Recenzja słuchawek AKG K242 HD (Made in Austria)

Hobby, jakim jest audio, często operuje na ciekawych projektach, odkrywaniu, zgłębianiu i opisywaniu rzeczy, których się jeszcze nie zaznało, bez względu na cenę. Na blogu mam trochę recenzji, które są moimi własnymi przedsięwzięciami, robionymi na bazie mojego własnego, prywatnego sprzętu i za własne pieniądze. Było tak od samego początku jego istnienia. Takie recenzje rodzą się z różnych powodów, które dziś oscylują wokół najczęściej faktycznej potrzeby zakupu, ale czasami zwykłej ciekawości, tej samej która posunęła mnie dawniej do zakupu czy to K142 HD, czy to K240 MKII, czy niezliczonej rzeszy innego sprzętu. W takich recenzjach piszę sobie przemyślenia w długiej perspektywie czasowej, co jakiś czas coś dopisując, przerabiając, nie ujmując istoty słuchawek za jednym zamachem, a powoli podejmując ich temat z różnych punktów odniesienia i perspektyw, przez co recenzja zmienia swój kształt i osąd. Ma to swoje zalety, ale i wady, ale w takich recenzjach jest często dużo i znacznie więcej niż nawet w przypadku słuchawek znacznie lepszych i droższych. W nich bowiem często nie trzeba kusić się na opisy historii, przeprowadzać śledztw co do rewizji, śledzić zmian produkcyjnych, problemów użytkowników na osi czasu itd. Ponad wszystkim zaś, współczesne słuchawki najczęściej nie dają możliwości zmiany nauszników na inne lub nawet ich łatwego dostania w przypadku zużycia oryginalnych. Relacja urządzenia z jego konsumentem jest więc bardzo prosta i poza standardowymi zagadnieniami synergii oraz doboru poszczególnych komponentów, nie ma tam specjalnie co do opisania, a jedynie do surowego oceniania, które kończy się po kilku tygodniach, na jakie sprzęt został wypożyczony. Co jednak, gdy zachodzi możliwość testowania słuchawek bez limitu czasowego, pochylenia się nad historią i walorami użytkowymi, by opisać swoje doświadczenia ze znacznie szerszego zakresu, bo jako faktyczny posiadacz? Wtedy recenzja jest pisana w wolnych chwilach i zawierając w sobie wiele różnych myśli, zagadnień, rozrastając się do niebotycznych rozmiarów, które nie przystają aż do sprzętu za tak małe pieniądze. Dowodem na to jest w tym momencie 30 stron czystej treści na temat oryginalnych AKG K242 HD z produkcji austriackiej. Idealne więc lanie tekstem na lany poniedziałek.

Słuchawki w swojej ówczesnej formie dostawało się tak jak są na zdjęciu. Bez żadnego wyposażenia dodatkowego. Tylko w pudełku.

Historia i różnice w budowie

K242 HD są słuchawkami półotwartymi klasy mid-fi z przedziału ok. 600 zł jak na swój czas, opartymi o przetworniki dynamiczne z membranami Varimotion XXL na kapsułach DKK32/55 o średnicy 32 mm i impedancji 55 Ohm przy skuteczności 91 dB. Varimotion to technologia, którą AKG forsowało w całej serii nowożytnej K2 i robi to do dziś, a oznaczała ona nic innego jak zróżnicowaną giętkość/grubość membrany w obrębie centralnej kopuły lub karbowanego pierścienia otaczającego. Zdawałoby się, że to nic wielkiego, ale jak wiadomo – marketing.

Pudełka nie mam, więc zadowolić się trzeba zdjęciem samych słuchawek.

Seria HD produkowana była od 2008 roku i zakończyła swój cykl produkcyjny w okolicach roku 2013, choć była dostępne w sklepach jeszcze przez jakiś czas. Nazwa K242 nie jest pierwszym przypadkiem jej użycia i tyczy się również sprzedawanego dawniej modelu na bazie technologii membran biernych wchodzących w skład serii Sextett.

Wariant HD jednakże to nic innego jak bardziej współczesna iteracja modeli opartych o przetworniki DKK32/55, który w kontrze do modeli wtedy (i nadal) oferowanych K240 Studio i MKII wykazywał następujące różnice:

  • posiadał na stałe zamontowany kabel 3 m zamiast wymiennego na bazie złącza mXLR 3-pin,
  • miał w standardzie zamontowane tylko pady welurowe zamiast skóropodobnych i nie posiadał żadnego dodatkowego wyposażenia w tym zakresie,
  • był oferowany w kawowej palecie barw zamiast czarno-granatowej (MKII) lub czarno-złotej (Studio),

Prócz tego, modele zamknięte z tej rodziny nie posiadały systemu wyciszania po zdjęciu słuchawek z głowy, ale nas to w tym przypadku akurat i tak nie dotyczy, gdyż linia K24x nigdy takowego systemu nie posiadała.

Warte odnotowania jest, że HD nie pojawiły się ani same, ani też nie były w jakikolwiek sposób pierwsze z serii „nowożytnej” AKG K2. Producent całą linię rozpoczął modelem K240 Studio, który na rynku pojawił się przynajmniej w 2002 roku i zastępował model Monitor (jego recenzja jest na blogu). Model HD jak pisałem pojawił się w roku 2008, czyli 6 lat po pokazaniu i spopularyzowaniu studyjnego pierwowzoru. Ale wraz z nim pojawił się także wariant MKII.

Nie można powiedzieć, że K242 brakuje urody.

AKG chciało prawdopodobnie jeszcze bardziej spopularyzować tą rodzinę i swoje 32-mm przetworniki, dlatego zdecydowało się na taki krok. Model MKII był praktycznie tym samym co Studio, ale oferowany był w innej palecie barw i z bogatszym wyposażeniem. Takie „Studio na bogato”, najpewniej kierowane do użytkownika bardziej uniwersalnego albo po prostu z większymi wymaganiami, ceniącego sobie elastyczność płynącą czy to z dwóch rodzajów kabla, czy dwóch rodzajów padów.

Warianty HD były zaś kierowane wyłącznie do odbiorcy domowego, któremu (w wyobrażeniu samej firmy) nie były potrzebne ani odpinane kable na bazie złącz mini-XLR, aniwyposażenie z tym związane, tudzież jakiekolwiek dodatkowe/inne nauszniki. Skłaniam się ku tezie, że producent chciał spróbować swoich sił także i w tym regionie, aby zobaczyć, czy w ogóle modele HD odniosą sukces. Seria HD finalnie obejmowała wszystkie kluczowe modele z linii K1 i K2:

  • K142 HD – półotwarte, nauszne
  • K172 HD – zamknięte, nauszne
  • K242 HD – półotwarte, wokółuszne
  • K272 HD – zamknięte, wokółuszne

Druga ciekawostka, a raczej niefortunność cyklu życia, jest taka, że egzystencja linii HD przypadała również na przełom restrukturyzacji produkcji AKG i stąd część modeli posiada znaczek Made in Austria, zaś część nie. Te drugie są bowiem w całości produkowane w Chinach. Trudno jest jednoznacznie stwierdzić kiedy słuchawki te zaczęły być produkowane w Chinach, ale prawdopodobnie nastąpiło to w roku 2009. Niemniej jeszcze w 2010 r. można było spokojnie dostać wariant austriacki.

W sklepach nie różnicowano cen i oba rzuty produkcyjne bez względu na kraj pochodzenia były oferowane w tej samej cenie, która wynosiła katalogowo 589 zł. W momencie wychodzenia z rynku ceny potrafiły nieznacznie się wahać i wynosić np. 604 zł itd.

Na rynku wtórnym można spotkać je w różnych cenach. Na przestrzeni kilku tygodni przed zakupem własnej pary nie spotkałem się z żadną ofertą krajową. Ale tak samo na kilka tygodni przed publikacją recenzji na tymże właśnie spotkałem je najtaniej za ok. 250 zł za wersję chińską. Ogłoszenie już zniknęło. Modeli w wariancie austriackim, poza własnym ogłoszeniem, nie uświadczyłem.

 

Różnice między modelami chińskimi i austriackimi

W zakresie różnic fizycznych, poza gorszym plastikiem z którego były one wykonane, sprowadzają się do:

  • braku napisu Made in Austria na bocznych naklejkach z logiem AKG,
  • obecności czarnej prostokątnej naklejki Made in China na wewnętrznej stronie opaski pałąka po lewej stronie,
  • braku obecności napisu Made in Austria na ilustracji na pudełku (często poznać można po tym z jaką wersją mamy styczność na aukcji internetowej),
  • braku numeru seryjnego w formie białej naklejki umieszczanej na wewnętrznej stronie opaski pałąka po prawej stronie, przeciwnie do naklejki Made in China,
  • bardzo delikatnej różnicy w odcieniu brązowego koloru naklejek z nazwą modelu i logiem AKG na guzikach i muszlach słuchawek (wersja MiC ma lekko jasnawy odcień, jest to jednak niemożliwe do wykrycia bez fizycznego porównania A-B),
  • wspominanych różnic brzmieniowych opisywanych w recenzji K240 MKII,
  • drutów pałąka, które w K242 HD są mocniej rozwidlone, wpływając korzystniej na wygodę (minimalnie większa pojemność na głowę).
  • minimalnie szerszej opaski w punkcie szczytowym (57,5 mm vs 56 mm), co także wpływa na większą wygodę i nieco lepszy rozkład masy na głowie, choć oczywiście nie musi i będzie to jeśli już, to marginalne.

Jak widać więc, zmiany są w dużej mierze kosmetyczne, choć też nie aż tak kosmetyczne, żeby nie wpłynąć zarówno na komfort, jak i dźwięk. Ten ostatni wynika wprost z zastosowania przetworników strojonych inaczej w wariantach austriackich, gdzie są one czystsze i jaśniejsze od tych chińskich.

Słuchawki mają w sobie "to coś", czego niestety nie mogę się doszukać w K240 MKII.

Jak duże są różnice względem wersji chińskich? Zgłębiając to zagadnienie, aby mieć 100% odpowiedź na to pytanie, musiałbym zakupić drugą parę z Chin, aczkolwiek w dużej mierze mogę to zrobić i bez tego, bo opierając się na:

  • chińskiej wersji K240 (M220 Black),
  • chińskich K172 HD,
  • pomiarach tworzonych przy okazji porównań M220 ze zmodowanymi M220 za pomocą przetworników z K142 Made in Austria oraz w kontraście do porównań z K240 MKII.

Może trochę zawiłe to, ale wnioski końcowe są takie, że jednak różnice są widoczne i słyszalne. M220 Black miały zauważalnie gorsze właściwości organoleptyczne od wariantu austriackiego. Różnica nie była tak duża, że słuchawki rozpadają się w rękach, ale jednak przy porównaniu A-B dało się to zauważyć. Tak samo porównując modele współczesne do tych faktycznie starszych, gdzie jakość pokryw, plastików, talerzy, była jeszcze nieco większa. Kontrast jednak między właściwymi modelami vintage AKG a współczesnymi modelami sprzed 2009 roku z wypustów austriackich był zauważalnie mniejszy, niż gdyby porównać warianty współczesne w seriach MiA i MiC między sobą.

Trafiłem na pewien opis użytkownika serwisu reddit, który tak opisuje swoje własne doświadczenia:

„Recently, I purchased the AKG K240 and K553 headphones, to replace my well loved but worn out K240 mkii’s and original K550s. I noticed something alarmingly off about the build quality of the newer AKGs. Even the things AKG did make in China some years ago, like the original K550 and discontinued Q701, were made to appropriately high standards. Not anymore, evidently. The Sweetwater rep I purchased these new AKGs from assured me that „AKG makes good headphones.” I would like to amend that statement: they made good headphones.”

Aby dolać więcej oliwy do ognia, cytując tego samego autora:

„Here I will take the liberty to compare my recently acquired K7XXs to my old Chinese made Q701s; the parts are sourced by AKG and made in China, and the drivers are apparently identical. I noticed the following when comparing the three new headphones to their older counterparts: the external finish was of visibly lower quality in places, the cords were different and felt cheap, and the pads weren’t as uniform or high quality. Upon further use and inspection, I discovered that the plastic molding and overall feel of the headphones was lower quality. Even the packaging was notably worse. I distinctly remember unboxing old AKGs in lovely packaging, which stands in stark contrast to what currently passes. This phenomenon became alarmingly apparent when the otherwise appealing K7XXs developed unbearably annoying plastic on plastic creaking in the earcup gimbal rings, something I never encountered with the similarly Chinese made Q701s.”

Dla użytkownika chcącego nabyć sprzęt bardziej tolerancyjny względem słabej jakości urządzeń pokroju tanich kart dźwiękowych i kodeków wbudowanych w płyty główne, wariant chiński wciąż może okazać się dobrym wyjściem z punktu widzenia współczesnej produkcji modeli K240 (załóżmy, że chińskie walory jakości budowy pomijamy ku faworyzowaniu ceny). Z kolei osoby chcące mieć maksymalną jakość dźwięku w ramach rodziny K2, spokojnie mogą na celownik brać warianty produkowane w Austrii. Może nawet nie jest to kwestia możliwości, a powinności.

Część użytkowników zwracała bowiem uwagę na problemy z pękającymi obudowami muszli w tych właśnie chińskich wypustach, choć mogło to być spowodowane wczesnym etapem produkcyjnym po przerzucie. Oryginalne egzemplarze z Austrii niestety też potrafiły sporadycznie pękać np. przy brązowych plastikowych kapslach skrywających okablowanie wewnętrzne, na które naklejało się okrągłe etykiety AKG, jednakże biorąc pod uwagę takie opisy jak powyżej i uwzględniając różnice dźwiękowe oraz ogólną otoczkę, modele Made in Austria były i są najbardziej pewne i cenione, a ryzyko pęknięć ma miejsce tylko przy nieodpowiedniej obsłudze. Takie sytuacje zdarzały się także i przy starszych modelach vintage AKG, gdzie raczej nigdy nie narzekano na jakość wykonania modeli z tej serii. A mimo to potrafiły być tam bardzo różne historie.

Suma summarum, biorąc pod uwagę opinie i opisy osób trzecich, nie tylko wyżej cytowany przykład, można przyjąć iż austriackie egzemplarze będą zewsząd bardziej pewniejszym zakupem i ryzyko awarii będzie tam przynajmniej 2x mniejsze niż przy wersjach z Chin, estymując i generalizując oczywiście.

 

Wygoda użytkowania

Słuchawki były stosunkowo lekkie. Producent podawał wagę 240 g. W rzeczywistości mój egzemplarz ważył odpowiednio ok. 233 g bez kabla oraz 282 g wraz z kablem. Całość trzyma się w ramach dobrego standardu, choć K240 MKII z nausznikami skóropodobnymi ważą bez kabla już tylko 227 g. Wygoda plasuje się jednak na poziomie dosyć kontrowersyjnym, bo zróżnicowanym od wielkości ucha słuchacza.

K242 HD mogą okazać się zarówno bardzo wygodne, jak i przeciętne w tym zakresie. Wszystko przez zastosowanie padów welurowych, które posiadają po dziś dzień mniejszy otwór na ucho niż pady skóropodobne. Są także twardsze od skórek, o ile te już same z siebie nie stwardniały. Jak na ironię im welury bardziej się zużywają, tym w przypadku AKG robią się miększe (i płytsze). Mają jednak tendencję do trzymania ucha dłużej i dalej od przetworników, co podczas dłuższych odsłuchów – i wliczając w to sam fakt oddychania skóry – może być elementem kluczowym dla zachowania komfortu ponad większością wariantów K240 oraz w ogóle innych z tej serii. Przypomnieć można na ten przykład modele K270 i K280, gdzie słuchawki są mimo wszystko wyraźnie cięższe i mniej pojemne na ucho, jako że AKG wyciskało z nich siódme poty, by w takiej obudowie zmieścić cztery przetworniki zamiast dwóch. Moim zdaniem modele te klasyfikowały się na zaprojektowanie im lepszych i większych obudów niż ta z K2, ale być może zaważyły kwestie popularności tej serii i rozpoznawalności wizualnej.

W każdym razie właściwości nauszników welurowych AKG powodują, że odpowiednie przypasowanie słuchawek wprost z pudełka może być utrudnione, ale nie niemożliwe, ponieważ pady te lubią się kształtować i można im także powiększać otwory. Siłowo bo siłowo, ale można. Na pewno jednak słuchawki muszą na głowie spędzić sporo czasu, zwłaszcza gdy mają nowe nauszniki. Takowych na 90% nie zakupimy (10% to faktyczne NOSy), chyba że właściciel ma słuchawki w bardzo dobrym stanie i w takowym chce je sprzedać, doliczając wtedy koszt dokupionych z aktualnej produkcji welurów do ceny (ok. 140 zł).

Choć wychodziłoby, że wariant MKII jest teoretycznie wygodniejszy, to jednak w praktyce należy wliczyć jeszcze drobne zmiany w geometrii i szerokości opaski o których pisałem. Także te kilka gram różnicy jest skutecznie rekompensowane przez konkretne, acz teoretycznie marginalne, zmiany w budowie. Czy ostały się one do dnia dzisiejszego w pozostałych słuchawkach AKG? Nie jestem w stanie powiedzieć bez porównania drutów i opaski bezpośrednio. Niemniej na tamte czasy i modele austriackie, można wysnuć tezę, że z punktu widzenia konstrukcyjnego, K242 HD były potencjalnie najwygodniejsze, lub rokujące na takowe szanse, jeśli wliczymy w to okres letni.

A właśnie, lato. AKG miało chyba w zamyśle wykorzystanie półotwartej obudowy K242 HD i stworzenie wraz z welurami coś, co promowałoby te nauszniki i dawało jednocześnie ludziom pogląd na to, że nie tylko skórkami człowiek żyje. W lecie sytuacja wygląda tak, że K240 MKII niesamowicie pocą skórę na policzkach swoimi padami, które to bardzo szybko ulegają stwardnieniu. Dają dobrą izolację i dobre parametry dźwiękowe, jednocześnie zostawiając dużo miejsca na ucho. Warstwa potu jest wtedy naturalnym uszczelniaczem i lubrykantem w jednym. Niemniej to w welurach czuje się większy komfort na twarzy, choć mniejsza objętość nausznika i otworu powoduje, że małżowina potrafi grzać się mocniej. Znów jednakże zaletą jest to, że o ile robi to też w padzie skóropodobnym, duża część potu jest oddawana na wkładkę akustyczną. Ta po kilku latach zmienia się przez to w kleistą breję. W welurach ucho jest trzymane w odpowiedniej odległości, dlatego zjawisko jest mocno zredukowane i przez to żywotność wkładek wyższa. Tak samo nauszniki welurowe same w sobie są jak pisałem sztywniejsze, co sprawia problem jedynie na początku, ale szybko znika po wygnieceniu się padów i tym samym powoduje, że żywotność materiałów eksploatacyjnych na K242 HD była wprost z pudełka większa.

Używam tego ostatniego sformułowania dlatego, że te same pady możemy przecież zamontować na K240 MKII i w sumie dowolnych innych słuchawkach AKG. Największe problemy sprawią nam jedynie K340, K270 Studio/Playback, K280 i K290 Stereo/Surround. Te modele mają powiększone talerze i o ile naciągnięcie każdych padów jest możliwe cały czas przy K2x0, tak przy K340 wymaga to naprawdę zdrowego siłowania się. Mi się udało, ale pady welurowe były potem nie do użycia na innych słuchawkach, jako że ich kołnierze były zbyt mocno wyciągnięte i nie obejmowały szczelnie żadnego konwencjonalnego modelu K2. Ale wracając, welury możemy zastosować sobie na K240 i także i tam przechodzić ten sam proces co na K242 oraz mieć finalnie te same właściwości użytkowe. Często jednak – nawet w dzisiejszych czasach – ludzie… nie wiedzą, że słuchawki te posiadają możliwość zastosowania padów welurowych. A jeśli wiedzą, to być może boją się tego, że otwory na ucho są za małe. Bowiem tutaj z kolei nie wiedzą, że można je rozciągać. Bo AKG zamiast zaprojektować pady od razu w stylu Beyerdynamica, a więc z dużym otworem, z dziwnego względu zrobiła je z otworem mniejszym. Może akustyka zaważyła, nie wiem.

Zatem aby podsumować, właśnie dlatego nazwałem wygodę K242 kontrowersyjną. Po prostu jest ona przechylającą się raz to w jedną, raz w drugą stronę. Aczkolwiek sam uważam je za dosyć wygodne, przynajmniej na mojej głowie. Trzeba je po prostu „wysiedzieć” na głowie, od czasu do czasu zdjąć, nabić na coś o nieco większej średnicy otworu, założyć ponownie, no i używać tak przez miesiąc. To też można teoretycznie wpisać na poczet ich wad, bo nie uwzględniają kompletnie braku cierpliwości swoich użytkowników, niemniej ostatecznie da się spokojnie w nich siedzieć przez kilka ładnych godzin lub więcej, jeśli pady są już dostosowane. Jak więcej? Nawet cały okrągły dzień. Oczywiście czuć je na głowie i tu modele z serii K7 powinny być wygodniejsze, a do tego chłodniejsze, ale w K242 HD o dziwo naprawdę nie miałem z tym problemu.

 

Dlaczego HD?

Skoro opisałem historię powstania tego modelu, a także różnice względem wszystkich możliwych wariantów i innych modeli, z którymi może być konfrontowany, poruszając przy tym już trochę wad i właściwości, pozostaje jedno z kluczowych pytań: dlaczego akurat HD i dlaczego ten konkretny model a nie inne, czy może czemu w ogóle, skoro w teorii takie modele jak K240 MKII czy M220 dają już i tak na starcie większe możliwości (odpinany kabel, co jest ważne także przy testowaniu tych konfekcjonowanych, trafiających potem do Państwa słuchawek)?

Niepodważalnym faktem jest to, że kolekcja słuchawek po zakupie K242 znowu zaczęła się rozrastać, jakby kompletnie wbrew moim intencjom redukowania stanu posiadania do niezbędnego minimum. Postanowienie o maksymalnym redukowaniu zbędnego wyposażenia cały czas jest w mocy i choć modelu ze stałym kablem nie wykorzystam w aż takim stopniu, HD wciąż miały sens w wymiarze zatrzymania na jakiś czas w kolekcji lub kosztem może nawet innej jakiejś pary, aby zachować bilans przynajmniej na zero.

K242 były strojone stricte pod pady welurowe.

Bardzo rzadko zdarza się, że zakupuję jakieś słuchawki w celach testowych lub z ciekawości. Ale AKG jest akurat tym producentem, w którego produktach czuję się na tyle pewnie, aby móc to uczynić, bo nawet w przypadku problemów technicznych umiem sobie z większością z nich poradzić. Gdybym chciał zażartować, na pytanie o cel zakupienia HD na tym etapie odpowiedziałbym: bo lubię gdy słuchawki pasują mi do kawy (zbożowa z mlekiem i miodem, polecam). Ale mówiąc całkowicie poważnie: o tym, że miałem i mam słabość do serii High Definition od AKG, pisałem od czasu do czasu w recenzjach i na forum. Swego czasu K142 HD były pierwszymi słuchawkami, jakie posiadałem, które można było nazwać „poważnymi”, choć dziś wydaje się to zapewne śmieszne w dobie słuchawek za krocie i coraz wyżej podnoszonej poprzeczki, którą śmiało można byłoby nazwać w dużej części słuchawek granicą absurdu. Skuszony jednak diabelskimi podszeptami chyba, bo jako żywo nie wiem co mną wtedy kierowało, że zakupiłem K142 zamiast K242. Chyba uznałem, że na początek wystarczy model nauszny. Byłem w błędzie. Apetyt bardzo szybko urósł, owszem, ale najbardziej problematycznym elementem okazała się finalnie wygoda. A raczej jej brak. W słuchawkach zanotowałem swój życiowy rekord pracy ciągłej w długości ok. 3 h i 15 min, zanim pojawiał się konkretny ból.

Słuchawki mają charakterystyczne kawowe kolory.

Drugim moim zakupem były K240 MKII. Słuchawki nabyłem wtedy ze względu na chęć posiadania odpinanego kabla z racji typowych problemów wielu użytkowników z jeżdżeniem po nim krzesłem biurowym w przypadkowych sytuacjach, ale też z chęci bardziej poznawczej i posiadania produktu bardziej kompleksowo wyposażonego (komplet okablowania i padów w zestawie). Bardzo łatwo bowiem jest w tych słuchawkach testować wszystkie te materiały, jeśli ma się je od razu pod ręką. Zwłaszcza okablowanie, które samo w sobie jest stosunkowo proste. Serię HD powiedzmy że znałem; chciałem poznać serię studyjną. Dziś jednak uważam, że mimo gorszego wyposażenia, gdybym miał wciąż ze sobą K242 HD, prawdopodobnie nadal by mi służyły. Były to czasy jeszcze modeli Made in Austria. Błędu jednak nie popełniłem, bo o ile K142 HD nie są już ze mną, a co najwyżej duchowo (przetworniki) i w formie akcesoriów dodatkowych jak dokumentacja i pudełko (służące teraz za dom dla K242), o tyle K240 MKII są ze mną finalnie po dziś dzień w formie tej samej właśnie sztuki, którą kupiłem w 2009 roku, a ich przydatność jest jeszcze większa, gdyż to właśnie na nich testowane są wszystkie kable słuchawkowe do serii AKG.

Trzecim zakupem były białe M220 PRO i tutaj również żałuję, ale tym razem że się ich pozbyłem, bowiem słuchawki ze wszystkich modeli z odpinanym kablem mXLR wyglądały w moim odczuciu najładniej, tak po prostu. I możliwe że gdybym je miał, nie myślałbym potem o „hadekach”. Ale nie mam, więc myślałem. I wymyśliłem. Choć może i tak bym to jednak czynił, o czym powiem za moment w części opisującej dźwięk, ale żebym to wiedział, musiałem to najpierw odkryć sam.

Tak czy inaczej sentyment wygrał i po tym, jak na mój warsztat trafiły K172 HD od p. Rafała, a których już z rąk przez długi czas nie wypuściłem, zdecydowałem się poszukać odpowiedniej oferty na K242 HD. W jak najlepszym stanie, najlepiej Made in Austria. Oferty krajowe to oczywiście brak ofert, jedynie K271 MKII i K272 HD, ale ich stan pozostawiał wiele do życzenia – a to brakujący (pęknięty) kapsel guzika systemu opaski, a to nienaturalnie wygięty kabel przy słuchawkach sugerujący uszkodzenia otuliny od nadmiernego stresu.

Producent przyspawał nam tu kabel na stałe. To znak rozpoznawczy serii HD.

Dlatego też postanowiłem pociągnąć za spust z kolebki AKG, a raczej z sąsiedztwa i zaatakować kierunek niemiecki. Można powiedzieć, że K242 HD objawiły się z tego grona jako pierwsze i po prostu szukanie innych opcji nie było już potem konieczne. Po znalezieniu odpowiedniej aukcji, prośbie o więcej zdjęć i przekonaniu sprzedającego do wysyłki do Polski, stałem się wreszcie posiadaczem czegoś, co krążyło mi przed nosem lata temu, ale nie byłem w stanie tego wtedy dojrzeć.

Być może pobudki jakimi się kieruję (tj. ciekawość), będą przy fakcie posiadania znacznie lepszych modeli słuchawek zastanawiające, ale odpowiem tak: jeśli pominąć poruszaną już kwestię sentymentów i ciekawości, takie słuchawki mimo wszystko da się potem sprzedać, może nawet bez straty, i tym samym potraktować to jako jednostkową przygodę, eksperyment, doświadczenie i okazję do udokumentowania raz a porządnie czegoś, co z reguły każdy traktuje po macoszemu lub jako budżetówkę. Może właśnie na tym polega bycie pasjonatem, że chęci i czas gdzieś tam pokątnie się na takie rzeczy znajdują, a nie są dzielone wiecznie przez względy czysto zarobkowe, jak zwykło się przyjmować w tej branży wobec ogółu recenzentów audio (w sumie na ich własne życzenie). Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do recenzji D8000, gdzie słuchawki testowane były miesiąc, a recenzja pisana dorywczo przez pół roku, tak tutaj zajmowałem się tymi słuchawkami i recenzją jednocześnie od ponad pół roku, ponieważ zakupione zostały przeze mnie w czerwcu 2019. Także nie jest to punktowy na osi czasu test z długim okresem inkubacji treści, a coś faktycznie tworzonego dynamicznie i konsekwentnie przez cały ten czas. Aczkolwiek z racji dużego natłoku innych zajęć, nie spieszyło mi się z opisami i było wiele sytuacji, w których słuchawki te tygodniami wisiały na stojaku, czekając na swoją kolej w drodze na warsztat.

W ten sposób skutecznie jednak ograniczył możliwości polepszenia jakości dźwięku lub radzenia sobie z awariami.

Jako niezależny twórca mam więc ten niesamowity luksus, że mogę pozwolić sobie na przywilej bazowania tylko na emocjach, czy wręcz kaprysach, a na pewno na projektach, które robi się po prostu dla samego siebie i potem decyduje, czy poświęcić ekstra czas na opisanie i udokumentowanie szerszemu gronu. K242 HD to właśnie taki przypadek, gdzie sprzęt dawno już został przeskoczony przez moje preferencje jakościowe, a mimo to potrafię w takich słuchawkach spędzić cały dzień i słuchać sobie muzyki jak gdyby nigdy nic. Wynika to z faktu, że poza jakością w ogólnym pojęciu i ogólnej skali, jest jeszcze coś takiego jak opłacalność i użyteczność. Jeśli słuchawki za 400 albo 800 złotych są w stanie zagrać jak na swoje pieniądze tak, że wyciągam do porównań sprzęt za kilka ładnych tysięcy, aby napisać dodatkowe spostrzeżenia, to znaczy że tam dzieje się coś bardzo grubego. Na tym właśnie polega istota tego bloga, żeby szukać takiego właśnie sprzętu – co to kosztuje mało, a daje dużo. Subiektywnie rzecz jasna.

Zagadką pozostało się więc ostatecznie to, czy i w jaki sposób słuchawki takie jak K242 HD zaznaczą swoją wyższość/niższość, tudzież ogólnie wszelkie zmiany, jeśli w ogóle nastąpią, względem tych dwóch modeli, jakimi były zmodyfikowane M220 (wraz z pamięcią i wykresami jak grały przed modyfikacjami) oraz K240 MKII Made in Austria, no i może jeszcze w kontekście paru innych modeli z tej i pobocznych serii AKG.

 

A dlaczego nie K7?

Sporo osób pytało mnie już czemu tak męczę serię K2 a nie coś z oczywiście lepszej serii K7. K7 to klasa słuchawek premium, typowo użytkowa dla słuchaczy chcących mieć swój sprzęt główny w należytej jakości dźwięku za rozsądne pieniądze. Jeśli sam osobiście chciałbym posłuchać muzyki w takiej jakości, wyciągam bez problemu czy to moje zmodyfikowane dosyć konkretnie LCD-XC, czy też K1000, do których takie słuchawki jak np. K712 PRO mają wciąż dystans w zakresie dostarczanych emocji. Oczywiście nie ujmuje to im wartości i uważam – tak jak zresztą wiele innych osób – że słuchawki te są fantastyczne, bardzo opłacalne i oferujące jeden z najwyższych współczynników ceny do możliwości w obecnie produkowanej linii AKG.

Kolejna rzecz, to fakt, że osobiście, jeśli mowa o słuchawkach typu „daily”, a więc do codziennego „tłuczenia się”, przesiadywania, odkładania, zakładania, wieszania, stukania, jak również z perspektywy kosztów eksploatacyjnych i łatwości w ewentualnej naprawie, czuję się w bardziej komfortowej sytuacji z serią K2, gdzie można je np. szybko odłożyć na stół bez ryzyka uszkodzenia obudowy, a materiały eksploatacyjne wciąż są dostępne przynajmniej do sprowadzenia. Dodatkowo słuchawki z serii K2 nie mają opasek z wypustkami, które sprawiały mi dawniej na Q701 trochę problemów z wygodą. A to właśnie takich modeli bym preferencyjnie szukał, tj. Made in Austria. Ew. K712 PRO z pierwszych serii lub K702 65th.

Adaptera gwintowanego nie było. To mój własny, prywatny.

Ostatnią rzeczą jest to, że w K2 fascynuje mnie ich potencjał akustyczny. Słuchawki są gorsze od K7, prawda, ale bardzo satysfakcjonujące jest poznawanie wpływu różnorodnych elementów i materiałów na kształtowaną przez nich falę akustyczną. K7 nie pozwalają na testy różnych padów, co najwyżej wkładki akustyczne. K2 z kolei pozwalają przetestować większą paletę materiałów, skórki, welury AKG, welury Beyerdynamica, a w razie problemów lub błędu i nieodwracalnego ich uszkodzenia, koszt napraw lub zakupu nowej sztuki jest wyraźnie niższy. O potencjalne będę jeszcze na pewno wspominał w tej recenzji, tak samo jak i materiałach.

K242 HD były tu zresztą beneficjentem faktu zakupienia materiałów eksploatacyjnych AKG na moje własne potrzeby pod MKII. Było tego tyle, że starczyło także i na K242. Zakup był sam w sobie spowodowany tym, iż najstarsze pady welurowe jakie posiadały moje K240 MKII, uległy kompletnej degradacji (pęknięcia syntetycznego podszycia pod padami oraz rozklejenie się kołnierzy od padów właściwych), przeżywając łącznie 10 lat sumiennego użytkowania. Jak na pady, jest to naprawdę epoka. Uszkodzenia prawdopodobnie nie powstałyby, gdyby pady były pozostawione na swoim miejscu i nie były przeze mnie przekładane 1000 razy względem skórek.

Pozwoliło to jednak na przeprowadzenie testów na dokładnie tych samych materiałach akustycznych grających identycznie i będących w tym samym stanie. Coś, co w niedorzeczny sposób zarzucano mi w formie pretensji przy recenzji D8000, gdzie rzekomo miałem kupić za własne pieniądze do nie swoich słuchawek pady od modelu D8000 PRO, które w czasie testów nawet nie były dostępne.

 

Przygotowania do odsłuchów

Jeśli ktokolwiek stanie przed zakupem tego modelu w czasach współczesnych i nie będzie go interesowało pójście w obecnie oferowane egzemplarze lub inny model K240 z tamtego okresu co K242 HD, przede wszystkim radzę skupić się na odpowiednim dopasowaniu materiałów akustycznych, ale też dać się wygnieść i ułożyć padom przez kilka dni oraz oceniać brzmienie po 30-60 minutach od założenia. Dopiero z czasem przestanie być to wymogiem.

Aby recenzja była jak najbardziej wiarygodna, wykorzystałem rzecz, której z reguły przy pisaniu nie mam, a więc wspominany już luksus posiadania słuchawek na własność i tym samym korzystanie z nich przez ostatnie pół roku w różnych konfiguracjach materiałów akustycznych. Nie ma więc żadnej mowy o procesie wygrzewania, a co najwyżej o adaptacji padów do głowy od nowości lub od przyjścia z głowy innej, bo poprzedniego właściciela.

Z racji dużego doświadczenia z serią K2, ale też nowożytności słuchawek, porównania będą odbywały się bardzo mocno z modelami (listując dla formalności):

  • AKG M220 Black MOD
    Made in China, rok zakupu: 2018, przetworniki oryginalne i z K142 HD, nauszniki skóropodobne piątej generacji, wkładki oryginalne i wg własnego pomysłu,
  • AKG K240 MKII
    Made in Austria, rok zakupu: 2009, nauszniki skóropodobne piątej generacji, wkładki oryginalne.

Słuchawki testowane były tylko z trzech źródeł dźwięku:

  • AudioQuest DragonFly Cobalt
  • Asus Xonar Essence STX (2x MUSES8820 + JRC4580D)
  • Pathos Converto MK2

A także przy użyciu okablowania:

  • Standardowego (EK300)
  • AF AC2 Blue
  • AF AC3 AKG (specjalna wersja prototypowa)

Dzięki temu możliwe było określenie zdolności skalowania się słuchawek wraz z lepszym sprzętem oraz okablowaniem.

 

Jakość dźwięku

Oczywiście mając na głowie już wiele modeli tego producenta i z tymi właśnie przetwornikami, rodziły mi się w głowie określone tezy i założenia, toteż postanowiłem wypisać sobie je wszystkie, związane z możliwymi scenariuszami wydarzeń, jakie mogą nastąpić w niniejszej recenzji. Oczekiwałbym więc, że nastąpi jedna z dwóch sytuacji:

  1. Słuchawki zagrają identycznie lub prawie identycznie i jedyna różnica będzie co najwyżej wynikała z zastosowanych przeze mnie modyfikacji wewnętrznego/zewnętrznego okablowania w M220 Black i okablowania wraz z materiałami akustycznymi w K240 MKII. Przywrócenie K240 MKII do stanu fabrycznego i zastosowanie dokładnie tych samych materiałów eksploatacyjnych pokaże 100% pokrycia w odsłuchach.
  2. Słuchawki zagrają jakimś cudem różnie, nawet w sytuacji zastosowania dokładnie tych samych padów, identycznych wkładek, kabla fabrycznego, co będzie świadczyło o tym, że seria HD nie była i nie jest jakimkolwiek innym modelem K2 55 Ohm z wpakowanym na sztywno kablem i padami welurowymi.

Samo poszukiwanie odpowiedzi na tym estymacyjnym etapie dostarczało mi dobrych emocji. Dlatego nie mam TV w domu. Po co mi filmy, skoro mam tutaj doskonały sensacyjny i to jeszcze ze mną i moimi pieniędzmi w roli głównej. Jeśli okazałoby się to pierwsze, to znaczyłoby to tyle, że moja teza o identycznych przetwornikach DKK32/55 z w ramach całej linii K2 Made in Austria była od początku prawidłowa i przez lata nie myliłem się.

Jeśli jednak to drugie, miałbym wtedy sporą zagwozdkę, bowiem konkluzja byłaby w zasadzie wieloraka (przy założeniu, że nigdzie nie popełniłem błędu podczas przeprowadzania modyfikacji M220): przetworniki z K142 HD nie były tożsame z K242 HD i AKG wprowadzało modyfikacje co do strojenia tych drugich pod kątem pracy w konkretnym środowisku (dom + welur). Alternatywne wytłumaczenie to stan słuchawek (w końcu to używki z Niemiec) i nie do końca poprawne warunki ich pracy, choć jeśli występowałoby to na obu kanałach, uznałbym to za mało prawdopodobne.

Najbardziej obawiałem się przyznam sytuacji, w której słuchawki przyszłyby z defektem jednego z przetworników. Nie dość wtedy, że cały mój plan by upadł, to jeszcze musiałbym przelutowywać przetworniki z K142 HD do nowego nabytku, a z M220 wracać na pierwotnie drzemiące tam jednostki. Na szczęście słuchawki przyszły nie dość że sprawne, to jeszcze z perfekcyjnym balansem kanałów. Także jedyne co mogłoby mnie ostatecznie zdemotywować, to fakt, że słuchawki zagrają w 100% jak K240 MKII z welurami i fabrycznym kablem. Wtedy będzie to oznaczało w istocie duplikację w kolekcji.

Tak oto wyglądały moje rozterki związane z K242 HD. Jeśli wszystko by się powiodło i okazałoby się, że K242 HD serwują dodatkowe pokłady jakościowe, odmienne niż przy pozostałych modelach z serii K2, a do tego nader sensowne:

  • zyskałbym bardzo fajne słuchawki codziennego użytku,
  • prawdopodobnie byłyby na tyle zdatne, że mogłyby służyć także za wygodny punkt odniesienia w recenzjach,
  • K172 HD miałyby wtedy swoją alternatywę dla klasy półotwartej wokółusznej,
  • być może nawet K172 poszłyby do kogoś innego (co ostatecznie się stało).

Cokolwiek by się nie stało, pozycja K240 MKII nie byłaby zagrożona. To moje pierwsze poważne słuchawki wokółuszne, które wraz z Essence STX są ze mną jeszcze z czasów prowadzenia Techfanatyka. Dziś korzystam z nich nie tylko w recenzjach jako ze średniobudżetowego punktu odniesienia, ale i przy testach okablowania z serii AC, zarówno przy weryfikacji sprawności, jak i projektowaniu.

Nie bawiąc się w sztuczne budowanie napięcia i mówiąc wprost: prawdziwy okazał się scenariusz nr 2, a więc słuchawki mimo bardzo mocno wspólnego fundamentu, zagrały inaczej od K240 MKII. Jak na ironię, na początku nawet nie słyszałem specjalnej różnicy, co najwyżej uwzględniając tą w materiałach eksploatacyjnych i ewentualnym zrzucaniu wszystkiego na nieuleżenie się ich po przekładaniu, aby były to te same, to jednak dopiero po zastosowaniu rzeczywiście tych samych padów i wkładek na obu parach, w testach A-B wyszło mi jak na dłoni, że model K242 HD jest inaczej strojony niż K240 MKII. Różnica sprowadza się do sopranu i sceny. K242 HD grają jaśniej i z większą szerokością niż K240 MKII. Tym samym lepiej na welurach wypada właśnie model HD.

Oznacza to, że prawdopodobnie AKG projektując serię HD podeszło do tematu od strony indywidualnej do każdego modelu, albo przynajmniej w perspektywie tych wokółusznych. Wniosków mam tu kilka:

  • owszem K142 HD miały te same przetworniki co K240 MKII i K240 Studio,
  • ale już K242 HD były indywidualnie strojone pod użycie padów welurowych i prawdopodobnie tylko welurowych,
  • z kolei K240 MKII są modelem przyjemniej strojonym prawdopodobnie z tego samego względu, z którego K270 Studio także zostały tak przygotowane.

Są to trzy główne konkluzje do jakich dochodzę po odsłuchach K242 i piszą o tym już teraz, ponieważ raz, iż nie chcę trzymać w niepewności, a dwa, że nie odkrywamy tutaj brzmienia jako takiego, nie jest to żadne novum, a jedynie przeprowadzamy swego rodzaju eksperyment. I po wnioskach ogólnych przejść można do tych bardziej szczegółowych.

Trudno powiedzieć czy K172 również można wpisać w ten trend, bo jednak ich akustyka jest diametralnie inaczej tworzona niż w przypadku jakiejkolwiek innej pary i odpowiedź na to dałoby to samo co w K142, a więc przełożenie przetworników. Faktem jest jednak, że dawno temu dane mi było posłuchać K272 HD na (dosyć mocno ubitych) welurach, a która zagrała w bardzo specyficzny sposób, różniący się od słuchanych sporo potem K271 MKII przy porównaniu z pamięci (zwalałem to wówczas właśnie na pady).

Ciekawa analogia rodzi się też znów przy modelach K270 Studio i Playback, gdzie jeden był nastawiony na tworzenie, drugi na odtwarzanie dźwięku. Być może przy MKII i HD także próbowano zrobić coś podobnego.

W każdym razie słuchawki nie zagrały identycznie jak zarówno zmodyfikowane M220 Black (co jest dosyć oczywiste), ale też K240 MKII, gdzie przekładałem praktycznie wszystkie materiały akustyczne tu i tam, by sprawdzić jak jeden i drugi model radzi sobie na welurach i skórkach naprzemiennie.

Ponieważ wiemy już, że sprzęt nie jest swoim odpowiednikiem 1:1, wreszcie możemy opowiedzieć sobie czym jest.

Powyższy opis jasno wskazuje, że jest to jaśniejsze wydanie K240 MKII dostosowane specyficznie pod pady welurowe. Od razu przypomnę, że cały czas mówię tu o modelach Made in Austria, nie Made in China i niekoniecznie będzie to przekładalne w praktyce na te warianty, choć też nie mam specjalnie powodu, aby wątpić, że co do istoty rzeczy faktycznie udałoby się traktować to jako opis tożsamy i co najwyżej z tym założeniem, że wszystkie warianty chińskie będą grały cieplej od tych austriackich.

Inną generalizacją byłoby stwierdzenie, że K242 HD to takie gorsze DT990 ze złagodzonymi skrajami. I nie będzie to w żaden sposób niezgodne z prawdą. Faktycznie strojenie jest tu podobne co do kierunku, ale tylko podobne, bowiem nie ma tu ani tego „bajerowego” basu, ani „bajerowej” góry, rozlanej i nieprzyjemnej na dłuższą metę.

Niestety od razu trzeba włożyć tu kij w szprychy i stwierdzić rzecz najbardziej znienawidzoną przez czytających wszelakie recenzje, ale w tym wypadku boleśnie prawdziwą: że nie da się akuratnie tych słuchawek opisać tak, aby uzyskać za każdym razem powtarzalny rezultat u każdego użytkownika.

Problemem nie jest ani metodologia, ani ułomność egzemplarza, ani moja jako piszącego, ale istota całej serii K2 i ogólnie ten sam problem co u Beyerdynamica, tylko w mniejszej skali. Chodzi o mnogość zmiennych, jakie towarzyszą tym słuchawkom: rodzaj i stan padów, odległość przetwornika od ucha, użyte wkładki akustyczne itd.

W praktyce kreuje to możliwość skupienia się na jednym, może dwóch brzmieniach, jakie słuchawki uzyskują, mogą uzyskać oraz powinny uzyskać. Także co bym nie napisał, będzie to zarówno prawda, bo one tak właśnie grają, jak i fałsz, bo mogą zagrać inaczej w zależności od stanu. Ja sam skupię się na trzech scenariuszach, żonglując tym, co ma tu kluczowy wpływ na dźwięk i występuje w nierozerwalnej koniunkcji.

Jednocześnie chciałbym podkreślić, że nie jest to reakcja na pojawiające się tu i ówdzie zarzuty w kontekście recenzji D8000, gdzie żądano ode mnie testowania słuchawek, które nota bene przecież nie były nawet moje, na padach z modelu D8000 PRO, gdy te ani w momencie pisania recenzji nie były dostępne, ani też, gdyby nawet były, nie miałoby żadnego uzasadnienia poświęcanie przeze mnie własnych środków na ich zakup. W przypadku K242 HD testy na różnych padach wykonuję, bo po prostu mam taką możliwość i jestem już posiadaczem innego modelu AKG o identycznych materiałach eksploatacyjnych, plus dochodzą tu jeszcze materiały pozostałe się z dawnych lat po ogromnej kolekcji modeli vintage. Każde słuchawki jakie przychodzą do mnie na recenzję staram się przetestować dokładnie w takiej formie, w jakiej przyjechały, ograniczając się tylko do dołączonych akcesoriów. Nie mam żadnego odgórnego obowiązku robienia czegokolwiek nadmiarowego ponad to, a jeśli już to robię, to tylko wtedy, gdy albo mnie to ciekawi, albo widzę konkretny w tym sens. W przypadku K242 HD zachodzi bezpośrednia konieczność takich testów, ponieważ wynika to wprost ze specyfiki słuchawek. Nie jest to jednakże żaden standard i stała część metodologii.

 

Oryginalne wkładki i oryginalne pady welurowe

Pierwszym z nich jest ten, gdzie mamy oryginalne wkładki i pady welurowe. Wydaje mi się, że temu akurat scenariuszowi powinniśmy poświęcić najwięcej czasu i opisu. Z kilku powodów.

Przede wszystkim ponieważ słuchawki są już nieprodukowane. Oznacza to, że dostaniemy je w ogromnej większości używane i to w różny sposób oraz przy bardzo losowym tegoż natężeniu. Co więcej zakładam, że kupujący nie skorzysta z ofert zakupu ich w formie nierozpakowanej, całkowicie nowej (chińskiej, od razu mówię), toteż na starcie powinien spotkać się z padami zdradzającymi już jakiś tam stopień zużycia.

Zakładam też, że wkładki akustyczne także będą nietknięte od nowości, ale jeszcze na tyle dobre, że spokojnie da się ich używać dalej bez ryzyka zbrylania się i zapychania kosza z przetwornikiem.

Wreszcie, ponad wszystkim zakładam, że nawet jeśli dana para była mało używana, a sprzedawca posiada także inne modele AKG z tej serii, przełoży nam pady i wkładki, które są w najgorszym stanie. Dodatkowe zakupy padów i wkładek będą bowiem dalszymi inwestycjami, które po dodaniu w całości do wartości słuchawek na pewno nie wpłyną korzystnie na ich wycenę, nawet jeśli zostanie napisane w ogłoszeniu, że słuchawki takowe posiadają. Będzie to i tak musiało być brane na wiarę, a tej lepiej nie mieć nadto przy zakupach słuchawek używanych i trzymać się tam gdzie się da faktów.

Jednym słowem, o ile pady i wkładki mogą być w różnym stanie, prawdopodobieństwo uzyskania rezultatów zbliżonych do tych, jakie zostaną tu opisane, jest największe.

Słuchawki na początku tak jak przyszły, tak zagrały typowo dla wielu welurów AKG, a więc na skraje: mocny, środkowy bas, odsunięta średnica, nosowa góra, ale z efektem wygładzenia i może nawet parności, jeśli podejść od modeli z bardzo rozbudowanym sopranem. Te ostatnie cechy, a więc pewien narzut ciepła na dźwięk i obniżenie głośności całej sekcji sopranowej wynika z faktu, że pady fabryczne z tamtych czasów grały – przynajmniej w mojej sztuce – cieplej niż nowe pady. Zakładam że zadziałał tu dystans uszu od przetwornika.

Wkładki akustyczne również różnią się od tych obecnie produkowanych i można je rozpoznać po tym, że kolor gąbki jest ciemniejszy, zaś przepuszczalność światła większa. Oznacza to, że efekt tłumienia jest mniejszy, a więc jakby w drugą stronę. Możliwe że było to ze sobą wyważane przez producenta i dawniej były to cieplejsze pady + jaśniejsze wkładki, zaś dziś mamy na odwrót, jaśniejsze pady a cieplejsze wkładki o większym tłumieniu. Owe tłumienie możemy zresztą zwiększyć, jeśli zastosujemy wkładki np. od Beyerdynamiców DT990, gdzie tam producent musi już niestety bawić się w takie rozwiązania z racji mocniej prowadzonej góry.

Dopiero z czasem słuchawki zaczęły się dogadywać z moimi uszami, ugniotły się jeszcze dodatkowo i otrzymały ode mnie nadprogramowe, specjalne traktowanie w postaci powiększenia otworów na ucho, co było samo w sobie trochę ryzykowne ze względu na nieznany mi ich wiek. Wtedy – plus jeszcze po ok. pół godzinie spędzenia na głowie – można było dopiero przystępować do oceny i opisu. Warto mieć to na uwadze także i przy innych modelach AKG – tam odległość ucha od przetwornika jest jednym z kluczowych elementów koniecznych do prawidłowego ich funkcjonowania i uzyskiwanego brzmienia.

Przede wszystkim w K242 HD dzieje się bas. Słuchawki mają go wyraźnie więcej ilościowo niż moje M220 Black po modyfikacjach (trudno się dziwić, skoro odejmowałem im go na różne sposoby) i pod względem intensywności środkowego i trochę tego wyższego basu są praktycznie na równi z K240 MKII. Potrafią przygrzać basem konkretnie i z pamięci taką ilością popisywały się bodajże K7XX.

Wciąż jednak jest to bas który można uznać za w dużej mierze środkowy nawet mimo, że nie jest to mocno podkreślone na wykresie. Słuchawki nie schodzą oczywiście tak nisko jak model magnetostatyczny za jedno zero więcej od nich, ale gdy pady welurowe dobrze nam na uszach „siądą”, to basu jest ilościowo i sumarycznie faktycznie trochę więcej niż w XC. Teraz M220 wydają się przy nich lekkobasowe, ale też są bardziej zgodne z duchem wierności i referencji, do której ostatnio dążę z każdą parą, która trafia w moje ręce lub już się w nich znajduje.

Średnica w normalnych warunkach jest bardziej zdystansowana niż to, co mam obecnie w K242 HD, ale też nadal daje się usłyszeć, że – w porównaniu np. do wspomnianych LCD-XC – jest to wokal trochę jednak od nas odsunięty. Gdyby zobrazować to na jakimś przykładzie, w XC wokalista jest u nas na wyciągnięcie ręki (dosłownie, wyprostowana ręka, przy założeniu oczywiście że jest tak długa, jak moja), podczas gdy w K242 HD wokalista jest ok. 3 metrów przed nami, widzimy też podest, na którym się znajduje. Ma też nieco ocieplony charakter. Dla przykładu, moje M220 są strojone obecnie tak, że wokalista jest bardziej czytelny i odległość wynosi już te umowne 2 metry. Mamy więc zarówno kontakt z wokalistą, jak też i zdrowy dystans bez wylewania nam tego wszystkiego pod nogi, ani też chowania się po kątach jak mysz.

Sopran to kompletna loteria w zakresie tego, co mamy zamontowane i w jakim stanie, ponieważ to właśnie na ten zakres (i średnicę) pady oraz wkładki najbardziej wpływają. Góra jest tu z reguły bardziej skłaniająca się w stronę nosowości, jaśniejsza jak pisałem od K240 MKII, często wprost jasna i – na welurach oczywiście – o dziwo piekielnie trudna w ustawieniu na korelacji ilości, jakości i barwy. Wszystko przez fakt, że welury wprowadzają troszkę chropowatości do faktury sopranu, zaś wkładki potrafią – przy zachowaniu jego nosowej barwy – narzucić efekt wygładzenia, czy w skrajnym wypadku wręcz kocyka, którego delikatnie mówiąc nie lubię.

Suma basu + średnicy + góry wypada w takiej więc kolejności: bas -> góra -> średnica, przy czym w zależności od tego jak wystroimy te słuchawki, proporcje średnicy i góry mogą być naprawdę różne. Robiłem z nich już chudą, sopranową V-kę, robiłem też ciepluchy w stylu K240 Monitor. Zaiste cuda tu można kreować odpowiednio dobierając wszystkie elementy razem do siebie.

Scenicznie – jak zawsze w K2 w wersji 55 Ohm, jest bardzo dobrze. Scena mocno rozbudowana na szerokość, niezgorzej na głębokość, ustępuje co najwyżej dobrej klasie premium pokroju DT990 Edition i oczywiście klasycznym K7. K242 HD, jeśli tylko nie mają specjalnie stłamszonej góry, powinny na welurach zagrać w bardzo podobny sposób. A jeśli ktoś miałby wątpliwości w zakresie możliwości scenicznych tego modelu, przynajmniej na skórkach nie powinno ich być, choć wkładki nadal mogą być pewnym ograniczeniem.

Co do zasady jednak, charakter tych słuchawek jest unikatowy, bo miesza w sobie elementy analityczności, z neutralnością i muzykalnością. Taki trochę misz-masz, przy którym wiele zależeć będzie od tego z jakich słuchawek do nich podchodzimy.

Bas potrafi trochę powłóczyć nogami, by na inaczej ugniecionych padach tego samego rodzaju walnąć nam mocnym wygarem. Średnica potrafi się przykleić do słuchacza, być raz to muzykalna i ciepła, a raz aż do przesady mienić się jako zgnuśniała i zduszona. Następnie na odpowiednich padach i wkładkach potrafi znów otworzyć się, rozświetlić i uczytelnić, jakby z ciężkiej otyłości przejść momentalnie na prawidłową wagę. Góra jest w stanie błysnąć podkreśleniem detali, ale z efektem lekkiego stłumienia, jakby ograniczenia najwyższych oktaw. Powoduje to, że słuchawki grają niby jasnawo, na pewno nosowo, ale zależy gdzie ulokuje się sopran. Dużą winę za to ponosi zredukowany zakres 4-6 kHz oraz duży szczyt na wykresie w rejonie 7 kHz. To naprawdę niespotykane połączenie, które z jednej strony wprowadza elementy angażu i energii, a z drugiej wszystko przykrywa kocem ospałości i jakoby zrzucając na użytkownika konieczność dokopania się do tego padami czy wkładkami.

 

Oryginalne pady welurowe i inne wkładki

Zastosowanie tych ostatnich w formie bardziej przepuszczających daje świetne efekty korekcyjne i powoduje, że słuchawki otwierają się ponad muzykalnością. Łącznie udało mi się dla tych padów ustalić przynajmniej cztery stany akustyczne w zależności od użytych wkładek:

  1. Maksymalna muzykalność (pełne współczesne wkładki akustyczne od K240 lub wkładki Beyerdynamic).
  2. Lekko zredukowana muzykalność (pełne oryginalne wkładki akustyczne od K242 HD).
  3. Wyważona muzykalność (wkładki od K271 MKII, o nich trochę więcej w dalszych akapitach).
  4. Maksymalna jasność (wkładki lekko przepuszczające, najmniejsza wygoda).

Tak naprawdę wszystko zależy od tego z jakich słuchawek podchodzimy do K242. Moim zdaniem w dowolnej konfiguracji, nawet tej najbardziej niby zgnuśniałej, nie gra to źle i na tle padów skóropodobnych ma swoje zalety. Największymi będzie kwestia braku przydźwięku na średnicy i potencjał do wyciągnięcia góry i czytelności jeszcze mocniej (o tym też za moment). Ale jeśli ktoś zna inne modele z tej serii, raczej nie będzie ujęty aż tak mocno przekazem i prawdopodobnie to jest właśnie to, co dobiło tą serię podczas okresu produkcji, gdy pojawiły się bardzo szybko opinie, iż skórkowe Studio lub po prostu lepiej wyposażone MKII grają lepiej i mają odpinany kabel, nie różnią się mocno ceną. Efekt wyczytania z Internetu zadziałał, zwłaszcza gdy natrafia się na takie wątki jak ten, gdzie słuchawki wyzywa się wprost od śmietników.

Stosowanie wkładek o innej gramaturze i strukturze słuchawki owszem otwiera, ale może też nieco odklejać sopran od reszty. Plus przy klapniętych już trochę padach będzie miał miejsce problem z wygodą przy długim słuchaniu. Jednocześnie mam wrażenie, że im bliżej oryginalnej konfiguracji, tym bardziej słuchawki starają się przypominać K240 MKII, tyle że od strony welurów. To ważna myśl, którą warto mieć w głowie podczas wszelakich porównań i analiz.

 

Nowe pady welurowe i nowe wkładki

Pytanie zatem co się stanie, gdy zastosujemy nowe wkładki o innej gramaturze lub typie i nie stare, a nowe, oryginalne pady welurowe, które są dostępne normalnie w sklepach? Aby się o tym przekonać, zamówiłem sobie specjalnie paczkę takowych, jak również wykorzystałem kilka różnych materiałów niestandardowych w ramach wkładek akustycznych.

Nauszniki do AKG K240, K241, K242, K271 (welurowe, para)

Słuchawki po ich założeniu i mniej więcej jednodniowym przystosowaniu do głowy grają dosyć podobnie do poprzednich obserwacji, ale tym razem wykorzystujemy dwie rzeczy:

  1. pady są nowe, a więc grubsze, bez ubytków materiału, co powoduje, że jak pisałem ucho jest dalej od przetwornika.
  2. wkładki są nowe, a te różnią się od tych stosowanych dawniej przez AKG i przepuszczając mniej powietrza robią nam dźwięk trochę cieplejszy.

Suma tego połączenia jest taka, że słuchawki odsuwają od nas trochę średnicę, zachowują mocny bas, barwę sopranu natomiast jeszcze bardziej czynią nosową, korygując ją jednocześnie mocniej wkładkami. Efekt wygładzenia sopranu w dużej mierze się pozostał, choć będzie to jaśniejsze i bardziej żywotne granie niż w oryginale. Można powiedzieć, że jest to idealny stan fabryczny, jakby dziś słuchawki były produkowane: wyraźny bas z naciskiem na środkowy i wyższy, troszkę wycofany wokal o ciepłym usposobieniu, nosowo-ciepła góra, scena też w dużej mierze bez zmian względem elipsy notowanej poprzednio.

Jest lepiej, choć cały czas czuć efekt lekkiego przygładzenia sopranu i przede wszystkim – już po np. godzinie odsłuchu – subtelne zwijanie się góry na najwyższej oktawie, gdy przejdziemy na słuchawki wyższego formatu. Założenie nawet stosunkowo ciepłych K270 Studio powoduje, że czujemy jakby od razu wróciła nam w tym wszystkim rozdzielczość i bardziej realna barwa, choć definitywnie nastawiona na muzykalność i z tego względu też nie kładąca się w żłobie z napisem „bezwzględna referencja”. Teoretycznie tak właśnie powinno być, bo operujemy na słuchawkach klasy mid-fi, ale oczywiście zawsze chciałoby się więcej i jako oceniający jestem tutaj „zepsuty” przez lata pracy na słuchawkach lepszych i wykonanych w innych technologiach.

Na tym etapie już się chciałem powoli poddawać. Już pal licho bas, ale sopran i ogólna barwa były zbyt problematyczne, aby należycie je wystroić na tych słuchawkach. Domyślałem się, że jeśli się to jednak komuś by udało, to efekty strojenia i barwy będą przedniej jakości i przystawać będzie to bardziej do niższej klasy premium niż mid-fi. Tu właśnie skupiły się wszystkie moje starania przy porównaniach z K240 MKII i innymi słuchawkami, nawet K1000, gdzie góra jest czytelna, a jednocześnie nie wpada w nosowość i zachowuje coś, co niektórym może nie mieścić się w głowie przy tym modelu: realizm. I to nie udawany, a w stylu np. modyfikowanych LCD-X, a więc z mocnym audezowskim przygładzeniem, które nadaje słuchawkom dużego ładunku relaksacyjnego. Jeśli z K240 MKII dało się wycisnąć sporo dobra, tak samo z chińskich M220, to co dopiero z austriackich K242?

Na pewno motorem napędowym była dotychczasowa skala zmian. Na tym etapie było i tak znacznie lepiej od czasu, gdy zaczynałem z nimi odsłuchy i dopasowania do swojej głowy. Inspiracją stały się również testy porównawcze z K240 na tych samych materiałach tu i tam, jak również doświadczenia i eksperymenty z innymi materiałami na K240. Moim celem stało się coś, czego od samego początku próbowałem unikać, a więc maksymalnego rozjaśnienia i przyspieszenia tych słuchawek. I co? Bingo, a przynajmniej nadal zachowując ich pierwotny charakter.

W pewnym momencie zastosowałem bowiem zamiast wkładki akustycznej cienką gąbkę, która dawała mi należytą amortyzację ucha i jednocześnie nie powodowała efektu tłumiącego na przetworniku, przebijając pod tym względem także i oryginalne fabryczne wkładki, na których słuchał ich pierwszy właściciel. Wykorzystuję też fakt, że pady są nowe i trzymają odpowiedni dystans, nie pozwalając małżowinie na zbyt mocną kolizję z talerzem przetwornika. Same pady otrzymały ode mnie drobną modyfikację powiększającą ich otwory na ucho poprzez krótkie i siłowe wyrobienie, a czego proces nazywam „palowaniem” padów. Modyfikacja ta jest głównie pod wygodę, ale ma pewien wpływ na dźwięk mimo wszystko.

Efekty są takie, że o ile słuchawki nadal zachowały swój „V”-kowy charakter, góra się otworzyła, a wrażenie przygładzenia góry mocno zredukowało. Nadal będzie co prawda słyszalne, bo jak raz się je już usłyszało, to już się nie odsłyszy, czasami nawet na wokalu, ale nie jest to już wprost nieprzyjemne i rzucające się w uszy, a bardziej traktowane jako kompetentne złagodzenie charakteru.

Bas pozostał na swoim miejscu, nadal uderzając środkiem i wyższym basem, ale jakby dokładniej, z mniejszym pobrzmiewaniem, zaś wokal również się uczytelnił. Najważniejsze jest to, że zarówno scena się powiększyła we wszystkie strony, jak i sopran jak pisałem nareszcie przestał być skrępowany. Słuchawkom bliżej jest do stylu grania DT990, albo bardziej Meze Rai Penta, ale mimo nosowego charakteru góry nie odnotowuję problemów z nadmiernie gorącym sopranem. Meze także ich nie mają, więc tym bardziej służyły tutaj za punkt odniesienia i wzorzec strojenia.

Słuchawki zatem mają już znacznie więcej wspólnego z tym, jak moim zdaniem powinny grać, jeśli już przyjąć domowe preferencje za dźwiękiem typowego użytkownika. Jest basik, jest detalik, jest scenka. Aczkolwiek oczywiście jeszcze trochę brakuje do ideału. Gdyby udało się górę w kontrolowany sposób całkowicie i do końca otworzyć bez jednoczesnego jej eksponowania, byłoby naprawdę świetnie i prawdopodobnie tak dobrze jak w K270 Playback. Jeśli już słuchawki miałyby trzymać się muzykalnej strony, to gdyby robiły to jak K270 Studio, byłoby także świetnie. Co jednak trzeba powiedzieć, w takiej konfiguracji jak obecna, K242 HD grają jak normalne, współczesne słuchawki klasy general-purpose, w których można słuchać muzyki, filmów, zagrać, używać za dnia, w nocy, w lecie, albo w zimie.

Jest to o tyle dla mnie ważne, że preferuję mimo wszystko utrzymanie słuchawek w formie oryginalnej i jeśli już wprowadzać modyfikacje, to właśnie w takiej dyskretnej, nie rzucającej się na pierwszy rzut oka formule. To dlatego tak mocno skaczę wokół welurów zamiast przejść na skórki (o nich za moment). Welury dają tu zresztą sporo dobra w wymiarze użytkowym:

  • są łatwe w utrzymaniu i czyszczeniu,
  • nie zużywają się (twardnienie, pękanie, ścieranie, mechacenie, spłaszczanie),
  • w lecie pozwalają na jakąkolwiek wymianę termiczną ze skórą,
  • w zimie przyjemnie ogrzewają uszy.

Prócz HD800, które posiadają pady tego typu, jedynymi egzemplarzami z taką opcją były u mnie tylko modele z serii K2, więc tym bardziej chciałbym sobie przynajmniej jeden model, albo chociażby taką opcję na zmianę padów, zachować.

Jak więc widać słuchawki potrafią się przepoczwarzać w pewnym zakresie między różnymi brzmieniami, choć w ramach padów welurowych wciąż zachowując niezmienione clou w kolejności bas -> góra -> średnica. Sekret tego stanu rzeczy tak naprawdę nie zmienił się od lat, a dokładniej od 1974 roku, kiedy pierwsze Sextetty zostały wprowadzone na rynek. Tak jak u Beyerdynamica, tak też u AKG ogromny wpływ na brzmienie mają użyte nauszniki oraz wkładki akustyczne, które zaś pojawiły się już później, bo w latach 80-tych. Wcześniej ucho spoczywało na plastikowych kratownicach i nie było to zbyt wygodne. Ostatnimi modelami AKG jakie egzekwowały brak wkładek w sensie bezpośrednim, była seria K270/K280/K290, jako że tam stosowano tylko zwykły O-ring pod sam pad, zaś ucho opierało się na wewnętrznych ściankach konstrukcyjnych i tunelach akustycznych.

W przypadku K242 HD teoretycznie sytuacja jest nie do pozazdroszczenia i po cichu podejrzewam, że to właśnie to było powodem ich bardzo krótkiego cyklu życia, zaraz obok faktu, że jak pisałem lepiej wyposażone i z odpinanymi kablami warianty studyjne były niewiele droższe, a czasami nawet tańsze, toteż ludzie zaczęli dzielić się takimi spostrzeżeniami. Nikomu nie chciało się kombinować i eksperymentować z materiałami innymi niż fabryczne. Zaawansowane modyfikacje także nie wchodziły – i nadal nie wchodzą – w grę. Ponieważ kabel jest niewymienny, nie ma sensu bawić się w wymianę wewnętrznego okablowania, chyba że faktycznie idziemy na efekt częściowy lub planujemy wymienić wszystko razem. I tu znów wymieniać będziemy w ciemno, bez wiedzy jak słuchawki zachowają się z efektem końcowym. Jeśli wymianę okablowania ktoś chciałby przeprowadzić tak, aby móc żonglować kablami wedle uznania, musiałby zamontować albo „fajkę” z gniazdem mXLR pochodzącą od innego modelu słuchawek z tej serii, co od razu będzie rzucało się w oczy (inne kolory plastiku), albo robiąc „kikuta”, co już z wielu historii z Superluxami powinno odpaść już na etapie koncepcji. A nawet jeśli robić takie coś, to ten krótki odcinek kabla raz, że będzie miał i tak wpływ na sygnał, a dwa, że wtyki wiszące przy policzku będą nam przeszkadzały i niepotrzebnie zwiększały wagę kabla na lewą stronę. Jednym słowem nie ma to sensu i pozostają się zatem tylko rozwiązania „miękkie”, takie jak nauszniki i wkładki, tak jak pisałem.

I w gruncie rzeczy to właśnie wystarczy, bowiem o ile wszystko byśmy tu chcieli wymieniać, to i tak będą to wciąż przetworniki 32 mm o określonej przynależności klasowej. Wydaje się to oczywistym, że te elementy będą miały wpływ na dźwięk, ale patrząc po przykładzie M220, gdzie dosłownie wszystko zostało wymienione, słuchawki nadal nie wskakiwały w czystą klasę premium. Jeśli wziąć dodatkowo pod uwagę, że ludziom brakuje albo wiedzy, albo cierpliwości, aby ze słuchawkami się dogadać, nie mówiąc już o modyfikacjach, to obawiam się, że zdąży się te słuchawki 10 razy zniszczyć niż cokolwiek zrobić na plus. Zwłaszcza z modelem HD, który na tle innych modeli posiada najmniejsze możliwości modyfikacji. Naturalnie jeśli ktoś chce się bawić i ma do tego wiedzę – czemu nie. Jeden dzień machania lutownicą i zabaw z materiałami może przynieść dobre efekty, ale jeśli nie jest pewien swoich zdolności, odradzam. Lepiej używać te słuchawki tak jak są lub je sprzedać za godziwy pieniądz, niż uczyć się na nich jak trzymać lutownicę i w konsekwencji oszpecić, zniszczyć i sprzedawać za grosze jako rozbitka na części.

 

Nowe pady welurowe i inne wkładki

Na sam koniec tego etapu pozostawiłem sobie jeszcze drobne eksperymenty z pozostałymi materiałami i w konfiguracji zwielokrotnionej, ale też całkowicie nowymi, oryginalnymi wkładkami AKG od K171/271 MKII. I chyba to właśnie okazało się tutaj strzałem w dziesiątkę (no, może w dziewiątkę, bowiem prawdopodobnie dałoby się jeszcze lepiej z czymś odpowiednio dobranym), równoważąc w dużej mierze sopran między otwarciem się, a intensywnością, do tego trzymając mniej więcej w szachu ocieplenie średnicy. Teraz można powiedzieć, że te słuchawki faktycznie dają sobie radę na welurach. Prawdopodobnie to, co trzeba z nimi osiągać, to kompromis. Inaczej próbując naprawić jedną rzecz, będziemy psuć te, które już były dla nas dobrze ustawione.

Zresztą kto by przy tym pomyślał, że użycie wkładek akustycznych na cały talerz (czyli w pełni pod pady), a o mniejszej średnicy (częściowo pod pady), także ma wpływ na brzmienie i może spowodować nie tylko inną odległość ucha od przetwornika, ale też inny współczynnik tłumienia, jako że materiał padów także pod welurem ma znaczenie dla ich dźwięku i sposobu rozpraszania fali akustycznej? Ja w każdym razie pomyślałem dopiero teraz i wydaje mi się, że to chyba już absolutne optimum, jeśli chodzi o dźwięk tych słuchawek na welurach z jednoczesnym uwzględnieniem zarówno dostępności materiałów akustycznych jak i wygody użytkowania. Im rzadsza bowiem gąbka, tym gorzej z amortyzacją ucha i nawet jeśli będziemy mieli wrażenie, że witamy się z gąską, to sugeruję posiedzieć w słuchawkach kilka godzin. Nie radzę przy tym docinać wkładek oryginalnych pod K240, ponieważ po prostu ich szkoda. Najlepiej zamówić te pod K271 i samemu sprawdzić jakie są efekty.

W moim przypadku kontrast między welurowymi K242 HD z wkładkami od K271 MKII a skórkowymi K240 MKII z wkładkami oryginalnymi AKG zmniejszył się i nie ma już takiego uderzenia sopranem oraz ubytku płynności w średnicy, choć wciąż słychać doskonale tendencje obu par do zachowania swojego pierwotnego charakteru: cieplejszego i bardziej studyjnego w MKII oraz jaśniejszego i bardziej uniwersalnego w HD.

 

Nowe pady skóropodobne i oryginalne wkładki

Wracając jednak do przedmiotu recenzji, z padami jeszcze nie skończyliśmy, a w zasadzie wracamy do zabaw z nimi związanych i sytuacji, w której welurowe rozwiązania planowalibyśmy porzucić. No właśnie, na koniec zostawiłem sobie współczesne pady skóropodobne i wkładki. Tym razem więc nastąpi kompletna zmiana ról i obdarowanie HD-ków padami i wkładkami z K240 MKII.

Nauszniki do AKG K240, K241, K242, K271 (skóra ekologiczna, para)

Przede wszystkim potwierdzają się w tej konfiguracji wszystkie różnice między tymi modelami, o których pisałem wcześniej i choć nie są one kolosalne, to jednak K242 HD wciąż mają:

  • mniejszy przydźwięk na średnicy
  • jaśniejszą i dalej prowadzoną górę

Jednym słowem model HD jest tutaj minimalnie chudszy i jaśniejszy od K240 MKII (czyt. równiejszy), które z kolei mają pełniejszą średnicę i potrafią przybrać przyjemniejszy ton, co jest bardzo zgodne z ich przeznaczeniem studyjnym. K270 Studio i K240 Monitor też tak robiły. Podłączenie bowiem pod sprzęt studyjny, z reguły bardzo neutralny, powoduje to, że taki wariant lepiej sobie poradzi niż coś w stylu HD czy innych słuchawek o jaśniejszej górze. Mowa oczywiście tu o padach najnowszych z piątej generacji (przez lata naliczyłem się pięciu generacji tych padów), które prawdopodobnie właśnie tak mają się zachowywać, jak zachowują K240 MKII.

W całokształcie jednak muszę przyznać, że o ile welury grają na HD-kach lepiej, o tyle skórki mimo dawania rady mają w sobie pewien pierwiastek sztuczności, którego nie doświadczam w K240 MKII. Być może właśnie przez fakt, że nie ma tego przydźwięku, a góra jest śmielej prowadzona, jakby przy okazji też równiejsza, to HD-kom przypisałbym bliskość ku umownej referencyjności obiektywnie, ale subiektywnie przekaz MKII jest płynniejszy, bardziej spójny. Niemniej w HD gra to wszystko bardzo równo, nadal z nutą naturalności, bardzo dobrą jak na klasę mid-fi sceną, ale przede wszystkim chyba najrówniejszym i najrzetelniejszym brzmieniem ze wszystkich modeli K2 jakie słuchałem, może poza equalizowanymi K270 Playback.

Dopiero tutaj można poczuć, zwłaszcza z wkładkami o mniejszej przepuszczalności, że dopisek High Definiton nie jest tutaj dziełem marketingowej fantazji. Bas, choć wciąż średniozakresowy, nie jest bułowaty, a wyczuwalny i dosyć mocny, nieco słabszy niż na welurach. Średnica bardzo czytelna, bez efektu jakiegokolwiek kocyka, trochę tylko oddalona od punktu optymalnego, a co jest naturalną właściwością słuchawek na DKK32/55. Góra jak pisałem wyrównana i bez przeostrzeń, bez kocykowania, z bardzo dobrze uchwyconą barwą. Aż chce się tego słuchać. Modulację sopranu potwierdza scena, która jest bardzo podobna do K240 MKII, ale wciąż nieco szersza na boki.

O ile więc byłem gotów stwierdzić wcześniej, że K242 HD grają dobrze tylko na skórkach, a welurom pisana jest porażka, tak tym razem dochodzę do wniosku, że to K242 HD pisane są właśnie welury, a K240 MKII skórki, czyli jakoby zgodnie z przeznaczeniem, jakie pierwotnie producent na oba te modele narzucił. Niemniej na skórkach nadal HD-ki sobie będą dawały radę, grając równo i rzetelnie, a płynność, spójność, muzykalność zostawiając nieco bardziej w rękach K240 MKII. Nie opisałbym tego jako wady, ale jako cechę, właściwość.

Pomijając, że K242 mają ograniczone możliwości na ich tle przez zamontowany na stałe kabel, to zaręczyć mogę i potwierdzić, że jednak model Made in Austria pokazał w tej i poprzedniej konfiguracji padów i wkładek, że jako schyłkowy w sumie wariant serii K2 produkowanych w Europie, był de facto najlepiej wystrojony i to jest kompletny paradoks na tle tego, że uważałem je jeszcze parę miesięcy temu za najgorzej grający. Dalsze testy pokazały jednak ukryty potencjał, z czego bardzo się cieszę.

Z drugiej strony, pozostaje mi tylko ubolewać, że na welurach słuchawki nie grają w taki właśnie sposób, albo może inaczej – że K240 MKII takimi subtelnymi zmianami się na skórkach względem HD nie legitymują. I tu dochodzimy do clou o którym wspominałem tu już wielokrotnie – ogromnego wpływu padów na dźwięk i potencjału do pokazywania słuchawek takimi, jakimi są, z całym ich wachlarzem możliwości. Złe pady potrafią zrujnować kompletnie odsłuch i ta recenzja również jest tego świetnym przykładem.

 

Podsumowanie różnic w dźwięku

Powstaje pytanie, co tak naprawdę powoduje, że te słuchawki grają inaczej, a gdy już grają, to na jednych materiałach jest inaczej niż na drugich? Odpowiedź brzmi: wszystko. Wszystko powoduje tu różnice w dźwięku, wszystko ma znaczenie: rewizja słuchawek (jedna z dwóch), rodzaj i stan wkładek akustycznych, rodzaj i stan padów, odległość ucha od przetwornika, szczelność przylegania, czy nawet równomierny docisk (ma to znaczenie przy zużytych gumkonitkach opaski lub uszkodzeniach pałąka i brakujących jego elementach).

Z testów z różnymi materiałami wyszło mi, że słuchawki przez większą część czasu muszą się po prostu dostosować do słuchacza i kształtu jego głowy. Proces ten nie będzie trwał jednego dnia, albo nawet tygodnia, a miesiące, czy nawet lata. I to jest najgorsze, że sporo osób nie będzie w stanie dokopać się do potencjału K2 (celowo nie używam nazwy tych konkretnych słuchawek, bo jest to zasada uniwersalna), chyba że zaczniemy manipulować materiałami i będziemy mieli do nich jakkolwiek dostęp, co też nie jest takie oczywiste u większości użytkowników, dla których może to być dopiero pierwsze spotkanie lub próba spotkania z takim modelem po erze Superluxów, ISKów i innych HyperX’ów.

Jednocześnie manipulując materiałami akustycznymi będziemy żonglować efektem końcowym zawieszonym między:

  • wygodą użytkowania przy długich sesjach odsłuchowych,
  • muzykalnością i dźwięcznością,
  • jasnością i otwartością.

Tak jak pisałem w jednym z akapitów, prawdopodobnie idealnym rezultatem będzie osiągnięcie kompromisu między tymi cechami. Słuchawki można traktować spłaszczonymi padami, mającymi małą odległość od ucha, a do tego mocno przepuszczającymi powietrze wkładkami, za cenę pomniejszonej wygody i ewentualnego przesuwania ich w stronę brzmienia typu „V”. Możemy też zastosować wkładki nowe, z gąbką, tak jak w oryginalne, tolerując fakt, że brzmienie się ociepli i umuzykalni, czasami mocno. Ale to jest też właśnie to, za co lubię mimo wszystko swoje K240 MKII, tj. tą ich płynność. Wydaje się więc, że AKG od początku tak stroiło K242, żeby uzyskać na welurach podobne efekty. Tylko pytanie czym to uczyniło?

Mógłbym co prawda polecieć całkowicie po bandzie i według swoich preferencji przełożyć przetworniki między tymi modelami, aby mieć subiektywnie najlepsze brzmienie na skórkach pod K240 MKII oraz w miarę dobre na welurach na K242 HD, a przy tym odpowiedź na powyższe zagadnienie, ale nie mam przyznam ani czasu, ani chęci na takie eksperymenty. Zwłaszcza, że oficjalna dokumentacja serwisowa AKG wskazuje, iż w obu modelach występuje przetwornik o tym samym numerze seryjnym 2606B00050. Albo więc zmiana w dźwięku ma swoje źródło w innym miejscu, albo wynika z czegoś, co nie jest ujęte w dokumentacji. Przykładowo słuchawki w trakcie montażu były traktowane na kapsułach jakimiś różniącymi się zabiegami w obrębie np. portów Bass-Reflex (mało prawdopodobne, bo spodziewałbym się zmian także na basie, a te praktycznie nie zachodzą). Być może coś jest w samym kablu, ale tego też nie da się tak łatwo przecież ustalić. Może materiał tłumiący, choć mało jest to prawdopodobne. Druty pałąka nie mogą być źródłem zmian, bo to medium transmisyjne tylko do prawego przetwornika. Z technicznego punktu widzenia te słuchawki wyglądają naprawdę jak ksero, a jednak grają inaczej na tych samych padach i materiałach.

Różnice w pochodzeniu lub ingerencję trzecią absolutnie można odrzucić. Oba modele są w pełni oryginalne, jeden będący w posiadaniu moim i mojej rodziny od samego początku od zakupu, drugi bez jakichkolwiek śladów ingerencji zewnętrznych. Przetworniki również są identyczne wizualnie od strony komory odsłuchowej, więc nie może to być tak, że posiadam model w jakikolwiek sposób poddany transplantacji. Cokolwiek więc by nie leżało u podstaw zmian dźwiękowych, tym bardziej odwodzi mnie to od myśli, aby cokolwiek tym słuchawkom robić, skoro są w stanie kompletnie nieotwieranym i niegrzebanym. Bo i jedynie przełożenie przetworników faktycznie mogłoby dać tu odpowiedź jednoznaczną. Tu jednak kończy się moja ciekawość i zaczyna dziać kombinatoryka, której nie lubię i unikam.

Miałem przez moment jeszcze myśl, że w K242 HD umieszczano przetworniki z K530, gdzie również i tam stosowano kapsuły DKK32, ale o ile instrukcja dla tego modelu jest szczątkowa i nie precyzuje dokładnie jakie kapsuły były tam stosowane, o tyle poprzednie znalezisko w formie zgodności numeru przetworników między K240 MKII a K242 HD raczej neguje to założenie. Najbardziej więc skłaniam się ku tezie, że choć w obu modelach występują te same przetworniki, AKG stroiło je w jakiś sposób na finalnym etapie składania. Tylko że znów pojawia się problem z serwisem, gdzie zamawiając kapsułę przetwornika stosowaną w różnych modelach, dostanie się tą samą część wg katalogu, bez względu na to jaki wariant się posiada. Jeśli kapsuły kierowane do HD byłyby faktycznie inaczej traktowane, to powinny być już takowymi przed montażem i co za tym idzie mieć inny numer części serwisowej. Czyli znów jest się w punkcie wyjścia. Pozostaje zatem albo damping, albo kabel, który różni się od EK 300 stosowanego w pozostałych modelach. Ale tu też mi nie pasuje taka teoria, ponieważ stosowałem różne okablowanie ze swoimi słuchawkami i w tym także te oryginalne EK 300 pochodzące od M220 PRO oraz EK 500S bezpośrednio z moich K240 MKII, a więc dokładnie ten sam kabel, który znajdował się z nimi w pudełku w 2009 roku. Brzmienie jest wyraźnie inne, cokolwiek bym nie uczynił. Nie widzę żadnych zmian w zakresie maskownic, papieru czerpanego ani amortyzacji czasz muszli. Odległość talerzy od czasz także jest identyczna.

Być może AKG faktycznie stosowało jakieś „kung-fu” przy przetwornikach i jednocześnie kontrolowało przepływ części zamiennych tak, aby przetworniki w razie awarii naprawiał autoryzowany serwis, który wiedział dosłownie „gdzie klejem posmarować”? I może właśnie z tego AKG zrezygnowało przechodząc na warianty chińskie, które grały dlatego cieplej, że miały przetworniki bez takiego traktowania, bo było już wszystkim wszystko jedno? To chyba wie już tylko sam producent, albo któryś ze zwolnionych zapewne już pracowników.

 

Rezultat zabaw materiałami i padami

Co do zasady, zawsze K240 MKII miały bardziej dźwięczną średnicę i cieplejszą górę, dając ciemniejszy i płynniejszy dźwięk, który może odchodził nieco od naturalności jako takiej, ale słuch tak szybko się do nich przyzwyczajał, że bardzo wygodnie się w nich siedzi, zwłaszcza w nocy i w stanie zmęczenia. K242 HD natomiast zawsze było jaśniejszym i bardziej neutralnym przekazem, który albo wydawał się wyrównaną wersją MKII, albo wprost graniem na planie „V”-kowo-neutralnym. Teoretycznie to K242 jest bliżej do tej umownej referencji, ale słuchawkami referencyjnymi raczej nigdy nie będą z racji właśnie swego rodzaju kompromisowości, albo konieczności przejścia na takowy nurt, jeśli brać pod uwagę chęć korzystania z nich na dłuższej osi czasu, tj. 6-8 godzin.

Dlatego też ostatecznie z obiema parami przeszedłem na strojenie bardziej muzykalne. K240 dostały nowe pady skórkowe i oryginalne wkładki akustyczne, aby o ile za cenę nieotwierania ich brzmienia wkładkami, mieć maksymalną wygodę. W lecie może to być bardzo ważne. Tak samo ważne będzie w K242, gdzie preferowałem dwa ustawienia:

  1. pady welurowe oryginalne (klapnięte, cieplejsze) + wkładki przepuszczające,
  2. pady welurowe nowe (grubsze, bardziej V-kowate) + wkładki od K271 MKII.

Pierwsze połączenie lubię dlatego, że pady udało się ukształtować z większym otworem na ucho i choć jego dystans jest mniejszy, przez co mocniej opiera się o wkładkę, wygoda jest dobra przy krótszym odsłuchu. Brzmienie w tym pakiecie jest wyważone między tym, co miałem na początku, a jasną górą. Taka rozsądna muzykalność i rozsądna wygoda, nie za jasno, nie za ciemno, czasami tylko dając się tymże kompromisem we znaki, gdzie dany utwór znam i po prostu wiem, że sopran powinien polecieć tam dalej. Co jednak trzeba przyznać, słuchawki na tych padach, ale wkładkach od K271 są bardzo przyjemne w odsłuchu długodystansowym i należą do grona bardzo małej ilości modeli, które nawet i przy całym dniu nie są w stanie mnie wymęczyć. To duży komplement, przy wszystkich moich zarzutach z wcześniejszych akapitów. Na pochwałę zasługuje płynność dźwięku i pojawienie się może nie naturalności w sensie stricte, co bardziej naturalnego przejścia ze średnicy w sopran. Na krytykę – że nie jest to tak otwarte brzmienie jak przy wkładkach przepuszczających.

Drugie połączenie mocniej stawia na sopran, dodając im takiego nowoczesnego, współczesnego strojenia na większy „fun”, ale też i z tą świadomością, że ugniecione z czasem zagrają prawdopodobnie dokładnie tak samo, jak pady z opcji nr 1. Czyli z drugiego i tak z czasem wyjdzie to pierwsze. Do pierwszego mogę jeszcze zastosować co prawda polipropylenowe wkładki dystansujące i tym samym rekompensujące klapnięcie padów, ale niestety tracę wtedy płynne połączenie z sopranem i z wkładek przepuszczających muszę przejść na te od K271, czyli znów wszystko sprowadza się do kompromisu, jako że i jeszcze tutaj zwiększa się w efekcie wygoda, co jest zawsze plusem o wymiarze taktycznym. O dziwo zwiększa się przy tym jakimś cudem… holografia. Także naprawdę te słuchawki to jedna wielka enigma i model kompletnie eksperymentalny. O tak, do bardzo nazwa. Wykorzystałem przy nich ogrom materiałów i pomysłów, a także wiedzy na temat zachowania się akustyki w tym konkretnym ustroju, z potencjalną korzyścią dla innych modeli K2 w przyszłości, ale na pewno dla posiadanych przez siebie MKII. Dlatego uważam konstrukcję tą za iście ponadczasową, a przynajmniej bardzo ambitną i stawiającą ogromne wymagania swojemu użytkownikowi, podnosząc tylko co rusz wątpliwości co do tego, czy słuchawki w ogóle powinny pojawić się na rynku.

Podejście kompromisowe wynika jak pisałem z faktu bardzo długiego korzystania ze słuchawek, a zastosowanie pary welurowej w ciągu dnia zamiast skórkowej jest ogólnie też w pewnym stopniu dobre dla zdrowia. Większa cyrkulacja powietrza, oddychanie skóry, brak efektu zaparzenia się i zatkanych porów, jednym słowem większy komfort, zwłaszcza w okresie letnim. Mógłbym oczywiście jeszcze nad ich efektem końcowym pracować, ale przy fakcie obecności innych słuchawek w kolekcji, którym bliżej jest do umownej referencji i które pracują w wyższej klasie niż K2, nie jest potrzeba aż tak mocnego posiadania maksymalnie wystrojonej pary niższego sortu. Plus zawsze mogę przełożyć pady w MKII i mieć na potrzeby testów dokładnie to, czego potrzebuję, czy to welury, czy skórki. Daje mi to jakoby przynajmniej trzy różne sygnatury dźwiękowe na trzy różne scenariusze (stare welury, nowe welury, skórki), gdzie po spekulowanej wyżej zmianie przetworników nie byłbym tego już taki pewien. I co więcej – cały ten plan zakłada, że tylko przetworniki są źródłem zmian, wbrew oficjalnej dokumentacji (pisałem o tym wyżej). A co jeśli coś więcej ma na to wpływ? Jakiś materiał, przepuszczalność czegoś, jakieś inne kabelki użyte w środku – to są rzeczy których nie da się wykluczyć i efektem tego może być konieczność odkręcania całego eksperymentu, zaliczając zarówno stratę czasu, jak i niepotrzebne grzebanie w słuchawkach. Suma summarum, potencjalnie strata czasu i tylko w imię tego, że K240 MKII wizualnie lepiej widzą się ze skórkami, a HD-ki z welurami. Myślę, że aż takim estetą raczej nie jestem.

 

Słuchawki dla (bardzo) cierpliwych

Tytułowy wniosek jest fundamentalnym, jaki wyłania się z przygód z K242 HD i stoi wprost w kontrze do tego, co można było wyczytać w linkowanym przeze mnie wątku z head-fi z 2011 roku. Same przekładanie padów nie wystarcza, zwłaszcza tych niepasujących sposobem montażu. To słuchawki dla bardzo cierpliwych osób, zawziętych i upartych, ale przede wszystkim rozumnych osób, które mają jakieś tam minimalne doświadczenie, nie słuchają/testują sprzętu przez 5 minut i nie wyzywa na sprzęt tylko dlatego, że nie potrafi się do niego podejść. Z drugiej strony słuchawki kierowane do przysłowiowego „prostego ludu” nie powinny stawiać przed nim takich wymagań, bo nikt nie jest aż tak bardzo cierpliwym, aby z takimi słuchawkami dać sobie radę. Efekty są takie jak w przytaczanym wątku: frustracja, inwektywy, żal i zarzuty że ktoś kogoś oszukał.

Jest to też w sumie pierwsza poważniejsza okazja do zabawy modelem K2 z padami welurowymi w formule siłowej (tj. „ma być” i „ma grać”), ponieważ zawsze przegrywały one pod względem brzmienia i wygody z padami skórkowymi, choć i one też wymagają od użytkownika pewnej adaptacji, ułożenia się, może też popracowania z materiałami, a ponad wszystkim – po nieuchronnym stwardnieniu – dbania o nie, aby ich nie naciskać i nie powodować pękania. W przypadku M220 Black widać jakie zmiany wprowadziłem i efekty są takie, że słuchawki świetnie grają na twardszych, teoretycznie zużytych skórkach, fabrycznych wkładkach, wymienionym kablu głównym, wymienionych kabelkach wewnętrznych i wymienionych driverach. Wymagało to ogromnej ilości czasu i cierpliwości, na którą raczej nie stać byłoby zwykłego użytkownika – on po prostu słuchawki by sprzedał, kupił coś innego, może lepszego, może gorszego, przy okazji pomarudził na forach, ponarzekał i po tygodniu świat by o nim i jego problemach zapomniał, on sam zresztą też.

Ale jeśli objąć to wszystko całościowo, będzie to niestety obraz trochę demotywujący. Słuchawki kupione, czy może tak jak u mnie sprowadzone z zagranicy, nie chciały urzec od startu, musiały się dostosować do głowy nowego właściciela przez parę dni, sam właściciel też musiał się nieźle nagłówkować, aby osiągnąć swój cel nadrzędny (zachowanie oryginalnego wyglądu przy jednoczesnym ogarnięciu akustyki), także choć potyczka okazała się zwycięska, to cała walka jest jakby trochę przegrana, bo mimo wszystko rozbija się o sens, a ten o mentalność typowego klienta masowego, który jest – mówiąc wprost – zabiegany, niecierpliwy, często też leniwy, roszczeniowy i butny. Z drugiej strony kurczowe trzymanie się ich fabrycznego wydania także nie ma na dłuższą metę sensu, ponieważ słuchawki te są i tak już od lat nieprodukowane i poza tą recenzją zakładam iż mało będzie sytuacji, w których będzie można je spotkać na naszym krajowym rynku, a już na pewno w wydaniu austriackim.

Żeby opanować ich brzmienie i ujarzmić wygodę na fabrycznych welurach potrzeba naprawdę anielskiej cierpliwości, może też trochę wiedzy co i jak działa. Podkreślę, że nawet jeśli przypisałbym sobie pysznie i arbitralnie rangę eksperta od AKG, to jednak ze słuchawkami na welurach jako tako dogadałem się po kilku dniach, a po drodze zaobserwowałem kilka ciekawych i nowych rzeczy, które albo podejrzewałem, że zachodzą, albo nie zwracałem wcześniej na nie uwagi. A to wszystko po to, aby na nowo odkryć te słuchawki po pół roku użytkowania. Także człowiek uczy się całe życie i nie jest to tylko popularne porzekadło, a szczera prawda. Jeśli więc nawet mi przez kilka dni słuchania, a potem siedzenia w słuchawkach przez pół roku (oczywiście z wieloma przerwami) potrafi to i owo umknąć, albo okazać się inaczej niż planowałem zastać lub zastawałem na początku, to jakie szanse ma na to użytkownik z gatunku sławnego „płacę – żądam”? Nie, wcale nie sugeruję, aby słuchawki te katować 24/7 i doszukiwać się w nich tego, czego się tak czy inaczej nie słyszy, ale bardziej staram się zwrócić uwagę na ich bardzo indywidualne właściwości użytkowe, które mają przełożenie na wszystko. Wystarczy zresztą te same pady zdjąć i założyć jeszcze raz, ale w innej orientacji i całość zagra inaczej.

Znów wraca jak bumerang pytanie zasadnicze o sens męczenia i użerania się ze słuchawkami klasy średniej, zamiast zdecydowania się na coś po prostu lepszego. Z perspektywy zwykłego użytkownika owszem, sens – biorąc pod uwagę wszystkie czynniki – jest generalnie przeciętny, skoro słuchawek trzeba ekstra poszukiwać, a jak już się znajdzie, to na wszystko trzeba zwracać uwagę, a jeśli coś nam się nie podoba, to kombinować, bo zwrotu przecież nie ma. Lepiej naprawdę kupić jakieś DT990 albo K702 i mieć po prostu lepsze słuchawki za trochę więcej. Znacznie mniejsze ryzyko i w razie czego sprzęt produkowany do dziś.

Stawia to K242 HD w naprawdę niezbyt ciekawej sytuacji i niestety muszę to potwierdzić – ze wszystkich nowożytnych K2 są to najbardziej trudne słuchawki w opanowaniu i użytkowaniu. To miał być model domowy, który zakłada się na głowę i używa, aż uszy odpadną. Tymczasem słuchawki te kopie w tyłek ich własna natura konstrukcyjna i określony rodowód.

Jednocześnie słuchawki wykazują wciąż duży potencjał i w rezultacie można zrobić z nimi naprawdę wiele rzeczy – od zwykłej prostej equalizacji, poprzez zmiany padów, materiałów akustycznych i kabli, po ciężkie ingerencje w przetworniki i wewnętrzne okablowanie oraz przeróbki na balans/symetryk wliczające w to wiercenie w muszlach i zaawansowane zabezpieczanie gniazd. Odpowiednio zmodyfikowane słuchawki są w stanie zagrać jednak wciąż bardzo różnie, także definitywnie pisane są bardziej świadomym użytkownikom, co ponownie przekreśla ich pierwotne zastosowania domowe pod użytkownika masowego. Można powiedzieć, że to słuchawki niewiele różniące się od modeli Studio/MKII, ale jednak na tyle, aby stać się konstrukcją zbyt ambitną na cele, do jakich były przeznaczone. To też może tłumaczyć ich krótki czas produkcji.

Dziś z wieloma swoimi słuchawkami staram się grać na wierność i naturalność. Jeśli mógłbym takie określenie przypisać K242 HD, to raczej głównie na skórkach i dopiero potem, już w mniejszym stopniu, na nowych welurach + wkładkach o niskiej przepuszczalności (w zasadzie na takowych w obu przypadkach). Niestety wkładki te oferują mały stopień amortyzacji ucha, więc jak nietrudno zgadnąć wygoda na płytszych padach skóropodobnych jest na osi czasu mniejsza, niż na welurach. Choć mamy więcej miejsca na ucho, przy skórkach muszą być jednak standardowe wkładki. Inaczej robi się problem, a jeśli nie od razu, to z czasem, gdy twardniejąca skórka zacznie ściskać gąbkę i utrzymywać jej kształt.

Ocen i poszczególnych testów nie ułatwia też konieczność adaptacji o której mówiłem. Pady welurowe zawsze muszą się „wgryźć” w głowę i im większa odległość na początku, tym bardziej analitycznie i nosowo grają. Nawet zakładając K240 MKII ze starymi welurami, wciąż proces ten muszę przebyć i tak z 20-30 minut minimum spędzić, może pomagając sobie trochę dociskaniem słuchawek. To też fajna metoda, aby sprawdzić jak słuchawki zagrają, jeśli dystans między uchem a przetwornikiem będzie mniejszy.

Ciekawostką natomiast jest, że słuchawki uznawane powszechnie za „gorsze” od starych modeli okazały się ostatecznie na tyle praktyczne, że zostały się w kolekcji. Między innymi właśnie przez potencjał określany indywidualnie przez modyfikacje i dobieranie wszystkiego pod preferencyjnie wierność i naturalność, długie godziny spędzone na testach różnych materiałów, padów, porównania i wzorowanie się na innych modelach, aby wyciągnąć z nich maksimum tego mistycznego potencjału i te sławne „100%”. Ich praktyczność opisywana jest tym, że słuchawek można w sumie bezkarnie używać w ciągu dnia, bez specjalnego rytuału zakładania i zdejmowania, obecności fotela i lampki wina, czekania aż się lampy w torze rozgrzeją itd. To są zwykłe słuchawki dla zwykłych ludzi, ale wciąż mających wymagania adekwatne do ceny lub nawet lawirujące trochę ponad nią. I choć jestem hobbystą, nie muszę podążać ścieżką chłodnej kalkulacji i bezwzględnej jakości dźwięku. Od rozkoszowania się jakością dźwięku na audiofilskim poziomie mam znacznie droższy sprzęt, który wyciągam z ochotą wtedy, gdy nie będzie już telefonów, maili, latania tu i tam. Tylko że znów – od przysłowiowego „rzucania” takim HD-kom się nic nie stanie, ale np. LCD-XC czy HD800 już jak najbardziej może. A jeśli się stanie, to naprawy i części będą kosztowały srogo. No, chyba że komuś nie przeszkadzają odpowiednio spękane muszle albo odpryski na plastikach.

Niemniej całokształt kalkulowany na chłodno pokazuje boleśnie dlaczego ten konkretny wariant K2 nie cieszył się popularnością aż taką, jak modele np. z wypinanym kablem. Tu także doszukiwanie się jedynego powodu ku temu byłoby błędne, bo to nie potencjał w wielu przypadkach przeważał, a po prostu sam fakt jego odpinania – ludzi nie obchodziło lepsze brzmienie po jego wymianie, nie interesowały modyfikacje, mozolne strojenie. Było że wypinany, więc teoretycznie nawet jeśli się zniszczy, to sobie wymienią na nowy. Tylko tyle.

K242 HD we wszystkim miały trudniej. Przede wszystkim nie budowały od startu świadomości swojego nabywcy co do wspomnianego potencjału i faktycznego grania z jakością „HD”. Bardzo łatwo było je skrytykować za użycie tego określenia i poniekąd co rusz sam wbijam im za to szpilkę, ale też problemem było to, że słuchawki niespecjalnie dawały mi do zrozumienia, że producent nazwał je tak nie ze względów marketingowych, a faktycznych, do których po prostu nie umiem się najwyraźniej dokopać lub nie wpada to w moje preferencje. Dopiero z czasem okazało się, że nie to pierwsze ma miejsce, a to drugie bardziej. Albo może i mieszanka obu.

Słuchawki są bardzo kapryśne na materiały akustyczne, na ich stan, rodzaj, głębokość, otwór na ucho, ułożenie, kąt. Do tego patrzy się na nie przez pryzmat wielu innych modeli – pozostałych K240, starych modeli vintage, innych modeli z tych przedziałów cenowych, czy wreszcie tych faktycznie współczesnych, które w cenie pierwotnego kosztu K242 HD poczyniły spory progres i wchodzą już z technologią bezprzewodową, ANC, wieloma nowinkami i jeszcze większą warstwą praktyczną niż to, co można spotkać tutaj.

Nie dość więc, że sprzęt jest w swojej cenie nieatrakcyjny jak na dzisiejsze czasy (patrząc po cenie pierwotnej rzecz jasna, co też jest troszkę z mojej strony nadużyciem), to jeszcze wymaga cierpliwości i użerania się podczas drogi pod górę, konieczności wyrabiania padów przez minimum kilka dni, kombinowania, modowania, poznawania zależności akustycznych. To zbyt wiele na wątłe siły zwykłego szarego użytkownika. A już na pewno nie na jego czas i współczesne podejście roszczeniowe. Taki model dziś nie miałby racji bytu, zostałby zdruzgotany obawiam się. A nawet jeśli patrzeć na ceny modeli używanych, wciąż będzie to jeśli już jakaś alternatywa, to zaraz lądująca na powrót na aukcjach niczym błędne koło. Ostatecznie słuchawki będą wyglądały jak siedem nieszczęść tylko dlatego, że tuzin osób je przewalił i żaden nie zadał sobie minimum trudu lub dodatkowych inwestycji, aby przynajmniej zrozumieć to co kupił i co próbuje przywdziać na głowę.

Naturalnie nie znaczy to, że każdy kupujący i sprzedający je jest głupcem. Sam także – mimo doświadczenia – nie poznałem ich dobrze przez pół roku, bo nie sądziłem, że drążenie głębiej cokolwiek pokaże i przyniesie. A czasu jak wiadomo mam wciąż bardzo mało i na takie projekty jak ten – w szczególności. K242 HD to ambitna konstrukcja, może nawet zbyt ambitna w swojej ambitności i nawet w bardziej przystępnym wariancie 55 Ohm nadal pozostaje za bardzo uzależnioną od stanu nauszników, ich rodzaju, profilu itd. Jednocześnie to właśnie praca z nimi daje największą satysfakcję i jeśli przeprowadzona z głową, daje przy okazji (w mojej subiektywnej ocenie) jedne z najładniejszych, jeśli nie najładniejsze K24x, jakie powstały, obok białych M220 PRO, które też żałuję, że dawno temu sprzedałem. Wszystko to wymaga jednak czasu i to ostatecznie największy w tym wszystkim koszt.

Całe moje narzekanie od kilkunastu akapitów wskazuje więc, że jestem więcej niż świadom ich wad, ograniczeń i wyzwań, jakie stawiają przed użytkownikiem, jednocześnie potencjału i możliwości, które nawet na upartego przy jednym konkretnym rozwiązaniu (pady welurowe) można z powodzeniem wydłubać na światło dzienne. Jest to więc model nie do końca fortunnie przemyślany, ale na pewno nie nieudany i jeśli takowego miałbym się doszukiwać w historii tej firmy, definitywnie wskazałbym K290 Surround. Tam sypała się cała koncepcja, fundament na którym on w ogóle powstał, natomiast w K242 HD jedynym elementem tak naprawdę, z którym trzeba się zmierzyć, jest odpowiedni dobór materiałów eksploatacyjnych. A nawet jeśli przyjdzie ochota na kapitulację, zawsze można przejść na skórki i mieć po prostu jaśniejsze K240 MKII z niewymiennym kablem w innych kolorach. Bez problemów czy konieczności przeróbek. Z K290 Surround takich rzeczy nie uświadczymy i obawiam się, że słuchawki po prostu nie dadzą się przekonwertować na K280 bez ich zniszczenia nieodwracalnymi przeróbkami.

Jeśli już jestem przy tym przykładzie, w K290 od razu widać było, że ktoś wpadł na pomysł wykorzystania innej konstrukcji, którą raz, że ktoś inny zaprojektował niż pomysłodawca, a dwa, że pomysłodawca w ogóle nie rozumiał istoty działania pierwowzoru. K242 HD mimo wszystko nie przejawiają takich cech, a jedynie niedokładnie przemyślane oddelegowanie do specyficznej grupy docelowej. Ale samo to wystarczy do stwierdzenia, że nie jestem niestety w stanie ich w pełni zarekomendować zwykłemu Kowalskiemu, ponieważ są one bardziej dedykowane świadomym użytkownikom i może też trochę fanom AKG z dawnych lat, którzy nie będą zrażali się do nich i zapominali, że prócz niewymiennego kabla i standardowych padów welurowych, są to klasyczne K240 z doszlifem w stronę obsługi welurowych padów, do tego Made in Austria.

O ich zakupie myśleć może na pewno osoba, która miała już jakieś (najlepiej pozytywne) doświadczenia z serią K2 na DKK32/55 i nie zrazi się tym, że słuchawki wprost z pudełka mogą zagrać co najmniej dziwnie. Przyda się tu też doświadczenie z żonglerką padami, może też z innych słuchawek, najlepiej Beyerdynamica, bo to tam człowiek uczy się anielskiej cierpliwości.

Będzie to też dosyć dobry model dla osób mających lub wykazujących poniższe przymiotniki:

  • preferowanie welurowych padów zawsze i wszędzie,
  • intencję użytkowania słuchawek w warunkach domowych w lecie,
  • chęć jak najrzadszego inwestowania w materiały eksploatacyjne i preferowanie tych jak najmniej zużywających się na osi czasu,
  • dużą cierpliwość co do dopasowywania materiałów eksploatacyjnych pod siebie i swoją głowę,
  • gust nakierowany w stronę słuchawek na planie „V” ale bez przesadzonego basu i szlifującego metal sopranu,
  • lubowanie się w szerokiej scenie dźwiękowej,
  • posiadanie sprzętu jasnego i nie aż tak drogiego, aby nie stanowić dla nich adekwatnego połączenia.

 

A nieoryginalne nauszniki?

To szerokie pojęcie, pod którym kryje się sporo rzeczy, od padów Beyerdynamica, które mocno rozjaśniają te słuchawki i są bardzo dobre (wraz z odpowiednimi wkładkami) do M220 i pochodnych, po dziwne twory ściągane z Chin, których o dziwo aż pełno na naszym rynku. Jeśli ktoś chce eksperymentować z tymi ostatnimi, wolna wola, ale ja osobiście przestrzegam przez takimi zakupami. Są to pady szyte „na kolanie”, kompletnie niepowtarzalne, różniące się nawet w ramach jednej pary którą sobie zakupimy, w efekcie różnicując brzmienie między lewym i prawym kanałem. Doliczyć do tego należy kompletnie zmienioną geometrię i odległości ucha od przetwornika, zmienioną komorę odsłuchową. Co to daje opisałem już w tej recenzji, a przecież testowałem tylko oryginalne pady. Co więcej, testowałem też dodatkowe welury i skórki AKG z dawnych lat, z generacji np. IV (gęsty rant), III (bezrantowe) lub II (stary gęsty rant z czasów DF/Monitor), których normalnie dostać już absolutnie nie można i stąd decyzja o pominięciu tychże, ale naprawdę proszę mi wierzyć, że na każdych tych padach słuchawki zagrały inaczej. Na każdych, co do pary. Jedyna sytuacja że słuchawki zagrały identycznie miała miejsce wtedy, gdy używałem dokładnie tego samego rodzaju padów w tym samym stanie (np. dwie nowe pary welurów lub dwie pary skórek gen. V o tym samym stopniu zużycia). Przy tak wysoko czułych słuchawkach na kształt i rodzaj padów efekty mogą być skrajnie losowe, a do tego sama trwałość pozostawia wiele do życzenia, jak i powtarzalność między zamówieniami, np. w odstępie paru miesięcy. Nie ma szans, aby takie pady jak pokazane poniżej nie miały swojego przełożenia na dźwięk i to raczej w tym negatywnym stopniu.

Podrabiane nauszniki z Chin do AKG.

To tylko przykłady, ale idąc od lewej, zbyt duży profil i mały otwór na ucho spowoduje tylko efekt studni i strasznie nienaturalne granie. Pady po prawej znam osobiście i zarówno rant jest podatny na uszkodzenia (ceratka), jak i same nauszniki są w stanie stwardnieć i stać się nieprzyjemne już po miesiącu użytkowania. Znów też będziemy zderzali się z otworem na ucho, który jest po prostu za mały, pasujący może dla kogoś z małą głową lub pochodzenia azjatyckiego. Welury na dole mają natomiast ceratkowy kołnierz o przerośniętym kształcie, który nie dość że się niszczy, to jeszcze niedokładnie zakrywa praktycznie większą część muszli na zewnątrz. W oryginalnych padach jest to ciasny i sztywny materiał, który zapewnia bardzo wysoką szczelność, nie pozwalając na ubytki basu i w wielu sytuacjach nawet go podnosząc ponad skórkami. Tutaj nie ma takiej opcji. Sam welur z kolei jest tym najtańszym, chropowatym i drapiącym. Dla padów nr 2 i 3 dobrym skojarzeniem będą słuchawki Superluxa, gdzie być może nawet mówimy o podobnej lub tej samej firmie produkującej takie pady. To jest dokładnie ten poziom.

Co jednak najważniejsze, słuchawki takie jak K2 były od początku do końca projektowane pod pady produkcji AKG, czy się to nam podoba, czy nie. Jeśli normalne, oryginalne pady welurowe kosztują ok. 135 zł, a my kupujemy jakieś za przeproszeniem badziewie od „allegrowych ściągaczy” z AliExpress za 1/2 lub nawet 1/3 tej ceny, gdzie i tak się na tym jeszcze dodatkowo zarabia, to bardzo prawdziwe jest stwierdzenie, że dostajemy to za co płacimy. Ma być tanio i na masę, bez oglądania się na to jak te słuchawki z takimi materiałami grają i jestem w pełni przekonany, że nikt nawet nie zadał sobie trudu, aby to sprawdzić. To samo jest np. z Sennheiserem. Paradoks w przypadku AKG jest zaś taki, że pady welurowe tego producenta, choć mniej wygodne niż można byłoby sądzić, dają się kształtować w tym zakresie jak pisałem, plus bardzo długo trzymają formę i nie zużywają się. Może się więc tak zdarzyć, że jedna para oryginalnych welurów przeżyje dwie lub trzy pary podróbek. Do tej pory zużyłem dosłownie jedną parę welurów AKG i to tylko dlatego, że miały już 10 lat oraz bardzo często je przekładałem, co generowało niepotrzebne naprężenia.

Dlatego też ogromnie przestrzegam przed takimi produktami, bo się tylko wydaje, że człowiek oszczędza, a w praktyce nierzadko musi i tak kupić oryginały, bo na podróbkach słuchawki kompletnie nie chcą zagrać jakkolwiek zgodnie z recenzjami i zachwytami. I tu kolejne powiedzenie, jakże bardzo prawdziwe w naszym świadku audio: „chytry traci dwa razy”. Takich padów po prostu nie mogę zarekomendować z czystym sumieniem lub jakąkolwiek gwarancją bycia realną alternatywą.

 

Synergiczność

Nie jestem w stanie również zarekomendować konkretnych źródeł i zastosowania, ponieważ jest tu tak wiele zmiennych, że jest to po prostu awykonalne. Wystarczy zmienić pady na inne, aby słuchawki zagrały inaczej i pod inny sprzęt. W moim wypadku jak pisałem zagrały ostatecznie bardzo naturalnie, równo, lekko spadkowo na sopran, przez co z jednej strony zachowały dobrą dozę muzykalności, ale też nadal mogłoby to zagrać nieco bardziej przejrzyście. Na welurach tego uczynić nie do końca może, bo wpadniemy w problem nadmiernej nosowości i znajdziemy się w punkcie wyjścia. Ostatecznie jednak jeśli miałbym coś wskazać, to moim zdaniem spokojnie powinny zagrać czy to z popularnych Aune, czy też z nawet kart dźwiękowych, jako że mi fajnie się ich używało z Essence STX i stąd w ogóle zrodzenie się koncepcji słuchawek idealnych do codziennego użytkowania przy PC.

 

Jak i gdzie kupić używane K242 HD Made in Austria?

Kontrowersje związane z modelami AKG produkowanymi w Chinach są o tyle znaczące, że z jednej strony oczywiście lepiej byłoby zakupić dla siebie moim zdaniem model austriacki, ale z drugiej użytkownik końcowy żyjący obecnie nie ma żadnych szans, aby kupić go w formie nowej. Choć wciąż są to bardzo ciekawe słuchawki i trochę nieuczciwe byłoby ich wykreślenie ze wszelkich rekomendacji, to jeśli chcemy wyciągnąć przysłowiowe „maksimum” potencjału, skazuje nas to na mozolne poszukiwania modeli austriackich, głównie na eBayu, ale nie zaszkodzi też przejrzeć rodzime podwórko.

Paradoksalnie zadanie jest o dziwo znacznie trudniejsze niż znalezienie modelu ze starszej generacji z bardzo trudnymi do napędzenia przetwornikami DKK32/600. Tam jak wpiszemy sobie „Monitor” albo „DF” to dostaniemy albo Monitory, albo DFy i jedyne co nas będzie interesowało, to rewizja (starsza/nowsza), którą też bardzo łatwo poznać i to nawet bez emblematów. No, chyba że ktoś bawi się w Boba Budowniczego i kręcił z nimi jakieś śmieszne numery.

Przy HD (ale i MKII) nie jest już tak łatwo i liczba różnic po których można poznać sprzęt jest mała. Wszystko przez wspomnianą restrukturyzację i fakt, że słuchawki te są produkowane do dziś, natomiast w przypadku HD ograniczyć możemy się do restrukturyzacji i jednocześnie krótkiego okresu produkcji, który wynosił tylko 5 lat.

Co nam to daje? Słuchawki mające krótki cykl życia, ograniczoną liczbę sztuk na rynku, dwie różne rewizje o małym stopniu rozróżnienia wizualnego i konieczność żmudnego zgadywania niekiedy z jakim modelem mamy do czynienia. A nawet jeśli już znajdziemy model austriacki, niekoniecznie musi on być w obiecującym stanie.

Dla mnie osobiście jest to spory problem i jeśli ktoś nie wierzy, to przeklikałem się właśnie przez potencjalne ogłoszenia za K272 HD – na 9 ogłoszeń wszystkie opiewają na model chiński. Teraz nasz przedmiot zainteresowania: na 7 ogłoszeń K242 HD znalazłem 5 chińskich modeli, 1 model austriacki z uszkodzonym z jednej oraz kombinowanym z drugiej strony pałąkiem, a także jeden austriacki z Japonii za 226 USD (czyli dochodzą opłaty) i z jakże upewniającym każdego kupującego opisem:

It is as photo. Please confirm the photograph. Because it is used goods, there may be scratches. Please understand.

Oczywiście zdjęć nie da się powiększyć, a ich wielkość jest tak mała i robiona w nocy przy sztucznym świetle, że niewiele da się ocenić. Nic dziwnego że wisi od sierpnia 2019 roku. A nawet jeśli dałoby się, cena jest i tak zaporowa.

Także niestety, ale to jest spory problem i okazuje się, że modele Made in Austria z pewnej ręki i w świetnym stanie trafiają się niesamowicie rzadko. Ktoś powie, że przecież te słuchawki nie są niczym rewelacyjnym, ot zwykłe nauszniki z klasy mid-fi, w cenie których można sobie kupić lepsze. Dla niektórych pewnie tak właśnie jest, ale kieruję się innymi priorytetami i podczas gdy komuś za rok będzie pękał pałąk, urywał się kabel, schodziła ceratka z padów, nie będzie mógł dostać części zamiennych lub nowych poduszek itd., jestem niemal pewien, że w tych swoich zwykłych słuchaweczkach z klasy mid-fi będę myślał co najwyżej o przepraniu padów.

To naturalnie tylko przykład, ale żeby faktycznie tak się stało, przede wszystkim musimy postarać się o dobrze zachowany egzemplarz, o który ktoś dbał na tyle, abyśmy i my mogli to kontynuować. W im lepszym stanie kupimy słuchawki, obojętnie które by to nie były, niekoniecznie K242 i nawet niekoniecznie AKG, tym większa szansa na długie radowanie naszych uszu i portfela, bo każde uszkodzenie może przy jego zaniedbaniu rodzić kolejne.

W pewnej chwili posiadałem aż dwa modele z serii HD.

Ocena stanu słuchawek jest generalnie taka sama jak w przypadku każdego innego modelu K2. W pierwszej kolejności warto zwrócić uwagę na stan ogólny słuchawek i materiałów eksploatacyjnych. Jeśli słuchawki nie miały wymienianych padów od początku i są one dziwnie spłaszczone, a wkładki akustyczne mają wyraźnie odbitą kratownicę osłaniającą przetwornik, to na pewno nie były wymieniane przez dłuższy czas. Oznaczać to będzie po pierwsze koszty (zakup kompletu padów i wkładek to jakieś +150 zł minimum), po drugie czyszczenie wnętrza kapsuł. Jeśli do tego dochodzą brudne pady z resztkami włosów i innych pyłków, ew. odbarwieniami, da nam to obraz higieny osobistej osoby użytkującej słuchawki i może być powodem do dużego zbicia ceny, przynajmniej o wartość materiałów akustycznych. Zakładam że sprzedający nie zdaje sobie sprawy, że pady przy wypraniu mogą tego nie przeżyć i się po prostu rozkleić ze starości, czy wręcz przegnicia.

To, co najczęściej można poza tym spotkać z uszkodzeń i mankamentów kupowanych z drugiej ręki K242 HD (i nie tylko, są to rzeczy uniwersalne), to:

  • brakujący adapter nakręcany na duży jack (to także może wymagać dodatkowego kosztu),
  • zarysowane powierzchniowo naklejki boczne (to sztywna, ale delikatna folia naklejana),
  • wyciągnięte sznureczki systemu regulacji opaski (standard we wszystkich K2 i innych modelach AKG z tym mechanizmem),
  • wybrzuszona i odkształcona nieregularnie opaska (może wskazywać, że słuchawki nie były przechowywane w poprawnej pozycji i miejscu),
  • kilogramy kurzu (wiadomo),
  • odklejający się materiał ochraniający otwory akustyczne na talerzu przetwornika,
  • rysy i ubytki na metalowych pierścieniach muszli (najgorsze pod tym względem są K172 i K272 HD),
  • szarpnięcia i rysy na plastiku drutów pałąka.

W skrajnych przypadkach:

  • terkotanie przetworników (raczej w wersjach chińskich),
  • urwane elementy guzików z oznaczeniami L/R od nadmiernych naprężeń,
  • pęknięcia kopuł muszli (głównie modele chińskie – pisałem na początku recenzji),
  • nadłamania kabla w newralgicznych miejscach (np. tuż przy wychodzeniu z odgiętki przy muszli słuchawek),
  • uszkodzona odgiętka wtyku jack.

Wracając może jeszcze do debaty o wersjach chińskich i ich rozpoznawaniu, to też nie jest tak, że należy ich unikać jak ognia, bo to zło same i jak słuchawki kupimy, to nam cegłę i ziemniaka wyślą, a jak podłączymy, to wszystko wybuchnie. Nadal może to być w pełni funkcjonalny produkt sprawiający dużo radości. Ale znów – maksymalna jakość przy welurach moim zdaniem jest kluczowa na etapie przetworników i ich możliwości, toteż ze wszech miar preferowałbym model austriacki.

Oczywiście złudne są nadzieje sprzedających, że na zdjęciach robionych celowo w nocy, z ręki i najgorszym aparatem wbudowanym w telefon komórkowy sprzed chyba 15 lat, ktoś mimo wszystko nie doszuka się prędzej czy później, że słuchawki nie są w tej najlepszej rewizji. Zwłaszcza, że w razie czego mamy wypisaną przeze mnie wyżej listę zmian i różnic między modelami. Teoretycznie możemy wciąż trafić na wersję przerobioną lub „składaka”, ale to już musiałaby być gruba fantazja. Raczej mało osób „wydłubuje” przetworniki z takich słuchawek, ponieważ same przetworniki przełożone do wersji chińskiej nadal nie zmienią tego, że będzie ona posiadała plastiki gorszej jakości od tej austriackiej.

Tym samym to model austriacki ma całościowo większą wartość, nawet jeśli znajdą się w nim przetworniki chińskie. A te znaleźć mogą się wówczas, gdy jeden z oryginałów ulegnie uszkodzeniu i pozostanie sprzedającemu już tylko transplantacja współcześnie produkowanymi zapasami lub szukanie dawcy. Ta pierwsza opcja jest z reguły tańsza, a efekty – jeśli nie ma świadomości różnic – mogą mimo wszystko być dla niego przyczynkiem do sprzedaży. Druga sytuacja potencjalnie dla nas groźna to przeklejenie naklejek z jednego modelu na drugi, ale tutaj poznamy się od razu, jeśli przeklejono tylko największe z napisem Made in Austria. Przeklejenie musi zatem obejmować wszystkie naklejki na wszystkich guzikach, a ponieważ podczas odklejania można łatwo uszkodzić warstwę kleju (po ponownym naklejeniu mogą pozostać nierówności) lub malowanie srebrnego pierścienia na każdej z naklejek (zarycie w nadruk od spodu naklejki), dokładniejsze zdjęcia od razu powinny to pokazać. Istnieje też możliwość odtworzenia takich emblematów i zamówienia sobie ich na własną rękę, ale takim ludziom najczęściej brakuje czasu, chęci i zdolności aby to uczynić. Ostateczna ostateczność to próba sprzedania nam słuchawek kompletnie bez naklejek głównych. I niestety tutaj będziemy już bezradni.

Prawie. Ostatnią bowiem rzeczą jest poproszenie o zdjęcia przetworników po zdjęciu padów i wkładek akustycznych. Wersje chińskie, przynajmniej w ramach M220, różniły się wizualnie kapsułami od tych austriackich. Istnieje zatem jeszcze cień szansy, że na tym się poznamy.

Jeśli przy tym wszystkim widzimy, że sprzedający kombinuje, zaczyna coś kręcić, najlepiej odpuścić ten model i spróbować albo za jakiś czas ponownie, albo wystawić ogłoszenie o kupnie, albo zdecydować się na inny model vintage lub nowożytny nie będący wariantem HD.

Pytanie w tym akapicie najtrudniejsze i będące już raczej kierowanym do najbardziej zdeterminowanych zapaleńców, brzmi: czy opłaca się kupować rozbitki austriackie, aby zrobić z nich jedną sztukę sprawną tych słuchawek? Albo nawet rozbitka chińskiego i austriackiego? To wszystko zależy od kosztów. Biorąc pod uwagę różnicę w jakości wykonania, zawsze lepiej byłoby mieć wszystkie części Made in Austria. Jeśli mamy jednak świetnie zachowanego „chinola”, a trafi nam się kompletnie zdewastowany Austriak, ale ze sprawnymi przetwornikami, transplantacja może być formalnością i czystą logiką. Znów – wszystko zależy od sumarycznego kosztu. Możliwe, że zakup obu sztuk całościowo wyniesie nas tyle, ile np. K240 MKII Made in Austria, albo jakiś model vintage, który zaoferuje nam bardzo konkretne właściwości dźwiękowe i niezgorsze tym samym wrażenia oraz zadowolenie.

Jeśli natomiast uparliśmy się na model HD, nie widzę nic specjalnie złego w tym, aby wynegocjować dobre ceny na rozbitka/rozbitki i złożyć sobie z tego jedną parę sprawnych i kompletnych słuchawek. Takie rzeczy dają sporo wiedzy i satysfakcji i słuchawek używa się wtedy jeszcze inaczej, ma się z nimi pewną więź (vide to co pisałem przy K270 Playback, które ratowałem chyba z miesiąc i byłem z tego dumny jak paw). Przy swoich odczuwam ją z tego względu, że udało mi się złowić je okazyjnie w tak dobrym stanie, a także że przerobiłem z nimi sukcesywnie dosłownie wiadro materiałów akustycznych i taczkę padów, a mimo to nie poddałem się i dopiąłem swego, tj. aby zachować ich pierwotny wygląd i dogadać się jak się tylko da na welurach. To chyba właśnie moja w tym wszystkim satysfakcja.

 

Podsumowanie

AKG K142 HD były swego czasu pierwszymi poważnymi słuchawkami na mojej drodze przez sprzęt audio i dźwięk jako całość. Do dziś zostały mi się po nich oryginalne pudełko, dowód zakupu oraz dokumentacja, które uzupełnione o kilka innych elementów wnętrza, posłużyły za dom właśnie dla K242 HD w zakresie przechowywania chociażby zapasowych akcesoriów. Może jest w tym jakaś głębsza symbolika, bo ocierałem się wtedy o decyzje nad innymi modelami, później żałując, że nie podjąłem ryzyka i zdecydowałem się w ciemno na co prawda fantastycznie przyjemnie grające, ale na dłuższą metę niewygodne K142 niż K242, które także finalnie w tamtym gronie się znajdowały, obok (uwaga!) K501, które także widziałem jako ofertę na aukcji w tamtym czasie. Zaryzykowałem jednak z K1, wyszło dźwiękowo naprawdę bardzo dobrze, ale wygoda była niestety przeciwko moim uszom okrutnie. Czemu nie zdecydowałem się na zakup? Najprawdopodobniej z niewiedzy, może obawy przed pociągnięciem mocniej za spust, nie wiem. Wiem jednak, że K501 mogłyby mocno zaważyć na wyrobieniu się mojego gustu muzycznego i może to jednak lepiej, że trafiły do mnie słuchawki najbardziej z tego grona przyjemne i muzykalne. Po nitce do kłębka, czas przyszedł na K242 HD.

Recenzja tych słuchawek na pewno nie jest typową, jaką normalnie czyta się na temat sprzętu, a już na pewno jest najobszerniejszą, jaka kiedykolwiek powstała na temat tego konkretnego modelu. Wszyscy inni bowiem niespecjalnie zwracają na niego uwagę poza łowcami budżetowych słuchawek spod dewizy „dam 200 zł ale nie więcej bo nie jestem audiofilem”. W sumie na życzenie AKG tak się stało, bowiem w zasadzie wszystko jest tutaj przeciwko nam, a sukces zależy w dużej mierze od naszej determinacji i wiary, że to co robimy ma sens. Że grzebanie się z nimi po nocach, przekładanie padów, dociskanie, ugniatanie, rzucanie zaklęć naprzemiennie z przekleństwami, żeby tylko tym razem to wszystko zaskoczyło i zagrało tak jak pismo winno nakazywać bez konieczności przechodzenia na pady skóropodobne, nie jest syzyfową pracą i pułapką zastawioną na nas przez diabła, który chciał wiarę w ludzi w nas zagasić. Dzięki temu właśnie jest tu bardzo dużo nostalgii, sentymentu, osobistych wtrąceń, ale też i surowych analiz, brutalnych doświadczeń polegających na zderzeniu ze sobą nawet nie wizji, co namacalnych i grających przykładów jak te słuchawki grają (HD) i jak mogłyby zagrać (Black i MKII). Więcej jest tu analizy tła historycznego i porażki tego modelu na rynku, jak również prześwietlenia ich wzdłuż i wszerz w wymiarze technicznym, koncepcyjnym. Dźwięk bowiem jest niesamowicie trudny do opisania i kwalifikujący się na tak dużą zmienność pod wpływem nauszników czy wkładek, że jakikolwiek obraz dźwiękowy będzie pokrywał się tylko z częścią egzemplarzy, które dostanie się akurat w takiej formie i z takim przebiegiem co do zużycia, co u mnie.

Potem posiadałem już tylko dwa modele K2. Ostatecznie zostałem się jednak tylko ze swoimi wysłużonymi K240 MKII.

Na początku nie mogłem powiedzieć, że żałowałem spróbowania, choć też szału nie było, zwłaszcza iż posiadałem modele, z którymi choćby na rzęsach biegać by miały, nie wygrałyby na polu jakościowym. Ale nie o to tu w ogóle chodzi, żeby bić się o najwyższe laury z modelami za tysiące, będąc tylko w klasie mid-fi. Choć K242 HD kupowałem z intencją sprawdzenia, opisania z ciekawości, a potem szybkiego wystawienia na sprzedaż, wszystko to zostało zanegowane po tym, jak zakupiłem dodatkowe materiały eksploatacyjne w stanie nowym i mogłem porównać je wtedy na spokojnie i w dokładnie tych samych warunkach z K240 MKII, przedłużając ich egzystencję u mnie prawie do okrągłego roku. Okazało się wtedy, że nie są to te same słuchawki, a tylko w innym kolorze i wyposażeniu. To nie były „udomowione” poprzez welury i stały kabel K240 MKII/Studio jak pierwotnie zakładałem. To były inaczej grające słuchawki, mające większy brzmieniowo potencjał, na siłę trochę maskowany przez pady welurowe. Grały równiej i bardziej neutralnie od swoich studyjnych pobratymców, z mniejszym przydźwiękiem na średnicy i dalej idącą górą. Bez ich rozkręcenia nie jestem w stanie stwierdzić skąd taka zmiana, ale podejrzewam, że AKG zastosowało w nich nieco inne strojenie lub zmodyfikowane kapsuły, wyciągając z nich ten sam fundament dźwiękowy i właściwości co MKII, ale jednak w inny sposób, który powoli rozwiązuje zagadkę ich nazewnictwa. Użycie słowa „High Definition”, z którym polemizowałem swego czasu przy K272 HD, tym razem zyskało na znaczeniu i doprowadziło do zadziwiającej konkluzji: te słuchawki to prawdopodobnie najrówniej grające K240 oparte o nowożytne DKK32/55 z całej linii tych słuchawek jakie kiedykolwiek były oferowane na rynku spośród ich 55-ohmowców. I trzeba mi było pół roku bytności sprzętu i mnie, abym do takich wniosków doszedł.

Gdyby grały tak samo lub gorzej niż MKII, potwierdziłyby moją tezę o kolorach i ograniczeniach pod użytkownika domowego. Tymczasem udowodniły, że był to wariant w istocie spersonalizowany pod konkretne materiały eksploatacyjne i konkretne zastosowania, z którym jeśli się posiedzi i cierpliwie dobierze, to słuchawki naprawdę nie grają źle. Niemniej K242 HD nie odniosły sukcesu na rynku i łatwo jest zrozumieć czemu. Słuchawki przeznaczono do niespecjalnie trafnie wybranej grupy docelowej i definitywnie udało mi się tutaj odczuć na własnej skórze ich ogólną trudność w wystrojeniu. Aczkolwiek wciąż bardzo się cieszę iż mogłem podjąć to wyzwanie i nawet jeśli ktoś będzie chciał – tak jak ja – utrzymać je w pierwotnym wyglądzie i stanie, czy nawet na dokładnie tych samych materiałach eksploatacyjnych, jest na to szansa by pogodzić dźwięk z wygodą i wyglądem oryginalnym. Tu też po raz kolejny kłania się ich współczesny potencjał użytkowy, gdzie nadal dostaniemy do nich nie tylko pady i wkładki, ale nawet i części zamienne, jeśli dobrze poszukamy. Remontuje się je lepiej i łatwiej niż serię K7, co tym bardziej kwalifikuje je do miana słuchawek typu „daily”, które można spokojnie odłożyć na stół bez strachu, że coś się uszkodzi albo odpryśnie.

Czy mimo upływu lat słuchawki dają sobie dzisiaj radę? Teoretycznie tak, nadal mają w sobie pierwiastki parności tu i ówdzie, a co wciąż widoczne jest na wykresach akustycznych, ale na przykład porównując je z chociażby 1MORE H1707, okazuje się, że to właśnie w AKG jestem w stanie spędzić cały dzień, mimo teoretycznie gorszej jakości dźwięku w bezpośrednim porównaniu. Siła tych słuchawek w zastosowaniach całodobowych objawia się, prócz tego co pisałem wcześniej, w połączeniu niskich kosztów eksploatacji, sensownej wygody, walorów padów welurowych, względnie niskiej ceny zakupu, ale przede wszystkim tego bezpiecznego, „zwyczajnego” strojenia z dużą dozą poprawności, płynności, naturalności oraz bezpieczeństwa, które powodują, że nawet po całym bitym dniu nie ma się ich dość, nie męczą, nie drażnią. Te słuchawki są chyba tak jak HD650 u Sennheisera: niemęczące i używalne, tak po prostu. Bas nie jest tutaj ofensywny, ale go nie brakuje. Średnica nie jest wepchnięta w gardło ani oddalona, ale jest i ma się całkiem dobrze, ze zmiękczeniem. Góra niby podkreślona, a jednak bez sybilantów, bez drażniących sekcji, bez „beyerdynamikowania” czy „HD800-tkowania”. Scena bardzo w porządku jak na słuchawki semi-open z klasy mid-fi. Jeśli wszystko to zebrać razem do kupy, to okaże się, że mamy przed sobą rzeczywiście słuchawki predysponowane idealnie do wielogodzinnej pracy od rana do nocy. Wielokrotnie łapałem się na tym, że w temacie wygody brałem się w pierwszej kolejności albo za HD800, albo właśnie za K242. K1000 mimo wszystko naciskają na skronie, co podczas migreny czy złego samopoczucia może tylko uciskać wrażliwe rejony głowy. LCD-XC swoje ważą, więc podobnież ich waga po całym dniu może być męcząca. K240 MKII mają skórki, a więc pady jakkolwiek twardsze po tylu miesiącach użytkowania, ile mam na nich w tej chwili wbite. Chyba że tak jak i tu zmienię pady na welurowe, wykorzystując dodatkowo wtedy jeszcze ich płynność dźwiękową i cieplejsze, bardziej dźwięczne usposobienie. I pomyśleć że te słuchawki kiedyś grały V-ką na starszych skórkach (III gen.). Gdyby tylko grały w wyraźnie wyższej klasie, może też bez tych lokalnych ociepleń w brzmieniu, kto wie, czy nie byłyby tak samo kultowe, jak HD650, jeśli nie bardziej. No ale jest jak jest, a na pewno nie odstanie się już, gdyż ta karta historii AKG została już dawno zamknięta.

Podsumowując więc, K242 HD okazały się być trudnymi słuchawkami dla cierpliwych, grającymi inaczej od linii studyjnej, mającymi swoje unikatowe cechy i wbrew mojemu wieloletniemu przekonaniu nie będące odgrzewanym kotletem dla mniej wymagających użytkowników domowych. Choć w niektórych aspektach mają wciąż pewne naleciałości na dźwięku, nadal potrafią powalczyć z sobie równymi lub droższymi modelami, ale aby to osiągnąć, trzeba z nimi po prostu się dogadać i przekonać w dłuższych odsłuchach, w których inne modele potrafią srodze wymęczyć lub wymuszać częste przerwy. I być może właśnie tutaj AKG się ostatecznie w tym wszystkim przeliczyło. Niestety wraz z bardzo szybkim przejściem na produkcję chińską, a potem zakończeniem produkcji, nie było dane pokazać się im z lepszej strony. Słuchawki są to więc na pewno ciekawe i niedoceniane, ale też niewdzięczne i wymagające dużego samozaparcia.

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *