Audio-GD to marka uważana u nas w kraju za audiofilską, oferowana w różnych cenach i smakach, nawet za 12000 zł jeśli uprzemy się na największe kolosy (HE-9). Większość osób jednak z reguły zadowalała się czymś mniejszym, słabszym, ale przede wszystkim tańszym i wcale nie gorzej wyposażonym w złącza. Przedstawicielem takiego właśnie zbioru urządzeń jest model NFB28, który mogę zaprezentować na blogu dzięki uprzejmości jednego z dawnych czytelników bloga.
Dane techniczne
Z racji dużej rozbudowy tychże, cytowane wprost ze strony dystrybutora (model pochodzi przynajmniej z 2019 roku):
Wykonanie i konstrukcja Audio-GD NFB28
Gabarytowo jest miłe zaskoczenie – nie jest aż tak ciężki jak może na to wskazywać jego postura. HE-9 był wyraźnie cięższy, ale przecież jakież tam w środku klamoty siedziały. Audio-GD jest zresztą znane z tego, że pakuje do środka ogromną ilość elektroniki. W modelu 28 (najprawdopodobniej jest to model NFB-28.28) mamy natomiast tylko jeden transformator, do tego usadowiony nietypowo z przodu. W efekcie urządzenie jest „cięższe na przód” i przy przenoszeniu oraz podłączaniu wprowadza troszkę zamieszania. Nawet jednak po zdjęciach środka dostępnych w sieci widać, że jest to sprzęt w każdym razie uproszczony względem HE-9, albo może powiedzieć wypadałoby raczej, że to HE-9 jest ekstremalnym progresem bohatera niniejszej recenzji.
Integra posiada bardzo dużą moc i przez praktycznie cały czas musiałem trzymać sprzęt na niskim wzmocnieniu oraz niskich poziomach głośności. Producent chyba przewidział związane z tym problemy, bowiem po wyłączeniu i włączeniu urządzenie nie zapamiętuje ustawień głośności. Z tej perspektywy nie wygląda to na niedopatrzenie, jeśli HD800 były swego czasu dla mnie bardzo głośne na raptem 10% regulatora, ale nie chciałbym bawić się w typowego recenzenta sprzętu audio, który patrzy na wszystko tylko przez pryzmat pozytywów i szuka wszędzie plusów dodatnich i ujemnych, byle tylko plusów. Tak że listujemy, że mogło być to tu zapamiętywane bez problemu i na odpowiedzialność użytkownika, który przy cenie ponad 4000 zł raczej powinien wiedzieć w co się pakuje.
NFB28, właściwie wzorem innych Audio-GD, lubi się wyraźnie nagrzać, jeśli trochę popracuje. To chyba też u nich tradycja. Dlatego nie wolno zatykać jego otworów wentylacyjnych i najlepiej zrezygnować z szafek ograniczających jego walory termalne. Sam osobiście niespecjalnie przepadam za takim sprzętem, ale są to wyłącznie moje preferencje, a raczej uraz po częstym użytkowaniu sprzętu lampowego w lecie i walki o to, aby sprzęt mimo wszystko pozostawał po sezonie jakkolwiek sprawny.
Funkcjonalnie mamy za to właściwie wszystko co potrzebne: z przodu wygodny włącznik, przełącznik trybu integry/wzmacniacza, sterowanie dwupoziomowym wzmocnieniem oraz sygnałem wejściowym. Oczywiście nic nie jest opisane od strony wyświetlacza w formie innej niż cyfrowej, więc musimy jako jego posiadacze zapamiętać który numer któremu wejściu odpowiada. Wyjścia audio są dwa: blokowany jack 6,3 mm oraz również wyposażony w mechanizm blokady XLR 4-pin, jako że sprzęt jest w topologii zbalansowanej.
Z tyłu kanonada wejść i wyjść. Mamy wejścia cyfrowe w postaci USB, OPT, COAX i BNC, po jednej parze wejść i wyjść RCA i XLR, a także wyjścia mXLR. Polaryzacji musimy domyślać się po kolorach gniazd RCA lub orientować względem „widoku od góry”, gdzie po lewej będą gniazda lewe i analogicznie po prawej.
Generalnie jednak to na tyle byłoby, jeśli chodzi o budowę urządzenia. Muszę zastrzec natomiast co do jego stanu – sprzęt posiadał łącznie bodajże kilku właścicieli i za poprzedniego był konkretnie używany, stąd ślady i uszkodzenia oraz niestandardowe zdaje się zaślepki wkrętów górnej pokrywy.
Jakość dźwięku Audio-GD NFB28
Recenzja Audio-GD NFB28 nie będzie należała do długich. Nie dlatego, że nie ma o czym przy tym sprzęcie opowiedzieć, ale dlatego, że gdyby skupić się wyłącznie na opisie tego co jest tu nie tak (i to nawet wcale nie pomiarowo), wyszedłby z tego niezły thriller. I to tym bardziej zaskakujący, że w pierwszej chwili w jego dźwięku wszystko wydaje się w porządku. Nie będzie tu zatem audiofilskiej poezji, czarowania substancją, fakturą czy konieczności doszukiwania się Palców Bożych itp. kreacji językowych, które na siłę ubarwiałyby to, co sprzęt sobą oferuje. Co najwyżej mogę pokusić się na obrazowe porównania, np. do cyganki, która zaczepia mnie na ulicy tekstem „piękny audiofil, ja powróżyć”, a ja już wiem, że za moment dowiem się o dwójce nieślubnych dzieci i miłości czyhającej tuż za rogiem. Ale do rzeczy…
Audio-GD to brzmienie trochę uproszczone względem robiącego duże (dosłownie, bo gabarytowo) wrażenie HE-9. Zresztą nawet podobna obudowa może to sugerować, choć raczej wynika to z oszczędności i chęci unifikacji. Niemniej charakterystyka jest tu bardzo podobna, ale jeszcze bardziej niż HE-9 bez jakichś cech szczególnych, przez co trudna w interpretacji ponad stwierdzeniem, że sprzęt „działa” i „gra”.
Co do tego ostatniego, generalnie jest to granie równe, starające się zrobić wszystko na poziomie „referencyjnym”, ale jednak plasujące się na poziomie Aune S6 i poniżej, czyli sprzętu za zauważalnie mniejsze pieniądze. Zasadniczym problemem jest jednak to, że nie jest to układ dźwiękowo czysty. Audio-GD obficie szlifuje dźwięk zniekształceniami powstałymi na skutek bardzo mocnego wybicia trzeciej harmonicznej, w efekcie kształtując poziom THD+N na poziomie tylko -55 dB, co wykazały pomiary w innych, niezależnych serwisach. Jest to wynik bardzo słaby i to nie tylko z perspektywy technicznej. Dość tylko powiedzieć, że poczciwy Realtek ALC872 z 2013 roku wyciąga w pomiarze, już wykonywanym przeze mnie, pułap -80 dB bez żadnego problemu. Ba, nawet na tablecie Asus K004 można wydłubać przynajmniej -74 dB. Czyli w tym momencie sprzęt za konkretne pieniądze (obecna wersja to jakieś 4500-4800 zł) prezentuje się gorzej technicznie niż stary tabletotelefon i równie stary zintegrowany Realtek na płycie głównej.
Gdyby ktoś się zastanawiał, poziom -55 dB niestety jest już zawierający się w granicy percepcji ludzkiego słuchu. Da się to usłyszeć i pomiar „zagra” w taki sposób, że w dźwięku wyczuwalna będzie wyraźna chropowatość i szklistość. Wybita trzecia harmoniczna daje wrażenie analitycznego, ostrego dźwięku o podkreślonej jasności i dużej detaliczności pozornej. Tak też odbierałem w odsłuchach testowane urządzenie. Co prawda bas jest zwarty i dźwięk ogólnie wydaje się żywy, ale przyznam że nie wiem do końca za co tu płacę, tzn. jako konsument. Chciałbym bowiem aby nie towarzyszyły tym wrażeniom zniekształcenia i wybicia, których być nie powinno i najciekawsze jest to, że wprawne ucho nie będzie potrzebowało nawet aparatury pomiarowej, gdyż zjawiska o których piszę są wyraźnie słyszalne.
Oczywiście sprzęt może się w takiej formie podobać, a nawet zgrywać (tak jak LCD-4z zgrywały się – i dosłownie uratowały – Fezza Omega Lupi). W pierwszym kontakcie bowiem Audio-GD nie urzeka, potem jednak stopniowo i stopniowo, krok po kroku przekonuje do siebie. Chciałoby się powiedzieć, że solidnością dźwięku, ale raczej wskazywałbym tu po prostu adaptację akustyczną do koloryzacji jaką sobą wprowadza. Koloryzacja jako zjawisko samo w sobie nie jest złe, ale jeśli realizowane jest za cenę zniekształceń, to wystarczy posłużyć się prostą logiką, aby zauważyć, że zniekształcenia stoją w sprzeczności z ideą jakkolwiek czystego dźwięku. Bowiem czysty dźwięk to właśnie taki, który zniekształceń albo nie ma, albo ich ilość jest szczątkowa. A już na pewno o jakości można mówić od chwili, gdy owe zniekształcenia znajdują się poza naszym zakresem percepcji. W przypadku Audio-GD nie dość, że dźwięk na tym cierpi, to ich poziom podnosi nam tenże problem z grupy tylko technicznych uwag i problemów elektrycznych do grupy realnie słyszalnych w muzyce zjawisk. I co konieczne jest też podkreślenia, nie jest to sprzęt lampowy, a jednak próbuje zachowywać się tak, jakby użytkownik celowo owych zniekształceń szukał i oczekiwał (kto wie, może oczekuje).
Jeśli pominąć wszystko to co napisałem, na ucho NFB28 to dosyć równy i świeży dźwięk, z „angażującym” wzbudzeniem wymienionych tu już elementów oraz różnicami względem HE-9 na polu mniejszej od niego dynamiki, mniejszej też sygnatury na planie „V” oraz oczywiście (s)ceny.
Scena zaś, jeśli już o niej mówimy, jest tu eliptyczna, dosyć zrównoważona i typowa, można powiedzieć. Oczywiście nie ma takiej holografii jak w droższych jeszcze urządzeniach faktycznie zorientowanych na dobrą scenę, ale to o dziwo dobry i solidny, optymalny stosunkowo element, gdzie każdy dźwięk ma swoje miejsce. Są one tu dobrze przytwierdzone do podłoża i poprawnie porozkładane na scenie, także tylko w zakresie trójwymiarowości brakuje ostatniego słowa. Niemniej porównuję go do sprzętu jednoznacznie droższego. Jego wyróżnikiem jest w ramach sceny bardzo dobre skupienie na środku, realizowane bez sztucznego przybliżania czy zbijania średnicy.
NFB28 nie sposób jest ocenić na słuchawkach tańszych, ponieważ sprzęt ten dosyć ciężko się skaluje, a raczej pozwala na skalowanie słuchawkom. Podłączenie K240 MKII, nawet po modyfikacjach (rekablowane wewnętrznie srebrem + autorski kabel AC2) nie dawało żadnych wymiernych korzyści czy też cech, które mogłyby jednoznacznie odróżnić go od sprzętu tańszego. Po prostu dla takich słuchawek ich maksymalny potencjał został już dawno temu osiągnięty i zakup NFB28 mijałby się z celem – byłby jak budowanie toru rajdowego dla jednej osoby i to dysponującej dobrym, ale zwykłym samochodem. A ze względu na wspomniane THD+N byłby to tor dodatkowo niebezpieczny, bo usłany dziurami i w opłakanym stanie, przez co nie różniłby się od zwykłej lokalnej drogi, opuszczonej przez wszystkich, wliczając w to drogowców.
Można oczywiście próbować szans z szukaniem mu specjalnie dobranego towarzysza, np. słuchawek umownie z przedziału 2000-4000, może na upartego 6000 zł, wmawiać sobie że to dobry dla nich przyczółek synergiczny z szansą na lepsze efekty. W praktyce jednak do droższych/lepszych słuchawek należałoby już mieć sprzęt wyższej klasy, gwarantujący lepsze parametry. Z punktu widzenia technicznego, NFB28 jest niemiłosiernie obijane przez nawet najtańsze Toppingi, a które to w odsłuchach ani nie będą tak ostre, ani tak przesadzone na głośności że aż nieużywalne, ani nie będą sypały harmonicznymi jak z rękawa. Zamiast tego będą dostarczały czysty i równy dźwięk, oddając pole samym słuchawkom. Znajdą się też ciekawe propozycje od SMSLa, jeśli ktoś ma do Toppinga awersję. Owszem, traktowanie pokrętła głośności jak jajka na początku robi wrażenie, ale na dłuższą metę jest to najdelikatniej mówiąc wysoce nieergonomiczne i niepraktyczne.
Niemniej jeśli założyć, że użytkownik uprze się i będzie chciał NFB28 zatrzymać, a nawet używać, bo ta trzecia harmoniczna daje mu dodatkowy plus do sopranu, zaś redukcja czystości jest odbierana korzystnie (analogowy sznyt), to o ile nie preferujemy słuchawek równych i trzymanych bez zmian w takiej formie, rekomendowałbym tu modele nieco cieplejsze, nieprzesadnie może, ale po prostu przyjemniejsze, które będą czerpały z wymienionych cech tego urządzenia. W głowie mam np. Fidelio X2HR, Sennheisery HD580 czy nawet HD650. Może i z Night Hawkami nie byłoby tu źle. Słuchawki te w mniejszy bądź większy sposób zamaskowałyby wspomnianą trzecią harmoniczną i tendencyjną ostrość/szklistość tego sprzętu. Pytanie tylko czy nie dałoby się tego zrobić po prostu taniej. Wydanie kilku tysięcy zł tylko po to, aby intencjonalnie trzymać na NFB28 słuchawki niższej klasy, maksymalnie w okolicach 1000-1500 zł, które ani nie potrzebują takiej mocy, ani takiego specjalnego traktowania, nie wydaje mi się zbyt rozsądnym ekonomicznie posunięciem.
Na koniec warto zaznaczyć jeszcze jedną rzecz: układ ten był projektowany w pierwszej kolejności pod pracę z wyjściem XLR. Na nim też dźwięk jest nie tylko mocniejszy, ale i żywszy, bardziej dynamiczny, niż na wyjściu single-ended. W rzeczywistości jest po prostu głośniejszy i stąd wrażenie. Naturalnie powyższy opis był wykonywany z perspektywy XLRa, jako że posiadam słuchawki mające także zbalansowane złącze, ale warto mieć to na uwadze, jeśli nie dysponuje się słuchawkami tego typu albo nie ma możliwości zmiany okablowania, że poza jeszcze bardziej przesadzoną mocą, wszystko co uzyskamy będzie wynikało jedynie z różnicy głośności i niemożności ustawienia takiego samego dokładnie poziomu głośności między próbami odsłuchowymi bez pomocy dodatkowej aparatury.
Czy warto kupić Audio-GB NFB28?
Gdybym w tej chwili był typowo audiofilskim recenzentem, napisałbym iż NFB28 okazał się być układem równym i żywiołowym, mającym w sobie tą typową dla Audio-GD „wibrację” na skrajach w dźwięku, nie zaskakujący niczym negatywnym, ale też nie przysparzającym o jakieś szczególne bicie serca w swojej cenie. Niemniej wciąż może być to bardzo solidny układ traktowany jako fundament może nie wybitnego, ale po prostu dobrego i stabilnego systemu audio.
Ponieważ nim nie jestem, napiszę, że o ile „na słuch” można próbować się z NFB28 dogadać, o tyle układ technicznie jest kompletnie nie wart swojej ceny. Większość rzeczy jest tu albo niedopracowana i mająca swoje przełożenie na dźwięk w sposób negatywny, albo wyskalowana w górę bez żadnego sensu (gabaryty, poziom głośności, temperatury, cena). Co do tej ostatniej, największe zastrzeżenia w tym kontekście mam do faktu, że sprzęt psuje odsłuchy mocno wybitą trzecią harmoniczną, powodując wrażenie ostrego dźwięku o niepotrzebnej surowości i czystości. Do tego jak pisałem kompletnie przesadzone gabaryty oraz moc/gain, powodujące przymus bardzo ostrożnego obchodzenia się z pokrętłem. Żadne słuchawki nie będą wymagały takiej mocy, jaką te urządzenie oferuje. Toteż odpowiadając od razu na tytułowe pytanie – nie, Audio-GD NFB28 nie kupiłbym, nie chciałbym tego urządzenia posiadać, nie chciałbym go używać w testach (niska jakość dźwięku, niebezpieczeństwo względem słuchawek) i tym samym nie jestem w stanie go zarekomendować. Choć może się wydawać, że sprawia mi przyjemność takie pastwienie się nad sprzętem, naprawdę nie lubię tak bardzo krytykować urządzeń, zwłaszcza mających swojego właściciela, który udostępnił mi go nieodpłatnie na testy, za co jeszcze raz serdecznie dziękuję.
Zalety:
- bogate wyposażenie w złącza
- na upartego duża moc, choć nie idzie za tym jakakolwiek realna potrzeba
Wady:
- wybita trzecia harmoniczna mająca słyszalny i negatywny wpływ na dźwięk
- bezsensowne przesadzenie z mocą wyjściową i konieczność obchodzenia się z pokrętłem jak z jajkiem
- niezapamiętywanie głośności po wyłączeniu
- wyczuwalna temperatura pracy
- nieczytelne oznaczenia wyjść tylnych
- cena