Z perspektywy użytkownika może to być bardzo ciekawe zagadnienie, bo trącające o niekończące się pytania nt. sensu. Czy jest sens wymieniać? Czy jak kupię to poczuję różnicę? I tak dalej. Z czasem gdy pojawiły się na rynku słuchawki Superluxa, dało się usłyszeć opinie, a raczej twierdzenia, że takie HD681 mordują słuchawki za 1000 zł, albo i 2000 zł. Delikatnie mówiąc przesadzone były to głosy. Tak samo było z Etymoticami, D600, DT150, a także wieloma innymi parami, cokolwiek by się o nich nie powiedziało. Obecnie często słyszy się takie sugestie odnośnie K701. Wszystko to ma swoje źródło w jednym elemencie: cenie. Ale też szeregu innych aspektów, które w formie przemyśleń chciałbym wyłożyć w niniejszym felietonie na wokandę.
Odurzająca opłacalność
Jakość dźwięku i cena od zawsze szły ze sobą w parze. Im lepiej dany sprzęt gra, tym wyżej jest na ogół wyceniony. Na ogół, ponieważ chęć zysku i zaczarowania konsumenta potrafi czasami ponosić niektórych producentów. Niemniej sytuacja może być również odwrotna i sprzęt faktycznie grający świetnie potrafi kosztować przysłowiowe „grosze”.
Przytaczane wcześniej słuchawki są dobrymi przykładami dlatego, że od początku, lub po prostu w pewnym momencie, ich cena wynosiła mniej, niż produkt był wyceniony na początku. Zadziałała tu psychologia niskiej ceny, ponieważ K701 za czasów, gdy były produkowane w Austrii, kosztowały wg cennika 1500 zł. Przy cenie o ponad połowę taniej zaczyna się szał. Patrząc też dodatkowo z punktu widzenia bardziej obiektywnego, choć K701 miały i nadal mają swoje atuty, przez pryzmat niskiej ceny i upustów są wielokrotnie gloryfikowane. Jeśli cena i jej relacja do jakości dźwięku składają się na ogólną ocenę opłacalności, można to porównać do mnożnika, który każdą zaletę zwiększy kilkukrotnie w potencjalnych dyskusjach. I choć wcześniej można było pisać, mówić i tłumaczyć do upadłego o tychże zaletach, ostatecznie to cena powoduje wybuch zainteresowania i ewolucję zalet w hiperzalety.
Hypetrain
Rodzi to naturalne okoliczności, które potem potrafią być wykorzystywane w praktyce. Jak? W bardzo prosty sposób: podniecając ogień zapału pod myślą, że użytkownicy dostają coś, co jest wycenione znacznie poniżej poziomu, jaki powinno kosztować, a więc robiąc nic innego jak legendarny „hype”. Każdy może zostać audiofilem, wystarczy że kupi słuchawki marki Xing Xiong za 50 zł, grające jak modele za 1000 zł. A to jakaś super oferta dla forumowiczów, a to może zbiorówka itd. Do tego polecanie na siłę każdemu w dziale zakupowym, kupowanie po kilka sztuk itd.
Co potem? Na ogół komis i jeśli są to modele np. z jednorazowych akcji masowych, jak ostatnio chociażby działo się z Musical Fidelity MF-200B, próba zarobienia. Słuchawki posiadały cenę rynkową na poziomie 1300-1400 zł, ale w pewnej chwili można było zamówić je za 200 zł za pośrednictwem jednego z naszych rodzimych serwisów masowych (załóżmy, że słuchawki były oryginalne). Efekt był taki, że kupowano je po kilka sztuk, właśnie w takim celu. Padały nawet wprost pytania, czy słuchawki da się potem sprzedać na serwisach aukcyjnych za 500 zł.
Swoją drogą finał tego konkretnego przykładu był ciekawy. Ponieważ najwyraźniej sprzedaż nie szła po myśli osób wietrzących w nim murowany interes, rozsyłane były oferty przeprowadzenia testów tych słuchawek w celu uwiarygodnienia opłacalności ich zakupu. Takim właśnie sposobem z mojego hobby oraz pasji innych ludzi robi się maszynkę do kręcenia pieniędzy.
Co jednak z produktami wcześniej wymienionymi, a więc cudami z Chin lub ogólnie sprzętem, który w sumie nawet nie brzmi najgorzej, ale kosztuje grosze i trzeba go jakoś zareklamować? Formułuje się chociażby następującą tezę…
Droższy sprzęt jest dla jeleni
Jak bowiem inaczej nazwać kupowanie drogich słuchawek i zachwycanie się nimi, skoro ma się pod nosem takie perełki jak wyżej? A co sprowadza nas znów do pytania, które postawione zostało w tytule: czy kupowanie jakichkolwiek droższych słuchawek ma w ogóle sens? Odpowiedź na to pytanie jest jak zawsze złożona. Opierać powinna się jednak na elementarnej tolerancji co do cudzych wyborów.
To, że ktoś może sobie pozwolić na drogie słuchawki, głośniki czy jakikolwiek inny sprzęt audio, razem lub osobno, który nie jest w żaden sposób przynależnym do produktów pierwszej potrzeby, nie powinno być w żadnym wypadku powodem do szykan i uszczypliwości. Niestety potrafi. Do tego czasami stopnia, że przeprowadza się niemalże krucjaty w Internecie i publicznego palenia na stosie ludzi z droższym sprzętem nie ma wtedy końca. Miejscami dochodzi wprost do manifestowania nienawiści, choć ludzie tacy nic nikomu przecież złego nie uczynili.
Oczywiście nie każdy produkt jest dobry tylko dlatego, że jest drogi. Są słuchawki lepsze i gorsze, lepiej lub gorzej wykorzystujące ustaloną przez producenta cenę, mające większy lub mniejszy wkład materiałowy i przede wszystkim brzmienie w tym kontekście, które jest czasami zwalające z nóg, a czasami zakrawające na prowokację i wyciąganie pieniędzy. Oceniać jednak powinno się wtedy samego producenta i jego produkt, a nie użytkownika, który go nabył.
Zakup takiego produktu nie czyni go od razu łosiem, jeleniem czy jakimkolwiek innym zwierzęciem łownym lub hodowlanym, nie sugeruje że jest głuchy, głupi i ma fatalnie grający tor. Jeśli takiej osobie podoba się to co słyszy na tyle, że jest gotowa za to zapłacić i być z tym szczęśliwą, to kimże jesteśmy żeby jej takiego prawa odmawiać? Można wyrazić swoje zdanie krytyczne, owszem, ale w sposób normalny i bez personalnych ataków. Jeśli ktoś pragnie sobie natomiast poużywać, są inne na to metody i miejsca.
Tańszy sprzęt jest dla biedaków
Ma to i drugą stronę medalu, a więc pogardliwy stosunek do użytkowników sprzętu tańszego, których być może z wyboru, być może w kontekście sytuacji materialnej po prostu nie stać na te STAXy za 20 tysięcy itd. Każdy człowiek ma własne, indywidualne potrzeby i wymagania, które mogą być spełnione przez bardzo różnorodne produkty. Są osoby, dla których takie Koss Porta PRO to maksimum w zakresie sprzętu, z jakiego korzystają. I są zadowolone, nie potrzebują nic droższego, lepszego. Są tacy, dla których sprzęt za 800-1000 zł to świadomy i przemyślany wybór poparty wieloma odsłuchami oraz próbami z droższym sprzętem. Są też tacy, którzy mają kilka par słuchawek za kilka tysięcy każda, a mimo to kręcą się niespokojnie wokół czegoś, czego sami nie są w stanie określić.
Jest naprawdę sporo słuchawek, które kosztują mało, a gra naprawdę za każdą wydaną złotówkę, jakby jutra miało nie być. I nie tylko mowa o słuchawkach zabytkowych, ale też i takich, które wciąż są w produkcji. Jeśli za 250-300 zł można nabyć półotwarte słuchawki będące trochę bardziej uproszczoną wersją DT990/600 kosztujących 700 zł (dokładniej mowa tu o AKG M220 PRO), to jest to bardzo dobry interes u osoby, która liczy przysłowiowy każdy grosz. Z kolei wspomniane DT990/600 oferują na tyle wysoką jakość w klasie premium, zwłaszcza po modyfikacjach, że sens kupowania droższych słuchawek pojawia się dopiero od jakiegoś pułapu, toteż osoba decydująca się na nie, czyni to świadomie. To bardziej dowód zaradności w tych sytuacjach i chłodnej kalkulacji stosunku zysku brzmieniowego i komfortu w kontekście ceny oraz wymagań stawiany torowi audio. Co innego jednak jeśli sprzęt kosztuje dosłownie grosze, ale twierdzi się, że morduje ileś tam utytułowanych słuchawek za grube kwoty (niekiedy jednocześnie szydząc ze wszystkich posiadaczy takowych modeli). Czyli znów wracamy do punktu wyjścia…
Czy jest więc sens kupować droższe słuchawki?
I tak i nie. Wszystko zależy od własnych możliwości i świadomości potrzeb. Osoby dla których sprzęt ma grać „ładnie” i „fajnie” prawdopodobnie będą całe w skowronkach ze sprzętem znacznie tańszym, ale oferującym świetny współczynnik ceny do możliwości. Im wyższy on jest i tym samym słuchawki oferują wyższą jakość dźwięku, tym trudniej wykonać satysfakcjonujący zakup sprzętu droższego.
Dobrym przykładem są moje dywagacje przy Odinach – to naprawdę ciekawe słuchawki i nic nie stoi na przeszkodzie aby je kupić, ale moim zdaniem ten poziom jakościowy spokojnie byłyby w stanie pokryć LCD-2 za połowę ich wartości. Jeśli jednak nie ma się takiej możliwości lub posiada znacznie tańszy sprzęt, spotkanie z Odinami może pozostawić po sobie piorunujące wrażenie. Innym przykładem mogą być flagowe SR-009 od STAXa, względem których widziałem trochę osób wybierających mimo wszystko tańsze SR-507 lub aktualnie oferowane modele z serii L. I to po odsłuchach samodzielnych. Ekonomia nie wyklucza jednak tego, że dla tej różnicy, jaka jest między wszystkimi tymi modelami, wciąż entuzjasta bezkompromisowej jakości będzie w pełni zadowolony kupując najwyższy model i nie żałując, że to zrobił. Gdybyśmy szli na tej zasadzie w dół, to okazałoby się, że ponad SRS-3100 nic innego nie ma sensu, gdyż najtańszy model da nam ogólnie dostęp do technologii elektrostatycznej i wszystkie najważniejsze profity płynące z tego tytułu. Tak samo iSine 10 vs 20, gdzie na 10-tkach otrzymujemy to samo co na 20-stkach, ale po prostu mniej. Wciąż jednak w domenie magnetostatycznej, która ma swoje atuty ponad dynamikami. Dopłata miałaby sens w sytuacji, gdyby takie brzmienie nam faktycznie odpowiadało i chcielibyśmy wyciągnąć z zakupu jak najwięcej, kupując sprzęt raz a dobrze.
Tak naprawdę jednak wszystko zależy od przykładu. Powyższe operują bardziej na samym przeskoku z jednej technologii na drugą, gdy mowa o tańszych modelach. Gdy jednak zaczniemy rozpatrywać dopłatę do jakichś wysokich Ultrasone, słuchawek po prostu luksusowych itd., to okaże się, że sens dorzucenia dodatkowych środków niejednokrotnie mija się z celem, bowiem elementarny zysk jakościowy w zakresie brzmienia nie będzie albo tak duży, albo tak ukierunkowany, jak mogłaby wskazywać cena.
Koszty ukryte – tor audio
Wraz ze słuchawkami o danej klasie, może niestety kroczyć wymóg należytego jakościowo sprzętu źródłowego. Wyróżnić można dwa główne aspekty: spełnienie wymagań napędowych (sprzęt musi mieć potężną moc, aby odpowiednio napędzić dane słuchawki) oraz wymagań jakościowych (klasa sprzętu, czystość sygnału, wyrafinowanie muszą być wysokie). Z reguły jest tak, że im droższe słuchawki, tym większa czułość na tor i to nie tylko płynąca z tonalności, ale reakcji na taką a nie inną scenę oraz dynamikę. Nie zawsze droższe modele słuchawek są na ten aspekt tolerancyjne.
Przykładowo HD800 z racji wybitego punktu 6 kHz reagują mocno z torem jaśniejszym i neutralnym, dlatego warto parować je z odpowiednim sprzętem z perspektywy tonalnej, może niekoniecznie nawet osławionym Lebenem. Sam osobiście dobrze wspominam je z Coplandem DAC 215. Z kolei T5p v2 wymagają bardzo precyzyjnie prowadzonego basu i niskiej impedancji wyjściowej, także tutaj wybrałbym już coś pokroju Quattro II czy S7 z jakimś DACiem. Niemniej w obu tych słuchawkowych przypadkach mówimy o modelach za ok. 5 tysięcy i tutaj może być jeszcze konieczność dodatkowych zakupów odpowiednio grającego toru. Wystarczy sprawdzić ceny sprzętu, który wymieniłem, aby zauważyć, że na kwocie 5 tysięcy się raczej nasza przygoda nie zakończy. Tymczasem LCD-2 za również 5 tysięcy będą w dużej mierze obojętne na tonalność toru i wystarczy, że będzie miał w sobie należyte pokłady jakościowe, aby wykorzystać ich potencjał co do jakości i przyjemności płynącej z dźwięku. Paradoksalnie większy, niż w obu wymienionych.
Naturalnie każde słuchawki będą na lepszym sprzęcie audio beneficjentami, o ile nie będzie zachodził problem natury synergicznej, a więc niedopasowanie tonalne jednego z drugim. Tor strojony pod HD800 zupełnie bezproblemowo pokryje również i inne modele o jaśniejszej karnacji, takie jak T1, K501 czy K240 DF. Niemniej nie można udawać, że nie jest to ze sobą połączone i zakup słuchawek droższych może być inwestycją o szerszym spektrum i większych do wydania środkach, niż mogło się nam na początku wydawać.
Cena nie zawsze decyduje o realnej wartości
Im dalej w las, tym szybciej można dojść do wniosku, że cena jest bardzo relatywną zmienną i niekoniecznie powinna być jakimś wyznacznikiem. Jak pisałem bardzo różnie potrafi wypadać to w zakresie faktycznego wkładu materiałowego, choć użytkownik z reguły nie przyjmuje do wiadomości, że każdemu producentowi produkcja musi się jakkolwiek opłacać, a w łańcuchu dystrybucyjnym każdy przecież chce zarobić lub w ogóle otrzymać jakąkolwiek wypłatę. Doliczyć do tego należy też proces samego konstruowania słuchawek, ich zaprojektowania i ewentualnej technologii, jaka znajdzie się w środku. Producenci różnie do tego podchodzą. Jedni starają się mniej, inni bardziej. Czasami rodzi to oskarżenia o sztuczny progres i zagrywki psychologiczne, ale za niektóre rzeczy, np. drożyznę czy popularność słuchawek Beats odpowiadają sami użytkownicy i najczęściej bardzo trywialna chęć zwykłego lansowania się marką lub przepychem. Produkt jest więc ostatecznie wart tyle, ile ludzie są w stanie za niego zapłacić.
Niemniej błędem byłoby generalizować i zakładać z góry, że słuchawki droższe to zawsze przysłowiowe „wyciąganie kasy”. Jak mówiłem wszystko zależy od przykładu. Spokojnie mogę wymienić przynajmniej kilka świetnie grających modeli w danych przedziałach cenowych. I progres między nimi zawsze jest dla mnie słyszalny na tyle, żeby dopłata była warta rozważenia. Nawet w przypadku tzw. „czarnych koni”, które za stosunkowo małe pieniądze grają na nieprzeciętnie wysokim poziomie. Przy całym swoim doświadczeniu, może nie jakimś największym, ale też niemałym, nie rzuciłbym się jednak na słuchawki za np. 10 000 zł bez gruntownego odsłuchu i porównania. Aby nie okazało się, że jednak można znaleźć dla danej pary klasową alternatywę za mniej i z kompromisami, na które spokojnie możemy sobie pozwolić. Zaoszczędzone pieniądze natomiast przeznaczyć na lepszy sprzęt źródłowy.
Prawo do bycia zadowolonym
Zdroworozsądkowe podejście nie musi udzielać się wszystkim. Osobiście nie mam najmniejszego problemu zarówno z osobami, które posiadają ode mnie droższy i bardziej wyrafinowany sprzęt, ale też i z posiadaczami sprzętu tańszego. Pod jednym warunkiem – o ile żadna grupa nie wchodzi mi na głowę ze swoim sprzętem i nie próbuje mnie na niego nawracać. Takie osoby jak ja wiedzą najlepiej czego potrzebują i z czego będą zadowolone. Mamy doskonałą świadomość zarówno mocnych, jak i słabych stron swojego sprzętu, dlatego posiadamy go w takiej ilości i/lub w takich klasach, aby zrealizować swoje cele i wymagania jakościowe. Najczęściej jest to po prostu osobista przyjemność z odsłuchów, czysty dźwięk, świetna scena i równe pasmo w tych rejonach, w których większość słuchawek z reguły niedomaga.
Być może to właśnie to niektóre osoby boli najbardziej. Stąd też – i w połączeniu z brakiem funduszy – rodzi się coś na kształt zawiści połączonej z przemożną chęcią obrzydzenia innym słuchanej przez nich muzyki i posiadanego sprzętu. Generalizacja jest wtedy najlepszą rzeczą, bowiem postawionej odgórnie i bezwzględnie tezy o tym, że droższy sprzęt nie ma sensu i kupują go ludzie albo głusi, albo głupi, nie da się zanegować w pełni. Jest sporo przykładów, gdzie zakupy wykonuje się faktycznie z pogwałceniem logiki oraz zdrowego rozsądku. Problem w tym, że wykorzystuje się takie przykłady w formie eskalacji do patologii do rangi standardu. Podważa się wtedy zasadność zakupu i jednocześnie podjętej o nim decyzji, a w konsekwencji samej osoby – swojego oponenta, którego było stać na sprzęt lepszy/droższy.
Swoją drogą jest to ciekawy test na siłę własnej psychiki. I nie mówię tu tylko o odporności na szykany i krytykę, ale zdarzało mi się widzieć osoby, które zostały wręcz zaszczute w taki sposób do tego stopnia, że… sprzedawały niedawno jeszcze zakupiony przez siebie sprzęt. Jeszcze wczoraj się im podobał, był zadowolone, a teraz pełne wątpliwości i zdezorientowane wystawiają go na aukcjach z dużą stratą, jaka z reguły towarzyszy takiemu sprzętowi.
Wynika to z naszego naturalnego dążenia do akceptacji w grupie, w jakiej się znajdujemy. Każdy człowiek spotyka się z tym w swoim życiu już na etapie szkolnym i nie inaczej jest potem w dorosłym życiu, choć być może tego po prostu nie zauważa. Najważniejsze jednak jest to, aby zaufać swoim własnym uszom i nie dać sobie wmówić, że to, co za ich pomocą słyszymy, jest mniej ważne i mniej wiarygodne od tego, co ktoś inny słyszy i mówi. Jeśli ktoś napisze, że dane słuchawki, które są w naszym posiadaniu i regularnie się do nich odnosimy, są takie i owakie, to czy musimy się z tym zgadzać lub nawet jakkolwiek na to odpowiadać?
Często okazuje się, że są to wierutne bzdury, a słuchawki podawane za wzorzec są ciemnym i pogłosowym modelem o dużej karykaturalności w kreowanym przez siebie brzmieniu. Sęk w tym, że nam to kompletnie nie przeszkadza, ale drugiej stronie najwyraźniej już tak. I to bez względu na to że wspomniane wcześniej przymiotniki kompletnie nie mają pokrycia nawet na wykresie z aparatury pomiarowej. Cudza opinia i cudze uszy nie tylko więc mają negować nasze, ale i ignorują wymierne dane akustyczne z mikrofonów pomiarowych. Prawda jest taka, że niektórych ludzi nigdy nie uda się przekonać do swoich racji i kompromis po prostu nie będzie możliwy. Czarne zawsze będzie dla nich białe.
Podsumowanie
Sens kupowania droższych słuchawek ostatecznie ustala praktycznie zawsze nabywca względem własnego sumienia. Jeśli tylko go na dany sprzęt stać i wie, że będzie to dla niego gwarancja dużego zadowolenia, droga wolna. Dla osób bardziej oszczędnych pozostają różnorodne opcje, które oferują dane brzmienie w bardzo akceptowalnych parametrach za jeszcze jako tako rozsądne, choć wciąż dla niektórych spore pieniądze. Najoszczędniejsi pójdą natomiast po produkty z niższych półek cenowych, szukając jak największej poprawności i jakości za jak najmniej, często pochodzących z Chin. Każdemu więc wg potrzeb.
Najważniejsze jednak, aby szanować siebie nawzajem i tyczy się to zwłaszcza osób, których nie stać lub które nie posiadają sprzętu droższego, a mimo to dyskutują o nim i rozmawiają z osobami go posiadającymi. Być może jest tak, że tego sensu po prostu tylko my nie widzimy, czy to przez pryzmat własnych doświadczeń, czy też oczekiwań, czy może po prostu zwykłej złośliwości i nieumiejętności akceptacji czyjego stanowiska. Nie zmienia to faktu, że nie da się do końca stwierdzić, czy sens taki jest bądź go nie ma. Z tytułu nie znajdowania się w gronie artykułów pierwszej potrzeby raczej znacznie więcej będzie sytuacji z drugiego gatunku, a ile osób spotkamy na swojej drodze, tyle uzyskamy punktów widzenia. Niemniej jeśli ktoś kocha audio i słuchanie muzyki za pomocą słuchawek, nie powinno się na niego za to nastawać. Na końcu tak naprawdę i tak liczy się muzyka, a nie kto na czym jej słucha.