Długo dane mi było czekać, ale Meze 105 AER wreszcie zawitały pod me skromne progi na północne bagna. Oto bowiem przy zwariowanej pogodzie, która nie może się między wiosną a zimą zdecydować, ten ten się odbył. A za czego możliwość dziękuję serdecznie sklepowi Audiomagic, którego cudo owe własnością jest.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Meze za pośrednictwem sklepu Audiomagic, który podesłał niniejszy sprzęt celem wykonania rzeczywistych testów użytkowych i pomiarów. Jest to tym samym ekspertyza niezależna.
Jakość wykonania i konstrukcja Meze 105 AER
Słuchawki przychodzą do nas naprawdę dobrze zapakowane, w etui. Wszystko robi tu wrażenie słuchawek autentycznie premium. Do tego stopnia, że miałem wrażenie obcowania z produktem znacznie droższym niż rzeczywiście Meze 105 AER są.
Serio spodziewałem się dostać znacznie mniej (lub gorzej). Tak więc AERy na starcie zaliczają bardzo dobre pierwsze wrażenie. Zobaczymy czy utrzymają takowy stan rzeczy przez resztę recenzji.
A tak, jedna ciekawostka. Dostałem w zestawie również adapter z USB na jack, ale zdaje się, że nie jest to standardowe akcesorium dołączane do 105 AER. Nie brałem więc go pod uwagę w trakcie testów i ocen.
Przetworniki oraz napęd
Meze opierają się na przetworniku dynamicznym 50 mm, wykonanym w technice hybrydowej. Pierścień amortyzujący jest sztywnym mylarem, zaś środek to klasyczna celuloza. Podejrzewam, że producent chciał uzyskać zarówno dobre właściwości mechaniczne, jak i odpowiednie cechy dźwiękowe wynikające z klasycznego „papierzaka”.
Bardzo łatwo je przy tym napędzić i słuchawki śmigają tak samo głośno, jak bardzo wydajne Aune AR5000. Będę się zresztą do tego modelu wielokrotnie tu odnosił, jako że mam taką możliwość, a same słuchawki są bardzo podobnie wycenione. Na dzień pisania recenzji jest to 1449 vs 1499 zł.
Okablowanie
W zestawie znalazłem tylko jeden kabel sygnałowy 1,8 m zakończony małym wtykiem jack. Wystarczająco, ale z drugiej strony jednak przydałoby się coś więcej. Drugi dłuższy kabel by nie zaszkodził. Jedynym słabym punktem tego dołączonego jest odcinek tuż za splitterem, który bardzo łatwo można załamać. Lepsza odgiętka też by w tym miejscu nie zaszkodziła.
Na potrzeby testów, zarówno Aune AR5000 jak i Meze 105 AER pracowały na moim własnym okablowaniu z serii ACX. W ten sposób chciałbym uniknąć zarówno awarii okablowania, jak i zaoferować samemu sobie maksymalną wygodę i komfort użytkowania. Tym bardziej, że jeszcze nie zrobiłem sobie do końca docelowego pomieszczenia akustycznego. Tam poprzez sockety w ścianach będę w stanie puścić sygnał wprost ze stanowiska. Obecnie zaś konieczne jest posiadanie min. 3 m kabli. Umiejętność samodzielnego budowania ich w należytej jakości jest więc nieoceniona.
Wygoda i regulacja opaski
Słuchawki opierają się konstrukcyjnie na jednoczęściowym, metalowym pałąku stalowym w kształcie podwójnego „V”. Generuje on wyczuwalny docisk do głowy oraz efekt mikrofonowy. Każdorazowe dotknięcie lub uderzenie w pałąk powoduje przenoszenie drgań. Identycznie działo się w Kennertonach Magni.
Regulacja opaski następuje automatycznie na bazie wewnętrznych gumek krawieckich i metalowej prowadnicy. Opaska lubi stawiać mocny opór, przez co ciśnie trochę w głowę. Potrafiła się też blokować z prawej strony, ponieważ część obszycia klinowała się między prowadnicą, a jej mocowaniem. To jedyne miejsce, w którym jakość wykonania była poniżej całościowo wysokiego poziomu Meze.
Pady zastosowano welurowe. Bardzo przyjemny, aksamitny w dotyku materiał w środku jest wyściełany zwykłą ceratką. Jest to zabieg jak sądzę stricte pod akustykę. Są jednak dość twarde. W połączeniu z dociskiem i ogólną masą słuchawek, powoduje to wyraźne uczucie, że mamy je na głowie.
Istnieje oczywiście szansa na to, że metalowy pałąk odkształci się z czasem (lub naszą pomocą). Niestety nie mam długoterminowego doświadczenia z projektami z tej linii, więc nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć. Wiem natomiast, że wygodniejsze były moje Sennheisery HD 580, zaś znacznie wygodniejsze – wycenione na bardzo podobną kwotę – Aune AR5000.
Materiały
Pod tym względem Meze 105 AER stoją bardzo wysoko. Opierając się na projekcie 99 Classic, jest to po prostu ich wydanie otwarte. Masywne odlewane muszle, skórzana opaska nagłowna, całość zmontowana schludnie – podoba mi się to co widzę, czuję i trzymam w rękach.
Jakość dźwięku Meze 105 AER
Gdybym miał w dużym skrócie opisać sposób grania Meze 105 AER, to nazwałbym je „otwartymi CASE”. CASE, czyli Creative Aurvana SE, co prawda są 10x tańsze od AER-ów, ale byłem zdumiony, gdy dokonałem porównania między nimi. Obie pary były do siebie bardzo podobne. Nie identyczne oczywiście, ale podobne. Ba, powiedziałbym nawet, że CASE były od AERów jaśniejsze (!) i miały nieco inaczej skonstruowany kraniec sopranowy.
AER-y są w tym względzie jak najbardziej rozsądną i przewidywalną kontynuacją szkoły grania Meze. Tam również często zdarzało mi się obcować z takim ich specyficznym „roll-offem” na sopranie, który znany był już smakoszom audiofilskiego dźwięku w postaci pierwszych Empyreanów. Było tam naprawdę mnóstwo zachwytów nad takim strojeniem i to mimo że było ono wprost sprzeczne z naturalnymi uwarunkowaniami tejże grupy docelowej. Wspominałem o tym m.in. w recenzji Empyrean II, które prędzej już ukłon w takim kierunku czyniły.
Creative takiego bagażu nie ma, nie musiał się na niczym i na nikim wzorować. Jedyne co musiał, to poprawnie zaimplementować przetworniki Fostera i tego po prostu nie schrzanić. Kto wie, być może jedna i druga para ma ze sobą więcej wspólnego niż może się wydawać, ale fakt faktem jest, iż brzmienie Meze 105 AER mi się podoba. Ale może jak zwykle po kolei…
Bas
Linia basowa Meze 105 AER jest pulchna i nasycona. Nie jest dominująca, w żadnym wypadku anemiczna, ale w pierwszej chwili sądziłem, że zaokrąglona. Dopiero na pomiarach okazało się, że to po prostu moje uszy mocniej reagują na ich środkowy bas. Ten jest bardziej zaznaczony niż reszta podzakresów.
Co jednak udało mi się usłyszeć, linia basowa miała w sobie sporą nutę analogowości. Tu pomiary ujawniły powód takiego stanu rzeczy: zniekształcenia. Poniżej 200 Hz bas Meze 105 AER staje się „lampowy”, czyli mówiąc wprost zabrudzony. Nawiązuje to trochę do pierwszych Empyreanów, przynajmniej w zakresie wrażeń słuchowych.
Z drugiej strony trzeba spojrzeć na cenę słuchawek. Oczywistym jest, że przy 1500 zł, podczas gdy producent ma modele i o jedno zero więcej, nie będzie dzielił się z nami haj-endem. Musi mieć stopniowanie oferty i wydaje mi się, że to jest właśnie to. Plus wpływ padów welurowych.
Tony średnie
Przybliżone i nasycone. Meze 105 AER świetnie radzą sobie z wokalami, odtwarzając je w sposób równy, czytelny i bliski. Nie narzekałem pod żadnym względem na ten fragment pasma.
Tony wysokie
Detaliczne, ale zaokrąglone w swojej najwyższej partii. Wszystko przez gwałtowny zjazd na energii akustycznej w 8,6 kHz. To dlatego słuchawki wydają się nie stawiać często subtelnej „kropki nad i” w różnych utworach. Dzięki dużym wybiciom obecnym wcześniej, unikają jednak pułapki nadmiernego roll-offu.
Również i tutaj słuchawkom udziela się lekko analogowy charakter, powodujący zmiękczenie i „ubrudzenie” dźwięku. Nie tak jak w przypadku basu, ale cały czas ma się wrażenie, że najczystszym i najlepiej reprodukowanym zakresem jest środek pasma.
Samo strojenie i barwa są natomiast bardzo fajne i mimo słyszenia wspomnianego ubytku, nie miałem uczucia, że ktoś mi tu czegoś nie dowiózł.
Wrażenia sceniczne
Pod tym względem słuchawki zachowują się całościowo dobrze, choć poziom głębi i holografii jest akceptowalny. Tylko szerokość sceniczna wybija się ponad stan. I tak naprawdę tyle można o nich powiedzieć, bo opisuje to ich zdolności w całości.
Jeśli zaczynamy odsłuchy od utworów mocno nastawionych na szeroką scenę, Meze 105 AER mogą zrobić przyjemny efekt „wow”. Nie są jednak potwierdzeniem tego, że otwartość zawsze jest równoznaczna z dużą sceną. A przynajmniej nie całościowo.
Czystość i balans kanałów
Ten drugi jest bardzo dobrze zrealizowany w Meze 105 AER. Przetworniki tylko w kilku miejscach notują odchył względem siebie, podczas gdy w głównym paśmie nie przekracza to 1 dB. Super robota.
Czystość to trochę inny temat. Słuchawki swój analogowy charakter na skrajach czerpią garściami po prostu z wyższego THD. Choć nie musi być to słyszalne wprost przez użytkownika, mikrofonom pomiarowym to nie umyka. A jak wiadomo prawda musi się rymować.
Najgorsza sytuacja jest na progu 100 Hz, czyli początku mierzonego przeze mnie zakresu THD. Mamy 3,4% THD dla lewego i 3,1% THD dla prawego przetwornika. Swój lampowy charakter porzucają odpowiednio w 191 Hz i 176 Hz. Tam bowiem spadamy poniżej 1% THD. Poniżej 0,5% jesteśmy w 226 i 246 Hz. Oczywiście dane te są luźne, bo pomiar może być różny i zależny od np. ułożenia na fantomie. W punkcie pomiarowym jesteśmy na przyzwoitych -60 i -62 dB THD.
Sopran z kolei próbuje iść w ślady basu. Na progu 6 kHz można odnotować 0,75% THD+N. Mocno się wsłuchując powinniśmy móc już te wartości usłyszeć.
Całokształt
Meze 105 AER są naprawdę bardzo fajnymi słuchawkami, które wiele punktów na mojej liście odhaczają bez najmniejszego trudu. Przyjemny i pulchny bas nadaje odpowiedniego wydźwięku utworom. Średnica trzymana jest „po mezowemu” w zdrowych proporcjach. Sopran to również ukłon w stronę starszych konstrukcji tego producenta. Scenicznie także nie jest źle. Na domiar wszystkiego, barwa słuchawek jest bardzo realistyczna całościowo.
Jedyne braki, jakie można wytknąć dźwiękowo AER-om, leżą w kwestiach technicznych. Bas mógłby być trochę czystszy, ponieważ dopiero od ok. 200 Hz przestaje być „lampowej” jakości. W ten sposób miałoby się wrażenie jeszcze bardziej klasowej prezentacji tonów niskich. Sopran mógłby w swoim najwyższym podzakresie być delikatnie bardziej techniczny i też nie odbyłoby się to ze szkodą dla prezentacji. Tu również pomyślałbym nieco nad czystością. W scenie natomiast życzyłbym sobie więcej głębi i holografii.
Żadna z tych rzeczy jednak nie jest w dyskwalifikująca względem dźwięku Meze 105 AER jako całości. To tylko detale i preferencje, które mogłyby dociągnąć je ku umownej referencji i ideałowi. Problem w tym, że wówczas słuchawki te stałyby się autentycznym flagowcem producenta, kasując sens istnienia serii Empyrean czy Elite. Dlatego też łatwiej jest mi zrozumieć i zaakceptować to, co oferują Meze 105 AER w takiej a nie innej formie w tej konkretnej cenie.
Sekret mojej sympatii do AERów
Recepta na moje zadowolenie jest na ogół prosta: po prostu normalność i naturalność. Uwielbiam takie granie, ponieważ ani nie udaję nietoperza, delfina czy słonia, ani nie mam problemów ze słuchem typowych dla mojego wieku. Nie muszę więc silić się na poszukiwanie manieryzmu w słuchawkach.
Swoją drogą, czemu nietoperze, delfiny i słonie? Bo te dwa pierwsze słyszą ultradźwięki (powyżej 20 kHz), a te ostatnie infradźwięki (poniżej 20 Hz). My, poczciwe ssaki człekokształtne, jesteśmy w teoretycznym środku między tymi wartościami, ale nie jako dorosłe osobniki. W tym kontekście audiofile kreują się zatem jako nadludzie, obdarzeni tajemnymi mocami słyszenia tego, co tylko niektóre, wybrane zwierzęta na tej planecie.
W każdym razie, o ile CASE są dla mnie jednym z bardzo często wykorzystywanych punktów odniesienia, bardzo blisko (umownej) referencyjności, o tyle można przyjąć prostą rzecz. Że wszystko to, co będzie grało względem nich podobnie, od startu budzi moje zainteresowanie. Meze 105 AER to w ich kontekście owszem, trochę droga przygoda, ale i wykonana lepiej, i większa gabarytowo, a także z odpinanym kablem. Po prostu lepszy całościowo pakiet za logicznie większe pieniądze.
Skojarzenia i porównania z innymi słuchawkami
Podczas odsłuchów miałem sporo skojarzeń z modelami takimi, jak FiiO FT1 PRO, ale też moimi totalnie zmodyfikowanymi Sennheiserami HD 580. To słuchawki mocno grające podobną nutę, więc jeśli ktoś miałby doświadczenie z FT1 PRO i szukał alternatywy, 105 AER powinny go zainteresować.
Między wierszami przewijały mi się też Creative Aurvana SE, które uznałbym za duchowego protoplastę AERów, ew. jakiś punkt odniesienia dla ich inżynierów. Choć oba modele dziele wiele, Creative mają wszystko to, o czym mówiłem w uwagach odnośnie dźwięku. Powoduje to, że AER-y wydają się otwartą i większą ich wariacją z bardziej zaokrąglonymi skrajami.
Meze 105 AER vs Aune AR5000 (zmodyfikowane)
Pytanie też, co np. z Aune AR5000, jako ich (niemal) idealnym rywalem cenowym? Choć Aune mają wiele atutów, w tym użytkowych, jednak z perspektywy dźwięku Meze 105 AER wysuwają się mocno na prowadzenie. Dopiero wówczas, gdy AR5000 będą poddawane modyfikacjom (lepsze pady), dystans względem AERów będzie mocno zmniejszony.
Słuchając jednych i drugich, w pierwszej chwili ma się wrażenie, że to niemal identyczne słuchawki. Dopiero po dłuższym odsłuchu daje się odczuć, że są różnice. Zaznaczą się też mocniej podczas dociskania słuchawek do głowy. W Meze 105 AER będzie więcej detalu (większy peak) i mocniej zaznaczony bas. Zmodowane Aune będą nieco bardziej jeszcze na tle Meze zaokrąglone. Ale to tak naprawdę tyle różnic dźwiękowych.
Wydaje mi się, że oferta Meze jest bardziej kompleksowa brzmieniowo wprost z pudełka, podczas gdy Aune zbyt zachowawcza i wymagająca dopieszczenia. Co jednak trzeba przyznać, są one od AERów znacznie wygodniejsze – lżejsze i delikatniejszym dociskiem. Tak więc jedno i drugie może się bardzo podobać, ale gdyby dokonać jednoznacznego wyboru, miałbym duży problem. Nawet bowiem na głośność są identyczne. Dla typowego użytkownika natomiast Meze będą myślę lepsze: lepiej wyposażone i bez konieczności modowania.
Podsumowanie
Każdy, kto posłucha Meze 105 AER, jakby z automatu ma wgląd w to, jak mniej więcej zagrać potrafią zmodyfikowane Aune AR5000. W sumie bój z nimi jest o tyle ciekawy, że oba modele są naprawdę bardzo podobnie grające, jeśli skusić się na modyfikacje. Bo niestety ale Aune trzeba modyfikować. Są wówczas finalnie zauważalnie wygodniejsze w dłuższym odsłuchu, ale jednak w Meze mamy wszystko na gotowo za cenę raptem tylko gorszej wygody. Wydaje mi się, że to właśnie przez kompleksowość pakietu Meze, model ten wart jest rozważenia w pierwszej kolejności.
W kategoriach ogólnych zaś słuchawki również są warte posłuchania i wcale nie wymagają analizowania ich w kontrze do AR5000. Mają się czym bronić, ścinają kilka zakrętów, ale dowożą sporo przyjemności odsłuchowej i elementarnej jakości. A to najważniejsze. Zaś mocniejszy chwyt na głowie może się paradoksalnie okazać tym, co użytkownikom mocno się spodoba. Wystarczy bowiem, że Aune będą nieco za luźne i będzie to irytowało podczas ruchów głową (np. podczas pochylania się). To więc też nie jest tak, że jedna para bije drugą, a druga pierwszą. Ukrytym rywalem dla Meze 105 AER były tutaj zresztą nie Aune, a moje zmodyfikowane Sennheisery, które stroiłem właśnie na taki kierunek: super realistyczny, naturalny, gładki w bardzo długich odsłuchach. Idealna para do pracy. Ale przez wzgląd na wiek i niedostępność, takie porównania (poza moim własnym punktem odniesienia) nie wiem czy mają sens.
Sens na pewno mają w tym wszystkim testowane Meze 105 AER i choć parę rzeczy można było zrobić lepiej, ogólnie jako pakiet robią bardzo dobrze wrażenie.
Jakość wykonania
Nie doszukałem się żadnych krytycznych defektów lub słabości. Jedynie kabel może przy mocnym wyginaniu ulegać załamaniom i uszkodzeniom. Niemniej całościowo czuć, że jest to produkt premium. Dlatego w tej cenie dałbym 10/10.
Jakość dźwięku
Można byłoby się przyczepić do paru rzeczy tu i tam, ale generalnie strojenie jest naprawdę niezłe. Słuchawki szanujące zarówno moje uszy, jak i własną szkołę grania. W sumie zainspirowały mnie do późniejszych, dodatkowych jeszcze zabaw z modyfikacjami moich HD 580. Czyli postarały się. Jeśli odejmiemy za czystość basu i równość w sopranie, a także drobne uwagi, pozostaje się wciąż bardzo solidne 8/10.
Ergonomia i użyteczność
Wygoda jest w porządku, ale definitywnie nie jest to poziom podobnie wycenionych Aune AR5000. W zamian pewnie trzymają się głowy. Mikrofonuje niestety konstrukcja opaski oraz pałąków stalowych. Sama opaska potrafiła się blokować z jednej strony i generować mocniejszy docisk do głowy, niż powinna. Łatwość w napędzeniu i odporność muszli na uszkodzenia to z kolei spory plus. Punkt mocowania wtyków w muszlach powinien być bardziej z przodu. Generalnie 8/10 jest myślę uczciwą oceną.
Sumarycznie
Podczas pisania recenzji i ogólnie dokonywania odsłuchów typowałem wynik końcowy w okolicach 8.0/10. Meze 105 AER udało się wyrobić nawet na trochę wyższą ocenę, bo 8.5/10. Nie można więc o nich powiedzieć, że rekomendację zdobywają rzutem na taśmę. Jest to ich zasłużona nagroda i swój udział w tym miały wspomniane wcześniej Aune AR5000. Możliwość bezpośredniego porównania tych dwóch całkiem udanych modeli pokazała, że jeden i drugi mają u mnie w Polecanych swoje wyrównane względem siebie szanse.
Nadal jednak uważam, że przy wszystkich możliwościach, jakie oferują AR5000, dla użytkownika z mniejszą wiedzą (i cierpliwością) łatwiejsze będą AERy. Przy wszystkich obecnie oferowanych pełnowymiarowych Meze, jest to też ta para, która moim zdaniem najbliżej odzwierciedla moją umownie pojmowaną referencję tonalną.
Osobiście, gdybym szukał słuchawek z gatunku przyjemnych i przyjaznych tonalnie, na pewno miałbym Meze 105 AER na liście modeli do odsłuchu. Słuchawki, które nie drenują portfela i nie robią wody z mózgu przesadną audiofilskością. Jest to na dzień dzisiejszy jedna z najbardziej racjonalnych pozycji w portfolio Meze jaką można kupić.
8.5/10
Sprzęt można zakupić na dzień pisania i publikacji recenzji w cenie ok. 1450 zł w naszych krajowych sklepach (sprawdź aktualne ceny i dostępność).
Dane techniczne
Cytowane wprost z karty produktu sklepu:
- Rozmiar przetwornika: 50 mm
- Zakres częstotliwości: 5 Hz-30 kHz
- Czułość: 112 dB SPL przy 1 kHz, 1 mW
- Impedancja: 42 Ω
- Waga: 336 g
- Tworzywo Nauszniki: PC/ABS
- Gwarancja: 2 lata
Materiały dodatkowe
- Pomiar łączony balansu kanałów oraz uśrednionej tonalności
- Czystość w paśmie użytecznym (THD+N)
- Impuls dla lewego kanału
- Impuls dla prawego kanału
- Wykres CSD
Platforma testowa
Poniżej sprzęt, który w największym stopniu został wykorzystany do napisania powyższej recenzji, jak również wykorzystywana muzyka i inne przydatne informacje.
- DAC/ADC: Motu M4, Tempotec Sonata BHD Pro
- Wzmacniacz słuchawkowy: Sabaj A20h
- Nadajniki Bluetooth: Asus BT400, Asus PCE-AX58BT, Intel AX210, RealMe 9Pro+
- Słuchawki testowe: Audio-Technica ATH-A990Z, Aune AR5000 (zmodyfikowane), Creative Aurvana SE, FiiO FT1, Sennheiser HD 580 (zmodyfikowane), Sennheiser HD 599SE, Sony MH1c
- Okablowanie testowe: własne okablowanie testowe i słuchawkowe z linii kabli ACX (jeśli miało ono zastosowanie), dedykowany do HD 580 kabel zbalansowany AC4
- Kondycjonowanie prądu: brak (instalacja dostosowana już specjalnie pod audio)
- Muzyka wykorzystywana w trakcie testów: przeważnie gatunki elektroniczne, z obecnością również albumów klasycznych, neoklasycznych, jazzu, muzyki wokalnej i rocka. Format FLAC 24/48, OGG, WAV.
Serdeczne podziękowania dla sklepu Audiomagic za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Mam je od miesiąca i muszę przyznać, że podobają mi się coraz bardziej. Jedyną zmianą, którą wprowadziłem do pakietu z pudła, jest lepszej jakości kabel. Zgadzam się z Recenzentem co do porównania z CASE, uczyniłem to również i wnioski wysnułem identyczne… Co ciekawe, 105 AER brzmią mi ciut lepiej od HD 490 Pro, choć są zadziwiająco podobne w ogólnej prezentacji dźwięku (490 mają lepsze dolne pasmo). Porównywałem też ze 109 Pro – 105 grają inaczej, choć pojawiają się elementy wspólne, np. misiowaty, lampowy bas. 109 mają więcej góry, wydają się bardziej przestrzenne, ale w ogólnym rozrachunku wcale 105 nie deklasują. Na moje ucho brzmienie 105 to wypadkowa Classiców i 109. W cenie około 1500 to naprawdę świetna oferta, z dobrym źródłem potrafią zagrać, że hej😉. Co do źródeł – Chord Mojo 2 i Poly, odtwarzacz CD od i amplituner Sansui 661 w roli wzmacniacza słuchawkowego – wiem, to profanacja 😁.
Witam. Myślę, że podobny (bo nie identyczny) pałąk to za mało by nazwać je otwartą wersją Classic. Tym bardziej, że przetworniki zupełnie różne 40 vs 50 mm.
Miałem na myśli konstrukcję. Możemy podać model Neo. Tam 40 mm również są. A można też podać że to tańsza wersja modelu 109. Prawdę mówiąc, mając te modele na warsztacie, byłbym bardziej precyzyjny. 🙂