Jestem niemal pewien że pisałem już o tym w którejś recenzji, ale był w pewnym momencie taki trend, że każda niemal firma zajmująca się sprzętem audio wprowadzała do swojej oferty jakieś słuchawki. Trend ten udzielił się także firmom związanym stricte z kolumnami (Focal), ale też i takim, dla których do tej pory jedynym punktem skojarzeniowym był sprzęt do napędzania tychże kolumn i do grona takowych należy NAD. Firma znana na rynku nie od dziś i nie od wczoraj, z tradycjami i przyzwyczajeniami, a także określonym poczuciem wzornictwa, z którym od czasu do czasu próbuje poeksperymentować. Słuchawki to jednak do tej pory była taka przestrzeń, w której NADa jeszcze nie było, aż na rynku nie pojawiły się VISO HP50. Dziś nie będziemy zajmowali się tym dokładnie modelem, ani też jeszcze mniejszym HP30, a ich droższym bratem uderzającym w półkę Bowersów PX i Sennheiserów M2 AEBT. Oto VISO HP70.
Dane techniczne
- Przetworniki: 40 mm, dynamiczne, zamknięte,
- Format: przenośny, pomniejszony wokółuszny
- Impedancja: 32 Ω (analog)
- Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 20 kHz
- THD: 0,25% (analog), 0,5% (ANC)
- Komunikacja: Bluetooth z aptX HD i NFC
- Czas pracy na baterii: ok. 15 h
- Waga: 320 g (bez kabla)
Pakowanie i wyposażenie
Słuchawki przychodzą do nas świetnie zapakowane i zabezpieczone w przyjemnym dla wzroku i dotyku pudełku. Producent pomyślał nad nim w taki sposób, aby pokrowiec ze skóry ekologicznej pełnił od razu funkcję miękkiej poduszki, dzięki czemu nawet przy mocnym uderzeniu w i tak dosyć twardy kartonowy profil pudełka, słuchawkom absolutnie nic nie powinno się stać. Praktyczność pakowania przeważyła tu nad najczęściej spotykaną formą ekspozycyjną, gdzie wszelakie akcesoria znajdują się notorycznie pod słuchawkami lub w osobnych pudełeczkach rozlokowanych po bokach.
Na wyposażeniu znajdziemy – prócz rzeczonego pokrowca – także adapter lotniczy, kabel ładowania USB (1,5 m), kabel sygnałowy jack 3,5 mm (również 1,5 m) wraz z nasadkowym adapterem na 6,3 mm (niklowanym) oraz karabińczyk, jeśli lubimy chodzić z majtającymi się przy pasie słuchawkami takiego rozmiaru. Aczkolwiek często jest to jedyna forma transportu jaka nam pozostaje.
W zestawie nie otrzymujemy jedynie twardego etui ani zapasowych nauszników, a które byłyby także miłymi dodatkami.
Jakość wykonania i konstrukcja
Konstrukcja słuchawek jest bardzo solidna jak na tą klasę rozwiązań i widać moim zdaniem chęć powalczenia w tym względzie z Bowers & Wilkins. Choć spotkałem się z pejoratywnym określeniem wobec innych słuchawek jako „dwa głośniki na patyku”, w przypadku VISO jest ono tu nawet w pewnym zakresie trafne, ale już bez wulgarnej formy i złych emocji.
Wszystko przez to, że słuchawki w formie kwadratowych korpusów z matowionego plastiku umieszczono na owalnym pałąku z głowicami kulowymi. Mimo to muszle obracają się i regulują w zadanej przez producenta osi. Całość wykonano z elementów wysokiej jakości, zarówno w zakresie plastiku, jak i elementów metalowych, z których wykonano konstrukcję nośną.
Aczkolwiek…
Ponieważ dominujący materiał jest matowionym plastikiem, widać na nim wszystkie tłuste ślady palców, a także próby wycierania go za pomocą szmatki z mikrofibry. Należy więc się przygotować na częste czyszczenie, jeśli nasze słuchawki będziemy chcieli pokazywać znajomym. Bo i jest w tym przypadku co pokazać.
Wygląd to oczywiście sprawa jak zawsze subiektywna, nawet bardziej niż sam dźwięk, ale podoba mi się sposób w jaki NAD podszedł do swojego tworu. Elegancko, z wyczuciem, ale też stylizacyjnym kunsztem w formie zaprojektowanego w taki a nie inny sposób pałąka. Regulacja wysunięcia odbywa się z użyciem konkretnej siły, a co sugeruje, że słuchawki – o ile solidne na tym polu i nie zdradzające tendencji do przedwczesnego zużycia – przechylają się trochę bardziej w stronę podejścia „ustaw i zostaw”. Natomiast o byciu modelem w pełni składanym już mówić nie możemy: słuchawki posiadają muszle jedynie obrotowe i bez możliwości złożenia do środka.
Obsługa
Praktycznie wszystkie funkcje słuchawek dostępne są na prawej muszli. Mamy tu przycisk parowania Bluetooth, wciskany przełącznik hebelkowy sterujący głośnością oraz pełniący rolę przycisku wielofunkcyjnego (MFB), dwustopniowy przełącznik aktywujący tryb Bluetooth oraz tryb ANC i jeszcze jeden wciskany przełącznik hebelkowy zawiadujący odtwarzaniem, przewijaniem oraz odbieraniem i odrzucaniem rozmów telefonicznych. Oba przełączniki hebelkowe są z automatycznym centrowaniem, co jest dosyć oczywiste. Niemniej większość producentów integruje wymienione funkcje w ramach wyraźnie mniejszej ilości przycisków, dlatego z jednej strony wymaga to na nas nauczenia się na pamięć obsługi HP70 i jakkolwiek może utrudniać ją przy pierwszym zetknięciu się, ale z drugiej nie raz i nie dwa zdarzyło mi się wcisnąć nie to co trzeba lub po prostu za krótko/długo/szybko/wolno to uczynić w modelach mających zintegrowane sterowanie po kilka funkcji w jednym, dlatego nie odbieram takiego stanu rzeczy w NADach jako wady. Pomaga mi w tym fakt, że mam przyzwyczajenia co najwyżej z dokanałowych słuchawek Bluetooth i to tylko w zakresie włącz-wyłącz-głośność-odbierz-rozłącz-wybierz ponownie. Po kilku dniach można było się więc spokojnie do NADów przyzwyczaić nawet takiemu konserwatyście (wzmak, kabel i dużo ohmów ponad wszystko) jak ja.
Podczas korzystania ze słuchawek na pewno zdarzy nam się wygrzmocić baterię do zera wielokrotnie, także podczas prowadzenia rozmów. Ogromnie denerwowało mnie to i nadal denerwuje, gdy słuchawki dosłownie drą się na mnie pod postacią głośnego lektora lub pikania, najczęściej niezależnych od ustawionej głośności. HP70 są pierwszymi słuchawkami, w których wreszcie ktoś pomyślał o takich osobach jak ja. Lektor tylko delikatnie przycisza muzykę/dźwięk i nie zagłusza tego co się dzieje gdy kończy się bateria, dzięki czemu nie muszę co parę minut prosić mojego rozmówcy o powtórzenie tego co mówił, zanim zmienię dogorywający zestaw na inny lub przełączę się na sam telefon. Proszę się wszem i wobec uczyć zatem od NADa jak powinny zachowywać się słuchawki bezprzewodowe.
Idźmy dalej, bowiem to nie jedyne miłe zaskoczenie. Podłączenie kablowe nie powoduje automatycznej deaktywacji trybu bezprzewodowego (niebieska dioda), choć tryb ANC (zielona dioda) nie może być wykorzystywany po kablu. Można więc spokojnie wykorzystać ten fakt, aby sprawdzić, czy dany sprzęt przenośny lub telefon lepiej gra nam z HP70 za sprawą jednej lub drugiej formy komunikacji.
Ładowanie również nie neguje możliwości słuchania ich po kablu. Miga wtedy czerwona dioda. To kolejny plus, bo możemy nadal słuchać muzyki i jednocześnie ładować sobie słuchawki np. z podręcznego magazynu energii lub z laptopa. Bez przerywania i konieczności sięgania po inne słuchawki.
Tryb ANC jest bardzo dobrze zaimplementowany i tu zasługa kilku dobrej jakości mikrofonów wbudowanych w HP70. Przekładają się również na jakość rozmów telefonicznych i moi rozmówcy przy porównaniu przynajmniej kilku innych słuchawek, dokanałowych i nie, kablowych i bezprzewodowych, jednoznacznie wskazywali NADy jako najlepsze jakościowo i to wcale nie o mały margines.
Nie zanotowałem również żadnych problemów z przebiciami czy lagami. Jedynie na początku sprzęt daje się usłyszeć jako bardzo delikatny pisk układu, ale tylko w ciszy i podczas parowania z urządzeniem sygnałowym.
Wygoda i izolacja
Pałąk – mimo owalnego obicia – nie powodował u mnie aż tak dużych problemów z trzymaniem się na głowie, a już na pewno nie z wygodą. Niemniej nie da się ukryć, że słuchawki na głowie preferować będą spokojniejsze odsłuchy, aniżeli ekstremalną aktywność fizyczną.
Wszystko przez muszle i ich zawieszenie, o którym pisałem wcześniej. Słuchawki nie są zbyt głębokie na nasze uszy, toteż mogą nawet po założeniu przyjmować pozycję dowolną w ramach przekręcenia się trochę bardziej do przodu, jak i tyłu. Powodowało to spore problemy przy pomiarach, ale na szczęście tylko przy nich. Przy odsłuchu jakoś średnio mi się to rzucało w (na) uszy, a jeśli już, to tylko na początku i z uwzględnieniem lekkiego odstawania moich uszu, toteż po dłuższej chwili same się dostosowywały do budowy HP70 i – co najważniejsze – nie czyniły tego kosztem odczuwania narastającego dyskomfortu. Nie traktowałbym natomiast jak pisałem tego za dobrą wróżbę dla osób mocno aktywnych fizycznie i wydaje mi się, że NAD również nie obrał sobie takich użytkowników za grupę docelową. Dla nich bardziej praktyczne mogą okazać się tańsze i lżejsze, ale niestety z racji mocnego docisku: mniej wygodne konstrukcje. Klasyczny dylemat między wygodą a „przyczepnością” więc trwa.
W odsłuchach stacjonarnych zaś na wygodę nie narzekałem. Słuchawki oczywiście daje się poczuć na głowie i uszach, że są, ale o ile na początku zwraca się na to uwagę, o tyle po chwili dopasowania się ich do naszej anatomii pozostaje już sama muzyka. Co najwyżej pozostaje się kwestia osób z bardzo odstającymi uszami i bardzo dużym wyczuleniem na nacisk (najpewniej: jakikolwiek), ale tyczy się to właściwie każdych słuchawek. W przypadku NADa mamy tu mięciutkie nauszniki z wysokiej jakości skóry ekologicznej, które o wspomniany komfort także dbają.
Jak pisałem tryb ANC jest bardzo dobrze zaimplementowany i działa w podobny sposób, co w Audio-Technice ATH-ANC700BT, aczkolwiek nie rzutując na brzmienie lub głos. Tłumienie jest naprawdę wysokiej próby i jest to mocna strona HP70, jeśli pracują w trybie aktywnym.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem, który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.
Słuchawki dla pewności zawsze zostawiam sobie 24-48h z tytułu profilaktyki. Sprzęt sprawdzany był bezprzewodowo na komputerze PC oraz w komunikacji ze smartfonem i odtwarzaczem Shanling M1. Oczywiście standardowe tory stacjonarne wymienione w metodologii również poszły w ruch.
Jakość dźwięku
Ponieważ jest to model oferujący dwa sposoby komunikacji, mające między sobą trochę różnic w odsłuchach, opis jak zawsze zawiera czytelny podział na to, jak słuchawki grają po kablu, a jak zachowują się w trybie BT/ANC. Tym razem pomiary przypiszę bezpośrednio do określonych akapitów brzmieniowych dla łatwiejszej orientacji i referowania do nich w trakcie lektury.
Połączenie kablowe
Na pierwszy ogień zdecydowałem się spróbować połączenia kablowego z konwencjonalnym wzmacniaczem. Może na starcie nie było jakiegoś przemożnego efektu WOW spowodowanego jakimś niespodziewanym atakiem, ale po dłuższej chwili okazało się, że przenośne NADy naprawdę fajnym i opanowanym dźwiękiem. Lekko ciepławo, co było do przewidzenia, z zaznaczoną „wibracją” na basie. Choć wykres wykazuje dysproporcje w natężeniu między przetwornikami, nie mają one na tyle wysokiego przesłuchu międzykanałowego, aby nam to w jakikolwiek sposób przeszkadzało. Klasycznie dominuje tu kanał z gniazdem jack (prawy) i to powszechna obserwacja dla naprawdę wielu słuchawek z kablem jednostronnym.
Bas robi dobre wrażenie jako zakres podkreślony, ale na tyle rozsądnie, żeby dobrze współgrać w sytuacjach miejskich i nie wykluczyć przy tym odsłuchu domowego, za co należy się bardzo mocne słowo uznania. Mam notorycznie problem z takimi słuchawkami, że gdy chcę na spokojnie w domu jeszcze raz je przesłuchać poza miejskim zgiełkiem, ze względu na kompensację basową otrzymuję więcej basu w domu niż bym sobie tego życzył. NADy nie robią z tym problemu, świetnie wyważając się między jednym a drugim środowiskiem swoimi zdrowymi proporcjami.
Sama struktura basowa jest również odmienna od innych słuchawek, które kojarzę nawet w ramach tego właśnie przedziału cenowego. Z reguły nacisk basowy ma miejsce na średni podzakres, ale tym razem jest inaczej. Linia basowa jest sprężysta, oparta jakoby o sztywną membranę, dającą dynamiczny i elastyczny bas z dobrym zejściem i rytmiką. To właśnie na te dwa ostatnie elementy kładziony jest nacisk, przez co w utworach z basem nieco bardziej powściągliwym lub nastawionym na bas środkowy, można odnieść wrażenie dużej równości. Z kolei przejście na utwór nawet w ramach tego samego albumu, ale z inną konstrukcją basu, może spowodować nagle przyjemne zaskoczenie całkiem mocnym, lekko utwardzonym uderzeniem.
Wokale są przyjemne, nieco przygładzone, aksamitne, niezamulone i utrzymane przeto jako bardzo naturalne. Średnica nie gra tu zawsze i bezwzględnie pierwszych skrzypiec, ale częściej współgra z linią basową i odznacza się całkiem płynnym transferem z jednego w drugie.
Góra również akcentuje się w wymienionym już przygładzeniu i aksamicie, nawet na sprzęcie neutralnym. Ocieplenie nadaje jej wyrazu i normalności, odbierając też przy okazji wspomniany efekt WOW od samego startu. Jest jednak dobrej jakości i nie zdradza oznak czy to kompresji, czy ograniczenia, stłumienia. Mimo zamknięcia konstrukcji nie dusimy się w niej, nie mamy wrażenia obłożenia szczelnie kocem lub filcem. Definitywnie NAD postanowił wystroić HP70 na kształt muzykalny.
Bałem się o scenę, aby przypadkiem nie wypadła tak jak w Momentum, ale okazało się, że słuchawki obroniły się spokojnie. Fajna scena, optymalnie dobrana jak dla takich słuchawek, nie jakaś może przepastna w stylu ADX5000 czy HD800, ale nie dająca się też zamknąć w określeniach o kompaktowości czy nadmiernym zwarciu. Rzekłbym bardzo solidny standard, który wychodzi na plus zarówno dobrym rozciągnięciem na szerokość, jak i lekkim odsunięciem środka, przez co ma się wrażenie dodatkowego oddechu przed sobą.
O ile słuchawki przypominają mi cały czas jakby zaawansowaną wersję Momentum za większą cenę, jest to moim zdaniem ewolucja tego dźwięku w bardzo dobrą stronę. Jak pisałem słuchawki nie wywołały we mnie od startu efektu położenia na parkiecie i podeptania jakimś nagłym atakiem konkretnej cechy wyróżniającej, ale gdy słucha się z nimi kolejnych albumów, powoli ten efekt WOW do nas dociera, ale bardziej jako cecha ogólna, dotycząca całokształtu. Bardzo podobało mi się jak płynne było ich brzmienie, dające się zaakceptować i „zniknąć”, stając się po prostu muzyką, zaskakując przy tym dopiero po głębszym poznaniu i trafieniu na albumy bardziej skoczne i skomplikowane.
Przy wszystkich tych cechach HP70 pozostawiły po sobie też jedno wrażenie: ostrożności. Testuję od lat różnorodne słuchawki i czy to kwestia już doświadczenia, czy może umiejętność trafnego odgadnięcia, ale często bardzo łatwo jest mi wytypować prawdopodobną ideę, jaka mogła przyświecać projektantom danego modelu po zapoznaniu się z ich charakterem. Z HD800 była to prosta sprawa, ale już np. LCD-XC czy K872 były bardzo wyraźnymi wyjątkami. Do Audeze podchodziłem łącznie 4 razy i udało się je jakkolwiek pojąć po zmianach, jakie producent do nich wprowadził, ale np. AKG nie rozumiem po dziś dzień i nie wiem po co powstały. NAD HP70 akurat należą do tej przyjemniejszej grupy, gdzie od startu wiadomo po co zostały słuchawki te stworzone, dla kogo i dlaczego ich brzmienie jest takie a nie inne. I tu pojawia się wspomniana ostrożność.
NAD mógł swój model spokojnie przesunąć mocniej w stronę „mobilnioków”, nadać mu jeszcze bardziej basowego charakteru, jeszcze docieplić, dorzucić im do pieca. Nie uczynił tego. Prawdopodobnie bano się, że słuchawki nie zaprezentowałyby niczego, czego nie udałoby się znaleźć w modelach tańszych. Dlatego ostrożnie i dokładnie ustalono ich strojenie w takim kształcie, jaki opisałem. Łatwo przypiąć łatkę takim słuchawkom, że są „zwyczajnymi” i może nawet nudnymi (vide PM-3), szukając w poprawności i naturalności problemu, którego nie ma. Moim jednak zdaniem NAD podjął dobrą decyzję nie czyniąc z nich ani bezpośredniej konkurencji dla Audio-Technik (brzmienie na planie „V”), ani też nie kusząc się na strojenie na kształt tzw. „ciepłej buły”. Wszystko jest tu tak jak być powinno, ciepło, ale wciąż jeszcze uniwersalnie i rzeczowo.
Połączenie bezprzewodowe / ANC
Oba są ujęte w ramach jednego akapitu nieprzypadkowo. Włączenie systemu ANC nie powoduje bowiem rozstroju między trybem bezprzewodowym a tłumionym aktywnie. Ba, nawet różnica między obydwoma, a trybem kablowym nie jest aż tak wielka i sprowadza się do bardziej bezpośredniej prezentacji tonalnej z równiejszą górą względem średnicy. Równiej i jaśniej jednym słowem. Bas mniej więcej pozostaje w tym samym miejscu. Natomiast scena dostaje słyszalnego rozbudowania na boki dzięki lepiej zaznaczanym wyższym oktawom. Dlatego też skłaniam się ku tezie, że autorska technologia RoomFeel zaimplementowana w HP70 przez NADa nie jest aktywnym trybem DSP tak jak na początku sądziłem, a odpowiednio zaprojektowanymi komorami akustycznymi, którym układ BT co najwyżej trochę pomaga w pracy. Na pochwałę zasługuje dodatkowe wyrównanie się pracy przetworników z racji dobrze poprowadzonego zasilania od ogniwa.
Gdybym miał wybrać między jednym a drugim połączeniem, miałbym nie lada problem. Powód dla którego tryb bezprzewodowy gra inaczej niż kablowy tłumaczyłem bardzo obszernie przy okazji recenzji słuchawek Audio-Technica ANC700BT, więc tutaj powtórzę tylko, że dzieje się tak ze względu na brak konieczności kompensacji basowej w trybie ANC. Jedynie zastanawiać można się dlaczego zatem wciąż pasywnie pracujący tryb BT prezentuje się identycznie pod względem strojenia. Tu wytłumaczenia innego niż uproszczenie sobie życia przez producenta niestety nie mam. Z drugiej strony granie identycznie z i bez trybu ANC jest czymś pozytywnym i korzystnym na tle chociażby kompletnie inaczej prezentujących się Bluedio.
Paradoks HP70 to właśnie wspomniany wyżej dylemat „co lepsze”. Oba tryby są moim zdaniem bardzo dobre (a właściwie wszystkie trzy), a niezdecydowanie sprowadza się u mnie do pewnej obserwacji własnego zachowania. Otóż testy HP70 zbiegły się z remontem mojego biura. Z rana i przez większą część dnia słuchałem ich w pracy w jednym trybie, aby na koniec dnia, zmordowany i obolały, rozkoszować się drugim. Ma tym sposobem książę dwa rożny do kuchni. Z tego samego powodu trzymam pod ręką z reguły LCD-2F i XC, jednocześnie. I bardzo płynnie zdarzało mi się sięgać po drugą parę, aby to na niej spędzić resztę dnia i dokończyć wszystkie zaplanowane odsłuchy. HP70 zaoferowały mi dokładnie to samo, ale w ramach tylko jednej pary słuchawek, bez konieczności posiadania drugiej, a nawet jej zmieniania na głowie.
Ostatecznie jednak moje własne uszy decydowały, że częściej sięgałem po tryb BT/ANC, ale wynikało to też z preferencji. W realnych odsłuchach domowych dokładnie tak samo wypada mi pracowanie na słuchawkach jaśniejszych vs cieplejszych. Po LCD-2F/K270 Studio sięgam w tej chwili rzadziej, niż po XC/K1000/HD800, toteż dokładnie taki sam układ proporcji odzwierciedla się w przypadku NADów. Ale grunt, że mam wybór i mogę płynnie sobie między tym wszystkim lawirować bez poczynania dodatkowych inwestycji.
Być może niektórym osobom przypomni się jako żywo identycznie wyceniony i już nieprodukowany model Bowers & Wilkins P7 Wireless, który grał mi lepiej w trybie bezprzewodowym, niż po kablu. Z tą jednak różnicą, że tam różnica była klasowa, a nie tylko w strojeniu. Tu natomiast nie ma mowy o tym, żeby producent traktował połączenie jedno lub drugie po macoszemu i nawet jeśli w pierwszej chwili wspomnianą surowość HP70 będziemy chcieli sobie tu przyporządkować, to po paru albumach ten trop nam się najpewniej zatrze i wspomniane wrażenie ulotni się, zostawiając wnioski skupione właśnie w ramach strojenia, a nie awansu klasowego tylko z faktu wykorzystania wewnętrznej elektroniki słuchawek.
Napędzenie i synergiczność
Słuchawkom tym definitywnie polecałbym źródła neutralne lub jasne, ale bez wskazywania na ich moc wyjściową z racji tego, że słuchawki dobrze czują się na każdym, a napędzić je można stosunkowo łatwo (mają identyczną głośność co bardzo wydajne Audictus Winner na ten przykład). Spokojnie można z nimi pracować zarówno z np. Aune X1S, S16, S6 (+S7), jak i z poczciwego Shanlinga M1 czy telefonu. Z kolei po transmisji bezprzewodowej warto zadbać, aby słuchawki miały towarzysza w postaci nadajnika obsługującego protokół aptX HD. Z racji ich uniwersalnego strojenia nie mam specjalnych rekomendacji co do zastosowań – powinny móc zagrać wszystko co rzuci im w eter użytkownik.
Podsumowanie
NAD HP70 uważam za słuchawki udane i przyjemne, nie mające w sobie jakiś szczególnych wad użytkowych czy konstrukcyjnych, a także brzmieniowych. W sumie zastanowić się można, czy w ogóle jakichkolwiek w każdym z tych obszarów w sensie bezpośrednim. Dlatego cieszę się, że ich wytypowanie, starania o pozyskanie na recenzję oraz poświęcony na nie czas były uzasadnione.
Choć na początku nie sprawiają wrażenia absolutu i taplającego się we własnej wybitności indywiduum, to im dalej w las, tym mocniej przekonują kompleksowością, opanowaniem, przewidywalnością, naturalnością i umiejętnością przede wszystkim dania się zaakceptować słuchaczowi. Robią wszystko optymalnie i na przynajmniej bardzo dobrym poziomie, grając w sposób uniwersalny i elastyczny, bez przykrych niespodzianek, nie ryzykując zbyt mocno, rozgrywając muzykę bezpiecznie dla słuchacza i jego sprzętu. Są do tego bardzo dobrze wykonane i wyposażone, nie tylko fizycznie w akcesoria, ale mając na pokładzie ANC, NFC, aptX HD, nie wymuszając na użytkowniku sposobu i metody ich wykorzystywania, przekładają się finalnie na bardzo ergonomiczną i praktyczną parę przenośną. Dlatego też chciałbym je zarekomendować jako bardzo dobre allroundery bezprzewodowo-kablowe, będące rozwojowym modelem względem np. Momentum Wireless czy też alternatywą dla Bowersów PX.
Słuchawki NAD VISO HP70 można nabyć na dzień pisania recenzji w salonach Top HiFi w promocji za 1 333 zł.
Tradycyjnie zapraszam do dyskusji na temat recenzowanego urządzenia w ramach wydzielonego wątku na Forum Audiofanatyk.pl
Zalety:
- kompaktowy format i dobre wykonanie
- bardzo solidna konstrukcja nośna
- świetna izolacja aktywna
- mimo izolacyjnego charakteru zachowana dobra wygoda
- czas pracy w trybie bezprzewodowym do 15 godzin
- bardzo przyjemne granie w każdym z trybów
- zorientowanie na bezpieczeństwo i muzykalność
- brak szumów, przebić czy lagów w trybie BT
- wsparcie dla aptX HD i NFC
- wysokiej jakości mikrofony i świetna rozdzielczość rozmów telefonicznych
- bardzo łatwe w napędzeniu i czujące się świetnie na słabszych mocowo urządzeniach
Wady:
- dla niektórych osób mogą być mimo wszystko zbyt bezpieczne dźwiękowo, zwłaszcza u tych z chrapką na to samo granie, ale więcej, mocniej, dalej…
- muszle mają tendencję do przyjmowania różnego kąta nachylenia względem uszu
- matowiony plastik słuchawek lubi błyskawicznie łapać odciski palców
- nie obraziłbym się za mimo wszystko składaną do środka konstrukcję
- szkoda że nie ma twardego etui w zestawie
Serdeczne podziękowania dla sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów
Witam p. Jakubie,
Czy jest szansa recenzje Bowersów PX ?
Sam wspomina Pan o nich na samym początku testu Nad-ów, stąd też moje pytanie.
Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawy Pana opinii na ich temat, w szczególności w kontekście świetnych poprzedników P7 Wireless.
Pozdrawiam,
Piotr
Popieram wniosek o recenzje B&W PX.
@Piotr, @r
Witam,
Ok, zobaczę czy uda mi się zorganizować ten model na testy. Aczkolwiek z tego co do tej pory słyszałem jest to model gorzej brzmiący od P7W.
Pozdrawiam.
Napisal Pan : « Nie traktowałbym natomiast jak pisałem tego za dobrą wróżbę dla osób mocno aktywnych fizycznie i wydaje mi się, że NAD również nie obrał sobie takich użytkowników za grupę docelową. Dla nich bardziej praktyczne mogą okazać się tańsze i lżejsze, ale niestety z racji mocnego docisku: mniej wygodne konstrukcje. Klasyczny dylemat między wygodą a „przyczepnością” więc trwa. »
Do klasycznego dylematu bym jednak dodał jakość dźwięku. Wygląda to tak ze słuchawki dla aktywnych maja zazwyczaj bardzo po macoszemu traktowany niestety dźwięk.
Pisząc mocno aktywnych rozumie Pan crossfit czy zwyczajne bieganie też nie wchodzi w gre ?
Słuchał Pan może Sony WH-1000XM3 lub starszych modeli? Ewentualnie Bose QC35II (lub starszych modeli)? Zastanawia mnie jak recenzowane słuchawki wypadają na ich tle – głównie pod względem jakości dźwięku.
Witam,
Jestem posiadaczem P7W i nurtuje mnie, czy warto przesiąść się na recenzowane tu NAD. Brzmienie P7W bardzo mi odpowiada. Czy dzięki aptX HD, otrzymamy słyszalną różnicę w jakości dźwięku ? Oraz czy można porównać charakter brzmienia HP70 do Bowersów.
Pozdrawiam
Panie Jakubie. Tę ….ę, tą ….ą. Pozdrawiam.
Czy technologia ROOM FEEL działa również w połączeniu przewodowym ?