Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB

Powiadają, że człowiek uczy się całe życie. Mam wrażenie, że jest to powiedzenie aktualne chyba najbardziej w ramach tematyki audio, gdzie nawet wieloletnie odsłuchy różnorodnego sprzętu grającego nie powodują, że ten zyskuje wiedzę i doświadczenie, ale zdaje sobie sprawę wprost przeciwnie: ile jeszcze nie wie i jak wiele rzeczy może go zaskoczyć. Do takich z pewnością zaliczyć można sytuację, w której w ręce trafia malutki, niesamowicie niepozorny, wybitnie audiofilski układ marki… w sumie nie wiem nawet jakiej marki. Ale z pomocą przychodzi niezawodny w takich sytuacjach portal o jedynej słusznej nazwie i pomarańczowej kolorystyce, który usłużnie podpowiada, że tematem niniejszej recenzji jest Fengzhong 7.1.

Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB

Dane techniczne

Pisownia oryginalna wg (chyba) producenta (albo kogokolwiek kto tworzył treść aukcji):

  • System dźwięku: 3D Surround
  • Symulacja systemu: Stereo 7.1 .
  • Zasilanie.: Z portu USB
  • Wejścia : mikrofon: Mini jack 3,5 mm
  • Wejścia : słuchawki: Mini jack 3,5 mm
  • Windows: 98SE/ME/2K/XP/Vista/Vin7/Vin10 oraz nowsze.

 

Wykonanie i konstrukcja

Zamysł stojący za Fengzhongiem 7.1 jest genialnie prosty i niepozorny. W zasadzie to ostatnie to tu słowo-klucz, bowiem niepozorność jest tym, co odróżnia patrzenie oczami od słyszenia uszami. Nawet opakowanie jest niepozorne i to tak niepozorne, jak tylko może być:

Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB

Jest do tego stopnia niepozorne, że zdjęcia musiałem wykonywać znów z obniżonym kontrastem, bo tak bardzo wtapia się w tło fotograficzne swoją dyskretnością.

Od razu widać więc, albo i nie widać przez wspomnianą niepozorność, że jest to sprzęt wybitnie nie-audiofilski, bowiem ubrany w nędzne szaty wykonane z białego, nader klasycznego, plastiku, dodającego mu tylko jeszcze bardziej niepozornego animuszu. Audiofile bardzo często kupują oczami i uwielbiają sprzęt wykonany ekskluzywnie, z wyszukanych materiałów. Tymczasem Fengzhong mówi: oj biada wam głupcy, albowiem obudową się kierujecie, a nie wnętrzem.

Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB

I zaiste prawdziwe to muszą być słowa, gdyż skrywa on w sobie małą – również niepozorną – płytkę, na której producent celowo zdecydował się umieścić tylko dwa gniazda: słuchawkowe i mikrofonowe. To również zabieg celowy, albowiem audiofil lubi mieć multum złączy wejściowych i wyjściowych, jakiś balans i inne takie rzeczy. Tymczasem Fengzhong znów udowadnia nam – ludziom małej wiary – że mniej znaczy więcej i dzięki ograniczeniu ilości złącz, rozmiaru płytki i w ogóle wszystkiego, można było zaoferować użytkownikom nieprzyzwoicie niepozorne urządzenie w niepozornie małej cenie, zawstydzające wielkie klocki tego światka audio za grube tysiące, albo i dziesiątki.

Bo i niech ktoś ośmieli się wskazać sprzęt audiofilski za te 20 albo i 30 tysięcy, który ma w sobie gniazdo mikrofonowe. Jest takowy śmiałek? Jakieś dCSy czy inne Woo Audio? Ano nie ma.

Co więcej, ten niepozorny sprzęt grający skrywa w sobie cechy typowo jednak audiofilskie i widać w tym wszystkim niesamowity zmysł rynku docelowego po stronie Fengzhonga. Audiofile lubią na przykład sprzęt lampowy. Czemu? Bo pięknie się świeci i do tego grzeje. A jednocześnie niestety lampy się zużywają, na co też część osób narzeka. I tu zrodziła się genialna myśl: no to zróbmy sprzęt który nie ma lamp, a jednak pięknie się świeci i do tego grzeje. A słowo ciałem się stało i spoczęło na aukcjach w jedynym słusznym portalu. A opinii zadowolonych audiofilów nie było końca:

Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB

 

Ze smutkiem stwierdzić muszę, że przy tak przytłaczająco pozytywnym odbiorze, Fengzhong podrożał i tak jak był do kupienia za 6,00 zł, tak niestety obecnie zdrożał na 9,90 zł. Wydawać się to może niewielką kwotą, ale musimy sobie uświadomić, że jest to wzrost o ponad 50% ceny pierwotniej. Niestety nawet tacy mistrzowie niepozorności jak Fengzhong podlegają wilczym prawom rynku.

Wracając do samego urządzenia, po podłączeniu nie wymaga ono żadnych sterowników, aby audiofil mógł czym prędzej przekonać się o słuszności swego niepozornego zakupu. Podczas pracy w istocie spód urządzenia się nagrzewa, a w środku zapala się krwisto czerwona dioda LED, która majestatycznie miga w trakcie otrzymywania strumienia audio. Nie daje tym samym o sobie zapomnieć i zwraca co rusz na siebie uwagę. I to mimo niepozornej obudowy! To kolejny przejaw geniuszu marki Fengzhong.

Karta oferuje tylko dwa tryby pracy: 16 bit / 44 kHz i 16 bit / 48 kHz. Więcej do szczęścia audiofilowi nie potrzeba, ponieważ pierwszy został opisany jako jakość CD, a drugi jako jakość DVD. A przecież wiadomo, że audiofil posiada w domu najczęściej ogromną kolekcję płyt, toteż jest to szeroki ukłon w stronę takich właśnie odbiorców, którzy są wysoce przyzwyczajeni do takich właśnie mediów. W sumie DVD to nie wiem, ale CD na pewno. Producent pewnie też nie wiedział, bo tylko głupiec nie zostawiłby sobie furtki w tym zakresie, a co znów jest przejawem wspomnianego geniuszu marki Fengzhong – nie dość że wie dokładnie co ludziom jest potrzebne, to jeszcze zabezpiecza się przyszłościowo!

Utarło się również w wielu kręgach, że sprzęt audiofilski nie powinien posiadać żadnych zabezpieczeń, bo tylko degradują one jakość dźwięku. I tak też uczynił Fengzhong – nie dał żadnych zabezpieczeń, co powoduje, że dostajemy czyściuteńkie i wysokiej jakości trzaski podczas wkładania wtyku słuchawek do gniazda. Puryści audio powinni być wniebowzięci.

Wniebowzięta była również para KZ EDX-Ultra, której jeden przetwornik podczas testów znalazł się w krainie niebieskiej nuty. Ale to moja wina, że tak niegodne słuchawki próbowałem podpinać pod tak zacne urządzenie. Pewnie miałem zły prąd albo nieumiejętnie wkładałem wtyk do gniazda. Dlatego też resztę testów pokornie wykonywałem już na Sennheiserach HD800 S, które to wielokrotnie bardziej dopasowane są klasowo do przedmiotu testu. Oczywiście zawsze znajdzie się jakiś malkontent który będzie narzekał, że to wciąż za słaby partner i nie pozwoli na pełne pokazanie możliwości drzemiących z tym jakże niepozornym i genialnie zaprojektowanym urządzeniu, no ale cóż, testować muszę tym co mam pod ręką. Może jeśli kiedyś będę miał przywilej testowania Abyssów 1266 albo Susvar, z radością wrócę do testów.

Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB

Pomijając już „wejście” na słuchawki, bo z reguły jest to raczej wyjście, na koniec pozostaje jeszcze obsługa dźwięku „Stereo 7.1”. Nie do końca wiedziałem jak takie niepozorne urządzenie może go uzyskać, ale zrzucam to na barki swej niewiedzy i domyślam się, że chodzi tu o wbudowaną w system Windows wirtualizację dźwięku, ale mogę być w błędzie, bo producent podaje, że chodzi o system Vin10, a ja mam Windows 10. No ale zakładam że stąd nazwa „Stereo 7.1”, a nie samo „7.1”. Jeśli ktoś będzie więc doszukiwał się problemu że takiej funkcji nie ma – otóż jest, tylko my maluczcy nie jesteśmy w stanie często objąć naszymi zdolnościami pojmowania należycie opisu urządzenia. Czytać ze zrozumieniem!

 

Opis dźwięku Fengzhong 7.1

Urządzenie pracuje wyłącznie po złączu USB, co powoduje, że jest ono niesamowicie energooszczędne i komponuje się w prostej linii w ramach koncepcji niepozorności. Cieszy się również z tego faktu wzmacniacz operacyjny, który majestatycznie się wzbudza na lewym kanale i powoduje „lampowe” szumy. Po raz kolejny objawił się nam geniusz Fengzhonga, który pokazuje jak zrobić sprzęt lampowy bez lamp! Moim zdaniem jest to przyszłość branży audio, bo można zaoferować ten taki typowo lampowy brud bez używania prądożernych i często trudnych do dostania lamp. A i w sumie skwierczenie od czasu do czasu słyszalne wraz z szumem na przytaczanym lewym kanale wydawało się podobne. Czemu tylko na lewym, zapytacie? To też jest genialny i celowy zabieg Fengzhonga. Pamiętacie może iFi Audio iCAN PRO i te jego tryby lampowe, tranzystorowe itd.? Użytkownik był zmuszony wybierać pokrętłem między jednym czy drugim. W Cayinach tak samo. Fengzhong najwyraźniej stwierdził, że jest to niepotrzebne zmuszanie słuchacza do wybierania między tymi przysłowiowymi rybkami a akwarium, toteż postanowił stworzyć sprzęt, który na jednym kanale gra ze wspomnianym „lampowym” szumem, a na drugim nie! Bo uszu jednak mamy parę i możemy na słuchawkach przecież słuchać jednego i drugiego. Czyż to nie jest prosty i mądry pomysł? I żadnych pokręteł nie trzeba do tego ani przełączników, a więc zachowana jest koncepcja niepozorności!

Jedynie od czasu do czasu głośne strzelanie lub pykanie daje się usłyszeć na obu kanałach, ale najprawdopodobniej jest to okresowe sprawdzanie przez same urządzenie, że działa. I gromkie sygnalizowanie tego użytkownikowi, który nie musi się zastanawiać – jak przy EDX-Ultra – czy to słuchawki umarły, czy jednak coś się stało ze sprzętem źródłowym.

A jak gra Fengzhong tak w ogóle? Wysoce neutralnie, niczym porządna równa lampa. Słyszałem taki poziom dźwiękowy jeśli dobrze pamiętam w hybrydowej integrze słuchawkowej HPA200 za (obecnie) 4800 zł z lampą bodajże Siemens’a, która sama kosztowała bagatela 1000 zł! A tutaj dostajemy dokładnie taki sam poziom dźwięku za dwa zera mniej i to biorąc pod uwagę koszt samej lampy, a nie całego urządzenia. I to bez lamp! Da się? Da się!

Nawet słuchawki o niskich wymaganiach notują umniejszenie basu względem nędznych układów zintegrowanych na płytach głównych albo nieaudiofilskich interfejsach studyjnych. Oba takie urządzenia były przeciwnikami recenzowanego sprzętu. Tak, wiem, znów nieadekwatność towarzystwa, brak doświadczenia, brak wygrzania, brak kondycjonowania dźwięku. Jednym słowem egzystencja audiofilskiego sprzętu o ekstremalnej niepozorności w krainie nie audiofilskiego towarzystwa. Ale na swoją obronę mogę rzec, że nie wyjąłem sprzętu pomiarowego, ponieważ jak usłyszałem to uszy są najlepszym sprzętem pomiarowym. Toteż i na nich, będąc świadomy żem głupi i głuchy, ośmielam się tu oprzeć. W końcu tak mawiają ludzie na forach, a przecież wiadomo że to co mówią ludzie na forach to prawda jest najprawdziwsza.

Audiofilskie trzaski były bardzo mocno słyszalne każdorazowo przy nie tylko wkładaniu, ale i wyjmowaniu wtyku słuchawkowego. Jednocześnie każdorazowo Fengzhong 7.1 okazywał się układem grającym „deskowo”, czyli obłędnie równo, piekielnie wręcz, z lampowym sznytem i jednocześnie technicznością godną najlepszych tanich układów oferujących głównie napięcie na wyjściu, a nie moc, przebijając tym samym chociażby takie tuzy jak Fezz Omega Lupi. Gra to jak tranzystor, lampa i napięciówka w jednym, a do tego jest donglem USB i kartą dźwiękową z mikrofonem i efektami 7.1, których wcale przecież Windows nie ma zintegrowanych w sobie i dostępnych w każdym urządzeniu. Pewnie malkontenci będą się i tak tego czepiali, wbrew 343 opiniom na 5 gwiazdek, jakie widniały na aukcji w momencie pisania niniejszej recenzji. A która niestety musi powoli zmierzać ku końcowi.

 

Czy warto kupić Fengzhong 7.1?

No ba. Jest to najbardziej spektakularne w swej niepozorności urządzenie jakie znam, o jakości dźwięku na poziomie HPA200 i lepszej niż w Omega Lupi, funkcjonalnościach lepiej pomyślanych niż w iCAN PRO oraz zabezpieczeniach rywalizujących z najlepszymi układami Bursona. I to wszystko za 9,90 zł. Nie mówiąc o tym, że przy zakupach za 5000 zł, na aukcji dostaniemy dodatkowe 2% rabatu! Taka okazja! Tyle wygrać…

Recenzja karty dźwiękowej Fengzhong 7.1 USB

Sam osobiście jestem niesamowicie zadowolony z tego urządzenia i zamierzam w przyszłości wykorzystywać je intensywnie na blogu jako solidny punkt odniesienia względem sprzętu lampowego, który definitywnie ma się czego obawiać w starciu z takim zawodnikiem. Bo oferuje wszystko to samo co on, a nawet lepiej. Kto wie, czy aby nie rodzi się nam pod nosem prawdziwa rewolucja w koncepcji podejścia do sprzętu audio, która akumuluje w sobie wszystko to, co do tej pory dawał nam raz to jeden producent, raz drugi. Tu mamy wszystko razem. I pamiętajcie: 2% rabatu od 5000 zł!

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

2 komentarze

  1. Już miałem wrzucać na allegro, bo po takiej recenzji cena pójdzie w górę. I mnie olśniło…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *