i daje dobry chwyt jedną ręką bez ryzyka wysmyknięcia się z dłoni.
Na lewej muszli znalazło się miejsce dla gniazda na duży jack oraz wejścia do ładowania micro-USB.
Na prawej mamy gniazdo blokowane na jack mały oraz 3 przyciski sterowania. Jest także dziurka mikrofonu.
Ergonomia
Konstrukcja słuchawek jest mocno nastawiona na transport, oferując składanie się do środka oraz obrót każdej muszli o jakieś 120 stopni. To sporo.
Słuchawki nie telepią podczas potrząsania, nie obijają się niczym o siebie, a każda z muszli ma określony opór obrotowy. Słuchawek nie można obrócić w pełni osi poziomej widełek, ale to akurat dla mnie plus.
Wygoda
Muszę przyznać, że jest ona tu na całkiem dobrym poziomie, żeby nie powiedzieć, że miejscami bardzo dobrym. Leadery zawdzięczają to chociażby bardzo rozsądnej wadze, wynoszącej mierzone 243 g bez kabla.
Zakres regulacji jest duży, zatem wejdą nawet na większą głowę, zaś poduszka pałąka jest bardzo obfita. Nauszniki przyjmują moje uszy szczelnie i będąc typowym przedstawicielem grupy zamkniętej powodują, że po pewnym czasie dosyć szybko pojawia się potliwość i uczucie parności.
Nauszniki mają poza tym trochę irytującą właściwość, że podczas ruchu głową albo dociskania, szeleszczą niczym pianka poliuretanowa. Kto wie, czy nawet tym porównaniem nie trafiłem w dziesiątkę co do odgadnięcia faktycznego ich wypełnienia. Mogę tylko podejrzewać, że wybór padł przez chęć zachowania dystansu ucha od powierzchni talerza przez jak najdłuższy czas.
Bluetooth
Od razu trzeba wspomnieć, że Leadery mają zbyt duży skok głośności. Przykładowo przyrost głośności jest słyszalny między 26 a 28%. Kolejny skok następuje przy 34%. Następny zaś przy 40%. Za każdym razem jest dla mnie albo za cicho, albo za głośno. Tymczasem nawet drobniutkie Edifiery TWS6 mają płynną regulację głośności co 2%. Niewykorzystana jest tu – jak często się zdarza w sprzęcie bezprzewodowym – skala głośności pośredniej, a liczba kroków jest po prostu zbyt mała.
Słuchawki cicho szumią w tle podczas odtwarzania, ale nie był to dla mnie żaden problem nawet przy cichych partiach utworów. Jeśli ktoś ma uszy nietoperza, może się nie zgodzić. Powinien jednak potwierdzić to, co odnotowałem w przesłanym egzemplarzu, a więc słyszalne przebicia sterownika bezprzewodowego. Słychać to wyraźnie zwłaszcza po zatrzymaniu muzyki. Przez chwilę słychać systematyczne skwierczenia w tle i pisk (dosłownie 1 sekundę, ale dłużej, jeśli tylko wciśniemy pauzę), po czym następuje słyszalne odcięcie sygnału, podczas którego pisk moduluje swoją barwę niżej, a skwierczenia nie są już tak systematyczne. Po nieco dłuższej chwili i tutaj daje się usłyszeć odcięcie sygnału, a słuchawki przechodzą w najgłębszy tryb czuwania, bez żadnego szumu czy pisku, ale z cichym „beepnięciem” co sekundę (utrzymywanie kontaktu z nadajnikiem). Może jest to kwestia egzemplarza, trudno powiedzieć.
Słuchawki w komunikacji bezprzewodowej są w stanie wytrzymać do 20 godzin, co akurat jest dobrym wynikiem.
Okablowanie i mikrofon
Wetknięcie kabla w gniazdo słuchawek powoduje automatycznie zakończenie pracy układu BT, a co za tym idzie – także i mikrofonu, jaki wbudowany jest w ich obudowę. Nie jest to jednak zbyt duża strata, bo mikrofon zbiera nasz głos bardzo słabo. Każdy z moich rozmówców miał problem ze zrozumieniem tego co mówię i pierwsze na co zwracał uwagę, to abym… inaczej trzymał telefon. Żaden nie wiedział, że rozmawiam przez słuchawki, a już w szczególności te konkretne. Przełączenie się nawet na Explorery 2.0 robiło znaczną różnicę, a już największą gdy przełączałem się na swoje niezawodne w tym zakresie Etymotic HF2. Dopiero mikrofon z dołączonego do zestawu kabla okazał się kolosalną różnicą na plus, tylko nie wiem czemu nie miał również mechanizmu blokowanego. Ciekawostką jest też dodatkowe gniazdo które może działać jako port AUX OUT i przekazywać sygnał na inną parę słuchawek. Oba kabelki mają przynajmniej z 1,2 m i 1,5 m dla obu konstrukcji odpowiednio.
Podsumujmy co udało się ustalić:
- Jakość wykonania – spokojnie akceptowalna w tej cenie.
- Ergonomia – bardzo dobra: składana konstrukcja i niska waga oraz podwójne gniazdo jack.
- Wygoda – dosyć dobra, choć słuchawki po godzinie się czuje, także termicznie.
- Izolacja od otoczenia – przeciętna i typowa dla większości słuchawek zamkniętych.
- Szumy i przebicia – niestety te ostatnie są słyszalne.
- Mikrofon – słabej jakości w słuchawkach / bardzo dobry na osobnym kablu w zestawie.
Jak więc widać Leadery to taka troszkę mieszanka dobrego ze złym. Z jednej strony konstrukcja jest dosyć przemyślana, nie nastręczająca problemów podczas użytkowania. Z drugiej implementacja modułu BT zdradza albo niską jakość elektroniki, albo po prostu problemy natury konstrukcyjnej (tj. zbyt duża bliskość elementów powodująca w efekcie interferencję), albo jest pechem tego konkretnego egzemplarza. Do tego słaby wbudowany mikrofon, który musimy zastępować notorycznie tym kablowym, gwarantującym znacznie lepszą jakość nagrywanego głosu, oraz dosyć standardowa izolacja od otoczenia, która co prawda przekłada się w efekcie na wygodę, ale raczej powinna tu wzmacniać i podkreślać rolę wypadową tych słuchawek. Jeśli będziemy chcieli wykorzystywać słuchawki bardziej w domu i dłużej, nie będzie to wada.
Czy na coś jeszcze można ponarzekać, skoro już tak narzekam? W sumie tak, jest jeszcze to i owo. Podczas użytkowania bardzo rzadko słyszałem metaliczny brzdęk w prawej słuchawce i okazało się, że była to praca sprężyny pełniącej roli odgiętki w kablu. Nie jest to coś nieprzyjemnego, ale na pewno zaskakującego. Do tego w całym pakiecie nie ukrywam, że za 300 zł już bym się spodziewał jakiegoś etui, nawet woreczka. Był z Winnerami, był z Achieverami, tutaj nie ma. Smutek.
Poza tym jednak słuchawki jako takich wad nie mają i o dziwo całkiem sprawnie siedzi się w nich w ciągu dnia. Także przejdźmy może do brzmienia i zobaczmy co tam się dzieje.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem, który jest przeze mnie wykorzystywany i przewijający się również i w tej recenzji. Sprzęt dla pewności zawsze zostawiam sobie włączony na 24-48h z tytułu profilaktyki przed krytycznymi odsłuchami (tzw. wygrzewanie), a do pisania przystępuję średnio przynajmniej po tygodniu testów w różnych warunkach.
Wyposażenie testowe w szczególe obejmowało:
- Konwertery C/A: Pathos Converto MK2
- Wzmacniacze: Pathos Aurium
- Karty dźwiękowe: Asus Essence STX (2x MUSES8820 + TPA6120A2), AudioQuest DragonFly Cobalt
- Kondycjonowanie i zasilanie: Lucarto Audio LPS Custom, Lucarto Audio KS300 Custom, okablowanie własne
- Słuchawki testowe: 1MORE H1707, AKG K240 MKII, AKG K242 HD, Audictus Explorer 2.0, Sennheiser HD800 (bo tak)
- Słuchawki gościnne: Beyerdynamic T90, KOSS GMR 545 AIR, KOSS GMR 540 ISO
Jakość dźwięku (kabel i BT)
Model Leader można traktować jako dosyć spójnie grającą parę słuchawek w trybie Bluetooth oraz kablowo. Różnice między nimi nie są duże, stąd też będę starał się opisać wszystko w ramach po prostu jednego, wspólnego akapitu. Na wykresie udało mi się poza tym wychwycić idealnie to samo natężenie dźwięku wg wskazań ogólnych, ale widać, że delikatny odpust całego wykresu rekompensował lepiej realizowany niski bas.
W każdym razie można potraktować tą konkretną rzecz jako ciekawostkę. Przypomnę również, że wykresy pełnią rolę pomocniczą do recenzji i opisują surową odpowiedź częstotliwościową słuchawek na fantomie pomiarowym. Jeśli wykresy są niezrozumiałe, być może pomocne będą odniesienia do konkretnych częstotliwości w samym tekście.
Już na pierwszy rzut oka powinno dać się jednak zauważyć, że jest to brzmienie odmienne od dotychczasowej szkoły Audictusa i jeśli miałbym szukać mu analogii w ramach ich produktów, chyba najwięcej doszukałbym się w Winnerach, choć te słuchawki nie są ich gorszym bratem, a po prostu czymś innym, również brzmieniowo nie będącym dokładną kalką w żadną stronę.
Brzmienie Leaderów średnio do mnie przemawia jako całokształt nie dlatego, że słuchawki grają na planie „V”, ale dlatego, że realizują ten plan zbyt dosadnie. Basu jest tu za dużo i w trochę zbyt ofensywnym wydaniu, zaś sopran również potrafi czasami popaść w przesyt. Dzieje się to głównie w bardzo dynamicznych utworach i paradoksalnie właśnie taki układ – w myśl powyższych gustów i guścików – może się większości ludzi bardzo podobać. Bowiem jeśli odrzucimy proporcje, słuchawki nie są wcale takie złe jak na swoją cenę i oferują rzeczy, których generalnie szukalibyśmy bardziej w czymś pokroju Marleyów Positive Vibration 2 Wireless czy chociażby 1MORE H1707. A pal licho, że wspomnę też o DT990.
Ironia, że każdy z tych modeli, nawet Beyery, bardziej mi się subiektywnie podoba od Leaderów. DT990 i H1707 owszem, są droższe i grają w wyższej klasie, tutaj pojedynek byłby nieuczciwy. Ale Marleye, o ile też nie do końca są moją filiżanką herbaty, o tyle nie pamiętam aby miały tak ofensywny bas, a oferowały całkiem fajną izolację od otoczenia, aczkolwiek kosztem wygody. Znów więc pojawia się zarzut o nadmiernej ilości dolnych zakresów.
Bas w Leaderach jest mocno zaznaczony i ma nieco bardziej głuchy wydźwięk z lekkim utwardzeniem, niż bym sam osobiście sobie tego życzył, ale piszę to w ramach porównania ze słuchawkami dla graczy takimi jak GMR 540 ISO, gdzie jest to zupełnie inna klasa rozwiązań o innym przeznaczeniu. Jeśli interesuje nas mocny bas, do tego z twardym usposobieniem (okolice do 100 Hz), słuchawki faktycznie mogą się spodobać i być może właśnie taka była intencja Audictusa, aby celować dokładnie w takie preferencje. Nie wspominając o wyjściowym charakterze całego brzmienia i mocnej kompensacji otoczenia, tak jak np. w CKS5TW. Tam basu było wyjątkowo dużo, a który w podróży zwłaszcza się przydawał. Dosyć zabawne było też czytanie pretensji o jego ilość w komentarzach, skoro recenzja niczego nie ukrywała w tym względzie. Jeśli ktoś nie wie co kupuje, ale kupuje aby kupić, niech najlepiej nie kupuje wcale. Czy ta sama zasada ma zastosowanie w Leaderach – to już zależeć będzie od głośności. Dla mnie, czyli osoby słuchającej muzyki dosyć cicho, w tych słuchawkach zachodzi konieczność słuchania muzyki jeszcze ciszej, gdy mój organizm jest zmęczony. Preferowałem też znacznie spokojniejsze i bezbasowe utwory. Po prostu nie jestem bassheadem i Leadery nie sprawdzają się u takich osób jak ja w codziennym użytkowaniu. Najbardziej basowe są u mnie iSine 20 z CBT oraz 1MORE H1707, a i one czasami, zwłaszcza gdy jestem zmęczony, potrafią skutecznie ograniczyć czas jaki mogę spędzić w słuchawkach bez przerw. Mogą za to sprawdzić się u tych, którzy szukają oddolnego wygaru za jak najmniejsze pieniądze. Zresztą, wygar ten być musi, bowiem słuchawki na wyjście zabierzemy, ale z przeciętną izolacją, a więc czymś trzeba to nadrabiać. Z tego względu więc spokojnie jego egzystencję mogę zrozumieć.
Jednocześnie bas był dla mnie najbardziej znaczącą zmianą względem sygnału kablowego a Bluetooth. W trybie kablowym pełniejszy, bardziej wybrzmiewający. W trybie bezprzewodowym był twardszy i krótszy, ale wciąż bardzo mocny. Wrażenie to potęgowało się z tytułu słabszego zejścia, gdzie słuchawki na progu np. 10 Hz notowały różnicę już -5 dB względem trybu kablowego.
Wokal osobiście odbieram jako zbytnio zdystansowany, ale to wynika w sumie z nadmiaru basu i jego reagującej naturze względem środka. Nie jest przyduszony, nie występuje tu wrażenie kocyka (nie ma spadku w okolicach 1 kHz), pogrubienia, a jedynie odsunięcie, czy może po prostu przyciszenie. Jeśli jesteśmy zwolennikami bardzo bliskiego i namacalnego wokalu, raczej nie będzie to wybór dla nas.
Sopran jest wyrównany sam w sobie, w kategoriach ogólnych. Konkretnie jasny, zachodzący nosowością (wybicie w 6 kHz), ale jeszcze nie odbieram go jako przejaskrawionego do stopnia niesłuchalności, a przynajmniej nie w krótszej perspektywie odsłuchowej lub zastosowaniach innych niż bezwzględne słuchanie muzyki (o tym jeszcze w dalszej części recenzji). Doskonale słyszalne są wszelakie detale, syknięcia, czasami na duży plus i z elementem zaskoczenia. Leadery faktycznie starają się zwrócić mnóstwo informacji w tym zakresie, ale (i być może właśnie z tego powodu) przez bas nie odbieram sopranu jako warstwy jednoznacznie dla mnie męczącej. Palma pierwszeństwa chyba jednak leży po stronie dolnych zakresów zatem. Jednak wraz z odjęciem basu np. za pomocą EQ, słuchawki stają się jednoznacznie jasne i mogą być w istocie męczące. Zawsze jest to więc kwestia proporcji w ramach całościowego ustroju tonalnego.
Scenicznie za to nie jest źle i tu sprzęt zaskakuje pozytywnie. Słuchawki grają na planie klasycznej elipsy, czyli bardziej na szerokość, ale starają się realizować dobre wychylenie w każdą stronę. Wynika to wprost z podkreślonego sopranu (prawdopodobnie też wybicia w 17 kHz na najwyższej oktawie) i jest akurat dosyć mocną stroną Leaderów. Scena dźwiękowa prezentuje się przez to lepiej niż spodziewalibyśmy się po słuchawkach tej klasy i o zdawałoby się wyjściowo-uniwersalnym przeznaczeniu. Być może jest to ukłon w stronę amatorów gier komputerowych, ale to tylko moje luźne spostrzeżenie. Także gust gustem, ale za scenę Leaderom należy się konkretny plus.
Gdyby w tym miejscu podsumować Leadery, wyszłoby to samo, co przy np. ISKach HD9999 – czyli dla mnie nie osobiście, ale dla użytkowników ogólnie może być ciekawie. Dlatego nie ukrywam, że jest tu więcej konfliktu mojej subiektywnej oceny z perspektywą spojrzenia obiektywnego niż w innych recenzjach i wcale nie jestem z tego powodu zadowolony. Leadery męczą mnie troszkę tą swoją ofensywnością basu przez jej twardość. W tym miejscu jestem po prostu wyczulony na natężenie dźwięku, wyższy bas mnie dręczy, jeśli jest mocniejszy niż środkowy. Dopiero potem ewentualnie słuchawki mogą spróbować zrobić tą samą sztuczkę sopranem. Jednak gdy odtwarzałem utwory bardzo bogate w sopran, intensywne, ale lekkie basowo, to problemu nie było lub narastał wyraźnie wolniej. Tym samym winę ponosi za wszystko najprawdopodobniej utwardzenie basu. Przy basie bardziej środkowym już łatwiej mi się do tego podchodzi. Aczkolwiek znam osoby, które np. basu AKG (głównie środkowy) nienawidzą i słuchawki opisują po prostu jako kiepskie, bo z wybrakowanym basem. No cóż, każdemu wg potrzeb. Też cieszyłbym się, gdyby np. moje K240 MKII miały bas taki jak np. iSine (na wykresie wygląda kapitalnie od strony technicznej), ale jestem realistą i nie szukam gruszek na wierzbie.
Moim zdaniem nowe modele mają za zadanie zaczarować trochę innego użytkownika niż do tej pory to czyniono i wprost mógłbym wskazać tu jeden model, któremu stara się odebrać palmę pierwszeństwa – właśnie wspomniane ISK HD9999. Porównania co prawda mógłbym wykonać stricte z pamięci, ale gdy szukam sobie w głowie podobnie brzmiących modeli, na myśl przychodzą mi w pierwszej kolejności ISKi właśnie. Paradoksalnie dochodzimy przy nich znów do odwiecznego dylematu recenzentów audio: czy oceniać sprzęt własną subiektywną miarą, czy też rozszerzać perspektywę także i na inne warstwy gustów i guścików. Każde podejście ma swoje wady i zalety, bo te pierwsze może skreślić potencjalnie interesującą gamę modeli, a drugie może narazić na zbytnią pobłażliwość i brak własnego zdania. Ja zaś wybrałem podejście środkowe: jedna i druga perspektywa jednocześnie. Też nie jest to idealne rozwiązanie, ale pozwalające spojrzeć na słuchawki dwojako.
Jeśli sprzęt realizuje brzmienie na planie „V”, ale robi je dobrze jak na swoją cenę, mogą wyjść z tego ludzie i na ogół to właśnie się tymże podoba. Bo są basy i soprany, duże góry i głębokie doły, ale w należytej jakości i najlepiej jeszcze jakby były tam odpowiednie proporcje. Znów powołać mógłbym się na przykład H1707, które też nie leżą w „moim” brzmieniu, a słucha się ich naprawdę sympatycznie. O ile więc Leadery nie serwują mi takiego brzmienia, jakie subiektywnie lubię, o tyle starają się dosyć kompetentnie zwrócić swoje granie na modłę „efekciarską”, gdzie basu jest dla mnie za dużo, a i góry też mogłoby być mniej, ale statystycznemu amatorowi solidnego kopa z dołu i detalu z góry będzie tego idealnie w smak. Jest to coś, czego prawdopodobnie mocno i gęsto szukał w tym przedziale cenowym, jeśli do tej pory nie odnalazł się w innych rozwiązaniach. Także ta moneta zawsze ma dwie strony i tego akapitu najpewniej nie przeczyta żaden amator lektury podsumowań i not końcowych, ale to już jest jego problem, że słuchawki takie jak Leadery w konsekwencji pominie pominie.
Co bym osobiście zmienił w Leaderach? Przede wszystkim mocno zredukował bas i trochę uspokoił sopran, najlepiej nie tykając sceny. Trudno powiedzieć które z tych dwóch przejmuje pałeczkę pierwszeństwa do zredukowania, bowiem w zależności od utworu raz jedno dominuje, raz drugie daje o sobie znać, ale definitywnie najwięcej problemów sprawiał mi bas. Sopran musiał trafić albo na mój szczególnie wymęczony stan (a co wcale nie jest takie trudne wbrew pozorom), albo na utwory bardzo bogate w sopran złożony z bardzo wielu sampli o dużej intensywności. Poza tym jednak nic bym nie zmieniał, bowiem scena jest jak najbardziej w porządku, a wraz z uspokojeniem basu środek sam sobie poradzi ze swoim powrotem w nieco bliższe miejsce. To oczywiście tylko życzeniowy akapit.
To też mówiąc, muszę przyznać, że poza muzyką, słuchawki sprawdzają się zaskakująco dobrze i powodując moje szczere zdziwienie. Oglądałem w nich bardzo dużo materiałów dźwiękowych, wideo, filmów pełnometrażowych, a nawet okazjonalnie grałem i dochodziłem za każdym razem do wniosku, że we wszystkich tych zastosowaniach były dla mnie znacznie bardziej akceptowalne niż w muzyce słuchanej na co dzień. Zwłaszcza bas nie dominował mi już tak mocno, a wprowadzał faktyczne wrażenia „kinowe” i przypominał mi całościowo tymi słuchawkami zachowanie typowego komputerowego zestawu głośników 2.1. Tam bowiem też często wybiera się różne modele wcale nie dla średnicy, ale właśnie takiego „V-kowego” układu na jaśniejszy sopran i przede wszystkim mocniejszy bas, aby było go czuć i słychać.
Dla kogo Audictus Leader?
Jak na ironię recenzja Audictus Leader okazała się krótsza niż zakładałem, ale wynika to z chęci nieprzeciągania tym razem treści w niekończące się analizy i dywagacje, skoro słuchawki nie są tworem przesadnie skomplikowanym. Niech jednak nie świadczy to źle o Leaderach, bo to wcale nie tak, że nie ma tu o czym pisać. Wręcz przeciwnie. Ale liczy się przede wszystkim to, czy słuchawki okazały się ciekawe, czy też nie. I tak też idąc tym wątkiem, słuchawki owszem mogą okazać się ciekawym wyborem dla osób, które potrzebują tych co bardziej uniwersalnych ergonomicznie, łączących w sobie zarówno bezprzewodowość, jak i bycie modelem kablowym o przeznaczeniu domowym. Zakochają się w nich fani twardszego basu i bogatego sopranu, którzy chcą mieć słuchawki bardzo łatwe w napędzeniu, jak również prawdopodobnie amatorzy filmów i gier, gdzie słuchawki serwują sporo trzęsienia ziemi, a także detali i sceny w ramach konstrukcji zamkniętych. Jest to ten model, który może przy pomyślnych wiatrach może nie tyle przerwać, co rzucić pewien cień na dominację Superluxów i ISKów w tym przedziale cenowym.
Z gatunków muzycznych przede wszystkim celowałbym w fanów elektroniki, zwłaszcza tej klubowej i agresywnej. Z Leaderami nie będzie można się wtedy nudzić. To też taki w sumie najbezpieczniejszy pakiet dla tego modelu. Wszystko inne będzie eksperymentowaniem w obszarze de gustibus.
Każdy kij ma jednak dwa końce i słuchawek nie polecałbym osobom szukającym muzycznego realizmu. „V-ka” jaką serwują Leadery jest zbyt nosowa i basowa, aby osiągnąć zamierzone cele. Odpadają także preferencje za brzmieniem lżejszym (chyba że po EQ) oraz wokalnym, ponieważ nawet na czystą logikę „V-ka” wyklucza takie aplikacje.
Najtrudniejszy orzech do zgryzienia mogą mieć użytkownicy o preferencjach wyjściowych. Z jednej strony zachęca ich do tego składany i kompaktowy rozmiar słuchawek, nie rzucanie się w oczy, wbudowany moduł Bluetooth i wcale nie taki krótki czas pracy na baterii. Z drugiej odrzuca słabej jakości mikrofon działający tylko w trybie BT, przebicia od modułu BT, przeciętna izolacja. Producent starał się zrekompensować to zagłuszaniem otoczenia przez bas, ale być może prościej byłoby zastosować system ANC. Oby lepiej niż wychodziło to czasami Bluedio, z którymi z kolei Audictus nie ma specjalnego problemu aby powalczyć i wygrać. Niemniej naprawdę trudno przewidzieć czy Leadery sprawdzą się u każdego na wyjściu i niestety musiałbym posiadać zdolności mistyczne i jasnowidzenia, aby za każdym razem móc przynajmniej estymować efekt końcowy (pomijając już fakt że nie doradzam indywidualnie co kupić i taką rolę powinny pełnić właśnie recenzje na blogu), ale jestem fanatykiem zdroworozsądkowego audio i przede wszystkim praktykiem z zasadami, lubiącym nadawać sens temu, co robi.
Dlatego też warto mieć gdzieś z tyłu głowy, że o ile Audictusy pozwalają na wyjściowe wojaże, o tyle w głośnych miejscach sobie mogą po prostu nie poradzić. Bardziej widziałbym je więc jako „domowe wirelessy”, a przynajmniej byłaby to chyba dla nich najbezpieczniejsza rola i z zachętą do eksperymentowania, czy aby u kogoś na podwórku nie będzie aż tak źle.
Podsumowanie
Powiedzenie „apetyt rośnie w miarę jedzenia” jest tu chyba najbardziej dosadnym i w żaden sposób nie zamierzam ukrywać, że miałem wobec Leaderów spore nadzieje, przynajmniej pomny wcześniejszych konstrukcji Audictusa. Producent jednak tym razem zerwał z dotychczasową konsekwencją trzymania się „swojej” szkoły brzmieniowej i zaproponował coś, co o ile mi osobiście sprawia w muzyce problemy nadmiarem basu, może też nieco nosowością, o tyle może przyciągnąć sporą rzeszę użytkowników, którym basu wiecznie mało, a awaryjne i tandetnie czasem wykonane Superluxy już się po prostu znudziły.
Składana i lekka konstrukcja, całkiem pojemne pady, 20 godz. pracy na baterii, wsparcie aptX, wymienne okablowanie, bardzo dobry mikrofon na kablu, duża poręczność i całkiem niezła ogólna jakość dźwięku z dobrą sceną to najmocniejsze atuty tych słuchawek. Zaskakująco dobrze sprawdzały mi się w grach (o dziwo niezła scena), filmach (bas), podczas oglądaniu materiałów z YT czy nawet słuchaniu wiadomości i podcastów chodząc po domu, po kuchni lub majstrując przy rowerze (trenażer rządzi w takim czasie jak obecny). Leaderom udało się przypomnieć mi, że nie samą muzyką człowiek żyje, a jeśli już to robi, to musi patrzeć też na gatunki, w których jedna para może się mu nie spodobać, ale komuś innemu bardzo przypadnie do gustu. Żywiołem dla Leaderów jest mocna muzyka, w której potęga basu i czytelność góry są priorytetowe, ale przede wszystkim zastosowania wokółmuzyczne i być może taką należałoby na ich rzecz powziąć perspektywę. Ponieważ ja głównie muzyczny, w efekcie słuchawki odebrałem na początku bardziej krytycznie, niż miałem o nich zdanie później pod sam koniec testów.
Oczywiście są też i wady, gdzie do największych zaliczyć mogę: słaby mikrofon wbudowany, brak etui, przebicia od modułu BT, efekt „piankowego odgłosu” padów, a brzmieniowo: mocny i niepotrzebnie utwardzony bas oraz zbyt energiczna góra. Obie te cechy brzmieniowe są jednak uwagami de gustibus i o ile z tego powodu nie mogę ich osobiście zarekomendować jako sprzęt jednoznacznie przebijający u mnie chociażby poczciwe K242 HD (jako taki swego rodzaju punkt odniesienia), ani zagrażający jakkolwiek H1707, to są one wciąż na tyle uniwersalne i ciekawe zwłaszcza dla amatorów mocnego basu, aby przynajmniej je wypróbować i zrobić to w kontrze do np. ISK HD9999, jak też niektórych modeli Bluedio i wspomnianych Superluxów. Wcześniej jednak trzeba będzie przeboleć słabej jakości mikrofon wbudowany w słuchawki oraz przebicia w trybie bezprzewodowym. To – obok nadmiernego „V-kowania” – są moim zdaniem największe wady Leaderów, choć niekoniecznie przebicia muszą wystąpić u kogoś innego i równie dobrze być cechą podesłanego egzemplarza. Ale ocenę końcową jednak obniżyć dla uczciwości muszę.
Na dzień pisania recenzji słuchawki dostępne są w sprzedaży w cenie 299 zł (sprawdź dostępność i najniższą cenę).
Zalety:
- składana, obrotowa konstrukcja
- przyjemne w dotyku, zmatowione muszle
- odpinane okablowanie w dwóch rodzajach wtyków
- niska waga i obfite obicie pałąka
- nawet niezła wygoda
- dobra jakość dołączonego do zestawu mikrofonu na kablu mobilnym
- możliwość spinania z inną parą słuchawek we wspólnie grający duet
- moduł Bluetooh z aptX i 20h pracy na baterii
- dosyć koherentne granie na planie wyraźnego „V”
- zadziwiająco dobra scena
- całkiem dobrze sprawują się w elektronicznych realizacjach
- dobre sprawowanie się w zadaniach wokołomuzycznych
- łatwe w napędzeniu
Wady:
- basu mogłoby być mniej i bez utwardzenia na wyższym podzakresie
- sopranu mogłoby być również sporo mniej
- odstający trochę jakością i wyglądem pałąk
- efekt „gąbkowego odgłosu” od wypełnienia padów
- przeciętna izolacja od otoczenia
- bardzo słabe zbieranie wbudowanego mikrofonu
- przebicia od elektroniki modułu bezprzewodowego (możliwe że to wina tej konkretnej sztuki)
Serdeczne podziękowania dla firmy Audictus, za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.