Z Chordem była już po drodze premiera w postaci recenzji Hugo TT. Miałem również możliwość odsłuchów ich DACa 2Qute. Z przyjemnością tym samym skorzystałem z oferty ewaluacji bardzo popularnego modelu Mojo, który choć na rynku obecny był już od dłuższego czasu, dopiero teraz znalazł swoją drogę tutaj i ponownie dzięki pomocy p. Grzegorza Jaworka, który podesłał mi swój prywatny sprzęt wraz z recenzowanymi wcześniej Fostexami TH610, jednocześnie bardzo chwaląc to połączenie. I miał w tym bardzo dużą rację.
Dane techniczne
- Próbkowanie: micro USB (do 32 bitów/768 kHz), Coax – mini Jack (do 32 bitów/768 kHz), Toslink (do 24 bitów/192 kHz)
- Moc wyjściowa: 35 mW/600 Ω, 720 mW/8 Ω/1 kHz
- Impedancja wyjściowa: 0,075 Ω
- Dynamika: 125 dB
- THD (3 V): 0,00017%
- Waga: 180 g
- Wymiary: 60 x 22 x 82 mm
Zawartość zestawu
- Chord Mojo
- dokumentacja
- kabelek USB 10 cm
Jakość wykonania i konstrukcja
Chord jak zwykle przygotował swój sprzęt tak, jakby miał przeżyć zderzenie z pociągiem. Bardzo wytrzymałe i masywne body z pełnym „ośrubowaniem” nadaje mu nie tylko wizualnego wrażenia solidności, ale i w dotyku: to naprawdę czuć. Jest to bardzo podobny materiał, z którego wykonano Hugo TT, jednocześnie kontynuując typowy dla Chorda nurt wzorniczy. Mamy tu więc kolorowe „kulki” i komunikowanie się w taki sposób z nami za ich pomocą. Chociaż nie, nie do końca. Jest jeszcze dodatkowa dioda przy gnieździe USB, jednym z dwóch. To znaczy może po kolei.
Mojo posiada na sobie praktycznie tylko 3 przyciski funkcyjne w formie wspomnianych kolorowych kulek. Jeden to włącznik/wyłącznik, dwa pozostałe to sterowanie głośnością. A także jedna funkcja specjalna. Wciśnięcie bowiem obu przycisków głośności jednocześnie spowoduje przełączenie się diod w tryb oszczędzania energii (wyraźne przygaszenie). Ponowne naciśnięcie przywraca stan początkowy. Dobra rzecz, gdy chcemy popracować na Mojo dłużej i tylko bateryjnie.
Po bokach znajdziemy już tylko wejścia i wyjścia. Tych drugich mamy sztuk dwa i są to wyjścia słuchawkowe, działające jednocześnie. Tych pierwszych mamy zaś w całej gamie cyfrowej: micro USB, koaksjalne oraz optyczne. Jest też dodatkowy port micro USB odpowiedzialny za ładowanie lub podtrzymanie energii podczas pracy Chorda w bardziej stacjonarnej konfiguracji. Tuż pod nim znajduje się malutka dioda sygnalizująca stan naładowania baterii.
W tych mobilnych już zastosowaniach wsparciem dla Mojo jest dedykowane etui ze smyczką. Trzeba je jednak dokupić osobno, jako że jest to opcjonalne akcesorium.
Ogólnie sprzęt robi bardzo fajne wrażenie na tym etapie. Największa wada? Ze wszystkich przychodzi mi do głowy tylko jedna: brak możliwości ręcznej selekcji źródła. Można byłoby to zrobić tak prosto i banalnie, że aż dziw że Chord się na to nie zdecydował. Zamiast tego za wybór źródła odpowiada automat, pracujący w ramach z góry ustalonego cyklu sprawdzania wejść. Gdy coś wykryje – zostaje na nim i ignoruje pozostałe.
Jest również oczywiście kwestia przyzwyczajenia się do Chordowskiej warstwy użytkowej opartej o rozpoznawanie kolorów. Mamy tu więc całą paletę barw, do której należy się przyzwyczaić. Zwłaszcza że nasz palec potrafi zakryć cały przycisk i skutecznie ukryć fakt, że stany pośrednie są prezentowane w sposób niejednorodny między obydwoma przyciskami (np. żółty + żółty, potem żółty + pomarańczowy, pomarańczowy + pomarańczowy, pomarańczowy + czerwony itd.).
Na koniec warto wspomnieć o wysokiej temperaturze pracy urządzenia. Tak, Mojo grzeje się bardzo mocno i spokojnie podczas działania osiągał (bez etui) 40’C. Im bardziej sprzęt jest rozkręcony i ma za zadanie napędzić bardziej wymagające słuchawki, tym gorzej. Tak było chociażby z K240 DF czy Monitor, a więc jednostkami 600 Ohm i dużym apetytem na prąd z racji niskiej skuteczności 89-91 dB. Miło jednak jest móc oznajmić, że i z takimi potworkami sprzęt ten dał sobie radę. Oczywiście skapitulował przed K1000, ale chyba nikt normalny nie oczekiwałby od tego maleństwa aż takich możliwości.
Przygotowanie do odsłuchów
Jak zawsze wszystkie procedury i opisy można znaleźć na tej stronie, wraz ze sprzętem który jest przeze mnie wykorzystywany, a który przewija się również i w tej recenzji w jej treści.
Ponieważ sprzęt ten pochodzi od osoby prywatnej, nie jest możliwe stwierdzenie jak przebiega i czy w ogóle ma miejsce proces jego wygrzewania. Dlatego tez mimo wszystko radziłbym profilaktycznie jego użytkownikom dać mu minimum 48 godzin wstępnego dogrzania się, a także pierwsze ładowanie przez 10 godzin (tak zresztą zaleca sam producent).
Jakość dźwięku
Bas posiada wszystkie swoje niezbędne przymiotniki, ale jeden z nich wyróżnia się najbardziej – wypełnienie. To słowo będzie nam swoją drogą towarzyszyło przez całą recenzję, ponieważ opisuje najdokładniej styl grania małego Mojo. Dla porównania bardziej wyważony i neutralny bas serwuje mi S7, stawiając mocniej na rytmikę i precyzję niż Chord. Na szczęście nie odbywa się to z uszczerbkiem dla tychże cech, po prostu to wypełnienie basowe jest najbardziej słyszalne i nie jest ono jednocześnie wartością przemożną, która przykrywałaby wszystko inne.
Średnica gra praktycznie tą samą nutę, ale co ciekawe nie przybliża się, a jedynie zwiększa swoją masywność i nasycenie. Wokale są bardziej naturalne, jakby lekko mokre, sprawiając czasami wrażenie na niektórych lepszych słuchawkach, że podczas śpiewu para osadzająca się na mikrofonie od oddechu również wpływa na jego odbiór. To oczywiście bardzo przerysowane odczucie, ale uznałem że opisanie go w taki sposób pozwoli nieco dokładniej ująć to, co dane jest mi z tego maleństwa usłyszeć.
Przy okazji to, nad czym warto też przycupnąć na chwilę, to rozdzielczość i tło na jakim operujemy. Sprzęt prezentuje bardzo fajną dynamikę, zerowe szumy, duże rozciągnięcie dźwięku. Nie ma tu wrażenia ani chropowatości, ani surowości, ani też specyficznej analogowości, jaką miał np. iFi Micro iDSD Black Label. Skutkuje to uczuciem, że dostajemy do rąk sprzęt nie dość, że bardzo dopracowany, to jeszcze pozwalający rozkoszować się elementarną czystością dźwięku. W połączeniu ze słuchawkami również cechującymi się wysoką rozdzielczością własną (np. LCD-2F) uzyskujemy naprawdę wysokiej klasy duet.
Przechodząc jednak dalej, sopran to pokaz gładkiego, daleko ciągnącego się zakresu, prezentującego potęgę jakościową Chorda w pełnej krasie. Nie dość, że producentowi udało się uniknąć efektu zamulenia i spowolnienia, a także ubytków w selektywności, to jeszcze nie wpłynęło to aż tak mocno na wrażenie sceniczności. Góra nie ma za zadanie pełnić tu jednak roli jednoznacznie korekcyjnej, a sam układ nie jest przez ciepły i ciemny w sensie stricte. Jest tylko zabarwiony w takim kierunku. Dlatego słuchawki jasne pozostają na Mojo jasne, ale słucha ich się zawsze przyjemniej niż na innym sprzęcie. Zawsze. Przetestowałem sporo różnych konfiguracji, zarówno tych tańszych (RX900), jak i wielokrotnie droższych (HD800), gdzie za każdym razem każda para pozostawała sobą, choć łatwiejszą w podejściu, interpretacji i ostatecznie – akceptacji.
Co ciekawe nie jest to strojenie ani w stronę 2Qute, ani Hugo TT. Oba te układy są od Mojo inaczej zbudowane, o innych funkcjonalnościach, a także innym ostatecznie przeznaczeniu, także tym synergicznym. Mojo jest więc z nich wszystkim układem grającym najcieplej i najprzyjemniej.
Można zakładać więc, że scenicznie robi się tu parno i gorąco. Nic z tych rzeczy. Scena jest tylko minimalnie mniejsza od mojego słyszalnie bardziej neutralnego toru wzorcowego, jednocześnie o ile mniej rozbudowana na boki, to zachowująca się niezwykle kulturalnie na osi przód-tył. Czuć więc że scena robi się troszkę bardziej kameralna, zwłaszcza na słuchawkach mających ją niedużą już natywnie, ale nie ma tu wrażenia klaustrofobii, a samo pozycjonowanie źródeł pozornych nadal realizowane jest w sposób prawidłowy. Zaś gdy dorzucimy Mojo za towarzystwo coś konkretnego co do sceny, np. wspomniane HD800 – robi się bardzo ciekawie.
Mojo od startu robi więc naprawdę wyjątkowo dobre wrażenie w wymiarze dźwiękowym i wrażenie to jest tym bardziej druzgocące, im bardziej jesteśmy do niego nastawieni sceptycznie. Na początku krzywiłem się nieco na jego warstwę funkcjonalną, jako że jest banalnie prosta i na swój sposób wymuszająca na użytkowniku fizyczne zarządzanie kablami z racji automatycznego wybierania sobie wejść sygnałowych w odpowiedniej konfiguracji, ale brzmieniowo czułem się tak, jakbym dostał za to wszystko sowitą rekompensatę w postaci dwukrotnie czy nawet trzykrotnie większej, niż opiewały moje pierwotne roszczenia. A co najgorsze im dłużej użytkowałem tego malucha, tym bardziej mi się podobał.
Bardzo fajna jakość dźwięku, płynność i koherencja w zakresie przejść tonalnych, nastawienie na przyjemność i gładkość, a przy tym cały czas emanowanie konkretnym detalem oraz niezgorszą sceną, zwłaszcza na głębokość. Z grubsza naprawdę nie mam się do czego w Mojo przyczepić, zostają mi się w rękach jedynie drobnostki, które tylko wyższa cena mogłaby dać mi prawo punktować. A tak? Nagle na stole znalazł mi się sprzęt, który z niewieloma słuchawkami miał problem z dogadaniem się i były to albo modele, które albo wymagały konkretnych korekcji, albo miały wymagania prądowe wywindowane pod sufit, albo grały jeszcze cieplej niż Mojo i potrzebowały czegoś kompletnie do niego przeciwnego.
Na jego tle S7 wydawał się układem ostrzejszym, bardziej neutralnym (i takim będącym w rzeczywistości – dlatego stosuję go jako wzmacniacz bazowy), zaś S6 ponad tym jeszcze o kapkę surowszym, ale wszystkie trzy komponenty trzymały się praktycznie tej samej klasy dźwiękowej. Do tego grona zaliczyć można byłoby z perspektywy cenowej także niedawno testowanego iFi Micro iDSD Black Label, którego uznałbym za trzymającego się połowy dystansu między Mojo i S6, choć sprzęt ten gra w klasie trochę niższej.
Stykając się z różnymi opiniami zawsze postrzegałem Mojo jako układ bardziej korekcyjny, bo faktycznie ciepły. Po raz kolejny okazało się jednak, że nie jest to tak jak „ludzie piszą” i opisy takie były delikatnie mówiąc przerysowane. Mojo nie jest wcale przecieplonym, ciemnym układem z wyciętą górą. To spokojne, naturalne brzmienie z jedynie przygładzonym sopranem, nie czyniące może z K501 czy HD800 potulnych baranków, ale na pewno łacniej się z nimi dogadujące niż na innych urządzeniach i to o słyszalny margines. Tak samo czyni ze słuchawkami typowo anemicznymi, jak niektóre starsze AKG z mojej kolekcji, ale też i dokanałowe Etymotic HF2, z którymi ani nie miał żadnego problemu co do obsługi (również w zakresie kompatybilności z wtykiem TRRS), ani też nie omieszkał złapać bardzo fajnego nasycenia, które jednoznacznie wygrało ponad tym, co osiągałem np. z Aune S7.
Ostatecznie więc można powiedzieć, że odsłuch Mojo nie tylko podziałał na wiele opisów demaskatorsko, ale też rozwojowo, bo oto bowiem mamy bardzo ciekawy sprzęt stawiający ponad wszystkim na muzykę, ale jednocześnie niezapominający o kwestiach czysto jakościowych. Efekt? Pierwszorzędny.
Zastosowania i synergiczność
Tym samym spokojnie widziałbym Mojo jako małe, przenośne rozwiązanie o wielu różnych zastosowaniach. Jako kieszonkowa integra ze sprzętem przenośnym w roli wzmacniacza i DACa w jednym, jako biurkowy sprzęt który spokojnie możemy zabrać ze sobą do pracy, jako główne źródło pod laptopa nie paraliżujące jego mobilności, a także jako alternatywa dla cięższych zespołów stacjonarnych, jeśli tylko uznamy, że pakiet funkcjonalności małego Chorda nam wystarczy.
W zakresie synergiczności, jego cieplejsza natura automatycznie klasyfikuje go pod słuchawki jaśniejsze. Sprawdzi się z całą gamą modeli AKG, tak tych współczesnych (K702, Q701) jak i starszych (K240 DF, K260 PRO, K270 Playback, K400, K401, K500 LP, K501) ale też z Beyerdynamikami DT880 Edition, DT990 PRO/Edition, a nawet jako podstawka dla takich tuz jak HD800, T1 lub K812 PRO, zanim przejdziemy na etap dalszych poszukiwań. Spokojnie możemy pod niego podłączać sprzęt wydajniejszy zarówno pełnowymiarowy (np. ATH-MSR7) jak i dokanałowy (chociażby Etymotic HF2). Z tymi ostatnimi nawet nie śmiał mi zaszumić, ani też przekazać choćby jednego przebicia podczas ładowania z USB połączonego z jednoczesnym odsłuchem.
Mojo nie jest jednak limitowany tylko do słuchawek jaśniejszych, bo także i z cieplejszymi ma rację bytu. Należy pamiętać jednak, że będzie z reguły wzmacniał ich natywne właściwości akustyczne i nasycał dźwięk w bardzo konkretny sposób. Wypada to najczęściej wciąż bardzo korzystnie (TH610, LCD-2F, E1), choć i zdarzają się słuchawki, którym raczej pisane będzie parowanie z czymś jaśniejszym (K240 Monitor, RX700).
W oparciu więc o ten pakiet wskazówek myślę, że każdy będzie mniej więcej wiedział czy jego sprzęt sprawdzi się z Mojo, czy też może lepiej zwracać się w stronę wspominanej Aune S6, zwłaszcza jeśli na celowniku jest poszukiwanie wybitnie stacjonarnej integry.
Podsumowanie
Przysłowie o ocenianiu książki po okładce ma w przypadku małego Chorda bardzo piękne zastosowanie. Sprzęt jest wysoce niepozorny, na papierze może wydawać się wręcz ułomnym w stosunku czy to do możliwości konfiguracyjnych iFi Micro iDSD Black Label, czy przyłączeniowych i mocowych Aune S6, a jednak w tym samym budżecie broni się czym może i czyni to na polu zarówno świetnego, płynnego brzmienia, jak i wysokiej mobilności, ale też i jakości wykonania.
Na pewno do wad zaliczyć mógłbym brak możliwości ręcznego wyboru źródła sygnału wejściowego, ale też mocne nagrzewanie się podczas pracy. Przydałoby się również umożliwienie pracy Mojo całkowicie w trybie stacjonarnym (a więc z pełnym pominięciem baterii), ale ostatecznie są też rzeczy, którymi Mojo się broni i definitywnie na pierwszym miejscu jest na pewno przyjemne, rozdzielcze brzmienie, kompletnie niepasujące do tego maleństwa. Eufoniczne i przyjazne użytkownikowi oraz jego słuchawkom na tyle, że nawet nieco mniejsza scena na szerokość względem zastosowanych w recenzji punktów wzorcowych nie powoduje, że mógłbym z czystym sumieniem odjąć Mojo coś z oceny brzmieniowej. To jednak dźwięk, który bardzo fajnie trafia w mój gust i czyni to na naprawdę wielu słuchawkach, na których zazwyczaj trzeba ku temu troszkę się nagimnastykować.
Chord Mojo jest możliwy do nabycia na dzień pisania recenzji w cenie 2 200 zł (sprawdź dostępność i najniższą cenę)
Zalety:
- bardzo solidnie wykonany i z użyciem porządnych materiałów
- elastyczny wachlarz zastosowań
- podwójne wyjście słuchawkowe
- osobne złącze ładowania USB
- system bateryjny z długim czasem pracy
- równe, ale mimo to muzykalne i nasycone w charakterze brzmienie
- wyraźna klasowość, czystość i dynamika, a także naprawdę niezła scena
- spora uniwersalność i synergiczność
Wady:
- brak możliwości ręcznego wyboru źródła
- wysoka temperatura pracy
- szkoda że etui trzeba dokupić osobno
Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla Pana Grzegorza za użyczenie Audiofanatykowi sprzętu do testów.
Panie Jakubie,
Dziękuję za recenzję Chorda Mojo. Czy podczas testu miał Pan okazję posłuchać z Chordem słuchawki Rha T20 lub Aune E1? Zamierzam kupić słuchawki dokanałowe, więc Pana opinia o połączeniu Chorda Mojo z tymi właśnie słuchawkami byłaby dla mnie bardzo cenna. Pozdrawiam.
Panie Przemku,
Proponowałbym zacząć więc chociaż od przeczytania treści tego, za co mi Pan podziękował.
Pozdrawiam.
Panie Jakubie!
Test oczywiście przeczytałem, ale zgodnie z Pana sugestią zrobiłem to jeszcze raz. W całym tekście – jeśli chodzi o słuchawki dokanałowe – odniósł się Pan do Etymotic HF2 natomiast Rha T20 były widoczne jedynie na zdjęciu. Skoncentrował się Pan głównie na słuchawkach nausznych (za co dziękuję bo ta wiedza też jest dla mnie cenna). Ponieważ jestem początkujący być może nie potrafię odczytać wszystkich niuansów zawartych między wierszami dlatego zadałem pytanie o konkretne słuchawki ponieważ jedne z nich zamierzam kupić. Być może nie słuchał Pan połączenia Mojo z tymi słuchawkami ale w takim wypadku wystarczyło po prostu o tym napisać.
Pozdrawiam.
Cytując zatem z recenzji:
– „Nie wszystkie słuchawki pasują do małego Mojo. A raczej on im. Mało jest takich przypadków, ale np. T20 akurat do nich należą.”
– „Mojo nie jest jednak limitowany tylko do słuchawek jaśniejszych, bo także i z cieplejszymi ma rację bytu. Należy pamiętać jednak, że będzie z reguły wzmacniał ich natywne właściwości akustyczne i nasycał dźwięk w bardzo konkretny sposób. Wypada to najczęściej wciąż bardzo korzystnie (TH610, LCD-2F, E1) (…)”
Jak więc widać informacje te są jednak zawarte w treści, a HF2 nie były jedyną parą testową typu dokanałowego. Zdjęcia z danym sprzętem również zapewniam nie są wykonywane bez powodu, a z racji faktycznego odsłuchu jednego z drugim i osiągnięcia najczęściej pozytywnych rezultatów. W tym wypadku akurat było na odwrót.
Pozdrawiam.
Panie Jakubie
Przyjmuję to na klatę i przepraszam . Aune E1 były ukryte w nawiasie obok TH610 i LCD-2F. Nie wiem co powiedzieć – to chyba zmęczenie. Natomiast cytatu z T20 nie mogę niestety namierzyć. Panie Jakubie jeszcze raz przepraszam i dziękuję za wyjaśnienia. Teraz już wiem które słuchawki wybrać do Mojo.
Pozdrawiam
Nie ma problemu, nic się nie stało. Cytat odnośnie T20 jest komentarzem do zdjęcia – wystarczy na nie kliknąć. Często są tam dodatkowe uwagi i wskazówki. Choć krótkie, to wciąż pomocne. T20 to partnerstwo dla słabych prądowo źródeł. Mojo się do nich nie zalicza. Z Mojo było jak dla mnie definitywnie za dużo basu.
Pozdrawiam.
Szanowny Panie Jakubie,
Dysonans poznawczy – to uczucie pojawiło się po przeczytaniu Pana opisu i recenzji tego przetwornika. Opiera się ono na tym, jak owo urządzenie wygląda oraz to jakie wrażenia Pan odniósł po jego przetestowaniu (wygląd na minus, możliwości na plus).
To jakiś dadaizm w urządzeniach audio. Ja bym w życiu nie wziął tego urządzenia pod uwagę, ze względu na jego wygląd.
Moim zdaniem jest Pan bardzo łaskawy, a może cierpliwy, oceniając to urządzenie na płaszczyźnie ergonomii – z ciekawości spojrzałem do manual’a, aby rozszyfrować o co chodzi z tymi kolorami podświetleń – to mordęga nie tylko dla użytkowników z zaburzeniami rozpoznawania barw.
Pozdrawiam i dziękuję za recenzję i opis.
Panie Krzysztofie,
Widocznie należę do tej przemożnej większości użytkowników, którzy sprzęt oceniają za jego możliwości i jakość dźwięku, a nie za wygląd. A do dziwnej, ale banalnej obsługi, bardzo szybko idzie się przyzwyczaić.
Dzień dobry Panie Jakubie
Czy Pana zdaniem dobrze zagra z AKG K550 MKII ? Jeżeli nie, to co może Pan polecić do tych słuchawek? Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam.
Witam,
Pytania tego typu, a więc z gatunku „co kupić”, powinno się kierować na forum.audiofanatyk.pl. Ze swojej strony zawsze staram się pisać swoje artykuły i recenzje tak, aby każdy był sam w stanie znaleźć odpowiedź na różnego rodzaju zagwozdki związane z wyborem sprzętu pod swoje własne potrzeby.
Pozdrawiam.
Warto wziasc jeszcze jeden punkt pod uwage przy mojo gdy go sie porownuje do konkurencji to moc wyjsciowa. Jezeli ma sie dosyc wymagajace sluchawki i dodatkowo lubi sie sluchac muzyki glosno (wedlug symptomu muzyki sie slucha glosno albo wcale) to Mojo moze byc nie wystarczajacy. Jezeli nie ma sie tego problemu, to zakup mojo vs idsd BL micro np jest jak najbardziej polecany.
Witam panie Jakubie.
Czy Mojo będzie synergicznym kompanem dla senków hd600? Posiadam te słuchawki i sposób w jaki grają odpowiada moim upodobaniom. Jak wypadnie dół pasma? Czy wypełni braki w tym paśmie?
Pozdrawiam.
Przepraszam za nie sprecyzowanie. Muzyka absolutnie różna i również wpadająca w ucho. Nacisk na rock, pop ale również trans i polski rap (hehe polski). Dużo muzyki relaksacyjnej za co te słuchawki cenię.
Miałem kupić kolumny w kwocie prawie 5cio krotnej ale teraz zastanawiam się nad sensem. Zobaczę jak rozwinięcie tego tematu się potoczy i zadecyduję. Póki co źródłem jest pc z jakąś kartą na sabre. Pozdrawiam
Witam,
Nie testowałem obu elementów ze sobą, ale estymowałbym synergię jako zapowiadającą się dobrze, relaksacyjnie. Zresztą tak jak opisałem w recenzji. Braki w dole pasma zawsze będą na HD600/650 i jest to już urok tych konstrukcji.
Pozdrawiam.
Dzień dobry Panie Jakubie. Jak w Pana ocenie zagra to z Focalami Elear? Pozdrawiam serdecznie.