Także i ten przystanek bezwzględnie musiałem zaliczyć. Tym razem bardziej z chęci i najszczerszej ciekawości, a także jako pierwsze w kolejności z całej trójki modeli, jaka ostatecznie znalazła się w moim posiadaniu. Model ten jest nawet rzadszy, niż legendarne K501 i na swój sposób także niepopularny w tym kontekście. Zupełnie niesłusznie patrząc po tym, jak gra posiadana przeze mnie sztuka, a która zdaje się przeczy nawet dużym recenzjom porównawczym na zagranicznych portalach. Przed Państwem tym samym recenzja bliźniaka poprzednio recenzowanego egzemplarza – AKG K500.
Dane techniczne i informacje
– Wprowadzenie na rynek: 1991
– Zakończenie produkcji: 1997
– Znane rewizje: min. 2 (EP – bass heavy, LP – bass light)
– Typ przetwornika: dynamiczny, otwarty
– Pasmo przenoszenia: 15 Hz – 35 kHz
– Czułość: 94 dB
– Impedancja: 120 Ohm
– Maks. moc wejściowa: 200 mW
– Kabel: 3m prosty, zakończony gwintowanym adapterem na 6,3mm
– Waga bez kabla: 230 g
Jakość wykonania i konstrukcja
Ponieważ słuchawki te są oparte o dokładnie tą samą konstrukcję i obudowę, co K400, pozwolę sobie zaoszczędzić pisania o tym samym i odesłać bezpośrednio do ich recenzji.
Nie znaczy to jednak, ze to model w 100% identyczny. Różnica sprowadza się do naturalnie innej numeracji na emblematach, srebrnego pierścienia przy zewnętrznej krawędzi kopuły aniżeli szarego i plastikowego, innych kolorystycznie nausznic (jasny szary) z innymi siateczkami zabezpieczającymi (znacznie rzadsze oczka), nieco inaczej wyglądających membran przetworników (inne ułożenie nacięć), a także skórzanej opaski z obiciem w kolorze również jasno-szarym. Ostateczną zmianą jest też zupełnie inny wtyk gwintowany, którego owy gwint jest większej średnicy, kompletnie niepasującej do tych, które AKG stosuje w innych swoich modelach, również współczesnych. Dodatkowo uwagę na tle innych modeli zwraca inna odgiętka kabla wychodząca z muszli oraz ogólnie zastosowany grubszy kabel sygnałowy. Na bloczkach zamiast napisu Made in Austria (jak w np. K501), umieszczono po prostu samo słowo Austria.
Dla czystej formalności wspomnieć wypada, że słuchawki pod względem wygody zachowują się identycznie, jak K400. Ale też i dla niej ponownie warto napisać parę słów o stanie słuchawek i pochodzeniu. Testowany egzemplarz został przeze mnie zakupiony od użytkownika czesiu89 z jednego z forów audio, wcześniej należąc do innego użytkownika – touok, z którym mieliśmy przyjemność także dobijać już targów. Wcześniejsza historia słuchawek nie jest mi znana.. Po bardzo miłej i kulturalnej rozmowie dobiliśmy targu i słuchawki przyjechały w ręce moje w stanie ogólnie bardzo dobrym. Tu i ówdzie widać było drobne otarcia oraz ślady po odklejaniu emblematów, a więc i otwierania. Wtórują temu przypuszczeniu także rysy na dole jednej z czasz, sugerujące nieumiejętne otwieranie metodami znanymi z serii K6 i K7, ale nie mającymi aplikacji w starszych produktach AKG. Małych maskownic bowiem się tu nie odkręca w żaden sposób, a o czym pisałem już przy recenzji K400. Podejrzewać mogę, że jeden z poprzednich właścicieli próbował odblokować sobie porty bass reflexu lub naprawić system regulacji. Tak czy inaczej historia nabycia tego modelu jest bardzo krótka, prosta i bez gwałtownych zwrotów akcji, w które obfitował zakup K501, ale to już będzie do opowiedzenia następnym razem.
Największym „mankamentem” posiadanej pary są w zasadzie jedynie zbyt miękkie nausznice, w które uszy moje się szybko zapadają i zaczynają opierać o zabezpieczenia przetwornika. To częsty problem wielu modeli z tej serii i świadczy tym bardziej o wysokim przebiegu nabytego egzemplarza. Cieszy mnie zatem ogromnie, że udało się go pozyskać w tak względnie dobrym stanie. Wraz z tą uwagą idzie w sumie jeszcze jedna i znów tycząca się nausznic. Mianowicie ich siateczki zabezpieczające przetworniki przed zabrudzeniem mają stosunkowo duże oczka, toteż chronią je znacznie słabiej, niż jakiekolwiek inne fabryczne nausznice innych modeli, zarówno tych wyższych, jak i niższych. W efekcie tej sytuacji postanowiłem przetworniki jakkolwiek lepiej zabezpieczyć, ale jednocześnie w żaden, nawet najmniejszy sposób nie wpłynąć na ich fabryczne brzmienie. Bardzo w tym względzie pomocne okazały się znalezione przypadkiem filtry przeciwkurzowe, które wykonywałem jeszcze na potrzeby swoich Audeze. Po odpowiednim docięciu udało się zrobić idealnie i dokładnie to, o co mi chodziło. Słuchawki grają dokładnie tak samo jak przedtem, ale ze znacznie lepiej zabezpieczonymi przetwornikami. A koniecznie chciałem to uczynić, bowiem zapowiadało się po odsłuchach, że będzie to najbardziej obłożona czasowo przeze mnie para.
Tradycyjnie już w tych modelach AKG bloczki ściągające okazały się do kapitalnej wymiany i ze wszystkich par, jakie nabyłem, te były w stanie najgorszym, tj. najbardziej wyciągniętym. Opaska w ogóle nie powracała na swoje miejsce, kompletnie nie trzymała poziomu, zachowywała się niczym latający czestmir. Słuchawki notorycznie spadały z głowy, a przetworniki znajdowały się poniżej osi uszu. Udało się na całe szczęście z tym uporać poprzez regenerację wszystkich sznureczków i zapewnienie im w ten sposób spokojnej pracy przez kolejne 10-15 lat.
Ogólnie – i jak zresztą widać na zdjęciach – słuchawki nie prezentują się wcale najgorzej, choć troszkę przyznam brakuje mi w nich urody, jaką szczycą się bardziej ekskluzywnie wydane K501. Ma to też i swoją dobrą stronę: słuchawki są niepozorne, a to bardzo duży atut podczas ich nabywania oraz eksponowania na tle innych konstrukcji. Element zaskoczenia, można by rzec, ale dlaczego – o tym za moment w dwóch kolejnych akapitach.
Różnice między rewizjami EP i LP
Aby sytuację z opisywanymi słuchawkami skomplikować, na rynku można spotkać przynajmniej dwie rewizje modelu K500 – EP (Early Production) oraz LP (Late Production). Najprawdopodobniej zmiana rewizji nastąpiła w okolicach 1993 roku, także można powiedzieć, że znalezienie wariantu EP jest dosyć dużą gratką. Wersja LP była już produkowana od tamtego czasu nieprzerwanie aż do roku 1997.
Różnic między nimi będzie najwięcej w detalach, ale warto je obszernie wylistować. Najpierw jednak zacznijmy od zdjęcia ogólnego słuchawek, gdyż jako że miałem możliwość przetestowania obu egzemplarzy jednocześnie, możliwym było zrobienie mniej więcej tego samego ujęcia obu par.
– srebrny pierścień-obwiednia
Różnicą względem późniejszych rewizji K500 jest bardziej matowo wykończona srebrna obwiednia dookoła muszli. To wciąż element srebro-podobny wykonany z plastiku, ale w EP jest on wyraźnie bardziej połyskliwy. Warto zwrócić uwagę więc na jednorodność refleksów przy ocenianiu zdjęć.
– wewnętrzny brzeg ażurowych maskownic
Wersję EP cechuje brak jego wykończenia – malutkie otwory po prostu kończą się i przechodzą w duży otwór przeznaczony dla podstawy zawieszenia kopuł wraz z przetwornikami. W wersji LP zastosowano tam lekko podniesiony brzeg i jest to jednak z tych cech, które z zewnątrz najbardziej odróżniają jedną wersję od drugiej. Należy uważać jednak na transplantacje – takie same maskownice są również w K400 i można je przełożyć między tymi modelami praktycznie bez wiedzy przyszłego nabywcy. Oznacza to tym samym, że można zagmatwać typ rewizji tymże elementem.
– kosze przetwornika
W środku inaczej wyglądają także kosze przetwornika. Od strony tylnej w wersji EP widać wyraźnie duży otwór portu bass reflex zaślepiony grubą czarną gąbką (oznaczenie przetwornika: DKK 45). Ma ona tendencję do wykruszania się z czasem, dlatego miałem możliwość przy okazji jej wymiany porównać swoje słuchawki z wersją LP także i po pełnym „otwarciu” portów. Wersja LP ma już klasyczne wąskie porty w kształcie lejka, które nie są niczym zaślepione. Nie ma w ich przypadku różnic w stosunku do innych/późniejszych modeli AKG, ale też w ten sposób zniweczono wszelkie możliwości modyfikacji akustycznej z tego faktu płynącej.
– membrana od strony ucha
I to w zasadzie najpewniejszy determinant tego, z czym mamy do czynienia w danym egzemplarzu. Należy zwrócić uwagę na gwiaździste ożebrowanie znajdujące się na metalowej płycie tuż pod materiałem membrany. W starszej wersji jest to gęste 12 żeberek, ale w nowszej – już tylko 6, do tego cieńszych. Uwagę winna również zwrócić dziwna „kulka” odbijająca się na środku membrany przy patrzeniu na nią na wprost – to port BR. Jeśli jest widoczna, mamy przed sobą przetwornik z wąskim, odblokowanym portem. Jeśli jej nie ma – najprawdopodobniej jest to przetwornik z szerokim portem BR.
– wewnętrzne okablowanie i lutowanie
W wariancie LP w prawym przetworniku zdecydowano się na krzyżowe połączenie wewnętrznego okablowania, a także zrezygnowano ze spinek nasadkowych na rzecz lutowania na sztywno. Wersja EP posiada wszystkie te cechy i okablowanie znajdujące się dokładnie po jednej stronie kapsuły. Ułatwia to serwis niesłychanie, ale też naturalnie nie jest możliwe do sprawdzenia przed zakupem.
– sposób obszycia opaski
Wersja EP ma opaskę bez szwu poprzecznego tuż przy zakończeniu i miejscu styku z pierwszym, czarnym, poprzecznie zamocowanym na drutach pałąka hamulcem regulacji opaski. Czasami ma też ścięte rogi. W wersji LP rogi nie powinny być ścięte, a szew winien być widoczny.
– widoczność grawerów opaski
Możliwe, że to cecha tylko tych dwóch sztuk, ale wszelakie wybicia logo AKG i oznaczeń kanałowych są znacznie lepiej zrobione w wersji LP niż EP. Wyraźniejsze i głębsze.
– kolor talerza nausznicy, materiału oraz gąbki wypełniającej
W nausznicach w wersji EP talerzem jest elastyczny, ale w pełni przezroczysty plastik oraz szara gąbka wypełniająca. W wersji LP jest już ciemnoturkusowa oraz z żółtą gąbką, zupełnie jak w wersji LP K400. Choć obie pary nausznic mają teoretycznie ten sam kolor, w praktyce odcień jest bardziej ciepławy w wersji starszej, zaś zimnawy w nowszej. Nie jest to efekt mający swoje podłoże w aparacie, zaś warunki oświetleniowe przy obu ujęciach były identyczne.
Na tym obserwacji zewnętrznych jednak dość.
Jakość dźwięku
Generalnie na identycznym fundamencie jest to dźwięk skonstruowany, co K400. Ale tylko fundamencie, bowiem dźwięk modelu wyższego jest pod ogromną ilością aspektów lepszy, bez subiektywizmów i z całą stanowczością. Przy czym ogromnie ważnym jest napomknięcie o jednej rzeczy: posiadany przeze mnie model najprawdopodobniej nie gra tak, jak twierdzą obiegowe opinie o ultra-lekkim i niebasowym brzmieniu.
Zaczynając od basu, ponownie jest to „teoretycznie” najsłabszy element jak w każdych innych słuchawkach z tych serii AKG i tym samym znajduje się on po lżejszej i szybszej stronie, ale z jednoczesnym słyszalnym jego zastrzykiem ilościowym oraz przyjemnym naciskiem na typowy dla AKG środkowy bas. Absolutnie w żadnym wypadku nie jest to klasa Audeze, czy też nawet ilościowo faktyczny pułap M220 PRO, ale w klasie Premium sprawdza się w ogólnych kategoriach jakościowych nad wyraz dobrze, dając wyraźną przyjemność płynącą z muzyki.
Największym zaskoczeniem dla mnie była jego ilość na tle pozostałych modeli: K400 i K501. Oba miały być wedle opisów na sieci bardziej od 500-tek basowe, tymczasem wyszło kompletnie na odwrót. 500 w żadnym wypadku nie okazały się basowo anemiczne i naprawdę w głowę zachodzę dlaczego te słuchawki grają w tak fantastyczny sposób. Dla pewności nawet pozwoliłem sobie zanurkować w ich konstrukcję (przy okazji regeneracji bloczków i tak musiałem to uczynić), aby sprawdzić czy ktoś mi tam nie grzebał i nie bawił się portami bass reflex przy kapsułach przetworników. Wszystko było w porządku, toteż pozostało mi ostatecznie stwierdzić porównując mój egzemplarz z innym, nowszym, że to faktycznie model z wczesnych lat produkcji (EP – Early Production). Patrząc po zużyciu korków gąbkowych znajdujących się w portach bass reflex można faktycznie stwierdzić, że model ten naprawdę ma swoje lata. Gąbka zaczęła się powoli wykruszać i to właśnie stało się przyczyną większej basowej śmiałości tego modelu.
Kwalifikowało się to na natychmiastowe zabezpieczenie, aby kawałeczki nie wpadły do środka i nie przykleiły się do membrany od wewnątrz. Dawało to jednak możliwości odsłuchu mojej wersji z różnymi typami filtrów akustycznych umieszczonych w portach BR oraz z całkowicie odsłoniętymi. W tym ostatnim przypadku bas dostał wyraźnego zastrzyku wigoru, lepszego zejścia i definicji, aczkolwiek trochę też kosztem kontroli. Idealnym stało się zatem wyjściem dobranie filtrów mniej więcej w połowie drogi między szybkim i precyzyjnym, a donośnym i głębokim. Recenzja jednak tyczy się stanu jeszcze na filtrach fabrycznych.
Pytanie jednak zatem brzmi jak gra egzemplarz z późnych faz produkcji? Tu już nie jest tak miło i bas faktycznie zaczyna trochę ustępować temu, który słyszałem w K501, czyniąc K500 w pełni zgodne z wszelakimi opisami krążącymi na sieci i określającymi je jako aż nazbyt lekkobasowe. Jest to efekt porównania bezpośredniego, bowiem mogłem to stwierdzić na podstawie drugiego egzemplarza K500, który pochodził już z nowszej serii. Wydatnie pomógł w tym również Matrix Quattro II, gdyż jest on wyposażony w podwójne wyjście słuchawkowe, kapitalnie sprawdzające się we wszelakich testach A-B. Tym samym proszę wszystkich czytelników o zanotowanie: wersje starsze EP można śmiało określić jako bass heavy, zaś LP jako bass light i rekomenduję szukać najlepiej tych pierwszych.
Wracając jednak do wariantu EP posiadanego przeze mnie – prócz bardzo przyjemnych średniobasowych pomruków, linia basowa ujawnia także te cechy, których wielu słuchawkom brakuje: świetnie zaznaczoną rytmikę oraz porządną responsywność. Linia basowa mimo podkreślenia wciąż nie pełni tu roli dominującej i nie jest to zakres aż tak mocno rozciągnięty, jak w serii klasycznej K7. Bardziej rozdzielczym basem popisywały się chociażby Q701, ale też trzeba przyznać, że K500 spokojnie trzymają gardę na tle współczesnych modeli K601 i 612 w kategoriach jakościowych. Ilościowo bowiem również trochę z nimi przegrywają, ale już tylko trochę. Pozostałe modele z serii K4 i K5 miałyby z tym już większy problem.
Tak naprawdę w zakresie basu jedynym atutem pozostałych posiadanych przeze mnie egzemplarzy było większe wyrównanie linii basowej, ale podle mojego gustu to właśnie ten z K500 lepiej wchodził mi w ucho, potrafił błysnąć jakością i rozdzielczością od czasu do czasu, pozostając najczęściej w cieniu niczym skrytobójca czekający na dogodny moment, żeby zaatakować precyzyjnie, szybko i skutecznie. Uzupełniając im ten specyficzny niedobór ilościowy po stronie toru, uzyskamy więc bardzo interesującą mieszankę świetnej rytmiki z nasyceniem, przy której – i tu powiem z całą powagą – tak dobrze nie bawiłem się od czasu modyfikowanych Q701.
Co trzeba od razu wspomnieć, nadal niebagatelną rolę będą tu również odgrywały zdolności napędowe naszego sprzętu, choć – i tu kolejne zaskoczenie – słuchawki te grają głośniej niż duet K400/501. Potwierdzają to również i inne osoby, gdy starałem się znaleźć odpowiedź na pytanie skąd w nich tyle basu. W porównaniu do innych słuchawek wychodzi również coś ciekawego, bowiem o ile to niby tylko 120 Ohm, to nadal grające ciszej od chociażby HD800 czy Beyerdynamiców T1. Do tego tam, gdzie zanikają z wymienionymi flagowcami specjalne problemy z kontrolą linii basowej, tak w K500 nadal można takowe odnotować. Ogólnie jednak nie jest wcale źle i słuchawki nie reagują w dramatyczny sposób na ubytki napędowe sprzętu źródłowego. Pod tym względem już nawet niżej plasowane K240 potrafią złapać czkawkę i niemiłosiernie mulić basem w sytuacji braku wzmocnienia. Kontrola to w ich wypadku klucz do sukcesu i utrzymania basu w ryzach, podczas gdy w K500 walczy się głównie o jego moc i ilość.
Przyrównanie też do ogólnie flagowców pozostałych członków tzw. „wielkiego trio” nie jest tu z mojej strony niestosownością – pamiętać bowiem należy, że K500 były niegdyś flagowcem AKG i nawet jeśli nie będziemy liczyć w ogóle K1000, które to były faktycznym modelem z najwyższej półki, to z konwencjonalnych słuchawek do wyboru były w zasadzie tylko K500 lub K400. Dopiero potem do kolekcji dołączyły K401 i K501. I choć może to być też pewna woda na młyn dla osób notorycznie szukających zwady ze współczesnymi flagowcami, aby usprawiedliwić sobie ich niekupowanie lub dyskredytowanie na tle rozwiązań Premium, to jednak w K500 jest coś bardzo magicznego, przyciągającego, czego do tej pory rzadko mogłem posłuchać w tak konkretnym wydaniu.
Tym czymś jest średnica, która tym razem gra tu pierwsze skrzypce i tworzy taki sam fantastyczny klimat, jaki miał miejsce swego czasu przy kapitalnych w akustyce i muzyce poważnej SR-202. Słuchawki te dosłownie mnie zdewastowały, zdemolowały prawdziwą jakością brzmienia, bliskością, szeptem i oddechem wprost do mózgu. Doznania jakich doświadczyłem w tych elektrostatach odcisnęły swe wieloletnie piętno na wszelakim przeze mnie postrzeganiu dźwięku nie tylko w tych, ale i we wszystkich innych słuchawkach w ogóle. K500 to wciąż dynamiki, owszem, ale grające również pięknym akcentem na wokalizę i powiem, że swoją intymnością są w stanie rywalizować u mnie z obydwoma wymienionymi dynamicznymi flagowcami, ostatecznie przebijając je na angażu i zwykłym, elementarnym pięknie w kontekście przede wszystkim opłacalności.
Miałem proszę Państwa wszystkie modele, o których tu pisałem. I nie była to przelotna znajomość na jeden odsłuch, tylko przynajmniej dwa bite tygodnie odsłuchów tak intensywnych, że kończących się późnymi godzinami z bolącą głową, która sygnalizowała w ten sposób skrajne zmęczenie ciągłym bombardowaniem dźwiękami. Wszystko po to, aby mieć stuprocentową pewność co do konkluzji, jaką zawrzeć będę potem chciał w recenzji. Z dużą pewnością i wiarą we własne uszy opisywałem więc wszystko to, co dane mi było w nich wtedy wyłapać. I tak samo teraz z odpowiedzialnością zajmuję stanowisko za K500. Te słuchawki z odpowiedniego źródła potrafią zagrać naprawdę kapitalnie i wykroczyć poza ramy własnej klasy. Jeśli więc już ktoś będzie z Państwa chciał ocenić je krytycznie, absolutnie zachęcam do spędzenia z nimi trochę czasu. Zwłaszcza, jeśli było w nich bardzo wygodnie i świetnie jakościowo w kontekście brzmienia, a jedynie drobnych rzeczy brakowało. To słuchawki do „przegadania” w tym względzie i warto dać im szansę. W efekcie mogą odpłacić się dużą dozą przyjemności, realizmu, przestrzeni, czyli cech, za którymi przecież potrafimy gonić z jęzorami przy ziemi płacąc krocie i nawet nie zastanawiając się, czy przypadkiem tego, czego szukamy, już kiedyś nie zaserwowano.
Uchwyceniu barwy sprzyja tu pozycja tonalno-prezentacyjna sopranu w stosunku do wokalizy. K500 czynią głosy bardzo namacalnymi, choć wciąż posiadającymi w sobie transparencję i ulotność. Nie ma tu jednak neutralności znanej mi z T1. Nie ma tez ubytku obecności z HD800 i pogłosowości z T1.2. Ale też z drugiej strony nie ma domózgowej wręcz intymności STAXa, czy też gardłowości i kameralności Audeze. Nie ma również aż takiej eteryczności jak w K1000. Zamiast tego jest świetna kontrola, opanowanie, rozsądek i wymieszanie dwóch różnych stylów grania: konsumenckiego czarowania muzykalnością z typowym studyjnym charakterkiem typowym dla AKG i przypominającym mi tu najdobitniej chyba głównie K240 DF. Grają też milej i bliżej od osławionych K501, z lekko tylko większą nutą transparencji.
W praktyce więc okazuje się, że wokal (choć w zasadzie i całe brzmienie) K500 jest bardzo podatny na zmiany płynące z toru. Dajmy im drodzy Państwo suchy tranzystor, a będzie się sypał z nich pieprz, lub też nasyconą lampę, a wypłynie ciekły miód. Aczkolwiek przez całościowy styl grania AKG, częściej będzie to wrażenie idące w stronę suchości i K500 nigdy nie staną się drugimi HD650 na ten przykład. Cokolwiek nie zostałoby zastosowane, wokal to dla mnie swego rodzaju magnes w tych słuchawkach. Działa na mnie bardzo mocno, przyciąga, trzyma, siedzi potem w głowie. Efekt Audeze, bowiem to właśnie one mnie zbałamuciły swego czasu tak mocno, że porzuciłem dla nich wiele słuchawek, których do tej pory trochę żałuję, że to uczyniłem. K500 w sposób melancholijny poniekąd przypominają mi o tamtych czasach. Gdybym tylko wiedział, że to właśnie ich powinienem kiedyś szukać. Byłem głupcem, ale największym byłbym, gdybym je pochopnie z rąk wypuścił mając taką wiedzę, jak teraz.
To domena poszukiwaczy skarbów, że potrafią mieć skrzynię ze swoim znaleziskiem tuż pod nosem i nie znaleźć, przekopując po kilka razy to samo miejsce. Mniej więcej tak samo jest z K500, ale żeby nie mieć podobnej z nimi sytuacji, warto przyłożyć się do kopania raz a dobrze. K500 to zresztą ułatwią, bo i w samym odsłuchu są fantastycznie łatwe w podejściu. Do założenia K1000 trzeba się często przygotowywać, ustawiać kąt przetworników, jeśli były złożone, odpowiednio ułożyć na głowie, żeby nie było braku balansu między kanałami, ostatecznie zadbać też o odpowiedni kąt prosty na głowie w osi przód-tył. Takie same problemy mają też inni – T1 notorycznie mają problem z należytym ustawieniem ucha w odpowiednim punkcie ze względu na deflektory akustyczne o bardzo agresywnej kierunkowości fal odbitych. HD800 również potrafią kaprysić w zależności od pozycji na głowie, choć już nie tak ostro, jak T1. K500 to zaś produkt będący kompletnym ignorantem w tej kwestii – zakłada się je na głowę, podłącza i pozwala płynąć muzyce. Ani się nie obejrzymy, a wsiąkamy w sposób grania K500, zapominamy że mamy je na głowie. Robimy swoje i dajemy się zgubić we własnych myślach, w dźwięku, łapiemy naturalny rytm, przy którym np. praca idzie jak po maśle. Tego wiele osób kompletnie nie rozumie i nie czuje, zwłaszcza tych podchodzących do słuchawek w sposób przedmiotowy, jak do zwykłego akcesorium codziennego użytku, które jak się zepsuje, to się kupi nowe. Dla niektórych jednak jest to po prostu sposób na życie, ale nie zarobkowo czy szpanersko, a po prostu jego mocna część, nadająca barwę, nastrój, rytm, łącząc zdarzenia i czynności w jedną, spójną masę w rytm muzyki. Jeśli ktoś uważa inaczej lub nie przywiązuje do muzyki aż tak dużej wagi, jego oczywiście sprawa i sposób bycia, choć podziwiam wtedy, że udało mu się zawędrować do niniejszej recenzji i tegoż akapitu.
Wtapianie się więc słuchacza w słuchawki w sensie muzycznego połączenia ze sobą wykonawcy i odbiorcy, aktora i widza, jest bardzo wysokie i to właśnie ten wskaźnik, który każe wszystkie tego typu słuchawki przesłuchiwać dłużej. Wszystko po to, aby znaleźć sekret danej pary, ale też aby nie musieć jej odsyłać dystrybutorowi aż tak szybko (no, chyba że sam się dopomina). Też widzę wielu recenzentów tu i ówdzie, którzy czy to nie mają chęci, czy czasu na takie podejście, ale patrząc przez pryzmat muzyki jako sztuki, teatru uczuć i emocji, przechodzenie nad jakąś parą, która tylko pozornie jest kolejnym jednym punkcikiem na liście sprzętu odsłuchowego, to ogromna szkoda i grzech. Ale cóż, uczyć nikogo jak i co ma pisać nie zamierzam, a zamiast tego wolę samemu pozostawać wiernym swoim przekonaniom, że troszkę jednak bardziej empatyczne podejście do sprzętu to nie oznaka dziwactwa, a głębokiej analizy czynionej podle czytającego, aby mógł być może doszukać się w nietanim sprzęcie tych samych cech.
Prezentacja wokalu to dla mnie osobiście jeden z najmocniejszych punktów programu K500 i sądzę, że nie ma możliwości aby te słuchawki się nie spodobały, o ile tylko słuchacz przejawi ku nim jakiekolwiek zakusy przez swój gust. W tych słuchawkach coś jest. Coś zaklętego, magicznego. Im dłużej się ich słucha, tym bardziej akceptuje i – jak na ironię – trudniej analizuje. Nie pod kątem tego, co robią nie tak, ale tego, co robią iż efekty są tak fantastyczne. Nie jest to wokal ani suchy, ani zdystansowany, ani mulący, ani też – i to w sumie najważniejsza z obserwacji – jakkolwiek przykryty popularnym w ramach słuchawek dynamicznych kocem. To zakres szczery i dosadny, za co należą mu się słowa uznania i stwierdzenie, że właśnie tą cechą wybija się dosyć słyszalnie ze schematyczności słuchawek Premium. Jednym słowem K500 błyszczą tu tak, że gotów byłbym przypisać ich dźwięk niższym półkom klasy wyższej, znów wkręcając się w ton opisu z poprzednich akapitów.
Poziomem jakościowym także i sopran stoi na bardzo wysokim poziomie. Moje uszy cieszą się tym mocniej, że tonalność wersji EP wyraźnie została oparta na koncepcji K240 DF. Pięćsetki grają dzięki temu tak jak lubię: z czytelnym sopranem o gładkim spadzie na najwyższej oktawie. Wprowadza to duży powiew świeżości, szczerości i czytelności w każdym utworze, jednocześnie jest bardzo bezpieczne dla ucha i realizowane w tym względzie lepiej od wymienionych DFów. To zresztą słuchawki profesjonalne i nastawione na wyłapywanie błędów konstrukcyjnych utworów. K500 takie nie są i łączą w przeciwieństwie do nich przyjemne z pożytecznym. Od razu dodam, że sopran nie jest przygaszony w jakikolwiek sposób. Bardziej bym powiedział ucywilizowany, choć całościowo K500 są jak najbardziej słuchawkami naturalno-jasnymi. Celowo nie użyłem określenia „neutralno”, ponieważ mimo wszystko kolory w nich są widoczne i bardziej neutralno-jasne określenie można przypisać pozostałym modelom… a także wersji LP. Ta jest od EP mniej intymna oraz bardziej donośna na najdalszym skraju sopranowym, idąc spokojnie ramię w ramię z K501, miejscami nawet je przebijając.
Przejdźmy sobie zatem do ostatniego punktu, w którym K500 winne – przynajmniej według opisów trzecich – coś pokazać. Naturalnie chodzi o scenę i powiem od razu: oj pokazują. Pokazują zdrowo naprawdę niezły popis scenicznej otwartości, który dla mnie osobiście nie pada daleko od HD800. Tak, to nie błąd, a przynajmniej pod względem całościowego efektu „wow”. Sekret sceny K500 tkwi w tym, że jest świetnie skonstruowana, z dobrą gradacją i kierunkowością, powiewem powietrza i wrażeniem dużej poprawności, umieszczając średnicę blisko, a pogłosy daleko. Nie jest to aż tak wielki plac zabaw jak w Q701 czy wspomnianych HD800, ale też lepiej od obu przemyślany teatr zdarzeń bez przemożnego wrażenia „sceny w scenie” (Q) lub nadmiernej dyfuzji na środku (HD). To mieszanka obu w odpowiednich proporcjach. Dzięki temu w bardzo płynny sposób dźwięk może być nam serwowany, zachowując się jednocześnie jako dobry scenicznie obszar ze wszystkimi pogłosami i smaczkami wynikającymi z zaawansowanych stereofonicznie utworów, jak też i nie gubiący punktu skupienia na środku i nie poddający się przesadnej dyfuzji, która mogłaby nam popsuć rozkoszowanie się utworami z gatunków co bardziej konwencjonalnych aniżeli syntetycznych.
Syntetyka była swego czasu domeną właśnie serii K7 i przytaknąć powinni wszyscy, którzy posiadali na własność lub mieli styczność jednocześnie z jakimkolwiek modelem K6. Mniejsza scena ale większy realizm. Dokładnie w ten sam sposób opisywane są porównania 700-tek ze starą gwardią AKG. Z tym że starsi bracia zupełnie nie mają na ich tle kompleksów i po prostu robią swoje. Realizację sceniczną w tych słuchawkach postawiłbym na równi nawet z Beyerdynamicami T1, choć precyzja i możliwość wskazywania źródeł pozornych naturalnie będą w nich mniejsze. Ale jeśli ceną za to ma być brak Beyerdynamicowego odklejenia się sopranu od reszty brzmienia i przedetalizowania go do poziomu wręcz paranoicznego, to jestem gotów ją zapłacić o każdej porze dnia i nocy.
Jednym słowem więc w K500 EP serwowana jest nam duża scena o świetnych proporcjach względem szerokiej gamy gatunków, dobrym nasyceniu detalem, z dobrą precyzją i ogólnie należną słuchawkom wyższego sortu holografią. Słuchawki grają jednocześnie w głowie sednem utworu, jak i efektami na zewnątrz. Po prostu otwartość sceniczna nieokupiona pogrzebaniem skupienia się na dźwiękach znajdujących się w środku sceny i przed słuchaczem. Fenomenalnie sprawdzają mi się dzięki temu zarówno w elektronice, jak i gatunkach mieszających ją z czymś np. śpiewanym. W klasyce i akustyce – prawdziwa uczta dla ucha.
Fakt faktem K500 to moim zdaniem naprawdę niedoceniane słuchawki i bardzo niepopularne. Zabawne jest widzieć, że oferując znacznie większą wygodę i wyraźny progres jakości dźwięku, potrafią być oferowane w cenach niższych, niż seria K2. Prawdopodobnie bierze się to po części nie tylko z faktycznej lekkobasowości wariantów LP, ale też z wyraźnie mocniej rozpropagowanego modelu K501. Poniekąd za powód wskazać można też efekt oszałamiającej wręcz rozpoznawalności tych z niższej serii, której wygląd w zasadzie od lat 70-tych nie zmienił się zbyt mocno. K2 przebiły się z racji wytrzymałości, dźwięku i ceny do świadomości użytkowników do tego stopnia, że są jak na ironię bardziej cenione od modeli wyższych, czy po prostu wszystkich innych.
W ich ramach mamy prócz wielu dalszych wariantów K240 jeszcze przynajmniej dwie serie: małoprzetwornikową rodzinę modeli K100, 200 (obie 32mm) i 300 (ok. 40mm) oraz klasyczne pełnowymiarowce K400, K401, K500. No i do tego sławne K501. Jednak mimo niższej na ogół ceny, nabycie modeli z serii K4 i K5 jest trudniejsze, a i sama ewentualna ich regeneracja może być bardziej kłopotliwa. Chociażby ze względu na ekstremalnie trudne do dostania oryginalne nausznice, a które również swój wkład w brzmienie mają niemały. Nausznice zaś i części zamienne do serii K2 z racji sporej popularności są dostępne po dziś dzień, także ostatecznie można powiedzieć, że wszystko kręci się wokół najwyżej mid-fi, bo tak właśnie kreują się najczęściej potrzeby większości użytkowników. Nam entuzjastom zaś pozostaje wiedza na temat niszowych, ale lepszych pod każdym względem produktów, a co czyni pogoń za nimi znacznie bardziej ekscytującym doświadczeniem. Obszernie poruszyłem ten temat jeszcze przy poprzedniej recenzji K400.
Niekoniecznie musi to być doświadczenie opłacalne w kategoriach czystego materialnego zysku – koszt nausznic i trud w ich znalezieniu powoduje, że stosować trzeba często zamienniki od K601 lub K702. Niestety każde alterują brzmienie na swój sposób jak już pisałem i niekoniecznie efekty mogą się nam spodobać. No i podnosi to dodatkowo koszta zakupu, czyniąc je bardziej świadomymi i nastawionymi na bardzo precyzyjnie obliczony efekt końcowy. Stąd też część osób odpuszcza temat i zostawiając w nim tylko najbardziej zdeterminowanych, którzy wiedzą dokładnie co kupują. I to właśnie ci ostatni są tu prawdziwymi zwycięzcami.
Moim zdaniem otwarte i lekkie brzmienie starszego modelu K500 powinno obrosnąć miejscami małym kultem i uważam, że gdyby nie większa rozpoznawalność K501, byłoby o nich znacznie głośniej. Proszę spojrzeć jeszcze raz na to jak grają: precyzyjny i szybki bas o umiarkowanej mocy, intymna średnica o świetnej barwie, czytelna góra z nieprzesadzonymi proporcjami i przyjemnym, naturalnym opadem, a do tego wszystko to okraszone otwartą i dużą sceną o bardzo poprawnej konstrukcji i łączeniu w sobie różnych, teoretycznie sprzecznych wobec siebie, cech w jedną spójną całość. Jak dla mnie to czysta wygrana ponad bardziej powściągliwymi i nieco jeszcze jaśniejszymi K501. Tonalnie obie pary przechylają się w stronę jasności i lekkości, także sprzęt nie jest przeznaczony dla basowych wintydżolubów, a bardziej dla osób obracających się między rozczarowaniem klasyczną serią K7 sprzed okresu K702 65th i niechęcią do wydawania znacznej kwoty pieniędzy na T1 czy HD800, choć chcących zachować ku nim aspiracje. Współczesna księgowość obecnych firm audio ma więc sporo pracy, aby wymazać z pamięci ludzi brzmienie starych klasyków. To nie konkurencja zagraża obecnym statystykom finansowym, a przebicie się do świadomości poszukiwaczy zaginionego dźwiękowego apogeum smaku i przyjemności, że cel ich poszukiwań wcale nie leży w sprzęcie nowym, a w przeszłości. U mnie ta przeszłość ma znaczek Made in Austria i obok naprawdę legendarnych K1000 to właśnie nie (słusznie) chwalone K400 czy (też jednak nie bez powodu) legendarne K501, a niedoceniane K500 w starszym wariancie okazały się tą parą, przy której tym razem już ostatecznie i bez oglądania się przez ramię mogę poprzestać na poszukiwaniach konwencjonalnego sprzętu słuchawkowego na lata. Choć tak po prawdzie znalazłem go w każdej z tych par, włącznie z tą czterocyfrową, ale o tym jeszcze będzie można przeczytać za jakiś czas szerzej. Jedynie nie rozumiem i chyba nigdy mi się nie uda zrozumieć ludzi, którzy mimo takich talentów ze strony tych słuchawek kompletnie ich nie szanują, nie doceniają, niszczą. Niech lepiej je sprzedadzą, może kupi je ktoś znacznie bardziej godzien ich posiadania. Temat rzeka tak czy inaczej.
Chciałbym powiedzieć jeszcze parę słów o bardziej namacalnych porównaniach dźwięku K500, bo do współczesnych konstrukcji pod postacią testowanych już na łamach bloga Q701 i K612 PRO. Zacznijmy może od tych drugich, bowiem na pierwszy rzut oka mogą jawić się niczym „poprawione” K500, zwłaszcza gdy mówimy o wariancie lekkobasowym, ale tak naprawdę mają prócz jedynie jeszcze nieco więcej basu trochę inny układ sceniczno-tonalny. Nie naciskają tak na średnicę, a bardziej na skraje pasma, do tego nie emanują tak wielką sceną, są bardziej skondensowane. W efekcie czego można powiedzieć, że to brzmienie bardziej przyjemne, ale nie urzekające i tu dostają od K500 srogie cięgi. Sprawdzają się w tych gatunkach, w których K500 nie mogą błysnąć ze względu tylko i wyłącznie na ilość niskiego basu, ale i tak nadal stawiałbym całościowo K500 znacznie wyżej. Nie ma tu dla mnie subtelności, tylko jasne jak słońce uczucie, że w K612 PRO ma miejsce bardziej kokieteria współczesnego użytkownika, zaś w K500 jest po prostu spójny i kapitalnie zrealizowany konkretny pomysł na dźwięk, który starają się konsekwentnie realizować nie zwracając uwagi na publiczkę czy poklask. Tym samym dylemat tego rodzaju, czy lepsze są współczesne modele K6, czy też stare 500-tki, na całe szczęście nie istnieje. Nie muszę wybierać między A i B, mogąc spokojnie skupić się na A i zignorować B nawet mimo faktu, że i tak są to całkiem ciekawe słuchawki. K500 EP są dla mnie ciekawsze, ot co.
Trochę inaczej sprawa ma się z Q701, chociażby dlatego, że bas z Q ma lepszą definicję, schodzi głębiej i porusza się słyszalnie z lepszą jakością. Średnica jednak to ponownie pewna wygrana K500 – jest bliższa, przyjemniejsza i z należytą rozdzielczością oraz tą swoją fenomenalną intymnością. Tworzy mocne i płynne spoiwo w dźwięku, bez kreacji w kreacji, sceny w scenie, sfery w sferze. Również i góra przez swoją wyraźnie mniejszą krzykliwość łacniej wpada w ucho w K500 oraz nie stwarza w żadnym wypadku takich problemów natury synergicznej, jak Q. Scena zaś, choć mocno nastawiona na efekt „wow” w Q701, przez swoją dwusferyczność i w połączeniu z wymienionym już sopranowym naciskiem na punkty 2-4 oraz 6-8 kHz, tworzy wrażenie, że prawdziwym zastosowaniem tych słuchawek jest jednak głównie elektronika najeżona efektami stereofonicznymi lub akustyka dla osób mających niedosłuch w nakreślonych rejonach. K500 to na ich tle bardziej realne i naturalne granie o wielu przymiotnikach, bardziej uniwersalne, spokojniejsze i ostatecznie również i tu lepsze w moim osobistym rzeczy odczuwaniu, mimo objętościowo mniejszej sceny i nie tak porywającej efektowności. Te cechy nadrabiają wszystkim pozostałym i tylko słuchacz będzie w stanie ostatecznie rozsądzić, czy woli efekciarstwo i syntetykę Q od stonowanej intymności K.
Ostatecznie więc cóż mogę rzec… choć K500 nadal należą do słuchawek z gatunku jaśniejszych i lekkobasowych, odstając tym samym od wielu innych konstrukcji i emanując swoimi wadami tym bardziej, im bardziej ciemna i basowa była para je poprzedzająca, po dłuższej chwili ciszy, gdy mój mózg się w pełni zresetuje, to właśnie na nich mam wrażenie, że dźwięk jest najbliższy ideałowi wyłaniającemu się z moich własnych preferencji. Mają moim subiektywnym zdaniem najlepsze strojenie ze wszystkich trzech nabytych przeze mnie par tych starych, konwencjonalnych modeli niegdyś oferowanych AKG. Preferuję je najbardziej z całej trójki, sięgam po nie najczęściej, sprawiają mi najwięcej radości i zwłaszcza wszędzie tam, gdzie do gry wchodzą zabawy sceniczne. Są najbardziej dla mnie czarujące, intymne, przykuwające uwagę i wychodzące poza swoje własne granice klasowe. W naturalny sposób zagrały lepszą jakością ogólną od K400 i K240 DF, ale też zwycięsko wyszły z konfrontacji z legendarnymi K501, co i dla mnie samego było (miłym) zaskoczeniem. Tym samym uważam swoim skromnym zdaniem właśnie ten konkretny model za najbardziej wartościowy w całej swojej kolekcji modeli konwencjonalnych, jako prawdziwe, rasowe słuchawki klasy Premium. Ogromnie toteż zachęcam do odsłuchów własnych tego konkretnego modelu i wyrobienia sobie indywidualnego zdania, jakiekolwiek by ono nie było.
Wycena modeli używanych
Słuchawki te powinny być dostępne w dosyć umiarkowanych cenach, przynajmniej w teorii. Niestety są dosyć mocno spekulowane. Za wariant EP powinniśmy mieć do zapłacenia od 350 do 450 zł w zależności od stanu. Za wariant LP będzie nas to wynosiło mniej, bo 300-400 zł. Najwyższe wyceny są zarezerwowane tylko dla modeli o faktycznie niepokalanym stanie, z dobrymi nausznicami i bez śladów użytkowania. Wszystko powyżej będzie już niestety jedną wielką spekulacją na naszą niekorzyść, jeśli nie będzie to sprzęt w stanie perfekcyjnym i z pudełkiem. Modele po przejściach od razu możemy sobie darować. Lepiej już w tej cenie poszukać czegoś innego.
Podsumowanie
Zalety:
+ świetna jakość wykonania i prezencja
+ duża wygoda użytkowania
+ w pełni otwarta konstrukcja w przeciwieństwie do współczesnych serii K6 i K7
+ nakręcany adapter na duży jack, jak to u AKG
+ fantastyczne lekkie brzmienie o kapitalnej wokalizie
+ rewelacyjnie otwarta scena o wyczuwalnej holografii
+ dobra synergia z większością urządzeń, zwłaszcza mających własny wygar na niskim basie
+ nie aż tak straszne do napędzenia
+ wersja EP subiektywnie najciekawsze z całej serii starych AKG, również na tle wysoko ocenionych przeze mnie K400
+ bardzo dobra opłacalność, jeśli są w dobrym stanie
Wady:
– przydałby się jeszcze odrobinę mocniejszy najniższy bas do pełni szczęścia, póki nie wymienimy materiału w portach bass reflex (lub sam nie sparcieje)
– ekstremalnie trudne do dostania oryginalne nausznice dokładnie z tego modelu
– tak samo trudne do nabycia same słuchawki, zwłaszcza w dobrym stanie
– notorycznie sparciałe linki ściągacza opaski
– osoby próbujące nieumiejętnie naprawiać je na własną rękę
– łatwo o pomyłkę z wersją LP, która ma wyraźnie mniejsze możliwości i słabszy bas
Dzień dobry Panie Jakubie.
Żona kupiła mi w prezencie JBL e35. Przymierzyłem, posłuchałem i stwierdziłem że ani to wygodne ani nie gra jak trzeba. Szybko odniosłem do sklepu i postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce.Jako posiadacz starego sprzętu audio, zachęcony wieloma pozytywnymi recenzjami, uznałem jako miłośnik brzmień nieprzebasowionych że k500 to mogą być słuchawki właśnie dla mnie. Upatrzyłem sobie egzemplarz na aukcji , kupiłem i w
ten sposób stałem się szczęśliwym-nieszczęśliwym posiadaczem tychże. Szczęśliwym bo za przyzwoite pieniądze kupiłem model starszy, z
szerokim bas portem, choć sprzedawca przekonany był że to wersja LP. Oczywiście linki poluzowane, całość sfatygowana i brudna ale jak po wstępnym czyszczeniu założyłem na uszy i puściłem muzykę to poczułem że to właśnie to czego potrzebowałem. Poczułem się jak wtedy, gdy kilka lat wcześniej przesiadłem się ze starych zdewastowanych tonsili i wzmaka unitry na mój pierwszy (a mam ich kilka) retro wzmacniacz, Nikko NA-890 i Kucke D-70 tertia. Jak przesiadka z malucha do mercedesa s-class. Niestety radość moją zakłócił dokładny ogląd stanu słuchawek i ich
staranne przesłuchanie. Okazało się że ktoś wcześniej regenerował jeden z głośników. Na brzegu widać ślady powtórnego klejenia i pojawiają się szczelinki przepuszczające powietrze. Plus zagniotki i niewielka perforacja górnego zawieszenia. Uszkodzony głośnik gra minimalnie ciszej i traci
trochę na kontroli basu. Mimo to nadal całość brzmi nieźle, basu na mój gust jest całkiem niemało. Jestem w rozterce bo nie wiem czy uda się
poprawić działanie tego głośnika poprzez kolejne łatanie czy trzeba będzie zacząć rozpaczliwie szukać zamiennika. Waham się czy oddać je
sprzedawcy czy ryzykować może kilkuletnie poszukiwania identycznego drivera. Może to być jeszcze o tyle trudniejsze że sądząc z wyglądu głośnika i informacji z anglojęzycznych forów może to być wersja najstarsza, wcześniejsza jeszcze niż ta określana u nas mianem EP. Jeśli
chodzi o wygląd zewnętrzny i wewnętrzny, wszystko jest zgodne z opisem wersji EP, natomiast sam przetwornik pod górnym zawieszeniem ma 12 metalowych żeber a 12 otworów pomiędzy nimi wypełnionych białym, gęstym, podobnym lub tym samym materiałem jak w otworach kosza pod
padami (które zresztą też są trochę klapnięte i nie wiem czy przeżyją pranie). Zakładałem że pady i tak wymienię na nowe od k601 lub 701-2 ale
zdobycie takiego drugiego głośnika może potrwać lata lub być niewykonalne.
Czy spotkał się Pan z takim typem głośnika ( bo widuje się głównie te z czterema otworami pod zawieszeniem) i czy ma Pan sugestie dotyczące
wymiany padów, tak by możliwie w najmniejszym stopniu modyfikowały pierwotne brzmienie.
Byłbym niezmiernie wdzięczny za odpowiedź i rady. Wyrazy szacunku za wiele cennych informacji na Pańskim blogu.
Pozdrawia początkujący słuchawko-maniak Michał
Witam Panie Michale,
To jest niestety właśnie to ryzyko przy starym sprzęcie audio. Modele K500 EP mają notorycznie problemy z rattlingiem i dopiero po zakupie okazuje się często, czy ktoś próbował w sprzęt ingerować aż na takim poziomie. Dlatego zresztą staram się słuchawki bardziej opisywać jako ciekawostki.
Byłbym wdzięczny za jakiekolwiek zdjęcie przedstawiające rzeczony przetwornik. Szanse na znalezienie takowego w formie nowej jest bliskie zeru. Jedyna opcja to raczej transplantacja z innego egzemplarza. Można też próbować podjąć się wyzwania i przetwornik spróbować naprawić, zaś bas kompensować strojeniem otworów BR. Na bardziej basowy dać większe tłumienie, na uszkodzony mniejsze bądź brak.
Nausznice osobiście stosuję u siebie cały czas oryginalne, ale jeśli cokolwiek może się zbliżyć do nich, to współczesne zamienniki z K501 w stanie lekkiego klapnięcia (wtedy ucho znajduje się najbliżej przetwornika, tak jak w oryginałach).
Również pozdrawiam.
Witam ponownie Panie Jakubie.
Przesłałem Panu zdjęcie głośnika. Mam nadzieję że doszło. Podobno taki pojawił się w prospekcie emisyjnym.
Być może jakaś krótka stosunkowo seria z pierwszego roku produkcji. Można znaleźć też zdjęcia specjalnego
adaptera zakładanego na osłonę głośnika od strony ucha. Ma on otwór wypełniony gąbką podobną do tej z
otworu BR, tylko większy, przesłaniający prawie całą kopułkę. Podejrzewam że to tłumik wysokich. Nie jest dla
mnie jasne czy to element dołączany do tej właśnie wersji, bo łatwo go przełożyć a pojawia się przy k500 i k400.
Co ciekawe, k400 EP także na niektórych zdjęciach ma tak samo wyglądający głośnik. Na własny użytek nazwałem
te wersje EP1 i EP2 ponieważ głośnik (+adapter?) to jedna od strony technicznej rzecz, która je odróżnia. Przy wersji LP, oprócz tych cech które Pan opisał, głośnik różni się jeszcze kopułką która jest przeźroczysta (półmatowa przy EP1/2), materiał pod zawieszeniem wygląda jak w EP2 i inaczej jest tłoczone zawieszenie. EP1/2 mają
podwójne rzędy garbków (wewnętrzne dłuższe) zbiegające się na szczycie a LP pojedynczy rząd. Wtyki EP1/2 są
metalowe a LP z tworzywa sztucznego. Tyle odkryłem przeglądając przez kilka dni dziesiątki stron poświęconym tym słuchawkom.
Wygląda na to że mamy do czynienia z co najmniej trzema wersjami głośników/słuchawek k500. Ponoć k400 i k501 mają po cztery wersje. Nie wiem jak to się ma do oznaczeń głośników bo numerycznie do każdego modelu
przypisany jest jeden;
k400 DKK45/2400Z0001
k401 DKK45/2400Z0004
k500 DKK45/2400Z0002
k501 DKK45/2400Z0005
k601 DKK45/2400Z0006
k701 DKK45/2400Z0007
Mam nadzieję że nic nie pomyliłem przy przepisywaniu. Nigdzie nie pojawia się 3 na końcu a każdy typ głośnika
ma zdaje się jeszcze kilka podtypów nie opisanych numerami. Jak jeszcze coś znajdę to dopiszę.
Mój egzemplarz chyba sobie zostawię i zaryzykuję kapitalny remont. Rozbieranie na kawałki, gruntowne czyszczenie, wymiana linek naciągu (na jakie?), czyszczenie styków bo część ich kaprysów bierze się,mam wrażenie nie z uszkodzeń mechanicznych głośnika a jakichś zaśniedzeń i luzów na wewnętrznym okablowaniu.
No i gruntowne pranie padów, może w wodzie z dodatkiem płatków mydlanych bo pralki by nie przeżyły.
Głośnikowi, jak go wyjmę do przeglądu i być może naprawy, postaram się zrobić lepszej jakości zdjęcia i
przesłać. Mam nadzieję że jest w lepszym stanie niż początkowo sądziłem, bo jak mu kaprysy przechodzą
to gra równo i całość brzmi rewelacyjnie jak dla mnie. Może to zasługa tego właśnie przetwornika. Możliwości
jeśli chodzi o bas ma spore a jego ilość i jakość zależy od źródła, wzmacniacza i jakości nagrania.
Przy płytach Dead can dance, Cinematic orchestra, Yello „Touch” potrafi być naprawdę potężny, nie dominując
przy tym pozostałych zakresów. Brzmienie kontrabasów i gitar basowych w najniższych rejestrach jest świetne.
Wokale, saksofon altowy i inne dęte, fortepian, fantastyczne. Bębny rewelacyjne. Całość moim zdaniem bardzo
wyrównana, naturalna i nie faworyzująca szczególnie jakichś pasm kosztem innych.
Tak czy siak, będę szukał w pełni sprawnego głośnika, by przywrócić im świetność, bo warto.
P.S
Po kilku dniach odsłuchów, założyłem na chwilę moje stare słuchawki i stwierdziłem, że mam do wyboru względem nich dwa rozwiązania. Wyrzucę je jutro albo pojutrze.
Pozdrawiam Michał
Witam Panie Michale,
Tak jest, widziałem. Faktycznie ma Pan rację i jest to jeszcze wcześniejszy wariant niż posiadany przeze mnie. Kapsel z filrem który Pan posiada również o tym świadczy – to dławik akustyczny, stosowany także w najstarszych K400 i chyba też K300 jeśli mnie pamięć nie myli. Mocno komplikuje to niestety sprawę poszukiwania nowego przetwornika.
Z numeracją nie ma żelaznej konsekwencji, tj. jeśli dobrze pamiętam AKG potrafiło stosować różne serie przetworników w ramach jednego i tego samego modelu. Fakt braku trójki nie musi akurat o niczym świadczyć. Proszę mieć na względzie, że tak jak Pan jestem tylko użytkownikiem i nie umiem odpowiedzieć na absolutnie każde pytanie. To jakie faktycznie przetworniki i z której serii zostały umieszczone w Pana słuchawkach może zdradzić praktycznie tylko producent – to właśnie on powinien mieć w tym najlepszą wiedzę.
Linki naciągu wymienia się na nitkę elastyczną o małej średnicy, na ogół poniżej 1 mm. Musi Pan jedynie uważać, bo są wtopione w bloczki suwadeł. Wymiana polega m.in. na rzeźbieniu w plastiku, aby otworzyć kanaliki w które wplata się nowy materiał. Niewdzięczna robota.
Pranie można wykonać w ciepłej wodzie, ręcznie, z dodatkiem płynu do płukania.
Możliwe, że pomoże Panu uszczelka w formie O-ringu, umieszczona między talerzem muszli a membraną, która przyciśnie dodatkowo jej krawędź podczas skręcenia. To chyba najbardziej nieinwazyjna metoda naprawy, choć nie zawsze w 100% skuteczna.
Również pozdrawiam.
Całkowicie się zgadzam, ciężki bas AKG K500 EP to magiczne słuchawki, znakomite, wspaniałe pod każdym względem.
Witam. Od lat używam K500 EP. Ostatnio wymieniłem pady na nowiutkie oryginały z K501. Brzmienie, oczywiście stało się jaśniejsze w związku z czym usunąłem gąbkę blokującą porty bass reflex i obecnie jestem bardzo zadowolony z uzyskanego efektu. Pozostała kwestia zanieczyszczeń które mogą dostać się do środka przetworników, chciałbym tego uniknąć i jakoś je zabezpieczyć. Szukam jakiegoś materiału który będzie swobodnie przepuszczał powietrze a jednocześnie blokował będzie wpadanie brudu. Może Pan coś poradzić? Będę wdzięczny. Pozdrawiam serdecznie.