Recenzja słuchawek Audio-Technica ATH-ANC700BT

Kto czyta od dłuższego czasu AF, zapewne zauważył jedną prawidłowość: z reguły preferuję sprzęt stacjonarny, pełnowymiarowy i przeznaczony do odsłuchu domowego, nie mobilnego. Nie oznacza to jednak, że przy „mobilkach” nie mam doświadczenia lub wiedzy. Wręcz przeciwnie – nachodziłem się ze sprzętem bardzo dużo, chodzę (i biegam) do dziś, a po prostu nie inwestując w tą przestrzeń takich środków i uwagi, jak czynię to przy sprzęcie domowym. Wynika to w dużej mierze też i z wygody, gdzie moje uszy, a także kanały słuchowe, są dosyć wybredne i nie z każdą parą lubią się dogadać, zwłaszcza izolującą od otoczenia (wiele przeżyłem z K518 DJ swego czasu). Dlatego słuchawki izolujące i jednocześnie wygodne uważam za pewien ewenement, a także z tego co zauważyłem przedmiot pożądania także u innych użytkowników, którzy bardziej ode mnie przykładają wagę do sprzętu mobilnego i wyjściowego, nie mając dla kontrastu nic specjalnego w ramach słuchawek domowych. Tym razem przyglądam się zatem słuchawkom, które za chyba swoisty punkt honoru obrały sobie umysłami i wolą ich projektantów izolację od otoczenia – Audio-Technika ATH-ANC700BT. I nie chodzi tu tylko o nazwę modelu.

 

Dane techniczne

  • Przetworniki: 40 mm, dynamiczne, zamknięte,
  • Format: przenośny, pomniejszony wokółuszny
  • Impedancja: 35 Ω (analog) / 150 Ω (ANC)
  • Pasmo przenoszenia:  5 Hz – 40 kHz
  • Komunikacja: Bluetooth 4.1 z aptX
  • Akumulator: litowo-polimerowy 3,7 V
  • Czas pracy BT+ANC: do 25 godzin
  • Czas pracy ANC: do 45 godzin
  • Czas ładowania do pełna: ok. 5 godzin
  • Waga: 250 g (bez kabla)
  • Dostępne kolory: czarny (na zdjęciach), srebrny

 

Sposób pakowania i wyposażenie

Słuchawki przychodzą do nas w kartonowym pudełku skrywającym plastikowe wypełnienie otulone arkuszem tkaniny. To częsty sposób Audio-Techniki na pakowanie swoich wyrobów, dzięki czemu słuchawki nawet podczas ruchu w pudełku podczas transportu nie ocierają się. Dodatkowo górna ścianka pudełka wyściełana jest przyklejonym paskiem gąbki, aby tym bardziej użytkownik mógł dostać je w stanie idealnie nowym.

W zestawie mamy tylko to co na zdjęciu. Minus stojak oczywiście.

Akcesoria również są odseparowane od słuchawek i w ich skład wchodzą:

  • Instrukcja obsługi
  • Kabel sygnałowy jack 3,5 mm (kątowy) do jack 2,5 mm (prosty) o dł. 1,25 m
  • Kabel USB (tylko ładowanie, 30 cm)
  • Pokrowiec do przenoszenia ze skóry ekologicznej

Czyli do dyspozycji mamy podstawowe wyposażenie, ale też w całości pokrywające zapotrzebowanie przy takich słuchawkach. Może co najwyżej twarde etui by się nam przydało, ale to co otrzymujemy również nie jest złe. Poruszam kwestie pakowania i wyposażenia bardzo nietypowo w formie całkowicie osobnego akapitu dlatego, że niektórzy producenci traktują zarówno akcesoria, jak i sam sposób pakowania, po macoszemu i my, jako użytkownicy, mamy potem szansę adekwatnie reagować, gdy sprzęt przyjedzie do nas nie w takim stanie, jakiego byśmy się spodziewali. Możliwe, że aspekty te będę opisywał jako wyłuskany akapit częściej, nie tylko tutaj. Jednocześnie pojawiały się pytania o to, czy stojaki widoczne na zdjęciach także są dołączane do zestawu i dodatkowe wyjaśnienie myślę, że pomoże nie czuć się wprowadzonym w tym zakresie w błąd. Naturalnie jeśli faktycznie czyta się treść recenzji i zawartych w niej akapitów rzecz jasna.

Uprzedzając pytania, które pojawiają się od czasu do czasu co do zdjęć, stojak widoczny na ujęciu powyżej jest mój i nie wchodzi w skład wyposażenia tych słuchawek, toteż w razie czego wymaga zakupienia osobno. Aczkolwiek ATH są na tyle kompaktowe, że wejdą na praktycznie każdy inny stojak.

 

Jakość wykonania i konstrukcja

Jak to bywa u Audio-Techniki, producent lubuje się w plastiku, ale jest on dobrej jakości. W dotyku aksamitny, sprawiający wrażenie zwartych – i przez to szczelnych – korpusów jednoczęściowych. Nie przeszkadzało to naturalnie we wzmocnieniu konstrukcji metalowymi wkrętami oraz zastosowaniu stalowego pałąka, który nie będzie ulegał pęknięciom. To problem wielu konstrukcji konkurencyjnych, np. od Sony czy AKG, które notorycznie obrywają w relacjach ich sfrustrowanych posiadaczy. Trudno im się zresztą dziwić.

Prosty i w miarę jednoczęściowy design to wyróżnik tego modelu.

Recepta na to aby nie być sfrustrowanym teraz lub w przyszłości? Wybrać słuchawki o konstrukcji odpornej na problemy. W tym wypadku mówimy o pałąku, ale też mechanizmie wysuwania muszli. Teoria jest tu prosta i logiczna, pokrywająca się z wieloma innymi urządzeniami, a nawet meblami czy w ogóle przedmiotami użytkowymi: dana konstrukcja jest najsłabsza w miejscach łączeń i przegubach. Aczkolwiek w słuchawkach w praktyce jeśli materiał po prostu pracuje i nie jest niczym wzmocniony, prędzej czy później starzeje się, wykrusza, pojawiają się pęknięcia, złamania. Mądry producent wyciąga z tego lekcję, głupi brnie w to dalej, a chciwy – odmawia reklamacji lub zakłada, że każdy pójdzie i kupi sobie nowy egzemplarz. Owszem, zrobi to, ale już innej firmy. Czyli wracamy i tak do drugiego określenia.

Choć z drugiej strony ktoś może stwierdzić, że wygląda przez to tanio.

W Audio-Technice natomiast mamy stalowy pałąk ze stalowymi, solidnymi ramionami wysuwanymi. Dokładnie tak jak powinno to być zrobione. Elementy te nie dość, że się nam nie połamią, to jeszcze w razie konieczności istnieje możliwość ich wygięcia do pewnego stopnia, co pozwala kosztem pojemności na głowę wpłynąć na docisk i korzystnie na wygodę.

W rzeczywistości wszystko w tych słuchawkach sprowadza się do izolacji.

Im większe wysunięcie, tym większa siła oddziałująca na plastikowe ramię słuchawek i zapinkę obicia pałąka (ze skóry ekologicznej), ale tu słuchawki posiadają dla pewności po jednej dodatkowej śrubie. Nawet więc zastosowanie plastikowej obudowy nie wyklucza możliwości wzmocnienia konstrukcji w takim miejscu i akurat Audio-Technikę wspominam za to z modeli pół/przenośnych bardzo dobrze. Duży plus zatem za rozwiązania konstrukcyjne i posiadanie głowy na karku w zakresie potencjalnej jej żywotności.

Natomiast z prostej konstrukcji wynika niska masa i przez to dodatkowy plus do całkiem wysokiej wygody.

Słuchawki składają się do środka, ale w sposób niepełny, tj. „muszla na muszlę”. Mogą również zostać obrócone muszlami na płasko. To bardzo dobre właściwości wzmacniające praktyczność i możliwości przechowywania.

Ramiona - tradycyjnie u ATH - ze wzmocnieniami.

ANC700BT w środku mają coś, czego nie spodziewałem się zobaczyć w żadnej innej konstrukcji poza K270, K280 i K290: dysze akustyczne. Są one w formie wypustków znajdujących się w przedniej części komór odsłuchowych, także nie następuje z naszymi uszami jakakolwiek kolizja. Trudno jest mi jednoznacznie określić ich zastosowanie w tym modelu, ale bazując na doświadczeniach z K270 strzelałbym, że jest to jakby dodatkowa komora tłumiąca, mająca na celu poprawienie właściwości izolacji pasywnej.

System wysuwania widełek - także tradycyjnie u ATH - metalowy.

Nauszniki z tego co zauważyłem przytwierdzone są bardzo mocno i podejrzewam, że na stałe. Nie próbowałem jednak ich ściągać siłowo, aby niczego nie uszkodzić.

Obsługa tego modelu jest banalnie prosta, ale mająca też pewien sekret. Całe sterowanie umieszczono na lewej kopule, wraz z mikrofonem, złączem na jack 2,5 mm i złączem ładowania micro USB. Słuchawki włącza się w tryb bezprzewodowy jednym przełącznikiem w formie suwaka, aktywującym od razu tryb ANC. Są one ze sobą połączone i nie jest możliwe ich odseparowanie (a przynajmniej mi się to nie udało). Aczkolwiek gdy słuchawki wykryją podłączenie kabla – suwak włączy nam tylko tryb ANC, bez Bluetooth. Aktywność obu reprezentowana jest przez dwie diody – białą i zieloną.

Wszystko mamy z lewej strony słuchawek. Kopuła skrywa w sobie panel dotykowy, kompletnie nieopisany dla dyskrecji.

Sekret o którym wspomniałem to panel dotykowy. 700-tki mają na sobie kompletnie nieopisaną tarczę obsługującą manipulowanie głośnością oraz przycisk wielofunkcyjny. Jak nie trudno się domyślić, są to górna i dolna część lewej muszli, zaś przyciskiem będzie… logo producenta. Choć nie jest to opisane i dowiedzieć się możemy o ich istnieniu przypadkiem lub po lekturze instrukcji obsługi, z mojej strony idzie za to szczery plus.

 

Wygoda i izolacja

Akapit ten jest w zasadzie oczywisty przy takich słuchawkach, choć naturalnie różnie może być z ostateczną realizacją. Okazuje się, że zarówno izolacja jest tu na wyśmienitym poziomie, zwłaszcza w formie aktywnej, jak też nie wpływa o dziwo na wygodę jako taką.

Zacznijmy może od tej drugiej. Z racji plastikowej w dużej części konstrukcji sprzęt jest dosyć lekki. Naturalnie część osób będzie oceniała go po wadze, ale chociażby przykład iSine 20 pokazuje, że lekka obudowa, choć organoleptycznie może powodować skojarzenia z taniością, w tamtych słuchawkach była kluczowa, zwłaszcza przy ich tulejce T600 i tendencji do wypadania po godzinie-dwóch od zbyt mocno napoconych kanałów i masy własnej, która i tak jest przecież z racji lekkich obudów zredukowana. Bardzo podobnie jest w ANC700BT, ponieważ niska masa własna słuchawek pozwala naszej głowie na pełne ruchy bez dodatkowego balastu oraz docisku do powierzchni czaszki. Finalnie ATH ważą w przypadku tego modelu jedynie 250 g. A przecież tam i pałąk stalowy jest, i bateria…

Same poduszki na słuchawkach są bardzo miękkie, ale nie na tyle, aby uszy się nam do środka zapadały. To model wokółuszny, ale w formie kompaktowej, która pojemnością na ucho kształtuje się w okolicach Sennheiserów M2 AEBT. Jest więc „ciasno, ale własno”. Mimo posiadania stosunkowo odstających uszu, nie stwierdziłem na tym polu problemów.

Nie, to nie jest fałda materiału, to wybrzuszenie tunelu akustycznego.

Zachowanie wysokiej pasywnej izolacji, a więc takiej, w której nie wykorzystujemy systemu ANC, z reguły jest osiągana przez połączenie dużej szczelności muszli z ich wytłumieniem, rodzajem nauszników oraz dociskiem. Sumarycznie daje to najczęściej mieszankę owocującą powstaniem małych imadełek nausznych, których nie da się zbyt długo używać. Albo boli głowa, albo same małżowiny. Przy dużych modelach wokółusznych też nie jest idealnie – tam musi być w takim układzie spory docisk. Na całe szczęście tutaj mocnego docisku nie ma, a słuchawki izolują pasywnie prawie że na poziomie K270 Playback/Studio, wciąż leżąc pewnie na głowie. Zawdzięczają to kształtowi komory i znajdującej się w środku dyszy akustycznej. Tłumienie przypomina zduszenie otoczenia tak, jakbyśmy na uszy wsadzili duże zamknięte kopuły. Część dźwięków zamienia się po prostu w szum o niskiej częstotliwości, a więc w zakresie, który bardzo lubią wszelkie systemy ANC.

Przy wysokiej pasywnej izolacji system taki ma bardzo wysoki sens, bo rośnie jego skuteczność. Wbudowany w ANC700BT mechanizm jest włączany automatycznie wraz z trybem bezprzewodowym i nie można ich od siebie odseparować, aby np. zwiększyć długość pracy na baterii. Niemniej efekty z włączonym ANC są bardzo słyszalne i tłumienie wzrasta w stopniu znacznym. Audio-Technika bardzo się na tym punkcie postarała i umożliwiła również pracę systemu aktywnej redukcji szumów w trybie kablowym. Choć nie udało się uniknąć kwestii różnicy strojenia między jego aktywacją a deaktywacją, także i te uwarunkowania mają swoje uzasadnienie praktyczne, także nawet ciężko jest stwierdzić uboczność efektów, czy może ich celowość. Zwłaszcza że w praktyce jeden i drugi schemat zachowawczy mają sens, ale o tym mocno rozwinę się przy okazji opisu dźwiękowego.

 

Balans, przebicia, szumy, lagi

Miło mi zakomunikować, że żadnych z wymienionych nie stwierdziłem w trakcie użytkowania, a przynajmniej w stopniu uniemożliwiającym osiągnięcie zadowolenia na tym polu.

Balans jest bardzo dobrze zachowany, choć na fantomie miałem spore problemy z racji mniejszej pojemności słuchawek na uszy, aby uzyskać idealny poziom basu między kanałami (odsłuch własny nie wykazywał żadnych odchyłów).

Przebicia praktycznie nie istnieją i jedynie podczas parowania można spróbować w kompletnej ciszy usłyszeć delikatny i jednostajny pisk elektroniki, który znika po paru sekundach po zakończonym sukcesem sparowaniu.

Szum własny jest również bardzo delikatny i słyszalny tylko przy dłuższych pauzach gdy kompletnie znika wraz z odcięciem podawania sygnału. Inaczej nawet nie stwierdzilibyśmy jego egzystencji.

Lagów natomiast w ogóle nie stwierdziłem. Synchronizacja jest tu bardzo dobra i materiał odtwarzany był bez przesunięć, zarówno muzyczny, jak i video.

 

Przygotowanie do odsłuchów

Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem, który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.

Słuchawki dla pewności zawsze zostawiam sobie 24-48h z tytułu profilaktyki. Sprzęt sprawdzany był bezprzewodowo na komputerze PC oraz w komunikacji ze smartfonem i odtwarzaczem Shanling M1. Oczywiście standardowe tory stacjonarne wymienione w metodologii również poszły w ruch.

 

Pomiary

Dla połączenia kablowego słuchawki prezentują następującą tonalność:

Natomiast dla połączenia Bluetooth z ANC wypada to wszystko trochę inaczej:

Scena z racji różnicy w ekspozycji sopranu różnić się będzie dla obu tych trybów:

 

Jakość dźwięku

Brzmienie tych słuchawek jest ciepłe i ciemne, a także basowe, ale zależy to od trybu w jakim będą pracowały, zmieniając się niczym kameleon.

Bas po kablu jest mocny, a jeśli słuchawki spędzą na naszej głowie troszkę czasu – nawet bardzo. Zasada działania jest tu bowiem taka sama jak przy większości słuchawek z nausznikami ze skóry ekologicznej – nasz pot, który będzie się wydzielał tak czy inaczej, staje się naturalnym uszczelniaczem i zwiększa szczelność przylegania słuchawek do głowy. Dlatego pierwsze założenie ANC700BT nie daje nam takiego ilościowo basu, jak po powiedzmy 10-15 minutach. Słuchawki linię basową prowadzą aż do 160-170 Hz i dopiero tam impet zaczyna się wytracać.

Bas musi poniekąd taki być w słuchawkach tego typu, ale o powodach napiszę pod koniec recenzji. Dość teraz rzec, że to naprawdę mocne uderzenie, ale o dużej miękkości, ciepłocie. W trybie ANC linia basowa jest natomiast znacznie równiejsza, spokojniejsza, dokładniejsza, mająca wyraźny stożek w punkcie 12 Hz, a więc poza naszym użytecznym zakresem słyszalnym. Wskazuje to też miejsce, od którego system ANC pracuje i progresywnie wycina częstotliwości z otoczenia, w konsekwencji jedynie reagując z falą dźwiękową generowaną przez sam przetwornik.

Unikałbym natomiast z ANC700BT wzmacniaczy słuchawkowych. Ich moc jest tutaj kompletnie zbędna, a słuchawki najlepiej czują się na słabszych mocowo źródłach, jak mój Shanling M1. Wolałem słuchać ich po kablu z niego, niż duetu Aune S6 + S7, na którym słuchawki niepotrzebnie dostawały basowego wydźwięku i pulchności ponad miarę.

Średnica po kablu jest wyraźnie ciepła i tak samo zmiękczona, jak bas. Jej obecność zaznacza się zarówno bliskością względem słuchacza, jak i jednoczesną i na swój sposób wykluczającą się z tą cechą nieobecnością, skrytością, przede wszystkim przez wyższą średnicę i odstępujący zakres 1-4,5 kHz. Włączenie trybu ANC zmienia układ sił i przybliża nam jeszcze troszkę wokal wraz z jego uczytelnieniem. Ubytek natężenia przesuwa się wtedy na punkt 1 kHz z rozlaniem obszarowym między 700 Hz a 1,5 kHz. Co to oznacza dla użytkownika? To, że słuchawki wprowadzają do średnicy wrażenie lekkiego pogłosu, tubowości, korzystnie wpływając na poczucie głębi scenicznej, ale kosztem całościowego realizmu.

Sopran jest zupełnie jak kobieta – zmiennym w natężeniu. Tak naprawdę wszystko z nim związane będzie sprowadzało się do tego, w jakim trybie będziemy chcieli używać słuchawek i praktycznie wszystkie będą modulowały nie jego kształt, jak ma to miejsce w ramach basu i średnicy, a natężenie. I samo w sobie jest to już zmianą sporą. Teoretycznie można mieć o to pretensje do producenta, że nie ma między trybami komunikacji jednoznacznej konsystencji, ale naprawdę trudno jest mi przypomnieć sobie słuchawki, które w trybie ANC grają identycznie, jak po kablu. W ocenie słuchacza pozostaje z reguły, czy zmiana ta jest na plus, czy też minus, choć daje to obiektywnie kilka różnych podejść tonalnych w ramach tego samego sprzętu. W tym jednak przypadku muszę przyznać, że co do całościowego strojenia zmiana jest na plus, ale bez negacji tego, co uzyskiwało się wcześnie.

Sygnatura sopranowa ANC700BT jak pisałem nie zmienia się, ale rośnie lub maleje jego ilość. W trybie kablowym sopran jest przyjemny i potulny, ciemny, miękki, poddający się linii basowej, która będzie tym mocniejsza, im mocniejszy będzie sprzęt źródłowy. W trybie ANC prostuje się i słuchawki z ciepłych i basowych stają się wyrównanymi i jednoznacznie czytelniejszymi, choć wcześniej też jakoś nie miały z tym aż tak dużych problemów. Z jedną uwagą: sopran staje się na tyle mocniej eksponowany, zwłaszcza w zakresie 5-7 kHz, że zaczynamy słyszeć jego ubytki jakościowe, generalnie wrażenie kompresji, a także ujmę w całościowym realizmie, premiując w ten sposób w tym trybie gatunki bardziej syntetyczne.

Choć nie pozostawia wtedy złudzeń co do jakości, to i tak nie można mówić tu o skali zjawiska takim, jak w np. RHA MA650 Wireless czy MA750 Wireless, przy których kompresja dochodziła niemal do granicy artefaktów i skutecznie odrzucała we wszystkich odsłuchach, a o czym dziwnym trafem ciężko jest przeczytać w ich recenzjach. Sytuacja ze strojeniem góry w ANC700BT przypomina trochę to, co działo się przy dokanałowych Ultimate Ears UE-600vi, które również cechowało podobne zachowanie, a więc natywnie bardziej skryty bas i naturalne strojenie, które przy zabawie EQ ukazywało powód swojego skrycia. Niemniej jest to jedyna moja uwaga i w trybie kablowym sopran jest wyraźnie ciemniejszy, gładszy i dający się otulić średnicą oraz basem.

Pytanie zatem, dlaczego aż taka rozbieżność w strojeniu? I już nawet nie tylko mówiąc o sopranie jako o ilości, ale z uwzględnieniem pozostałych zakresów, zupełnie inaczej układającego się basu, średnicy. Odpowiedź jest złożona i obejmuje zarówno uwarunkowania techniczne, jak i praktyczne. Także zrobimy tu na chwilę pauzę w opisie dźwiękowym, aby można było opisać z jakim w ogóle zjawiskiem mamy do czynienia.

W przypadku tych pierwszych, przechodząc na system ANC + BT nasze słuchawki nie pracują w sposób konwencjonalny, a więc sygnał nie jest doprowadzany do nich przewodem. Słuchawki muszą być zasilone z wewnętrznego akumulatora, a więc jakby z własnego „wzmacniacza”, do tego komunikować się w formie bezprzewodowej, a więc cyfrowymi pakietami danych. Zatem muszą mieć w środku dodatkową elektronikę, która będzie pełniła rolę przetwornika cyfrowo-analogowego. W efekcie będą „samogrającym” i „samonapędzającym” się systemem o maksymalnym stopniu zintegrowania i niemożności z naszej strony aby wpłynąć na jego właściwości lub parametry. W przypadku połączenia kablowego, to wzmacniacz, DAC i ogólnie to, pod co podłączymy słuchawki, będzie pełniło wymienione wcześniej role. A że będziemy mieli tam dowolność wyboru, przeto wpływ na kształt dźwięku.

To dlatego słuchawki lepiej mi zagrały z taniutkiego Shanlinga M1 niż z toru zbalansowanego za 5 tysięcy złotych. Okazało się, że „Shang” jest znacznie bardziej dopasowanym do takich słuchawek układem, a co zresztą wielokrotnie już udowadniał i potrafił w pewnym zakresie naprostować granie modeli cieplejszych pod moje własne preferencje, oczywiście uwzględniając jego klasę dźwiękową znajdującą się poniżej wspominanego toru.

Sytuacja komplikuje się, gdy do gry wejdzie system ANC, który w dużej generalizacji rejestruje dźwięki z otoczenia za pomocą mikrofonów i odwraca je, renderując ich przeciwfazę. Nie ma niestety szans, aby nie wpłynęło to na falę pierwotną dźwięku. Tak właśnie kształtują się uwarunkowania techniczne.

Uwarunkowania praktyczne natomiast to decyzja producenta, czy układ wbudowany w słuchawki ma wykonywać kompensację środowiskową w formie equalizacji fali do takiego stopnia, aby różnice względem dźwięku tłumionego pasywnie i aktywnie zredukować. To właśnie tu leży powód, dla którego producent (a także wielu innych) decyduje się swoje słuchawki utrzymać w cieplejszej formule dla kabla, a jaśniejszej dla ANC. Co prawda sam osobiście nie miałbym nic przeciwko unifikacji obu między sobą, ale jak pisałem już na ten temat wielokrotnie przy wcześniejszych recenzjach, np. Bluedio UFO 2, w trybie pasywnym w słuchawkach miejskich lepiej jest stawiać na brzmienie ciepłobasowe z powodu kompensacji fali akustycznej między słuchawkami, a otoczeniem. W dużym skrócie – w autobusie czy pociągu, gdzie użytkownicy nastawieni są na duży hałas oscylujący głównie w zakresie niskich częstotliwości, następuje reakcja z tym co słyszymy w słuchawkach, przez co ich bas zaczyna wydawać się nam słabszy i słabszy, a sam sprzęt jaśniejszy. Wynika to z tego jak nasz mózg reaguje na porównywanie ze sobą dwóch fal wzajemnie się nakładających, a uczucie zmniejszenia się basu to jego reakcja obronna. Tak, jest to bardzo szkodliwe dla naszego słuchu, jak zresztą każdy hałas o dużym natężeniu.

Przy systemie ANC, który aktywnie tłumi niskie częstotliwości i robi to lepiej niż w trybie pasywnym, taka kompensacja nie jest już konieczna i wystarczy, że system ten będzie działał w koniunkcji z natywnymi właściwościami tłumiącymi słuchawek. Naddatki basowe nie są wtedy wymagane. A raczej ubytki sopranowe, bo to o jego ilości również tutaj mówimy. Jest to tak czy inaczej system naczyń połączonych, czy się to nam podoba, czy nie.

Producenci jednak, zwłaszcza z tak dużym stażem jak Audio-Technika, niekoniecznie muszą się silić na wyjaśnianie nam, maluczkim, czemu dany model słuchawek zaprojektowali tak, a nie inaczej. Zresztą, pewnie byłby to i tak marketingowy potok podniosłych frazesów. Dlatego uważam za zasadne czynienie sobie takich dygresji na temat różnych aspektów brzmienia, aby nie tylko było jasne jak – na tym konkretnym przykładzie – w ANC700BT kształtuje się sopran, ale też dlaczego, nawet jeśli są to tylko moje domysły oparte w pewnej części na przeświadczeniu (że producent wie co robił i że to był jego zamysł), a w większej na doświadczeniu (ja też potrafię korzystać z komunikacji miejskiej i wiem co mi się sprawdza, a co nie).

Wracając do sedna, a raczej kolejnego punktu – scena. Słuchawki te gabarytowo nie są duże. Są wokółuszne, ale to format bliski Momentum M2. Bliżej im zatem formie kompaktowej, która nie jest specjalnie sceniczna co do zasady. Zresztą scena w dokanałówkach to również temat tabu w wielu przypadkach. ANC700BT plasują się natomiast scenicznie w dobrym standardzie takich konstrukcji, ze sceną – co prawda z pamięci – ale porównywalną, może troszkę większą niż w M2, tu również zależnie od trybu.

W efekcie słuchawki zachowują się tu można powiedzieć akceptowalnie – nie ma wrażenia, że klaustrofobia wdziera nam się do uszu, ale też przepastnej sceny, zwłaszcza z racji ich zamkniętości, nie uświadczymy. To cecha wrodzona można powiedzieć takich konstrukcji i może to i lepiej ze strony producenta, że nie silił się na sławne już „Ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo…”. Potrafią wyjść potem z tego różne potworki akustyczne i może to i lepiej, jeśli wszystko zachowuje się w przewidywalny i konwencjonalny sposób.

Zbierając wszystko razem w zakresie obserwacji łatwo dojrzeć ewidentne nastawienie się modelu ANC700BT pod mobilność oraz izolację od otoczenia. Wszystko jest tu skrupulatnie dobrane i podporządkowane określonym zastosowaniom, które choć nie wykluczają innych, takich jak np. użytkowanie słuchawek w domu przy komputerze przez kilka godzin minimum, to jednak skutecznie popychają je w stronę rozwiązań jednoznacznie wyspecjalizowanych.

We wspomnianym zastosowaniu, a więc przy komputerze i nie wykluczając wychodzenia na dwór ze sprzętem przewodowym, sprawdzać będą się spokojnie np. ATH-MSR7, które zagrają lepiej jakościowo i większą sceną, ale będzie multum sytuacji, w których będziemy żałowali, że mamy je ze sobą zamiast ANC700BT. Wystarczy że pojawi się trochę większy hałas i ich umiarkowana izolacja polegnie na całej linii, a my wrócimy do domu z ostrym bólem głowy spowodowanym brakiem możliwości zarówno odizolowania nas od hałasu, jak i „prześcigania” się na to kto kogo mocniej zagłuszy. Tymczasem w ANC700BT można o takich historiach zapomnieć, nie ma szans na taki obrót spraw.

To właśnie, czym zrobiły na mnie wrażenie, to izolacja, ale nie negująca wygody. W miejskim zgiełku nie docenimy jakości dźwięku jako takiego. Będzie tam miała miejsce brutalna walka częstotliwości, rywalizacja naszej muzyki z otoczeniem, kto komu ulegnie, kiedy, jak. Za punkt honoru obrano sobie tu zapewnienie nam strumienia dźwięku w każdych warunkach.

Jeśli pracować będziemy po kablu, ma to być dźwięk zarówno kompensujący hałas otoczenia w trybie pasywnym, jak i dający się spokojnie wysterować nawet przez słabe i chude źródła, jak np. telefony. Wzmacniacz nic nam nie da, ba, będzie wręcz przeszkadzał. W takiej formie słuchawki prezentują się przyjemnie, ciepłobasowo, ciemnawo, stąd lepsze efekty synergiczne odnotujemy na słabszym sprzęcie, ponieważ będzie miał tam miejsce ewentualny tzw. „kontrolowany underamping”.

Jeśli będziemy chcieli skorzystać z systemu ANC – lepiej zrobić to wraz z przejściem na komunikację bezprzewodową, ponieważ wtedy uzyskujemy najlepsze efekty, bo mniej anemiczne. Dźwięk na ANC + BT się prostuje, mocno rozjaśnia, nie jest już potrzebna nam tak duża kompensacja na basie, jeśli w ogóle jakakolwiek. Pozostaje jednak w dobrych proporcjach i jedynie mocniejsza ekspozycja samej jakości sopranu, która musi być tu korygowana cyfrowo przez elektronikę, a co też winno się jakoś pomieścić w budżecie, może być uznana za przywarę na tle np. kablowych modeli w tej cenie. Tam wrażenia kompresji na sopranie nie ma. Oczywiście jeśli chcemy iść tylko i wyłącznie w jakość dźwięku i co najważniejsze: mamy możliwości, aby móc sobie na ten luksus pozwolić.

Sęk niestety w tym, że już od pewnego czasu słuchawki zamknięte coraz częściej wracają do łask. Modele otwarte mają ogromną ilość zalet, ale mają też swoje wady, a nie jest raczej żadną tajemnicą, że żyjemy w coraz głośniejszym i męczącym nas hałasem świecie. Już parę lat temu były takie stwierdzenia i tendencja ta nadal się utrzymuje. Co więcej, rozmawiałem nawet niedawno z osobami, które posiadając również całkiem niezłą kolekcję słuchawek, rozważały lub już się zdecydowały na sprzedaż tego, czego nie używają i najczęściej były to albo słuchawki słabsze jakościowo, albo właśnie z powodu otwartości. Padały wprost stwierdzenia, że modele zamknięte lądują na uszach częściej, same, automatycznie i bezwiednie nawet. Własne uszy i życie decydują za użytkownika. Zresztą sam jestem przykładem podobnych działań, nabywając ostatnio w miejsce wielu modeli otwartych i półotwartych jedną porządną parę zamkniętą.

Audio-Techniki nie są więc kierowane do odbiorców nie mających problemów z hałasem z otoczenia. ANC700BT celują bardziej w użytkownika masowego, dla którego wartości praktyczne i ergonomiczne są równie ważne, co dźwięk, może nawet ważniejsze. A przede wszystkim też może trochę dla takich osób jak ja, które wiecznie mają problem z wygodą przy modelach mocno izolujących, które najczęściej próbują realizować mi to zabawą w imadło.

Ostatecznie więc jedyne co mi przeszkadzało – tak czysto subiektywnie – w ANC700BT, to dopasowanie do mojego gustu jako takiego. Jak wiadomo nie jestem fanem bardzo mocnego basu i lubię wysoką jakość dźwięku, a do tego preferuję odsłuch domowy. Wpadam więc mimowolnie w pułapkę, zakleszczony między przyjemnym brzmieniem, ale zbyt dla mnie ciepłym i basowym w trybie kablowym, a wyrównanym, ale ze zbyt mocno eksponowaną jakością sopranu w trybie bezprzewodowym. Dopiero wyjście na miasto pokazuje ile jednak jest w tym wszystkim sensu. Idąc ulicą nie mam żadnego problemu z cieplejszym brzmieniem, dodatkowo zresztą wyrównywanym przez Shanlinga, zaś w trybie aktywnym słyszę muzykę i nie przeszkadza mi stłumiony z zewnątrz hałas. Jestem w ruchu, na mieście, toteż to się dla mnie liczy, aby nie mieć problemów ani ze słyszalnością muzyki, ani późniejszymi następstwami jej słuchania na mieście.

W tym akurat aspekcie niestety często mam różnego rodzaju powikłania (najczęściej migrena) jako osoba wrażliwa na dźwięk i słuchająca muzyki z reguły ciszej od innych. Przykładowo weźmy sobie Audeze iSine 20 oraz Aune E1 – dwie pary słuchawek które posiadam i które bardzo sobie cenię, mające swoje jednoznacznie pozytywne recenzje na blogu. Każdą z nich zabrałem na miasto tylko raz i nigdy więcej tego już nie uczyniłem.

iSine kompletnie nie nadawały się nawet jako luźne słuchawki do odsłuchu na powietrzu, tracąc jakąkolwiek jakość i szlifując samym sopranem tak, że nie dało się słuchać niczego prócz dark ambientu co najwyżej. Wróciłem do domu z bólem głowy i niemożnością pracy do końca dnia w żadnych słuchawkach.

Aune zabrałem natomiast w podróż autobusem i miało to bardzo podobny efekt – dźwięk silnika, uszkodzeń nawierzchni oraz innych pasażerów był mimo wszystko słyszalny i nawet pomijając fakt, że E1 mają sporo basu, nie pozwoliło to na skuteczne z nich korzystanie. To, co mnie wtedy uratowało, nazywało się NuForce BE Sport3. Słuchawki jednoznacznie bardziej basowe, ciepłe, strojone bardzo podobnie do ANC700BT, a słuchało się ich znacznie przyjemniej, z lepszą izolacją, z lepszą kompensacją, bez wrażenia przejaskrawienia w warunkach miejskich. Oczywiście po powrocie do domu i ok. pół godzinie odpoczynku w ciszy, te same słuchawki założone ponownie i na tym samym utworze okazały się zbyt basowe i przede wszystkim wyregulowane zbyt głośno. Powrót na E1 – jest jakość, jest równiej, jest tak jak powinno być. Czemu w autobusie było na odwrót? Z powodów o których pisałem wcześniej. I tych samych dla których to właśnie po ANC700BT sięgałem podczas spacerów i wycieczek na miasto, gdy słuchawki były u mnie testowane.

 

Podsumowanie

W recenzji tej opisałem nie tylko ANC700BT jako takie, ale poruszyłem też wiele dodatkowych kwestii i zjawisk pobocznych, które przeplatają się od czasu do czasu w większości recenzji słuchawek bezprzewodowych oraz ogólnie mobilnych. Wszystko jednak dlatego, że jest to świetny przykład, na którym bardzo wygodnie opisuje się takie rzeczy i pomyślałem, że będzie to tutaj mimo wszystko cenna wartość dodana, pozwalająca lepiej zrozumieć zarówno tą, jak i inne tego typu konstrukcje.

Generalnie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jakość sopranu. Poza tym słuchawki zaprezentowały się bardzo solidnie.

Audio-Technica jest jedną z tych firm, która potrafi stworzyć słuchawki wyspecjalizowane w określonej roli. Przy ANC700BT już nawet sama nazwa podpowiada nam, do czego model ten jest przeznaczony i jakie atuty będzie próbował nam zaoferować: bardzo dobrą izolację pasywną, wyśmienitą izolację aktywną, dużą poręczność, przenośność, lekką ale wytrzymałą konstrukcję, a także możliwości transmisji czy to kablowej, czy kablowej z ANC, czy też ANC+BT, w którym to trybie słuchawki grają w zasadzie najrówniej i lepiej niż przy połączeniu kabel+ANC, do tego bardzo długo.

Co do brzmienia, jest ono ewidentnie podporządkowane mobilności i słuchawki te sprawdzają się lepiej w rolach outdoorowych niż domowym odsłuchu. Uwzględnione jest to także w zachowaniu się systemu ANC i jego wpływu na brzmienie. Producent wykreował tym samym sprzęt bardziej wyspecjalizowany niż uniwersalny co do zastosowań, ale w pozytywny sposób negujący stare prawidło, że izolacja musi zawsze odbywać się kosztem docisku i wygody. Nie w tym modelu.

Słuchawki Audio-Technica ATH-ANC700BT można nabyć na dzień pisania recenzji w salonach Top HiFi za 999 zł.

 

Zalety:

  • kompaktowy, składany format
  • solidna konstrukcja nośna o niskiej wadze
  • świetna izolacja pasywna
  • a także rewelacyjna izolacja aktywna
  • mimo izolacyjnego charakteru zachowana dobra wygoda
  • czas pracy w trybie bezprzewodowym aż do 25 godzin
  • czas pracy na samym ANC dochodzący do 45 godzin
  • ciemnobasowe granie o dużej kompensacji w trybie kablowym
  • wyrównane granie w trybie ANC+BT
  • brak szumów, przebić czy lagów w trybie BT
  • wsparcie dla aptX
  • sprytnie ukryty panel dotykowy
  • bardzo łatwe w napędzeniu i czujące się świetnie na słabszych mocowo urządzeniach

Wady:

  • niska jakość sopranu w trybie ANC/bezprzewodowym
  • lekko matowy plastik słuchawek lubi się rysować
  • utrudnione możliwości konfekcji lepszego okablowania analogowego
  • bardziej dla użytkowników nastawionych na izolację i praktyczność niż bezwzględną jakość dźwięku
  • raczej nie dla posiadaczy wzmacniaczy słuchawkowych
  • mimo świetnych właściwości izolujących cena mogłaby być troszkę niższa

 

Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów

 

Jakub Łopatko
Jakub Łopatko

Właściciel bloga Audiofanatyk i autor publikacji ukazujących się na jego łamach. Pasjonat tematyki audio, słuchawek i sprzętu komputerowego, a także miłośnik zdrowego jedzenia, roweru oraz długich spacerów.

9 komentarzy

  1. Witam! Zamierzam kupic nastepce moich wysłuzonych juz słuchawek Technics ( RP-F3) na inne ,”lepsze”, nowsze na pewno, lecz w dobie internetu i braku mozliwosci odsłuchu w sklepie nie wspominjac o mnogosci sprzetu jaki jest na rynku mozna oszalec. Nie ukrywam ,ze szukam brzmienia podobnego do technics’a ale jak wspomniałem juz nie mam mozliwosci odsłuchu wielu producentow . W wielu sklepach spotykam tylko
    topowe modele i producentow jak sony ,bose , i nie wiele wiecej. Czy ktos moze cos polecic podobnego do Technics’a !? Jesli zna brzmienie tego modelu ktury posiadam, co pewnie bedzie bardzo trudne poniewaz to wiekowa i niespotykana juz rzecz.

  2. Nothing sounds like the Technics RP-F3. (ok… the RP-F5 sounds like it 😛 )
    I`ve owned hundreds of headphones and it has quite a unique sound.
    I would only recommend buying cheap fake Shure SRH840 ear pads from China and put those on the RP-F3.
    It will make a big improvement to the comfort and sound, and will probably be enough for you to continue using it for many more years.

    (Tłumaczenie z Google)
    Nic nie brzmi jak Technics RP-F3. (… RP-F5 brzmi tak :P)
    Posiadam setki słuchawek i ma całkiem wyjątkowe brzmienie.
    Chciałbym tylko polecić kupowanie tanich podróbek klocków usznych Shure SRH840 z Chin i umieścić je na RP-F3.
    Zapewni to znaczną poprawę komfortu i dźwięku i prawdopodobnie wystarczy, że będziesz go używał przez wiele lat.

  3. „Są one ze sobą połączone i nie jest możliwe ich odseparowanie (a przynajmniej mi się to nie udało).”

    Trzeba przyłożyć dłoń do lewej słuchawki i przytrzymać chwilę. Tryb ANC się wyłączy.

  4. Słuchawki grają poprawnie, jednak poprzez bluetooth grają bardzo cicho i to jest największa wada tych słuchawek.

    • Powaznie?Ja przy bt i 60%glosnosci pozostawiam i jest to max jaki zniosa moje uszy.Jezeli sa”ciche” tzn.że zaczynasz miec problemy ze sluchem.Niestety tego sie juz nie da odwrócić.Przykro mi.

    • dźwiękowo ar5bt są lepsze, bardziej szczegółowe, jednak mają słabą izolację od dźwięków otoczenia, 700ki są znacznie wygodniejsze

  5. Panie Jakubie, jak te słuchawki wg Pana zagrają z jasnym źródłem jakim jest Samsung Galaxy S10+?

    Przymierzałem się do wymiany AKG K545 na Audio-Technika MSR7NC szukając dźwięku na Samsungu jak na aune T1 + Beyerdynamic DT990 PRO ale trafiłem na ten model i się zacząłem bardzo zastanawiać, ze względu na lepszą izolację

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *